Emocje zasnuły me serce mgłą

29 stycznia 2023

W maju 2017 roku zaakceptowałam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Kiedy mój mąż zobaczył moje ozdrowienie i to, jak zostałam obdarzona łaską Boga, gdy w Niego uwierzyłam, również zaakceptował Jego dzieło i zaczął wypełniać swój obowiązek. Z czasem silny ból pleców, który odczuwał, zaczął ustępować i mąż mógł wkładać w swój obowiązek mnóstwo energii. Dawał z siebie wszystko, by spełniać oczekiwania kościoła i często z entuzjazmem pomagał naszym braciom i siostrom. Uważałam męża za prawdziwego poszukiwacza i wyobrażałam sobie, jak cudownie by było praktykować wiarę, do końca podążać za Bogiem i razem wkroczyć do królestwa niebieskiego.

Sprawy nie wyglądały jednak tak idealnie, jak sądziłam. Ponieważ brakowało mi doświadczenia życiowego i nie potrafiłam wykonywać praktycznego działa, w marcu 2021 roku zwolniono mnie ze stanowiska kaznodziei. Ku mojemu zaskoczeniu, mąż miał bardzo wyrobioną opinię na temat mojego zwolnienia. Powiedział: „Przez dwa lata wkładałaś całą swoją energię w spełnianie obowiązku, a ja sam zajmowałem się domem. Skoro poświęciłaś tak wiele, a mimo to cię zwolniono, to ja na pewno nie przetrwam jako osoba wierząca. Wyrzekam się swojej wiary”. Rozmawiałam z nim, wyjaśniając, że kościół zwolnił mnie zgodnie z zasadą i że powinniśmy do tego właściwie podejść, unikając błędnego zrozumienia Boga. Wytłumaczyłam mu też, że moje zwolnienie nie oznaczało utraty szansy na zbawienie. Jeśli będę dociekała prawdy, wciąż jest dla mnie nadzieja. Niezależnie od tego, co mówiłam, nie chciał mnie słuchać i mnie ignorował. Przez kolejny miesiąc nie uczestniczył w spotkaniach ani nie spełniał swojego obowiązku. Nie czytał nawet słów Boga ani się nie modlił. Przywódczyni przychodziła wtedy wielokrotnie, by z nim porozmawiać, ale ją ignorował. Później usłyszał, jak przywódczyni opowiadała, że dzieło Boga jest niemal skończone i nasilają się wszelkie rodzaje katastrof. Jeśli nie umiłujemy możliwości praktykowania wiary i spełniania swojego obowiązku, za późno będzie na żal, gdy katastrofy już nastaną. Dopiero wtedy zmienił nastawienie i zaczął uczęszczać na spotkania i spełniać swój obowiązek. Odczułam ogromną ulgę. Sądziłam, że dzięki uczestniczeniu w spotkaniach, spełnianiu obowiązku i poszukiwaniu prawdy wciąż miał szansę na osiągnięcie zbawienia.

Początkowo wykazywał pewien entuzjazm i dość proaktywnie spełniał swój obowiązek. Był wtedy podlewającym diakonem i punktualnie uczęszczał na spotkania z innymi. Czasami, gdy w kościele potrzebowano pomocy w sprawach ogólnych, był gotów na cierpienie i poświęcenie. Nie trwało to jednak długo. Kilka miesięcy później, bratanek męża niespodziewanie zachorował na rzadką chorobę. Kiedy mąż pojechał do swojego brata, by mu pomóc, uchylał się od swoich obowiązków i pominął kilka spotkań. Oznaczało to, że zabrakło osoby do podlewania braci i sióstr z kilku grup. Rozmawiałam z nim, wyjaśniając, że musimy nadawać priorytet naszym obowiązkom i nie poświęcać zbyt wiele czasu na sprawy cielesne, bo wpłynie to na te obowiązki i opóźni nasze wejście w życie. Również bracia i siostry z nim rozmawiali, ale ich nie słuchał. Aż pewnego dnia wrócił do domu roztrzęsiony i powiedział, że niemal został potrącony i zginął pod kołami auta, gdy szedł drogą. Uznał, że to Bóg go ochronił. Po tym zdarzeniu znów zaczął brać udział w spotkaniach. Nie trwało to jednak długo. Gdy tylko jego brat ponownie poprosił go o pomoc, przestał uczestniczyć w spotkaniach i spełniać swój obowiązek. Przez to, że nie spełniał odpowiedzialnie swojego obowiązku i mimo wielokrotnych rozmów nie poprawił swojego postępowania, biorąc pod uwagę całokształt, przełożeni zwolnili go z jego funkcji. Po tym fakcie, przestał uczestniczyć w spotkaniach i codziennie jeździł pomagać bratu. Bracia i siostry wielokrotnie z nim o tym rozmawiali i choć zgodził się uczęszczać na spotkania, w rzeczywistości tego nie robił. Zdenerwowałam się, widząc go takim. Martwiłam się, że zaprzestając praktykowania wiary, zostanie porwany przez katastrofy i ukarany. Zapytałam, dlaczego nie uczestniczy w spotkaniach i ku mojemu zaskoczeniu odrzekł: „Kilku członków naszej rodziny wierzy w Boga, ale nie uchronił On mojego bratanka przed tą straszną chorobą…”. Wtedy nagle zrozumiałam, że winił Boga, że nie ochronił zdrowia jego bratanka. Dostrzegłam, że mąż ma błędne pojęcie o wierze i chce tylko dostąpić łaski. Tłumaczyłam mu więc: „Nie powinniśmy wierzyć w Boga tylko po to, by otrzymać błogosławieństwa i łaskę. Musimy poszukiwać prawdy i poddać się Jego planowi”. Wiele razy z nim rozmawiałam, ale zawsze był bardzo oporny i wzburzony. Pomyślałam sobie: „Nie akceptuje prawdy i mówi jak fałszywy wierzący”. Jednak później uznałam: „Może to dlatego, że wierzy od niedawna i nie rozumie prawdy. Postaram się bardziej mu pomóc”. Niezależnie od tego, co mówiłam, nie chciał mnie słuchać. Kilka dni później przybył do nas przełożony, by dokonać obmywania. Musieliśmy zidentyfikować fałszywych wierzących, antychrystów i złych ludzi, zebrać ich oceny, a następnie pozbyć się ich lub ich wydalić. Mój mąż znajdował się wśród zidentyfikowanych osób. W kontekście ogólnego zachowania uznano, że w wierze w Boga poszukuje tylko błogosławieństw, tworzy wyobrażenia przeciw Bogu oraz odmawia udziału w spotkaniach i spełniania swego obowiązku zawsze, gdy sprawy idą nie po jego myśli lub gdy nie otrzymuje łaski Boga. Wydano osąd, że jest fałszywym wierzącym i poszukuje „spożywania chleba i bycia nasyconym”. Wpadłam w panikę: „Czy to znaczy, że mój mąż zostanie wyrzucony? Czy nie straci przez to szansy na zbawienie?”. Nie potrafiłam zaakceptować faktów i wymyślałam kontrargumenty: „Nie pomyliliście się? Od niedawna jest wierzący i nie rozumie prawdy. Wcześniej wypełniał swoje obowiązki. Coś się po prostu wydarzyło w naszej rodzinie i tymczasowo stał się słaby. Powinniśmy go wspierać i mu pomóc. Gdy jego stan się poprawi, może zacznie normalnie brać udział w spotkaniach”. Wiedziałam jednak, że obmywanie było bardzo ważne w domu Bożym. Pełniłam wtedy funkcję przywódczyni kościoła i byłam zobowiązana je wdrożyć. Zgodziłam się więc dostarczyć informacje. Nadal jednak planowałam mu pomóc. Często z nim rozmawiałam, nakłaniałam do czytania słów Boga i do udziału w spotkaniach, ale mnie nie słuchał. Czasami nawet wściekał się na mnie i kazał mi być cicho. Czasami, gdy byłam zajęta pracą w kościele i nie mogłam zajmować się sprawami domu, robił mi wyrzuty i na mnie krzyczał. Byłam bardzo rozczarowana jego postawą i wydawało mi się, że nie da się go już ocalić. Starałam się mu pomóc, ale nie widziałam poprawy.

Pewnego dnia znalazłam fragment słów Boga, w którym jest mowa o zachowaniu fałszywych wierzących. Brzmiał on tak: „Jakie są cechy charakterystyczne fałszywych wierzących? Ich wiara w Boga to takie poszukiwanie okazji, sposób na czerpanie korzyści z kościoła, na uniknięcie katastrofy, na zapewnienie sobie wsparcia i źródła utrzymania. Niektórzy z nich mają nawet aspiracje polityczne, chcą wejść do rządu i otrzymać oficjalne stanowisko. Tacy ludzie, wszyscy co do jednego, to fałszywi wierzący. Ich wiara w Boga zawiera w sobie te pobudki i intencje, a w głębi serca nie wierzą oni ze stuprocentową pewnością, że Bóg istnieje. Choć uznają Go, robią to z powątpiewaniem, bo ich punkt widzenia jest ateistyczny. Wierzą tylko w rzeczy, które mogą zobaczyć w świecie materialnym. (…) Właśnie dlatego, że ci ludzie nie wierzą, iż Bóg panuje nad wszystkim, są w stanie zuchwale i bez skrupułów przeniknąć do kościoła z własnymi intencjami i celami. Chcą w kościele dać wyraz swoim talentom, spełnić swoje marzenia lub coś w tym rodzaju – czyli chcą przeniknąć do kościoła i zdobyć tam prestiż i status, spełnić swój zamiar i pragnienie otrzymania błogosławieństw, a tym samym mieć źródło utrzymania. Z ich zachowania, jak również z ich natury i istoty można wyczytać, że ich cele, pobudki i intencje w wierze w Boga są niewłaściwe. Żaden z nich nie jest człowiekiem, który akceptuje prawdę, a nawet jeśli uda im się dostać do kościoła, nie są ludźmi, których kościół powinien zaakceptować. W domyśle oznacza to, że mogą oni przeniknąć do kościoła, ale nie są wybrańcami Boga. »Nie są wybrańcami Boga« – jak należy interpretować to zdanie? Oznacza ono, że Bóg nie przeznaczył ich i nie wybrał; nie postrzega ich jako tych, do których skierowane jest Jego dzieło i zbawienie. Nie przeznaczył ich do tego, by byli ludźmi, których zbawi. Kiedy już dostaną się do kościoła, naturalnie nie możemy traktować ich jako naszych braci i siostry, ponieważ nie są to ludzie, którzy autentycznie przyjmują prawdę lub poddają się Bożemu dziełu. Niektórzy mogą zapytać: »Skoro nie są braćmi i siostrami, którzy prawdziwie wierzą w Boga, dlaczego kościół nie pozbędzie się ich, wydalając ich?«. Wolą Bożą jest, aby Jego wybrańcy mogli na podstawie tych ludzi nauczyć się rozeznania i w ten sposób przejrzeć intrygi szatana oraz go odrzucić. Gdy wybrańcy Boga nabiorą rozeznania, przyjdzie czas na usunięcie tych fałszywych wierzących. Celem rozeznawania jest zdemaskowanie tych fałszywych wierzących, którzy przeniknęli do domu Bożego ze swoimi ambicjami i pragnieniami, oraz oczyszczenie z nich kościoła, ponieważ nie są oni prawdziwymi wierzącymi w Boga, a tym bardziej ludźmi, którzy przyjmują prawdę i dążą do niej. Z ich pozostawania w kościele nie wynika nic dobrego – za to wiele złego. Po pierwsze, przeniknąwszy do kościoła, nie jedzą ani nie piją słów Bożych i w najmniejszym stopniu nie przyjmują prawdy; zakłócają jedynie i utrudniają pracę kościoła ze szkodą dla wejścia w życie przez wybrańców Boga. Po drugie, jeśli pozostaną w kościele, spowodują chaos, zupełnie jak niewierzący. Będzie to przeszkadzać w pracy kościoła i narazi kościół na wiele ukrytych niebezpieczeństw. Po trzecie, jeśli pozostaną w kościele, nie będą dobrowolnie pracować jako posługujący, i choć mogą pełnić jakąś posługę, to tylko w celu uzyskania błogosławieństw. Jeśli nadejdzie dzień, w którym dowiedzą się, że nie mogą otrzymać błogosławieństw, wpadną w szał, powodując zakłócenia i szkodząc pracy kościoła. Byłoby lepiej usunąć ich z kościoła, zanim to nastąpi. Po czwarte, fałszywi wierzący mogą tworzyć w łonie kościoła sitwy i kliki. Prawdopodobnie będą wspierać i naśladować antychrystów, tworząc w kościele złą siłę, która stanowi wielkie zagrożenie dla jego pracy. Z powodu tych czterech czynników konieczne jest rozeznanie i zdemaskowanie fałszywych wierzących, którzy przenikają do kościoła, a następnie usunięcie ich. Jest to jedyny sposób na utrzymanie normalnego działania pracy kościoła, jedyny skuteczny sposób na obronę wybrańców Bożych, gdy normalnie jedzą i piją słowa Boże i gdy prowadzą normalne życie kościelne, które pozwala im wejść na właściwą drogę wiary w Boga. Jest tak dlatego, że infiltracja kościoła przez tych fałszywych wierzących bardzo szkodzi wybrańcom Boga w wejściu w życie. Jest wiele osób, które nie potrafią ich zidentyfikować, ale traktują ich jak swoich braci i siostry. Widząc, że mają kilka zdolności czy mocnych stron, niektórzy wybierają ich do służby jako liderów i pracowników. Stąd w kościele biorą się fałszywi przywódcy i antychryści. Gdyby przyjrzeć się ich istocie, wyraźnie można dostrzec, że nie wierzą w istnienie Boga ani w to, że Jego słowa są prawdą, ani też że rządzi nad wszystkim. W oczach Boga są niewierzącymi. On nie poświęca im w ogóle uwagi, a Duch Święty nie będzie w nich działać. Tak więc, sądząc na podstawie ich istoty, nie są tymi, których Bóg zbawi, i z pewnością nie są przez Niego predestynowani czy wybrani. To niemożliwe, by Bóg ich zbawił. Jak by na to nie patrzeć, tacy ludzie nie powinni pozostawać w kościele. Powinno się ich szybko i trafnie zidentyfikować, a następnie odpowiednio potraktować. Nie można pozwolić, aby pozostali w kościele i przeszkadzali innym(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Poprzez słowa Boga zrozumiałam, że istotą fałszywego wierzącego jest brak wiary w istnienie Boga. Jego wiara w Boga opiera się na nieczystych intencjach, celach i motywacjach. Dołączają do kościoła wyłącznie po to, by osiągnąć osobiste ambicje. Tak naprawdę nie wierzą w Boga. Nie wierzą w słowa Boga i nie akceptują prawdy. Mogą okazywać pewien entuzjazm, gdy wiara przynosi im korzyści. Jednak, gdy tylko okazuje się, że niczego nie zyskują lub gdy spotka ich katastrofa, natychmiast zdradzają Boga. Tacy ludzie mają negatywny wpływ na kościół. Nie są podmiotami boskiego zbawienia i należy z nimi zrobić porządek i ich wydalić. Wyciszyłam swoje myśli i przeanalizowałam zachowanie męża. Na początku, gdy obserwował moje ozdrowienie po uwierzeniu w Boga, uznał, że praktykując wiarę można uzyskać łaskę i błogosławieństwa Boga, więc w Niego uwierzył. Po tym fakcie, przestał odczuwać chroniczny ból pleców i chciał wypełniać swój obowiązek, z entuzjazmem pomagając braciom i siostrom. Zrozumiałam, że od samego początku praktykowania wiary mąż kierował się niewłaściwymi intencjami. Chciał jedynie osiągnąć błogosławieństwa i łaskę. Po moim zwolnieniu uznał, że skoro mnie odprawiono choć okazywałam więcej entuzjazmu niż on, to niezależnie od intensywności poszukiwań nie uda mu się osiągnąć błogosławieństw. Nie chciał więc dalej praktykować wiary. Później uczestniczył w spotkaniach i spełniał swój obowiązek wyłącznie w obawie, że nie osiągnie błogosławieństw, gdy nadejdą katastrofy. Następnie, gdy jego bratanek zachorował, obwiniał Boga, że go przed tym nie uchronił. Ponownie przestał uczęszczać na spotkania i spełniać obowiązek. Całkowicie porzucił praktykowanie wiary, kiedy zwolniono go ze stanowiska podlewającego diakona. Dopiero wtedy zrozumiałam, że mój mąż był fałszywym wierzącym, który dołączył do kościoła tylko po to, by osiągnąć błogosławieństwa. Choć w przeszłości dokonał kilku dobrych uczynków, zrobił to z zamiarem osiągnięcia błogosławieństw i korzyści. W chwili, gdy nie dostał tego, czego chciał, zmienił podejście. W przeszłości sądziłam, że nie uczęszczał na spotkania i nie spełniał obowiązku, bo nie rozumiał prawdy i tylko czasowo doświadczał słabości. Spojrzawszy na niego w świetle słów Boga, dostrzegłam jednak wyraźnie, że nie brakuje mu zrozumienia prawdy, lecz z natury jest nią znużony. Nigdy by jej nie zaakceptował, niezależnie od tego, jak dużo z nim rozmawiałam. Naprawdę był fałszywym wierzącym. Gdy to zrozumiałam, zdobyłam nieco rozeznania w niewierzącej istocie natury mojego męża i w głębi duszy zaakceptowałam, że właściwym krokiem dla kościoła było pozbycie się go.

Choć miałam pewne rozeznanie w istocie natury męża, martwiłam się wtedy, że mnie znienawidzi i zarzuci mi brak szacunku dla naszego małżeństwa, jeśli go zdemaskuję i opowiem o zachowaniu świadczącym o braku wiary. Czy nazwie mnie nielojalnym zdrajcą? Gdy widziałam, jak bardzo zmęczony jest po długim dniu pracy, czułam szczególny niepokój: Jeśli się go pozbędą, Bóg z pewnością nie otoczy go ochroną, gdy nastaną katastrofy. Gdy to zrozumiałam, poczułam się okropnie. Żałowałam, że nie ma sposobu, by uchronić go przed wyrzuceniem. Później odkryłam, że czytał słowa Boga na telefonie. Kiedy mój przywódca poprosił o przedstawienie szczegółów zachowania mego męża jako niewierzącego, natychmiast zaczęłam go bronić, mówiąc że często czytał słowa Boga i pokazałam przywódcy dowód z telefonu męża. Widział, że broniłam męża ze względu na uczucia, jakie do niego żywiłam, więc przeczytał mi słowa Boga: „Czym zasadniczo są emocje? Są pewnym rodzajem skażonego usposobienia. Przejawy emocji można opisać w kilku słowach: faworyzowanie, nadopiekuńczość, utrzymywanie fizycznych więzi, stronniczość; tym właśnie są emocje. Jakie są prawdopodobne konsekwencje posiadania emocji i kierowania się nimi w życiu? Dlaczego Bóg czuje wstręt do ludzkich emocji? Niektórzy ludzie, zawsze kierując się emocjami, nie są zdolni wcielać prawdy w życie i chociaż chcą być posłuszni Bogu, nie potrafią tego zrobić. Cierpią zatem emocjonalnie. Jest też wielu ludzi, którzy rozumieją prawdę, ale nie potrafią jej wcielić w życie. Dzieje się tak również dlatego, że rządzą nimi emocje(Czym jest rzeczywistość prawdy? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jakie kwestie wiążą się z emocjami? Po pierwsze to, jak oceniasz członków własnej rodziny i jak reagujesz na to, co robią. »To, co robią« oznacza sytuacje, kiedy zakłócają i przerywają dzieło kościoła, kiedy osądzają innych ludzi za ich plecami, kiedy postępują jak niewierzący i tak dalej. Czy potrafisz być bezstronny wobec tego, co robią członkowie twojej rodziny? Gdyby poproszono cię, byś ocenił swoją rodzinę na piśmie, czy zrobiłbyś to obiektywnie i uczciwie, odkładając na bok własne emocje? Ma to związek z tym, jak powinieneś stawać w obliczu własnej rodziny. I czy żywisz uczucia wobec tych, z którymi dobrze się dogadujesz lub którzy wcześniej ci pomogli? Czy byłbyś obiektywny, bezstronny i precyzyjny w ocenie ich działań i zachowania? Czy natychmiast zgłosiłbyś ich lub ujawnił, gdybyś odkrył, że zakłócają i przerywają dzieło kościoła? Ponadto, czy kierujesz się uczuciami wobec osób, które są ci bliskie lub z którymi łączą cię podobne zainteresowania? Czy twoja ocena, opis i reakcja na ich działania i zachowanie byłyby bezstronne i obiektywne? A jak byś zareagował, gdyby zasada wymagała, by kościół podjął działania przeciwko komuś, z kim łączy cię więź emocjonalna, i gdyby te działania były sprzeczne z twoimi własnymi pojęciami? Czy okazałbyś posłuszeństwo, czy też potajemnie nadal utrzymywałbyś kontakty z taką osobą, pozostawałbyś pod jej wpływem, a może nawet dałbyś się nakłonić do usprawiedliwiania jej, racjonalizowania i obrony?(Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Po przeczytaniu słów Boga, przywódca mi wyjaśnił: „Kościół usuwa ze swych szeregów wszelkich antychrystów, złych ludzi i fałszywych wierzących, aby się obmyć i pozwolić wybrańcom Boga prowadzić lepsze życie kościelne, spotykać się i spełniać swoje obowiązki bez zakłóceń. Jako przywódczyni kościoła musisz stać na straży zasad prawdy i nie możesz pozwolić uczuciom, by dyktowały, co mówisz i jak się zachowujesz. Gdybyśmy dziś pozbywali się osoby, z którą nie jesteś związana, czy nadal przedstawiałabyś argumenty na jej korzyść? Czy od razu nie przedstawiłabyś szczegółów jej zachowania? Czy potrafisz być obiektywna i sprawiedliwa, skoro pozwalasz, by uczucia determinowały twoje czyny i słowa? W naturze twojego męża leży zmęczenie prawdą i odrzucanie jej. Jego wiara w Boga to środek do osiągnięcia błogosławieństw. W rzeczywistości jest fałszywym wierzącym. Nawet gdyby pozwolono mu zostać w kościele, nie szukałby prawdy ani nie był zbawiony przez Boga. Jeśli kierujemy się emocjami i nie stoimy na straży zasad, aby utrzymać dzieło kościoła, sprzeciwiamy się Bogu. Jeśli nie poprawimy swojego zachowania, Bóg będzie nami gardził i utracimy dzieło Ducha Świętego. Nie można pozwolić, by uczucia determinowały nasze słowa. Musimy stać po stronie prawdy, oceniając ludzi obiektywnie i uczciwie. Bóg jest sprawiedliwy, a w domu Boga rządzi prawda. Dobrym ludziom nie stanie się krzywda, a fałszywi wierzący i osoby czyniące zło z pewnością nie będą mogli pozostać w kościele”.

Kiedy przywódca podzielił się ze mną tymi przemyśleniami, w głębi serca poczułam, że przedstawił mi fakty i mój rzeczywisty stan. Gdyby poproszono mnie o przedstawienie szczegółów dotyczących niezwiązanej ze mną osoby, przekazałabym je bez śladu wahania, aby każdy mógł uzyskać rozeznanie. Ze względu jednak na uczucia, choć nie miałam wątpliwości, że mojego męża zdemaskowano jako fałszywego wierzącego, nadal go broniłam i znajdowałam argumenty na jego korzyść. Miałam nadzieję, że przywódca zrobi wyjątek i pozwoli mu zostać w kościele. Czyż nie sprzeciwiałam się tym Bogu i nie zakłócałam pracy kościoła? Byłam zbyt mocno przywiązana emocjonalnie do męża. Przeczytałam później kolejny fragment słów Boga i zrozumiałam, jaka przyczyna leży u podstaw tego, że pozwalam uczuciom determinować moje czyny. Bóg Wszechmogący mówi: „Jeśli ktoś zaprzecza Bogu i przeciwstawia się Mu, jest przeklęty przez Boga, ale jest twoim rodzicem lub krewnym, o ile wiesz, nie jest złoczyńcą i traktuje cię dobrze, wtedy może się okazać, że nie jesteś w stanie nienawidzić tej osoby, możesz nawet pozostawać z nią w bliskim kontakcie i wasza relacja może pozostać niezmieniona. Słysząc, że Bóg gardzi takimi ludźmi, zmartwisz się, ale nie będziesz zdolny stanąć po stronie Boga i bezlitośnie odrzucić takiego kogoś. Przez cały czas pozostajesz więźniem swoich emocji i nie potrafisz się od nich wyzwolić. Jaki jest tego powód? Dzieje się tak, ponieważ zbyt wysoko cenisz emocje i przeszkadza ci to w praktykowaniu prawdy. Ta osoba jest dla ciebie dobra, więc nie potrafisz się zmusić, by jej nienawidzić. Mógłbyś ją znienawidzić tylko gdyby cię skrzywdziła. Czy ta nienawiść byłaby zgodna z zasadami prawdy? Poza tym jesteś więźniem tradycyjnych pojęć i myślisz, że to twój rodzic albo krewny, więc gdybyś go znienawidził, zostałbyś wzgardzony przez społeczeństwo i oczerniony przez opinię publiczną, potępiony za brak uczuć synowskich, brak sumienia, a nawet brak człowieczeństwa. Sądzisz, że musiałbyś znieść boskie potępienie i karę. Nawet jeśli chcesz ich nienawidzić, twoje sumienie ci na to nie pozwala. Dlaczego twoje sumienie działa w ten sposób? Jest to sposób myślenia wpajany ci od dzieciństwa przez rodzinę; nauczyli cię tego rodzice, przesiąkłeś tym za sprawą tradycyjnej kultury. Bardzo głęboko zakorzeniło się to w twoim sercu, dlatego błędnie wierzysz, że uczucia do rodziców są nakazem Niebios przyjętym na ziemi, że jest to coś, co odziedziczyłeś po przodkach i co zawsze jest dobre. Nauczyłeś się tego na samym początku i to dominujące przekonanie stanowi wielką przeszkodę oraz zaburza twoją wiarę i akceptację prawdy, uniemożliwiając ci wprowadzenie w życie Bożych słów, kochanie tego, co Bóg kocha i nienawidzenie tego, czego Bóg nienawidzi. (…) Szatan używa tego rodzaju tradycyjnej kultury i pojęć moralnych, aby więzić twoje myśli, twój umysł i twoje serce, przez co nie jesteś w stanie przyjąć Bożych słów; jesteś opętany przez te szatańskie rzeczy i niezdolny do przyjęcia Bożych słów. Kiedy chcesz praktykować słowa Boga, te rzeczy powodują w tobie zamęt wewnętrzny, skłaniając cię do sprzeciwiania się prawdzie i wymaganiom Boga, i nie masz siły uwolnić się od jarzma tradycyjnej kultury. Przez jakiś czas walczysz, a potem idziesz na kompromis: wolisz wierzyć, że tradycyjne pojęcia moralne są słuszne i zgodne z prawdą, więc odrzucasz słowa Boga, wyrzekasz się ich. Nie przyjmujesz Bożych słów za prawdę i lekceważysz zbawienie, uważając, że dopóki żyjesz na tym świecie, możesz przetrwać tylko polegając na tych ludziach. Nie mogąc znieść oskarżeń społeczeństwa, wolisz zrezygnować z prawdy i z Bożych słów, oddajesz się tradycyjnym pojęciom moralności i wpływowi szatana, wolisz obrażać Boga i nie praktykować prawdy. Czy człowiek nie jest żałosny? Czyż nie potrzebuje Bożego zbawienia?(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przemyślałam słowa Boga i zrozumiałam, że ukrywałam i chroniłam mojego męża z powodu przywiązania emocjonalnego, ponieważ kierowałam się tradycyjnymi wyobrażeniami. Byłam przekonana, że „Małżeństwo to głęboka i przemożna więź” oraz że „Człowiek nie jest martwy; jak może być wolny od emocji?”. Uważałam, że osobom bez więzi emocjonalnych i lojalności brakuje sumienia. Te szatańskie przekonania zrobiły mi pranie mózgu i sądziłam, że zdradzę naszą małżeńską więź, jeśli na prośbę kościoła przedstawię szczegóły zachowań mojego męża świadczące o jego braku wiary. Nie mogłam naruszyć swojego sumienia, sądząc, że jako jego żona powinnam być mu lojalna, chronić go i mówić na jego korzyść. Próbowałam go bronić w rozmowie z przywódcą. Te tradycyjne wyobrażenia i szatańskie trucizny były we mnie silnie zakorzenione. Tradycyjna kultura i szatańska filozofia życia kontrolowały mój sposób myślenia. Miałam przez nie mętlik w głowie, nie odróżniałam tego co właściwe od błędów ani dobra od zła. Traciłam poczucie zasady i byłam gotowa sprzeciwić się Bogu, aby chronić i ukrywać męża. Emocje zasnuły mi serce mgłą. Bóg żąda, żebyśmy kochali tych, których On kocha i nienawidzili tych, których On nienawidzi. Bóg kocha i zbawia tych, którzy poszukują prawdy i ją praktykują. Ludzi znużonych prawdą, takich jak mój mąż, Bóg osądza jako fałszywych wierzących. Nie akceptuje takich ludzi i nigdy ich nie zbawi. Nawet gdybym pozwoliła moim emocjom wziąć górę, a mężowi pozostać w kościele, mąż nie szukałby prawdy, a jego usposobienie nie uległoby zmianie. Gdyby sprawy nie szły po jego myśli, winiłby za to Boga i go zdradzał. Gdyby nie został szybko usunięty z kościoła, zakłóciłby jego życie. Gdy to zrozumiałam, modliłam się do Boga, byłam gotowa odrzucić cielesność, praktykować prawdę i przedstawić wszelkie szczegóły zachowań mojego męża świadczących o jego braku wiary.

Wtedy spisałam wszystkie przykłady zachowań męża świadczących o jego braku wiary. Wahałam się nieco podczas pisania i chciałam stłumić niepokój, że zostanie usunięty jeszcze szybciej, jeśli wszystko ujawnię. Przypomniałam sobie słowa Boga i wiedziałam, że On na mnie patrzy. Wiedziałam, że mogę oszukać ludzi, ale nie Boga. Odrzuciłam więc siebie i spisałam wszystko, co wiedziałam. Postępując zgodnie ze słowami Boga, czułam się spokojna i rozluźniona. Po zebraniu ocen dotyczących zachowań mojego męża, odczytałam je przed wszystkimi podczas następnego spotkania. Poprosiłam obecnych, by rozważyli czy się go pozbyć. Ku mojemu zaskoczeniu, niektórzy bracia i siostry nie zgodzili się ze mną. Twierdzili, że w przeszłości często im pomagał i wydawało się, że nie jest fałszywym wierzącym. Słysząc to od braci i sióstr, przypomniałam sobie, że mój mąż rzeczywiście entuzjastycznie się poświęcał i pomagał wcześniej braciom i siostrom. Zastanowiłam się: „Czy powinien otrzymać kolejną szansę? Może mogłabym z nim rozmawiać i nie pozbywać się go tak szybko”. Wtedy zrozumiałam, że ponownie staram się ukrywać mojego męża. Nie chodziło o to, że kościół nie dał mu szansy, ale o to, że on nie chciał Boga w swoim życiu i dobrowolnie zrzekł się wiary. Na nic zdadzą się tu jakiekolwiek rozmowy. Miał istotę natury fałszywego wierzącego, a oni nigdy nie okazują skruchy. Bóg nie zbawia fałszywych wierzących. Gdybym nadal okazywała mu litość i miłość, Bóg by mną gardził i mnie nienawidził. Pomyślałam o słowach Boga, które brzmią: „Jeśli jakiś kościół nie posiada nikogo, kto jest chętny, by praktykować prawdę, nikogo, kto potrafi trwać przy świadectwie o Bogu, wówczas taki kościół powinien zostać całkowicie odizolowany, a jego kontakty z innymi kościołami muszą zostać zerwane. Nazywa się to »grzebaniem śmierci« i to właśnie znaczy wygnać szatana(Ostrzeżenie dla tych, którzy nie praktykują prawdy, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga uświadomiły mi, że nie można urazić Jego sprawiedliwego usposobienia. Wiedziałam, że bracia i siostry bronią mego męża, bo nie mają rozeznania na jego temat. Gdybym go ukrywała i zaprzestała praktykowania prawdy, wówczas świadomie bym zgrzeszyła, sprzeciwiła się Bogu i okazała Mu nieposłuszeństwo. Mając na względzie, że byłam przywódczynią kościoła, gdybym nie dawała przykładu jak praktykować prawdę, by stać na straży pracy kościoła i stała po stronie szatana, pozwalając, by fałszywy wierzący pozostał w kościele, Bóg by mną gardził i utraciłabym dzieło Ducha Świętego. Wyrządziłabym krzywdę sobie oraz moim braciom i siostrom. Nie mogłam ulec złowrogiemu spiskowi szatana. Musiałam rozmawiać z braćmi i siostrami, by im pomóc w zdobyciu rozeznania. To był mój obowiązek. Więc, odnosząc się do słów Boga, omawiałam zachowania męża świadczące o jego braku wiary. Po tych rozmowach, bracia i siostry zdobyli rozeznanie o moim mężu i zgodzili się podpisać pod postanowieniem o jego usunięciu. Postępując w ten sposób czułam się spokojna.

Dzięki temu doświadczeniu zdobyłam rozeznanie jaka przyczyna leży u podstaw tego, że pozwalam uczuciom determinować moje czyny. Uświadomiłam sobie, że działanie w oparciu o emocje to sprzeciwianie się Bogu i okazywanie Mu nieposłuszeństwa. W przyszłości nie pozwolę, by uczucia wpływały na moje czyny. Gdy napotkam jakiś problem, będę szukała prawdy, postępowała zgodnie z nią i podążała ścieżką dociekania prawdy. Dzięki Bogu.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze