Jak pokonałam przygnębienie How I Resolved Repression

13 lutego 2025

Autorstwa Gu Nian, Chiny

Kiedyś pracowałam nad jednym zadaniem w kościele, obciążenie pracą nie było duże, a zadanie stosunkowo proste, więc czułam, że wykonywanie tego obowiązku w ten sposób jest całkiem dobre. Później zostałam wybrana na przełożoną zespołu ewangelizacyjnego. Zauważyłam, że siostra, z którą pracowałam, miała codziennie wiele zadań do wykonania. Musiała w porę omawiać z braćmi i siostrami ich problemy, stany i trudności, rozwiązując je, gdy tylko się pojawiały, kształcić pracowników ewangelizacyjnych, składać regularne raporty dotyczące pracy i tak dalej. Jej plan dnia był całkowicie wypełniony. Już samo patrzenie na nią sprawiało, że czułam się psychicznie wyczerpana. „Czy w przyszłości mój obowiązek będzie tak wyglądał? Czy przy tak wielu szczegółowych zadaniach mój umysł nie będzie musiał pracować na pełnych obrotach każdego dnia? Mało tego, gdy pojawiają się problemy, muszę szukać prawdy, aby móc je szybko rozwiązać. Ale moje wejście w życie jest płytkie i brakuje mi prawdy w głoszeniu ewangelii. Nie wiem, ile cierpienia będzie musiało znieść moje ciało, by przyjąć ten obowiązek!”. Czułam ogromną presję i miałam niewiele entuzjazmu do aktywnej współpracy przy kolejnym zadaniu.

Pewnej nocy po skończeniu pracy poczułam się pusta w środku i niewytłumaczalnie nerwowa. Kiedy myślałam o trudnościach i problemach, z którymi miałam się zmierzyć przy kolejnym zadaniu, czułam się przygnębiona i było mi ciężko na sercu. Zdałam sobie sprawę, że mój stan był niepożądany, więc modliłam się do Boga: „Boże, moje serce nie może się uspokoić, czuję przygnębienie i rozdrażnienie, a mój stan nie jest normalny. Boże, modlę się o to, abyś pomógł mi wyjść z tego stanu. Amen!”. Po modlitwie otworzyłam księgę słów Bożych i przeczytałam te słowa: „Jeśli ludzie nieustannie poszukują fizycznego komfortu i szczęścia, jeśli stale do nich dążą, a nie chcą cierpieć, to nawet odrobina fizycznego cierpienia, nieco większego niż doświadczają inni lub poczucie lekkiego przepracowania, wywołałyby w nich frustrację. To jedna z przyczyn frustracji. Jeśli ludzie nie uznają niewielkiego cierpienia fizycznego za problem i nie zabiegają o fizyczny komfort, a zamiast tego dążą do prawdy i starają się wypełniać swoje obowiązki tak, aby zadowolić Boga, wtedy często nie będą odczuwać fizycznego cierpienia. Nawet jeśli od czasu do czasu czują się nieco przepracowani, zmęczeni lub wyczerpani, po zaśnięciu budzą się w lepszym nastroju i kontynuują swoją pracę. Skupią się na swoich obowiązkach i swojej pracy; nie uznają odrobiny fizycznego zmęczenia za coś istotnego. Kiedy jednak w myśleniu ludzi pojawia się problem i nieustannie dążą oni do wygody fizycznej, to ilekroć ich fizyczne ciała doznają jakiejś krzywdy lub nie mogą znaleźć spełnienia, pojawią się u nich pewne negatywne uczucia. Dlaczego więc tego rodzaju osoby, które zawsze chcą robić to, na co mają ochotę, dogadzać swojemu ciału i cieszyć się życiem, często wpadają w pułapkę tego negatywnego uczucia, jakim jest frustracja, ilekroć są niezadowolone? (Dzieje się tak dlatego, że dążą do wygody i fizycznej przyjemności). Jest tak w przypadku niektórych ludzi(Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jak nazywa się w społeczeństwie takich ludzi? Próżniakami, głupcami, obibokami, chuliganami, zbirami i wałkoniami – tak właśnie się ich nazywa. Nie chcą uczyć się żadnych nowych umiejętności ani kompetencji, nie chcą robić poważnej kariery ani znaleźć pracy, aby poradzić sobie w życiu. Są w społeczeństwie próżniakami i obibokami. Przenikają do kościoła, a potem chcą dostać coś za darmo i zdobyć swoją porcję błogosławieństw. Są oportunistami. Ci oportuniści nigdy nie są chętni do wykonywania swoich obowiązków. Jeśli sprawy choć odrobinę nie idą po ich myśli, czują się sfrustrowani. Pragną w życiu swobody, nie chcą wykonywać żadnej pracy, a mimo to nadal chcą dobrze jeść i nosić ładne ubrania, jeść, co chcą, i spać, kiedy chcą. Myślą, że kiedy nadejdzie taki dzień, na pewno będzie cudownie. Nie chcą znosić choćby odrobiny trudów i pragną nurzać się w przyjemnościach. Ci ludzie nawet samo życie uważają za wyczerpujące; wiążą ich negatywne uczucia. Często czują się zmęczeni i zdezorientowani, ponieważ nie mogą robić tego, co im się podoba. Nie chcą wykonywać odpowiedniej dla siebie pracy, ani zajmować się sprawami, którymi zajmować się powinni. Nie chcą trzymać się swojej pracy ani wykonać jej starannie od początku do końca, traktując ją jako swój zawód i obowiązek, powinność i odpowiedzialność; nie chcą jej ukończyć ani osiągnąć rezultatów, nie chcą wykonać jej na jak najlepszym poziomie. Nigdy nie myśleli w ten sposób. Chcą po prostu robić wszystko po łebkach i wykorzystywać swoje obowiązki jako sposób na utrzymanie. Kiedy spotykają się z niewielką presją lub jakąś formą kontroli lub gdy oczekuje się od nich spełnienia nieco wyższego standardu bądź wzięcia na siebie jakiejś odpowiedzialności, czują się nieswojo i są sfrustrowani. Budzą się w nich te negatywne uczucia, życie jest dla nich wyczerpujące i są nieszczęśliwi(Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Refleksja nad słowami Bożymi sprawiła, że poczułam głęboki smutek i przygnębienie. Zrozumiałam, że w oczach Boga ci, którzy zawsze idą na łatwiznę, wykonując obowiązki, i popadają we frustrację, gdy tylko trochę cierpią, to ludzie, którzy nie wykonują pracy, jaka do nich należy, to oportuniści, którzy wślizgnęli się do domu Bożego. Rozmyślając nad swoim stanem i nad tym, co przejawiałam w tym okresie, zdałam sobie sprawę, że jestem dokładnie tego rodzaju osobą, którą zdemaskował Bóg. Nie podjęłam się jeszcze oficjalnie żadnego zadania; widziałam, że siostra, z którą pracowałam, ma dużo na głowie. Codziennie musiała podejmować wysiłki, intensywnie myśleć i mocno się głowić. Musiała też uporać się z problemami i stanmi braci i sióstr, omawiając prawdę. Czułam niepokój, bo wydawało mi się, że jest strasznie dużo do zrobienia i że jest to wyczerpujące. Kiedy pomyślałam o tym, jak sama musiałabym wziąć na siebie odpowiedzialność za te szczegółowe zadania, poczułam się sfrustrowana i przygnębiona. Nie chciałam brać tego ciężaru na swoje barki. Wiedziałam jednak, że głoszenie ewangelii o królestwie Bożym jest pilną intencją Boga, a ci, którzy mają sumienie i rozum, którzy dążą do prawdy i uwzględniają Bożą intencję, znoszą cierpienia, płacą cenę i wnoszą swój wkład. Teraz, gdy przyjęłam ten obowiązek, musiałam się zastanowić, jak możliwie jak najszybciej podjąć się tej pracy: szkolić ludzi, uporać się z ich stanami i trudnościami, naprawić problemy i niedociągnięcia w pracy i tak dalej. Były to zadania, z którymi wcześniej nie miałam do czynienia, więc musiałam stopniowo je zrozumieć i zaznajomić się z nimi. Nie dysponowałam pozytywnymi praktykami i martwiłam się przez cały dzień, że moje ciało będzie bardziej cierpieć, przez co zaznam stanu frustracji. Naprawdę nie zajmowałam się swoją właściwą pracą! Te myśli przyprawiały mnie o duże poczucie winy, więc przyszłam do Boga, aby się modlić, prosząc Go, aby obudził we mnie poczucie obowiązku i determinację do znoszenia cierpienia, abym mogła podjąć się tej pracy.

Na początku byłam dość aktywna, zaznajamiałam się z różnymi zasadami i zaopatrywałam się w prawdę dotyczącą głoszenia ewangelii w celu rozwiązywania problemów. Chociaż było to wyzwaniem, dzięki modlitwie i poleganiu na Bogu udało mi się coś zyskać, a każdy dzień przynosił poczucie spełnienia. Po pewnym czasie okazało się jednak, że szczegółowych zadań jest więcej, niż się spodziewałam. Gdy przyszedł czas na podsumowanie pracy, zobaczyłam, że jest mnóstwo problemów, które trzeba rozwiązać, i czułam się przytłoczona. Na przykład, pracownicy ewangelizacyjni nie pojmowali zasad swoich obowiązków, nie wiedzieli, jak odpowiadać na pytania zadawane przez potencjalnych odbiorców ewangelii, niektórzy ludzie pogrążyli się w złym stanie, i tak dalej. Rozwiązanie wszystkich tych problemów poprzez omówienie każdego po kolei wymagałoby mnóstwo wysiłku umysłowego. Co więcej, nie miałam prawie żadnego doświadczenia, a znalezienie odpowiednich zasad, które pozwoliłyby rozwiązać te problemy, i zastanowienie się, jak skutecznie odpowiadać na pytania potencjalnych odbiorców ewangelii, wymagało bardzo dużo wysiłku umysłowego! Czułam ogromną presję. Wpatrując się tępo w komputer, wciąż się zastanawiałam: „Każdy problem, który pojawi się w przyszłości, będzie wymagał dokładnego rozważenia, a jego rozwiązanie będzie miało swój koszt. Ten obowiązek jest dla mnie zbyt trudny. Chcę po prostu być zwykłą wierzącą. Czy nie mogłabym po prostu skupić się na głoszeniu ewangelii i wziąć na siebie mniej skomplikowane obowiązki?”. W tym czasie, każdego ranka, kiedy otwierałam oczy, czułam się przytłoczona ilością pracy do wykonania i nawet we śnie omawiałam problemy, by je rozwiązać. Wykonywanie obowiązków sprawiało, że czułam się coraz bardziej wyczerpana, zwłaszcza emocjonalnie. Negatywne uczucia frustracji nasilały się. Każdego dnia miałam nadzieję, że będzie mniej zadań i problemów i że nie będę już taka zmęczona. Kilka dni z rzędu trwałam w oszołomieniu, zmuszając się do wykonywania obowiązków. W moim sercu nie było poczucia obowiązku. Stale odkładałam rozwiązanie problemów na później. Podczas sprawdzania pracy nie byłam w stanie znaleźć żadnych niedopatrzeń; miałam wrażenie, że zamiast mózgu mam kawałek drewna, a moja wydajność była bardzo niska. Nawet modlitwa oraz jedzenie i picie słów Bożych nie przyniosły oświecenia ani światła. Mój duch był ogarnięty mrokiem. Bracia i siostry również zauważyli, że coś jest nie tak z moim stanem, i zapytali mnie: „W jakim stanie się obecnie znajdujesz? Ciągle jesteś senna i niezbyt aktywnie uczestniczysz w omówieniu podczas zgromadzeń”. Słysząc to, poczułam się jeszcze bardziej przygnębiona i zastanawiałam się, jak do tego doszło. Czy utraciłam dzieło Ducha Świętego? Czy Bóg odsunął mnie na bok i zignorował? Później, poprzez poszukiwanie, zaczęłam wreszcie rozumieć swój stan.

Przeczytałam te słowa Boga: „Negatywne uczucia wskazują, że jest problem, a jeśli jest problem, należy go rozwiązać. Zawsze znaleźć można sposób i drogę, aby to zrobić – problemy nie są nierozwiązywalne. Zależy to tylko od tego, czy potrafisz stawić czoła problemowi i czy chcesz go rozwiązać, czy też nie. Jeśli potrafisz, to nie ma problemu tak trudnego, że nie da się go rozwiązać. Stajesz przed Bogiem i szukasz prawdy w Jego słowach, a wtedy możesz pokonać każdą trudność. Tymczasem przygnębienie, depresja i frustracja nie tylko nie pomagają ci w rozwiązaniu problemów, ale wręcz przeciwnie – mogą sprawić, że problemy się pogłębią i staną się poważniejsze. Czy w to wierzycie? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Na koniec chcę wam jeszcze coś powiedzieć: nie pozwól, by jakieś pomniejsze uczucie lub zwykła, niewiele znacząca emocja spętała cię na resztę życia w taki sposób, że wpłynie na dostąpienie przez ciebie zbawienia i zniszczy twoją nadzieję na zbawienie; czy to jasne? (Tak). To twoje uczucie jest nie tylko negatywne, ale – mówiąc bardziej precyzyjnie – sprzeciwia się Bogu i prawdzie. Możesz myśleć, że to tylko uczucie mieszczące się w granicach zwykłego człowieczeństwa, ale w oczach Boga to nie tylko prosta kwestia uczucia, tylko metoda sprzeciwu względem Boga. Jest to metoda, która polega na tym, że ludzie wykorzystują negatywne uczucia, aby sprzeciwiać się Bogu, słowom Boga i prawdzie. Dlatego, zakładając, że chcesz dążyć do prawdy, mam nadzieję, że wejrzysz w głąb siebie, aby ustalić, czy skrywasz w sobie takie negatywne uczucia i uparcie, jak głupiec, sprzeciwiasz się Bogu i z Nim rywalizujesz. Jeśli znalazłeś odpowiedź poprzez autorefleksję, jeśli udało ci się dojść do jasnej świadomości, to proszę, byś w pierwszej kolejności wyzbył się tych emocji. Nie hołub ich i nie staraj się ich zachować, bo one cię zniszczą, zniszczą twoje przeznaczenie oraz szansę i nadzieję, jaką pokładasz w dążeniu do prawdy i dostąpieniu zbawienia(Jak dążyć do prawdy (1), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Bóg przemówił bardzo wyraźnie. Negatywne uczucia mogą wydawać się błahym problemem, ale bardzo źle wpływają na dążenie człowieka do prawdy i wypełnianie obowiązku. Kiedyś uważałam, że każdy doświadcza negatywnych uczuć, że poprzez nie po prostu w pewnych okolicznościach ujawniają się myśli oraz idee i że nie jest to duży problem. Kiedy więc zobaczyłam, że negatywne uczucia obnażone przez Boga mogą sprawić, że człowiek będzie opierał się prawdzie i Bogu, niwecząc tym samym swoją szansę na zbawienie, nie miałam w sercu zbyt wiele prawdziwego doświadczenia ani zrozumienia. Rozmyślając nad tym, co wtedy ujawniłam, poczułam się poruszona. Kiedy zobaczyłam ogrom pracy i mnogość projektów, pomyślałam, że wypełnienie tego obowiązku przyniesie mojemu ciału cierpienie i wyczerpanie, poczułam się przytłoczona i przygnębiona, nie byłam w stanie poczuć się wolna. Kiedy faktycznie przystąpiłam do wykonywania tego obowiązku, okazało się, że mam wiele konkretnych zadań do wykonania i że jest wiele problemów, które należało rozwiązać poprzez omówienie prawdy. Brakowało mi jednak doświadczenia w tej pracy, i myślałam, że aby dobrze wykonać każde zadanie, moje ciało będzie musiało cierpieć. To sprawiło, że poczułam się bardzo nieszczęśliwa i negatywne uczucia stale wypływały na wierzch. Każdego dnia zmuszałam się do wykonywania swojego obowiązku i nie miałam w sercu prawdziwego poczucia odpowiedzialności. Troszczyłam się o ciało, pogrążałam się w tłumionych emocjach, a wykonując obowiązek, byłam słaba i bierna. W zasadzie było to równoznaczne z wyrażaniem mojego niezadowolenia i nieposłuszeństwa wobec sytuacji zaaranżowanej przez Boga. W ten sposób stawiałam opór prawdzie i Bogu, sprzeciwiałam się Bogu. Bóg bada głębię ludzkich serc, a moje podejście do obowiązku sprawiło, że Bóg mnie znienawidził. Utraciłam dzieło Ducha Świętego w moim obowiązku. To było sprawiedliwe usposobienie Boga wobec mnie. Ta świadomość mnie przeraziła, wiedziałam, że muszę jak najszybciej uporać się ze swoimi negatywnymi uczuciami.

Później przeczytałam te słowa Boże: „Jaki tak naprawdę jest twój cel, skoro nie przyjmujesz prawdy – a tym bardziej jej nie praktykujesz – i po prostu żyjesz sobie bez celu w domu Bożym? Czy chcesz uczynić dom Boży swym domem spokojnej starości albo przytułkiem? Jeśli tak, to popełniasz błąd: dom Boży nie zajmuje się pasożytami i darmozjadami. Każdy bez wyjątku, kto przejawia kiepskie człowieczeństwo, kto nie wykonuje ochoczo swego obowiązku, kto nie nadaje się do wykonywania obowiązku, musi zostać wydalony; wszyscy niedowiarkowie, którzy w ogóle nie przyjmują prawdy, muszą zostać wyeliminowani. Niektórzy ludzie rozumieją prawdę, ale nie potrafią wcielać jej w życie, wykonując swoje obowiązki. Kiedy widzą problem, nie rozwiązują go i choć wiedzą, że coś jest ich obowiązkiem, nie dają z siebie wszystkiego. Jeśli nie wykonujesz nawet tych obowiązków, do których jesteś zdolny, to jaką wartość lub skutek może mieć wykonywanie przez ciebie obowiązków? Czy jest sens wierzyć w Boga w ten sposób? Ktoś, kto rozumie prawdę, ale nie potrafi jej praktykować, kto nie jest w stanie znosić trudów, jakie powinien znosić – taka osoba nie nadaje się do wykonywania obowiązków. Niektórzy wykonują obowiązki tylko po to, by ktoś ich nakarmił. To żebracy. Myślą, że jeśli wykonają kilka zadań w domu Bożym, to zapewnią sobie wikt i opierunek, że będą mieli utrzymanie i nie muszą iść do pracy. Czy istnieje taki układ? Dom Boży nie utrzymuje darmozjadów. Jeśli ktoś, kto w najmniejszym stopniu nie praktykuje prawdy i kto jest stale niedbały w wykonywaniu swoich obowiązków, mówi, że wierzy w Boga, to czy Bóg go uzna? Wszyscy tacy ludzie są w oczach Boga niedowiarkami i złoczyńcami(Aby dobrze wypełniać obowiązek, należy mieć przynajmniej sumienie i rozum, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Dziś nie wierzysz słowom, które wypowiadam, i nie zwracasz na nie uwagi; kiedy nadejdzie dzień szerzenia tego dzieła i ujrzysz dzieło to w całości, będziesz żałował i w owym czasie będziesz oniemiały. Istnieją oto błogosławieństwa, lecz ty nie wiesz, jak się nimi cieszyć; jest też prawda, lecz ty do niej nie dążysz. Czyż nie sprowadzasz na siebie pogardy? Dziś, choć kolejny etap Bożego dzieła ma się dopiero zacząć, nie ma nic dodatkowego w wymaganiach, jakie się wobec ciebie stawia, ani w tym, co każe ci się urzeczywistniać. Jest tak wiele pracy i tak wiele prawd; czyż nie są godne tego, abyś je poznał? Czyż Boże karcenie i sąd nie są w stanie obudzić twego ducha? Czy Boże karcenie i sąd nie są w stanie sprawić, byś znienawidził samego siebie? Czy rad jesteś żyć pod wpływem szatana, w pokoju i radości, korzystając z odrobiny cielesnych uciech? Czy nie jesteś najpodlejszym ze wszystkich ludzi? Nikt nie jest głupszy od tych, którzy ujrzeli zbawienie, lecz nie dążą do tego, aby je osiągnąć. Są to ludzie, którzy opychają się cielesnością i znajdują upodobanie w szatanie. Masz nadzieję, że twoja wiara w Boga nie będzie wymagać żadnych wyzwań czy cierpień, ani najmniejszego nawet trudu. Ciągle dążysz do osiągnięcia tych rzeczy, które są bezwartościowe, a nie przywiązujesz wagi do życia, przedkładając zamiast tego własne ekstrawaganckie myśli ponad prawdę. Jakże jesteś bezwartościowy!(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozmyślając nad słowami Boga, poczułam się surowo osądzona. Bóg brzydzi się tymi, którzy nieustannie szukają cielesnych wygód i przyjemności. Tacy ludzie nie doświadczają cierpienia i nie płacą ceny podczas wykonywania obowiązku, nie są też w stanie wypełnić swojej powinności ani szczerze ponosić kosztów na rzecz Boga. Zawsze dążyłam do życia pełnego cielesnych wygód, żyłam według szatańskich trucizn, takich jak: „Życie jest krótkie. Ciesz się nim, póki możesz”, „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy” czy „Pofolguj sobie, bo życie jest krótkie”. Wierzyłam, że życie doczesne jest pełne kłopotów i smutków, i że nie należy go sobie utrudniać, tylko nauczyć się cieszyć życiem i folgować sobie. Kiedy uwierzyłam w Boga, zrozumiałam, że dążenie do prawdy i wykonywanie swojego obowiązku jest właściwą drogą w życiu, a żeby poznać prawdę, trzeba znosić cierpienie i płacić cenę. Kiedy jednak wybrano mnie na przełożoną i powierzono mi więcej obowiązków, myśl, że będę musiała jeszcze bardziej cierpieć, aby dobrze wykonać swoją pracę, i nie będę mogła wieść wygodnego i łatwego życia, sprawiła, że poczułam się przytłoczona i przygnębiona. Widząc wzrost ilości zadań w pracy, czułam niezadowolenie, opór i ciągle narzekałam. Odwlekałam nawet rozwiązywanie problemów, z którymi byłam w stanie sobie poradzić. Zrozumiałam, że byłam dokładnie taką osobą, jaką Bóg zdemaskował: kimś, kto nie chce wykonywać swoich obowiązków, darmozjadem, bezużyteczną osobą, która kocha wygodę i nienawidzi pracy. Zastanawiałam się, ile braci i sióstr, którzy głosili ewangelię, doświadczyło nadużyć i upokorzeń ze strony osób religijnych, jak również prześladowań i aresztowań przez wielkiego czerwonego smoka, a nawet ryzyka utraty życia. Niektórzy z nich podjęli wysiłek, aby wyposażyć się w prawdę i rozwiązywać problemy potencjalnych odbiorców ewangelii, wielokrotnie spotykając się, by omawiać pojęcia ludzi religijnych. Bez względu na to, jak było trudno, nie wycofali się i nie poddali, byli gotowi zatroszczyć się o intencje Boga i głosić ewangelię większej liczbie ludzi. To właśnie powinni robić ludzie, którzy prawdziwie mają człowieczeństwo. Potem, kiedy przyjrzałam się sobie, dostrzegłam, że moje podejście do obowiązku było wyjątkowo lekceważące i pobłażliwe, jakby mianowanie mnie przełożoną było celowym utrudnianiem mi życia, a ja po prostu chciałam uwolnić się od cierpienia i trudu, pasożytować w domu Bożym i próżnować całe dnie. Osoba taka jak ja, z takim człowieczeństwem, nie zasługiwała na to, by wykonywać obowiązek. Byłam naprawdę samolubna i podła! W istocie Bóg dał każdemu człowiekowi brzemię odpowiednie do jego rzeczywistej postawy, dając mu takie obowiązki, aby zrekompensować jego braki oraz pomóc mu poznać prawdę. Wracając pamięcią do chwili, gdy rozpoczynałam ten obowiązek, napotykałam trudności i problemy w pracy, a dzięki modlitwie i poleganiu na Bogu w poszukiwaniu prawdozasad odniosłam pewne korzyści. Później, gdy pracownicy ewangelizacyjni mieli problemy ze swoimi stanami lub pracą, omawiałam z nimi te problemy, aby je rozwiązać, także czyniłam pewne postępy, których nie dałoby się osiągnąć w komfortowych warunkach. Jednak pod wpływem trucizn szatana goniłam za rzeczami bezwartościowymi i podłymi, ciągle myśląc o uchylaniu się od obowiązku, żeby ochronić moje cielesne interesy, żyjąc pośród negatywnych uczuć i sprzeciwiając się Bogu. Byłam naprawdę zbuntowana i niezdolna do odróżnienia dobra od zła! Gdybym nadal żyła dla ciała, z pewnością zmarnowałabym szansę na zyskanie prawdy dzięki możliwości wykonywania swojego obowiązku. Gdy to zrozumiałam, ogarnęło mnie głębokie poczucie winy i wyrzuty sumienia. Ze łzami modliłam się do Boga: „Boże, myliłam się. Mój stosunek do obowiązku sprawił, że poczułeś obrzydzenie i rozczarowanie. Nie spełniłam Twojej intencji. Boże, nie chcę już dłużej buntować się przeciwko Tobie i jestem gotowa zbuntować się przeciwko mojemu ciału i wziąć na siebie tę odpowiedzialność”.

Później przeczytałam te słowa Boże: „Wszyscy, którzy naprawdę wierzą w Boga, to ludzie podejmujący odpowiednią dla nich pracę, ochoczo wykonujący swoje obowiązki, zdolni do wzięcia na siebie określonego zadania i wykonania go dobrze, zgodnie ze swoim potencjałem i przepisami domu Bożego. Oczywiście, przystosowanie się do takiego życia początkowo może być trudne. Możesz czuć się wyczerpany fizycznie i psychicznie. Jednakże, jeśli naprawdę jesteś zdecydowany na współpracę i chcesz stać się normalnym i dobrym człowiekiem oraz dostąpić zbawienia, to musisz zapłacić pewną cenę i pozwolić, aby Bóg cię zdyscyplinował. Kiedy odczuwasz pragnienie bycia samowolnym, musisz się przeciwko niemu zbuntować i uwolnić się od niego, aby twoja samowola i egoistyczne pragnienia stawały się stopniowo coraz słabsze. Musisz szukać Bożej pomocy w kluczowych sprawach, w decydujących momentach i przy najważniejszych zadaniach. Jeśli posiadasz determinację, powinieneś prosić Boga, aby cię skarcił, zdyscyplinował i oświecił, tak abyś mógł zrozumieć prawdę, dzięki czemu uzyskasz lepsze wyniki. Jeśli naprawdę masz determinację, modlisz się do Boga w Jego obecności i usilnie Go błagasz, Bóg podejmie działanie. Odmieni twój stan i twoje myśli. Jeśli Duch Święty wykona trochę dzieła, odrobinę cię poruszy i oświeci, twoje serce się odmieni, a twój stan ulegnie przemianie. (…) Jeśli jesteś w stanie przejść taką przemianę, dom Boży pozwoli ci zostać, spełniać twoje obowiązki, wypełniać twoją misję i dokończyć pracę, którą się zajmujesz. Oczywiście ludziom, którzy odczuwają te negatywne uczucia, można pomóc tylko z kochającym sercem. Jeśli ktoś konsekwentnie odmawia przyjęcia prawdy i nie okazuje skruchy pomimo wielokrotnych upomnień, powinniśmy się z nim pożegnać. Ale jeśli ktoś naprawdę chce się zmienić, zawrócić ze złej drogi, to gorąco zapraszamy go do pozostania. O ile autentycznie chce on pozostać i zmienić dotychczasowe podejście i sposób życia oraz jest w stanie stopniowo przejść przemianę podczas wykonywania swojego obowiązku, a do tego im dłużej wykonuje swój obowiązek, tym jest w nim lepszy, to z radością pozwalamy mu pozostać i mamy nadzieję, że dalej będzie się poprawiać. Wyrażamy też wobec niego wielkie życzenie: życzymy, aby uwolnił się od swoich negatywnych uczuć, aby nie był nimi skrępowany ani by nie spowijał go ich cień, a zamiast tego by podejmował odpowiednią dla siebie pracę i kroczył właściwą ścieżką, działając i urzeczywistniając to, co normalni ludzie powinni urzeczywistniać zgodnie z wymaganiami Boga, i w sposób praktyczny wypełniając swoje obowiązki w domu Bożym zgodnie z tymiż wymaganiami, nie snując się dłużej bez celu przez życie. Życzymy mu obiecującej przyszłości, aby przestał robić wszystko, na co ma ochotę, nie zajmował się wyłącznie gonieniem za przyjemnościami i fizycznym zaspokojeniem, ale by więcej myślał o sprawach związanych z wykonywania swoich obowiązków, o ścieżce, którą kroczy w życiu, i o urzeczywistnianiu zwykłego człowieczeństwa. Życzymy z całego serca, aby mógł żyć w domu Bożym szczęśliwie, swobodnie i z poczuciem wyzwolenia, doświadczając codziennie spokoju i radości oraz odczuwając ciepło i uradowanie w swoim życiu w domu Bożym. Czyż to nie jest najwspanialsze życzenie? (Jest)” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Widząc wysiłki Boga i Jego życzenia wobec tych, którzy zostali uwięzieni w stanie przygnębienia, poczułam ciepło, głębokie wzruszenie i zachętę. Bóg ma nadzieję, że potrafię postępować zgodnie z Jego wymaganiami, urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo, właściwie wykonywać swoją pracę i spełniać obowiązek zgodnie z prawdozasadami. Zrozumiałam też, że aby być osobą, która ma w sobie człowieczeństwo i podąża właściwą drogą w życiu, trzeba mieć determinację, aby dążyć do rzeczy pozytywnych, świadomie buntować się przeciwko ciału, gdy napotykamy trudności i problemy w wykonywaniu obowiązków, i faktycznie zapłacić cenę za rozwiązywanie problemów, ponosząc w ten sposób odpowiedzialność osoby dorosłej. Co więcej, zanim zaczniemy codziennie wykonywać swój obowiązek, powinniśmy szczerze modlić się do Boga i przyjąć Jego nadzór. Kiedy przyłapię się na tym, że chcę ulec ciału i zaniedbać swój obowiązek, powinnam prosić Boga, aby mnie zganił i zdyscyplinował, i starać się wykonywać obowiązek całym sercem i ze wszystkich sił. Tylko żyjąc w ten sposób będę żyć na podobieństwo człowieka. Zrozumiawszy to, zapragnęłam postępować zgodnie ze słowami Boga i w nie wejść. Od tego momentu powierzałam Bogu każde zadanie, w które byłam zaangażowana, i polegałam na Nim. Rzeczywiście płaciłam cenę, wyszukując materiały, modląc się, poszukując, zastanawiając się nad tym, jak omawiać, aby osiągać dobre wyniki. Kiedy spotykało mnie coś, czego nie rozumiałam lub z czym nie potrafiłam sobie poradzić, rozmawiałam z moimi braćmi i siostrami. Problemy, które pojawiały się w trakcie wykonywania obowiązku, stopniowo się rozwiązywały. Chociaż obciążenie pracą w moim obowiązku nie zmieniło się, nie czułam się już przygnębiona, tylko uznałam, że warto włożyć wysiłek i zapłacić cenę, aby dobrze wykonać swój obowiązek. Poczułam także radość i spełnienie w sercu i zdobyłam pewne praktyczne umiejętności w pracy. Uważam, że życie według słów Boga jest naprawdę wspaniałe i że prowadzę wartościowe i godne życie!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze