Gdy byłam świadkiem obnażenia i wyeliminowania wielu ludzi

13 lutego 2025

Autorstwa Yi Xin, Chiny

W lutym 2023 roku, z powodu zdrady Judasza, przyszła do mnie policja, aby przesłuchać mnie w sprawie mojej wiary w Boga. Nie zabrali mnie, ponieważ widzieli, że nie mogę chodzić z powodu martwicy kości udowej. W tamtym czasie nie mogłam wykonywać żadnych obowiązków, a ze względu na zagrożenia w związku z moją sytuacją, bracia i siostry nie mogli mnie odwiedzać. Początkowo sądziłam, że Bóg dopuszcza takie okoliczności, ale kiedy pojęłam, że nie jestem w stanie wykonywać swoich obowiązków ani nawet służyć, zastanawiałam się, czy Bóg wykorzystuję tę sytuację, by mnie obnażyć i wyeliminować. Myślałam też o tym, że w ciągu ostatnich kilku lat wielu ludzi w Kościele obnażono i wyeliminowano, jednego po drugim. Weźmy na przykład Wang Tao. Wykonywał obowiązki związane z tekstami, wierzył w Boga przez wiele lat, poświęcił młodość i małżeństwo, nigdy się nie ożenił, nawet mając czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, zawsze wykonywał swoje obowiązki poza domem, ale okazał się niedowiarkiem i został usunięty. Była też Li Li, która dość szybko porzuciła rodzinny interes, by skupić się na wierze w Boga. Bez względu na to, jak świat ją oczerniał i wyśmiewał, a jej syn sprzeciwiał się jej, nadal wykonywała swoje obowiązki, wiele wycierpiała i zapłaciła cenę, głosząc ewangelię i pozyskując kilkoro wiernych. Koniec końców, została zdemaskowana jako zła osoba i usunięta. Całkiem sporo osób usunięto z powodu odgrywania Judasza po tym, jak zostały złapane. Całkiem sporo osób usunięto z powodu odgrywania Judasza po tym, jak zostały złapane, czułam, że dzieło Boże naprawdę dotarło do punktu, w którym każdy został sklasyfikowany według swojej natury, i chociaż kościół mnie nie usunął, fakt, że Bóg eliminował mnie poprzez moją sytuację, oznaczał, że już mnie nie chciał. Te myśli sprawiały, że czułam się zniechęcona, smutna i zdezorientowana. Czyż Bóg nie wybrał tylu ludzi, by ich zbawić? Dlaczego zostali obnażeni i ostatecznie wyeliminowani, jeden po drugim? W ten sposób, na koniec dzieła Bożego, nie zostanie ich już wielu. Czy naprawdę taka jest intencja Boga? Zwłaszcza gdy czytałam słowa Boga o wykonywaniu obowiązków, myślałam: „Teraz nie mogę nawet chodzić, więc jak mam wykonywać obowiązki? Bóg bada ludzkie serca. Na pewno wie, że jestem zbyt zepsuta, dlatego wyeliminował mnie za pośrednictwem choroby. Jaki mam pożytek z pilnego dążenia do prawdy? Nie dostąpię zbawienia w przyszłości, nie będzie dla mnie dobrego wyniku ani przeznaczenia”. Byłam tak przygnębiona, że na nic nie miałam ochoty. Nie chciałam czytać słów Boga i nie wiedziałam, co powiedzieć, kiedy modliłam się do Niego. Często płakałam z tego powodu. Wiedziałam, że jestem w złym stanie i nie chciałem dłużej czuć się tak przygnębiona. Modliłam się do Boga tymi słowami: „Boże, jestem w złym stanie. Czuję, że mnie nie chcesz i wyeliminowałeś mnie. Proszę, pomóż mi zrozumieć Twoją intencję i wyprowadź mnie z tego stanu”. Nie przestawałam modlić się do Boga.

Później natrafiłam na ten fragment w Jego słowach: „Praca kościoła była w ostatnich latach bardzo wzmożona, więc dość często dochodziło do transferów i przeniesień, a także do demaskowania, eliminowania i oczyszczania członków w każdej z grup. W procesie realizacji tej pracy przenoszenie członków zespołów było nadzwyczaj częste i miało szeroki zakres. Jednak bez względu na to, ile transferów ma miejsce lub jak bardzo rzeczy się zmieniają, nie słabnie determinacja, by dążyć do prawdy, w tych, którzy prawdziwie wierzą w Boga i pragną Go. Nie zmienia się też ich pragnienie dostąpienia zbawienia, ich wiara w Boga nie słabnie, zawsze rozwijają się oni w dobrym kierunku i są niezmiennie wytrwali w wykonywaniu obowiązków aż do dziś. Są też tacy, którzy radzą sobie jeszcze lepiej, którzy poprzez ciągłe przeniesienia znajdują dla siebie właściwe miejsce, uczą się poszukiwać zasad w ramach swoich obowiązków. Ci zaś, którzy nie dążą do prawdy, nie miłują rzeczy pozytywnych i czują wrogość wobec prawdy, nie radzą sobie dobrze. Obecnie niektórzy zmuszają się, by dalej wykonywać obowiązki, gdy tymczasem ich stan wewnętrzny to kompletny bałagan, są pogrążeni w głębokim przygnębieniu i zniechęceni. Nadal nie porzucili jednak kościoła, wydaje się, że wciąż wierzą w Boga i wykonują obowiązki, lecz w rzeczywistości ich serca się odmieniły, odeszli od Boga i porzucili Go. Niektórzy ludzie zawierają związek małżeński i wracają do domu, by tam wieść swoje życie. (…) Niektórzy ludzie gonią za marzeniem o bogactwie; inni robią karierę i spełniają swoje marzenie o posadzie urzędnika lub biurokraty; niektórzy szczęścia szukają w posiadaniu potomstwa, więc żenią się z kobietami, które urodzą im synów; jeszcze inni są przez lata ścigani i prześladowani za wiarę w Boga, aż w końcu dopada ich słabość i choroba, a wtedy porzucają obowiązki i wracają do domu, by tam spędzić ostatnie lata życia. Sytuacja każdego jest inna. Niektórzy ludzie odchodzą z własnej woli i ich nazwiska zostają skreślone, niektórzy są niedowiarkami, którzy zostają wydaleni, a niektórzy dopuszczają się różnego rodzaju zła, co doprowadza do ich wyrzucenia. Jacy tak naprawdę są ci wszyscy ludzie? Jak określić ich istotę? Czy dostrzegliście to jasno? (…) Gdy zatem zaczęli wierzyć w Boga, przepełniał ich entuzjazm, porzucili dom, zrezygnowali z pracy, często ofiarowywali datki i wykonywali ryzykowne zadania dla domu Bożego. Jak by nie patrzeć, ze szczerym oddaniem poświęcali się dla Boga. Skąd więc zmiana, jaka w nich zaszła? Czy to dlatego, że nie podobali się Bogu i On wykorzystywał ich od samego początku? (Nie). Bóg traktuje wszystkich równo i sprawiedliwie, daje szansę wszystkim. Oni żyli w kościele, jedli i pili słowa Boga, byli zaopatrywani, podlewani i prowadzeni przez Boga, czemu więc tak bardzo się zmienili? Ich zachowanie, gdy zaczęli wierzyć w Boga, i ich zachowanie, gdy opuszczali kościół, były diametralnie różne, jak by to nie byli ci sami ludzie. Czy Bóg sprawił, że utracili nadzieję? Czy dom Boży lub czyny Boga wywołały w nich takie rozgoryczenie? Czy Bóg, słowa Boga lub dzieło Boga uraziły ich godność? (Nie). Jaki jest zatem powód? Kto potrafi to wyjaśnić? (…) (Boże, myślę, że gdy ci ludzie uwierzyli w Boga, polegali na swoim zapale i dobrych intencjach, i byli w stanie czegoś dokonać, ale teraz dom Boży traktuje całą swoją pracę coraz poważniej. Wymaga od ludzi, by postępowali w zgodzie z zasadami prawdy. Ci ludzie zaś nie akceptują prawdy, wpadają w szał, wykonując obowiązki, robią, co im się podoba i często są przycinani. Coraz bardziej czują, że nie mogą tak dalej brnąć, aż w końcu odchodzą z domu Bożego. Myślę, że to jest jeden z powodów). Nie są w stanie brnąć dalej tak jak dotychczas – czy tak jest istotnie? (Tak). Nie są w stanie brnąć dalej tak jak dotychczas – to odnosi się do ludzi, którzy robią rzeczy po łebkach. Są ludzie wierzący w Boga, którzy nie są nieudolni, którzy są bardzo gorliwi i traktują tę kwestię bardzo poważnie, czemu więc nie wytrwali? (Bo z natury są to ludzie, którzy nie kochają prawdy. Zaczęli wierzyć w Boga, żeby otrzymać błogosławieństwa. Widzą, że w domu Bożym stale mówi się o prawdzie, i zaczynają odczuwać wrogość i opór wobec prawdy, z coraz większą niechęcią uczęszczają na zgromadzenia i słuchają kazań, wskutek czego zostają w końcu zdemaskowani). Tak wygląda sytuacja i jest wielu takich ludzi. Są też tacy, którzy zawsze wykonują obowiązki w sposób niesumienny, którzy nigdy nie robią tego, jak należy, ani nie biorą na siebie odpowiedzialności w ramach wypełnianych obowiązków. Nie chodzi o to, że są nieudolni lub mają za słaby charakter; tak naprawdę są nieposłuszni i postępują niezgodnie z wymogami domu Bożego. Zawsze robią wszystko wedle własnego widzimisię, aż w końcu doprowadzają do zakłóceń i perturbacji, bo wpadają w szał i robią to, co im się żywnie podoba. Jakkolwiek byliby przycinani, nie okazują skruchy, więc koniec końców zostają odesłani. Ci ludzie, którzy są odsyłani, mają niewiarygodnie ohydne usposobienie i charakteryzuje ich aroganckie człowieczeństwo. Dokądkolwiek idą, chcą mieć ostatnie słowo, na wszystkich patrzą z góry, postępują jak tyrani, aż w końcu zostają usunięci. Gdy niektórych ludzi zastąpi się lub wyeliminuje, czują, że nic im się nie układa, dokądkolwiek by poszli, że nikt ich nie ceni i nie zwraca już na nich uwagi. Nikt nie ma już o nich wysokiego mniemania, nie mogą już mieć ostatniego słowa, nie dostają tego, czego chcą, i nie mają nadziei na zyskanie jakiegoś statusu, nie mówiąc już o błogosławieństwach. Czują, że nie mają nadziei, żeby dalej brnąć na oślep w kościele, już ich to nie interesuje, więc postanawiają odejść – wielu jest takich ludzi(Jak dążyć do prawdy (4), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). „Droga wiary w Boga jest wyboista i nierówna. Tak zarządził Bóg. Bez względu na to, co się wydarza, niezależnie od tego, czy jest to coś, czego ludzie sobie życzą i czy jest to zgodne z ich pojęciami i wyobrażeniami albo czy są to w stanie przewidzieć, tego, co się wydarza, nie można oddzielić od suwerennej władzy Boga i Jego planowych działań. Wszystko, co robi Bóg, ma szczególne znaczenie, ponieważ pozwala ludziom wyciągnąć wnioski i poznać Bożą suwerenną władzę. Celem poznania Bożej suwerennej władzy nie jest to, aby ludzie sprzeciwiali się Bogu, ani też to, aby ludzie, zrozumiawszy Boga, mieli więcej władzy i kapitału, dzięki którym mogliby z Nim rywalizować. Chodzi raczej o to, aby ludzie, kiedy coś im się przytrafia, nauczyli się przyjmować to od Boga, szukać prawdy, by to zrozumieć, a następnie wprowadzać prawdę w życie, aby osiągnąć prawdziwe posłuszeństwo i wykształcić w sobie prawdziwą wiarę w Niego. Czy to rozumiecie? (Tak). W takim razie w jaki sposób wcielacie to w życie? Czy wasza ścieżka praktyki w takich sprawach jest poprawna? Czy każdą rzecz, która was spotyka, traktujecie z uległością i postawą poszukiwania prawdy? Jeśli jesteś kimś, kto dąży do prawdy, to będziesz myślał w taki właśnie sposób. Cokolwiek cię spotka, przyjmiesz to od Boga, a potem będziesz szukać prawdy, pojmiesz Jego intencje i będziesz postrzegać ludzi i rzeczy przez pryzmat Jego słów. We wszystkich rzeczach, które cię spotkają, będziesz w stanie doświadczyć i poznać dzieło Boga oraz będziesz potrafił się Mu podporządkować. Jeśli nie jesteś człowiekiem, który dąży do prawdy, to bez względu na to, co cię spotka, nie zajmiesz się tym zgodnie ze słowami Boga ani nie będziesz szukał prawdy. Będziesz po prostu brnął naprzód, nie zyskując przy tym żadnych prawd. Bóg doskonali ludzi, planując dla nich wiele rzeczy, które nie pasują do ich wyobrażeń, po to, by nauczyli się szukać prawdy, zyskali zrozumienie Jego czynów, ujrzeli Jego wszechmoc i mądrość, aby dzięki temu ich życie stopniowo się rozwijało. Dlaczego tak się dzieje, że ci, którzy dążą do prawdy, doświadczają Bożego dzieła, zyskują prawdę i są doskonaleni przez Boga, podczas gdy ci, którzy tego nie robią, są eliminowani? Dlatego, że ci, którzy dążą do prawdy, szukają jej bez względu na to, co ich spotyka, otrzymują zatem dzieło i oświecenie Ducha Świętego i dzięki temu mogą wprowadzać prawdę w życie, wejść w rzeczywistość słów Boga i być przez Niego doskonaleni. Z drugiej strony ci, którzy nie kochają prawdy, widzą, że Boże dzieło nie jest zgodne z ich wyobrażeniami, a jednak nie próbują temu zaradzić przez szukanie prawdy, a nawet mogą się skarżyć i popaść w zniechęcenie. Z biegiem czasu mają coraz więcej wyobrażeń o Bogu, zaczynają w Niego wątpić i Mu zaprzeczać. W rezultacie zostają odsunięci na bok i wyeliminowani przez Boże dzieło(Co to znaczy dążyć do prawdy (11), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu tych słów zrozumiałam intencję Boga. Niezależnie od tego, jakie sytuacje Bóg aranżuje, ma nadzieję, że ludzie wyciągną z nich wnioski, będą szukać prawdy i dostrzegą różne osoby, wydarzenia i sprawy. W ten sposób doskonali tych, którzy szczerze wierzą w Boga i dążą do prawdy. Jednak ludzie, którzy nie dążą do niej, nie chcą jej szukać ani wyciągać wniosków z sytuacji zaaranżowanych przez Boga, popadają w przygnębienie i narzekają na Boga, ostatecznie zostaną przez Niego wyeliminowani. Kiedy patrzyłam na ludzi obnażanych i eliminowanych w Kościele, jeden po drugim, świadoma mojej niezdolności do wykonywania obowiązków z powodu choroby, sądziłam, że Bóg mnie obnaża i eliminuje, dlatego czułam się zniechęcona. Jedynym rozwiązaniem było poszukiwanie prawdy. Nie mogłam tak dłużej żyć. Zastanawiałam się, co ujawniałam. Czułam, że Bóg aranżuje te sytuacje, by obnażać i eliminować ludzi, że Bóg jednostronnie ich nie chciał. Czy ten punkt widzenia był słuszny? Rozważając słowa Boga, zrozumiałam jedno: Bóg jest sprawiedliwy w tym, jak traktuje wszystkich ludzi. Wyraził tyle prawdy, by nam ją przekazać, jasno wyjaśnił zasady i ścieżki we wszystkich aspektach, mówił nam o konsekwencjach życia według naszych zepsutych usposobień i podążania złą drogą. Bóg aranżuje różne sytuacje, by wystawiać ludzi na próbę, by sprawdzić, czy potrafią postępować zgodnie z zasadami prawdy i trwać przy swoim świadectwie. W tym okresie Bóg nie zmusza ludzi do wyboru określonej drogi. Daje im wolność. Jeśli ludzie szukają prawdy, podporządkują się woli Boga, myślą i znają samych siebie oraz praktykują według słów Boga, to sytuacja, w której się znajdą, jest dla nich narzędziem doskonalenia się. Jeśli jednak stawiają opór zaaranżowanej przez Boga sytuacji i nie szukają prawdy, wówczas ta sytuacja ich obnaży i wyeliminuje. Ostateczny wynik człowieka zależy od jego wyborów i drogi, jaką podąża. Zgodnie ze słowami Boga: „Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek”. (Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Kiedy myślałam o ludziach w Kościele, którzy zostali obnażeni i wyeliminowani, pojęłam, że to miało związek z ich osobistymi wyborami oraz z tym, że nie dążyli do prawdy. Tak było z Wang Tao: chociaż początkowo porzucił wszystko, by wykonywać swoje obowiązki, konsekwentnie odmawiał przyjęcia prawdy, zawsze nadmiernie analizował ludzi i sprawy. Nie słuchał tego, co mówił przywódca i nie chciał wykonywać obowiązków. Raz powiedział ze zniecierpliwieniem: „Codziennie mówią, że dzieło Boże dobiega końca, ale kto wie, kiedy to nastąpi! Chcę pracować i zarobić trochę pieniędzy”. Przywódca omawiał znaczenie wiary w Boga i wykonywania obowiązków, ale Wang wywyższał się, mówiąc: „W takim razie odpraw mnie. Nie mogę wykonać tego obowiązku”. Gdy został odprawiony, niektórzy bracia i siostry rozmawiali z nim o jego obowiązkach, a on odpowiadał: „Bez względu na to, co mi powiecie, nie wykonam ich. Jeśli chcecie, możecie mnie wyrzucić”. Natomiast Li Li, choć potrafiła zrezygnować z wielu rzeczy, ponosić koszty i wykonywać obowiązki, nie akceptowała tego, co Bóg jej dawał, kategorycznie odmawiała przyjęcia prawdy, przesadnie analizowała ludzi i sprawy, a nawet osądzała braci i siostry i zakłócała życie Kościoła. Mimo wielokrotnych prób rozmowy ze strony braci i sióstr odmawiała zmiany. Później głosiła ewangelię bez żadnych rezultatów, a nawet szerzyła zniechęcenie, zakłócając dzieło ewangelizacji. Kiedy została przycięta przez przywództwo, zdawała się to akceptować, ale później wyrażała swoje niezadowolenie z przywódcy. Przeciągnęła innych na swoją stronę i sprawiła, że nabrali do niego uprzedzeń, nie okazując przy tym żadnej skruchy. Widziałam, jak oboje zostali obnażeni i wyeliminowani, ponieważ uporczywie odmawiali przyjęcia prawdy, byli niezdolni do refleksji i poznania samych siebie przez sytuacje, w których się znaleźli, mieli skłonność do działania zgodnie z ich zepsutym usposobieniem, co zakłócało i dezorganizowało pracę Kościoła. Błędnie jednak sądziłam, że Bóg jednostronnie pragnął eliminować ludzi, że już ich nie chciał. To było niezrozumienie Boga, można to nawet uznać za bluźnierstwo przeciw Niemu. Myślałam także o tym, jak moja choroba uniemożliwia mi wykonywanie obowiązków, a ze względu na zagrożenia związane z moją sytuacją, bracia i siostry nie mogli się ze mną skontaktować. Sądziłam, że Bóg mnie obnażył i wyeliminował, ale to także było niezrozumienie Boga. W rzeczywistości Bóg aranżował takie sytuacje, by mnie sprawdzić, by zobaczyć, jaką drogę wybiorę. Gdybym wciąż narzekała, trwała w błędnych przekonaniach i zniechęceniu, nie czytała słów Boga, nie modliła się ani nie zbliżała do Niego, a nawet rozważała porzucenie Go, to ta sytuacja faktycznie by mnie obnażyła i wyeliminowała. Gdybym jednak mogła podporządkować się tej sytuacji, rozważyć i uznać zepsucie, które przejawiałam, i szukać prawdy, by to zmienić, wówczas taka sytuacja by mnie udoskonaliła. Zrozumienie tych spraw bardzo uradowało moje serce. Mimo że w tej sytuacji nie mogłam wykonywać obowiązków, musiałem się podporządkować, szukać prawdy i zmienić moje zepsute usposobienie.

Zastanawiałam się, dlaczego czułam się tak zniechęcona, gdy znalazłam się w tej sytuacji. Potem przeczytałam ten fragment ze słów Boga: „Ludzie wierzą w Boga, aby zostać pobłogosławionym, nagrodzonym, ukoronowanym. Czy nie ma go w sercu każdego człowieka? Jest, to fakt. Chociaż ludzie nieczęsto o tym mówią, a nawet ukrywają motywację i pragnienie otrzymania błogosławieństw, to jednak ta motywacja i pragnienie w głębi ludzkich serc zawsze były niewzruszone. Bez względu na to, jak wiele duchowych teorii ludzie rozumieją, jakie mają doświadczenie i wiedzę, jakie obowiązki mogą wykonać, jak wiele cierpienia znoszą lub jak wysoką cenę płacą, nigdy nie porzucają motywacji do uzyskania błogosławieństw ukrytej głęboko w ich sercach i zawsze w milczeniu trudzą się w służbie dla niej. Czyż nie jest to coś, co tkwi najgłębiej w ludzkich sercach? Jak czulibyście się bez tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw? Z jakim nastawieniem wykonywalibyście swoje obowiązki i podążali za Bogiem? Co by się stało z ludźmi, gdyby pozbyto się tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw, która kryje się w ich sercach? Jest możliwe, że wielu ludzi ogarnęłoby zniechęcenie, a inni staliby się zdemotywowani do wykonywania swoich obowiązków. Straciliby zainteresowanie swoją wiarą w Boga, tak jakby ich dusza zniknęła. Wyglądaliby tak, jakby wyrwano im serce. Dlatego właśnie mówię, że motywacja do błogosławieństw jest czymś głęboko ukrytym w ludzkich sercach. Być może gdy wypełniają swoje obowiązki lub żyją życiem kościoła, czują, że mogą porzucić swoje rodziny i z radością ponosić koszty dla Boga, i że teraz poznali swoją motywację do otrzymania błogosławieństw, odłożyli ją na bok i nie są już nią kierowani ani przez nią ograniczani. Wtedy myślą, że nie mają już motywacji, aby być błogosławionymi, ale Bóg uważa inaczej. Ludzie patrzą na sprawy tylko powierzchownie. Gdy nie są poddawani próbom, czują się dobrze sami ze sobą. O ile nie opuszczają kościoła ani nie wypierają się imienia Bożego i nie przestają poświęcać się dla Boga, o tyle uważają, że się zmienili. Czują, że w wypełnianiu swoich obowiązków nie kierują się już osobistym entuzjazmem ani chwilowymi impulsami. Zamiast tego wierzą, że mogą dążyć do prawdy, nieustannie jej szukać i praktykować ją podczas wykonywania swoich obowiązków, dzięki czemu ich zepsute usposobienia zostają oczyszczone, a oni sami osiągają jakąś prawdziwą zmianę. Jak jednak zachowują się ludzie, kiedy dzieją się rzeczy, które są bezpośrednio związane z ich przeznaczeniem i wynikiem? Wtedy ujawnia się cała prawda(Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przeczytaniu tych słów pojęłam, że wierzyłam w Boga tylko po to, by otrzymać błogosławieństwa. W przeszłości, gdy nie musiałam stawiać czoła żadnym sytuacjom, energicznie wykonywałam moje obowiązki. Podejmowałam się każdej pracy zleconej przez Kościół. Nie przestawałam nawet wtedy, gdy byłam chora. Ale teraz, z powodu poważnej choroby, nie mogłam wykonywać żadnych obowiązków, a bracia i siostry nie mogli się ze mną kontaktować. Czułam, że Bóg mnie wyeliminował, nie miałam już dobrego wyniku ani przeznaczenia. Byłam tak zniechęcona, że nie chciałam wykonywać żadnych obowiązków, dążyć do prawdy ani sięgać wyżej. Nie miałam nawet ochoty na czytanie słów Boga, popadłam w przygnębienie. Okazało się, że aktywnie wykonywałam obowiązki, by otrzymać błogosławieństwa, w zamian za dobry wynik i przeznaczenie od Boga. Kiedy zrozumiałam, że nie ma już żadnej nadziei na otrzymanie błogosławieństw, straciłam powód, by wierzyć w Boga. Nie było szczerości ani w mojej wierze, ani w wykonywaniu obowiązków. Kiedyś sądziłam, że moja wiara w Boga jest szczera, że jestem kimś, kto dąży do prawdy, a ilekroć coś się działo, natychmiast szukałam prawdy, by rozwiązać problem. To doświadczenie zupełnie mnie obnażyło. Kiedy zrozumiałam, że nie ma już żadnej nadziei na błogosławieństwa, poczułam się zniechęcona i przestałam szukać prawdy. Jak miałam być kimś, kto dąży do prawdy? Nawet gdybym nie znalazła się w tej sytuacji i mogła nadal wykonywać obowiązki, gdyby moje zepsute usposobienie się nie zmieniło, a moje motywacje i poglądy na temat wiary w Boga i powinności były niewłaściwe, wówczas stałabym się celem eliminacji Boga, ponieważ nie przyjęłam prawdy. Moje serce było pełne żalu i poczucia winy, więc modliłam się do Boga tymi słowami: „Boże, naprawdę nie mam sumienia. Nie wierzę w Ciebie szczerze, pragnęłam tylko błogosławieństw. Boże, chcę okazać skruchę i zmienić się. Bez względu na mój przyszły wynik będę gorliwie wierzyć w Ciebie, iść za Tobą i pilnie dążyć do prawdy”.

Później przeczytałam fragment ze słow Bożych i lepiej zrozumiałam moje przekonania. Bóg Wszechmogący mówi: „Są tacy, którzy pytają: »Czy Bóg nie chce, żeby każdy człowiek został zbawiony i żeby nikt nie poszedł na zatracenie? Gdyby Bóg stosował taką metodę działania, jak wielu ludzi mogłoby dostąpić zbawienia?«. W odpowiedzi Bóg by zapytał: »Ilu ma wzgląd na Moje słowa i podąża Moją drogą?«. Jest ich tylu, ilu jest – to jest punkt widzenia Boga i metoda Jego dzieła. Bóg nie czyni nic ponad to. Jakie ludzie mają wyobrażenie w tej materii? »Bóg lituje się nad tą ludzkością i troszczy się o nią, więc musi wziąć odpowiedzialność do końca. Jeśli ktoś podąża za Nim aż do końca, niewątpliwie zostanie zbawiony«. Czy to wyobrażenie jest słuszne, czy niesłuszne? Czy jest zgodne z Bożymi intencjami? W Wieku Łaski było czymś normalnym, że ludzie mieli takie wyobrażenia, bo nie znali Boga. W dniach ostatecznych Bóg przekazał ludziom te wszystkie prawdy i jasno określił zasady swojego dzieła zbawiania ludzi, więc jest niedorzecznością, gdy ludzie wciąż noszą w swoich sercach te wyobrażenia. Bóg powiedział ci wszystkie te prawdy, więc jeśli na koniec wciąż mówisz, że nie rozumiesz intencji Boga i nie wiesz, jak praktykować, oraz wciąż wypowiadasz takie buntownicze i zdradzieckie słowa, to czy ktoś taki jak ty może zostać przez Boga zbawiony? Są tacy, którzy zawsze myślą w ten sposób: »Bóg dokonuje tak wielkiego dzieła, więc powinien pozyskać więcej niż połowę ludzi na świecie i posłużyć się wielką ich liczbą, potężną siłą, a także znaczną liczbą wysoko postawionych osobistości do niesienia świadectwa o uwielbieniu Boga! Jakże by to było wspaniałe!«. Takie jest ludzkie wyobrażenie. O jak wielu ludziach zbawionych i udoskonalonych mówi Biblia, zarówno w Nowym, jak i w Starym Testamencie? Ilu takich było w sumie? Koniec końców kto był w stanie bać się Boga i unikać zła? (Hiob i Piotr). Było zaledwie dwóch takich ludzi. Bóg widzi to tak, że bojaźń Boża i unikanie zła oznaczają w istocie spełnienie standardu poznania Boga, poznania Stwórcy. Ludzie tacy jak Abraham i Noe byli sprawiedliwi w oczach Boga, ale byli o poziom niżej od Hioba i Piotra. Oczywiście Bóg wtedy nie dokonywał dzieła w tak wielkim zakresie. Nie zaopatrywał ludzi, jak czyni to teraz, ani nie wypowiadał tak wielu jasnych słów i nie dokonywał dzieła zbawienia na tak wielką skalę. Być może nie pozyskał wielu ludzi, ale to On sam o tym z góry przesądził. Jaki aspekt usposobienia Stwórcy można w tym dostrzec? Bóg ma nadzieję pozyskać wielu ludzi, ale jeśli tak naprawdę wielu ludzi pozyskać się nie da – jeśli ta ludzkość nie może zostać pozyskana przez Boga w czasie, gdy dokonuje On swojego dzieła zbawienia – to Bóg raczej wolałby ich odtrącić i porzucić. To jest wewnętrzny głos i punkt widzenia Stwórcy. Jakie w tym względzie ludzie mają żądania wobec Boga i pojęcia na Jego temat? »Skoro chcesz mnie zbawić, musisz być odpowiedzialny aż do końca, a że obiecałeś mi błogosławieństwa, więc musisz mnie nimi obdarzyć i pozwolić mi je uzyskać«. W człowieku jest dużo tych »musisz«, dużo żądań, i składają się one na jedno z jego pojęć. Inni mówią: »Bóg dokonuje tak wielkiego dzieła, to plan zarządzania obliczony na sześć tysiącleci. Byłoby bardzo szkoda, gdyby na koniec pozyskał jedynie dwóch ludzi. Czy Jego działania nie poszłyby wówczas na marne?«. Człowiek myśli, że tak być nie powinno, ale Bóg cieszy się z pozyskania nawet dwóch ludzi. Realnym celem Boga jest pozyskanie nie tylko tych dwóch, ale jeszcze wielu innych, jeśli jednak ludzie się nie przebudzą i nie zrozumieją, jeśli będą błędnie Boga pojmować i Mu się sprzeciwiać, jeśli okażą się beznadziejni i bezwartościowi, to Bóg nie będzie ich chciał. Takie jest usposobienie Boga. Niektórzy mówią: »Tak być nie może. Czy szatan by się wówczas nie śmiał?«. Może by się śmiał, ale czy i tak nie jest on pokonanym wrogiem Boga? Bóg i tak pozyskał ludzkość – kilkoro spośród ludzi jest w stanie zbuntować się przeciwko szatanowi i nie ulec jego kontroli. Bóg pozyskał prawdziwe istoty stworzone. Czy zatem ci, których nie pozyskał, zostają uwięzieni przez szatana? Nie zostaliście udoskonaleni, ale czy jesteście w stanie podążać za szatanem? (Nie). Niektórzy mówią: »Nawet jeśli Bóg mnie nie chce, to i tak nie pójdę za szatanem. Nawet gdyby szatan oferował mi błogosławieństwa, nie wziąłbym ich«. Nikt z tych, których Bóg nie pozyskał, nie podąża za szatanem – czyż Bóg nie zyskuje tym chwały? Człowiek ma jakieś wyobrażenie o liczbie ludzi, których Bóg pozyskuje, lub o skali, w jakiej ich pozyskuje; człowiek wierzy, że Bóg powinien pozyskać więcej niż tych kilkoro. To, że w człowieku może zrodzić się takie wyobrażenie, wynika po pierwsze z tego, że człowiek nie jest w stanie zgłębić umysłu Boga i nie rozumie, jakiego rodzaju osoby Bóg chce pozyskać – zawsze istnieje dystans dzielący człowieka od Boga; po drugie, takie wyobrażenie pozwala człowiekowi się pocieszyć i wyzwolić od niepewności co do jego własnego przeznaczenia i własnej przyszłości. Człowiek wierzy w coś takiego: »Bóg pozyskał tak niewielu – jaką chwałę by Mu przyniosło, gdyby pozyskał nas wszystkich! Gdyby Bóg nie odrzucił ani jednej osoby, ale podbił każdego i wszyscy na koniec zostaliby udoskonaleni, a mowa o tym, że Bóg wybiera i zbawia ludzi, oraz Jego dzieło zarządzania nie okazałyby się daremne, czyż szatan nie zostałby jeszcze bardziej upokorzony? Czy Bóg nie zyskałby większej chwały?«. Człowiek może tak mówić po części dlatego, że nie zna Stwórcy, a po części dlatego, że kieruje nim samolubna pobudka: boi się o swoją przyszłość, więc doczepia do tego wszystkiego chwałę Stwórcy i zyskuje spokój ducha, myśląc, że może jednocześnie mieć ciastko i je zjeść. Ponadto czuje, że »Bóg pozyskujący ludzi i upokarzający szatana to silny dowód na klęskę szatana. Trzy pieczenie na jednym ogniu!«. Ludzie doskonale potrafią wymyślać scenariusze, które przyniosą im korzyści. To żywione przez nich wyobrażenie jest dość sprytne, czyż nie? Ludzie mają samolubne pobudki i czy nie ma w tych pobudkach czegoś na kształt buntowniczości? Czy Bogu nie jest stawiane żądanie? Jest w tym wyrażony nie wprost sprzeciw wobec Boga, mówiący: »Wybrałeś nas, prowadziłeś, włożyłeś w nas tyle pracy, obdarzyłeś nas swoim życiem i całym sobą, obdarzyłeś nas swoimi słowami i prawdą oraz sprawiłeś, że podążaliśmy za Tobą przez te wszystkie lata. Jaka to byłaby strata, gdybyś na koniec nie mógł nas pozyskać«. Taka insynuacja jest próbą szantażowania Boga, zobligowania Go, żeby ich pozyskał. To jest tak, jakby mówili, że jeśli Bóg ich nie pozyska, to nie oni przegrają, tylko On sam na tym straci – czy to stwierdzenie jest słuszne? Mieszczą się w tym żądania człowieka, jak również jego wyobrażenia i pojęcia: Bóg dokonuje tak wielkiego dzieła, więc musi pozyskać tylu ludzi, ile się da. Skąd bierze się to »musi«? Z wyobrażeń i pojęć człowieka, z jego bezrozumnych żądań i z próżności, a jest w tym też domieszka jego nieustępliwego i zajadłego usposobienia(Tylko pozbywając się własnych pojęć, możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (2), w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga lepiej dostrzegłam własne wyobrażenia. Kiedyś sądziłam, że Bóg nie powinien obnażać ludzi i eliminować ich, lecz pozyskiwać ich więcej, aby móc otrzymać więcej chwały. Byłam zdezorientowana, widząc, jak ludzie w kościele byli obnażani i eliminowani, jeden po drugim. Skoro doświadczyło tego tak wiele osób, ile ostatecznie dostąpi zbawienia? Czułam, że i mnie to dotyczy, zwłaszcza gdy z powodu choroby nie mogłam wykonywać moich obowiązków. Źle rozumiałam Boga, a nawet spierałam się z Nim w sercu: „Czy dzieło Boga nie polega na zbawianiu ludzi? Dlaczego na końcu wszyscy jesteśmy eliminowani?”. Tak mało wiedziałam o Bożym dziele. W rzeczywistości Boża intencja zbawiania ludzi pozostaje niezmienna, On pragnie pozyskiwać więcej ludzi. Jeśli ludzie są gotowi lojalnie wykonywać pracę dla Boga, On nie będzie ich od razu eliminować. Jeśli jednak nie doceniają Bożego zbawienia, nie szukają prawdy w różnych sytuacjach, nie wykonują obowiązków zgodnie z Bożymi wymaganiami, a ich praca przynosi więcej szkody niż pożytku, Bóg może z takich ludzi zrezygnować. Usposobienie Boga jest sprawiedliwe i święte. Jeśli chodzi o ludzi, przedkłada jakość nad ilość. Zależy mu na pozyskaniu prawdziwych istot stworzonych, które potrafią szczerze czcić Boga i są z Nim zgodne, nawet jeśli jest ich niewiele. Moja nadzieja, że Bóg zbawi więcej ludzi, zamiast ich obnażać i eliminować, była samolubna. Gdyby tak było, nie zostałabym wyeliminowana, a moja przyszłość i przeznaczenie byłyby zabezpieczone. Kiedy więc poczułam, że Bóg mnie obnaża i eliminuje, popadłam w zniechęcenie, nie chciałam już dłużej dążyć do prawdy. W sercu przekonywałam Boga: czyż nie wybrał nas po to, by nas zbawić? Dlaczego obnażał i eliminował tak wiele osób, jedna po drugiej? Sugerowałam, że Bóg nie powinien nas eliminować. Powinien nas zbawiać do końca. Czyż nie miało to tego samego charakteru, co słowa Pawła: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). To sprzeciwianie się Bogu! Wyraz nikczemnego usposobienia. Tak naprawdę, bez względu na to, jakie sytuacje Bóg aranżuje, mamy szukać w nich prawdy i zyskiwać ją, byśmy mogli odrzucić nasze skażone usposobienie i dostąpić zbawienia. Tak było z tą sytuacją: choć nie była zgodna z moimi pojęciami i sprawiała mi pewien ból, obnażyła moją motywację-chęć otrzymania błogosławieństw, pozwoliła mi zrozumieć sprzeczne motywacje, które stały za moją wiarą w Boga i wykonywaniem obowiązku, i umożliwiła mi zmianę. Zobaczyłam, że ta sytuacja była dla mnie zbawieniem. Bóg zadaje sobie wiele trudu, by nas zbawić. On nie tylko wyraża prawdę, aby nas zaopatrzyć, ale także aranżuje różne sytuacje, których mamy doświadczyć, aby się oczyścić i doskonalić. Mimo to stawiałam opór i narzekałam na sytuacje, które Bóg zaaranżował. Naprawdę tego nie doceniłam! Fakt, że Bóg wybrał mnie, abym przyjęła Jego dzieło w dniach ostatecznych, to wielka łaska. Powinnam być Mu wdzięczna. Nawet jeśli ostatecznie nie otrzymam błogosławieństw lub nie uzyskam dobrego wyniku, powinnam podporządkować się Bogu i nie sprzeczać się z Nim.

Potem natknęłam się na więcej słów Bożych: „Zacząć od teraz na poważnie dążyć do prawdy – ale jak należy do niej dążyć? Musisz zastanowić się nad sprawami, które powodują, że buntujesz się przeciw Bogu. Bóg raz po raz stawiał cię w obliczu różnych okoliczności, żeby cię czegoś nauczyć, żeby cię zmienić, żeby wpoić ci swoje słowa, żebyś wkroczył w jakiś aspekt prawdorzeczywistości, żebyś przestał w tych sprawach kierować się szatańskim zepsutym usposobieniem, żebyś żył w zgodzie ze słowami Boga, żeby Jego słowa zostały ci wpojone i stały się twoim życiem. Ale ty w tych sprawach często buntujesz się przeciwko Bogu, nie podporządkowujesz się Mu i nie akceptujesz prawdy, nie traktujesz Jego słów jako zasad, których powinieneś przestrzegać, i nie urzeczywistniasz Jego słów. To boli Boga, a ty raz po raz tracisz szansę na zbawienie. Jak zatem powinieneś odmienić swoje życie? Począwszy od dziś, w sprawach, które rozpoznajesz dzięki refleksji i które jasno wyczuwasz, powinieneś podporządkować się zarządzeniom Boga, przyjąć Jego słowa jako prawdorzeczywistość, przyjąć Jego słowa jako życie i zmienić swój sposób życia. Napotykając takie sytuacje, powinieneś zbuntować się przeciwko ciału i swoim upodobaniom oraz postępować w zgodzie z prawdozasadami. Czyż nie jest to ścieżka praktykowania? (Jest). (…) Jeśli jednak chcesz dostąpić zbawienia, jeśli chcesz praktykować słowa Boga i ich doświadczać, jeśli chcesz zyskać prawdę i życie, musisz czytać więcej słów Boga, zdobyć zrozumienie prawdy, potrafić praktykować i podporządkować się Jego słowom – musisz zacząć od praktykowania prawdy i przestrzegania prawdozasad. To tylko kilka prostych zdań, ale ludzie nie wiedzą, jak je wcielić życie, jak ich doświadczyć. Bez względu na twój charakter i twoje wykształcenie, bez względu na twój wiek i lata wiary, jeśli jesteś na właściwej ścieżce praktykowania prawdy, mając prawidłowe cele i słuszny kierunek, a także jeśli wszystko, do czego dążysz i na co wydatkujesz siły, służy praktykowaniu prawdy, to ostatecznie z całą pewnością zyskasz prawdorzeczywistość i słowa Boga staną się twoim życiem. Najpierw wyznacz cel, potem stopniowo praktykuj w zgodzie z tą ścieżką, a na koniec z pewnością coś zyskasz. Czy wierzycie w to? (Tak)” (Jak dążyć do prawdy (20), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boże pokazały mi ścieżkę praktyki. Jeśli chcę dążyć do prawdy i dostąpić zbawienia, muszę podporządkować się sytuacjom, które Bóg zaaranżował, szukać prawdy i praktykować zgodnie z Jego słowami. Chociaż nie mogłam wykonywać żadnych obowiązków i nie miałam kontaktu z braćmi i siostrami, widziałam w tej sytuacji Bożą ochronę. Mimo mojej ciężkiej choroby, Bóg pozwolił mi oddychać, a ja wciąż żyłam. Nadal mogłam czytać słowa Boże w domu. Bóg nie pozbawił mnie prawa do czytania Jego słów. Nie wiedziałam jednak, jak okazać wdzięczność. Zamiast doceniać Bożą ochronę, byłam nastawiona negatywnie, nie rozumiałam Go. To było naprawdę nierozumne. Musiałam to przemyśleć, lepiej poznać siebie, szukać właściwych słów Boga, aby zaradzić mojemu zepsuciu. To byłby przejaw dążenia do prawdy.

Po pewnym czasie znów mogłam wykonywać moje obowiązki, wybierałam kazania ewangeliczne. Byłam naprawdę wdzięczna Bogu, że dał mi kolejną szansę. Wykonując swój obowiązek, uważnie przyglądałam się zepsutemu usposobieniu, które przejawiłam. Czasem, gdy osiągałam przyzwoite wyniki, nie mogłam oprzeć się uczuciu zadowolenia, sądząc, że jestem dość dobra. Ale kiedy moje wysiłki nie przynosiły rezultatów lub gdy zbaczałam z kursu, popadałam w zniechęcenie i martwiłam się, jak widzą mnie inni. Szukałam w słowach Boga rozwiązania problemów, które zostały we mnie obnażone. Praktykowałam w ten sposób przez pewien czas, aż poczułam spełnienie w sercu. Jestem wdzięczna Bogu, że mnie poprowadził!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Wybór w czasie kryzysu

Autorstwa Zhang Jin, Chiny Jakiś czas temu dostałem list od brata Zhao. Przywódca ich kościoła oraz pewien brat i jedna siostra zostali...

Połącz się z nami w Messengerze