Co kryje się za negatywnością i zaniedbywaniem obowiązków
Przywódca powierzył mi kilka grup spotkań. Z czasem zaczęłam rozumieć zasady i nauczyłam się rozpoznawać stany, w jakich są ludzie. Czułam, że pełniąc te obowiązki, poznaję dużo prawd i robię postępy. Potem policja zaczęła obserwować diakonkę od spraw ogólnych, więc była odcięta i przywódczyni powierzyła mi sprawy ogólne. W tamtym czasie wielu braci i sióstr trafiało do aresztu. Dużo było spraw, którymi należało się zająć, na przykład transportem książek, szukaniem nowych schronień dla braci i sióstr i tak dalej. Co dzień byłam zabiegana, organizując to wszystko. Po pewnym czasie zrobiłam się markotna i naburmuszona. Nogi mi odpadały i miałam poczucie, że będąc cały czas w biegu, nie mogę zyskać prawdy. Czy w takim razie mogłam mieć nadzieję na zbawienie? Zrodził się we mnie opór do spraw ogólnych, nie chciałam się już nimi zajmować.
Kilka razy widziałam braci i siostry podczas omówień, gdy coś przynosiłam do domu gospodarzy. Czułam się skrzywdzona, miałam żal do przywódczyni. Czemu powierzyła mi sprawy ogólne? Oni wspólnie omawiali prawdę, dużo się uczyli i szybko rozwijali, a ja tylko biegałam za sprawunkami. Jak miałam zyskać prawdę? Bez prawdy nie ma życia ani zbawienia. Czy traciłam swoją szansę? Niepokoiły mnie te myśli i nie miałam motywacji do pełnienia obowiązków. Pewnego dnia dowiedziałam się, że dom jednej z sióstr jest zagrożony, należało zabrać stamtąd książki i przenieść je szybko w bezpieczne miejsce. Pomyślałam wtedy: „Czemu jest tak dużo zadań ogólnych? Zabierają mi czas i energię, przez co nie zyskuję prawdy. Czy nie robię tego wszystkiego na próżno?”. To odbierało mi całą chęć do pracy. Ale sprawa była pilna, więc musiałam pomóc przenieść te książki. Gdy udało nam się z tym uporać, pojawił się niespodziewany problem w innym domu, gdzie też trzymaliśmy książki. Znowu trzeba było zorganizować pakowanie i przeniesienie tych książek, znów ta sama harówka. Po całym dniu tej żmudnej pracy czułam, że przepełnia mnie gorycz. Byłam wypruta i zbierałam się do domu. Przywódczyni i diakon podlewający byli właśnie w środku rozmowy. Przywódczyni spytała mnie: „Czy zabrałaś siostrę do nowych gospodarzy? Czemu zajęło ci to cały dzień?”. Słysząc te wyrzuty, poczułam się skrzywdzona. Oni wszyscy razem omawiali prawdę i zasady, a ja w tym czasie latałam z wywieszonym jęzorem. Co mogłam zyskać zajmując się sprawami ogólnymi? Czy w najlepszym razie nie skończę jako jedna z posługujących? Gdyby tylko mogła czytać słowa Boga, gromadzić się i rozmawiać z innymi i omawiać pracę, czy to nie byłoby wspaniale? Mogłabym wtedy zyskać prawdę i w przyszłości dostąpić zbawienia. Coraz bardziej rozdrażniały mnie te myśli, czułam się przygnębiona i wyczerpana. Ciągle się tym dręczyłam: Czemu zajmuję się sprawami ogólnymi? Czy Bóg chce, bym była posługującą? Czy wkrótce nadamm się tylko do biegania na posyłki? Co na tym zyskam?
Nazajutrz mnóstwo zadań ogólnych czekało na wykonanie i nie byłam w stanie udawać, że wszystko w porządku. Przywódczyni zauważyła to i poleciła, żebym się zastanowiła nad sobą i wyniosła właściwą naukę. To mnie trochę przebudziło. Podczas zajmowania się sprawami ogólnymi wykonywałam pracę, ale w środku czułam opór. Chciałam sama wybierać sobie obowiązki. Myślałam nawet, że Bóg jest dla mnie niesprawiedliwy. Zrozumiałam, że to niebezpieczny stan. Nie mogłam być taka oporna. Musiałam szukać prawdy i okazać Bogu skruchę.
Przeczytałam ten fragment słów Boga. „Zasady, które musisz zrozumieć i prawdy, które musisz wcielać w życie, są takie same, bez względu na to, jaki obowiązek wykonujesz. Niezależnie od tego czy otrzymujesz propozycję zostania przywódcą, czy pracownikiem, czy przygotowujesz potrawy jako gospodarz, czy poproszono cię o zajęcie się sprawami zagranicznymi lub wykonanie pracy fizycznej, zasady prawdy, których należy przestrzegać podczas wykonywania tych różnych obowiązków są takie same i muszą opierać się na prawdzie i słowach Bożych” (Tylko poszukując zasad prawdy można dobrze wykonywać swój obowiązek, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Wielu ludzi nie wie dokładnie, co to znaczy być zbawionym. Niektórym się wydaje, że im dłużej wierzą w Boga, tym większe jest prawdopodobieństwo, że zostaną zbawieni. Niektórzy uważają, że im więcej duchowych doktryn rozumieją, tym bardziej prawdopodobne jest, że zostaną zbawieni, a inni sądzą, że przywódcy i pracownicy na pewno zostaną zbawieni. To wszystko ludzkie pojęcia i wyobrażenia. Kluczowe jest, by ludzie rozumieli, co oznacza zbawienie. Być zbawionym oznacza przede wszystkim być wolnym od grzechu, uwolnionym od wpływu szatana, a być posłusznym Bogu i prawdziwie się zwrócić do Niego. Co musicie posiadać, by się uwolnić od grzechu i od wpływu szatana? Prawdę. Jeśli ludzie mają nadzieję na zyskanie prawdy, muszą się wyposażyć w słowa Boga, być w stanie je doświadczać i praktykować, by móc zrozumieć prawdę i wkroczyć w rzeczywistość prawdy. Dopiero wtedy mogą zostać zbawieni. To, czy ktoś może zostać zbawiony, nie zależy od tego, jak długo ten ktoś wierzy w Boga, jak dużą wiedzę posiadł, czy posiada talenty albo mocne strony, ani ile wycierpiał. Jedyną rzeczą, która ma bezpośredni związek ze zbawieniem, jest to, czy dana osoba potrafi zyskać prawdę, czy nie. Więc ile prawd rzeczywiście dziś zrozumiałeś? I jak wiele ze słów Boga stało się twoim życiem? Do których spośród wszystkich Bożych wymagań wkroczyłeś? W ciągu wszystkich lat swojej wiary w Boga, jak dobrze wkroczyłeś w rzeczywistość Jego słowa? Jeśli nie wiesz, bądź nie wkroczyłeś w żadną rzeczywistość słów Boga, to szczerze mówiąc, nie ma nadziei na twoje zbawienie. Nie możesz zostać zbawiony” (Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zrozumiałam, że bez względu na to, czy chodzi o podlewanie, czy sprawy ogólne, są to obowiązki, które ludzie powinni wypełniać. Bóg liczy, że pełniąc obowiązki, dążymy do prawdy i wkraczamy w życie. Choć wszyscy mamy różne obowiązki, zasady prawdy, jakie praktykujemy, są takie same dla wszystkich. Wszyscy przejawiamy zepsucie, ale jeśli tylko dążymy do prawdy, okazujemy skruchę i zmieniamy się, możemy poczynić postępy. Możemy zyskać prawdę i dostąpić zbawienia. Jeśli nie wyciągamy nauki z tego, co nam się przydarza, lub robimy coś, co nie wiąże się z praktykowaniem prawdy ani zmianą usposobienia, Bóg postrzega to tylko jako pracę i nie zyskamy tym sposobem prawdy ani zbawienia. Błędnie sądziłam, że nie zyskam prawdy, zajmując się sprawami ogólnymi i że nawet robiąc bardzo dużo, będę co najwyżej posługującą. Myślałam, że jeśli ktoś jest przywódcą lub liderem grupy, omawia prawdę i wspiera innych, czyta i omawia słowa Boga co dnia, to robi szybsze postępy w życiu, zyskuje prawdę i dostępuje zbawienia. Czy nie byłam niedorzeczna? Ktoś, kto faktycznie dąży do prawdy, może wiele się nauczyć bez względu na to, jakie pełni obowiązki, a potem może wiele zyskać w wymiarze praktycznym. Tak jak w świadectwach, które oglądałam. Niektórzy bracia i siostry załatwiają sprawy ogólne, ale są w stanie wcielać słowa Boga w życie, dążyć do prawdy i wyzbywać się zepsucia, które ujawniają. Doświadczywszy czegoś, potrafią się zmienić i podzielić się swoim świadectwem. Są z kolei przywódcy, którzy czytają innym słowa Boga i pomagają rozwiązywać problemy, ale nie praktykują tego, co głoszą, usta ich pełne są doktryny, i zostają w końcu zdemaskowani i wygnani. Takie rzeczy się dzieją, czyż nie? Bóg nie faworyzuje ludzi przez wzgląd na ich obowiązki. Ci, którzy nie dążą do prawdy, jedynie pełnią służbę. Ktoś, kto dąży do prawdy, zbierze obfity plon z każdych obowiązków. Bóg jes sprawiedliwy i nie faworyzuje nikogo. Ale mną kierowały błędne mniemania i chciałam sama wybierać sobie obowiązki. Sprawy ogólne mnie mierziły, niechętnie się nimi zajmowałam. Miałam żal do przywódczyni za to, że powierzyła mi taką właśnie pracę. Nie praktykowałam prawdy. Przejawiałam zepsucie, ale się nie zreflektowałam. Byłam negatywnie nastawiona, żaliłam się i winiłam innych. Myślałam, że Bóg każe mi pełnić służbę. Źle Go rozumiałam. Pracowałam w bardzo praktycznym środowisku, ale nie wyciągnęłam z tego żadnej nauki. Jakie to nierozsądne. Gdybym to dalej ciągnęła, nie zyskując prawdy, rzeczywiście stałabym się posługującą. Powierzono mi sprawy ogólne, a ja nie umiałam tego przyjąć od Boga i się podporządkować. Nie potrafiłam rozwiązać własnych problemów, nie mówiąc już o problemach braci i sióstr. W takim stanie chciałam być podlewającą! Czy to nie było bez sensu? Pomyślałam o czymś, co powiedział Bóg: „W ostatecznym rozrachunku to, czy ludzie są w stanie osiągnąć zbawienie, nie zależy od tego, jaki wypełniają obowiązek, lecz od tego, czy rozumieją i zyskują prawdę, i od tego, czy potrafią koniec końców podporządkować się Bogu, zdać się na Jego ustalenia, nie zważać na swoją przyszłość i przeznaczenie i kwalifikować się, by być istotą stworzoną. Bóg jest sprawiedliwy i święty, i to jest standard, którego używa do mierzenia całego rodzaju ludzkiego. Ten standard jest niezmienny i musisz o tym pamiętać. Zapisz ten standard w swoim umyśle i nie myśl o znalezieniu jakiejś innej ścieżki, by dążyć do jakiejś nierealnej rzeczy. Wymagania i standardy, które Bóg ma dla wszystkich, którzy chcą osiągnąć zbawienie, pozostają na zawsze niezmienne; pozostają takie same, niezależnie od tego, kim jesteś” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Czytając słowa Boga, zrozumiałam, że bez względu na to, czy ktoś załatwia sprawy ogólne, czy jest przywódcą, kluczowe jest dążenie do prawdy w ramach wykonywanych obowiązków. Ludzie, którzy mogą być zbawieni, to ci, którzy dążą do prawdy w środowisku, w jakim postawił ich Bóg, i którzy potrafią samych siebie zrozumieć, okazać skruchę i się zmienić. Gdy to pojęłam, rozjaśniło się moje serce.
Zaczęłam się nad pewnymi rzeczami zastanawiać. Czemu poczułam złość i niechęć, gdy powierzono mi sprawy ogólne? Przeczytałam te słowa Boga: „Najsmutniejszą kwestią dotyczącą wiary człowieka w Boga jest to, że człowiek dokonuje swojego własnego zarządzania w Bożym dziele, nie dbając jednak o zarządzanie Boga. Największa porażka człowieka polega na tym, w jaki sposób, jednocześnie dążąc do posłuszeństwa Bogu i oddawania Mu czci, człowiek buduje swój własny, idealny cel i kalkuluje, jak otrzymać największe błogosławieństwo oraz osiągnąć ten najlepszy rezultat. Nawet jeśli ktoś rozumie, jak bardzo jest żałosny, odrażający i żenujący, ilu potrafi bez wahania porzucić swoje ideały oraz nadzieje? A kto jest w stanie powstrzymać swoje działania i przestać myśleć tylko o sobie? Bóg potrzebuje tych, którzy będą z Nim blisko współpracować, aby wypełniać Jego zarządzanie. Potrzebuje tych, którzy poddadzą Mu się, poświęcając cały swój umysł i ciało dziełu Jego zarządzania. On nie potrzebuje ludzi, którzy każdego dnia wyciągają ręce, żebrząc od Niego, a tym bardziej nie potrzebuje tych, którzy niewiele dają, a następnie oczekują nagrody. Bóg gardzi tymi, którzy wnoszą śmiesznie mało, po czym spoczywają na laurach. Nie znosi tych zimnych ludzi, którzy nie uznają dzieła Bożego zarządzania, a chcą jedynie rozprawiać o pójściu do nieba i uzyskiwaniu błogosławieństw. Bóg odczuwa jeszcze większą odrazę do tych, którzy wykorzystują okazje, jakie im nastręcza Jego dzieło zbawienia ludzkości. Wynika to z faktu, że ci ludzie nigdy nie troszczyli się o to, co Bóg pragnie osiągnąć i uzyskać poprzez dzieło swojego zarządzania. Dbają jedynie o to, w jaki sposób mogą skorzystać z możliwości, jakie daje im Boże dzieło, aby dostąpić błogosławieństw. Nie obchodzi ich serce Boga, gdyż są totalnie pochłonięci własnymi perspektywami i własnym losem. Ci, którzy nie uznają dzieła Bożego zarządzania i nie wykazują najmniejszego zainteresowania tym, w jaki sposób Bóg zbawia ludzkość, oraz Jego wolą, czynią tylko to, co zadowala ich samych w sposób oderwany od dzieła Bożego zarządzania. Ich zachowanie nie jest pamiętane ani akceptowane przez Boga, tym bardziej nie spogląda On na nie przychylnie” (Dodatek 3: Człowiek może dostąpić zbawienia jedynie pod Bożym zarządzaniem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga ujawniały mój stan. Nie chciałam zajmować się sprawami ogólnymi, bo nie miałam właściwej motywacji. Pełniłam obowiązki, by zyskać błogosławieństwo, obliczając w sercu zyski i straty. Płaciłam cenę z chęcią, gdy coś niosło mi orzyść, ale gdy powierzono mi sprawy ogólne i mogłam stać się zwykłą posługującą, odczułam to jako wielką stratę. Miałam skwaszoną minę i zrzędziłam, wprawdzie pracowałam, ale byłam zawiedziona. Żyłam kierując się szatańskimi filozofiami, takimi jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Zawsze szukaj dla siebie korzyści” oraz „Za darmo nie kiwnij nawet palcem”. Nagroda była najważniejsza i nawet gdy poświecałam się dla Boga, tak naprawdę chciałam ubić z nim interes. Przez cały czas ani razu nie pomyślałam, żeby należycie pełnić obowiązki. Nawet w tych trudnych warunkach pierwsze, o czym myślałam, nie było to, żeby chronić braci i siostry oraz własność kościoła, przenosząc ją szybko w bezpieczne miejsce, ale to, czy moje działania, są coś warte, czy zapewnią mi dobre przeznaczenie. Dostrzegłam, jak szatan mnie skaził, bo byłam samolubna, podła, pozbawiona sumienia i rozumu. Z lodowatym sercem dbałam tylko o siebie. Należałam do kościoła, więc przy każdym realizowanym projekcie powinnam współpracować, by chronić interesy kościoła. Ale ja we wszystkim byłam zorientowana na cel. Czułam, że stracę, jeśli dzięki tak ciężkiej pracy nie zyskam błogosławieństwa. Myślałam tylko o tym, jak mogę skorzystać, jak sprawić, że będę pobłogosławiona. To mi pokazało, że do wysiłku w wierze przez lata motywowało mnie pragnienie błogosławieństw. To przypomniało te słowa Boga: „Nawet ludzie okazujący innym dobroć otrzymują zapłatę, ale Chrystus, który wykonał takie dzieło wśród was, nie otrzymał ani miłości, ani zapłaty od człowieka, ani też ludzkiego posłuszeństwa. Czyż nie rozdziera to serca?” (Ci, którzy nie są zgodni z Chrystusem, z pewnością są przeciwnikami Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Poczułam jeszcze większy żal, czytając te słowa Boga. Jadłam i piłam tak wiele Bożych sów, cieszyłam się łaską Boga i Jego błogosławieństwem, ale nie pomyślałam, by się za Jego miłość odwdzięczyć, pełniąc obowiązki, jak należy. Ja chciałam tylko brać. Wyciągałam rękę po błogosławieństwa, chcąc, by Bóg dał mi dobre przeznaczenie. Dąsałam się, gdy to nie następowało, narzekałam, pełniąc najdrobniejsze obowiązki. Moje sumienie i mój rozum były otępiałe, to raniło Boga. Czułam się winna, czułam, że mam dług u Boga. Nienawidziłam się za to, że brak mi sumienia i człowieczeństwa.
Potem przeczytałam jeszcze to w słowach Boga: „W domu Bożym, kiedy coś zostało zaplanowane, byś to wykonał – czy jest to ciężka próba, czy męcząca praca, i niezależnie od tego, czy ci się podoba, czy nie – jest to twój obowiązek. Jeśli możesz go uznać za zadanie zlecone przez Boga i wyznaczoną przez Boga odpowiedzialność, wówczas jesteś istotny dla Jego dzieła zbawienia człowieka. Jeśli więc to, co robisz i wypełniany przez ciebie obowiązek są istotne dla Bożego dzieła zbawienia człowieka i możesz rzetelnie i sumiennie przyjąć zadanie wyznaczone ci przez Boga, w jaki sposób będzie cię On postrzegał? Uzna cię za członka Swojej rodziny. Czy jest to błogosławieństwo czy przekleństwo? (Błogosławieństwo). To wielkie błogosławieństwo” (Czym jest odpowiednie wykonywanie obowiązków? w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ten fragment bardzo mnie poruszył. Jeśli tylko ktoś chce pełnić obowiązki, Bóg da mu szansę. Wszystkie obowiązki w kościele mają znaczenie, nawet te, które wydają się mało imponujące. Należy je przyjmować i traktować jako własną odpowiedzialność. Jeśli ktoś dąży do prawdy, pełniąc obowiązki, i czyni to zgodnie z tym, czego wymaga Bóg, będzie miał szansę na zbawienie. Jeśli ktoś traktuje swoje obowiązki jak wymianę za błogosławieństwa lub bilet do królestwa Boga, to choćby ciężko pracował, nigdy nie wejdzie w prawdę, bo jego dążenia i ścieżka, którą podąża, są niewłaściwe. Gdy ktoś ma okazję, by pełnić obowiązki i służyć dziełu Boga, Bóg go wywyższa i jest to błogosławieństwo. Jak mogłam wybrzydzać w kwestii obowiązków? Powinnam je była przyjąć i się podporządkować. Jako istota stworzona, tak powinnam była postąpić. Ale nie widziałam wokół siebie błogosławieństw, nie ceniłam szansy na dążanie do prawdy w obowiązkach. Traktowałam je jak ciężką pracę, jako kartę przetargową w interesach z Bogiem. Źle rozumiałam Boga i Go obwiniałam. Taka byłam ślepa. Pojąwszy to, nie czułam już niechęci do zajmowania się sprawami ogólnymi. Z radością to zaakceptowałam i chciałam dobrze pełnić te obowiązki.
Przeczytałam jeszcze jeden fragment. „Spełniając swój obowiązek, ludzie wykorzystują dążenie do prawdy, aby doświadczać dzieła Bożego, stopniowo osiągać zrozumienie i akceptację prawdy i następnie wprowadzać ją w życie. Osiągają wtedy stan, w którym odrzucają swoje zepsute usposobienie, pozbywają się więzów i kontroli zepsutego usposobienia szatana, stając się w ten sposób kimś, kto ma rzeczywistość prawdy i kimś o normalnym człowieczeństwie. Tylko gdy masz normalne człowieczeństwo, pełnienie przez ciebie obowiązku i twoje działania będą dla innych budujące i zadowolą Boga. I tylko gdy Bóg pochwala ludzi za to, jak pełnią obowiązek, stają się oni istotami, które Bóg może zaakceptować. Tak więc w odniesieniu do wypełnianego przez was obowiązku, choć obecnie wykorzystujecie i poświęcacie różne nabyte przez siebie umiejętności, nauki i wiedzę, to właśnie one tworzą kanał, poprzez który możecie zrozumieć prawdę podczas wypełniania obowiązku i dowiedzieć się, czym jest wypełnianie obowiązku, czym jest stawanie przed Bogiem, czym jest ponoszenie całym sercem kosztów na rzecz Boga. Poprzez ten kanał dowiecie się, jak odrzucić swoje zepsute usposobienie, jak wyrzec się siebie, jak nie być aroganckim i zadufanym w sobie oraz jak przestrzegać prawdy i być posłusznym Bogu. Tylko w taki sposób możecie dostąpić zbawienia” (By osiągnąć prawdę, należy uczyć się od pobliskich ludzi, spraw i rzeczy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga pokazały mi, że obowiązki są drogą do zmiany usposobienia i zyskania prawdy. Nie wiążą się z korzyściami czy błogosławieństwem. Jakie by nie były obowiązki, dążenie do prawdy i zmiany usposobienia to jedyna słuszna droga. Niczego się nie uczyłam, zajmując się sprawami ogólnymi, bo nie dążyłam do prawdy ani nie pracowałam nad wejściem w życie. Zapominałam o tym, pełniąc obowiązki. Myślałam, że sprawy ogólne to zwykła harówka. Gdy przejawiałam zepsucie, nie szukałam prawdy, by się go wyzbyć. Byłam apatyczna i zaniedbywałam obowiązki, choć pracowałam, to niczego nie zyskiwałam. Moje usposobienie się nie zmieniało. Tą ścieżką nigdy nie doszłabym do zbawienia. Ta myśl otworzyła mi ścieżkę praktykowania. Czy chodziło o sprawy ogólne, czy o podlewanie i wspieranie braci i sióstr, powinnam to traktować jako zadanie. Musiałam skupić się na modlitwie i szukaniu zasad prawdy, a przejawiając zepsucie, musiałam się zreflektować i szukać prawdy, by temu zaradzić. Praktykowałam w ten sposób przez czas jakiś i wkrótce zaczęłam lepiej siebie poznawać i zyskałam praktycznejsze zrozumienie prawdy.
Pamiętam jedną siostrę, która co rusz prosiła, bym dołączyła się do jej planów. Chciała ode mnie pomocy przy prostych sprawach, które mogła sama załatwić. Gdy znów mnie o coś poprosiła, zmieniłam nastawienie i nie opierałam się, choć sama miałam dużo pracy. Pracując z nią, zauważyłam, że ona nie bierze na siebie realnego brzemienie, że lubi komfort. Chciałam jej zwrócić uwagę, ale bałam się, że uzna mnie za kogoś, z kim ciężko się dogadać, więc pozwoliłam jej folgować ciału. Uznałam, że sama nadrobię braki, i niczego jej nie powiedziałam. Potem, czytając słowa Boga i zastanawiając się nad sobą, zrozumiałam, że nie chcę nikogo urazić. Wydawało się, że jest troskliwa i wyrozumiała, ale w istocie miałam swoją własną pobudkę, chciałam zrobić na niej dobre wrażenie. Nie było to dla jej dobra, zaczęłaby w efekcie zawsze na mnie polegać. Otworzyłam się przed nią i powiedziałam o swoim zepsuciu, a także wspomniałam o jej problemach. W rezultacie dokonała kilku zmian, stała się aktywniejsza w pełnieniu obowiązków i mniej zależna ode mnie. Te doświadczenia nauczyły mnie, że można poznać prawdę i wkroczyć w nią bez względu na pełnione obowiązki. Bóg nikogo nie faworyzuje. Pojęłam, że nieważne, jaką wykonuję pracę i w jakiej sytuacji jestem, liczy się to, żebym umiała dążyć do prawdy i wcielać ją w życie.