Wolny od zazdrości

29 stycznia 2023

Autorstwa Claude, Francja

Na początku 2021 roku służyłem jako kaznodzieja i wraz z bratem Mateuszem kierowałem pracami kościoła. Właśnie zacząłem pełnić te obowiązki i wciąż nie rozumiałem wielu rzeczy, więc często go o coś pytałem. W tym czasie Mateusz często opowiadał mi o zepsutym usposobieniu, jakie przejawiał w pracy. Z czasem zacząłem patrzeć na niego z góry. Sądziłem, że nie jestem tak zepsuty jak on, a współpraca z nim nie była dla mnie korzystna. Myślałem, że jestem lepszy od niego. Pomyślałem nawet: „Jak on w ogóle został kaznodzieją? Kiedyś byłem jego przełożonym. To ja powinienem mu mówić, jak być kaznodzieją, a nie na odwrót. A że pierwszy został kaznodzieją, wszyscy bardziej go cenią”. Nie mogłem tego zaakceptować i wiedziałem, że jestem od niego lepszy. Aby go prześcignąć, często porównywałem naszą pracę. Na przykład kiedy Matthew mówił mi, że nie nadąża za całą pracą, cieszyłem się, wiedząc, że ja już nadgoniłem całą pracę, za którą byłem odpowiedzialny i w ten sposób przełożeni lepiej mnie ocenią. Ku mojemu zdziwieniu Mateusz świetnie wykonał pracę, za którą był odpowiedzialny. Pewnego dnia przełożony zlecił nam znalezienie osób do przeszkolenia do podlewania. W ciągu zaledwie dwóch dni Mateusz znalazł trzech kandydatów. Spanikowałem, myśląc: „Muszę przyspieszyć. Muszę co najmniej dogonić Mateusza. Albo zdobędzie więcej pochwał ode mnie”. I w zaledwie trzy dni znalazłem siedem osób. Byłem z siebie zadowolony, bo poszło mi lepiej niż jemu. Ale kiedy przełożony zapytał mnie o sytuację kandydatów, doszedł do wniosku, że żaden nie nadaje się do podlewania. Nie zrozumiałem ich sytuacji, kiedy wybierałem ich na kandydatów. A wszyscy kandydaci Mateusza zostali uznani za odpowiednich: mieli odpowiedni charakter, człowieczeństwo, kochali prawdę i byli gotowi ponosić koszty dla Boga. Te ostatnie trzy dni pracy poszły na marne, a ja byłem przygnębiony. Zacząłem czuć się zazdrosny o Mateusza. Czemu zawsze osiągał tak dobre wyniki w swojej pracy? A dlaczego ja nie? Z zapałem dzielił się w grupach słowami Boga, a nawet monitorował pracę, za którą ja byłem odpowiedzialny. Nie było sposobu, żeby przy nim zabłysnąć. Miałem go dość, a nawet zaczynałem go nienawidzić. Dlaczego musiałem wypełniać swoje obowiązki z nim? Nie chciałem, żeby był tak doceniany i żałowałem, że osiąga takie rezultaty. Zabiegałem o sławę i nie zmieniłem swojego postępowania.

W tym czasie nadzorowałem pracę siostry Anny, która była liderką w kościele. Była w złym stanie, ponieważ nie radziła sobie z obowiązkami, więc mój lider kazał mi jej pomóc. Ale gdy się z nią skontaktowałem, powiedziała mi, że już poprosiła Mateusza o rozmowę, a on podzielił się z nią słowami Boga i pomógł jej rozwiązać problem. Poczułem się, jakbym nie miał tam żadnej roli. Byłem nieszczęśliwy, że Mateusz wtrącał się w moją pracę. Ta liderka była pod moim nadzorem i nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że nie wypełniam obowiązków i nie rozwiązuję problemów. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej byłem zły i nie chciałam dłużej pracować z Mateuszem. Chciałem pracować sam, bo wtedy mógłbym sprawić, żeby ludzie mnie zauważali. Potem starałem się go unikać w pracy. Pewnego razu Mateusz chciał omówić jakiś problem, który moglibyśmy omówić na spotkaniu. Zadzwonił i wysłał mi SMS, ale celowo go zignorowałem. Nie chciałem z nim rozmawiać. Kiedy zadawał mi pytania dotyczące pracy, nie odpowiadałem od razu, a gdy podczas spotkania poprosił mnie o omówienie, celowo milczałem i kazałem mu to zrobić samemu. Pomyślałem sobie: „Tak długo jak ty tu jesteś, bracia i siostry i tak mnie nie zauważą. Więc po co mam mówić?”. Podczas jednego spotkania Gdy Mateusz skończył omawiać, poprosił mnie o opinię. Uważałem, że za długo mówił i powiedział wszystko, co ja chciałem powiedzieć, więc byłem nieszczęśliwy. Powiedziałem mu: „Omawiasz z aroganckim usposobieniem. Nie ujawniłeś własnej skażonej natury, tylko niejasno omówiłeś twoje rozumienie tematu. Podałeś tylko zarys bez omówienia szczegółów”. Wiedziałem, że to nie była prawda, ale powiedziałem to celowo. Chciałem tylko stłumić jego entuzjazm, żeby nie mówił tyle na przyszłych spotkaniach. Kiedy wysyłał mi wiadomości z zapytaniem o pracę i inne rzeczy, nie odpowiadałem. Wiedział chyba, że nie chcę z nim pracować. Chciałem nawet, żeby przestał wysyłać mi te wiadomości. Pragnąłem, żeby odszedł i dał mi szansę na wykorzystanie moich talentów. Chciałem tak jak on pełnić obowiązek na pełen etat, by służyć braciom i siostrom pomocą, gdy tylko będą mnie potrzebowali. Wtedy wszyscy będą mnie doceniać. Chciałem rzucić pracę poza kościołem i całkowicie poświęcić się obowiązkom, ale potrzebowałem jej, żeby utrzymać siebie i rodzinę. Byłem przygnębiony, że nie mogę pełnić obowiązku na pełny etat tak jak Mateusz. Pomyślałem nawet: „Równie dobrze mogę przestać być kaznodzieją. Wtedy nie będę musiał pracować z Mateuszem. Nie będzie miał na mnie wpływu, jeśli zmienię obowiązki, i wtedy będę mógł zabłysnąć”. Ale kiedy rozważałem odejście, poczułem się winny i nie wiedziałem, co robić. Modliłem się do Boga o pomoc w zrozumieniu mojego stanu.

Pomyślałem o fragmencie słów Boga, który mówi: „Obowiązki pochodzą od Boga; są one odpowiedzialnością i zadaniem, które Bóg powierza człowiekowi. Jak więc człowiek powinien je rozumieć? »Ponieważ jest to mój obowiązek i Boże zadanie dla mnie, jest to moje zobowiązanie i moja odpowiedzialność. To zrozumiałe, że powinienem być moralnie zobowiązany do jego przyjęcia. Nie mogę odmówić ani go odrzucić; nie mogę być wybredny. Z pewnością powinienem zrobić to, co przypada mi w udziale. Nie chodzi o to, że nie mam kwalifikacji do dokonania wyboru – chodzi o to, że nie powinienem go dokonywać. Taki rozsądek powinien cechować istotę stworzoną«(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Poprzez słowa Boga zrozumiałem, że to On dał nam nasze obowiązki. Powinienem trzymać się ich i wypełniać je, a nie uchylać się od odpowiedzialności i być wybredny. Taki rozum powinienem mieć Ponieważ moje gorące pragnienie prześcignięcia Mateusza nie zostało zaspokojone, chciałem porzucić swoje obowiązki. Raniłem tym Boga! Nie traktowałem obowiązków jako odpowiedzialności, tylko jako sposób na zabłyśnięcie oraz zdobycie szacunku i podziwu. Chciałem rzucić pracę i służyć na pełny etat nie po to, by zadowolić Boga w wypełnianiu tego obowiązku, ale raczej walczyć o status z partnerem i prześcignąć go. Gdy nie mogłem pełnić obowiązków na pełen etat, chciałem je zmienić, żeby móc zabłysnąć. Rzeczywistość pokazała, że wszystko, co robiłem, nie było wypełnianiem obowiązków. Wykorzystywałem je do walki o status. Bóg nie znosi takiego zachowania.

Później natknąłem się na fragment słów Boga, Bóg Wszechmogący mówi: „Jakże okrutny jest rodzaj ludzki! Przebiegłość i intrygi, rzucanie się na siebie nawzajem, walka o sławę i korzyści, wzajemna rzeź – czy to wszystko dobiegnie kiedyś końca? Mimo setek tysięcy słów wypowiedzianych przez Boga nikt się nie opamiętał. Ludzie robią wszystko dla swoich rodzin, synów i córek, dla dobra własnych karier, dla perspektyw na przyszłość, stanowiska, próżności i pieniędzy, dla pożywienia, ubioru i ciała. Ale czy istnieje ktoś, kto rzeczywiście podejmuje działania przez wzgląd na Boga? Nawet pośród tych, którzy w swych działaniach mają wzgląd na Boga, tylko nieliczni Go znają. Ilu ludzi nie działa dla swoich własnych korzyści? Ilu nie ciemięży czy wyklucza innych, aby chronić swoje własne stanowisko? W ten właśnie sposób Bóg został bezprawnie skazany na śmierć niezliczoną ilość razy, a niezliczeni barbarzyńscy sędziowie potępili Boga i po raz kolejny przybili Go do krzyża. Ilu ludzi można nazwać sprawiedliwymi, bo naprawdę działają przez wzgląd na Boga?(Nikczemni z pewnością zostaną ukarani, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Są tacy, którzy zawsze boją się, że inni są od nich lepsi i bardziej wartościowi, że inni będą poważani, podczas gdy oni będą zaniedbywani. Sprawia to, że są wobec innych napastliwi i wykluczają ich. Czyż nie jest to przykład bycia zawistnym wobec ludzi, którzy są zdolniejsi od nich? Czyż takie zachowanie nie jest egoistyczne i nie zasługuje na pogardę? Jakiego rodzaju jest to usposobienie? Jest ono nikczemne! Myślenie tylko o własnych interesach, zaspokajanie jedynie swych własnych pragnień, niebranie pod uwagę innych ludzi ani dobra domu Bożego: ludzie, którzy tak postępują, mają złe usposobienie, a Bóg nie darzy ich miłością. Jeśli naprawdę potrafisz liczyć się z wolą Boga, wówczas będziesz umiał sprawiedliwie traktować innych ludzi. Jeśli promujesz dobrą osobę i pozwalasz jej się szkolić i pełnić obowiązek, dzięki czemu dom Boży zyska utalentowaną osobę, czyż nie łatwiej będzie ci wtedy wykonywać twoją pracę? Czy w ten sposób nie wykażesz należytej lojalności w tym obowiązku? Jest to dobry uczynek przed Bogiem; jest to minimum sumienia i rozsądku, jakie powinien posiadać ten, kto jest przywódcą(Wolność i wyzwolenie można zyskać tylko przez odrzucenie skażonego usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Dzięki słowom Boga zrozumiałem swój obecny stan. Bóg mówi: „Są tacy, którzy zawsze boją się, że inni są od nich lepsi i bardziej wartościowi, że inni będą poważani, podczas gdy oni będą zaniedbywani. Sprawia to, że są wobec innych napastliwi i wykluczają ich. Czyż nie jest to przykład bycia zawistnym wobec ludzi, którzy są zdolniejsi od nich? Czyż takie zachowanie nie jest egoistyczne i nie zasługuje na pogardę? Jakiego rodzaju jest to usposobienie? Jest ono nikczemne!”. Te słowa były prawdą i obnażyły mój faktyczny stan. Gdy zobaczyłem, że mój partner skuteczniej pełni obowiązek, i lepiej rozwiązywał problemy braci i sióstr, czułem, że jest lepszy ode mnie i nigdy przy nim nie zabłysnę. Zazdrościłem mu, wykluczałem go i nie chciałem z nim pracować. Celowo ignorowałem jego wiadomości i nie odbierałem jego telefonów. Kiedy dzielił się swoim doświadczeniem i zrozumieniem, nie współpracowałem z nim w sprawach życia kościoła, próbując zamiast tego wychwytywać jego wady. Celowo go zaatakowałem i nazwałem aroganckim, żeby nie był taki entuzjastyczny i przestał się wyróżniać i mnie przewyższać. Zachowywałem się podle. Za każdym razem, gdy musiałem z nim pracować, byłem udręczony. Ciągle chciałem z nim konkurować i zupełnie nie byłem w stanie zachować spokoju. Było dokładnie tak, jak powiedział Bóg: „Jakże okrutny jest rodzaj ludzki! Przebiegłość i intrygi, rzucanie się na siebie nawzajem, walka o sławę i korzyści, wzajemna rzeź – czy to wszystko dobiegnie kiedyś końca?”. Moje pragnienie sławy i statusu nie zostało zaspokojone, więc znienawidziłem partnera. Chciałem tylko uciec i pozbyć się go, żeby pracować samemu. Myślałem nawet o rzuceniu obowiązku. Zdałem sobie sprawę, jaki byłem podły i nieludzki. Nie różniłem się od dzikich zwierząt, polujących na zdobycz, gotowych do walki o własne interesy. Myślałem tylko o sobie, a nie o pracy kościoła. Nawet gdy praca się opóźniała, nie martwiłem się ani nie panikowałem. Byłem taki samolubny i nikczemny! Czemu nie mogłem mieć prostej i harmonijnej relacji z Mateuszem? Zdałem sobie sprawę, że w mojej wierze poszedłem w złą stronę z powodu mojego szatańskiego usposobienia. Gdybym nie szukał prawdy i tego usposobienia nie naprawił, utraciłbym działanie Ducha Świętego i zstąpiłbym w ciemność. Kilkakrotnie modliłem się do Boga, prosząc o pomoc w zrozumieniu siebie i naprawie mojego zepsutego usposobienia.

Potem zobaczyłem ten fragment słów Boga, „Jakie jest motto antychrystów, bez względu na to, w jakiej grupie się znajdują? »Muszę rywalizować! Konkurować i rywalizować! Muszę rywalizować, by mieć najwyższy status i być najpotężniejszy!«. Takie jest usposobienie antychrystów. Rywalizują i starają się osiągnąć swoje cele bez względu na sytuację. Są sługusami szatana i szkodzą dziełu kościoła. Usposobienie antychrystów jest następujące: zaczynają od tego, że rozglądają się po kościele, by zobaczyć, kto wierzy w Boga od wielu lat i posiada kapitał, kto ma jakieś talenty czy szczególne umiejętności, kto pomaga braciom i siostrom w ich wejściu w życie, kto jest szanowany, kogo ranga jest najwyższa, kto cieszy się dobrą opinią wśród braci i sióstr albo wyróżnia się jeszcze czymś pozytywnym. Ci ludzie będą rywalami antychrysta. Podsumowując, za każdym razem, gdy antychryści znajdą się w jakiejś grupie ludzi, zawsze postępują tak: konkurują o status, o dobrą reputację i o możliwość podejmowania decyzji w różnych sprawach w grupie, a gdy już to zdobędą, czują się szczęśliwi. (…) Oto jak aroganckie, odrażające i pozbawione rozumu jest usposobienie antychrystów. Nie mają ani sumienia, ani rozumu, nie ma w nich nawet krztyny prawdy. W działaniach i czynach antychrystów widać, że w tym, co robią, brak jest rozumu normalnego człowieka, i chociaż można im opowiadać o prawdzie, nie akceptują jej. Jakkolwiek słuszne jest to, co mówisz, im to nie pasuje. Jedyne, do czego dążą, to reputacja i status, którym oddają nabożną cześć. Dopóki mogą cieszyć się przywilejami statusu, dopóty są zadowoleni. To według nich jest wartością ich życia. Wszystkim ludziom, z którymi mają kontakt, muszą pokazywać »światło« i »ciepło«, jakich dostarczają, a także swoje szczególne talenty i unikalność. A ponieważ uważają się za kogoś wyjątkowego, z natury rzeczy wydaje im się, że powinni być traktowani lepiej od innych, że zasługują na ich wsparcie i podziw, że powinni być szanowani i czczeni – uważają, że wszystko to im się należy. Czyż tacy ludzie nie są cyniczni i bezwstydni? Czy ich obecność w kościele nie jest kłopotliwa?(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga uświadomiłem sobie powagę moich czynów. Szukając w pełnionym przez siebie obowiązku sławy, statusu i podziwu, przejawiałem usposobienie antychrysta. Gdy widziałem, że jego omówienia prawdy były oświecające, osiągnął wyniki w pracy, wszyscy bracia i siostry chwalili go i szli do niego z pytaniami, zazdrościlem Mateuszowi. Aby go prześcignąć i zdobyć status w sercach innych, chciałem nawet rzucić pracę i pełnić obowiązek na pełny etat, żebym mógł w każdej chwili służyć pomocą innym i rozwiązać ich problemy. Doceniliby mnie wówczas, a mój partner nie zajmowałby w ich sercach tak szczególnego miejsca. Zawsze, gdy pracowałem z Mateuszem, czułem się, jakbym żył w jego cieniu i nie miałem szansy zabłysnąć. Nie podobało mi się, że zawsze zdobywał podziw i pochwałę braci i sióstr, a nawet miałem nadzieję, że nikt mu nie odpowie, gdy wyśle na czacie wiadomości. Przez niego bracia i siostry mnie nie zauważali, więc cały czas z nim walczyłem w nadziei, że go prześcignę, a bracia i siostry będą mnie podziwiać i uwielbiać. Często przejawiałem takie zachowanie, starając się zdobyć sławę i status. Gdy moja ambicja i pragnienie nie zostały zaspokojone, uznałem, że nie mam szans na zabłyśnięcie i chciałem zrezygnować z roli kaznodziei w nadziei, że uda mi się wyrobić sobie nazwisko w innym obowiązku. Moja obsesja na punkcie sławy i statusu wymknęła się spod kontroli. W swojej miłości do sławy i statusu byłem jak antychryst. To pragnienie stanowiło nieodłączną część mojej natury. Zrozumiałem, że ścieżka, którą szedłem, była wyjątkowo niebezpieczna. Boże usposobienie jest nienaruszalne. On jest sprawiedliwy. Gdybym nie wprowadził zmian i skupiał się tylko na walce o sławę i status, a nie na pracy dla kościoła, zostałbym wyrzucony i odrzucony przez Boga. Czułem obrzydzenie do swoich czynów i nie chciałem dłużej walczyć o status z moim partnerem. Modliłem się do Boga, aby pomógł mi wyrwać się z więzów i ograniczeń mojego szatańskiego usposobienia.

I wtedy natknąłem się na ten fragment słów Boga: „Niezależnie od tego, jaki jest kierunek i cel twego dążenia, jeżeli nie zastanawiasz się nad swą pogonią za statusem i prestiżem, i jeśli jest ci bardzo trudno odłożyć te rzeczy na bok, to będą one miały wpływ na twoje wkraczanie w życie. Dopóki status będzie zajmować miejsce w twoim sercu, będzie miał nad tobą pełną kontrolę i będzie wywierał wpływ na to, w jakim kierunku zmierza twoje życie i do jakich celów dążysz, a w takim wypadku będzie ci bardzo trudno wejść w rzeczywistość prawdy, nie mówiąc już o osiągnięciu zmian w usposobieniu. To, czy uda ci się ostatecznie zyskać aprobatę Boga, to już oczywiście rozumie się samo przez się. Co więcej, Jeśli nie jesteś w stanie odłożyć na bok pogoni za statusem, wpłynie to na twoją zdolność do właściwego wypełniania obowiązku, a wówczas będzie ci bardzo trudno stać się stworzeniem, które Bóg mógłby zaakceptować. Dlaczego to mówię? Nic nie jest Bogu bardziej nienawistne niż ludzka pogoń za statusem, ponieważ dążenie do statusu jest szatańską skłonnością; jest to niewłaściwa ścieżka, zrodzona ze skażenia przez szatana, jest to coś, co Bóg potępia i właśnie to, co Bóg osądza i czyści. Bóg niczym nie gardzi bardziej, niż tym, gdy ludzie dążą do statusu, a ty mimo to uparcie rywalizujesz o status, nieodzownie pielęgnujesz go i chronisz, ciągle starając się zagarnąć go dla siebie. A czyż wszystkie te działania, w samej swej naturze, nie są antagonistyczne wobec Boga? Bóg nie daje ludziom statusu; daje im prawdę, drogę i życie, i ostatecznie sprawia, że stają się adekwatnym stworzeniem Bożym, małym i nieznaczącym stworzeniem Boga – nie zaś kimś, kto ma status i prestiż i jest czczony przez tysiące ludzi. Dlatego też z jakiejkolwiek perspektywy się na to spojrzy, pogoń za statusem jest ślepym zaułkiem. Bez względu na to, jak rozsądne jest twoje usprawiedliwienie dla dążenia do statusu, ta ścieżka wciąż jest zła i Bóg jej nie pochwala. Bez względu na to, jak bardzo się starasz i jak wielką cenę płacisz, jeśli pragniesz statusu, Bóg ci go nie da; jeśli Bóg go nie da, poniesiesz porażkę w walce o niego, a jeśli będziesz walczył dalej, wynik będzie tylko jeden: zostaniesz zdemaskowany i odrzucony, a wtedy znajdziesz się w ślepym zaułku(Punkt dziewiąty: Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część trzecia), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga zrozumiałem, że moje ciągłe zabieganie o status nie tylko utrudniało mi pełnienie obowiązku, lecz także uniemożliwiało mi bycie istotą stworzoną. Ponieważ ciągle zabiegałem o status, starając się prześcignąć Mateusza, zdobyć podziw wszystkich i zawsze rywalizując, stawałem się coraz bardziej podły i pozbawiony zwykłego człowieczeństwa. Widziałem, że poszukiwanie sławy i statusu nie jest dobrą ścieżką, przeciwną Bogu i prowadzącą do ruiny. Jako osoba wierząca i istota stworzona, powinienem skupiać się na szukaniu prawdy, a nie walczyć o coś tak bezużytecznego jak pogoń za sławą i statusem. Tylko tak przestanę czynić zło i sprzeciwiać się Bogu. Więc modliłem się do Boga, mówiąc: „Boże! Zrozumiałem moją szatańską naturę. Z powodu obsesji na punkcie reputacji i statusu jestem często zazdrosny o Mateusza i nie chcę z nim pracować. Mój Boże! Odtąd będę okazywał skruchę, a nie zabiegał o sławę i status. Będę tylko szukał prawdy i dobrze wypełniał obowiązki. Boże, proszę prowadź mnie i pomóż mi”.

Podczas ćwiczeń duchowych natknąłem się na te słowa Boga: „Jakie są wasze zasady postępowania? Powinniście postępować zgodnie ze swoją pozycją, znaleźć dla siebie właściwe miejsce i wykonywać obowiązek, który do was należy; tylko ktoś, kto tak właśnie postępuje, jest osobą rozsądną. Na przykład niektórzy ludzie są dobrzy w jakimś fachu, potrafią pojąć jego zasady i to oni brać za niego odpowiedzialność i wypowiedzieć w kwestiach z nim związanych; niektórzy mają pomysły i wglądy, które inni mogą rozwijać, by lepiej wykonywać swój obowiązek – w takim razie właśnie oni powinni dostarczać pomysłów. Jeśli potrafisz znaleźć dla siebie właściwe miejsce i działać w harmonii z braćmi i siostrami, tym samym będziesz wypełniał swój obowiązek i postępował zgodnie ze swoją pozycją(Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga pokazały mi ścieżkę praktyki. Pomyślałem więc: „Jestem normalną osobą. Powinienem dążyć do bycia prawdziwą istotą stworzoną, stać na swoim miejscu, harmonijnie współpracować z innymi i wypełniać obowiązki najlepiej jak potrafię. Tylko to jest właściwą ścieżką”. Pomyślałem o tym, jak Bóg kazał Adamowi nazwać zwierzęta i zgodził się na słowa wymyślone przez Adama. Nie odrzucił Adama i nie wymyślił własnych, aby pokazać, ile był od niego większy, lecz zaakceptował wybory Adama. To mi pokazało, że pokora i ukrycie Boga są godne miłości. Bóg jest najwyższy, jest Panem całego stworzenia, a jednak pokornie się ukrywa. Ja byłem tylko zwykłą istotą stworzoną, ale zawsze chciałem się popisać i zdobyć szacunek innych, a nawet pognębić tych, którzy skutecznie wykonywali swój obowiązek, ze względu na mój status i reputację. Byłem arogancki i irracjonalny! Tak bardzo żałowałem tego, co zrobiłem, że stanąłem przed Bogiem, by okazać skruchę i pomodlić się, aby dał mi odwagę do odsłonięcia się przed moim partnerem.

Później zebrałem się na odwagę i przeprosiłem Mateusza, ujawniając moje usposobienie antychrysta, przejawiające się w pragnieniu potajemnej rywalizacji o sławę i status. Praktykując w ten sposób, poczułem większy spokój. Później Mateusz znalazł odpowiedni dla mojego stanu fragment słów Boga, który bardzo mi pomógł. Byłem Bogu bardzo wdzięczny! Przysiągłem Mu, że będę się zachowywał tak, jak tego wymagał. Przestałem ignorować wiadomości mojego partnera i aktywnie informowałem go o stanie projektów, za które byłem odpowiedzialny, żeby mógł być na bieżąco z moją pracą, nadzorować ją i pomagać mi. Omawialiśmy nasze zadania i współpracowaliśmy podczas spotkań i omówień. Uzupełnialiśmy się i wspieraliśmy pracę kościoła jako zespół. Dzięki Bogu!

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

W końcu wolna od nieporozumień

Autorstwa Youxin, Korea Południowa Kilka lat temu pracowałam przy produkcji filmów. Był czas, kiedy źle wypełniałam obowiązki, i dwa z...

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze