W obliczu nagłej choroby oczu

13 lutego 2025

Autorstwa Mengnuan, Chiny

Na początku 2002 roku przyjęłam Boże dzieło dni ostatecznych. Wkrótce zaczęłam głosić Ewangelię i podlewać nowoprzybyłych. Pełna wiary w Boga, każdego dnia konsekwentnie wykonywałam swoje obowiązki. Słońce czy deszcz, wiatr czy śnieg, nic nie mogło powstrzymać mnie od wykonywania moich obowiązków. Pamiętam, jak pewnego razu, gdy głosiłam ewangelię, potencjalny odbiorca ewangelii nie tylko mnie odrzucił, ale także wytykał mnie palcem, beształ i groził wezwaniem policji. Poczułam się głęboko upokorzona i zniechęcona, ale później pomyślałam sobie: „Jeśli potrafię znieść drwiny i obelgi za szerzenie ewangelii, to Bóg z pewnością będzie mi błogosławił”. Na tę myśl poczułam się lepiej i nadal wykonywałam swoje obowiązki. Mijały lata, ja przez cały czas wykonywałam swoje obowiązki i chociaż moje ciało cierpiało, a poczucie własnej wartości zostało zranione, doznałam również wielu błogosławieństw i łaski od Boga. Przez te lata wiary w Boga moja rodzina żyła w pokoju i nie dosięgły jej nieszczęścia ani trudności. Myślałam wtedy: „Moja wiara w Boga z pewnością jest szczera”. Właśnie wtedy, gdy byłam szczęśliwa, wydarzyło się coś nieoczekiwanego.

Był czerwiec 2008 roku, gdy moje oczy nagle zaczęły być nieco zamglone, jakby były czymś zasłonięte. Na początku myślałam, że to może po prostu podrażnienie oczu, więc nie zwracałam na to większej uwagi i wykonywałam swoje obowiązki jak zwykle. Byłam przekonana, że skoro wierzę w Boga, On mnie ochroni, że nawet w chorobie nie powinnam zarzucać wykonywania swoich obowiązków. Być może moje oczy same wyzdrowieją. Niepodziewanie jednak, zamiast się poprawiać, mój stan się pogorszył. Moje widzenie stawało się coraz mniej wyraźne, a kiedy patrzyłam w dal, traciłam ostrość wzroku i miałam zawroty głowy. W tamtym momencie zaczęłam odczuwać strach. Jeśli natychmiast nie zgłoszę się do lekarza, to mogę przegapić najlepszy moment na leczenie i stracić wzrok, i co wtedy? Jak najszybciej udałam się do szpitala okręgowego na badania. Lekarz powiedział, że to nic poważnego i że kilka dni brania zastrzyków przyniesie poprawę. Odetchnęłam z ulgą. Ale po kilku dniach brania zastrzyków nie było żadnej poprawy i moje zmartwienia powróciły: co będzie, jeśli stracę wzrok? Jednak pomyślałam znowu: „Przez lata wiary w Boga szerzyłam ewangelię i podlewałam nowo przybyłych. Bóg z pewnością mnie ochroni, przecież rezygnowałam z wielu rzeczy i ponosiłam koszty. Nie stracę wzroku, nie powinnam się bać. Co więcej, przy dzisiejszej zaawansowanej technologii medycznej, moja choroba oczu z pewnością da się wyleczyć”.

Jakiś czas później mąż zabrał mnie do szpitala miejskiego na wizytę u okulisty i tomografię komputerową oka. Lekarz zdiagnozował u mnie obrzęk siatkówki. Kilka pierwszych dni płynoterapii przyniosło niewielką poprawę, ale nie trwało to długo. W dalszej części terapii mój stan się pogorszył, a na skutek przepisanych leków hormonalnych całe moje ciało zaczęło puchnąć. Mój wzrok pogorszył się; widziałam tak niewyraźnie, że prawie nie rozpoznawałam ludzi. W szpitalu miejskim byłam pięć razy i za każdym razem stan moich oczu był coraz gorszy. Lekarz był bezsilny i powiedział do mnie bardzo poważnie: „Pani choroba oczu jest trudna do wyleczenia. Może powracać kilka razy w roku, a częste nawroty choroby mogą prowadzić do ślepoty w obu oczach. Co więcej, możliwe, że straci pani wszystkie włosy i słuch. Ponadto długotrwałe stosowanie leków hormonalnych może osłabiać kości. Przy upadku może pani sobie połamać kości w całym ciele”. Słowa lekarza spadły na mnie niczym grom z jasnego nieba. Zrobiło mi się słabo i nie mogłam uwierzyć, że to, co powiedział lekarz, jest prawdą. Zapytałam lekarza ponownie, a on tylko to potwierdził. W tamtym momencie moje całe ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć. To był koniec! Cierpiałam na nieuleczalną chorobę! Po powrocie do domu czułam się bardzo przygnębiona i niespokojna. Zaczęłam myśleć, że Bóg mnie wcale nie chroni i nie chciałam się do Niego modlić. Moje oczy stawały się coraz bardziej zamglone, co utrudniało mi wyraźne widzenie. Pewnego dnia odwiedziła mnie kuzynka. Poznałam ją tylko po głosie, bo przed oczami miałam wyłącznie ciemny cień. Myślałam sobie: „Jestem wciąż młoda. Jeśli naprawdę oślepnę, czy nie stanę się bezużyteczna? Jak będę teraz żyć?” Stopniowo stałam się wycofana, zamykałam się w domu i unikałam ludzi. Często płakałam, a każdy dzień wydawał się wiecznością. Mój mąż, zajęty pracą na polu i w domu, zaczął okazywać zniecierpliwienie. Kilka razy powiedział do mnie: „Nic nie widzisz ani nie możesz wykonywac żadnej pracy. Jaki z ciebie pożytek? Może powinienem cię po prostu zostawić!” Przez to poczułam się jeszcze bardziej przygnębiona i rozgoryczona. W bólu i bezradności modliłam się do Boga: „Boże, dlaczego zachorowałam na tę chorobę? Teraz, kiedy nie widzę, jak mogę nadal wierzyć w Ciebie i wykonywać moje obowiązki? Jeśli naprawdę stracę wzrok, nie będę w stanie dbać o samą siebie, nie mówiąc już o wykonywaniu jakiejkolwiek pracy. Jeśli będę polegać na moim mężu we wszystkim, to on na pewno stanie się wobec mnie oziębły. Zawsze byłam osobą dumną i nigdy nie chciałam, aby inni patrzyli na mnie z góry. Jak będę teraz żyć? Boże, nawet jeśli moje ręce lub nogi staną się bezużyteczne, to będzie to lepsze niż utrata wzroku! Boże, tak bardzo cierpię. Proszę, zabierz ode mnie tę chorobę. Jeśli wyzdrowieję, będę wykonywać każdy obowiązek, jaki mi wyznaczysz”. Po tym jak modliłam się do Boga przez jakiś czas i nie było poprawy, w końcu straciłam wiarę i przestałam się modlić. Myślałam, że skoro Bóg mnie nie chroni ani nie ratuje, a mój mąż mnie nie chce, to jaki jest sens życia? Zaczęłam myśleć o śmierci. Ale potem przyszło mi do głowy: „Jeśli ja umrę, co stanie się z moim małoletnim synem?”. Po jakimś czasie usłyszałam o innym szpitalu, który słynął z leczenia chorób oczu, więc szybko udaliśmy się tam z mężem samochodem. Pozostaliśmy w szpitalu na leczeniu przez ponad dziesięć dni, ale ostatecznie nie udało się wyleczyć mojej choroby. Minęło sześć miesięcy i wydaliśmy już wszystkie oszczędności. Stan moich oczu nie poprawił się, a w zasadzie się pogorszył. Całkowicie straciłam nadzieję, że moja choroba oczu zostanie kiedykolwiek wyleczona.

Właśnie wtedy, gdy byłam pogrążona w bólu i rozpaczy, przypadkowo spotkałam pewną siostrę. Upomniała mnie, mówiąc: „Nie możesz tak tylko żyć w swojej chorobie. Musisz szukać Bożej intencji, zastanowić się nad sobą i wyciągnąć wnioski z tej choroby”. To jej zdanie obudziło mnie i pomyślałam: „To jest prawda. Odkąd zachorowałam, w ogóle nie zastanawiam się nad sobą, a w moim sercu nie ma miejsca dla Boga. Skupiłam się wyłącznie na poszukiwaniu lekarzy, myśląc, że tylko lekarze i zaawansowana technologia medyczna mogą wyleczyć moje oczy. Jak mogłam zapomnieć o Bogu?”. Ale chociaż chciałam czytać słowa Boga, bez względu na to, jak bardzo wytężałam wzrok, nie mogłam zobaczyć Jego słów i zaczęłam odczuwać niepokój. Musiałam modlić się do Boga i prosić Go, by mnie prowadził. Później przypomniałam sobie te słowa Boga: „Gdy kogoś spotyka choroba, dzieje się tak za sprawą Bożej miłości, a za ową chorobą z pewnością kryje się dobre wola Boga. Nawet kiedy twoje ciało dozna trochę cierpienia, nie słuchaj podszeptów szatana. Wysławiaj Boga pośród choroby i raduj się Nim, wychwalając Go. Nie trać ducha w obliczu choroby, nie ustawaj w poszukiwaniach i nigdy się nie poddawaj, a Bóg oświeci zsyłając na ciebie swoje światło. Jaka była wiara Hioba? Bóg Wszechmogący jest wszechmocnym lekarzem! Trwać w chorobie to być chorym, lecz trwać w duchu to mieć się dobrze. Jeśli zostało ci choćby jedno tchnienie, Bóg nie pozwoli ci umrzeć(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 6, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Tak, Bóg Wszechmogący jest wszechmocnym lekarzem. W tamtym czasie żyłam w chorobie i straciłam wiarę w Boga. Nie szukałam Bożej intencji w mojej chorobie ani nie zastanawiałam się nad sobą i nie wyciągałam wniosków z choroby. Byłam w zupełnym odrętwieniu! Moja choroba była w rękach Boga i nie mogłam stracić wiary w Niego. Chociaż wciąż nie rozumiałam Bożych intencji, byłam gotowa więcej modlić się do Boga i prosić Go, by mnie oświecił i poprowadził, abym dogłębnie zastanowiła się nad sobą i poznała samą siebie. W tamtym czasie mogłam jedynie słuchać niektórych czytań słów Bożych. Czasami, gdy słyszałam słowa Boga o tym, jak modlić się do Niego w chorobie, praktykowałam modlitwę zgodnie ze ścieżką praktyki zawartą w słowach Boga. Modliłam się: „Boże, moje poprzednie modlitwy były bezrozumne. Poprosiłam Cię nawet, byś pozwolił mi raczej stracić władzę w rękach lub nogach niż wzrok. Prosiłam Cię również, byś zabrał ode mnie tę chorobę i obiecałam wykonywać dowolny obowiązek, jeśli wyzdrowieję. Boże, moje poprzednie modlitwy były naprawdę nierozumne!”.

Później usłyszałam fragment słów Boga: „Weźmy pod uwagę modlitwy Jezusa. W Ogrodzie Getsemani modlił się tak: »Jeśli to możliwe (…)«. To znaczy: »Jeśli da się to zrobić«. Zostało to powiedziane jako część dyskusji. Nie powiedział On: »błagam Cię«. Z uległym sercem i w stanie uległości modlił się On: »Jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich. Jednak niech się stanie nie jak ja chcę, ale jak ty«. Za drugim razem nadal modlił się w ten sposób, za trzecim zaś modlił się słowami: »Niech się stanie twoja wola«. Uchwyciwszy pragnienie Boga Ojca, powiedział: »Niech się stanie twoja wola«. Potrafił w pełni się podporządkować, nie dokonując absolutnie żadnego osobistego wyboru. (…) Jednak ludzie po prostu tak się nie modlą. W swoich modlitwach zawsze mówią: »Boże, proszę Cię, żebyś uczynił to i to, proszę, byś mnie w tym i w tym prowadził, proszę Cię też, byś stworzył dla mnie odpowiednie warunki…«. Możliwe, że Bóg nie zapewni ci dogodnych warunków i każe ci znieść tę trudność, by dać ci nauczkę. Jeśli zawsze modlisz się tymi słowami: »Boże, proszę Cię, abyś poczynił dla mnie przygotowania i dał mi siłę«, to jest to skrajnie nierozumne! Modląc się do Boga, musisz być rozumny i zwracać się do Niego z podporządkowującym się sercem. Nie próbuj decydować o tym, co uczynisz. Jeżeli próbujesz to zrobić, jeszcze zanim się pomodlisz, to nie podporządkowujesz się Bogu. Podczas modlitwy musisz mieć podporządkowujące się serce i najpierw poszukiwać razem z Bogiem. Tym sposobem twoje serce w naturalny sposób rozpromieni się podczas modlitwy i dowiesz się, co należy uczynić. Przejście od twojego planu sprzed modlitwy do zmiany wywołanej w twoim sercu po modlitwie jest owocem dzieła Ducha Świętego. Jeżeli już podjąłeś decyzję i ustaliłeś, co chcesz uczynić, a następnie modlisz się, prosząc Boga o pozwolenie lub o to, by wypełnił twoją wolę, to tego rodzaju modlitwa jest nierozumna. Bóg niejednokrotnie nie odpowiada na ludzkie modlitwy właśnie dlatego, iż ludzie już wcześniej zdecydowali, co chcą uczynić, i proszą Go jedynie o pozwolenie. Bóg mówi: »Skoro już zdecydowałeś, co chcesz uczynić, po co Mnie o to pytasz?«. Taki rodzaj modlitwy wydaje się być po trosze oszukiwaniem Boga, a zatem modlitwy ludzi tego pokroju są jałowe(Znaczenie modlitwy i jej praktykowanie, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Boże słowa uświadomiły mi, że moje modlitwy do Boga skupiały się wyłącznie na proszeniu Go o zabranie ode mnie choroby. Brakowało mi rozumu! Jakie ja, zwykła istota stworzona, miałam prawo żądać, by Bóg mnie uzdrowił? Chciałam nawet, by Bóg dbał o moje osobiste interesy zgodnie z moją wolą. Naprawdę brakowało mi bogobojnego serca! Pomyślałam wtedy o modlitwie Pana Jezusa. On wiedział, że przybicie do krzyża będzie niezwykle bolesne, ale w swojej modlitwie nie próbował stawiać żądań Bogu. Był gotów poddać się woli Ojca, nawet jeśli oznaczało to cierpienie. Powinnam szukać intencji Boga i podporządkować Mu się w chorobie. Zaczęłam się wtedy modlić do Boga: „Boże, jestem gotowa modlić się z sercem posłusznym Tobie i szukać Twojej intencji. Ta choroba nie pojawiła się przypadkowo, ale ja nadal nie rozumiem Twojej intencji. Nie wiem, jakie wnioski powinnam wyciągnąć z tej choroby. Boże, proszę, oświeć mnie i prowadź”. Modliłam się w ten sposób do Boga przez jakiś czas i nieoczekiwanie moje oczy stopniowo zaczęły się poprawiać. Kiedy później powróciłam do słów Boga, zobaczyłam wszystko jaśniej.

Później przeczytałam fragment słów Boga i lepiej zrozumiałam stan, w jakim się znajdowałam. Bóg mówi: „Oczyszczenie jest dla wszystkich ludzi straszliwe i bardzo trudne do przyjęcia – a jednak to w trakcie oczyszczania Bóg odkrywa przed człowiekiem swoje sprawiedliwe usposobienie, ujawnia swoje wymagania wobec niego i zapewnia więcej oświecenia i praktycznego przycinania. Poprzez porównanie faktów z prawdą, człowiek zyskuje większą wiedzę o sobie samym i o prawdzie oraz lepsze zrozumienie Bożych intencji, co pozwala mu kochać Boga miłością prawdziwszą i czystszą. Takie właśnie cele przyświecają Bogu przy dziele uszlachetniania człowieka. Całe dzieło, jakiego Bóg dokonuje w człowieku, ma swoje własne cele i sens; Bóg nie podejmuje pracy pozbawionej znaczenia ani nie wykonuje dzieła, które nie przynosi człowiekowi korzyści. Uszlachetnienie nie oznacza usunięcia ludzi sprzed oblicza Boga ani zgładzenia ich w piekle. Oznacza raczej zmianę usposobienia człowieka w czasie uszlachetniania, zmianę jego intencji, dawnych poglądów, jego miłości do Boga i całego życia. Uszlachetnianie to praktyczny test dla człowieka, forma praktycznego szkolenia, i tylko podczas oczyszczania jego miłość może spełniać swą nieodłączną rolę(Tylko doświadczając oczyszczenia, człowiek może posiąść prawdziwą miłość, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki Bożym słowom zrozumiałam, że Bóg wykorzystał tę chorobę, aby ujawnić motywy i nieczystości związane z moją wiarą w Niego, głównie po to, by mnie oczyścić i przemienić. To było intencją Boga. Podczas tych lat wiary w Boga zawsze myślałam, że dopóki będę znosić cierpienie i płacić odpowiednią cenę, to Bóg będzie o mnie pamiętał i otrzymam Jego błogosławieństwa. Wierzyłam nawet, że nasze życie rodzinne było przez te wszystkie lata spokojne, bez żadnych nieszczęść i trudności, dzięki mojej szczerej wierze, którą zasłużyłam sobie na Bożą ochronę. I wtedy nagle moje oczy przestały widzieć wyraźnie, więc modliłam się do Boga o uzdrowienie. Kiedy Bóg nie działał zgodnie z moimi żądaniami, straciłam w Niego wiarę i zaczęłam polegać na lekarzach, wierząc, że zaawansowana medycyna może wyleczyć moje oczy. Ale kiedy nawet lekarze okazali się bezsilni, pogrążyłam się w rozpaczy i myślałam o śmierci. W tamtym czasie w ogóle nie szukałam Bożej intencji i z pewnością nie zastanawiałam się nad sobą. Teraz zrozumiałam, że chociaż wcześniej wydawało mi się, że wierzę w Boga i wykonuję swój obowiązek, moje motywy nie były czyste. Wykorzystywałam Boga, oszukiwałam Go i próbowałam zawierać z Nim układy! Bogu niech będą dzięki! Gdybym nie została obnażona przez chorobę, nie rozpoznałabym w sobie tych rzeczy.

Później przeczytałam jeszcze kilka fragmentów słów Bożych i lepiej zrozumiałam swoje problemy. Bóg Wszechmogący mówi: „Tym, do czego dążysz, jest osiągnięcie spokoju po uwierzeniu w Boga: żeby twoich dzieci nie nękały choroby, żeby twój mąż miał dobrą pracę, żeby twój syn znalazł sobie dobrą żonę, żeby twa córka znalazła porządnego męża, żeby twe woły i konie dobrze orały ziemię, żeby był rok dobrej pogody dla twoich plonów. Oto jest to, czego szukasz. Dążysz tylko do tego, by żyć wygodnie; by twojej rodzinie nie przytrafiały się żadne nieszczęśliwe wypadki, by omijały cię niepomyślne wiatry, by twej twarzy nie tknął piasek, by plonów twojej rodziny nie zalała powódź, aby nie dosięgło cię żadne nieszczęście, byś żył w objęciach Boga, byś wiódł życie w przytulnym gniazdku. Tchórz taki jak ty, który zawsze podąża za cielesnością: czy ty w ogóle masz serce? Czy masz ducha? Czyż nie jesteś zwierzęciem? Ja daję ci drogę prawdy, nie prosząc o nic w zamian, lecz ty nią nie podążasz. Czy jesteś jednym z tych, którzy wierzą w Boga? Ja obdarzam cię prawdziwym człowieczym życiem, lecz ty nie dążysz do jego osiągnięcia. Czyż nie jesteś taki sam jak świnia czy pies? Świnie nie dążą do osiągnięcia ludzkiego życia, nie dążą do tego, by zostać obmyte i nie rozumieją, czym jest życie. Każdego dnia, najadłszy się do syta, zapadają po prostu w sen. Ja zaś dałem ci drogę prawdy, lecz ty jej nie zyskałeś. Twoje ręce są puste. Czy masz zamiar tkwić nadal w takim życiu, życiu świni? Jakie znaczenie ma życie takich ludzi? Życie twoje jest godne pogardy i podłe, żyjesz pośród brudu oraz rozpusty i nie dążysz do żadnych celów. Czyż życie twoje nie jest najpodlejsze ze wszystkich? Czy masz czelność spoglądać na Boga? Jeśli nadal będziesz doświadczał życia w ten sposób, czyż nie będzie tak, że nie osiągniesz niczego? Dana ci została droga prawdy, lecz to, czy ostatecznie zdołasz ją osiągnąć, czy też nie, zależy od twoich osobistych dążeń(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i ponoszą koszty na rzecz Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są wobec Niego lojalni, to tylko po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie znieść wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu na to, że natura człowieka jest szatańska(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Wszystko, co Bóg obnaża, jest rzeczywiste. Moja wiara w Boga była jedynie dążeniem do zapewnienia pokoju i bezpieczeństwa mojej rodzinie, w przekonaniu, że na tym właśnie polega wiara w Boga. Żyłam według trucizn szatana: „każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” i „jeśli nie ma nagrody, to nawet nie kiwnij palcem”. Wierzyłam więc w Boga tylko po to, aby uzyskać błogosławieństwa i pokój dla siebie, wykonywałam swoje obowiązki, wyrzekałam się wielu rzeczy i ponosiłam koszty na rzecz Boga, by zdobyć nagrody w królestwie niebieskim, robiąc wszystko dla własnej korzyści. Kiedy wierzyłam w Boga i widziałam Jego błogosławieństwa i pokój w mojej rodzinie, byłam gotowa na wyrzeczenia i ponoszenie kosztów na rzecz Boga, pozostając w przekonaniu, że jestem wobec Niego lojalna, że kocham prawdę i że moja wiara w Boga jest szczera. Jednak kiedy zachorowałam, a moje modlitwy o wyzdrowienie nie zostały wysłuchane, oddaliłam się od Boga, przestałam się do Niego modlić i na Nim polegać. Chociaż wzrok nie pozwalał mi na czytanie słów Bożych, nadal mogłam ich słuchać. Jednakże nawet gdy bezczynnie drzemałam, nie chciałam słyszeć Bożych słów. Moje serce było zupełnie zamknięte na Boga i nie chciałam się do Niego zbliżyć. Czym różniła się moja wiara w Boga od wiary tych, którzy w religii szukają jedynie pełnego żołądka? Oni wierzą w Boga jedynie w poszukiwaniu korzyści materialnych i pokoju, prosząc o dobrą pogodę i zdrowie dla siebie i swojej rodziny przez cały rok. Kiedy nie dostają tego, czego chcą, i czasem spotyka ich nieszczęście, oddalają się od Boga i zdradzają Go. Dotarło do mnie, że jestem taka jak oni, samolubna i nikczemna, bez krzty sumienia czy rozumu! Bóg przekazał nam tak wiele prawd, jednak ja nie dążyłam do ich poznania ani do oczyszczenia czy przemiany siebie. Czym więc różniłam się od zwierząt takich jak świnie czy psy?

Później przeczytałam fragment słów Bożych i pozwoliło mi to lepiej zrozumieć, czym jest prawdziwa wiara w Boga i jakie ma znaczenie. Bóg Wszechmogący mówi: „»Wiara w Boga« oznacza wierzenie w to, że Bóg istnieje – to najprostsza koncepcja wiary w Boga. Co więcej, wiara w to, że Bóg istnieje, nie jest tożsama z prawdziwą wiarą w Boga. Jest to raczej swego rodzaju prosta wiara z silnym zabarwieniem religijnym. Prawdziwa wiara w Boga oznacza rzecz następującą: w oparciu o przekonanie, że Bóg posiada najwyższą władzę nad wszystkim, człowiek doświadcza Jego słów i Jego dzieł, oczyszcza swoje zepsute usposobienie, spełnia Boże intencje i poznaje Go. Tylko przebycie takiej drogi można nazwać »wiarą w Boga«. Ludzie jednak często postrzegają wiarę w Boga jako bardzo prostą i błahą sprawę. Ludzie, którzy wierzą w Boga w ten sposób, utracili znaczenie wiary w Boga i mimo że mogą wierzyć do samego końca, nigdy nie uzyskają aprobaty Boga, ponieważ kroczą oni po niewłaściwej ścieżce. Obecnie nadal są tacy, którzy wierzą w Boga według słów w pustej doktrynie. Nie wiedzą oni, że brakuje im istoty wiary w Boga i że nie są w stanie uzyskać Jego aprobaty. A jednak nadal modlą się do Boga o błogosławieństwo bezpieczeństwa i dostateczną łaskę. Zatrzymajmy się, uciszmy serca i zadajmy sobie pytanie: czy wierzenie w Boga rzeczywiście jest najprostszą rzeczą na świecie? Czy to możliwe, że wiara w Boga oznacza tylko otrzymywanie obfitej łaski od Niego? Czy ludzie, którzy wierzą w Boga, nie znając Go, lub wierzą w Boga, przeciwstawiając się Mu, naprawdę są w stanie spełnić Jego intencje?(Przedmowa, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Czytając słowa Boże, zrozumiałam, co naprawdę oznacza wierzyć w Boga. Zdałam sobie sprawę, że przez te wszystkie lata wierzyłam w Boga bez jasności, poprzez wyobrażenia, myśląc, że wiara w Boga służy jedynie temu, by otrzymać po stokroć w tym życiu i życie wieczne na świecie, który ma nadejść. Mój sposób patrzenia na wiarę był błędny i podążałam niewłaściwą ścieżką. Nie mogłam poznać Boga w ten sposób, bez względu na to, jak długo w Niego wierzyłam. Ktoś, kto naprawdę wierzy w Boga, doświadcza Jego słów i Jego dzieła, poznaje Boga, odrzuca zepsute skłonności, staje się zgodny z Bogiem i robi to w przeświadczeniu, że Bóg jest Najwyższym Władcą wszystkiego. Zastanowiłam się nad wiarą Piotra w Wieku Łaski: ścieżka, którą podążał, była zgodna z Bożą intencją. Podkreślał on dążenie do prawdy i starał się pojąć intencje Boga nawet w najdrobniejszych szczegółach życia codziennego. Ponadto Piotr zajmował miejsce istoty stworzonej i wykonywał swoje obowiązki. Dążył do miłości do Boga i poddania się Mu, ostatecznie został ukrzyżowany głową w dół dla Boga, składając w ten sposób piękne i donośne świadectwo. Kiedy porównałam się do Piotra, czułam wstyd i zażenowanie. Skruszona, modliłam się do Boga: „Boże, chcę okazać przed Tobą skruchę. Przez pozostały mi czas chcę szczerze dążyć do prawdy, poszukiwać Twoich intencji przy wykonywaniu swoich obowiązków, zastanowić się nad sobą i skupić się na wkroczeniu w życie”. Choroba oczu sprawiła, że zastanowiłam się nad sobą i rozpoznałam swoje poglądy oraz drogę, którą dotychczas obierałam w swojej wierze. Kiedy już wyciągnęłam z tego naukę, moje oczy powoli wyzdrowiały.

Minęło ponad dziesięć lat, a choroba oczu nie powróciła. Chociaż prawie straciłam wzrok i cierpiałam z powodu choroby, po tym przeżyciu Bóg pozwolił mi doświadczyć swoich dobrych intencji i wyraźnie ujrzałam prawdę o tym, jak zostałam skażona przez szatana. Zdobyłam również nieco realnej wiedzy na temat dzieła Bożego i przemyślanych intencji Boga w zbawianiu ludzi. Jest to coś, czego nigdy nie mogłabym uzyskać w wygodnej sytuacji życiowej. Dziękuję Bogu za Jego zbawienie!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Odnalazłem drogę do poznania Boga

Autorstwa Xiaocao, Prowincja Shanxi Pewnego dnia przeczytałem następujące słowa Boga w utworze zatytułowanym „Jak Piotr poznał Jezusa”: „W...

Przebudzenie po dokonaniu zemsty

Byłam przywódczynią w kościele już od jakiegoś czasu. Siostra Zhang, diakonka, niosła brzemię obowiązku i była bardzo zapobiegliwa....

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze