Czy powinniśmy kierować się tradycyjnymi cnotami?

28 stycznia 2023

Autorstwa XiaoXiang, Francja

W szkole podstawowej jeden tekst zrobił na mnie szczególne wrażenie, historia Kong Ronga, który oddawał gruszki. Darował on największe gruszki młodszym i starszym braciom, sam zaś brał najmniejsze, za co pochwalił go ojciec. Tę opowieść zapisano w Klasyku Trzech Znaków. Wtedy myślałam, że to wspaniała postać i chciałam też być takim dzieckiem. Więc od dziecka, jeśli miałam coś pysznego lub miłego, choć sama to chciałam mieć, na wzór Kong Ronga oddawałam to starszym i młodszym siostrom i nigdy się nie kłóciłam. Moje siostry bardzo mnie za to lubiły, a dorośli chwalili i stawiali za wzór innym dzieciom. To jeszcze utwierdzało mnie w myśli, że to jest należyte człowieczeństwo. Gdy uwierzyłam w Boga, byłam taka również dla braci i sióstr. W obowiązku i w życiu nigdy o nic nie walczyłam. Zawsze stawiałam innych na pierwszym miejscu. Wielu braci i sióstr dobrze więc mnie odbierało. Wszyscy uznali, że łatwo się ze mną dogadać, jestem życzliwa, a nie samolubna. Byłam z siebie dumna i zawsze uważałam, że mam dobre człowieczeństwo. Później, gdy okoliczności mnie zdemaskowały, w końcu zyskałam zrozumienie moich błędnych poglądów na sprawy.

W styczniu tego roku potrzeba było wielu nowych pracowników do głoszenia ewangelii i podlewania, dlatego musiałam ciągle szukać i szkolić nowych podlewających. Czasem, gdy znalazłam odpowiednich braci i siostry, inni wcześniej pozyskiwali ich do dzieła ewangelizacji. Byłam bardzo nieszczęśliwa, ale wstydziłam się to powiedzieć, bo sądziłam, że wszyscy uznają mnie za samoluba. Wzięłam się więc na sposób. Napisałam do diakona podlewania, że ludzie odpowiedni do tego zadania byli zabierani przez pracowników ewangelizacyjnych. Przez to diakon uprzedził się do osób szerzących ewangelię, co uniemożliwiło harmonijną współpracę między nimi. Gdy liderka wyższego szczebla się dowiedziała, surowo się ze mną rozprawiła i obnażyła mnie za sianie niezgody i zakłócanie pracy kościoła. Przycinanie i rozprawianie się zasmuciło mnie, ale nie zastanowiłam się nad sobą i nie poznałam siebie w żaden sposób.

Później któregoś dnia usłyszałam, że siostra Lyse ma dobry charakter i rozumienie, więc nadaje się do podlewania. Poprosiłam przywódczynię kościoła o przydzielenie jej do podlewania nowicjuszy. Później jednak pilnie potrzeba było ludzi do głoszenia ewangelii i liderka przydzieliła ją do tego obowiązku. Byłam rozżalona i chciałam pomówić o tym z liderką, jednak uznałam, że jeśli to zrobię, bracia i siostry będą mnie mieć za samolubną i kłótliwą. Powiedziałam sobie „Powstrzymam się. Wyjdę na osobę życzliwą i szczodrą”. Stłumiłam więc swój żal i udawałam, że się cieszę ze względu na Lyse, bo i podlewanie, i ewangelizowanie to praca dla domu Bożego. Później przywódczyni powiedziała: „Brat Jerome ma dobry charakter i dobrze omawia prawdę, by rozwiązać problemy”. Chciałam zaprosić go do pracy podlewania, ale ni z tego ni z owego liderka powiedziała, że on już pracuje przy ewangelizacji. Tego było dla mnie za wiele. Już wcześniej przydzieliła do tego siostrę Lyse. Dlaczego wyznaczyła do tego zadania kolejną osobę? Naprawdę potrzebowaliśmy osób do podlewania. Powiedziałam więc przywódczyni o tej sytuacji. Wysłuchała mnie, a potem powiedziała: „Zostawię wam brata Jerome’a, skoro jest bardziej potrzebny przy podlewaniu”. Jednak został już wcześniej przydzielony, więc bałam się, że jeśli będę nalegać na pozyskanie go, inni uznają, że z samolubstwa chcę zatrzymać ludzi dla siebie. Postanowiłam pozostawić go przy ewangelizacji. To miało pokazać, że mam dobre człowieczeństwo i zważam na innych. Napisałam na grupie, że Jerome będzie dobrze ewangelizował i wysłałam radosne emotki. Ale to wszystko było udawane. Byłam w okropnym nastroju i miałam żal. Dlaczego liderka uważała, że tylko ewangelizacja potrzebuje dobrych ludzi? Nie dostrzegała naszych trudności. Byłam coraz bardziej rozżalona.

Kilka dni później wydarzyło się coś jeszcze. Liderka poprosiła o raport o szkolenie personelu w ostatnim okresie. Zobaczyłam, że pracownicy ewangelizacji szkolili więcej ludzi niż my od podlewania i znów nie mogłam tego znieść. Przepełniała mnie uraza i żal. Nie spodziewałam się, że szkolą tylu ludzi. Oddałam im nawet Lyse i Jerome’a. To było nie fair. Teraz było więcej szerzących ewangelię niż podlewających. Myśląc o przyszłych nowicjuszach i garstce podlewających, czułam sporą presję, a także uprzedziłam się do liderki. Uznałam, że ona myśli tylko o ewangelizacji, a nikt nie zważa na podlewanie. Byłam coraz bardziej przygnębiona, siedziałam i płakałam. Gdy diakon i przywódczyni entuzjastycznie mówili o nowych wiernych w grupie, czułam się jak outsiderka, z frustracji chciałam nawet opuścić grupę. Tego dnia byłam zbyt przygnębiona, żeby zjeść obiad. Leżałam w łóżku i płakałam, czując, że zachoruję, jeśli tak będzie dalej. Gdy znajoma siostra zobaczyła mój stan, powiedziała, że nie jestem szczera i maskuję się, żeby inni podziwiali moją pokorę. Po jej słowach zaczęłam wreszcie zastanawiać się nad sobą. W słowach Bożych przeczytałam: „Czy wiecie, kim naprawdę są faryzeusze? Czy są jacyś faryzeusze wokół was? Dlaczego tych ludzi nazywa się »faryzeuszami«? Jacy są faryzeusze? Są to ludzie obłudni, absolutnie fałszywi i we wszystkim, co robią, udają. A co udają? Udają, że są dobrzy, życzliwi i pozytywni. Czy rzeczywiście tacy właśnie są? Absolutnie nie. Biorąc pod uwagę, że są obłudnikami, wszystko, co się w nich ukazuje i ujawnia, jest fałszywe; to wszystko pozory – to nie jest ich prawdziwa twarz. Gdzie jest ukryta ich prawdziwa twarz? Jest ukryta głęboko w ich sercach, gdzie nikt jej nigdy nie ujrzy. Wszystko na zewnątrz to tylko gra, to tylko udawanie, ale oszukać można tylko ludzi, nie można oszukać Boga. (…) Innym tacy ludzie wydają się bardzo pobożni i pokorni, ale w rzeczywistości jest to udawane; wydają się tolerancyjni, wyrozumiali i życzliwi, ale w rzeczywistości to pozory; mówią, że kochają Boga, ale tak naprawdę to udają. Inni uważają takich ludzi za świętych, ale w rzeczywistości jest to fałsz. Gdzie można znaleźć osobę, która jest naprawdę święta? Świętość ludzka jest w całości fałszywa. To wszystko jest pozorne, udawane. Na pierwszy rzut oka zdają się być lojalni wobec Boga, ale w rzeczywistości tylko grają, starając się zwrócić uwagę innych. Gdy nikt nie patrzy, w ogóle nie są lojalni, a wszystko, co robią, robią od niechcenia. Pozornie poświęcają się dla Boga, rezygnują z rodziny i kariery. Ale co robią w ukryciu? Prowadzą własne przedsiębiorstwo i działają w kościele, czerpiąc z niego zyski i potajemnie kradną ofiary pod pozorem pracy dla Boga… Ci ludzie to współcześni obłudni faryzeusze(Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Jeśli to, do czego dążysz i to, co praktykujesz, to prawda, a podstawą twojej mowy i czynów są słowa Boga, to z twojej mowy i czynów opartych na zasadach inni odniosą korzyść i zysk. Czy nie byłoby to korzystne dla obu stron? Jeśli przybierasz pozy, żyjąc ograniczony myśleniem tradycyjnej kultury, a inni robią to samo, prawisz uprzejmości, podczas gdy oni biją pokłony i każdy z was udaje przed drugim, to żaden z was nie jest dobry. Przez cały dzień płaszczycie się przed sobą i prawicie sobie uprzejmości bez słowa prawdy, ucieleśniając w życiu tylko dobre zachowanie promowane przez tradycyjną kulturę. Choć na zewnątrz takie zachowanie jest ogólnie przyjęte, to jednak jest to hipokryzja, zachowanie oszukańcze i zwodnicze, które myli ludzi i wprowadza ich w błąd, bez ani jednego szczerego słowa. Jeśli zaprzyjaźnisz się z taką osobą, na pewno zostaniesz w końcu zmamiony i oszukany. Z jej dobrego zachowania nie wynika nic budującego. Wszystko, czego może cię nauczyć, to fałsz i podstęp: ty oszukujesz ich, oni ciebie. Ostatecznie odczujesz skrajną degradację własnej uczciwości i godności, co po prostu będziesz musiał znieść. Nadal będziesz musiał prezentować się z wyuczoną uprzejmością, z kulturą i grzecznością, nie kłócąc się z innymi ani nie wymagając od nich zbyt wiele. Wciąż trzeba będzie być cierpliwym i tolerancyjnym, udawać nonszalancję i wielkoduszność z promiennym uśmiechem. Ile lat żmudnego treningu musi upłynąć, żeby osiągnąć taki stan? Jeśli wymagasz od siebie, aby tak żyć przed innymi, to czy twoje życie cię nie wyczerpie? Udawać całą tę miłość, wiedząc dobrze, że się jej nie posiada – taka hipokryzja to niełatwa rzecz! Coraz mocniej odczuwałbyś wyczerpanie takim postępowaniem jako człowiek; wolałbyś już w następnym życiu urodzić się jako krowa lub koń, świnia lub pies niż jako człowiek. Oni są dla ciebie po prostu zbyt źli i fałszywi(Czym jest dążenie do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Bóg objawił, że ludzka obłuda wynika z tradycyjnych idei kulturowych. Niesie ona ból, depresję i poczucie izolacji. Poruszyło mnie to, bo te idee głęboko mnie zraniły. Zwłaszcza gdy przeczytałam: „Udawać całą tę miłość, wiedząc dobrze, że się jej nie posiada – taka hipokryzja to niełatwa rzecz!” było mi wstyd. Te słowa były o mnie. Nie byłam wcale szczodra, ale musiałam to udawać, a kiedy nie miałam względu na dzieło kościoła, udawałam, że mam. Gdy Lyse i Jerome’a poproszono o głoszenie ewangelii, zmuszałam się do uśmiechu, a nawet wysłałam wiadomość, udając, że się cieszę. Byłam tak fałszywa i obłudna. Słowo Boże ujawnia, że obłudni faryzeusze zawsze się maskowali. Na zewnątrz pokazywali dobre człowieczeństwo, pobożność i pokorę, jednak robili to, by zwieść i usidlić ludzi, chronić swój status i pozycję. Ich istotą była nienawiść do Boga i prawdy, dlatego Pan Jezus nazwał ich wężami i zapowiedział, że biada im. Rozważając te rzeczy, czułam strach. Byłam dokładnie taką hipokrytką jak faryzeusze. Pokazałam, że nie będę się kłócić o personel, bo chciałam zarobić na pochwałę od innych. Mówiłam, że dbam tylko o interesy kościoła, ale tak naprawdę zabiegałam o swój wizerunek. Bałam się, żeby nie uznano mnie za samoluba o kiepskim człowieczeństwie, który nie zważa na pracę kościoła, więc powstrzymywałam się. Udawałam szczodrość i wielkoduszność, ale czułam ból i urazę, a nawet uprzedziłam się do przywódczyni kościoła i diakona ewangelizacji. Ukryłam te myśli, aby bracia i siostry sądzili, że mam dobre człowieczeństwo i strzegę dzieła kościoła. Zastanowiłam się nad moimi motywami i byłam zdegustowana tym, co ujawniłam. Zwabiałam ludzi pozornymi dobrymi uczynkami, dbałam o własny wizerunek, a wszystko, co mówiłam i robiłam, było nienawistne Bogu.

Później usłyszałam Boże omówienie tradycyjnej kultury i cnót i zaczęłam się zastanawiać. Jakie idee tradycyjnej kultury mnie kontrolowały, że żyłam w takim bólu i zakłamaniu? Przeczytałam słowa Boże: „W kulturze tradycyjnej istnieje opowieść o Kong Rongu, który oddawał innym większe gruszki. Jak myślicie: czy ktoś, kto nie może być jak Kong Rong, nie jest dobrym człowiekiem? Ludzie zwykli myśleć, że ten, kto potrafi być jak Kong Rong, ma szlachetny charakter i jest uczciwy, bezinteresownie altruistyczny – jest dobrym człowiekiem. Czy Kong Rong z tej historycznej opowieści jest wzorem przez wszystkich naśladowanym? Czy ta postać ma pewne miejsce w sercach ludzi? (Tak). To nie jego imię, ale jego myśli i praktyki, jego moralność i zachowanie zajmują miejsce w ludzkich sercach. Ludzie doceniają te praktyki, aprobują je i wewnętrznie podziwiają cnotę Kong Ronga(Czym jest dążenie do prawdy (10), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Intelektualiści są pod głębokim wpływem tradycyjnej kultury. Nie tylko ją akceptują – wiele myśli i poglądów kultury tradycyjnej przyjmują głęboko do serca, gdzie traktują je jako rzeczy pozytywne. Niektóre znane powiedzenia traktują nawet jako maksymy. Czyniąc to, zbłądzili w życiu. Tradycyjna kultura jest zawarta w naukach konfucjanizmu, które zawierają zbiór ideologii i teorii promujących głównie tradycyjną moralność i kulturę. Na przestrzeni kolejnych dynastii nauki te cieszyły się szacunkiem klas rządzących, które czciły Konfucjusza i Mencjusza jako mędrców. Nauki konfucjanizmu utrzymują, że człowiek musi kultywować życzliwość, sprawiedliwość, uprzejmość, mądrość i szczerość, co oznacza, że w obliczu różnych wydarzeń musi się nauczyć być przede wszystkim spokojnym i pogodnym, być pobłażliwym, mówić dobrze to, co ma do powiedzenia, nie konkurować ani nie zabiegać i musi nauczyć się być uprzejmym, aby zdobyć szacunek innych – tylko postępowanie takiej osoby jest wzorowe. Taka osoba stawia się ponad zwykłymi ludźmi; dla niej każdy inny jest kimś, komu należy pobłażać i kogo trzeba tolerować. »Efekt« wiedzy jest ogromny! Czy tacy ludzie nie wydają się bardzo podobni do hipokrytów? Mając wystarczającą wiedzę, ludzie stają się hipokrytami. Wyrażenie, które opisuje tę zgraję uczonych i wyrafinowanych akademików, to »naukowa elegancja«. (…) Postanawiają przede wszystkim studiować i naśladować wytworny sposób bycia, jaki przyjęły te ich wyższe sfery. Jaki jest ich ton, kiedy rozmawiają ze sobą, kiedy dyskutują? Mają bardzo delikatny wyraz twarzy, a ich słowa są wyszukane i subtelne, wyrażają tylko własne zdanie. Nie powiedzą, że opinia innej osoby jest błędna, nawet jeśli to wiedzą – nikt nie zraniłby drugiego w ten sposób. A ich mowa jest tak delikatna, że przypomina muśnięcie bawełny o bawełnę: bezbolesne uprzejmości, które denerwują i złoszczą tych, którzy je słyszą, oraz przyprawiają ich o mdłości. Tacy ludzie są naprawdę pretensjonalni. Swoją pretensjonalność stosują nawet do najmniejszej rzeczy, owijając ją w zgrabne opakowanie, bez nazywania jej po imieniu. Kiedy znajdują się przed zwykłymi ludźmi, jaką postawę chcą zaprezentować? Jaki obraz chcą pokazać? Starają się, by zwykli ludzie postrzegali ich jako skromnych dżentelmenów. Dżentelmeni są ponad wszystkimi innymi; są ludźmi, których należy podziwiać. Ludzie myślą, że ich opinie liczą się bardziej niż opinie przeciętnych ludzi i że lepiej wszystko rozumieją, więc konsultują z takimi intelektualistami wszystkie swoje sprawy. Taki właśnie rezultat chcą osiągnąć ci intelektualiści. Wszyscy oni chcą być czczeni jak mędrcy(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Słowa Boże dokładnie opisały mój problem. Jak mogłam te obłudne dobre uczynki uważać za coś pozytywnego? Byłam pod wpływem tradycyjnej opowieści o Kong Rongu rozdającym gruszki. Kierowałam się nią od dzieciństwa. Żeby uchodzić za dobre dziecko, oddawałam siostrom ulubione zabawki i słodycze. Gdy dorosłam, nadal byłam pokorna i okazywałam szczodrość. Chociaż nie miałam na to ochoty, sądziłam, że tylko w ten sposób pokażę swoje dobre człowieczeństwo i maniery i tylko tak zyskam szacunek innych, więc niechętnie w tym trwałam. Po uwierzeniu w Boga nadal praktykowałam te tradycyjne pojęcia jako prawdę. W kwestii przydziału personelu byłam wyrozumiała. Oczywiście za mało było personelu do podlewania, ale założyłam maskę bezinteresownego oddania i pozwoliłam, by dwie przydatne osoby głosiły ewangelię zamiast podlewać. Wydawałam się szlachetna i szczodra, ale naprawdę byłam tak negatywna, że płakałam w samotności. Uprzedziłam się do liderki kościoła i w końcu zaszkodziło to pracy podlewania. Jaki sens ma taka „szczodrość”? Dla wizerunku przyjęłam szlachetną postawę Kong Ronga i nie obchodziło mnie, jak to wpłynie na dzieło kościoła. Byłam prawdziwą hipokrytką. Gdybym rzeczywiście zważała na dzieło kościoła, oceniłabym potrzeby kadrowe na podstawie rzeczywistych potrzeb pracy podlewania, ale chroniąc swój wizerunek, wcale nie przestrzegałam zasad. Nawet gdy brakowało pracowników do podlewania, ja szczodrze pozwalałam ludziom odejść. Zyskałam pochwały innych kosztem opóźnień w pracy. Nic dziwnego, że dla Boga to hipokryzja. Pojęłam, że moje zachowanie było fałszywe.

Później poruszyły mnie te słowa Boga: Bóg Wszechmogący mówi: „Musicie jasno rozumieć, że jakiekolwiek twierdzenie o cnocie nie jest prawdą, a tym bardziej nie może jej zastąpić. Nie są to nawet rzeczy pozytywne. Można z całą pewnością powiedzieć, że te twierdzenia o cnocie są heretyckimi przesądami, którymi szatan zwodzi ludzi. Nie są one same w sobie rzeczywistością prawdy, którą ludzie powinni posiadać, ani nie są czymś pozytywnym, co powinno się urzeczywistniać w ramach normalnego człowieczeństwa. Te twierdzenia o cnocie to podróbki, preteksty, fałszerstwa i sztuczki – są to udawane zachowania, które wcale nie pochodzą z sumienia i rozumu człowieka ani z jego normalnego myślenia. Dlatego wszystkie twierdzenia tradycyjnej kultury dotyczące cnoty są niedorzecznymi, absurdalnymi herezjami i przesądami. Dzięki tym kilku omówieniom twierdzenia, które szatan wysuwa na temat cnoty, zostały dzisiaj w całości skazane na śmierć. Jeśli nie są to nawet rzeczy pozytywne, jak to jest, że ludzie mogą je przyjąć? Jak ludzie mogą kierować się tymi ideami i poglądami? Powodem jest to, że te twierdzenia o cnocie tak dobrze pasują do ludzkich wyobrażeń i pojęć. Budzą one podziw i aprobatę, więc ludzie przyjmują je do swoich serc i chociaż nie mogą wcielić ich w życie, to jednak wewnętrznie z zapałem je przyjmują i czczą. Szatan posługuje się zatem różnymi twierdzeniami o cnocie, aby zwodzić ludzi, kontrolować ich serca i zachowanie, ponieważ w głębi duszy ludzie czczą cnotę i ślepo wierzą w różnego rodzaju twierdzenia o niej, wszyscy też chcieliby posługiwać się tymi twierdzeniami, aby udawać większą godność, szlachetność i dobroć, osiągając w ten sposób swój cel, jakim jest bycie wysoko cenionym i chwalonym. Wszystkie te różne twierdzenia o cnocie, w skrócie, wymagają, aby ludzie pokazali jakieś zachowanie lub cechę w dziedzinie cnoty. Te zachowania i ludzkie cechy wydają się całkiem szlachetne i budzą szacunek, więc wszyscy ludzie w swoich sercach usilnie do nich dążą. Ale nie wzięli pod uwagę, że te twierdzenia o cnocie wcale nie są zasadami postępowania, którymi powinien się kierować normalny człowiek; zamiast tego są to różne obłudne zachowania, które można udawać. Są to odchylenia od norm sumienia i rozumu, odstępstwa od woli zwykłego człowieczeństwa. Szatan używa fałszywych i udawanych twierdzeń o cnocie, aby omamić ludzi, skłonić ich do oddawania czci jemu i tym obłudnym tak zwanym mędrcom, powodując w ten sposób, że ludzie postrzegają zwykłe człowieczeństwo i kryteria ludzkiego postępowania jako rzeczy pospolite, proste, a nawet niskie. Ludzie gardzą nimi i uważają je za będące poza wszelką krytyką. Dzieje się tak dlatego, że twierdzenia o cnocie głoszone przez szatana są tak przyjemne i tak zgodne z pojęciami i wyobrażeniami człowieka. Faktem jest jednak, że żadne twierdzenie o cnocie, jakkolwiek by brzmiało, nie jest zasadą, którą ludzie powinni się kierować w swoim postępowaniu lub w swoich kontaktach ze światem. Zastanów się – czy tak nie jest? W gruncie rzeczy twierdzenia o cnocie są tylko żądaniami, aby ludzie powierzchownie prowadzili bardziej godne, szlachetne życie, dzięki czemu inni szanują ich raczej i chwalą, a nie patrzą na nich z góry. Istota tych twierdzeń pokazuje, że są to tylko żądania, aby ludzie okazywali cnotę przez dobre zachowanie, a więc ukrywali i ograniczali ambicje i ekstrawaganckie pragnienia zepsutej ludzkości, maskując złą i ohydną naturę i istotę człowieka. Mają one na celu uwypuklenie osobowości danej osoby poprzez powierzchownie dobre zachowanie i praktyki, aby wzmocnić ich obraz w oczach innych ludzi i ich ocenę ze strony reszty świata. Te kwestie pokazują, że w twierdzeniach o cnocie chodzi o maskowanie powierzchownym zachowaniem i praktykami wewnętrznych myśli i poglądów człowieka, jego ohydnego oblicza, jego natury i istoty. Czy te rzeczy da się skutecznie zamaskować? Czy próby ich maskowania nie sprawiają, że stają się one tym bardziej widoczne? Ale szatan o to nie dba. Jego celem jest zakrycie ohydnego oblicza zepsutej ludzkości, zamaskowanie prawdy o zepsuciu człowieka. Szatan każe więc ludziom przyjmować przejawy cnoty w zachowaniu, aby się zamaskować, co oznacza, że używa zasad i zachowań cnotliwości, aby stworzyć zgrabne opakowanie z ludzkiego wizerunku, wzmacniając w człowieku ludzkie cechy i osobowość, aby inni mogli go szanować i chwalić. Zasadniczo te twierdzenia o cnocie określają, czy dana osoba jest szlachetna, czy poślednia na podstawie jej zachowania(Czym jest dążenie do prawdy (10), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dopiero po przeczytaniu Bożych słów zrozumiałam, że zawsze miałam fałszywy pogląd, bo cnoty tradycyjnej kultury traktowałam jako wyznacznik dobrego lub złego człowieczeństwa. Cnotę błędnie uznawałam za prawdę, jakby oznaczała ona dobre człowieczeństwo. Cnota jednak nie jest zasadą w życiu, której należy przestrzegać. To akt hipokryzji i metoda szatana, aby zwieść i skazić ludzi. Szatan używa tradycyjnej kultury, aby wpajać ludziom moralne standardy, aby kryli swoje skażenie za dobrymi uczynkami i w ten sposób zyskiwali szacunek innych. Wskutek tego ludzie stają się jeszcze bardziej obłudni. Zobaczyłam, że to mnie też dotyczy. Cnoty tradycyjnej kultury były kryterium dla moich czynów. Choć na pozór nie kłóciłam się i dogadywałam z innymi, w rzeczywistości zmuszałam się do dobrych uczynków, by ludzie uznali, że jestem dobra i by utrzymać dobry wizerunek w ich sercach. Mówiłam jednak, że chodzi mi o dzieło kościoła. Byłam tak nieuczciwa!

Potem przeczytałam w Bożych słowach: „Osoba inteligentna i mądra powinna szybko przeanalizować różne zachowania i wymagania, które wynikają z zasad tradycyjnej kultury dotyczących życzliwości, sprawiedliwości, uprzejmości, mądrości i szczerości. Zobacz, którą z nich cenisz najbardziej, której stale przestrzegasz, która jest stałą podstawą i wytyczną tego, jak postrzegasz ludzi i wydarzenia, jak się zachowujesz i postępujesz. Następnie powinieneś zestawić to, czego przestrzegasz, ze słowami i wymaganiami Boga i sprawdzić, czy te rzeczy z tradycyjnej kultury są sprzeczne i przeciwstawne prawdom, które wyraża Bóg. Jeśli rzeczywiście znajdziesz problem, musisz od razu przeanalizować, gdzie dokładnie kultura tradycyjna popełniła błąd i jest niedorzeczna. Po wyjaśnieniu tych kwestii będziesz wiedział, co jest prawdą, a co fałszem. Będziesz miał ścieżkę praktyki i sam wybierzesz drogę, którą powinieneś podążać. Szukaj prawdy w ten sposób, a będziesz mógł się poprawić(Czym jest dążenie do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Z tych słów zrozumiałam, że jeśli chce się porzucić tradycyjne idee, najpierw trzeba rozeznać i przeanalizować te rzeczy i dowiedzieć się, gdzie są błędne, dlaczego są absurdalne i sprzeczne z prawdą i jakie skutki ma kierowanie się nimi w życiu. Dopiero kiedy jasno to zrozumiesz, możesz je porzucić i przyjąć prawdę. Zaczęłam się zastanawiać: Czy „dawanie” według opowieści o Kong Rongu jest zgodne z zasadami prawdy? Czy to „dawanie” to jeden z wymogów normalnego człowieczeństwa? Czy ci, którzy znoszą wszystko, to rzeczywiście dobrzy ludzie? Moja ślepa wyrozumiałość spowodowała niedobór rąk do pracy podlewania. Aby pokazać swoją szczodrość i cierpliwość, mówiłam obłudne kłamstwa. Edukacja według tych tradycyjnych idei uczyniła ze mnie przebiegłą hipokrytkę, a nie dobrą osobę. Uznanie w oczach innych nie dało mi szczęścia, tylko wprawiło w przygnębienie i smutek. To były gorzkie owoce hołdowania tradycyjnej kulturze. Gdyby Bóg nie ujawnił istoty tradycyjnej kultury, całe życie byłabym zaślepiona. Dziękowałam Bogu, że wyraził prawdę i przeanalizował tradycyjne idee, przez co mogłam się obudzić.

Potem pomyślałam: „Skoro cnota Kong Ronga była tylko pozorem dobrego postępowania i nie oznacza, że miał dobre człowieczeństwo, to czym jest prawdziwe dobre człowieczeństwo?”. W Bożych słowach przeczytałam: „Musi istnieć kryterium »posiadania dobrego człowieczeństwa«. Nie polega ono na podążaniu ścieżką umiarkowania. Nie jest to trzymanie się zasad, dbanie o to, by nikogo nie obrazić, zjednywanie sobie innych, bycie gładkim i miłym wobec wszystkich, tak by wszyscy dobrze o tobie mówili. To nie jest kryterium. Cóż zatem nim jest? To posiadanie zasad i branie odpowiedzialności za to, jak traktuje się Boga, prawdę, wypełnianie obowiązków oraz wszelkiego rodzaju ludzi, wydarzenia i rzeczy. Wszyscy widzą to jasno; każdy dobrze to rozumie w swoim sercu. Ponadto Bóg bada serca ludzi i zna sytuację każdego z osobna; kimkolwiek są, nikt nie jest w stanie oszukać Boga. Niektórzy ludzie ciągle chełpią się swoim dobrym człowieczeństwem, tym, że nigdy nie mówią źle o innych ani nigdy nikomu nie zaszkodzili, i twierdzą, że nigdy nie pożądali cudzej własności. W sporach o interesy wolą nawet ponieść stratę niż kogoś wykorzystać, i wszyscy uważają ich za dobrych ludzi. Jednak gdy wykonują swoje obowiązki w domu Bożym, są przebiegli i śliscy, zawsze knując coś dla własnej korzyści. Nie myślą o interesach domu Bożego, nigdy nie traktują jako pilne tego, co Bóg traktuje jako pilne i nigdy nie potrafią odłożyć na bok własnych interesów, aby wykonywać swoje obowiązki. Nigdy nie porzucają własnych interesów. Nawet gdy widzą, jak niegodziwi ludzie czynią zło, nie demaskują ich; nie mają za grosz zasad. Cóż to jest za człowieczeństwo? To nie jest dobre człowieczeństwo. Nie zwracajcie uwagi na to, co mówi taka osoba. Musicie dostrzec, co urzeczywistniają, co ujawniają i jaka jest ich postawa, gdy wykonują swoje obowiązki, a także to, jaki jest ich stan wewnętrzny i co kochają. Jeśli uwielbienie własnej sławy i fortuny przewyższa u niej lojalność względem Boga, jeśli przeważa nad interesami domu Bożego albo nad szacunkiem dla Boga, to czy taka osoba ma w sobie człowieczeństwo? Nie jest to ktoś obdarzony człowieczeństwem. Inni ludzie i Bóg widzą jej zachowanie. Bardzo trudno jest takiej osobie pozyskać prawdę(Oddając serce Bogu, można pozyskać prawdę, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Boga zrozumiałam, że ktoś o dobrym człowieczeństwie kocha prawdę i to, co pozytywne, jest odpowiedzialny w swych obowiązkach, przestrzega zasad prawdy i strzeże pracy kościoła. Ci, którzy nikomu nie wadzą, znoszą wszystko ślepo i bez zasad i prędzej sami stracą niż wykorzystają innych, choć na zewnątrz wydają się mieć dobry charakter, to w swoich obowiązkach starają się chronić własne interesy, nie praktykują prawdy i nie zważają na pracę kościoła. Tacy ludzie nie mają dobrego człowieczeństwa. Nie chciałam już kierować się tradycyjną kulturą i być fałszywie dobrą osobą. Chciałam urzeczywistnić podobieństwo ludzkie według Bożych oczekiwań.

Czytając słowo Boga, ujrzałam ścieżkę praktyki. „Należy szukać prawdy, aby rozwiązać każdy pojawiający się problem, bez względu na to, jaki on jest, i w żadnym wypadku nie należy się ukrywać ani zakładać fałszywej maski wobec innych. Twoje wady, twoje braki, twoje przewiny, twoje zepsute usposobienie – ujawniaj je wszystkie zupełnie otwarcie i rozmawiaj o nich we wspólnocie. Nie trzymaj ich w sobie. Nauka otwierania się jest pierwszym krokiem do wkroczenia w życie, a także pierwszą przeszkodą, najtrudniejszą do pokonania. Gdy już ją przezwyciężysz, wkroczenie w prawdę będzie łatwe. Co oznacza poczynienie tego kroku? Oznacza, że otwierasz swoje serce i pokazujesz wszystko, co masz, dobre i złe, pozytywne i negatywne; obnażasz się przed innymi i przed Bogiem; niczego nie ukrywasz przed Bogiem, niczego nie chowasz, niczego nie maskujesz, jesteś wolny od sztuczek i zwodzenia, i tak samo jesteś uczciwy i otwarty wobec innych ludzi. Tym sposobem żyjesz w świetle i nie tylko Bóg będzie mógł cię zlustrować, ale również inni ludzie będą mogli zobaczyć, że twoje postępowanie jest zgodne z zasadami i w znacznym stopniu przejrzyste. Nie musisz używać żadnych metod, aby chronić swoją reputację, wizerunek i status, nie potrzebujesz też ukrywać ani maskować swoich błędów. Nie musisz się angażować w te bezsensowne wysiłki. Jeśli potrafisz to wszystko odpuścić, staniesz się bardzo zrelaksowany, będziesz żył bez kajdan i cierpienia, całkowicie w świetle(Tylko ci, którzy prawdziwie podporządkowują się Bogu, mają bogobojne serca, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słowa Bożego zrozumiałam, że nie powinnam przedstawiać się w fałszywym świetle. Powinnam raczej być szczerą i prostoduszną osobą, otwarcie komunikować swoje problemy, aby bracia i siostry mogli mi lepiej pomóc. Skoro nic nie mówiłam, a tylko zaciskałam zęby, wszyscy sądzili, że nie brakuje ludzi do podlewania i uznali, że praca idzie jak trzeba, a w rzeczywistości ja cierpiałam i cierpiała też praca. Świadomie więc praktykowałam według słowa Bożego i jasno komunikowałam się z braćmi i siostrami. Dzięki temu potem przysłano mi personel do pomocy przy podlewaniu. Zrozumiałam, jak łatwo i miło jest praktykować słowo Boże. Hołdując tradycyjnej kulturze, stajemy się coraz bardziej skażeni, fałszywi, obłudni i nieszczęśliwi. Tylko praktykując prawdę, urzeczywistniamy człowieczeństwo, stajemy się autentycznie dobrymi ludźmi i doznajemy spokoju i radości! Bogu niech będą dzięki!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Dlaczego nie akceptuję nadzoru

Autorstwa Parfait, Afryka Podlewałem neofitów w kościele od ponad roku. W ramach obowiązków stopniowo opanowałem niektóre zasady i coraz...

Połącz się z nami w Messengerze