Nie knuj planów rezerwowych, pełniąc obowiązki

23 października 2022

Autorstwa Jingmo, Stany Zjednoczone

W kościele przez ponad cztery lata pisałam aranżacje muzyki w filmach. Ze względu na potrzeby pracy kościoła niektórzy bracia i siostry byli często przenoszeni do innych obowiązków, czasem dlatego, że brakowało im zdolności, po czym powierzano im inne obowiązki. Czułam się niestabilnie. Myślałam: „Jeśli mnie kiedyś przeniosą, to nie wiem, jaki obowiązek mi powierzą. Jeśli nie będę w tym dobra lub się nie sprawdzę, mogą mnie znów przenieść. Jeśli nigdy nie znajdę dla siebie odpowiedniego obowiązku, czy zostanę wyrzucona i nie dostąpię zbawienia?”. Gdy o tym myślałam, nie chciałam zostać przeniesiona, miałam szczęście, że mój obowiązek był stabilny. Później obłożenie pracą w naszym zespole zmniejszyło się, niektórych z moich braci i sióstr przeniesiono do innych obowiązków, więc martwiłam się, myśląc: „Nie mam najlepszych umiejętności zawodowych, mogą mnie przenieść. Nie mam żadnych wyjątkowych umiejętności, co mogę robić poza aranżacją muzyki? Jeśli dadzą mi jakikolwiek inny obowiązek, czy nie będzie to równoznaczne z wyrzuceniem?”. Przez długi czas żyłam pełna lęku i zmartwienia. Ktokolwiek by nie został przeniesiony, ja martwiłam się o swoją przyszłość.

W lipcu zeszłego roku przywódca powierzył mi dodatkową pracę. Opisując mi ją, powiedział mimochodem: „Ta praca będzie kontynuowana, więc naucz się jej i dobrze ją wykonuj”. Gdy to usłyszałam, serce aż mi podskoczyło, bo ta praca wydawała się stabilniejsza i bardziej perspektywiczna. Ludzie w tym zespole nie zmieniali się. Niektórzy wykonywali tę pracę sześć lub siedem lat, nigdy nie zostali przeniesieni. Wyglądało to na lepszą pracę! Musiałam się jej nauczyć jak najszybciej. Gdyby mnie przeniesiono, miałabym plan rezerwowy. Dobrze praktykując i unikając poważnych błędów, mogłam tę pracę wykonywać już zawsze, nie martwiłabym się, że mnie wyrzucą, bo nie będę miała swojego obowiązku. To była pokrzepiająca myśl, poczułam się bardzo szczęśliwa. Czułam, że ta okazja była dla mnie łaską Bożą. Od tej pory bardzo się przykładałam do tej dodatkowej pracy. Gdy czegoś nie rozumiałam, pytałam braci i sióstr, mając nadzieję, że szybko się wdrożę.

Dwa tygodnie później zrobił się nawał pracy związanej z aranżacjami, więc nie miałam dużo czasu ani energii na moją dodatkową pracę, ale nadal chciałam na niej się koncentrować, bo bałam się, że jeśli nie skończę przydzielonej pracy, to szlag trafi mój plan rezerwowy. Odkładałam aranżacje tak długo, jak mogłam, myśląc, że parę dni opóźnienia nikomu nie zaszkodzi. Ale spieszyłam się i byłam poddenerwowana, więc w mojej dodatkowej pracy zdarzały mi się potknięcia i wciąż te same błędy. Lider zespołu widział, że cały swój czas poświęcam na dodatkową pacę, co opóźniało moją główną pracę, więc zapytał, czy na pewno mogę wykonywać obie prace. Choć wiedziałam, że to niemożliwe i że powoduje opóźnienia w aranżacjach, nie chciałam tego przyznać, bo wiedziałam, że gdy powiem, że się nie wyrabami, to pewnie odbiorą mi moją dodatkową pracę, a przecież to ta dodatkowa praca jest stabilna i ma perspektywy na przyszłość. Nie mogłam tego zaakceptować, więc powiedziałam liderowi, że pilne zadania w obu pracach pojawiły się jednocześnie, ale takie sytuacje zdarzały się rzadko, a nie cały czas. Dodałam, że jestem nowicjuszką w dodatkowej pracy, ale gdy się już wdrożę, to będzie lepiej, potrzebowałam trochę czasu, by się obeznać z tą pracą. Powiedziałam też, że choć jestem bardziej zapracowana, to przynajmniej mam czas szczelnie wypełniony. Lider zespołu nic już na to nie powiedział.

Kilka dni później znów mi przypomniał, bym zastanowiła się nad tymi dwiema pracami, bym praktykowała zgodnie z wolą Boga. Powiedział też, że widzi, jak mi zależy na tej dodatkowej pracy, i poprosił, bym się zastanowiła, czym mam właściwe podejście i pobudki. Gdy to usłyszałam, przyznałam, że chcę zatrzymać dodatkową pracę, ale czuję, że priorytety mam dobrze ustalone. Poświęcałam więcej czasu temu, co było akurat pilniejsze, a to chyba dobre podejście. Później zrozumiałam, że za napomnieniem lidera stała wola Boża, że muszę się porządnie nad sobą zastanowić. Pomodliłam się do Boga: „Boże,wiem, że w słowach lidera jest Twoja wola, ale nie wiem, od czego zacząć z autorefleksji. Czuję smutek, więc proszę być mnie oświecił i prowadził”. Po modlitwie myślałam o tym, czemu lider poradził, żebym przemyślała swój stosunek do obowiązku. Czy to możliwe, że kierowały mną niewłaściwe pobudki? Uświadomiłam sobie, że przed podjęciem dodatkowej pracy cieszyły mnie aranżacje muzyczne. Uważałam to za moją jedyną szansę, nie chciałam jej stracić. Gdy rozpoczęłam dodatkową pracę i widziałam, że jest stabilniejsza i bardziej perspektywiczna niż aranżacje, chciałam za wszelką cenę ją zachować. Myślałam, że tylko taki stabilny obowiązek sprawi, że nie zostanę zastąpiona, że na pewno będę zbawiona. Wtedy uświadomiłam sobie, że wypełniałam obowiązki w sposób skażony moimi pobudkami. Większość braci i sióstr po przeniesieniu potrafiło sobie z tym poradzić. Czemu miałam tak zagmatwane myśli? Skąd we mnie tyle lęku i obaw? Modliłam się i poszukiwałam, szukałam odpowiednich słów Bożych.

Fragment dotyczący usposobienia antychrystów odnosił się do mojego stanu. Bóg mówi: „Kiedy wprowadzona zostanie prosta zmiana w wypełnianym przez kogoś obowiązku, ludzie powinni zareagować na to posłuszeństwem, robić to, co każe im robić dom Boży i co są w stanie zrobić. Bez względu na to, co robią, powinni to robić najlepiej, jak potrafią, z całego serca i ze wszystkich sił. Co Bóg uczynił, nie jest błędne. Tak prostą prawdę mogą praktykować ludzie posiadający odrobinę sumienia i racjonalności, ale wykracza to poza możliwości antychrystów. (…) Antychryści nigdy nie są posłuszni zarządzeniom domu Bożego i zawsze ściśle łączą swój obowiązek, sławę i status z nadzieją na błogosławieństwa oraz na swoje przyszłe przeznaczenie, jak gdyby po utracie reputacji i statusu nie mieli już nadziei na otrzymanie błogosławieństw i nagród, a to odczuwają jak utratę życia. Dlatego mają się na baczności wobec przywódców i pracowników domu Bożego, żeby ich marzenie o błogosławieństwach nie zostało zniszczone. Kurczowo trzymają się swojej reputacji i statusu, bo myślą, że to ich jedyna nadzieja na uzyskanie błogosławieństw. W oczach antychrysta bycie pobłogosławionym jest czymś większym niż samo niebo, większym niż życie, ważniejszym niż dążenie do prawdy, zmiana usposobienia czy osobiste zbawienie, ważniejszym niż dobre wypełnianie obowiązków i bycie istotą stworzoną spełniającą standardy. Uważają, że bycie istotą stworzoną spełniającą standardy, należyte wykonywanie obowiązku i zbawienie to wszystko nieistotne sprawy, niemal niewarte wzmianki, gdy tymczasem zyskanie błogosławieństw jest jedyną rzeczą w całym ich życiu, o której nigdy nie potrafią zapomnieć. Cokolwiek im się przytrafia, czy jest to sprawa duża, czy mała, traktują ją niewiarygodnie uważnie i ostrożnie, i zawsze zostawiają sobie jakąś furtkę(Punkt dwunasty: Kiedy nie mogą zyskać pozycji ani nie mają nadziei na błogosławieństwa, chcą się wycofać, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Boże objawienie postaw antychrystów do obowiązków pasowało do mnie idealnie. Głowiłam się nad tym, jak zachować dodatkową pracę, bo chciałam stabilnego i długofalowego obowiązku, by pozostać w domu Bożym. Chciałam tylko błogosławieństw. To był mój cel. Nieważne, do jakich obowiązków w kościele ktoś jest przenoszony, wynika to z potrzeb pracy, jest to zupełnie normalne. Ale antychryści mają złe usposobienie, myślą o tym w sposób anormalny. Myślą, że nikomu w domu Bożym nie wolno ufać, że nikt o nich nie dba. Myślą, że jeśli będą przenoszeni tam i sam, to muszą być ostrożni, bo inaczej zostaną wyrzuceni i utracą przeznaczenie. Dlatego planują i przygotowują się, są czujni, mają plan rezerwowy. Myślą, że tylko tak sobie zagwarantują przeznaczenie. Dla nich błogosławieństwo jest ważniejsze niż obowiązek i zbawienie. Czy nie miałam podejścia takiego jak antychryst? Zawsze miałam się na baczności przed przeniesieniem. Co bym zrobiła, gdyby mnie przeniesiono? A gdybym sobie nie radziła z nową pracą, gdyby znów mnie przeniesiono? Czy gdyby zabrakło dla mnie pracy, to by mnie wyrzucono? Gdy o tym myślałam, zaczynałam się martwić. Tak jak antychryst miałam zły i pokrętny umysł, bałam się ślepej uliczki, więc chciałam trzymać się pracy, którą mogłabym jak najdłużej wykonywać, tak jak niewierzący szuka „żelaznej miski ryżu”. Marzyłam o stabilnej pracy na zawsze, aż Bóg skończy swe dzieło, a ja zostanę zbawiona i wejdę do królestwa niebieskiego. By osiągnąć ten cel, przykładałam się do mojej dotakowej pracy, licząc, że szybko się jej nauczę i będę mieć plan rezerwowy. Nie przyznałabym, że nie umiem pogodzić tych dwóch prac. Gdy lider zespołu o to zapytał, odpowiedziałam wymijająco. Chciałam zachować dodatkową pracę, choćbym miała opóźnienia w głównej pracy, a to w końcu wpłynęło na całokształt pracy. Wtedy dopiero zrozumiałam, że pełnię obowiązki ze względu na przyszłość i przeznaczenie. Obowiązki były moją kartą przetargową, którą chciałam wymienić za przeznaczenie. Wszystko robiłam dla uzyskania błogosławieństw. Czy nie targowałam się z Bogiem, próbując Go oszukać? W przeszłości modliłam się do Boga, mówiąc, że pełnię obowiązki, by się Mu odwdzięczyć za miłość i żyć jak istota ludzka, ale fakty ujawniły, że to było kłamstwo! To było oszustwo!

Przeczytałam inny fragment słów Boga. „Jako istota stworzona, stając przed obliczem Stwórcy powinieneś wypełniać swój obowiązek. Tak właśnie należy czynić i to jest odpowiedzialność, która na tobie spoczywa. Na podstawie tego, że istoty stworzone wykonują swoje obowiązki, Stwórca dokonuje wielkiego dzieła pośród rodzaju ludzkiego. Wykonuje kolejny etap dzieła pośród ludzkości. A jakie jest to dzieło? Bóg zaopatruje rodzaj ludzki w prawdę, pozwalając ludziom pozyskać od Niego prawdę przy wykonywaniu obowiązków, a tym samym odrzucić swe skażone usposobienia i zostać obmytymi. W ten sposób ludzie zaczynają wypełniać wolę Bożą i wkraczają na właściwą ścieżkę życia, a na koniec potrafią bać się Boga i wystrzegać się zła, zyskać pełne zbawienie i uniknąć cierpień zsyłanych przez szatana. To właśnie jest skutek, jaki Bóg pragnie, aby ludzkość ostatecznie osiągnęła poprzez wypełnianie swego obowiązku. Dlatego też w procesie spełniania obowiązku Bóg nie sprawia, byś po prostu jasno zrozumiał jedną sprawę i pojął nieco prawdy, ani nie umożliwia ci jedynie cieszenia się łaską i błogosławieństwami, które otrzymujesz przez spełnianie obowiązku istoty stworzonej, lecz daje ci możliwość bycia obmytym i zbawionym, a w ostatecznym rozrachunku daje ci szansę na życie w blasku oblicza Stwórcy. Wyrażenie »blask oblicza Stwórcy« ma bardzo szerokie znaczenie i głęboką treść – nie będziemy dzisiaj tego rozważać. Oczywiście, Bóg na pewno składa takim ludziom obietnice i obdarza ich błogosławieństwami, wypowiada też o nich różne stwierdzenia – to jest dalsza sprawa. Jeśli natomiast chodzi o tu i teraz, co każdy, kto staje przed obliczem Boga i wypełnia swój obowiązek istoty stworzonej, otrzymuje od Niego? To, co jest najcenniejsze i najpiękniejsze pośród rodzaju ludzkiego. Ani jedna istota stworzona spośród całej ludzkości nie może otrzymać takich błogosławieństw z ręki Stwórcy przez czysty przypadek. Jednak rzecz tak piękna i wspaniała została wypaczona przez rasę antychrystów i przekształcona w transakcję, w ramach której wypraszają oni korony i nagrody z ręki Stwórcy. Transakcja taka sprawia, że coś niezwykle pięknego i sprawiedliwego staje się straszliwie szpetne i złe. Czyż nie to właśnie czynią antychryści? Czy zatem, sądząc na podstawie tego, antychryści są źli? Istotnie, są bardzo źli! Jest to przejaw tylko jednego z aspektów ich nikczemności(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część siódma), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boga przeszyły mi serce. Czułam, że mam u Boga dług. Bóg mówi, że wypełnianie powinności istoty stworzonej to najpiękniejsza rzecz, do jakiej zdolny jest człowiek, że to coś najbardziej znaczącego i prawego, że nie każda istota stworzona otrzymuje to błogosławieństwo. Zrozumiałam, że to prawda. Bóg zdecydował, że mam się urodzić w dniach ostatecznych, mam to szczęście, że mogę iść za dziełem Boga w dniach ostatecznych, mam szansę pełnić obowiązki i doświadczać dzieła Boga. Nie każdy otrzymuje to błogosławieństwo. To szczególna miłość i łaska Boża. Wypełnianie obowiązków w domu Bożym, jakie by nie były, jest cenniejsze i ważniejsze niż życie w świecie, więc powinnam być za to wdzięczna. Ponadto Bóg zawsze ludzi zaopatrywał w prawdę bezinteresownie. Mówi do ludzi twarzą w twarz i karmi ich, pozwala im zrozumieć i zyskać prawdę w ramach pełnienia obowiązków i wzrastać w życiu. W tym procesie Bóg niczego od ludzi nie żąda. Chce tylko, by przyjęli od Niego misję ze szczerym i posłusznym sercem, by starali się jak najlepiej pełnić obowiązki, by w końcu zyskali prawdę, wyzbyli się zepsutego usposobienia i zostali zbawieni. A ja co? Ja piękny fakt pełnienia obowiązków istoty stworzonej zamieniłam na transakcję, próbowałam targować się o błogosławieństwa. Byłam podstępna, przebiegła i wstrętna Bogu.

Potem często modliłam się do Boga, prosząc, by mnie oświecił i prowadził, bym mogła lepiej zrozumieć własne problemy. Podczas ćwiczeń duchowych trafiłam na te słowa Boga. „Wobec Boga, a także wobec obowiązku, ludzie muszą mieć szczere serce. Jeśli je mają, będą bogobojni. Jaką postawę wobec Boga prezentują ci, którzy mają szczere serce? W każdym razie mają w sercu Bożą bojaźń, mają serce we wszystkim posłuszne Bogu, nie wypytują o błogosławieństwa ani o nieszczęścia, nie komentują okoliczności, zdają się na łaskę Boga – to są ludzie o szczerych sercach. Ci, którzy zawsze są sceptyczni wobec Boga, ciągle Go analizują, wiecznie próbują zawierać z Nim układy – czy to są ludzie o szczerych sercach? (Nie). Co się znajduje w sercach takich ludzi? Przebiegłość i zło; wiecznie analizują. A co analizują? (Stosunek Boga do ludzi). Przez cały czas analizują stosunek Boga do ludzi. Na czym polega problem? I dlaczego to robią? Bo to dotyczy ich żywotnych interesów. W głębi serca myślą: »Bóg stworzył te okoliczności dla mnie, On sprawił, że to mi się przydarzyło. Dlaczego to zrobił? Innym ludziom się to nie przydarzyło – dlaczego musiało się przytrafić właśnie mnie? I jakie będą tego późniejsze konsekwencje?«. To są rzeczy, które analizują; analizują swoje zyski i straty, błogosławieństwa i nieszczęścia. A czy analizując te sprawy, są w stanie praktykować prawdę? Czy mogą przy tym być posłuszni Bogu? Nie mogą. Co powstaje z takiego roztrząsania spraw w umyśle? Chodzi im tylko o własne dobro, mają na uwadze tylko własne interesy. (…) A jaki jest ostateczny wynik takiej analizy prowadzonej przez ludzi, którzy ciągle myślą o własnych interesach? Wszystko, co robią, jest nieposłuszeństwem i sprzeciwem wobec Boga. Nawet gdy nalegają na pełnienie obowiązku, wykonują go niestarannie i zdawkowo, w negatywnym nastroju; w sercu przez cały czas myślą, jak wykorzystać sytuację i nie znaleźć się wśród przegranych. Takie są ich motywy przy pełnieniu obowiązku i w ten sposób próbują dobić targu z Bogiem. Co to za usposobienie? To przebiegłość, złe usposobienie. Nie jest to już zwykłe zepsute usposobienie; eskalowało do niegodziwości. A gdy w sercach mają tego rodzaju złe usposobienie, tym samym walczą z Bogiem! Powinniście jasno widzieć ten problem. Jeśli ludzie wiecznie analizują Boga i przy pełnieniu obowiązku próbują dobić z nim targu, czy mogą odpowiednio wykonać obowiązek? Absolutnie nie. Nie czczą Boga swoją duszą ze szczerością, ich serca nie są szczere; wykonując obowiązek obserwują i wyczekują, wciąż się wstrzymują – a jaki jest tego skutek? Bóg w nich nie działa, wszystko im się miesza i plącze, nie rozumieją zasad prawdy, działają zgodnie z własnymi skłonnościami i zawsze robią coś na opak. A dlaczego robią rzeczy na opak? Bo w ich sercach brakuje klarowności i gdy coś im się przytrafia, nie zastanawiają się nad sobą ani nie szukają prawdy, by dojść do rozwiązania problemu, upierają się działać według własnej woli, zgodnie z własnymi preferencjami – a rezultat jest taki, że zawsze robią coś na opak przy wykonywaniu obowiązku. Nigdy nie myślą o dziele kościoła ani o interesach domu Bożego, zawsze intrygują, mając na celu własne interesy, dumę i status, i nie tylko kiepsko wykonują swój obowiązek, ale również źle wpływają na pracę kościoła i opóźniają ją. Czy zaniedbywanie własnych obowiązków nie prowadzi na manowce? Jeśli ludzie przy wykonywaniu obowiązku przez cały czas mają na względzie własne interesy i perspektywy, nie myśląc o dziele kościoła ani o interesach domu Bożego, wówczas nie wykonują obowiązku, bowiem zmieniła się istota i natura ich działań. A jeśli natura takich spraw jest poważna, jeśli dochodzi do zakłóceń i zaburzeń i wynikają z tego poważne konsekwencje, taką osobę należy wydalić(Tylko poszukując zasad prawdy można dobrze wykonywać swój obowiązek, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zaniemówiłam, gdy te słowa przeczytałam. Wcześniej rozumiałam tylko tyle, że gdy ktoś ma się na baczności i szykuje sobie plan rezerwowy, to jest podstępny i przebiegły. Teraz słowo Boże uświadomiło mi, że chodzi tu o coś więcej niż podstęp i przebiegłość, że to jest zło, bo te sztuczki i kalkulacje stosowałam w swojej relacji z Bogiem. Wydawało się, że wypełniam obowiązki, ale nie było w tym żadnej szczerości. Obserwowałam i kalkulowałam, pełniłam obowiązki korzystne dla mnie. Myśląc o czasie, gdy aranżowałam muzykę, pojęłam, że to był sposób, aby ocalić życie. Bałam się, że kiedyś mnie zastąpią i przestanę pełnić obowiązki. Nie miałabym szans na zyskanie błogosławieństw, więc cały czas martwiłam się, że utracę obowiązki. Później, gdy zaczęłam dodatkową pracę, czułam, że to lepsza szansa na zyskanie błogosławieństw, więc trzymałam się tej pracy ze wszystkich sił. Pozornie byłam zapobiegliwa, pytałam się o rzeczy, których nie wiedziałam, ale chciałam tylko szybko nauczyć się tej pracy, by zyskać pozycję osoby niezastąpionej w pełnieniu obowiązków. Jednocześnie miałam baczenie na to, czy mnie pozbawią mojej głównej pracy. Jeśli nie, to chciałam obie prace wykonywać, by mieć dodatkową gwarancję zbawienia, a gdyby mnie przeniesiono, to nie martwiłabym się, że mnie wyrzucą, bo przecież miałabym dodatkową pracę. Spostrzegłam, że moja postawa względem obowiązków nie polegała na przyjęciu odpowiedzialności do Boga, ani na akceptacji obowiązków z czystym i szczerym sercem. Miałam pokrętne pobudki, kalkulowałam swoje korzyści i liczyłam na uzyskanie błogosławieństw. Jaka ja byłam przebiegła! Niby dużo pracowała i całe dnie byłam zajęta, sprawiając wrażenie osoby odpowiedzialnej, a tak naprawdę chodziło mi o moją przyszłość i przeznaczenie. Gdy lider zespołu zapytał, czy dam radę pogodzić dwie prace, bałam się, że mój plan zostanie pokrzyżowany, więc zbyłam go wymówkami, mówiąc, że wypełniam sobie w ten sposób czas. To były zwodnicze słowa! By ukryć swoje podłe i haniebne pobudki, kłamliwą retoryką oszukiwałam lidera zespołu. Moje usposobienie było złe aż do przesady! Myślałam o moich kalkulacjach i pokrętnych pobudkach. W ogóle nie wypełniałam obowiązków! Wykorzystywałam i oszukiwałam Boga, nie byłam z Nim szczera! Byłam jak handlarz oportunista, byłam podstępna, samolubna, podła, interesowna, nastawiona na zysk, chciałam na wszelkie sposoby zmaksymalizować swoje interesy. Bóg mówi, że ci, którzy nie mają na względzie interesów domu Bożego, tylko własne, nigdy nie osiągną dobrych rezultatów. W dodatkowej pracy, choć chciałam więcej praktykować, to chodziło mi o plan rezerwowy. Gdy kierowałam się tą intencją, nie myślałam o tym, jak postępować, aby być w zgodzie z zasadami, ani jak osiągać dobre wyniki. Mi chodziło o szybki sukces i robiłam tylko takie zadania, które wyglądały imponująco. Aby dokończyć zadania, pracowałam w pośpiechu, przez co o wielu rzeczach zapominałam i nie zdołałam pojąć zasad, więc popełniałam całe mnóstwo błędów. W mojej głównej pracy spowolniłam już nasze postępy, ale nie przejmowałam się tym. Spartaczyłam każdy ze swoich obowiązków. Gdyby to trwało, to na pewno zaszkodziłabym pracy domu Bożego, a wtedy faktycznie by mnie wyrzucono! Gdy to zrozumiałam, przestraszyłam się i w modlitwie powiedziałam Bogu, że chcę okazać skruchę, zmienić się i inaczej traktować obowiązki.

Później, dzięki modlitwie i poszukiwaniom, zrozumiałam, że zawsze miałam taką niedorzeczną perspektywę. A mianowicie myślałam, że o ile tylko będę pełnić stabilny, długofalowy obowiązek i nie zostanę przeniesiona, to gdy dzieło Boga się skończy, dostąpię zbawienia. Nie myślałam, czy takie myślenie zgodne jest z prawdą, ani o tym, jakie są wymagania Boga. Znalazłam fragmenty słowa Bożego dotyczące mojego stanu i przeczytałam je. Bóg mówi: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „W ostatecznym rozrachunku to, czy ludzie są w stanie osiągnąć zbawienie, nie zależy od tego, jaki wypełniają obowiązek, lecz od tego, czy rozumieją i zyskują prawdę, i od tego, czy potrafią koniec końców podporządkować się Bogu, zdać się na Jego ustalenia, nie zważać na swoje perspektywy i przeznaczenie i kwalifikować się, by być istotą stworzoną. Bóg jest sprawiedliwy i święty, i to jest standard, którego używa do mierzenia całego rodzaju ludzkiego. Ten standard jest niezmienny i musisz o tym pamiętać. Zapisz ten standard w swoim umyśle i nie myśl o znalezieniu jakiejś innej ścieżki, by dążyć do jakiejś nierealnej rzeczy. Wymagania i standardy, które Bóg ma dla wszystkich, którzy chcą osiągnąć zbawienie, pozostają na zawsze niezmienne; pozostają takie same, niezależnie od tego, kim jesteś(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowo Boże jest jasne. To, jakie obowiązki ktoś pełni i czy są to obowiązki stabilne i długofalowe, ma się nijak do tego, czy ktoś jest błogosławiony, czy przeklęty. Jako istoty stworzone, czy jesteśmy przeklęci, czy błogosławieni, musimy pełnić swą powinność. To jest wartość ludzkiego życia, a także obowiązek i powinność istot ludzkich. Bóg nigdy nie powiedział, że jeśli pełnisz stabilny, długofalowy obowiązek i nikt cię nie przenosi, to będziesz mieć dobre przeznaczenie i zbawienie. Bóg zawsze mówił ludziom, że tylko jeśli będą dążyć do prawdy, wyzbędą się zepsutego usposobienia i będą posłuszni, dostąpią zbawienia. Wymagania i stanardy Boga się nie zmieniły, Bóg zawsze przypomina swoje wymagania. To nie tak, że nie znałam czy nie widziałam tych słów, ja byłam jak niewierząca. Nie uwierzyłam w te słowa, nie przyjęłach ich, i nie rozumiałam tego, że Bóg chce zbawić ludzi, ani Jego sprawiedliwego usposobienia. Kierowałam się swoimi pojęciami, wyobrażeniami i błędnymi mniemaniami, wyznaczyłam sobie żałośnie naiwny cel. Myślałam, że jeśli tylko będę niezmiennie wypełniać obowiązki w domu Bożym, to przetrwam, gdy Bóg zakończy swe dzieło. Jakie to niedorzeczne, kiedy teraz o tym myślę! Dążyłam tylko do tego, by mieć obowiązki i by mnie nie przeniesiono, ale nigdy nie skupiałam się na dążeniu do prawdy. Nie zreflektowałam się, nie wyzbyłam się zepsucia, więc nie wiedziałam, że kieruje mną pragnienie błogosławieństw czy złe usposobienie, a już na pewno nie szukałam prawdy, by temu zaradzić. Nawet gdyby moje obowiązki były perspektywiczne, czy mogłam zagwarantować, że zawsze będę je pełnić? Niektórzy pełnili obowiązki od lat i nigdy nie zostali przeniesieni, ale ponieważ nie dążyli do prawdy i nie wyzbyli się zepsutego usposobienia, wykonywali obowiązki po łebkach. Postępowali tak przez lata i nie mieli żadnych wyników, więc ich wyrzucono. Inni pracowali na bazie swego doświadczenia lub talentów, stawali się aroganccy, kierowali się własnymi opiniami, poważnie zakłócili pracę domu Bożego, zostali ujawnieni, a następnie wydaleni. Ale niektórzy bracia i siostry są szczerzy i prostolinijni, przyjmują każdy powierzany im obowiązek, dążą do prawdy i do wyzbycia się zepsutego usposobienia, a gdy czegoś nie rozumieją, modlą się do Boga, by szukać prawdy, albo proszą o rozmowę swoich braci i siostry. Wypełniają obowiązki coraz efektywniej, stopniowo wzrastają w życiu, mają autentyczną wiarę w Boga. Takie rzeczy zdarzały się w moim otoczeniu, jak mogłam tego nie widzieć? Poza tym, gdy ludzie w domu Bożym są przenoszeni, zawsze wynika z potrzeb pracy kościoła i umiejętności poszczególnych osób. Jeśli ktoś szczerze wierzy w Boga, dom Boży powierzy mu odpowiedni obowiązek, to tylko przejście z jednej pozycji na inną, nie odbiera to nikomu prawa do doświadczania dzieła Boga i szukania prawdy, ani nie odbiera nikomu szansy na zbawienie. To jest coś zupełnie prawidłowego. Czemu zawsze myślałam, że przeniesienie do innych obowiązków to coś złego? Teraz rozumiem swój błąd: przekonanie, że stabilny i długi obowiązek zagwarantuje mi dobre przeznaczenie i to, że nie zostanę ujawniona ani wyrzucona, było niedorzeczne i śmieszne. To były tylko moje pojęcia i wyobrażenia, a do tego niebezpieczne! Gdy to zrozumiałam, moje serce się rozjaśniło i poczułam ulgę. Później, gdy pełniłam obowiązki, stan mojego umysły znacznie się poprawił. Nie czułam, żeby jeden obowiązek był ważniejszy od drugiego. Czułam, że oba powierzył mi Bóg, że oba były cenne, i chciałam oba wypełniać najlepiej, jak umiem. Zostawiłam Bogu to, czy uda mi się zachować dodatkową pracę, gotowa byłam poddać się Jego decyzjom i planom.

Pewnego dnia pod koniec listopada przełożony oświadczył, że nie muszę już wykonywać pracy dodatkowej, znaleźli kogoś. Gdy to usłyszałam, poczułam coś, co trudno opisać. Byłam smutna, nie chciałam rezygnować z tej pracy. Zrozumiałam, że ten stan nie jest dobry, więc szybko się pomodliłam. Pomyślałam o słowach Boga: „Wobec Boga, a także wobec obowiązku, ludzie muszą mieć szczere serce. Jeśli je mają, będą bogobojni. Jaką postawę wobec Boga prezentują ci, którzy mają szczere serce? W każdym razie mają w sercu Bożą bojaźń, mają serce we wszystkim posłuszne Bogu, nie wypytują o błogosławieństwa ani o nieszczęścia, nie komentują okoliczności, zdają się na łaskę Boga – to są ludzie o szczerych sercach(Tylko poszukując zasad prawdy można dobrze wykonywać swój obowiązek, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Gdy tak kontemplowałam słowa Boga, dotarło do mnie, że Bóg lubi szczerych ludzi, chce, bym traktowała obowiązki ze szczerym sercem, bym była posłuszna, nie myślała wciąż o rezultatach, nie knuła, jak mogę na czymś skorzystać, bym poddała się temu, co aranżuje Bóg. Nigdy w domu Bożym nie było osoby, która utrzymałaby swą pozycję sztuczkami i samolubnymi knowaniami. Przeciwnie, tylko osoby czystego serca, szczere, pragmatyczne i posłuszne Bogu są w stanie wytrwać. W tamtej chwili zrozumiałam, że poprzez tę sytuację Bóg poddaje mnie próbie. Przyglądał się mojej postawie. Nie mogłam dłużej przebierać sobie w obowiązkach. Musiałam poddać się temu, co postanowił Bóg, i radować się obowiązkami. Nieważne, jak długo będę je wykonywać, nieważne, jakie inne obowiązki kościół mi powierzy w przyszłości, muszę je przyjąć ze szczerym, czystym i posłusznym sercem, robić, co w mojej mocy, by dobrze je wypełniać. Myśląc o tym, nagle do mnie dotarło, że Bóg miał dobre intencje, aranżując dla mnie tę dodatkową pracę. Bóg to tak urządził, by ujawnić moje niewłaściwe podejście do obowiązków i pragnienie błogosławieństw. Bez ujawnienia tych faktów nigdy bym nie zobaczyła, że mam skażoną wiarę, nie dowiedziałabym się, jaka postawa wobec obowiązków jest zgodna z wolą Boga. Wszystko, co dał mi Bóg, było cennym skarbem. Ta nagła zmiana w obowiązkach pozwoliła mi dostrzec, że Bóg wszystko kontroluje, też to, jakie kto wypełnia obowiązki. Tego człowiek nie przewidzi i nie zmieni. Ale ja, jak osoba niewierząca, nie znałam suwerenności Boga, chciałam własnym wysiłkiem utrzymać obowiązki. Byłam taka głupia! Jak mogłam liczyć, że uda mi się zachować obowiązek, który chciałam pełnić? Tylko będąc posłuszną Bogu, mogą prowadzić życie spokojne i wyzwolone. Po pewnym czasie kościół powierzył mi inną pracę dodatkową, ale ja już nie dbałam o to, czy będę ją długo wykonywać. Chciałam po prostu sumiennie pełnić obowiązki, szukać prawdy i praktykować ją, wyzbyć się zepsutego usposobienia, urzeczywistniać człowieczeństwo i być prawdziwie posłuszną Bogu.

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze