Po nagłej śmierci mojej córki

24 czerwca 2025

Autorstwa Wang Xin, Chiny

Zanim odnalazłam Boga, moje ciało doznało poważnych obrażeń na skutek ciężkiego porodu, a moje dziecko nie przeżyło. Później rozwinęła się u mnie nadczynność tarczycy, choroba serca i przepuklina odcinka lędźwiowego. Choroby te dręczyły mnie tak bardzo, że została ze mnie tylko skóra i kości, i nie miałam nawet siły chodzić. Lekarz powiedział, że moje ciało jest zbyt słabe i że nawet gdyby poddano mnie operacji, nie przeżyłabym. Mój mąż również cierpiał na chroniczny ból pleców i nie mógł wykonywać ciężkich prac fizycznych. Często wyładowywał na mnie swoją frustrację i czepiał się mnie. Kiedy już sądziłam, że nie ma dla mnie nadziei, w 2008 roku mój sąsiad zaczął głosić mi Bożą ewangelię dni ostatecznych. Widząc, że Zbawiciel dni ostatecznych wyraża prawdy, aby zbawić ludzkość, byłam naprawdę podekscytowana. Czytając słowa Boże i przeprowadzając omówienia z braćmi i siostrami, zrozumiałam, że ludzki los jest w rękach Boga i że po tym, jak ludzie zostali skażeni przez szatana, stracili Bożą ochronę i żyli w cierpieniu. Tylko przychodząc przed oblicze Boga i oddając Mu cześć oraz przyjmując Jego słowa za wskazówki we wszystkich sprawach, możemy żyć spokojnie. Po pewnym czasie nie czułam już w sercu takiego bólu i zaczęłam wykonywać swoje obowiązki w kościele. Niespodziewanie dwa guzki tarczycy wielkości jajka znajdujące się na mojej szyi zniknęły, a moje pozostałe choroby również zaczęły stopniowo ustępować. Męża przestały boleć plecy – był w stanie pracować i zarabiać pieniądze. Nasze życie rodzinne polepszało się z dnia na dzień. W roku, w którym skończyłam 39 lat, niespodziewanie zaszłam w ciążę. Otrzymanie tak wielkiej łaski i błogosławieństw od Boga sprawiło, że wzruszyłam się do łez i nieustannie Mu dziękowałam, byłam też zdeterminowana, by właściwie wykonywać swoje obowiązki. Później aktywnie realizowałam wszystkie obowiązki przydzielone mi przez kościół. Bez względu na okoliczności, zawsze terminowo prowadziłam spotkania małych grup. Nawet będąc w ciąży, nie zwlekałam z wypełnianiem swoich obowiązków. Po urodzeniu córki zostawiłam ją pod opieką teściowej i nadal wykonywałam swoje obowiązki w kościele.

Nim się obejrzałam, był już rok 2019, a moja córka miała 8 lat. Pewnego lutowego popołudnia, gdy skończyłam wykonywać swoje obowiązki, wróciłam do domu i zobaczyłam liścik od córki. Napisała, że bawi się u swojej koleżanki z klasy, więc poszłam jej poszukać. Gdy dotarłam na miejsce, zobaczyłam, że moja córka dławi się jedzeniem. Miała oczy wywrócone do tyłu, z trudem przechyliła głowę, by na mnie spojrzeć, ale nie była w stanie mówić. Jej ciało nagle osunęło się pod stół. Gdy to zobaczyłam, ogarnęło mnie przerażenie i rzuciłam się, by pomóc jej się podnieść. Jej usta i twarz przybrały ciemnofioletowy kolor i z trudem oddychała. Moje ręce i stopy drżały, a ja w sercu wołałam do Boga, błagając Go, by ocalił moją córkę. W szpitalu lekarz użył specjalnego urządzenia, aby pobudzić jej serce do pracy, lecz ona w ogóle nie reagowała i doktor powiedział, że już nie żyje. W momencie gdy usłyszałam, jak lekarz stwierdza zgon mojej córki, poczułam się, jakby niebo zawaliło mi się na głowę. Łzy spływały mi po twarzy i po prostu nie mogłam uwierzyć, że moja córka odeszła. Rozpaczliwie błagałam lekarza, żeby dalej próbował ją ratować, wołałam imię córki i przyciskałam jej rynienkę podnosową. Chciałam tylko, żeby się obudziła, ale ona nie reagowała. Drżało mi całe ciało, a serce przeszywał nieznośny ból, jakby ktoś rozcinał je nożem. Chciałam krzyczeć, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pomyślałam: „Urodziłam ją, będąc w średnim wieku, była wcześniakiem i była taka delikatna. Tak trudno było ją wychować, była jedyną nadzieją dla mnie i mojego męża! Dlaczego Bóg nie ochronił mojej córki, skoro tak aktywnie wykonywałam swoje obowiązki? Jak to możliwe, że spotkało mnie takie nieszczęście?”. Im więcej o tym myślałam, tym większy odczuwałam ból. Modliłam się do Boga w swoim sercu, prosząc Go, by uchronił je przed oddaleniem się od Niego. Lecz kiedy wróciłam do domu i zobaczyłam ubrania mojej córki, łzy spłynęły mi po twarzy i pomyślałam sobie: „Była taką mądrą i dobrą dziewczynką – jak mogła umrzeć tak młodo? Gdybym tylko wróciła wcześniej do domu, a ona nie poszłaby zjeść do koleżanki z klasy, może by do tego nie doszło. Po co mam żyć, skoro jej już nie ma? Równie dobrze mogłabym po prostu umrzeć!”. Przez kilka następnych dni byłam zamroczona. Ledwo otwierałam oczy, nie mogłam jeść, ani nawet pić wody. Czułam się, jakbym miała zaraz umrzeć. Tonęłam w agonii. W tamtym czasie byłam przywódczynią kościoła, ale w ogóle nie mogłam się skupić na swoich obowiązkach. Zdałam sobie sprawę, że jestem w niebezpiecznym stanie: byłam zniechęcona i oporna wobec Boga. Nie mogłam wciąż być taka przygnębiona. Nieustannie wołałam do Boga, błagając Go, by trzymał moje serce blisko siebie. W tamtej chwili pomyślałam o hymnie zawierającym słowa Boże, który często śpiewaliśmy na zgromadzeniach. „Bóg czyni wiarę doskonałą”. „W dziele dni ostatecznych wymaga się od nas najgłębszej wiary i miłości. Najdrobniejszy przejaw nieostrożności może spowodować potknięcie, bo ten etap dzieła różni się od wszystkich poprzednich: tym, co Bóg doskonali, jest ludzka wiara, która jest niewidzialna i niematerialna. Bóg przeobraża słowa w wiarę, miłość i życie(Ścieżka… (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zaśpiewałam tę pieśń, a łzy spływały mi po twarzy. Bożym dziełem dni ostatecznych jest doskonalenie ludzi poprzez sąd, karcenie, próby i uszlachetnianie. Ludzie muszą mieć wielką wiarę. Śmierć mojej córki nie była zgodna z moimi pojęciami, ale Bóg na nią pozwolił i musiałam się temu podporządkować. Nie mogłam błędnie pojmować Boga ani się na Niego uskarżać. Musiałam w Niego wierzyć. Dzięki wskazówkom zawartym w słowach Bożych mój stan się poprawił. Myśląc o swojej roli przywódczyni kościoła i o swoich kościelnych obowiązkach, poszłam wykonywać swoją powinność.

Czwartego dnia po śmierci mojej córki, gdy wracałam z pracy, przypadkiem usłyszałam, jak rozmawiają o mnie trzy czy cztery osoby z wioski. Mówili: „Wierzy w Boga, a mimo to jej dziecko zmarło – dlaczego Bóg nie ochronił jej córki?”. Słysząc, jak ze mnie drwią i po kryjomu wytykają mnie palcami, w moim sercu zrodziły się pewne pojęcia na temat Boga: szczerze w Niego wierzyłam i bez względu na to, jakie obowiązki wyznaczył mi kościół czy jak ciężka bądź trudna była dana praca, zawsze aktywnie ją realizowałam i nigdy się z nią nie spóźniałam. Nawet wtedy, gdy moi krewni i przyjaciele osądzali mnie i szkalowali, a mąż stawał mi na przeszkodzie, nigdy się nie wycofałam i wytrwale wykonywałam swoje obowiązki. Na przestrzeni lat mojej wiary, poświęciłam tak wiele i poniosłam tak wielkie koszty, że uważałam, iż Bóg powinien był ochronić moją rodzinę i zapewnić nam bezpieczeństwo. Jak coś takiego mogło się więc wydarzyć? Urodziłam dziecko w tak zaawansowanym wieku – dlaczego Bóg je zabrał? Gdybym tamtego popołudnia była w domu, może by do tego nie doszło, może moja córka by nie umarła. Myśląc o tym, żałowałam, że tamtego dnia poszłam wykonywać swoje obowiązki. Gdy myślałam w ten sposób, mój stan stał się bardzo negatywny, a serce wypełniły mrok i ból. Modliłam się do Boga: „Boże, moja córka zmarła, a ludzie wokoło drwią ze mnie i mnie szkalują. Noszę w sercu błędne mniemania i skargi i nie wiem, co robić. Boże, nie rozumiem Twoich intencji i nie chcę już więcej tak się buntować. Proszę, doradź mi, abym wyciągnęła naukę z tej sprawy”. Po modlitwie przeczytałam następujący hymn zawierający słowa Boże:

Staraj się miłować Boga niezależnie od tego, jak bardzo cierpisz

Musisz zrozumieć, jak cenne jest dzisiaj dzieło Boga.

1  Dziś większość ludzi tego nie wie. Wierzą, że cierpienie nie niesie żadnej wartości, świat ich odrzuca, ich życie rodzinne jest niespokojne, Bóg nie znajduje w nich upodobania, a ich perspektywy wyglądają ponuro. Niektórzy ludzie cierpią do pewnego stopnia, a nawet chcą umrzeć. To nie jest prawdziwe umiłowanie Boga; tacy ludzie są tchórzami, brakuje im wytrwałości, są słabi i niekompetentni! Bóg bardzo chce, aby człowiek Go kochał, ale im bardziej człowiek Go kocha, tym bardziej cierpi i im bardziej kocha Boga, tym większe przechodzi próby. Jeśli Go kochasz, spadnie na ciebie każdy rodzaj cierpienia, a jeśli nie, to być może wszystko będzie ci się gładko układać i będzie wokół ciebie panował spokój.

2  Gdy kochasz Boga, zawsze będziesz czuł, że wiele otaczających cię spraw jest niemożliwych do pokonania, a ponieważ twoja postawa jest zbyt mała, zostaniesz uszlachetniony; ponadto nie będziesz w stanie zadowolić Boga i zawsze będziesz czuć, że intencje Boże są zbyt wzniosłe, że pozostają poza zasięgiem człowieka. Z tego powodu zostaniesz uszlachetniony – ponieważ jest w tobie wiele słabości i wiele tego, co nie jest w stanie spełniać Bożych intencji, zostaniesz wewnętrznie uszlachetniony. Jednak musicie wyraźnie dostrzec, że oczyszczanie osiąga się tylko poprzez uszlachetnianie. Stąd w dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być lojalni wobec Boga i być na łasce Bożych rozporządzeń; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem.

(Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)

Przypomniałam sobie też inny fragment słów Bożych: „To normalne, że gdy ludzie przechodzą próby, są słabi, w duchu odczuwają zniechęcenie albo nie mają jasności co do Bożych intencji lub ścieżki praktyki. Jednak ogólnie rzecz biorąc, musisz mieć wiarę w Boże dzieło i tak jak Hiob, nie zaprzeć się Boga. Chociaż Hiob był słaby i sam przeklinał dzień, w którym się narodził, nie zaprzeczał, że wszystkie rzeczy, jakie ludzie posiadają, kiedy się narodzą, są darem Jahwe, i że On również jest tym, który może je człowiekowi odebrać. Bez względu na to, jakim próbom był poddawany, wciąż trwał w tym przekonaniu. W obrębie ludzkich doświadczeń, niezależnie od tego, jakiemu uszlachetnianiu poddawani są przez słowa Boże, tym, czego chce Bóg, jest, krótko mówiąc, ich wiara i serca miłujące Boga. Rzeczami, które On udoskonala, działając w ten sposób, są zaś wiara i miłość ludzi oraz ludzka determinacja(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść uszlachetnianie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozważając słowa Boże, zrozumiałam, że Bóg doskonali wiarę i miłość ludzi na drodze cierpienia i uszlachetniania. Pomyślałam o Hiobie. Kiedy szatan próbował go skusić, wszystkie jego dziesięcioro dzieci umarło i z dnia na dzień odebrano mu cały majątek. Nawet wobec tak wielkiego cierpienia Hiob nie uskarżał się na Boga i wolał raczej przeklinać dzień swoich narodzin niż się Go zaprzeć. Nie miało znaczenia, jak Bóg go traktował – czy dawał, czy odbierał – Hiob nigdy nie wypowiedział słowa skargi, a zamiast tego dziękował Bogu, mówiąc, że Jego imię powinno być wychwalane. Hiob żywił prawdziwą wiarę w Boga i złożył świadectwo o Nim przed szatanem. Ja natomiast, gdy moja córka odeszła, a ludzie wokoło drwili ze mnie i mnie szkalowali, chciałam umrzeć, a wręcz uskarżałam się na Boga. Jak miałam nieść jakiekolwiek świadectwo? Wierzyłam w Boga od lat, lecz rozumiałam jedynie doktryny i nie posiadałam żadnej prawdorzeczywistości. Odkąd odnalazłam Boga, stale wiodłam wygodne życie i nigdy nie doświadczałam wielkich niepowodzeń. Myślałam nawet, że zwykłe wykonywanie obowiązków i codzienne poświęcenia oznaczają, iż szczerze wierzę w Boga. To, co stało się z moją córką, obnażyło, jak niedojrzałą miałam postawę oraz że brakowało mi prawdziwej wiary i miłości do Boga. Pomyślałam też o tym, że zanim uwierzyłam w Boga, szatan mnie oszukiwał, czyniąc moje życie gorszym od śmierci, lecz Bóg mnie zbawił. Pozwolił mi cieszyć się tym, że zaopatruje mnie w swoje słowa. Pozwolił mi otrzymać swoją łaskę i błogosławieństwa. Wszystko, co otrzymałam, łącznie z moją córką, pochodziło od Boga. Tak wiele czerpałam z Bożej miłości. Teraz, gdy moja córka odeszła, nie mogłam uskarżać się na Boga czy opóźniać wykonywania swoich obowiązków. Musiałam trwać przy swoim świadectwie o Bogu, zawstydzając szatana. Myśląc o tym, nie przejmowałam się już plotkami i szyderstwem sąsiadów – po prostu dalej chodziłam wykonywać swoje obowiązki.

Czasami, po powrocie ze służby, gdy stałam sama w pustym pokoju, czułam się samotna i zagubiona, i myślałam: „Byłoby cudownie, gdyby moja córka wciąż żyła. Gdybym tylko była tamtego dnia w domu, może to wszystko by się nie wydarzyło”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam smutna i zrozpaczona, czułam bowiem, że moja córka odeszła przedwcześnie. Pomyślałam o Bożym omówieniu dotyczącym życia i śmierci i wyszukałam słowa Boże, by je przeczytać. Bóg mówi: „Jeżeli narodziny człowieka były zdeterminowane przez jego poprzednie życie, to jego śmierć wyznacza koniec tego przeznaczenia. Jeżeli narodziny są początkiem misji człowieka w tym życiu, to jego śmierć wyznacza jej koniec. Ponieważ Stwórca ustanowił określony zbiór okoliczności towarzyszących narodzinom każdej osoby, pewne jest, że ustalił również określony zbiór okoliczności towarzyszących jej śmierci. Innymi słowy, nikt nie rodzi się przez przypadek, niczyja śmierć nie jest nagła, a zarówno narodziny, jak i śmierć są siłą rzeczy związane z poprzednim i obecnym życiem człowieka. To, jakie są okoliczności czyichś narodzin i czyjejś śmierci, jest związane z tym, co z góry zdecydował Stwórca; jest to przeznaczenie danej osoby, jej los. Ponieważ narodziny każdej osoby można wyjaśnić na wiele sposobów, muszą koniecznie istnieć również różne szczególne okoliczności śmierci człowieka. Stąd wśród ludzi występują różnice w długości życia oraz różne formy i momenty śmierci. Niektórzy ludzie są silni i zdrowi, a mimo to umierają młodo; inni są słabi i schorowani, a jednak dożywają podeszłego wieku i spokojnie odchodzą. Niektórzy giną z przyczyn nienaturalnych, inni umierają naturalną śmiercią. Niektórzy odchodzą z dala od domu, inni po raz ostatni zamykają powieki, mając przy boku bliskich. Niektórzy ludzie umierają w powietrzu, inni pod ziemią. Niektórzy toną, inni giną w katastrofach. Niektórzy umierają rano, inni w nocy. … Każdy chce wspaniałych narodzin, olśniewającego życia i pełnej chwały śmierci, ale nikt nie może przekroczyć własnego przeznaczenia, nikt nie może uciec przed suwerenną władzą Stwórcy. Taki jest ludzki los. Ludzie mogą snuć wszelkiego rodzaju plany na przyszłość, ale nikt nie może zaplanować tego, jak się urodzi ani jak i kiedy zejdzie z tego świata. Chociaż wszyscy ludzie robią, co tylko mogą, aby uniknąć nadejścia śmierci i mu się oprzeć, jednak ona bez ich wiedzy nadal cicho się zbliża. Nikt nie wie, kiedy ani jak umrze, a tym bardziej, gdzie to się stanie. Rzecz jasna, to nie człowiek ani jakaś żyjąca istota ze świata naturalnego dzierży najwyższą władzę nad życiem i śmiercią, lecz Stwórca, który posiada władzę wyjątkową. Życie i śmierć ludzkości nie są wytworem jakiegoś prawa świata naturalnego, lecz wynikiem suwerennej władzy Stwórcy(Sam Bóg, Jedyny III, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że to, kiedy człowiek się rodzi i kiedy umiera, a także to, ile cierpienia w życiu zniesie, jak długo będzie żył, oraz gdzie umrze i w jaki sposób odejdzie, zależy od Bożych rozporządzeń i nikt nie może tego zmienić. Niektóre dzieci umierają wkrótce po urodzeniu; inne są otaczane opieką przez rodziców i dziadków, ale potem nagle giną w wypadku samochodowym. Może się też zdarzyć, że utoną, spadną z dużej wysokości lub umrą na dziwne choroby. Niektórzy ludzie od małego są wątli i chorowici, a mimo to żyją całe dziesięciolecia; nawet siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat. Długość życia nie zależy od okoliczności zewnętrznych czy różnych obiektywnych powodów, lecz od suwerennej władzy Boga oraz przyczyn i skutków poprzednich żywotów. W naszej wiosce był chłopiec, który miał niespełna dwa lata. Jego matka była zajęta pracą, a w domu opiekowali się nim dziadkowie. Pewnego dnia jego dziadek siedział razem z nim na motocyklu z wyłączonym silnikiem, a gdy babcia przytrzymywała chłopca na siedzeniu, on nagle spadł na ziemię i zmarł na miejscu. Inna osoba, którą znałam, pracowała w dużej firmie, miała zamożną rodzinę i zatrudniła profesjonalną nianię do opieki nad swoim dzieckiem. Dziecko to, mające nieco ponad dwa miesiące, zapadło na chorobę żołądka i nie mogło jeść. W domu opiekowało się nim sześcioro ludzi i wydali oni ponad sto tysięcy na leczenie, ale dziecko i tak zmarło. Obie rodziny z oddaniem opiekowały się swoimi dziećmi, lecz były bezradne, patrząc na ich śmierć. To jasne, że ludzie tak naprawdę nie mogą kontrolować swojego życia i śmierci. To, że rodzice troszczą się o swoje dzieci, nie gwarantuje, że one nie umrą. Myśląc o nagłej śmierci mojej córki, zrozumiałam, że nie doszło do niej przez przypadek i że zostało to z góry przesądzone przez Boga. Mojej córce dane było żyć tylko tyle lat, dożyła takiego wieku i skoro nadszedł jej czas, musiała odejść. Ja jednak nie rozumiałam suwerennej władzy Boga ani nie dociekałam Jego intencji. Zamiast tego doszukiwałam się zewnętrznych, obiektywnych przyczyn i uważałam, że gdybym nie wykonywała swoich obowiązków albo wróciła wcześniej i opiekowała się nią w domu, to by nie umarła. Przeczyłam tym samym suwerennej władzy Boga, a moje poglądy były dokładnie takie, jak poglądy niedowiarków. Pomyślałam o tym, jak słabe było moje ciało po porodzie i jak lekarz powiedział, że nie będę już mogła mieć dzieci, lecz odnalazłszy Boga, zaszłam znowu w ciążę i urodziłam córkę. Moja córka była darem od Boga. Urodziła się przedwcześnie i była bardzo słaba, więc to, że udało się jej tak urosnąć, już samo w sobie stanowiło Bożą łaskę. Moja córka pierwotnie nie należała do mnie; czas jej odejścia został z góry ustalony przez Boga, a ja musiałam się temu podporządkować. Poza tym, każdy człowiek napotyka w życiu wiele trudności i niepowodzeń, jak nieszczęścia w rodzinie czy przedwczesna śmierć dzieci, i jest to zupełnie normalne. Musiałam podporządkować się suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeniom. Powinnam rozumować w taki sposób.

Później zastanowiłam się nad sobą, aby zrozumieć, jakiego rodzaju skażone usposobienie ujawniłam w obliczu tej sytuacji. Przeczytałam słowa Boże: „Tym, do czego dążysz, jest osiągnięcie spokoju po uwierzeniu w Boga: żeby twoich dzieci nie nękały choroby, żeby twój mąż miał dobrą pracę, żeby twój syn znalazł sobie dobrą żonę, żeby twa córka znalazła porządnego męża, żeby twe woły i konie dobrze orały ziemię, żeby był rok dobrej pogody dla twoich plonów. Oto jest to, czego szukasz. Dążysz tylko do tego, by żyć wygodnie; by twojej rodzinie nie przytrafiały się żadne nieszczęśliwe wypadki, by omijały cię niepomyślne wiatry, by twej twarzy nie tknął piasek, by plonów twojej rodziny nie zalała powódź, aby nie dosięgło cię żadne nieszczęście, byś żył w objęciach Boga, byś wiódł życie w przytulnym gniazdku. Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies? Świnie nie dążą do osiągnięcia ludzkiego życia, nie dążą do tego, by zostać obmyte i nie rozumieją, czym jest życie. Każdego dnia, najadłszy się do syta, zapadają po prostu w sen. Ja zaś dałem ci drogę prawdy, lecz ty jej nie zyskałeś. Twoje ręce są puste. Czy masz zamiar tkwić nadal w takim życiu, życiu świni? Jakie znaczenie ma życie takich ludzi? Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność stanąć przed Bogiem? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Oprócz korzyści, z którymi się mocno utożsamiają, czy mogą istnieć jakiekolwiek inne powody, aby te osoby, które nigdy nie rozumiały Boga, tak wiele dla Niego poświęcały? Odkrywamy tu wcześniej nieokreślony problem – Związek człowieka z Bogiem oparty jest wyłącznie na czystej korzyści własnej. To związek pomiędzy biorcą a dawcą błogosławieństw. Upraszczając, jest to relacja pomiędzy pracownikiem i pracodawcą. Pracownik ciężko pracuje jedynie po to, by otrzymać wynagrodzenie przyznawane przez pracodawcę. W takiej opartej na interesach relacji nie ma przywiązania, tylko transakcja. Nie ma kochania i bycia kochanym, wyłącznie jałmużna oraz litość. Nie ma zrozumienia, a tylko bezradne, stłumione oburzenie i oszustwo. Nie ma zażyłości, jedynie przepaść nie do przebycia(Dodatek 3: Człowiek może dostąpić zbawienia jedynie pod Bożym zarządzaniem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boże obnażają fakt, że wierzymy w Boga po to, aby nasza rodzina mogła żyć w spokoju i być wolna od problemów, a nasi bliscy byli chronieni przed chorobami i katastrofami. Nawet jeśli wykonujemy nasze obowiązki, poświęcamy się i ponosimy koszty, czynimy to tylko po to, by otrzymać Bożą łaskę i błogosławieństwa. Właśnie taka byłam. Po tym, jak odnalazłam Boga, zostałam w cudowny sposób uleczona z chorób i mogłam mieć dziecko, którego pragnęłam. Moja rodzina odnalazła spokój i uwolniła się od problemów, a nasze życie zmieniło się na lepsze. Otrzymałam Bożą łaskę i błogosławieństwa i wierzyłam, że jeśli będę właściwie wykonywać swoje obowiązki, Bóg pobłogosławi moją rodzinę, zapewniając jej spokój, i uwolni nas od problemów, chorób i katastrof. Zaczęłam więc czynnie się poświęcać i bez względu na to, jakie obowiązki zorganizował dla mnie kościół, aktywnie je wykonywałam. Nawet wtedy, gdy byłam w ciąży i nie mogłam się swobodnie poruszać, wciąż wychodziłam prowadzić spotkania grupy i niezależnie od tego, jak ciężkie lub trudne były dane sprawy, nigdy nie dawałam za wygraną. Lecz kiedy zmarła moja córka, a inni ze mnie drwili, popadłam w zniechęcenie i stałam się oporna, błędnie pojmowałam Boga i uskarżałam się na Niego. Wręcz żałowałam, że wychodziłam, by wykonywać swoje obowiązki. Moje poglądy na wiarę były zupełnie takie same, jak te pochodzące ze świata religijnego: wierzyłam, że jeśli jedna osoba uwierzy w Pana, to cała rodzina będzie błogosławiona, i sądziłam, że moja córka pośrednio również uzyska błogosławieństwo dzięki mojej wierze. Toteż gdy zmarła, nie chciałam już dłużej wykonywać swoich obowiązków, a wręcz myślałam o tym, by zdradzić Boga. Czyż nie byłam pozbawiona sumienia i rozumu? Wierzyłam w Boga tylko po to, by otrzymywać od Niego błogosławieństwa, kiedy więc moja rodzina żyła w spokoju, była wolna od problemów i cieszyła się łaską i błogosławieństwami Bożymi, bardzo aktywnie wykonywałam swoje obowiązki. Lecz kiedy spotkało mnie nieszczęście i moja córka zmarła, pogrążyłam się w zniechęceniu, poczułam opór wobec Boga i straciłam motywację do wykonywania swoich obowiązków. Zdałam sobie sprawę, że nie wykonywałam ich po to, by podporządkować się Bogu i Go zadowolić, lecz próbowałam w ten sposób przehandlować ponoszone przeze mnie koszty i pracę za Boże łaski i błogosławieństwa. Próbowałam wykorzystać i oszukać Boga! Byłam taka samolubna i godna pogardy! Niczym nie różniłam się od osób, które chcą się obłowić w sektach religijnych. Bóg dał mi sposobność wykonywania moich obowiązków, a to miało mi umożliwić poszukiwanie prawdy i zrozumienie mojego skażonego usposobienia podczas ich wypełniania, tak abym ostatecznie mogła odmienić swoje usposobienie i zostać przez Niego zbawiona. Ja jednak nie wykonywałam swoich obowiązków po to, by zyskać prawdę i poczynić postępy w życiu – dążyłam jedynie do uzyskania od Boga materialnego spokoju, a gdy w grę wchodził mój osobisty interes, uskarżałam się na Boga i zdradzałam Go. To, w jaki sposób wierzyłam w Boga, było bardzo niebezpieczne! Uświadomiwszy to sobie, pośpieszyłam do Boga okazać skruchę i błagałam Go, aby tak mi doradził, bym zmieniła ten błędny punkt widzenia.

Przeczytałam słowa Boże: „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy otrzyma on błogosławieństwa, czy też doświadczy nieszczęścia. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Otrzymanie błogosławieństw oznacza zostanie udoskonalonym i cieszenie się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Doświadczenie nieszczęścia odnosi się do kary, jaką otrzymuje człowiek, gdy jego usposobienie nie ulega zmianie po tym, jak przeszedł przez karcenie i sąd – czyli gdy nie doświadczył doskonalenia. Jednakże bez względu na to, czy otrzymają błogosławieństwa, czy doświadczą nieszczęścia, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla otrzymania błogosławieństw i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że doświadczysz nieszczęścia. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Ze słów Bożych zrozumiałam, że Bóg jest Stwórcą, a my – istotami stworzonymi. Wszystko, co mamy, jest dane przez Boga i nawet nasz oddech od Niego pochodzi. Wiara w Boga i to, że wykonujemy nasze obowiązki, to rzeczy całkowicie naturalne i uzasadnione, i nie mają one nic wspólnego z otrzymywaniem błogosławieństw czy cierpieniem z powodu nieszczęść. To tak, jak z rodzicami i dziećmi: gdy dzieci dorastają, okazywanie szacunku rodzicom jest dla nich rzeczą całkowicie naturalną i uzasadnioną. Ja jednak traktowałam swoje poświęcenia i ponoszone koszty jako swego rodzaju transakcję z Bogiem, domagając się od Niego błogosławieństw i łaski. Jak to się ma do wykonywania obowiązków istoty stworzonej? To czysty bunt! Myśląc o swojej chorobie i o tym, że byłam bliska śmierci, zanim odnalazłam Boga, zrozumiałam, iż miałam szczęście przyjąć Boże dzieło dni ostatecznych, podążać za Bogiem i otrzymywać zaopatrzenie w Jego słowa. Moje choroby w cudowny sposób ustąpiły i to Bóg sprawił, że mogłam żyć i wykonywać swoje obowiązki w kościele. Dostałam szansę, by zrozumieć prawdę, przyjąć ją i dostąpić Bożego zbawienia, musiałam więc odwdzięczyć się Bogu za Jego miłość. Musiałam wykonywać swoje obowiązki niezależnie od tego, czy otrzymam błogosławieństwa albo czy moja rodzina będzie w przyszłości żyła spokojnie. Później wybrano mnie do głoszenia ewangelii i codziennie zajmowałam się swoimi obowiązkami. Ilekroć napotykałam trudności, kierowałam się słowami Bożymi i moje serce coraz częściej odczuwało spokój przed Bogiem. Zdarzało mi się myśleć o czasach, gdy moja córka żyła, i czułam w sercu lekki smutek, ale modliłam się do Boga, czytałam Jego słowa i nie doświadczałam już takiego załamania i niepokoju, nie odbijało się to też na moich obowiązkach.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Bez względu na to, czy chodzi o rodziców, dzieci, czy jakichkolwiek innych ludzi połączonych więzami pokrewieństwa, gdy w grę wchodzą ciepłe uczucia, to ludzie powinni w następujący sposób to postrzegać i rozumieć: jeśli chodzi o ciepłe uczucia między ludźmi, którzy są ze sobą spokrewnieni, to wystarczy spełnić swoją powinność. Poza tymże spełnieniem powinności ludzie nie mają ani obowiązku, ani możliwości, żeby cokolwiek zmieniać. Toteż nieodpowiedzialne są słowa rodziców, którzy mówią: »Jeśli nasze dzieci odejdą, jeśli my, rodzice, będziemy zmuszeni pochować własne dzieci, to skończy się także nasze życie«. Jeśli dzieje się tak, że rodzice faktycznie stają nad grobem swoich dzieci, to można jedynie powiedzieć, że ich czas na tym świecie nie był długi, że musiały odejść. Ale rodzice nadal tu są, więc powinni dobrze żyć. Patrząc przez pryzmat człowieczeństwa, jest to oczywiście normalne, że ludzie myślą o swoich dzieciach, ale nie powinni marnować czasu, jaki im pozostał, na tęsknotę za zmarłymi dziećmi. To jest głupie. Toteż w takiej sytuacji ludzie powinni, po pierwsze, wziąć odpowiedzialność za własne życie, a po drugie, w pełni zrozumieć, czym są więzi rodzinne. Związek prawdziwie istniejący między ludźmi nie opiera się na więzach ciała i krwi, ale jest relacją między istotami żywymi stworzonymi przez Boga. Ta relacja nie ma nic wspólnego z więzami ciała i krwi; istnieje ona między dwiema niezależnymi istotami żywymi. Jeśli spojrzeć na to od tej strony, to gdy waszym dzieciom przytrafi się jakieś nieszczęście, gdy zachorują lub ich życie będzie w niebezpieczeństwie, wy, jako rodzice, powinniście prawidłowo do tego podejść. Nie powinniście porzucać czasu, jaki wam pozostał, ścieżki, jaką powinniście obrać, oraz zadań i obowiązków, jakie powinniście wykonywać, z powodu niedoli lub śmierci waszych dzieci – musicie prawidłowo do tego podejść. Jeśli masz właściwy sposób myślenia i postrzegania oraz jesteś w stanie przejrzeć te sprawy na wylot, to szybko otrząśniesz się z rozpaczy, żalu i tęsknoty. Co jednak, jeśli nie potrafisz tych spraw przejrzeć? Będziesz wtedy żyć w udręce aż do dnia swojej śmierci. Jeśli jednak jesteś w stanie przejrzeć na wylot tę okoliczność, to ten okres w twoim życiu kiedyś się skończy, nie będzie trwał wiecznie i nie będzie ci towarzyszył przez resztę życia. Jeśli jesteś w stanie to przejrzeć, to w jakimś stopniu odpuścisz, co będzie z pożytkiem dla ciebie. Jeśli jednak nie zrozumiesz w pełni, czym są więzi rodzinne z twoimi dziećmi, to nie będziesz w stanie odpuścić i przysporzy ci to wiele bólu. Każdy rodzic ulega emocjom, gdy jego dziecko odchodzi. Gdy rodzice muszą pochować swoje dzieci albo gdy są świadkami nieszczęść, które je dotykają, to przez resztę życia będą o tym myśleć i zamartwiać się, wpadną w pułapkę cierpienia. Nikt nie jest w stanie przed tym uciec: to blizna i nieusuwalne znamię na duszy. Ludziom nie jest łatwo uwolnić się od tego emocjonalnego przywiązania, gdy żyją w ciele, więc z jego powodu cierpią. Jeśli jednak potrafisz przejrzeć na wylot to emocjonalne przywiązanie do swoich dzieci, jego siła zmniejszy się. Będziesz dalej cierpiał, ale już nie tak bardzo; niemożliwe jest całkowite usunięcie cierpienia, ale twoje cierpienie znacznie się osłabi. Jeśli pozostaniesz ślepy, to marny twój los, jeśli natomiast przejrzysz na oczy, stanie się to dla ciebie szczególnym doświadczeniem powodującym silną traumę emocjonalną, pozwalając ci głębiej zrozumieć i docenić życie, więzi rodzinne i człowieczeństwo, a także ubogacając twoje doświadczenie życiowe(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że pierwotnie byłyśmy odizolowanymi duszami, nie pozostającymi w żadnych relacjach, i to Bóg zarządził, że na tym świecie moja córka będzie moją córką, a ja jej matką, obdarzając nas tym samym ową cielesną więzią emocjonalną. Dopóki moja córka żyła, zapewniałam jej jedzenie i odzież, a także opiekowałam się nią najlepiej, jak potrafiłam. Wypełniałam obowiązki i zobowiązania właściwe rodzicom, lecz po śmierci mojej córki nie było już między nami żadnej relacji. Musiałam odpuścić i przestać smucić się nadmiernie jej śmiercią. Widziałam wokół siebie takich rodziców, którzy po śmierci swoich dzieci sami chcieli umrzeć. Niektórzy z nich byli tak zrozpaczeni, że żyli w bólu przez ponad dekadę i nadal nie potrafili się od niego uwolnić. Byli nawet tacy, którzy, nie mogąc poradzić sobie ze śmiercią swoich dzieci, zapadli na choroby psychiczne czy depresję. Kiedy myślę o śmierci mojej córki, przypominam sobie, że początkowo byłam taka sama, jak oni, i gdyby nie słowa Boże, które mnie oświeciły i mi doradziły, nadal pogrążałabym się w bólu po stracie córki, sądząc, że nie ma już dla mnie nadziei w życiu, i może nawet poszłabym za nią do grobu. Jednakże zrozumiałam, że przyszłam na ten świat, by wypełnić swoją misję, i powinnam wypełniać obowiązki istoty stworzonej. Zrozumiawszy to, mogłam odetchnąć z ulgą. Z całego serca dziękuję Bogu Wszechmogącemu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Nietypowe błogosławieństwo

Autorstwa Tao Liang, Chiny Od dzieciństwa choruję na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Aby się z niego wyleczyć, szukałam różnych lekarzy...

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze