Uwolnienie się od poczucia zobowiązania wobec syna

13 lutego 2025

Autorstwa Xincheng, Chiny

Kiedy byłam mała, moja mama była odpowiedzialna za to, co jedliśmy i w co się ubieraliśmy, a oprócz tego musiała też pracować w polu. Kiedy kończyła pracę, wracała i zajmowała się domem. Myślałam, że kobiety muszą tak żyć, by być dobrymi żonami i kochającymi matkami. Kiedy wyszłam za mąż, tak jak moja matka, przygotowywałam trzy posiłki dziennie dla męża i syna, dbałam o ich podstawowe potrzeby i zajmowałam się wszystkimi obowiązkami domowymi. Jednak gdy mój syn miał rok, mąż zginął w wypadku samochodowym. Bardzo cierpiałam i myślałam, że życie nie ma już sensu, ale żyłam dalej dla mojego syna. By zapewnić mu pełną rodzinę, wyszłam ponownie za mąż. Mąż był bardzo troskliwy wobec mojego syna, co przyniosło ukojenie mojemu sercu. Po przyjęciu Bożego dzieła dni ostatecznych, często chodziłam na zgromadzenia, jadłam i piłam Boże słowa z braćmi i siostrami. Zrozumiałam kilka prawd i zaczęłam wykonywać swój obowiązek. Ponieważ w całej wiosce wiedziano, że wierzę w Boga, policja zaczęła mnie obserwować i musiałam opuścić dom, by wykonywać swój obowiązek. Powierzyłam opiekę nad moim synem mężowi i jego rodzicom. Pracując z dala od domu, bardzo tęskniłam za synem i zawsze czułam, że nie wypełniam swojej powinności jako matka. Z niecierpliwością czekałam na moment, w którym – jeśli okoliczności pozwolą – będę mogła wrócić do domu i spłacić swój dług wobec syna.

W lipcu 2023 roku potajemnie pojechałam do domu i dowiedziałam się, że mój mąż złożył pozew o rozwód. Mąż powiedział również, że mój syn nie był pracowity i nie potrafił utrzymać żadnej pracy oraz że jeśli nadal nie będę się nim opiekować, będzie skończony. Moi rodzice obwiniali mnie o to, że nie opiekuję się synem i opóźniam jego przyszłe perspektywy. Słysząc to, pomyślałam sobie: „Jeśli zostanę w domu i trochę go przycisnę, czy nie zacznie zajmować się właściwymi sprawami i podążać właściwą ścieżką?”. Patrząc na sytuację mojego syna i stawiając czoła krytyce ze strony otaczających mnie osób, czułam się jeszcze bardziej winna wobec niego. Pewnego dnia odwiedziła mnie ciotka i powiedziała, że mój kuzyn pomógł jej synowi otworzyć sklep z pieczonymi kurczakami. Jednak jej syn uważał, że ta praca jest zbyt brudna i wolał siedzieć w domu i grać w gry przez cały dzień. Mój kuzyn starał się mu przemówić do rozsądku, ale ten go nie słuchał. Słuchając historii mojej ciotki, przypomniał mi się fragment Bożych słów: „Błędem jest mówienie: »To, że dzieciom nie udaje się obrać właściwej ścieżki, ma związek z ich rodzicami«. Nie ma znaczenia, o kogo chodzi: jeżeli jest to określony rodzaj człowieka, to będzie on podążał określoną ścieżką. Czy to nie jest pewne? (Jest). Ścieżka, którą obiera dana osoba, determinuje to, kim ona jest. Obrana przez nią ścieżka oraz to, jakiego typu osobą się ona stanie, zależy od niej samej. Rzeczy te są z góry przesądzone, wrodzone i związane z naturą danej osoby. Jaki jest więc pożytek z edukacji rodzicielskiej? Czy może ona sprawować kontrolę nad naturą danej osoby? (Nie). Edukacja rodzicielska nie może sprawować kontroli nad ludzką naturą ani rozwiązać problemu wiążącego się z wyborem ścieżki, jaką obiera dana osoba. Jaki jest jedyny rodzaj edukacji, którą mogą zapewnić rodzice? Rzeczy mające jakiś związek z rodzicami to pewne proste zachowania w codziennym życiu ich dzieci, pewne dość powierzchowne myśli i reguły postępowania. Zanim ich dzieci osiągną dorosłość, rodzice powinni wypełnić należne im zobowiązanie, jakim jest wychowanie dzieci tak, by podążały właściwą ścieżką, pilnie się uczyły i dążyły do tego, by gdy już dorosną, móc wznieść się ponad resztę, nie zaś czynić zło bądź stać złymi ludźmi. Rodzice powinni również kontrolować zachowanie swoich dzieci, uczyć je uprzejmości i kłaniania się starszym, ilekroć ich spotykają, a także innych rzeczy związanych z zachowaniem – to jest powinność, której wypełnienie spoczywa na rodzicach. Troska o życie dziecka i wychowywanie go zgodnie z podstawowymi regułami zachowania – oto, z czym jest równoznaczny wpływ rodziców. Jeżeli chodzi o osobowość dziecka, to rodzice nie mogą go niczego nauczyć. Niektórzy rodzice są wyluzowani i robią wszystko bez pośpiechu, gdy tymczasem ich dzieci są bardzo niecierpliwe i nie mogą usiedzieć na miejscu nawet przez krótką chwilę. Odchodzą one na swoje i zaczynają zarabiać na życie, gdy mają 14 lub 15 lat, w każdej sprawie podejmują własne decyzje, nie potrzebują rodziców i są bardzo niezależne. Czy to rodzice je tego nauczyli? Nie. Stąd też osobowość, usposobienie, a nawet istota danego człowieka, jak również ścieżka, którą obierze on w przyszłości, nie mają absolutnie nic wspólnego z jego rodzicami. (…) Istnieje pewien problem z wyrażeniem »Błędem ojca jest, gdy karmi, niczego nie ucząc«. Choć powinnością rodziców jest wychowywanie dzieci, to przeznaczenie dziecka nie jest zdeterminowane przez nich, lecz przez jego własną naturę. Czy wychowanie może rozwiązać problem związany z naturą dziecka? W żadnej mierze. Ścieżka, jaką człowiek obiera w życiu, nie jest zdeterminowana przez jego rodziców, lecz z góry ustalona przez Boga. Mówi się, że »Los człowieka jest wyznaczony przez Niebo« i powiedzenie to znajduje odzwierciedlenie w ludzkim doświadczeniu. Dopóki dana osoba nie osiągnie dorosłości, dopóty nie jesteś w stanie określić, jaką obierze ona ścieżkę. Gdy już stanie się dorosła, zacznie myśleć i zastanawiać się nad różnymi problemami, wybierze też to, czym chce się zajmować w obrębie szerszej społeczności. Niektórzy ludzie mówią, że chcą być wyższymi urzędnikami, inni – prawnikami, a jeszcze inni – pisarzami. Każdy dokonuje własnych wyborów i ma własne pomysły. Nikt nie mówi: »Poczekam, aż wychowają mnie rodzice. Stanę się tym, na kogo wychowają mnie rodzice«. Nikt nie jest aż tak głupi. Gdy ludzie osiągają dorosłość, ich pomysły zaczynają kiełkować i stopniowo dojrzewać; w ten oto sposób ścieżka i cele, jakie mają oni przed sobą, stają się coraz wyraźniejsze. W tym czasie powoli staje się jasne i klarowne, z jakim typem osoby mamy do czynienia i do jakiej grupy ona należy. Od tego momentu osobowość każdego człowieka staje się coraz bardziej dookreślona, podobnie jak jego usposobienie, a także ścieżka, którą podąża, jego życiowy kierunek i grupa, do której należy. Na czym to wszystko się zasadza? Ostatecznie jest to z góry ustalone przez Boga i nie ma nic wspólnego z rodzicami tych ludzi(Punkt dziewiąty (Część pierwsza), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg mówi wyraźnie: to, czy dziecko kroczy właściwą ścieżką, nie zależy od tego, jak wychowują je rodzice; to zależy od natury dziecka. Rodzice mogą uczyć dziecko i regulować jego powierzchowne zachowanie, ale nie mogą zmienić jego losu. To, jaki zawód wykonuje ich dziecko i jaką ścieżką podąża, nie może być zmienione lub ustalone przez rodziców. Na przykład moja kuzynka codziennie pilnowała swojego syna i bardzo go dyscyplinowała, ale on i tak stał się tym, kim miał być, grał w gry przez cały dzień i nawet nie chodził do szkoły. Moja kuzynka otworzyła dla niego sklep, by zajął się tym, co trzeba, ale on dalej się obijał i prosił rodziców o pieniądze. Pomyślałam też o mojej szwagierce, która często kłóciła się z mężem. Kiedy się zezłościła, przenosiła się do swojej mamy i nie miała ochoty wychowywać swojego dziecka. Jednak jej syn zawsze miał dobre oceny i był mądry ponad swój wiek. Nie dlatego, że moja szwagierka uczyła go szczególnie dobrze; miał po prostu wrodzoną chęć do nauki. Potrafił włożyć w naukę wysiłek i być pilnym. Kiedy mój syn był młody, często wpajałam mu, by pilnie się uczył i podążał właściwą ścieżką, ale był typem dziecka, które nie reagowało dobrze na dyscyplinę. Po powrocie ze szkoły zaczynał grać w gry komputerowe i nie słuchał, co do niego mówiłam, a jeśli próbowałam być dla niego surowa, wpadał w szał. Teraz nie podążał właściwą drogą i nie zajmował się tym, czym trzeba, ale to był jego wybór, determinowała to jego natura. To, czego go nauczyłam, nie zmieniłoby jego wyboru ani nie decydowałoby o jego przyszłych perspektywach. Zrozumiawszy to, nie winiłam się już za to, że nie byłam przy moim synu i nie wychowywałam go, dostrzegłam też własną arogancję i ignorancję. Zawsze chciałam kształcić syna, by zmienić jego przyszłość i życie; byłam zupełnie pozbawiona rozumu!

W listopadzie 2023 roku skontaktowałam się z synem. W tym czasie mieszkał sam w naszym starym domu, a nie z moim mężem i jego rodzicami. Nie gotował, tylko kupował gotowe dania; nie sprzątał swojego pokoju; pozwalał, by brudne ubrania piętrzyły się na łóżku. Bolało mnie serce, gdy na to patrzyłam. Kiedy z nim rozmawiałam, był zimny i obojętny. Miał do mnie pretensje, że się nim nie opiekuję, i nie uznawał mnie za swoją matkę. Czułam się wobec niego jeszcze bardziej zobowiązana, myśląc, że jako jego matka nie zaopiekowałam się nim należycie ani nie wypełniłam swoich obowiązków wobec niego. Posprzątałam jego pokój i wszystko naokoło oraz uprałam wszystkie jego ubrania. Często nie chodził do pracy i zostawał w domu, grając w gry, więc powiedziałam mu: „Powinieneś robić to, co należy; nie każ rodzinie zawsze się o siebie martwić”. On jednak w ogóle nie słuchał i wcale się dzięki temu nie zmienił. Mój mąż trzymał się od mojego syna z daleka, bo ten nie zajmował się odpowiednimi sprawami. Mąż nie chciał go już wychowywać. Pomyślałam sobie: „Może powinnam znaleźć pracę i jednocześnie opiekować się synem, spełniając swój obowiązek jako matka”. Ale wciąż musiałam podlewać nowoprzybyłych; gdybym znalazła pracę, by zarabiać pieniądze i opiekować się synem, opóźniłoby to podlewanie. Byłam bardzo rozdarta. Wiedząc, że mój obowiązek pochodzi od Boga, nie mogłam działać bez sumienia i porzucić go. Postanowiłam nie szukać pracy. Nie mogłam jednak porzucić mojego syna; kiedy nie byłam zajęta obowiązkiem, wracałam do domu i opiekowałam się nim. Myślałam o nim również podczas wykonywania swojego obowiązku. Niektórzy nowi wierzący nie mogli regularnie uczestniczyć w zgromadzeniach, więc chciałam się wyciszyć, aby poszukiwać i pomyśleć, jak rozwiązać ten problem. Ciągle jednak martwiłam się o mojego syna i stresowałam się w związku z nim, przez co nie miałam właściwego nastawienia, aby rozwiązać problem z nowymi wierzącymi. Dopiero, gdy nowi wierzący stali się tak zniechęceni, że chcieli zrezygnować, szybko udałam się zapewnić im wsparcie. Później, w związku z potrzebami pracy, musiałam wykonywać obowiązki w innej części kraju, a mi jeszcze trudniej było zostawić syna, bo martwiłam się, że jeśli będę daleko od domu, nie będę mogła się nim opiekować. Pomyślałam jednak o tym, że szerzenie ewangelii królestwa wymaga współpracy ludzi. Wykonywałam swój obowiązek od kilku lat, otrzymałam szkolenie i rozumiałam niektóre prawdy; nie mogłam nie mieć sumienia w obliczu Bożej łaski, więc zgodziłam się wykonywać swój obowiązek w innym miejscu. Ale nie spodziewałam się, że mniej więcej w tym samym czasie mój syn znajdzie pracę, którą polubi. Chodził do pracy i zarabiał pieniądze, którymi pokrywał wydatki na życie, a mój mąż znów go zaakceptował. To naprawdę przyszło niespodziewanie.

Później zastanowiłam się nad sobą: „Co jest główną przyczyną tego, że nie potrafię uwolnić się od mojego syna?”. Przeczytałam te Boże słowa: „Ludzie żyjący w tym rzeczywistym społeczeństwie zostali głęboko skażeni przez szatana. Kultura tradycyjna jest w dużym stopniu zakorzeniona w ludzkich poglądach i sposobie myślenia niezależnie od poziomu wykształcenia. W szczególności od kobiet wymaga się, aby usługiwały swoim mężom i wychowywały dzieci, by były dobrymi żonami i kochającymi matkami, by poświęcały całe swoje życie rodzinie, by żyły tylko dla niej, zapewniały trzy pożywne posiłki dziennie, prały, sprzątały i wykonywały wszelkie inne prace domowe. To jest przyjęty standard, który dobra żona i kochająca matka powinna spełniać. Również każda kobieta uważa, że tak powinna postępować, a jeśli tego nie robi, to nie jest dobrą kobietą, sprzeciwia się sumieniu i nie spełnia standardów moralności. Naruszenie tych standardów moralnych będzie niektórym osobom bardzo ciążyć na sumieniu. Będą czuć, że zawiodły męża i dzieci oraz że nie są dobrymi kobietami. Kiedy jednak uwierzysz w Boga, przeczytasz dużo Jego słów, zrozumiesz pewne prawdy i przejrzysz niektóre sprawy na wylot, pomyślisz sobie: »Jestem istotą stworzoną i jako taka powinnam wypełniać swoją powinność oraz ponosić koszty dla Boga«. Czy w takiej sytuacji istnieje konflikt pomiędzy byciem dobrą żoną i kochającą matką a wykonywaniem obowiązku istoty stworzonej? Jeśli chcesz być dobrą żoną i kochającą matką, to nie możesz wykonywać obowiązków w pełnym wymiarze, a jeśli chcesz to robić w pełnym wymiarze, to nie możesz być dobrą żoną i kochającą matką. Co masz więc teraz zrobić? Jeśli wybierzesz należyte wykonywanie obowiązków, odpowiedzialność za pracę kościoła i lojalność wobec Boga, to musisz zrezygnować z roli dobrej żony i kochającej matki. Co możesz sobie teraz pomyśleć? Jaki rozdźwięk pojawi się teraz w twoim umyśle? Czy poczujesz, że zawodzisz dzieci i męża? Skąd bierze się to poczucie winy i ta obawa? Kiedy nie spełniasz powinności istoty stworzonej, czy czujesz, że zawiodłaś Boga? Nie masz poczucia winy, bo w twoim sercu i umyśle nie ma ani odrobiny prawdy. Co więc rozumiesz? Kulturę tradycyjną i rolę dobrej żony i kochającej matki. Stąd pojawi się w twoim umyśle przekonanie, że »jeśli nie jestem dobrą żoną i kochającą matką, to nie jestem dobrą ani porządną kobietą«. Od tego momentu to wyobrażenie będzie pętać cię i ograniczać, i pozostanie tak nawet po tym, jak już uwierzysz w Boga i zaczniesz wykonywać obowiązki. Kiedy zaistnieje konflikt pomiędzy twoimi obowiązkami a byciem dobrą żoną i kochającą matką, wtedy być może niechętnie zdecydujesz się wykonywać obowiązki, gdyż stać cię na nieco lojalności względem Boga, jednak nadal będzie ci towarzyszyć obawa i poczucie winy. Kiedy więc będziesz mieć wolny czas podczas wykonywania obowiązków, będziesz szukać okazji, aby zatroszczyć się o dzieci i męża, by im to wynagrodzić. Nie będzie ci przeszkadzało, że musisz więcej cierpieć, o ile zyskasz w ten sposób spokój ducha. Czy ta sytuacja nie jest spowodowana wpływem pochodzących z kultury tradycyjnej idei i teorii dotyczących roli dobrej żony i kochającej matki? Trzymasz teraz dwie sroki za ogon, chcesz dobrze wypełniać obowiązki, będąc jednocześnie dobrą żoną i kochającą matką. Jednak wobec Boga mamy tylko jedną powinność i tylko jedną misję: należyte wypełnianie powinności istoty stworzonej. Czy dobrze wypełniasz tę powinność? Dlaczego znów zboczyłaś z kursu? Czy naprawdę nie masz poczucia winy i nie robisz sobie żadnych wyrzutów? Może się zdarzyć, że zboczysz z kursu podczas wykonywania obowiązków, ponieważ w twoim sercu prawda wciąż się nie ugruntowała i nie zapanowała w nim. Chociaż jesteś w stanie teraz wykonywać obowiązki, w rzeczywistości dużo ci brakuje do spełniania standardów prawdy i Bożych wymagań. (…) To, że możemy w Niego wierzyć, to szansa dana nam przez Boga; jest to Jego zarządzenie i Jego łaska. Nie ma więc żadnej potrzeby, aby spełniać obowiązki i powinności względem kogokolwiek innego, należy wyłącznie spełnić powinność istoty stworzonej względem Boga. Właśnie to człowiek powinien zrobić przede wszystkim i ta główna sprawa powinna być w życiu kwestią nadrzędną. Jeśli nie wypełniasz dobrze swojej powinności, nie kwalifikujesz się, aby być istotą stworzoną. W oczach innych ludzi może i jesteś dobrą żoną, kochającą matką, doskonałą gospodynią i oddaną córką, a także uczciwą obywatelką, jednak w oczach Boga jesteś kimś, kto się zbuntował i wcale nie wypełnił swojej powinności czy też swojego obowiązku; kimś, kto przyjąwszy Boże posłannictwo, nie wypełnił go, a poddał się w połowie drogi. Czy ktoś taki może zyskać Bożą aprobatę? Takie osoby są bezwartościowe(Naprawdę zmienić można się tylko wtedy, gdy rozpozna się swoje błędne poglądy, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boże pozwoliły mi zrozumieć, że gdy widziałam wokół siebie kobiety, które starają się być dobrymi żonami i matkami, ja również uważałam to za standard bycia dobrą kobietą. Wierzyłam, że dobra kobieta dba o swoje dziecko i męża, utrzymując wszystkie sprawy domowe w porządku. Po ślubie wzięłam na siebie wszystkie prace domowe, myśląc, że jest to coś, co powinnam robić, niezależnie od tego, jak bardzo było to męczące. Kiedy wyjechałam, by wykonywać swój obowiązek, i nie mogłam przygotowywać trzech posiłków dziennie dla mojego syna ani opiekować się nim na porządku dziennym, myślałam, że nie spełniłam swojego obowiązku jako matka. Miałam wyrzuty sumienia i byłam zdenerwowana, czując się zobowiązana wobec mojego syna. Kiedy byłam krytykowana i osądzana przez otaczających mnie ludzi, czułam się jeszcze bardziej niedbała i myślałam tylko o tym, jak opiekować się synem i sprawić, by mniej cierpiał, oraz jak najlepiej spłacić swój dług wobec niego. Kiedy zobaczyłam, że nowoprzybyli nie potrafią uczestniczyć w zgormadzeniach, nie znajdowałam szybko odpowiednich prawd, by rozwiązać ich problemy, i wspierałam ich tylko wtedy, gdy byli już tak negatywnie nastawieni, że chcieli zrezygnować. Życie nowoprzybyłych ponosiło straty. Ważniejsze były dla mnie komplementy od ludzi i spełnienie powinności wobec mojego syna, nie brałam pod uwagę pracy kościoła i pobieżnie wykonywałam swój obowiązek. Wypełniałam swoje obowiązki jako matka i przygotowywałam trzy posiłki dziennie dla mojego syna, ale nie wypełniłam obowiązku, który powinnam wypełnić jako istota stworzona. Pomyślałam o wszystkich świętych i prorokach na przestrzeni wieków, a także o wielu braciach i siostrach, którzy porzucili swoje rodziny i kariery, by głosić ewangelię i świadczyć o Bogu, przyprowadzając więcej ludzi przed oblicze Boga, by mogli przyjąć Jego zbawienie. Bóg pochwala taki dobry i sprawiedliwy uczynek. Takie życie ma wartość i sens. Moje życie i wszystko, co miałam, zostało mi dane przez Boga. Dzięki Bożym słowom byłam sowicie podlewana i zaopatrywana, wszystko to było Jego miłością i łaską. Oznaczało to, że szczególnie dobrze powinnam wypełniać swój obowiązek i odwdzięczać się za Bożą miłość. Kiedy jednak nie wykonywałam dobrze swojego obowiązku, nie czułam się z tego powodu zobowiązana wobec Boga, zamiast tego czułam się dłużna mojemu synowi. Czy w ogóle miałam sumienie lub człowieczeństwo? Zrozumiałam, że dążenie do bycia dobrą matką w oczach innych może satysfakcjonować ludzi i sprawić, że będą cię chwalić; to jednak oznacza życie tylko dla swojej rodziny i ciała; to wszystko było stratą czasu i nie pozwoliłoby mi żyć życiem, które miałoby sens.

Później przeczytałam jeszcze dwa fragmenty słów Bożych i zyskałam ścieżkę praktyki w kwestii tego, jak traktować swoje dzieci. Bóg Wszechmogący mówi: „Toteż bez względu na to, czy dzieci są już dorosłe, czy nie, życie ich rodziców należy do rodziców, a nie do dzieci. To całkiem naturalne, że rodzice nie są darmowymi opiekunkami czy niewolnikami swoich dzieci. Bez względu na to, jakie oczekiwania mają rodzice w odniesieniu do swoich dzieci, nie jest konieczne, żeby pozwalali swoim dzieciom za darmo rozstawiać się po kątach, albo żeby rodzice stawiali się służącymi bądź niewolnikami swoich dzieci. Bez względu na to, jakie uczucia żywisz do swoich dzieci, jesteś przecież niezależną osobą. Nie powinieneś brać odpowiedzialności za ich dorosłe życie, jak gdyby właśnie takie postępowanie było słuszne, bo to są twoje dzieci. Nie ma takiej potrzeby. One są dorosłe; wypełniłeś już swój obowiązek wychowania ich. Jeśli chodzi o to, czy będą żyły dobrze, czy źle, czy będą bogate, czy biedne, czy będą szczęśliwe, czy nieszczęśliwe, to już nie twoja sprawa. Te kwestie nie mają już z tobą nic wspólnego. Ty, jako rodzic, nie masz obowiązku, żeby próbować coś w tym zakresie zmienić. Jeśli twoje dzieci mają nieszczęśliwe życie, nie masz obowiązku powiedzieć: »Jesteś nieszczęśliwy, zastanowię się nad tym, jak to naprawić. Sprzedam wszystko, co mam, zużyję całą swoją energię życiową, żeby cię uszczęśliwić«. Nie ma potrzeby tak czynić. Musisz jedynie wypełnić swoje obowiązki, to wszystko. Jeśli chcesz pomóc swoim dzieciom, zapytaj, czemu są nieszczęśliwe, pomóż im w zrozumieniu problemu na poziomie teoretycznym i psychologicznym. Jeśli przyjmą twoją pomoc, to nawet lepiej. Jeśli nie, wypełnij po prostu swoje rodzicielskie obowiązki i na tym poprzestań. Jeśli twoje dzieci chcą cierpieć, to już ich sprawa. Nie ma potrzeby, żebyś się tym zamartwiał lub niepokoił, żebyś przez to nie jadł albo nie spał, jak należy. To byłaby przesada. Dlaczego to byłaby przesada? Bo twoje dzieci są dorosłe. Powinny same uczyć się radzić sobie ze wszystkim, co je w życiu spotyka. Jeśli martwisz się o nie, to tylko uczucie; jeśli się nie martwisz, to wcale nie znaczy, że jesteś bez serca albo że nie wypełniasz swoich obowiązków. One są dorosłe, a dorośli ludzie muszą stawiać czoła problemom dorosłości i radzić sobie ze wszystkim, co dorosłość przynosi. Nie powinni we wszystkim polegać na swoich rodzicach. To jasne, że rodzice nie powinni brać na siebie odpowiedzialności za to, czy ich dorosłym dzieciom dobrze się wiedzie, jeśli chodzi o pracę, karierę, rodzinę lub małżeństwo. Możesz się martwić o te sprawy, możesz się o nie dopytywać, ale nie musisz brać ich w swoje ręce, przykuwając dzieci do siebie, biorąc je ze sobą, dokądkolwiek idziesz, obserwując je zawsze i wszędzie, myśląc nieustannie: »Czy dobrze dziś zjadły? Czy są szczęśliwe? Czy w pracy dobrze się im układa? Czy szef ich docenia? Czy doświadczają miłości w małżeństwie? Czy dzieci się ich słuchają? Czy ich dzieci mają dobre oceny w szkole?«. Co to wszystko ma z tobą wspólnego? Twoje dzieci potrafią rozwiązać swoje własne problemy, nie musisz się w to angażować. Dlaczego pytam, co to wszystko ma z tobą wspólnego? Chcę w ten sposób powiedzieć, że to wszystko nie ma z tobą nic wspólnego. Wypełniłeś swoje obowiązki, wychowałeś swoje dzieci i wprowadziłeś je w dorosłość, teraz jest czas, żebyś się wycofał. Gdy to zrobisz, to wcale nie znaczy, że nic ci już nie pozostało. Jest wciąż wiele rzeczy, którymi powinieneś się zająć. Poza wychowaniem dzieci masz jeszcze inne misje, które musisz w tym życiu zrealizować. Oprócz tego, że jesteś rodzicem swoich dzieci, to jesteś również istotą stworzoną. Powinieneś przyjść przed oblicze Boga i przyjąć od Niego swój obowiązek. Czym jest twój obowiązek? Czy go wypełniłeś? Czy poświęciłeś się dla niego? Czy wkroczyłeś na ścieżkę do zbawienia? Nad tym właśnie powinieneś się zastanowić. Jeśli chodzi o to, w jakim kierunku podążą twoje dzieci w dorosłym życiu, jak będzie wyglądać ich życie, w jakich okolicznościach się znają i czy będą szczęśliwe i radosne, to wszystko nie ma z tobą nic wspólnego. Twoje dzieci są już samodzielne pod względem życiowym i mentalnym. Pozwól im na tę samodzielność, odpuść i nie staraj się ich kontrolować. Jeśli chodzi o kwestie życiowe, uczuciowe bądź więzi pokrewieństwa, to już wypełniłeś swoje obowiązki z tym związane i nie istnieje już żadna relacja między tobą a twoimi dziećmi(Jak dążyć do prawdy (18), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jako ktoś, kto wierzy w Boga oraz dąży do prawdy i zbawienia, energię i czas, jakie ci jeszcze w życiu zostały, powinieneś wykorzystać na wykonywanie obowiązków i na wszystko to, co Bóg ci powierzył; nie powinieneś poświęcać czasu na swoje dzieci. Twoje życie nie należy do twoich dzieci, nie powinno być poświęcane na rzecz ich życia lub przetrwania ani na spełnianie twoich oczekiwań wobec nich. Powinieneś poświęcać swoje życie obowiązkom i zadaniom, jakie powierzył ci Bóg, a także misji, którą powinieneś realizować jako istota stworzona. W tym tkwi wartość i znaczenie twojego życia. Jeśli gotów jesteś utracić własną godność i stać się niewolnikiem swoich dzieci, martwić się o nie i robić dla nich wszystko, by spełniły się oczekiwania, jakie masz wobec nich, to jest to wszystko pozbawione wartości i znaczenia oraz niegodne zapamiętania. Jeśli będziesz się przy tym upierał i nie wyrzekniesz się tych idei i działań, oznacza to tylko, że nie jesteś kimś, kto dąży do prawdy, że nie jesteś godzien miana istoty stworzonej i że się buntujesz. Nie doceniasz życia i czasu, które dał ci Bóg. Jeśli twoje życie i twój czas służą jedynie twojemu ciału i uczuciom, a nie obowiązkom powierzonym ci przez Boga, to twoje życie jest zbędne i pozbawione wartości. Nie zasługujesz na to, żeby żyć, żeby cieszyć się życiem danym ci przez Boga, ani żeby cieszyć się czymkolwiek, co dał ci Bóg(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy).

Z Bożych słów zrozumiałam, że powinnością i obowiązkiem rodziców jest wychowanie dzieci, aż staną się one dorosłe, uczenie je, jak powinno postępować. Kiedy dziecko staje się dorosłe i ma zdolność do samodzielnego życia i radzenia sobie z problemami, rodzice powinni pozwolić mu być wolnym. Jeśli ktoś dąży do bycia dobrą żoną i matką i całe życie żyje tylko dla swojej rodziny i dzieci, nie wypełniając swojego obowiązku jako istota stworzona, to jego życie nie ma żadnej wartości ani znaczenia. Jedyną powinnością, jaką mam wobec mojego syna, jest wychowywanie go do momentu, gdy stanie się dorosły, oświecanie jego umysłu i edukowanie go, by kroczył właściwą ścieżką i zajmował się właściwymi sprawami. Pomyślałam o tym, że kiedy mój syn był mały, często grał w gry do późnych godzin nocnych. Rozmawiałam z nim o tym, że granie w gry online może szkodzić, i uczyłam go pragmatyzmu. Mówiłam mu, że Bóg stworzył niebo, ziemię i wszystkie rzeczy, dając świadectwo prawdziwego istnienia Boga. On jednak nie słuchał i po prostu szukał przyjemności i rozrywki, więc mój mąż unikał go za to, że nie zajmował się właściwymi sprawami, i nie chciał go wychowywać. To była konsekwencja ścieżki, którą podążał, i cierpienie, które powinien znosić. Spełniłam już swój obowiązek jako matka i nie byłam mu nic dłużna. Gdybym myślała tylko o jego życiu i zrezygnowała z obowiązku, by się nim opiekować, by poświęcać mu czas i energię, przejąć całkowitą odpowiedzialność za jego przyszłe życie, a nawet poświęcić mu resztę życia, byłabym naprawdę głupia! Uświadomiłam sobie jedno: mój syn jest już dorosły. Podejmował własne decyzje i podąża własną życiową ścieżką, ma zdolność do samodzielnego życia i radzenia sobie z problemami. Nie mogę wiecznie się nim opiekować, a tym bardziej zmienić jego losu. Jestem nie tylko matką mojego syna, ale także istotą stworzoną. Moje życie powinnam poświęcić ukończeniu mojej misji, którą powierzył mi Bóg, i dobrze wypełnić swój obowiązek. Wciąż jest wielu ludzi, którzy jeszcze nie stanęli przed Bogiem, a także wielu nowoprzybyłych, którzy jeszcze nie zapuścili korzeni i potrzebują jak najszybszego podlania. To moja powinność i obowiązek i powinnam poświęcić temu więcej czasu i energii. Jeśli chodzi o mojego syna, jedyne, co mogę zrobić, to powierzyć wszystko Bogu i poddać się Jego suwerenności i ustaleniom.

Później przeczytałam więcej Bożych słów: „O przeznaczeniu każdej osoby decyduje Bóg; toteż jeśli chodzi o to, ile błogosławieństw i ile cierpień doświadczą w życiu, jaką będą mieć rodzinę, małżeństwo i potomstwo, czego doświadczą, żyjąc w społeczeństwie, i co im się w życiu przydarzy, twoje dzieci nie są w stanie tego ani przewidzieć, ani zmienić, a ty, jako rodzic, tym bardziej(Jak dążyć do prawdy (19), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Z Bożych słów zrozumiałam, że cierpienie, które ktoś znosi w życiu, szczęście, którym się cieszy, i rzeczy, których doświadcza, są z góry zaplanowane przez Boga i nikt nie może ich zmienić. Rodzice nie mogą nawet zmienić własnego losu, więc jak mogliby zmienić los swojego dziecka? Losy dziecka w życiu, jego wzloty i upadki oraz udręki, których ma doświadczyć, zostały dawno temu ustalone przez Boga. Jest to ich ścieżka życiowa i coś, czego powinny doświadczyć na własnej skórze. Z powodu aresztowań i prześladowań wielkiego czerwonego smoka nie jestem teraz w stanie opiekować się moim synem i nie mogę dać mu żadnego wsparcia finansowego. Ale jest już dorosły i musi żyć niezależnie, utrzymywać się i podążać swoją przyszłą ścieżką. Teraz, gdy mam ścieżkę do praktyki, czuję ulgę. Gdyby okoliczności na to pozwoliły i pojawiła się dobra okazja, wróciłabym do domu i spotykała się z nim, ale więcej czasu i energii poświęcałam na dobre wykonywanie swojego obowiązku. Tylko żyjąc w ten sposób, moje serce było bezpieczne i spokojne.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze