Siedem lat prób ujawniło moje prawdziwe oblicze

03 października 2019

Autorstwa Chen Huia, prowincja Heilongjiang

W 1994 r. wraz z mamą przyjąłem dzieło Boże dni ostatecznych. Gdy dowiedziałem się, że Bóg zjawił się ponownie w ciele, by dokonać dzieła zbawienia, nie posiadałem się z radości i czułem się zaszczycony, że dane mi będzie dostąpić zbawienia Bożego. W następnych latach często chodziłem na spotkania, śpiewałem pieśni i chwaliłem Boga wraz z braćmi i siostrami. Gdy tylko miałem czas, czytałem słowo Boże, a kiedy już do pewnego stopnia pojąłem intencje Boga, zacząłem dzielić swój czas pomiędzy pracę, a wypełnianie jak największej ilości obowiązków w kościele. Nieco później usłyszałem, że dzieło Boże dokona się już wkrótce. Przejąłem się tym i pomyślałem, że powinienem bardziej się starać dążyć do prawdy i robić więcej dobrych uczynków, zanim zakończy się dzieło Boże. To była jedyna taka szansa w życiu i nie mogłem jej przegapić. Dlatego stanowczo postanowiłem zrezygnować z pracy i poświęcić się całkowicie szerzeniu ewangelii królestwa. Zdecydowałem, że resztę swojego życia całkowicie poświęcę Bogu, ponieważ wierzyłem, że tylko w ten sposób mogę zyskać Jego pochwałę i błogosławieństwo. W tamtym czasie każdego dnia stale byłem zajęty od świtu aż do późnej nocy, nie zważając na to, czy wokół mnie smagał wiatr, czy padał deszcz. Nawet jeśli musiałem dziesiątki kilometrów przejechać na rowerze, nigdy nie czułem się zmęczony ani przepracowany. Niekiedy odczuwałem ból albo słabość, gdy spotykałem się z oszczerstwami światowych ludzi lub gdy bliscy mnie opuszczali, ale gdy tylko przypomniałem sobie, że nie tylko przetrwam, kiedy na ziemię spadną wielkie katastrofy i zyskam życie wieczne, lecz także będzie mi dane cieszyć się licznymi materialnymi błogosławieństwami Bożymi, ogarniało mnie uczucie uniesienia i czułem, że wszelkie moje wysiłki są tego warte. Dlatego też byłem pewien, że skoro mogę ponosić wszelkie koszty dla Boga, musi to znaczyć, że jestem kimś, kto kocha Boga i zasługuje na Jego błogosławieństwa i że w królestwie na pewno znajdzie się dla mnie miejsce. Od tamtej pory, kiedy nadal ponosiłem koszty dla Boga i przyczyniałem się do realizacji Jego dzieła, niecierpliwie oczekiwałem dnia, gdy to dzieło dobiegnie końca, abym mógł jak najszybciej upomnieć się o moje szczęśliwe miejsce w królestwie.

Pewnego dnia pod koniec 1999 roku, gdy pewien siebie szykowałem się, by wejść do królestwa i cieszyć się jego cudownymi błogosławieństwami, jedna siostra powiedziała mi, że pewien zwierzchnik mówił jej, że jeśli pragniemy otrzymać zbawienie i zostać udoskonaleni, musimy najpierw przejść przez siedem lat prób. Słysząc to, nie wierzyłem własnym uszom. Chcąc się upewnić, że się nie przesłyszałem, poprosiłem siostrę, żeby powtórzyła to, co mówiła. Kiedy miałem już pewność, że dobrze usłyszałem, w głowie mi się zakręciło i nagle poczułem się zagubiony. Za nic w świecie nie byłem w stanie zaakceptować, że to, co powiedziała, było prawdą. W jednej chwili przez głowę zaczął przebiegać mi tabun myśli: „Dlaczego muszę przejść jeszcze siedem lat prób? Kiedy mówili, że dzieło Boże dokona się w ciągu dwóch lat, zrezygnowałem ze wszystkiego i jak mam teraz żyć, skoro czeka mnie jeszcze siedem lat? Mam iść do pracy, żeby zarobić trochę pieniędzy? Za siedem lat będę trzydziestolatkiem, co w takim razie z małżeństwem?” Wcześniej sądziłem, że jestem o krok od wejścia do królestwa Bożego i wszystkie moje cielesne utrapienia wkrótce przestaną mieć znaczenie. A teraz okazało się, że nie dość, że nie wejdę niebawem do królestwa Bożego, to jeszcze mam przejść siedem lat prób i oczyszczania. Wszystkie te myśli bardzo mnie podłamały i narastał we mnie smutek nie do opisania. Podświadomie zacząłem obwiniać Boga, myśląc: „Boże! Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś mi, że muszę jeszcze przejść siedem lat prób i oczyszczania? Do tej pory sądziłem, że choćby nie wiem jak miało być trudno, wszystko skończy się w ciągu dwóch - trzech lat, a potem będę mógł wejść do królestwa i cieszyć się cudownymi błogosławieństwami już na zawsze. A teraz mam przed sobą jeszcze siedem lat prób i oczyszczania. Jak niby mam przez nie przejść?” Im więcej o tym myślałem, tym bardziej negatywnie byłem do wszystkiego nastawiony. Zacząłem żałować podjętych wcześniej decyzji i nawet rozważałem powrót do świeckiego świata, żeby pracować i zarabiać pieniądze, a w życiu kościoła uczestniczyć tylko wtedy, gdy czas mi na to pozwoli. Przez to wszystko moje życie zamieniło się w pasmo cierpień i ciągle byłem w złym nastroju. Na spotkaniach przysypiałem, a obowiązki wykonywałem tylko na pół gwizdka. Czułem, że nie mam już tej samej energii, by przeć do przodu, co wcześniej, jednak nie odważyłem się też zrobić kroku wstecz. Naprawdę byłem między młotem a kowadłem. Mniej więcej w tym czasie kilka innych osób uznało, że nie są w stanie znosić trudów siedmiu lat prób, więc odwróciło się od Boga i straciło wiarę. Kiedy te wieści dotarły i do mnie, byłem naprawdę zszokowany. Czułem się, jakby w mojej głowie zaczął wyć alarm. Patrząc na moją ówczesną sytuację, uświadomiłem sobie, że jeśli nie zrobię czegoś, by diametralnie zmienić swoją postawę, to i ja znajdę się w wielkim niebezpieczeństwie – ale jak miałem wprowadzić zmiany w swoim życiu, żeby wyrwać się z przygnębienia, w którym się pogrążyłem?

Wkrótce potem natknąłem się na następujący fragment słów Bożych: „Za każdym razem, kiedy tylko wspomina się o siedmiu latach prób, dość wielu ludzi odczuwa szczególny niepokój i przygnębienie, a są też tacy, którzy narzekają, i spotkać można najprzeróżniejsze reakcje. Sądząc po tychże reakcjach, widać wyraźnie, że ludzie potrzebują obecnie takich prób; potrzebują tego rodzaju przeciwności losu i oczyszczenia. W swojej wierze w Boga ludzie dążą do tego, by w przyszłości uzyskać błogosławieństwa: taki jest cel ich wiary. Wszyscy ludzie mają taki zamiar i taką nadzieję. Jednakże zepsucie w ludzkiej naturze musi zostać wyeliminowane poprzez próby. Musisz zostać oczyszczony we wszystkich tych aspektach, w których nie jesteś czysty – takie jest Boże zarządzenie. Bóg stwarza ci odpowiednie warunki, zmuszając cię, byś się w nich oczyścił i mógł poznać własne zepsucie. W końcu osiągasz ten moment, kiedy wolałbyś raczej umrzeć i zrezygnować ze swoich planów oraz pragnień i poddać się Bożej władzy i Bożemu zarządzeniu(„Jak pośród prób zadowolić Boga” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Słowa Boże idealnie oddawały moje ówczesne położenie. Jak tylko usłyszałem, że przede mną jeszcze siedem lat prób, popadłem w czarną rozpacz i, pełen żalu, buntowałem się przeciwko Bogu. Wcześniej sądziłem, że skoro zrezygnowałem z pracy i porzuciłem życie rodzinne, poświęcająco wiele więcej niż przeciętny wierzący, to jestem kimś, kto kocha Boga bardziej niż ktokolwiek inny i najbardziej zasługuje na Jego błogosławieństwa. Dopiero wtedy dostrzegłem, że moje dążenia nie były bez skazy. Bóg obserwuje nasze serca i umysły, i za pomocą prób i oczyszczania ujawnił, że moja wiara w Niego tak naprawdę opierała się na pragnieniu błogosławieństw. Pozwolił mi zyskać prawdziwe zrozumienie błędnego punktu widzenia, jaki przyjąłem w swym dążeniu do Niego i wyzbyć się pragnienia błogosławieństw. Później przeczytałem inny fragment słów Bożych: „Czy wciąż nie stwarzacie fałszywych pozorów, by Mnie zwodzić, przez wzgląd na wasze przeznaczenie, by mogło się ono stać doskonale piękne i spełnić wszelkie wasze pragnienia? Jestem świadom, że wasze oddanie, podobnie jak szczerość, są tylko tymczasowe. Czyż wasza determinacja i cena, jaką płacicie, nie dotyczą jedynie obecnej chwili, a nie tego, co będzie? Chcecie zapewnić sobie piękne przeznaczenie jednym, ostatecznym wysiłkiem i gotowi jesteście zdobyć się na ten wysiłek wyłącznie po to, by ubić interes. Nie podejmujecie go, by uniknąć długu wobec prawdy, a już z pewnością nie po to, by zrekompensować Mi cenę, jaką sam zapłaciłem. Krótko mówiąc, chcielibyście zdobyć to, na czym wam zależy, jedynie podstępem i przebiegłością, ale nie jesteście gotowi otwarcie o to walczyć. Czyż nie takie jest wasze najgłębsze pragnienie? Nie wolno wam ukrywać prawdziwej twarzy, a tym bardziej zaprzątać sobie głowy własnym przeznaczeniem do tego stopnia, że nie możecie jeść ani spać. Czyż nie jest prawdą, że ostatecznie wasz wynik został już ustalony?(O przeznaczeniu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Sąd i karcenie, zawarte w słowach Bożych, zawstydziły mnie i skłoniły do refleksji nad swoimi myślami i działaniami, dzięki czemu uświadomiłem sobie, że były one dokładnie takie same jak te, które w powyższym fragmencie demaskował Bóg. Powróciłem myślą do momentu, gdy wstąpiłem do kościoła i nadal miałem pracę, a przy tym wypełniałem swoje obowiązki. Kiedy usłyszałem, że dzieło Boże wkrótce dobiegnie końca, pomyślałem, że – aby zasłużyć na Boże błogosławieństwa i otrzymać nagrody – muszę tylko tymczasowo całkowicie zaangażować się w ponoszenie kosztów dla Boga. Aby zyskać pewność, że będzie mi dane wstąpić do królestwa, gdy dzieło Boże się dokona, porzuciłem wszelkie przyjemności cielesne i na oślep rzuciłem się w wir swoich obowiązków. Jednak gdy tylko usłyszałem, że czeka mnie jeszcze siedem lat prób, poczułem, że natknąłem się na przeszkodę nie do pokonania i popadłem w takie przygnębienie, że nie miałem nawet zapału do wykonywania tych obowiązków. W głębi serca obwiniałem Boga i sprzeciwiałem się Mu. Żałowałem wszystkiego, co poświęciłem i całej ciężkiej pracy, jaką wykonałem. Myślałem nawet o tym, by zdradzić Boga i odwrócić się od Niego. Zmieniłem się i stałem się kimś zupełnie innym niż wcześniej. Dopiero dzięki objawieniu, płynącemu z prób, uświadomiłem sobie, że nigdy tak naprawdę nie czciłem Boga jako Stwórcy wszelkich istot. Dotarło do mnie także, że nie ponosiłem kosztów na rzecz Boga ani nie rezygnowałem z ziemskich uciech, by spełniać swoje obowiązki stworzenia Bożego, wzrastając w miłości do Boga, ani po to, by Go zadowolić. Tak naprawdę wszystkie te wysiłki podejmowałem tylko z myślą o swoim przyszłym przeznaczeniu. Wszystko, co robiłem, miało w rzeczywistości pomóc mi dobić targu z Bogiem, a zatem oszukiwałem Go i wykorzystywałem, by osiągać swój ostateczny cel, czyli wstąpić do królestwa i otrzymać niezliczone błogosławieństwa. Jakże byłem samolubny, podły i wstrętny! Było dokładnie tak, jak ukazały słowa Boże: „Bez względu na to, jak są wypróbowywani, wierność tych, którzy mają Boga w sercu, pozostaje niezmieniona, ale dla tych, którzy nie mają Boga w swoim sercu, gdy tylko dzieło Boże nie jest korzystne dla ich ciała, zmieniają swoje spojrzenie na Boga, a nawet odchodzą od Boga. Takimi są ci, którzy nie wytrwają do końca, którzy szukają tylko Bożych błogosławieństw i nie mają pragnienia, aby służyć Bogu i poświęcić się Mu. Tacy nikczemni ludzie zostaną wyrzuceni, gdy dzieło Boga dobiegnie końca i nie zasługują na żadne współczucie. Ci, którzy nie mają człowieczeństwa, nie są w stanie prawdziwie kochać Boga. Gdy warunki są bezpieczne lub gdy mogą czerpać zyski, są całkowicie posłuszni Bogu, ale gdy to, czego pragną, jest zagrożone lub ostatecznie odrzucone, natychmiast się buntują. Nawet w ciągu jednej nocy mogą przejść przemianę z uśmiechniętego, »życzliwego« człowieka w ohydnego i okrutnego zabójcę, traktując nagle wczorajszego dobroczyńcę jak śmiertelnego wroga bez widocznej przyczyny. Jeśli te demony nie zostaną wypędzone, demony, które zabiłyby bez mrugnięcia okiem, czy nie staną się źródłem skrytego zagrożenia?(Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże ewidentnie pokazują, że samolubnym i zdradzieckim ludziom brakuje człowieczeństwa i żyją oni wyłącznie dla zysków, odrzucają wierność i nadużywają zaufania dla osobistych korzyści. Osoby, które żyją w zgodzie z szatańską naturą, pod żadnym pozorem nie mogą być zgodne z Bogiem. Tacy ludzie stale sprzeciwiają się Bogu i zdradzają Go, a nawet znajdują sobie w Bogu wroga. Bóg nienawidzi tych ludzi i czuje do nich wstręt, a jeśli nadal uparcie odmawiają dążenia do prawdy, w końcu zostaną wyeliminowani. Myślałem o tym, jak dwukrotnie Bóg wcielony zstąpił na ziemię, by dokonać dzieła zbawienia ludzkości, jak znosił i znosi niebywałe upokorzenie i płaci najwyższą cenę, by wyrwać nas z mocy szatana i uwolnić spod jego mrocznego wpływu – a mimo to nigdy nas o nic nie prosił. Ja natomiast nie tylko nie doceniłem miłości Bożej i nie okazałem ani krzty wdzięczności czy prawdziwego oddania, ale do tego skupiałem się wyłącznie na tym, jak mogę zyskać błogosławieństwa. Gdy okazało się, że dzieło Boże nie odpowiada moim wyobrażeniom i koncepcjom ani nie przynosi mi wymiernych korzyści, natychmiast odwróciłem się od Boga, a nawet żałowałem wszelkich dotychczasowych wysiłków i wszystkiego, co dlań porzuciłem. Chciałem całkowicie porzucić Boga. Widziałem, że nie było we mnie za grosz człowieczeństwa, a w mojej naturze leżał opór wobec Boga i zdrada. Taka buntowniczość zasługiwała jedynie na to, by Bóg ją przeklął. Kiedy uświadomiłem sobie to wszystko, ogarnęło mnie poczucie winy i poprzysiągłem sobie, że już nigdy nie będę tak niegodziwy. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej okazać skruchę i dołożyć wszelkich starań, by dążyć do prawdy i tym samym zadowolić Boga.

Później przeczytałem takie oto słowa z kazania: „Dziś wielu jest takich, których serca są pełne żalu, i którzy wykazują perfidny brak wiary, gdy stają w obliczu siedmiu lat prób. To bardzo zaskakujące i fakt ten sprawił, że zdałem sobie sprawę z tego, że członkowie rodziny Bożej nie są obecnie lepsi od Izraelitów z dawnych czasów. Można powiedzieć, że dzieło Boże w dniu dzisiejszym jest zdecydowanie najodpowiedniejsze i absolutnie konieczne dla skażonej ludzkości. Gdyby Bóg nie postąpił w ten sposób, ludzkość nigdy by Go nie poznała, nie zyskałaby prawdziwej wiary ani prawdziwie nie wychwalałaby Boga. W dzisiejszych czasach ludzie są niewiele warci, godni pożałowania i ślepi. Nic tak naprawdę nie wiedzą o Bogu. Zanim zaczęły się próby, buntownicza, oporna i zdradziecka natura wielu ludzi została zdemaskowana w biały dzień, aby była widoczna dla wszystkich. Jak tacy ludzie mogli liczyć na to, że wejdą do królestwa? Jak można było ich uznać za godnych dostąpienia Bożych obietnic? Jeżeli człowiek naprawdę zdołałby pojąć swoje braki i zrozumiał, jak niewiele jest wart, i jak bardzo godzien jest pożałowania – jeśli dostrzegłby swą buntowniczą naturę, sprzeciwiającą się Bogu – wówczas poddałby się wszelakim cierpieniom i oczyszczaniu, jakie Bóg dla niego przygotował, i natychmiast byłby gotów podporządkować się zarządzeniom Boga i całemu Jego dziełu. Tylko ludzie cechujący się wielką arogancją już po przeczytaniu kilku fragmentów słowa Bożego mogliby uznać, że posiedli prawdę i człowieczeństwo i nie muszą przechodzić prób ani oczyszczania oraz że powinni zostać wyniesieni bezpośrednio do trzeciego nieba. Każdy, kto posiada pewne doświadczenie życiowe, pojąłby, że ktoś, kto jedynie czyta słowo Boże, ale nie doznaje oczyszczenia w wyniku wszelkiego rodzaju prób i cierpień, ten nie jest w stanie zmienić swojego usposobienia. Sam fakt, że ktoś zrozumiał wiele doktryn, nie oznacza jeszcze, że jego postawa cechuje się prawdziwością. Dlatego człowiek musi w przyszłości przejść wiele prób: to właśnie jest Boża łaska i wyniesienie, a nawet zbawienie Boże, dlatego wszyscy powinni wychwalać za to Boga i dziękować Mu” (Rozmowy zwierzchnika). Po przeczytaniu tego kazania jeszcze lepiej pojąłem intencje Boga. Tego typu próby i oczyszczanie były właśnie tym, czego mi było w życiu potrzeba. Gdybym nie został w ten sposób zdemaskowany, nigdy nie przeanalizowałbym złych intencji, które kierowały mną w wierze, ani nie dostrzegłbym swojej samolubnej i podłej szatańskiej natury. Niegdyś sądziłem nawet, że prawdziwie wierzę w Boga i mieniłem się kimś, kto autentycznie Go kocha. Łudziłem się tylko i oszukiwałem sam siebie. Cudowne dzieło Boże w pełni mnie zdemaskowało, pozwalając mi wyraźnie dostrzec prawdziwe oblicze mojego oporu wobec Boga, a także moją nikczemność i brzydotę. Pokazało mi, że byłem oportunistą oraz żywym potomkiem szatana. Moja wiara w Boga była bardzo nieczysta i naznaczona chęcią zawarcia transakcji z Nim. Gdybym nadal praktykował wiarę w ten sposób, nigdy nie otrzymałbym pochwały Boga i czekałaby mnie porażka. Doświadczenie sądu i karcenia pomogło mi uświadomić sobie, że wiara w Boga nie jest tak prosta, jak mi się wydawało: człowiek nie otrzymuje błogosławieństwa Bożego natychmiast, jak tylko uwierzy w Boga, ani nie trafia od razu do jakiegoś szczęśliwego miejsca przeznaczenia tylko dlatego, że trochę się napracował i poświęcił nieco czasu i energii. Jeśli moja szatańska natura nie zostanie oczyszczona i nie ulegnie zmianie, mogę wierzyć Boga i sto lat, a i tak nie dostąpię zbawienia. To wynika ze sprawiedliwego usposobienia Boga i nikt tego nie zmieni. Zrozumiałem także, że przejście prób i oczyszczania to niezbędny krok na drodze do zyskania zbawienia Bożego. Teraz już nie winię Boga i lepiej go rozumiem, a za to z radością podporządkowuję się dziełu Bożemu. Postanowiłem zacząć od nowa i ciężko pracować nad swym dążeniem do prawdy, by pewnego dnia w niedalekiej przyszłości moje usposobienie mogło ulec zmianie i bym mógł żyć w zgodzie z Bogiem.

Wstecz: Na ratunek sercu

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze