W końcu rozumiem, co to znaczy wypełniać obowiązek

26 lutego 2021

Autorstwa Xunqiu, Korea Południowa

Bóg Wszechmogący mówi: „Wypełnianie przez człowieka swojego obowiązku jest tak naprawdę realizacją wszystkiego, co wrodzone w człowieku, to znaczy wszystkiego, co jest dla człowieka możliwe. Wtedy jego obowiązek jest spełniony. Wady człowieka w trakcie jego usługiwania są stopniowo redukowane poprzez postępujące doświadczenie oraz proces doświadczania sądu. Nie utrudniają ani nie zmieniają obowiązku człowieka. Ci, którzy przestają usługiwać lub przynosić plony i wycofują się w obawie przed wadami, jakie mogą pojawić się w usługiwaniu, to najwięksi tchórze wśród ludzi. Jeśli człowiek nie potrafi wyrazić tego, co należy, w swojej służbie albo osiągnąć tego, co jest dla niego naturalnie możliwe, a zamiast tego obija się i udaje – to utracił funkcję, którą istota stworzona powinna mieć. Takich ludzi uznaje się za mierną nicość i zbyteczny odpad zajmujący miejsce. Jak takie coś można wyróżnić godnym tytułem istoty stworzonej? Czyż nie są to zepsute jednostki, które lśnią na zewnątrz, będąc wypełnione zgnilizną w środku?(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło).

Słowa Boga pomogły mi zrozumieć, co oznacza wypełnianie obowiązku. Nieważne, jakie mamy talenty i zdolności, musimy w pełni korzystać z tego, co pojmujemy. Nie możemy chodzić na skróty, ale musimy się starać, pamiętając o wymaganiach Boga. W ten sposób rekompensujemy nasze słabości i niedociągnięcia w pełnieniu obowiązków i osiągamy coraz lepsze wyniki.

Niedawno kościół postanowił nagrać klipy solowych hymnów. Lider zespołu chciał, żebym zaśpiewała główną partię i zagrała na gitarze w jednym hymnie. Gdy to usłyszałam, zaniepokoiłam się. Śpiew i gra na gitarze są trudniejsze niż tylko śpiew. Poza tym próbowałam już to robić, ale podczas śpiewania skupiałam się na wykonaniu i myliłam akordy na gitarze, a gdy skupiałam się na akordach, gorzej śpiewałąm. Nagranie się nie nadawało. Dlatego tym razem chciałam odmówić, ale pomyślałam, że będzie to wbrew woli Boga. Bracia i siostry uważali, że nadaję się do tego hymnu, więc uznałam, że wypełnię ten obowiązek. Zgodziłam się. Po dwóch dniach ćwiczeń śpiewanie szło mi całkiem nieźle. Tyle że chwyty gitarowe były skomplikowane i trudne do zapamiętania. Do nagrania pozostał dzień i miałam straszną tremę. Bałam się, że na ćwiczenie już za późno, a jeśli będę cały czas ćwiczyć, to czy dłonie mi nie spuchną? Choć to dyskmofort, to pewnie o tym zapomnę. Nie chciałam płacić tak wysokiej ceny, więc szukałam idealnego rozwiązania tego trudnego problemu. Wtedy pomyślałam: Poproszę kamerzystę, żeby nie robił zbliżeń na moje dłonie, wtedy nie będę musiała aż tak męczyć się z tymi akordami, a klip i tak nakręcimy. Pomysł był chyba dobry, ale czułam się trochę niezręcznie, jakbym była nieodpowiedzialna. Co jeśli będzie problem z akordami i trzeba będzie nagrywać ponownie? Wtedy pomyślałam: „Mam mało czasu, a hymn jest trudny. Będę się stresować, żeby dobrze go wykonać, ale przecież samej siebie nie przeskoczę. Poza tym chcemy nagrać klip tak szybko, jak to możliwe. Inni powinni to zrozumieć”. Skupiłam się więc na śpiewie i wykonaniu, nie martwiąc się za bardzo akordami. Uznałam, że to musi wystarczyć.

Przed nagrywaniem poprosiłam kamerzystę, żeby nie robił wielu zbliżeń na moje dłonie. Nie sądziłam, że będzie to problem. Nazajutrz jednak reżyser powiedział mi, że myliłam niektóre akordy, i zapytał, co się dzieje. Czułam się winna i zaczerwieniłam się. Pomyślałam: „Trzeba powtórzyć nagranie?”. Zapytałam montażysty, czy jest inne rozwiązanie. Odparł mi: „Już próbowałem, nie da się”. Wiedziałem już, że trzeba nagrać klip ponownie. To było przeze mnie, czułam wstyd. Gdy zebraliśmy się, żeby o tym wszystkim porozmawiać, powiedziałam innym, co zrobiłam i dlaczego. Siostra skarciła mnie, mówiąc: „Czemu nie powiedziałaś, że nie umiesz akordów? Teraz musimy nagrywać jeszcze raz, mamy opóźnienie. Zachowałaś się nieodpowiedzialnie!”. Nie mogłam tego zaakceptować, myśląc: „Zrobiłam, co mogłam. Nie umiem zagrać tych akordów. Chciałam, żeby nagranie poszło szybko. Wystarczyło nie filmować moich dłoni”. Usprawiedliwiałam się tylko. Inna siostra powiedziała mi: „Mogłaś przecież więcej ćwiczyć, nawet gdybyśmy mieli przesunąć termin nagrania. Ale nie można tak kombinować. Śpiewasz główną partię, klip musi pokazać, jak grasz na gitarze. Byłaś nieodpowiedzialna i niedbała!”. Dotarły do mnie te dobitne słowa i pomyślałam wtedy: „Jeśli bracia i siostry uważają, że zaniedbuję obowiązki, może tak jest faktycznie? Chciałam, żeby nagranie wyszło dobrze. Mimo to projekt jest opóźniony i musimy powtórzyć nagranie przez akordy. To była moja wina”. Było mi z tym źle. Przestałam protestować, zastanowiłam się.

Później trafiłam na fragment słów Boga, które mnie poruszyły. Oto one: „Co się dzieje, gdy wypełniasz swój obowiązek w pośpiechu, powierzchownie i z lekceważeniem? Kończy się na tym, że wypełniasz swój obowiązek kiepsko, choć jesteś w stanie wykonać go jak należy. W ten sposób nie spełnisz wymaganych standardów i Bóg nie będzie zadowolony z twojego podejścia do wypełniania powinności. Gdybyś od początku poszukiwał i współdziałał w normalny sposób, gdybyś poświęcił temu wszystkie myśli, włożył w to całe swoje serce i duszę, nie szczędził wysiłku i przez jakiś czas skupiał na tym zadaniu cały swój trud, starania i myśli, albo gdybyś przeznaczył trochę czasu na lekturę dodatkowych materiałów i zaangażował się w wypełnianie swego obowiązku całą duszą i ciałem – słowem, gdybyś był zdolny do tego rodzaju współpracy, Bóg byłby teraz przed tobą i by cię prowadził. Naprawdę nie musisz wkładać w to zbyt wiele siły: kiedy nie szczędzisz wysiłków, aby z Nim współpracować, Bóg już dawno wszystko by dla ciebie zaaranżował. Jeśli jednak jesteś podstępny i zdradziecki, w połowie pracy zmieniasz zdanie i schodzisz z właściwej drogi, to Bóg nie będzie okazywał zainteresowania twoją osobą. Utracisz wówczas swoją szansę, a Bóg powie: »Nie jesteś dość dobry. Jesteś wręcz bezużyteczny. Odejdź i stań sobie gdzieś z boku. Lubisz sobie poleniuchować, co? Lubisz być fałszywy i przebiegły, prawda? Lubisz odpoczywać? No to sobie odpocznij«. Bóg obdarzy tą łaską inną osobę, dając jej szansę. Cóż na to powiecie: czy to tryumf, czy porażka? Jest to sromotna porażka!(„Jak rozwiązać problem bycia opieszałym i niedbałym przy wykonywaniu swoich obowiązków” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Słowa Boga obnażyły mnie. Zgodziłam się ćwiczyć do nagrania, ale nie spełniłam tej obietnicy. Nie pracowałam nad swoimi słabościami, nie starałam się poprawić swojej gry. Zaniedbywałam ćwiczenia, bo uznałam, że hymn jest za trudny. Usprawiedliwiałam się brakiem czasu i poprosiłam kamerzystę, żeby nie robił zbliżeń na moje dłonie. Myślałam, że ujdzie mi to na sucho, ale w końcu projekt się opóźnił. Byłam nieodpowiedzialna i niedbała! W obliczu swojego obowiązku nie podjęłam wysiłku, by dobrze zagrać ten hymn i nieść świadectwo o Bogu. Poszłam linią najmniejszego oporu, a teraz trzeba wszystko robić jeszcze raz. Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna? Wystarczyło więcej ćwiczyć, wysilić się, a nie zaszkodziłabym pracy domu Bożego. Poczułam ukłucie nienawiści do siebie. Pomyślałam: „Jeśli dostanę drugą szansę, nie będę tak bezmyślna. Nawet gdybym miała się wykończyć, ćwicząc te akordy, zrobię to, co trzeba”.

Bracia i siostry dali mi dwa dni na to, żeby ćwiczyć hymn. To mnie bardzo poruszyło i dziękowałam Bogu za tę szansę, bym mogła zadośćuczynić. Bardzo dużo ćwiczyłam, żeby dobrze zapamiętać wszystkie akordy, ale czułam stres. Bałam się, że moja technika wciąż jest za słaba, że dwa dni to było za mało, by ją poprawić. Znów zaczęłam się niepokoić. Im większy czułam niepokój, tym więcej zapominałam, a przez to mój niepokój rósł. Poranek minął jak z bicza strzelił, a ja wciąż nie grałam hymnu dobrze, bolały mnie dłonie. Zazwyczaj robiłam sobie przerwę po lunchu, ale tym razem wiedziałam, że muszę ćwiczyć. Nie mogłam sobie pozwolić na przerwę, musiałam wykorzystać każdy moment. Gdy tak postanowiłam, Bóg mnie poprowadził. Po południu, sama nie wiem jak, znalazłam sposób na zapamiętanie akordów! Szło mi coraz lepiej. Ćwiczyłam już tak długo, że dłonie zaczęły mi puchnąć, znów kusiło mnie, żeby przerwać. Gdy przyłapałam się na tej myśli, przypomniałam sobie słowa Boga i przeczytałam je ponownie: „Gdy stajesz przed obowiązkiem, do którego spełnienia potrzeba wysiłku i pewnych nakładów i który wymaga, abyś oddał mu całe swe ciało, umysł i czas, nie wolno ci niczego ukrywać, bawić się w drobne sztuczki i cwaniactwa ani pozostawiać sobie żadnego luzu. Jeśli pozostawisz sobie choć trochę luzu, okażesz się wyrachowany bądź podstępny i zdradziecki, to na pewno kiepsko wykonasz swe zadanie. Może sobie powiesz: »Świetnie! Nikt mnie nie nakrył na cwaniactwie!« Ale co to jest za myślenie? Sądzisz, że udało ci się zamydlić oczy ludziom, a nawet Bogu. Czy jednak tak naprawdę Bóg wie, co zrobiłeś, czy nie? (Wie.) Na ogół dowiedzą się o tym także ludzie, którzy zadają się z tobą przez dłuższy czas. Wówczas zaś powiedzą, że jesteś osobą, która ciągle się wykręca, nigdy nie przykłada się do tego, co robi, i wkłada w swoją pracę pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt procent wysiłku, a najwyżej osiemdziesiąt. Powiedzą, że robisz wszystko bardzo chaotycznie, przymykając oko na niedociągnięcia, i w żadnym razie nie jesteś sumienny w działaniu. Tylko wtedy, gdy każe ci się coś zrobić, wkładasz w to odrobinę wysiłku. Jeśli w pobliżu jest ktoś, kto sprawdza, czy twoja praca jest na odpowiednim poziomie, to spisujesz się nieco lepiej, ale kiedy nikt cię nie sprawdza, znów zaczynasz odpuszczać. Jeśli ktoś cię pilnuje, zaczynasz wkładać serce w pracę, ale w innym wypadku nieustannie przysypiasz i próbujesz wyłgać się byle czym, zakładając, że nikt tego nie zauważy. Z czasem jednak ludzie zaczynają to dostrzegać. Mówią wówczas: »Ta osoba jest niesolidna i niegodna zaufania; jeśli powierzy się jej ważny obowiązek do wykonania, będzie wymagała nadzoru. Jest w stanie wykonywać zwyczajne zadania i prace nie wymagające przestrzegania zasad, lecz jeśli dasz jej do wypełnienia jakiś obowiązek o kluczowym znaczeniu, najprawdopodobniej wszystko spaprze, a wówczas zostaniesz na lodzie«. Ludzie przejrzą takiego człowieka na wylot, a wówczas zupełnie wyzuty będzie z wszelkiej godności i prawości. Jeśli nikt nie będzie miał do niego zaufania, jak mógłby zaufać mu Bóg? Czy wtedy Bóg powierzy mu jakiekolwiek poważniejsze zadania? Ktoś taki nie zasługuje na zaufanie(„Wkraczanie w życie musi zacząć się od doświadczenia wypełniania swoich obowiązków” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Słowa Boga pokazały mi, jak pobieżnie traktowałam obowiązki. Niedbale ćwiczyłam akordy, nie starałam się osiągnąć najwyższych standardów. Nie poświęcałam się. Wypełniałam swój obowiązek byle jak. Nie byłam uczciwa ani godna zaufania. Zawsze uważałam się za osobę pracowitą i pełną entuzjazmu, niezłomnie lojalną. Ale dostrzegłam, że nie skupiam się na wynikach, traktuję obowiązki po macoszemu. Jeśli dalej tak będę robić, kto mi zaufa? Czy nie wyzbywałam się uczciwości i godności? Raz już popełniłam wykroczenie, nie chciałam tego powtarzać. Nieważne, że puchły mi dłonie i byłam zmęczona, moja moralność i godność znaczyły więcej. Postanowiłam ćwiczyć akordy, choćby nie wiem, jak ciężko mi było. Moja skrucha przyniosła mi Boże błogosławieństwo i przewodnictwo. Tego dnia ćwiczyłam długo w noc, nauczyłam się prawie wszystkich akordów. Ćwiczyłam cały następny dzień, znałam już cały hymn na wylot. Podczas nagrywania skupiłam się mocno, modliłam się w myślach, polegałam na Bogu. Udało się nagrać całość za jednym podejściem! Widząc taki rezultat, poczułam spokój. Poznałam słodycz praktykowania prawdy.

Później powierzono mi komponowanie muzyki. Już dawno nie napisałam żadnego hymnu, wyszłam z praktyki. Ostatnio nagrywaliśmy piosenki rockowe, a ja nigdy takich nie pisałam. Martwiłam się. Musiałam jednak wypełnić ten obowiązek jak najlepiej. Postanowiłam napisać dwa hymny do końca miesiąca. Pracowałam nad nimi również po godzinach, prosząc Boga, by pomógł mi wyrzec się ciała. Wpadła mi do głowy melodia i szybko zrobiłam z niej całą pieśń. Poprosiłam braci i siostry, żeby jej posłuchali. Uznali, że jest w porządku i pasuje stylem do muzyki rockowej. Pomyślałam wtedy: „Jeśli dopracuję melodię refrenu, to efekt końcowy będzie jeszcze lepszy”. Ale miałam wątpliwości. Nie widziałam jasnego kierunku, nie chciałam za dużo od siebie wymagać. Poza tym pieśń podobała się braciom i siostrom, była wystarczająco dobra. Zresztą, dopiero niedawno nauczyłam się takie utwory komponować, nie byłam mistrzem. Przekazałam pieśń liderowi zespołu.

Kilka dni później powiedział, że jestem na dobrej drodze, ale melodia jest trochę toporna. Zasugerował, bym przemyślała tekst. Poczułam w sobie opór i pomyślałam: „Dopiero się nauczyłam komponować takie utwory. Za dużo ode mnie żądasz!”. Już dużo czasu na tę pieśń poświęciłam, kilka dni czekałam na opinię. Minęły już dwa tygodnie. Widząc brak postępów, zaniepokoiłam się. Zmiana kompozycji wymagałaby wielkiego wysiłku, a nie wiedziałam, jaki da rezultat. Napisałam nową melodię. Lider zespołu skrytykował ją, mówiąc, że brzmi jak piosenka dla dzieci. Czułam się przygnębiona i myślałam: „Daję z siebie wszystko, ale moje utwory są odrzucane. Co mam zrobić?”. Napisałam jeszcze kilka melodii, żadna ni została zaakceptowana. Byłam w rozpaczy. Postanowiłam przecież skomponować dwie pieśni do końca miesiąca, a tymczasem ani jedna nie była gotowa. Partaczyłam obowiązki. Czy byłam do niczego?

Na zgromadzeniu lider zespołu przypomniał mi: „Twoje kompozycje są oryginalne i mają dobrą stylistykę, więc czemu żadnej nie zatwierdzono? Nie zwracasz uwagi na tekst, więc słowa nie pasują do melodii. Każda zmiana jest na gorsze. To opóźnia pracę domu Bożego”. Wtrącił się jeszcze inny brat: „Nie śpiewasz dobrze na nagraniach. Czasami nawet mylisz nuty. Jesteś niedbała!”. Bracia rozprawili się ze mną i zganili mnie, upokorzona, chciałam się zapaść pod ziemię. W domu pomodliłam się do Boga: „Byłam powierzchowna w wypełnianiu obowiązków, nie wiem, jak rozwiązać ten problem. Boże, poprowadź mnie”.

Później przeczytałam te słowa Boga: „Czy to nie pewien składnik skażonego usposobienia sprawia, że człowiek załatwia sprawy w sposób tak nonszalancki i nieodpowiedzialny? Co to za cecha? To niedbalstwo. Tacy ludzie we wszystkich sprawach mówią: »to już z grubsza wystarczy«, albo »mniej więcej o to chodzi«. Jest to podejście w stylu »może być«, »ujdzie«, »tak na osiemdziesiąt procent«. Tacy ludzie wszystko robią byle jak, poprzestają na niezbędnym minimum i zadowala ich to, że jako tako sobie radzą. Nie rozumieją, czemu mieliby traktować różne rzeczy poważnie albo dążyć do dokładności, a jeszcze mniej sensu widzą w przestrzeganiu zasad. Czyż nie jest to cecha tkwiąca w skażonym usposobieniu? Czy jest to przejaw normalnego człowieczeństwa? Można zupełnie słusznie nazwać to arogancją lub, nie mniej trafnie, określić takie zachowanie jako rozpasane. Jednak jedynym słowem w pełni oddającym jego charakter jest »niedbalstwo«. Tego rodzaju niedbalstwo obecne jest w naturze większości ludzi. Ze wszystkich spraw próbują się wykpić jak najmniejszym wysiłkiem, wciąż sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć, by im się upiekło, i wszystko, co robią, podszyte jest nieuczciwością. Oszukują innych, kiedy tylko mogą, idą na łatwiznę, gdzie tylko się da, i nie lubią poświęcać wiele czasu żadnej sprawie ani gruntownie rozważać żadnej kwestii. Myślą, że dopóki nie powodują żadnych problemów, nikt ich nie przyłapie i nie pociągnie do odpowiedzialności, to wszystko jest w porządku, i brną dalej naprzód. Porządne wykonanie jakiegoś zadania to dla nich gra niewarta świeczki. Tacy ludzie w niczym nie osiągają mistrzostwa i nie przykładają się do nauki. Chcą przyswoić sobie tylko ogólny zarys danego zagadnienia, a potem twierdzą, że biegle je opanowali, i brną przed siebie, opierając się na swej niepełnej wiedzy. Czyż nie tak właśnie ludzie podchodzą do rozmaitych spraw? I czy jest to właściwa postawa? Tego rodzaju podejście do ludzi, spraw i wydarzeń można podsumować krótko: »byle jak, byle do przodu«, i takie właśnie niedbalstwo jest cechą całego skażonego rodzaju ludzkiego(„Dla przywódców i pracowników wybór drogi jest sprawą najwyższej wagi (9)” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). „Jak odróżnić ludzi szlachetnych od niegodziwych? Przyjrzyj się po prostu temu, jak traktują innych ludzi, sprawy i wydarzenia. Spójrz na to, jak postępują, jak załatwiają sprawy i jak zachowują się wtedy, gdy pojawiają się problemy. Ludzie obdarzeni charakterem i godnością są skrupulatni, poważni i staranni w swych poczynaniach oraz skłonni do poświęceń. Natomiast ludzie pozbawieni godności i charakteru są niesystematyczni i niestaranni, w każdej chwili gotowi zagrać nieczysto i przez cały czas próbują tylko jakoś przez wszystko się prześlizgnąć. Żadnej umiejętności nie opanowują biegle i choćby nie wiem jak długo się uczyli, wciąż miesza im szyki ignorancja w sprawach dotyczących ich umiejętności czy profesji. Jeśli nie domagasz się od nich jasnych odpowiedzi, wszystko wydaje się w porządku, ale kiedy tylko zaczynasz wywierać presję, wpadają w panikę – pot spływa im z czoła i nie potrafią udzielić żadnej odpowiedzi. Są to ludzie podłego charakteru(„Dla przywódców i pracowników wybór drogi jest sprawą najwyższej wagi (9)” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Dopiero te słowa mi uświadomiły, że zaniedbywałam swoje obowiązki, bo było we mnie coś podłego. Chciałam zawsze iść po linii najmniejszego oporu, nie dbałam o jakość mojej pracy. Nie szukałam zasad prawdy i nie chciałam spełniać wymagań Boga. W tamtym czasie, gdy szło o nagrywanie czy komponowanie, to stając przed problemem wymagającym wysiłku i poświęcenia, robiłam tylko minimum i nie starałam się bardziej, to mnie zadowalało. Wiedziałam, że gdybym bardziej się starała, to lepiej wypełniałabym obowiązki. Ja jednak robiłam tylko minimum, pobłażałam sobie. Nie miałam postępów w pracy, nie niosłam świadectwa o Bogu, wstrzymywałam tylko pracę kościoła. Czy to było wypełnianie obowiązku? Przeszkadzałam w pracy domu Bożego. Dostrzegłam jak poważna jest moja podłość. Kombinowałam, chciałam oszukać Boga. Brak mi było charakteru i godności. Bogu podobają się ludzie uczciwi i sumienni, którzy szukają zasad prawdy w trudnościach i pełnią obowiązki zgodnie z wymogami Boga. Mają godność i uczciwość, są wartościowi w oczach Boga. Ja zaś nie zasługiwałam na miano człowieka. Czułam wstyd. W tamtym momencie zrozumiałam: bracia rozprawiali się ze mną i w ten sposób Bóg mnie zbawiał. W przeciwnym razie nie zmieniłabym się. Wciąż partaczyłabym obowiązki, zakłócałabym pracę domu Bożego. Bóg by mnie odrzucił.

Przeczytałam słowa Boga: „Dzieło Boże ma na względzie ludzkość, a współpraca człowieka jest oczekiwana ze względu na Boże zarządzanie. Gdy Bóg uczyni wszystko co miał czynić, od człowieka wymaga się, by oddał się praktykowaniu i współpracował z Bogiem. W dziele Boga człowiek nie powinien szczędzić wysiłków, powinien zaofiarować swoją lojalność oraz nie powinien zatracać się w licznych koncepcjach ani siedzieć biernie i czekać na śmierć. Bóg potrafi poświęcić się dla człowieka, dlaczego więc człowiek nie może ofiarować swojej lojalności Bogu? Bóg ma w stosunku do człowieka niepodzielne serce i umysł, dlaczego więc człowiek nie mógłby ofiarować nieco współpracy? Bóg działa na rzecz ludzkości, więc dlaczego człowiek nie miałby wykonywać pewnej części swych obowiązków na rzecz Bożego zarządzania? Boże dzieło zaszło tak daleko, jednak wciąż patrzycie, ale nie działacie, słyszycie, ale nie ruszacie do dzieła. Czyż tacy ludzie nie są przedmiotem potępienia? Bóg już poświęcił człowiekowi wszystko, co mógł, dlaczego więc dzisiaj człowiek nie jest zdolny do rzetelnego wypełniania swoich obowiązków? Dla Boga, Jego dzieło ma najwyższe znaczenie, a Jego dzieło zarządzania jest sprawą najwyższej wagi. Wprowadzanie w życie Bożych słów i spełnianie Bożych wymagań są najważniejszą powinnością człowieka. Wszyscy powinniście to zrozumieć(Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Byłam poruszona, myśląc o słowach Boga. Bóg zawsze tak samo traktuje ludzi. Dwa razy stał się ciałem, by zbawić ludzkość skażoną przez szatana. Został upokorzony i odrzucony, wiele wycierpiał. Mimo naszego głębokiego zepsucia i bezmyślnej apatii Bóg nigdy nas nie porzucił. Wciąż wyraża prawdę, by nas zbawić. Brakuje nam charakteru, trudno nam przyjąć prawdę, ale Bóg przemawia do nas szczerze i sumiennie. Czasem używa metafor i przykładów, opowiada przypowieści, by nas prowadzić na każdej drodze, byśmy pojęli prawdę i wkroczyli w nią. Bierze odpowiedzialność za nasze życie, nie spocznie, aż uczyni nas pełnymi. Usposobienie Boga i Jego szczere intencje były dla mnie inspirujące. Gdy jednak pomyślałam, jak traktowałam Boga, poczułam żal. Nie chciałam już wypełniać swoich obowiązków byle jak. Stanęłam przed Bogiem w modlitwie, pytając Go, jak mogę przestać zaniedbywać swoje obowiązki. Przeczytałam wtedy te słowa Boga: „Czym jest obowiązek? Jest to zadanie powierzone ci przez Boga. Jak zatem powinieneś wypełniać swój obowiązek? Postępując zgodnie z Bożymi wymaganiami i standardami oraz opierając swoje zachowanie na zasadach prawdy, a nie na ludzkich subiektywnych pragnieniach. W ten sposób twoje wypełnianie obowiązku będzie zgodne ze standardem(„Tylko szukając zasad prawdy, możesz dobrze wykonać swój obowiązek” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). „Co to znaczy »traktować coś poważnie«? Nie znaczy to »wkładać w coś odrobinę wysiłku«, albo »znosić nieco fizycznego cierpienia«. Kwestią kluczową jest to, że w twoim sercu jest Bóg oraz brzemię. W głębi serca musisz oszacować wagę swego obowiązku, a następnie nieść to brzemię i odpowiedzialność we wszystkim, co robisz, i wkładać w to całe swe serce. Musisz sprawić, byś stał się godnym misji, którą powierzył ci Bóg, jak również wszystkiego, co Bóg dla ciebie uczynił oraz nadziei, jakie z tobą wiąże. Tylko takie postępowanie świadczy o poważnym traktowaniu spraw. Nie ma sensu zachowywać pozorów: być może uda ci się oszukać ludzi, ale nie zdołasz okpić Boga. Jeśli przy wypełnianiu obowiązku nie ponosisz żadnych kosztów i nie ma w tobie lojalności, twoje postępowanie nie spełnia wymaganych standardów(„Zapisy przemówień Chrystusa”).

Moje serce zrozumiało. Bóg powierza nam obowiązki. Musimy być Mu posłuszni i działać zgodnie z prawdą. Nie możemy sami wybierać ani ślepo podążać za pragnieniami. Musimy wypełniać obowiązki na właściwym poziomie, a nie tylko pozorować. Trzeba mieć poczucie odpowiedzialności, być sumiennym, rozważać i szukać lepszych rozwiązań. Wtedy dopiero zadowolimy Boga. Gdy później komponowałam, uważnie analizowałam teksty, odkryłam kilka melodii pasujących do tekstów. Długo myślałam, jak inni używają melodii, by wyrazić te same uczucia, o znaczeniu słów, o nastroju, o kierunku melodii. Gdy się w tym połapałam, zaczęłam komponować. Pytałam braci i siostry o radę, poprawiłam utwór dwa razy i był gotowy. Zabrało mi to tydzień. Następny mój utwór też został zaakceptowany. Gdy zobaczyłam, jak mało czasu potrzebowałam na te utwory, jeszcze bardziej żałowałam, że wcześniej byłam taka niedbała. Dostrzegłam głębię mojego zepsucia przez szatana, mojej podłości, braku dbałości w pracy, którą wykonywałam. Bóg sprawił, że moi bracia i siostry rozprawili się ze mną, i dzięki temu mogę w końcu szukać prawdy, by wyzbyć się zepsutych skłonności i z poświęceniem wypełniać obowiązki. Dziękuję Bogu za zbawienie!

Dalej: Próba śmierci

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Analiza szerzenia negatywności

Pewnego dnia w grudniu, po spotkaniu, przywódczyni powiedziała, że Chen Lin odsunięto od obowiązków, bo często narzekała, że jest zmęczona,...

Połącz się z nami w Messengerze