Porzucenie roli „eksperta” jest bardzo wyzwalające

02 lutego 2022

Autorstwa Zhang Wei, Chiny

Pracowałam w szpitalu jako zastępca dyrektora oddziału ortopedii. Przez cztery dekady dawałam z siebie wszystko i zgromadziłam sporo doświadczenia klinicznego. Pacjenci i koledzy szanowali moją wiedzę medyczną. Wszędzie cieszyłam się uznaniem i szacunkiem. Czułem się wyjątkowa, lepsza od innych. Po przyjęciu dzieła Boga dni ostatecznych zobaczyłam, że część braci i sióstr, którzy byli przywódcami i diakonami w kościele, głosili interpretacje i pomagali rozwiązywać problemy na zgromadzeniach, a inni pisali artykuły i produkowali wideo. Zazdrościłam im i sądziłam, że muszą być podziwiani za spełniane obowiązki. Gardziłam takimi obowiązkami jak goszczenie czy sprawy ogólne, sądząc, że są skromne i anonimowe. Myślałam: „Nie przyjmę takich obowiązków. Mam pozycję społeczną i dobre wykształcenie. Jeśli dostanę jakiś obowiązek, musi on odpowiadać mojemu statusowi”.

Po Chińskim Nowym Roku w roku 2020, podszedł do mnie przywódca kościoła i powiedział: „Kilka sióstr, które piszą artykuły, nie ma bezpiecznego schronienia. Nie jesteś znana jako wyznawczyni, więc twój dom powinien być bezpieczny. Możesz je ugościć?”. Pomyślałam: „Chętnie coś zrobię, ale wysokiej rangi lekarka jak ja, zawodowiec, jako gospodyni harująca nad gorącym piecem, uwijająca się dokoła stołu – czy nie będę jak zwykła niańka?”. Byłam urażona. Czy nie ma bardziej dostojnego obowiązku niż goszczenie? Cokolwiek by to było, że muszę robić coś poważanego lub co wymaga umiejętności. Inaczej czułam się degradowana! Czy nie marnowałam swoich talentów będąc gospodynią? Gdyby przyjaciele i rodzina wiedzieli, że zrezygnowałam ze wspaniałej pozycji ekspertki, żeby zostać w domu i gotować dla innych, to czy nie padliby ze śmiechu? Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam się rozżalona. Uznałam, że to pilna potrzeba kościoła, więc choć wcale tego nie chciałam, nie mogłam odmówić w chwili kryzysu – oznaczałoby to brak człowieczeństwa. Później pomyślałam, że wciąż brak mi postawy i rozumiem mało prawdy, więc często przebywając z braćmi i siostrami, którzy pisali, mogę się od nich uczyć i w efekcie zostać członkiem ich grupy. Założyłam, że goszczenie będzie przejściowe. Poza tym w czasie tak poważniej pandemii, szpital to najgroźniejsze miejsce, a ja nie chciałam już pracować. Złożyłam wypowiedzenie i podjęłam się obowiązku goszczenia.

Zawsze dużo pracowałam, więc rzadko gotowałam. Postanowiłam nauczyć się gotować, żeby serwować siostrom smaczne posiłki. Ale kiedy już je ugotowałam, nie chciałam podać ich do stołu. To było zadanie dla kelnerki. Kiedy jadałam w szpitalu, ktoś zawsze przynosił mi gotowe dania, a koledzy na wszystkich oddziałach wstawali i rozmawiali ze mną. Wszędzie byłam bardzo poważana. Ale teraz całymi dniami musiałam nosić fartuch i poplamione olejem ubrania, spędzać czas na szorowaniu tłustych garnków i patelni, a goszczone siostry nosiły ładne, czyste ubrania i siedziały przed komputerami. Byłam bardzo zraniona i rozżalona. Przyszły mi na myśl powiedzenia: „Kto pracuje główką, rządzi innymi, kto pracuje rękami, tym rządzą inni”. i „Ciągnie swój do swego”. Gotowanie i goszczenie było pracą fizyczną na zupełnie innym poziomie niż praca moich gości. Coraz bardziej mnie to zasmucało i czułam przytłaczające mnie ciężkie brzemię. Nie chciałam wykonywać tego obowiązku na stałe. Myślałam: „Pisałam prace medyczne i zbierałam pochwały w mojej dziedzinie. Niemożliwe, że moje umiejętności są niewystarczające. Jeśli napiszę dobre artykuły ze świadectwem, może wtedy przywódca dostrzeże mój talent i przydzieli mnie do pisania. Uwolniłabym się od goszczenia”. Zaczęłam wcześniej wstawać i później się kłaść, pracując nad artykułami o moich doświadczeniach. Siostry przeczytały je i uznały, że są niezłe. Uradowana, wysłałam je do przywódcy, ale czekałam i czekałam i wciąż nie zostałam przypisana do grupy autorek. Byłam rozczarowana i z czasem straciłam zapał do pisania artykułów. Po kilku dniach usłyszałam, że kościół poszukuje ludzi do produkcji wideo i pomyślałam: „Produkcja wideo to obowiązek wymagający umiejętności. Teraz mam szansę – jeśli poprawię się z informatyki, będę ekspertką, osobą posiadającą umiejętności”. Ponownie zaczęłam wcześniej wstawać i kłaść się później, żeby nauczyć się czegoś o produkcji wideo. W moim wieku wszystko przychodziło mi wolniej niż młodym. Nie mogłam dotrzymać im kroku. Również ta moja nadzieja prysła. Byłam bardzo przygnębiona, jakby te „ważniejsze” obowiązki nie były mi pisane i jakbym na dobre utknęła w pracy fizycznej. Czułam się lekceważona. Przez kilka dni mało jadłam i źle spałam, w środku gotowania zapominałam, co robię. Nie mogłam się na niczym skupić. Czasem kaleczyłam się, krojąc warzywa, albo oparzyłam się w rękę. Wciąż upadały mi talerze i sprzęty, co powodowało straszny hałas, na dźwięk którego aż podskakiwałam. Kiedy siostry słyszały hałas, rzucały wszystko i przybiegały pomóc mi posprzątać. Czułam się strasznie, że odciągam je od spełniania ich obowiązku. Nieszczęśliwa modliłam się do Boga: „Boże, przydzielono mnie do obowiązku goszczenia. Wydaje mi się on podrzędny. Czuje się źle potraktowana i nie umiem się podporządkować. Nie wiem, jak sobie poradzić. Proszę, pokieruj mną”.

Potem przeczytałam te słowa Boga: „Bez względu na to, na czym polega twój obowiązek, nie rób rozróżnienia między wzniosłymi i przyziemnymi zadaniami. Przypuśćmy, że powiesz sobie: »Choć zadanie to zostało mi wyznaczone przez Boga i stanowi część dzieła domu Bożego, to jeśli będę je wykonywał, ludzie mogą zacząć mną gardzić. Inni dostają szansę wykonywać dzieło, które pozwala im się wyróżnić. Jak można nazwać obowiązkiem przydzielone mi zadanie, które nie pozwala mi się wyróżnić, lecz zmusza mnie do wysiłku, którego nikt nawet nie dostrzeże? Nie mogę przyjąć takiego obowiązku; to nie jest mój obowiązek. Moim obowiązkiem musi być coś, co pozwoli mi zabłysnąć i wyrobić sobie nazwisko. A nawet jeśli nie zdołam dzięki niemu wyrobić sobie nazwiska ani się wyróżnić, to i tak muszę na nim skorzystać i czuć się swobodnie podczas jego wykonywania«. Czy takie podejście w ogóle jest do przyjęcia? Bycie wybrednym nie oznacza przyjmowania tego, co pochodzi od Boga. Oznacza natomiast dokonywanie wyborów zgodnie z własnymi preferencjami. To nie jest akceptowanie swego obowiązku, a raczej odmowa jego przyjęcia, przejaw twojej buntowniczości. Tego rodzaju wybredność nacechowana jest bowiem twoimi osobistymi preferencjami i pragnieniami. Kiedy zwracasz uwagę na własne korzyści, reputację i tak dalej, twoje podejście do swego obowiązku nie jest bynajmniej pełne pokory i uległości(„Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków?” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Ten fragment przeszył moje serce. Słowa Boga ujawniały dokładnie mój stan. Miałam się za wybitną ekspertkę, więc powinnam być najważniejsza i szanowana, gdziekolwiek szłam. Chciałam to wykorzystać i wyróżniać się z grupy. Kiedy dostałam obowiązek goszczenia, czułam, że mój status został obniżony, że to niesprawiedliwe. Ale osądzenie i objawienie przez słowa Boga pokazało mi, że tak bardzo gardzę obowiązkiem goszczenia, ponieważ postrzegałam go z perspektywy niewierzącej. Dzieliłam obowiązki na ważne i nieważne. Jeśli mogłam zyskać sławę, chętnie przyjmowałam taki obowiązek, ale gardziłam całą pracą za kulisami. Taka perspektywa powstrzymywała mnie od spełniania swojego obowiązku, a nawet chciałam się poddać. Nie zastanawiałam się nad wolą Boga co do mojego obowiązku, ale tylko nad tym, jak dobrze wypaść, zdobyć sławę i status. Bóg unosił mnie, pozwalając mi na spełnianie obowiązku istoty stworzonej i takie dostałam od Niego zadanie, ale zaczęłam grymasić, kierując się swoim gustem. To kompletnie nielogiczne. Kiedy to zrozumiałam, poczułam wdzięczność do Boga i postanowiłam włożyć całe serce w dobre spełnianie obowiązku.

Później z namysłem jadłam i piłam słowa Boga i modliłam się z nową energią i mogłam bez uprzedzeń spełniać obowiązek goszczenia. Ale kolejne wydarzenia znów mną wstrząsnęły. Siostra, którą gościłam, została wybrana na przywódczynię kościoła i bardzo jej zazdrościłam. Pomyślałam: „Widzę, jak ceni się autorkę artykułów. Może zdobyć sławę i, jak się postara, może nawet zostać przywódczynią. Jaka przyszłość czeka kogoś, kto spełnia obowiązek goszczenia? Zawsze noszę fartuch, ciągle jestem pochlapana tłuszczem i śmierdzę dymem. Gdy wychodzę kupić jedzenie, boję się spotkać kogoś znajomego, kto mógłby spytać, czemu nie pracuję już w zawodzie lekarza. Nie podnoszę wzroku i przemykam pod ścianami domów. Nie mogę odetchnąć, dopóki nie wrócę do domu. Kiedyś wszędzie znajdowałam się w samym centrum, często stałam na scenie, wygłaszając wykłady. Wszyscy chcieli uściskać mi rękę. A teraz nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył. Skradam się, żeby kupić warzywa”. Byłam coraz bardziej przygnębiona i nie mogłam przestać myśleć o swojej pozycji. Brakowało mi bycia „ekspertką”, „panią dyrektor” czy „panią profesor”. Wbrew sobie wspominałam podziw przełożonych, pochwały kolegów i zapatrzone we mnie rzesze pacjentów. Wydawało mi się, że to było życie na poziomie. Byłam jak feniks, który został zmieniony w kurczaka i zastanawiałam się, kiedy dostanę nowe obowiązki. Czułam zazdrość i choć widziałam, że siostrom smakowało moje jedzenie, ja nic nie mogłam przełknąć. Bardzo straciłam na wadze. Wtedy nagle zadzwonił do mnie dyrektor szpitala. Powiedział, że pandemia została opanowana i spytał, czy chciałabym wrócić do pracy. Znowu się rozochociłam, myśląc, że wspaniale byłoby wrócić do pracy, żyć w prestiżu i być nazywaną „ekspertką”. Ale wiedziałam, że goszczenie jest ważne i muszę zapewnić bezpieczeństwo siostrom. Gdybym wróciła do pracy, nie mogłabym ich gościć. Pomodliłam się do Boga: „Boże! Nigdy nie oddałam się temu obowiązkowi goszczenia. Po prostu nie umiem zapomnieć przeszłości. Proszę, pokieruj mną, żebym mogła poznać siebie i się podporządkować”.

Poszukując prawdy, trafiłam na te słowa Boga: „Rozważcie, jak powinniście postrzegać osobistą wartość osoby, jej status społeczny i pochodzenie rodzinne. Jaka jest najbardziej odpowiednia postawa? Po pierwsze, ludzie muszą zwrócić się do słów Boga, by wiedzieć, jak On ich postrzega. Tylko w ten sposób można osiągnąć zrozumienie prawdy, a jedynie wówczas można unikać działań, które są sprzeczne z prawdą. Jak zatem Bóg postrzega czyjeś pochodzenie rodzinne, status społeczny, poziom wykształcenia i bogactwo osiągnięte w społeczeństwie? Jeśli słowa Boga nie są dla ciebie fundamentem wszystkiego i nie potrafisz stanąć po Jego stronie, by od Niego cokolwiek otrzymać, wówczas z pewnością będzie istnieć rozbieżność między twoim postrzeganiem rzeczy a intencjami Boga. Jeśli nie jest to wielka różnica, a tylko nieduże odchylenie, wówczas nie będzie to stanowiło problemu, ale jeśli twój punkt widzenia pozostaje w całkowitej sprzeczności z intencjami Boga, to nie jest zgodny z prawdą. Z perspektywy Boga to On sam ostatecznie decyduje o tym, co komuś daje, a twoje miejsce w społeczeństwie zależy od Niego, a nie od jakiegokolwiek człowieka. Jeśli Bóg wyznaczył komuś życie w ubóstwie, czy to oznacza, że ta osoba nie ma nadziei na zbawienie? Jeśli ktoś ma niską wartość społeczną lub niski status społeczny, czy Bóg go nie zbawi? Jeśli ktoś ma niski status społeczny, czy to możliwe, że Bóg go nisko ceni? Niekoniecznie. Co zatem tak naprawdę ma znaczenie? Liczy się droga, którą ktoś podąża, do czego dąży i jaką ma postawę wobec prawdy i Boga. Jeśli ktoś ma bardzo niski status społeczny, jest ubogi i kiepsko wykształcony, ale jest bardzo pragmatyczny i twardo stąpa po ziemi w swojej wierze w Boga, miłuje prawdę i lubi to, co pozytywne, to czy taka osoba ma dla Boga wysoką czy niską wartość? Czy jest szlachetna, czy pospolita? Taka osoba jest bardzo cenna. Zatem, patrząc z tej perspektywy, co decyduje o wartości lub szlachetności osoby? To zależy od tego, jak Bóg ciebie postrzega. Jeśli widzi On w tobie wartościową i cenną osobę, to będziesz naczyniem do szlachetnego użytku, będziesz złotem lub srebrem. Jeśli jednak Bóg postrzega cię jako osobę niegodną i pospolitą, to nieważne, jak dobre masz wykształcenie, pochodzenie etniczne lub status społeczny, i tak nie będziesz stać na wysokiej pozycji. Nawet jeśli wielu ludzi cię wspiera, chwali i podziwia, nie osiągniesz wysokiego statusu i wciąż będziesz pospolitą osobą. Jak to jest więc możliwe, że »szlachetna« osoba z wysokim statusem społecznym – ktoś, kogo ludzie chwalą i podziwiają i kto cieszy się wielkim prestiżem – jest postrzegana przez Boga jako pospolita? Czy po prostu Bóg stoi w sprzeczności z ludzkością? Wcale nie. Bóg ma swoje własne normy oceny i właśnie Jego normy oceny są prawdą(„Oni są źli, podstępni i kłamliwi (Część pierwsza)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowa Boga oświeciły mnie. Źródłem mojego cierpienia było niepostrzeganie rzeczy z perspektywy prawdy w słowach Boga, ale ocenianie mojego obowiązku z szatańskiej perspektywy hierarchii, niskiego i wysokiego statusu. Zawsze używałam statusu społecznego, sławy, wykształcenia i osiągnięć zawodowych jako miernika sukcesu. Kontrolowana przez taką perspektywę, widziałam siebie jako ważną i szanowaną, sądząc, że jestem ekspertką, która ma status i dobrą pozycję, kimś wyjątkowym i na wyższym szczeblu. Trzymałam się tego po przyjęciu wiary, szanując takie obowiązki jak przywódca czy pracownik, czy inne, które wymagały umiejętności, ale pogardzając niewykwalifikowanymi obowiązkami jak goszczenie czy sprawy ogólne. Uważałam, że są na niższym szczeblu i nie są odpowiednie dla takiej osoby jak ja. Chciałam mieć ten sam prestiż co do tej pory. Było tak z powodu mojego poglądu na temat rangi. Czułam się wykorzystywana i przez stres nie mogłam jeść, spać i traciłam na wadze. Cierpiałam. Ale słowa Boga obnażyły i osądziły mnie, a ja ujrzałam Jego sprawiedliwe usposobienie. Boga nie obchodzi wysoki czy niski status, ani czyjeś walory czy stopnie naukowe. Interesuje Go tylko dążenie do prawdy i to, jaką ścieżką podążamy. Bez względu na pozycję, stopnie naukowe czy reputację, bez prawdy ma się w oczach Boga niską pozycję. Każdy, kto dąży do prawdy i ją osiągnie, będzie ceniony i zostanie pobłogosławiony przez Boga, czy ma status, czy nie. Dowiedziałam się, że bez względu na to, ilu pochlebców mnie otaczało, ani jak wysoką miałam rangę, jeśli nie umiem podporządkować się Bogu i spełniać obowiązku stworzonej istoty, jestem całkiem bezużyteczna.

Później głębiej się nad tym zastanowiłam. Wiedziałam, że patrzę ze złej perspektywy, ale dlaczego i tak chciałam przyjąć bardziej prestiżowe obowiązki? Zastanawiając się nad tym, zobaczyłam słowa Boga. „Szatan używa sławy i zysku, aby kontrolować myśli człowieka, aż ludzie są w stanie myśleć tylko o tych dwóch rzeczach. Walczą o sławę i zysk, znoszą trudności dla sławy i zysku, cierpią upokorzenia ze względu na sławę i zysk, poświęcają wszystko, co mają, dla sławy i zysku, a także gotowi są wydać dowolny osąd i podjąć każdą decyzję przez wzgląd na sławę i zysk. W ten sposób szatan skuwa ludzi niewidzialnymi kajdanami, a ci nie mają siły ani odwagi, aby je zrzucić. Dlatego wciąż nieświadomie je dźwigają, z wielkim trudem brnąc ciągle naprzód. Ze względu na tę właśnie sławę i zysk ludzkość unika Boga i zdradza Go, stając się coraz bardziej niegodziwa. W ten zatem sposób kolejne pokolenia giną pośród zabiegów o szatańską sławę i zysk(Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Słowa Boga ujawniają, że szatan rani i ogranicza mnie swoimi pojęciami sławy i zysku, przez co byłam jego więźniem. Od dziecka byłam indoktrynowana przez rodziców, uczona w szkole i poddawana wpływowi społeczeństwa. Filozofie i błędne przekonania szatana przeniknęły mnie aż do szpiku kości. Powiedzenia jak: „Człowiek zawsze dąży ku górze, woda płynie w dół”. „Echo życia człowieka jest jego spuścizną”, „Kto pracuje główką, rządzi innymi, kto pracuje rękami, tym rządzą inni”, te trucizny już dawno zapuściły głębokie korzenie w moim sercu. Czemu zawsze wspominałam zaszczyt bycia tytułowaną „ekspertką”, „znaną lekarką” czy „panią dyrektor”? Czemu chciałam to wykorzystać, przekonana, że jestem lepsza od innych? Ponieważ uznałam, że sława i status to cele warte osiągnięcia w życiu i czułam, że posiadając je, zdobędę podziw i poparcie innych. Czy to w szkole, w społeczeństwie czy w domu Boga, najważniejsze były dla mnie ranga i status i ciężko pracowałam, by zostać ekspertem, w nadziei, że będę najlepsza w danym otoczeniu. Czułam, że to jedyne życie, w którym mogę pokazać swoją prawdziwą wartość. Kiedy go nie osiągałam, przyszłość wydawała mi się ponura i strasznie cierpiałam. Kajdany sławy i statusu więziły mnie, tak że mimowolnie oddalałam się od Boga i zdradzałam go. Dowiedziałam się też, że goszczenie może wygląda na skromny obowiązek, ale właśnie ono pozwoliło mi dostrzec moje błędne spojrzenie na dążenia, rozpocząć dążenie do prawdy i wyzwolić się z więzów sławy i zysku. Gdy zrozumiałam łaskawe intencje Boga, podziękowałam mu z głębi serca. Poczułam też żal i wyrzuty sumienia. Uklękłam przed Bogiem i pomodliłam się: „Boże, dziękuję Ci ze stworzenie warunków, które obnażyły moje zepsute usposobienie i uratowały od błędnego dążenia. Chcę się skruszyć i przestać dążyć do sławy i statusu. Chcę się podporządkować i dobrze spełniać obowiązek goszczenia, by Cię zadowolić”. Odrzuciłam ofertę szpitala.

Potem przeczytałam kilka fragmentów słów Boga: „Jakiego rodzaju ludzi pragnie widzieć Bóg? Czy pragnie widzieć człowieka otoczonego nimbem wielkości, celebrytę, osobę utytułowaną albo taką, która odmienia oblicze świata? (Nie, nie taką). Jakiego rodzaju osobę pragnie zatem widzieć Bóg? Chce widzieć stojącą obiema nogami na ziemi osobę, która stara się być godnym tego miana stworzeniem Bożym, potrafi wypełniać obowiązki stworzenia Bożego i trzymać się wyznaczonego człowiekowi miejsca(„Można się pozbyć skażonych skłonności jedynie przez dążenie do prawdy i poleganie na Bogu” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „W ostatecznym rozrachunku to, czy ludzie są w stanie osiągnąć zbawienie, czy też nie, nie zależy od tego, jaki wypełniają obowiązek, lecz od tego, czy zrozumieli i zyskali prawdę, i od tego, czy potrafią podporządkować się planowym działaniom Boga i być prawdziwą istotą stworzoną. Bóg jest sprawiedliwy i to jest standard, którego używa do mierzenia całego rodzaju ludzkiego. Ten standard jest niezmienny i musisz o tym pamiętać. Dlatego nie myśl o znalezieniu jakiejś innej ścieżki lub o dążeniu do jakiejś nierealnej rzeczy. Standardy, których Bóg wymaga od wszystkich, którzy osiągają zbawienie, pozostają na zawsze niezmienne; pozostają takie same, niezależnie od tego, kim jesteś(„Postawa, jaką człowiek powinien mieć wobec Boga” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Zobaczyłam, że Bogu nie zależy na wyniosłych ludziach, ale na rozsądnych, którzy spełnią obowiązek stworzonych istot. Miałam status, ale moje zrozumienie prawdy było płytkie. Obowiązki przywództwa czy pisania wymagają znajomości prawdy, więc nie mogą być spełniane przez kogoś tylko z uwagi na jego status i wiedzę. Musiałam być rozsądna i robić to, co potrafiłam. Miałam dom, który dobrze nadawał się do goszczenia, więc powinnam po prostu być gospodynią i szukać prawdy. To jedyne rozsądne rozwiązanie. Obowiązki różnią się tylko nazwą i funkcją. Tożsamość i istota człowieka jako stworzenia się nie zmienia. Miałam o sobie za wysokie mniemanie, sądziłam, że jestem taka wspaniała. Zawsze miałam się za ekspertkę, znaną lekarkę, jakbym byłam lepsza od wszystkich. Uważałam, że obowiązek goszczenia jest podrzędny i chciałam robić coś ważniejszego. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma – nie umiałam skupić się i spełniać swojego obowiązku. W sercu nawet walczyłam z Bogiem, arogancko pozbawiona rozumu. Przyszedł mi na myśl również Hiob. Wśród ludzi Orientu cieszył się sławą, ale nigdy o niej nie myślał ani nie interesowała go wynikająca z niej chwała. Bez względu na status, zawsze chwalił Boga. Hiob był rozsądny. Dlatego Bóg chwalił Hioba jako stworzoną istotę, która spełniała Jego standardy. Nie mogę równać się z Hiobem, ale chciałam wziąć z niego przykład, żeby odpuścić te rzeczy i postarać się spełnić standardy Boga. Kiedy zmieniłam cel, zmieniło się również moje nastawienie. Zobaczyłam, że każde zadanie jest ważne i zasadnicze. Bez ludzi będących gospodarzami bracia i siostry nie mieliby bezpiecznego miejsca do spełniania swojego obowiązku. Od tamtej pory zaczęłam robić świadomy wysiłek, żeby porzucić siebie, postarać się przyrządzać dobre posiłki i dbać o bezpieczeństwo sióstr, żeby mogły w spokoju spełniać swój obowiązek. Z czasem przestałam czuć, że mamy różny status i gotując nuciłam hymny i zbliżyłam się do Boga. Po skończeniu pracy czytałam słowa Boga, uciszałam swe serce i rozważałam całą pracę, jaką wykonał we mnie Bóg i co zyskałam, a potem pisałam artykuły. Każdy dzień był bardzo satysfakcjonujący. To bardzo spokojny i wyzwolony sposób na życie.

Wstecz: Więzy zepsucia

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Żegnaj, ugodowcu!

Autorstwa Li Fei, Hiszpania Jeśli chodzi o ludzi ugodowych, to zanim uwierzyłam w Boga, sądziłam, że są wspaniali. Mają łagodne...

Połącz się z nami w Messengerze