Kajdany sławy i korzyści
Bóg Wszechmogący mówi: „Szatan używa sławy i zysku, aby kontrolować myśli człowieka, aż ludzie są w stanie myśleć tylko o tych dwóch rzeczach. Walczą o sławę i zysk, znoszą trudności dla sławy i zysku, cierpią upokorzenia ze względu na sławę i zysk, poświęcają wszystko, co mają, dla sławy i zysku, a także gotowi są wydać dowolny osąd i podjąć każdą decyzję przez wzgląd na sławę i zysk. W ten sposób szatan skuwa ludzi niewidzialnymi kajdanami, a ci nie mają siły ani odwagi, aby je zrzucić. Dlatego wciąż nieświadomie je dźwigają, z wielkim trudem brnąc ciągle naprzód. Ze względu na tę właśnie sławę i zysk ludzkość unika Boga i zdradza Go, stając się coraz bardziej niegodziwa. W ten zatem sposób kolejne pokolenia giną pośród zabiegów o szatańską sławę i zysk. Czy patrząc teraz na działania szatana, nie dostrzegamy, że jego złowrogie pobudki są absolutnie obrzydliwe? Może dzisiaj jeszcze nie przejrzeliście złowrogich pobudek szatana, bo myślicie, że nie ma życia bez sławy i zysku. Sądzicie, że jeśli ludzie porzucą sławę i zysk, nie będą już widzieli drogi przed sobą, nie będą mogli widzieć swoich celów, ich przyszłość stanie się mroczna, ciemna i ponura. Jednak stopniowo, pewnego dnia wszyscy uznacie, że sława i bogactwo to potworne kajdany, których szatan używa do niewolenia człowieka. Gdy nadejdzie ten dzień, będziesz z całych sił opierać się kontroli szatana i kajdanom, którymi szatan chce cię zniewolić. Kiedy nadejdzie czas, w którym zapragniesz odrzucić wszystkie rzeczy, które zaszczepił w tobie szatan, wtedy całkowicie zerwiesz z szatanem i prawdziwie wzgardzisz wszystkim, co szatan tobie przyniósł. Tylko wtedy ludzkość będzie żywić prawdziwą miłość do Boga i tęsknić do Niego” (Sam Bóg, Jedyny VI, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Chciałbym wam opowiedzieć o moim doświadczeniu i pojmowaniu słów Boga.
W 2015 wybrano mnie na przywódcę kościoła w dorocznych wyborach. Cieszyłem się, myśląc, że skoro wybrano mnie spośród dziesiątek braci i sióstr, to znaczy, że jestem lepszy od innych. Od tego momentu bracia i siostry przychodzili do mnie, by rozmawiać o swych trudnościach z wejściem w życie, a liderzy zespołów omawiali ze mną sprawy związane z pracą kościoła. Nic nie mogłem poradzić na poczucie wyższości. Przechadzałem się z arogancko wypiętą piersią. Gdy przeprowadzałem omówienia, przepełniała mnie pewność siebie. Po jakimś czasie, siostra Liu, współpracowniczka, miała dobry charakter, jasno mówiła o prawdzie, potrafiła dotrzeć do sedna problemów, by pomóc ludziom je rozwiązać. Wskazywała ścieżki praktyki i wszyscy chcieli słuchać jej omówień. Czułem zarazem podziw i zawiść. Nie chciałem być w jej cieniu, więc przygotowywałem się na każde zgromadzenie, łamiąc sobie głowę nad tym, jak mówić klarowniej, w sposób bardziej zrozumiały, bym wypadł lepiej od niej. Gdy widziałem, że słuchacze kiwali głowami z aprobatą po moich omówieniach, byłem z siebie zadowolony i czułem, że coś osiągnąłem. Później odkryłem, że brat Zheng, mój współpracownik, ma profesjonalną wiedzę o filmach i potrafi umiejętnie korzystać z komputera. Bracia i siostry wykonujący obowiązki związane z filmami często się z nim konsultowali, a ja jako przywódca nie miałem nic do dodania. Czułem się jak piąte koło u wozu. Byłem niezadowolony. Myślałem, że skoro szli do brata Zhenga z każdym problemem, to pewnie uważali, że ja jestem gorszy. Pomyślałem, że powinienem dowiedzieć się czegoś o filmach, by bracia i siostry do mnie przychodzili z takimi sprawami. Wstawałem wcześnie i siedziałem do późna, by nauczyć się robić filmy, by mieć większą wiedzę. Ignorowałem sprawy kościoła i stany, w jakich znajdowali się bracia i siostry. Wkrótce w pracy kilku zespołów wystąpiły problemy, których nie potrafiłem rozwiązać podczas zgromadzeń i omówień. Bracia i siostry wciąż borykali się z problemami, co miało zgubny wpływ na postępy prac związanych z produkcją filmów. Byłem pod ogromną presją, z trudem oddychałem. To była udręka. Zastanawiałem się, co inni o mnie pomyślą, czy aby nie uznają, że nie nadaję się na przywódcę, że nie nadaję się do tego obowiązku. Wyglądało na to, że długo już na tym stanowisku nie pozostanę. Opanowało mnie negatywne nastawienie. Czułem się jak pęknięty balon, nie miałem tej energii co wcześniej. Przez negatywne nastawienie i opieszałość w pracy utraciłem dzieło Ducha Świętego. W końcu z powodu braku rezultatów zostałem zastąpiony kimś innym. Wtedy czułem, że straciłem twarz, chciałem zapaść się pod ziemię. Myślałem tak: „Czy bracia i siostry powiedzą, że byłem fałszywym, niepraktycznym przywódcą?”. Te myśli zwiększały tylko mój niepokój.
Tej nocy nie mogłem spać, przewracałem się z boku na bok. Modliłem się do Boga raz po raz, by pomógł mi poznać mój własny stan. Wtedy przeczytałem te oto słowa Boga: „W waszych poszukiwaniach macie zbyt wiele własnych wyobrażeń, nadziei i wizji przyszłości. Obecne dzieło dokonywane jest po to, aby rozprawić się z waszym pragnieniem statusu i waszymi wygórowanymi zachciankami. Wszystkie te nadzieje, pragnienie statusu oraz błędne wyobrażenia są klasycznymi przejawami szatańskiego usposobienia. Powodem, dla którego takie rzeczy istnieją w ludzkich sercach, jest wyłącznie to, że trucizna szatana nieustannie trawi ludzkie myśli, a ludzie nigdy nie są w stanie zrzucić z siebie jarzma tych szatańskich pokus. Żyją pośród grzechu, ale nie wierzą, że jest to grzech, i ciągle sobie myślą: »Wierzymy w Boga, więc On musi obdarzać nas błogosławieństwami i odpowiednio wszystko dla nas organizować. Wierzymy w Boga, więc musimy być lepsi od innych, musimy mieć wyższy status i lepszą przyszłość niż ktokolwiek inny. Ponieważ wierzymy w Boga, musi On obdarzać nas bezgranicznymi błogosławieństwami. Inaczej nie można by tego nazwać wierzeniem w Boga«. (…) Im więcej będziesz poszukiwać w ten sposób, tym mniejsze plony zbierzesz. Im większe u człowieka pragnienie statusu, tym surowiej trzeba będzie z nim postępować i tym bardziej będzie musiał przejść wielkie oczyszczenie. Tacy ludzie są zupełnie nic nie warci! Trzeba koniecznie się z nimi rozprawić i odpowiednio ich osądzić, aby na dobre wyzbyli się takiego myślenia. Jeśli w ten sposób będziecie podążać za Mną do samego końca, nie zbierzecie żadnych plonów. Ci, którzy nie dążą do osiągnięcia życia, nie będą mogli zostać przeobrażeni; ci, którzy nie łakną prawdy, nie będą mogli jej pozyskać. Nie skupiasz się na dążeniu do osobistej przemiany i wkroczenia w życie; ciągle skupiony jesteś na swych wygórowanych pragnieniach i rzeczach, które krępują jedynie twoją miłość do Boga i nie pozwalają ci się do Niego zbliżyć. Czyż rzeczy te mogą cię przemienić? Czy są w stanie wprowadzić cię do królestwa Bożego?” (Dlaczego nie chcesz być narzędziem kontrastu? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zastanowiłem się nad swoim stanem. Od kiedy zostałem przywódcą, szukałem jedynie poklasku i statusu, chciałem być ponad innymi. Gdy siostra Liu omawiała prawdę lepiej ode mnie, bałem się, że mnie prześcignie. Chciałem prowadzić omówienia lepiej niż ona, by inni mnie podziwiali i chwalili. Gdy odkryłem, że brat Zheng ma umiejętności i wielu braci i sióstr konsultuje z nim różne sprawy, z zawiści go odrzuciłem. Starałem się zdobyć wiedzę, by go prześcignąć, ignorowałem nawet problemy w zespołach. Gdy nie umiałem pomóc braciom i siostrom, nie polegałem na Bogu i nie omawiałem prawdy z braćmi i siostrami, by znaleźć rozwiązanie. Uległem obsesji zyskania i utraty statusu, bojąc się, że nie utrzymam swej pozycji przywódcy, jeśli nie będę dobrze wykonywał obowiązków. W końcu pojąłem, że nie wykonywałem obowiązków z troski o Bożą wolę, lecz by zaspokoić swoją ambicję bycia lepszym, ważniejszym od innych. Bracia i siostry obdarzyli mnie zaufaniem, wybierając na przywódcę, lecz ja wcale nie dbałem o pracę kościoła ani o ich wejście w życie. Nie byłem odpowiedzialny w swych obowiązkach, przez co zaszkodziłem pracy kościoła. Byłem samolubny i godny pogardy. Czyniłem zło, opierając się Bogu zamiast pracować! Żałowałem, że nie byłem na właściwej drodze wiary, szukałem sławy i zysku, Bóg mną gardził. Bóg sprawiedliwie mnie osądzi i skarcił, odsuwając mnie od obowiązku. Nie usunął mnie, lecz zastąpił, abym zastanowił się nad sobą. Bóg mnie chronił i zbawiał! Mój stan się stopniowo poprawiał dzięki modlitwom i refleksji, więc poproszono mnie, bym wziął na siebie pewne rutynowe obowiązki. Byłem wdzięczny Bogu, że dał mi szansę, i postanowiłem, że będę cenił sobie te obowiązki, nie będę sprzeciwiał się Bogu, szukając sławy i statusu.
Po tym doświadczeniu myślałem, że wyzbędę się żądzy sławy i statusu, lecz zbyt głęboko zepsuł mnie szatan. To szatańskie usposobienie nie zniknie dzięki odrobinie zrozumienia i refleksji, więc Bóg zaaranżował kolejną sytuację, by mnie obnażyć i zbawić.
Kilka miesięcy później przywódca polecił nam wybrać lidera zespołu. Gdy to usłyszałem, pomyślałem: „Czy mam szansę zostać liderem zespołu? Jestem dość zdolny, lecz nie mam profesjonalnych umiejętności, więc chyba nie mam dużych szans”. Pomyślałem o kilku innych braciach i siostrach w zespole. Brat Zhang miał profesjonalne umiejętności, a jego omówienia prawdy były praktyczne. Miał poczucie sprawiedliwości i potrafił wspierać pracę kościoła. Ogólnie jego szanse były większe. Gdy byłem przywódcą, powierzałem zadania bratu Zhangowi, a jeśli on zostanie liderem zespołu, to role się odwrócą. Będzie wyglądało tak, jakbym był gorszy od niego. Ta myśl napełniła mnie niepokojem. W dniu wyborów denerwowałem się i wadziłem sam ze sobą: „Na kogo mam zagłosować? Na brata Zhanga?”. Myślałem o tym, jak większość braci i sióstr omawiała z nim trudności w pracy, ludzie z innych zespołów też przychodzili do niego po radę – to poprawiało mu wizerunek. Jeśli zostanie liderem zespołu, będzie moim przełożonym. Już nie chciałem na niego głosować, lecz brakowało mi profesjonalnej wiedzy i nie nadawałem się na lidera zespołu. Czułem się bardzo przygnębiony i zły na siebie, że nie mam większych kompetencji. Wtedy straszna myśl przyszła mi do głowy: „Jeśli nie mogę być kierownikiem zespołu, ty też nie będziesz”. Zagłosowałem na brata Wu, który miał mniejszą wiedzę profesjonalną. Ku mojemu zaskoczeniu wybrany został brat Zhang. Nie byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy, lecz od razu poczułem niepokój, jakbym zrobił coś karygodnego. Później przeczytałem te słowa Boga: „Jeśli widzą kogoś lepszego od siebie, starają się go stłamsić, rozpuszczając plotki na jego temat, lub bez skrupułów uciekają się do jakichś drastycznych środków, by sprawić, aby inni ludzie tego kogoś nie podziwiali i aby nikt nie był lepszy od pozostałych; jest to więc skażone usposobienie polegające na arogancji i samowoli, jak również nieuczciwości, zakłamaniu i obłudzie, a ludzie tacy nie cofną się przed niczym, aby osiągnąć swe cele. Żyją w taki właśnie sposób, a mimo tego wciąż uważają, że są wspaniali i że są dobrymi ludźmi. Czy jednak mają oni bogobojne serca? Po pierwsze, patrząc z perspektywy natury tych spraw, czy ludzie, którzy w ten sposób postępują, nie robią po prostu tego, co im się podoba? Czy biorą pod uwagę dobro Bożej rodziny? Myślą jedynie o własnych uczuciach i pragną jedynie osiągnąć własne cele, bez względu na stratę, jakiej doznać może dzieło Bożej rodziny. Ludzie tacy są nie tylko aroganccy i obłudni, lecz także egoistyczni i podli. Nie mają za grosz szacunku dla Bożych zamiarów i nie ulega wątpliwości, że nie mają bogobojnych serc. Dlatego właśnie robią, co im się żywnie podoba i postępują bezmyślnie, bez żadnego poczucia winy, bez żadnego wahania, bez żadnych obaw i trosk, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Często tak czynią i zawsze tak się zachowywali. Z jakimi konsekwencjami mierzą się tacy ludzie? Popadną w kłopoty, prawda? Mówiąc delikatnie, tacy ludzie są o wiele za bardzo zazdrośni i zanadto pożądają osobistej sławy oraz statusu; są zbyt zwodniczy i zdradzieccy. Mówiąc ostrzej, zasadniczy problem polega na tym, że w ich sercach nie ma nawet odrobiny bojaźni Bożej. Nie boją się oni Boga, sądzą, że sami są najważniejsi i uważają, że w każdym swym aspekcie przewyższają Boga i przewyższają prawdę. W ich sercach Bóg jest ostatnią osobą godną choćby wzmianki i odgrywa w nich najmniej ważną rolę; w ich sercach Bóg w ogóle się nie liczy. Czyż ci, którzy nie mają w sercach miejsca dla Boga i nie okazują Mu czci, osiągnęli wejście w prawdę? (Nie). Tak więc co tak naprawdę robią, gdy jak zwykle bez reszty oddają się beztroskiej krzątaninie, na którą tracą mnóstwo energii? Tacy ludzie twierdzą nawet, że wyrzekli się wszystkiego, by ponosić koszty dla Boga, i że wiele wycierpieli, w rzeczywistości jednak motywem, zasadą i celem wszystkich ich działań jest korzyść własna; próbują oni tylko chronić wszystkie swe interesy. Czyż nie powiesz, że ktoś taki jest strasznym człowiekiem? Twoim zdaniem, jakim człowiekiem jest ktoś, kto nie oddaje czci Bogu? Czy ktoś taki jest arogantem? Czy jest szatanem? Jakiego rodzaju istoty nie oddają czci Bogu? Pomijając zwierzęta, do tych, którzy nie oddają czci Bogu, zaliczają się demony, archanioł szatan oraz ci, którzy rywalizują z Bogiem” („Pięć warunków, które ludzie muszą spełnić, zanim wejdą na właściwą ścieżkę wiary w Boga” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). Byłem zdruzgotany. Chciałem się zapaść pod ziemię na wspomnienie o swoich myślach i czynach podczas wyborów. Kierowałem się osobistymi pobudkami, by chronić pozycję i prestiż, odrzucając nadzór Boga i nie mając dla Niego żadnej czci. Brat Zhang ma umiejętności, a jego omówienia prawdy są praktyczne. Jako lider zespołu mógłby pomóc wszystkim wejść w życie i w pracy kościoła. Ale byłem zazdrosny, bałem się, że będzie wyżej ode mnie w hierarchii, więc umyślnie na niego nie zagłosowałem. To jest zasada wielkiego czerwonego smoka: „Jeśli autokracja upadnie, trzeba zapobiec demokracji”. Jeśli wielki czerwony smok nie może być u władzy, nie dopuści do niej innych. Jeśli to konieczne, spróbuje zniszczyć obie strony. Czy nie tak postępowałem? Jeśli ja nie zostanę liderem, to brat Zhang też nie. Wolałem głosować na niewłaściwą osobę i zaszkodzić pracy kościoła, by chronić mój prestiż i status. Byłem samolubny, godny pogardy, przebiegły i nikczemny, nie miałem czci dla Boga. Korzystałem w tylu prawd wyrażonych przez Boga, a szansa wypełniania tego obowiązku była przejawem Jego życzliwości. Zamiast odwdzięczyć się Bogu za miłość, byłem zawistny, chciałem sławy i zysku. Byłem sługusem szatana, zakłócałem pracę domu Boga. Czyż nie byłem dwulicowym degeneratem? Przypomniałem sobie, jak odsunięto mnie od obowiązków rok wcześniej, bo walczyłem o sławę i zysk, ignorując obowiązki, nie wykonując praktycznej pracy. Teraz byłem w takiej samej sytuacji, dążyłem do sławy i statusu, a nie do prawdy. Gdybym tak dalej postępował, Bóg by mną wzgardził i mnie odrzucił.
Później przeczytałem te słowa Boga: „Nie wiecie, gdzie wasze miejsce, a mimo to walczycie ze sobą w kupie gnoju. Co możecie w ten sposób zyskać? Gdybyście w swych sercach prawdziwie darzyli Mnie szacunkiem, jak moglibyście walczyć między sobą za Moimi plecami? Niezależnie od tego, jak wysoka jest twoja pozycja, czy nadal nie jesteś tylko małym, śmierdzącym robakiem w gnojowisku? Czy wyrosną ci skrzydła i staniesz się gołębicą szybującą po niebie?” (Kiedy spadające liście wrócą do swoich korzeni, będziesz żałował wszelkiego zła, które popełniłeś, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Dlaczego Bóg nazywa ludzi »robakami«? W Jego oczach ci zepsuci ludzie to rzecz jasna istoty stworzone– ale czy wypełniają powinności i obowiązki, które należą do istot stworzonych? Chociaż wiele osób wykonuje swoje obowiązki, czy jednak dobrze je wypełniają? Ci ludzie nie wykazują nawet cienia inicjatywy przy wypełnianiu swoich obowiązków i rzadko sami czegokolwiek się podejmują. Jeśli się ich nie przycina, nie rozprawia z nimi i nie dyscyplinuje ich, nie robią nic. Dlatego ciągle trzeba gromadzić się w społeczności, omawiać wszystko i nieustannie ich zaopatrywać, żeby zaistniała w nich odrobina wiary i by wykazali choć najmniejszą inicjatywę. Czy to nie jest zepsucie człowieka? (...) Wszystko, o czym myślą przez cały dzień, nie ma nic wspólnego z prawdą ani z podążaniem drogą Bożą; cały dzień tylko opychają się i niczym się nie przejmują. Choć może im przyjść do głowy, aby coś zrobić, ich działania wciąż powodują przerwy i zakłócenia. Wywyższają się, a nigdy nie robią niczego, co przynosi korzyści innym i domowi Bożemu. Ich umysły są pełne myśli o tym, jak szukać tego, co jest dobre dla ciała, jak walczyć o status i sławę, jak dopasować się do pewnych grup ludzi oraz jak zdobyć pozycję i dobrą reputację. Spożywają jedzenie, którym Bóg ich obdarza, korzystając z wszystkiego, co On dostarcza, ale nie robią tego, co ludzie powinni robić. Czy Bogu mogliby się podobać tacy ludzie? (...) Ci są robakami, są przede wszystkim bezużyteczni, bezwstydni i w oczach Boga nie mają żadnej wartości! Dlaczego mówię, że tacy ludzie nie mają żadnej wartości? Bóg cię stworzył i dał ci życie, a ty nie możesz wypełniać swoich obowiązków, a to jest absolutne minimum tego, co powinieneś robić; jesteś pasożytem. W Jego oczach jesteś tylko obibokiem i nie ma sensu, abyś w ogóle żył. Czy tacy ludzie nie są robakami? Co więc ludzie powinni robić, jeśli nie chcą być robakami? Po pierwsze, znajdź własne miejsce i spróbuj na wszelkie możliwe sposoby wypełniać swój obowiązek, a będziesz połączony ze Stwórcą; możesz o wszystkim Mu powiedzieć. Następnie zastanów się, jak lojalnie wypełniać swój obowiązek. Nie powinieneś robić tego powierzchownie ani z mozołem; powinieneś raczej włożyć w to całe swoje serce. Nie powinieneś igrać ze Stwórcą, ale być w stanie podporządkować się Mu, być posłusznym i działać zgodnie z Jego wymogami” („Sześć wskaźników postępu w życiu” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”).
Rozważając słowa Boga, poczułem wielki niepokój. Zrozumiałem, że Bóg uznał moją szatańską skłonność do walki o sławę i korzyść za plugawą i nikczemną. Wywyższył mnie, dając mi możliwość pracy w Jego domu, lecz ja nie wypełniałem obowiązków. Myślałem tylko o swojej reputacji i swoim statusie, przez co nawet zakłóciłem pracę domu Boga. Odgrywałem rolę szatana. Było to tak bardzo nienawistne Bogu! Bóg mówi: „Niezależnie od tego, jak wysoka jest twoja pozycja, czy nadal nie jesteś tylko małym, śmierdzącym robakiem w gnojowisku?” Jestem istotą stworzoną, osobą plugawą i zepsutą, pozbawioną jakiejkolwiek godności czy wartości. Choćby mnie wybrano, nie zmieniłoby to tego, czym jestem. Nie umiałem dobrze wypełniać obowiązków, zależało mi na sławie i korzyści, chciałem, by inni mnie podziwiali. Gdzie było moje sumienie i rozum? Jaką wartość miało moje życie? Czyż nie byłem bezwartościową gnidą? Gdy już zrozumiałem nieco swoją naturę i istotę na podstawie słów Boga, nienawidziłem siebie, chciałem odrzucić ciało, praktykować prawdę.
Poszedłem do brata Zhanga i zwierzyłem się ze swego zepsucia, ujawniłem swoje nikczemne motywy i działania podczas wyborów. Brat Zhang nie patrzył na mnie z góry, lecz podzielił się własnym doświadczeniem, by mi pomóc. Wtedy mur, który nas oddzielał, zniknął. Poczułem ulgę i spokój. Odtąd w swojej pracy, ilekroć miałem trudność lub czegoś nie rozumiałem, szedłem do brata Zhanga, a on cierpliwie udzielał mi odpowiedzi, dzieląc się refleksjami. Rozwinąłem swoje umiejętności profesjonalne. Porzucając sławę i status oraz praktykując prawdę, doświadczyłem spokoju wynikającego z takiego wypełniania obowiązków. Zbliżyłem się do Boga. Dzięki tej sytuacji udało mi się uwolnić z kajdan sławy i statusu i doświadczyłem praktycznego, Bożego zbawienia.
W październiku 2017 odbyły się nowe wybory, a bracia i siostry polecili moją kandydaturę. Czułem się rozchwiany emocjonalnie, myśląc: „Już ponad dwa lata minęły, od kiedy usunięto mnie ze stanowiska przywódcy, i niektórzy bracia i niektóre siostry mają o mnie dobrą opinię. Mówią, że się zmieniłem, że moje omówienia są bardziej praktyczne. Ciekawe, czy zostanę wybrany na przywódcę”. Zrozumiałem, że znów myślę o reputacji i statusie. Przypomniałem sobie, jak cierpiałem, gdy zniewalały mnie kajdany sławy i statusu. Wiedziałem, że nie mogę do tego wrócić, że muszę odrzucić cielesność i praktykować prawdę. Pomyślałem o tym fragmencie słów Boga: „Kiedy zrzekniesz się prestiżu i statusu, które pochodzą od szatana, nie będziesz już dłużej ograniczany i oszukiwany przez szatańskie idee i poglądy. Poczujesz ulgę i narastający spokój; staniesz się wolny i niczym nieskrępowany. Kiedy nadejdzie ten dzień, w którym staniesz się wolny i niczym nieskrępowany, poczujesz, że to, co porzuciłeś, było tylko gmatwaniną, a to, co naprawdę zyskałeś, jest dla ciebie najcenniejsze. Poczujesz, że są to rzeczy najbardziej wartościowe i najbardziej godne tego, by je cenić. Te rzeczy, które ci się podobały – rozkosze materialne, sława i fortuna, status, pieniądze, reputacja i poklask innych – wydadzą ci się bezwartościowe. Sprawiły ci one wielkie cierpienie i nie będziesz już ich pragnął. Nie chciałbyś ich nawet wtedy, gdyby przyznano ci jeszcze wyższy prestiż i status. Zamiast tego znienawidzisz te rzeczy i odrzucisz je z głębi serca!” („Możesz uzyskać prawdę oddawszy swoje prawdziwe serce Bogu” w księdze „Zapisy przemówień Chrystusa”). W sercu czułem radość. Pogoń za sławą i statusem nie miała wartości, zrozumienie i praktykowanie prawdy oraz wypełnianie obowiązków istoty stworzonej są najcenniejsze. Udział w wyborach nie był walką o stanowisko przywódcze, lecz wypełnianiem powinności, jaką było samo uczestnictwo. Musiałem wyzbyć się żądzy sławy i statusu i zagłosować na przywódcę zgodnie z zasadami prawdy. To właśnie przyniesie korzyści pracy domu Boga. Gdyby mnie wybrano, pracowałbym sumiennie. Gdyby mnie nie wybrano, nie winiłbym Boga, lecz jak najlepiej wypełniał swoje obowiązki. Gdy uporządkowałem kierujące mną pobudki, niespodziewanie zostałem wybrany na przywódcę. Widząc taki rezultat, nie osiadłem na laurach, uważając się za lepszego od innych, lecz czułem, że to moja misja i odpowiedzialność, że muszę skupić się na poszukiwaniu prawdy i wypełnianiu obowiązków, abym był godzien Bożej miłości i zbawienia.
Przez te niemalże trzy lata Boży sąd i karcenie ujawniły, jaką krzywdą dla mnie były sława i status, i postanowiłem dążyć do prawdy. Choć czasami wciąż przejawiam to zepsute usposobienie, potrafię modlić się do Boga, praktykować prawdę i dobrze wypełniać obowiązki. Nie zniewala mnie już moje szatańskie, zepsute usposobienie. Odrzucając sławę i status, poczułem, że tym samym odrzuciłem także ciężkie kajdany, w które zakuł mnie szatan. Poczułem się wolny.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.