Uwolniłam się od frustracji
W styczniu zeszłego roku przywódczyni powierzyła mi i Li Xin kierowanie pracą nad tekstami kościoła. Dopiero rozpoczęłam szkolenie, więc Li Xin nie obciążała mnie za bardzo pracą, a gdy napotykałam trudności i problemy, omawiała je ze mną, opierając się na zasadach. Nie musiałam się zbytnio martwić i praca nie była specjalnie stresująca. W marcu wybrano mnie na przywódczynię i poczułam, że jestem bardziej obciążona. Wykonując obowiązki przywódcze, miałam pod sobą całą pracę kościoła i musiałam rozwiązywać różnego rodzaju problemy, nieustannie odczuwałam presję. Na początku często dostawałam listy od przełożonej w sprawie realizacji pracy, na przykład podlewania i ewangelizacji, a także w sprawie usuwania i wydalania ludzi, pracy nad tekstami, szkolenia ludzi i tak dalej. Musiałam szczegółowo odpowiadać i pisać o planach i organizacji każdego zadania, odstępstwach od normy, problemach związanych z pracą, sposobach ich rozwiązywania i tak dalej. Ponieważ podlegało mi dużo pracy, bywało tak, że gdy tylko wykonałam jedno zadanie, musiałam udać się do kościoła, żeby zająć się inną pracą. Każdego dnia miałam pełne ręce roboty. Po pewnym okresie takiej wytężonej pracy chciałam zrobić sobie przerwę, obejrzeć filmy ze świadectwami opartymi na doświadczeniu i posłuchać hymnów, żeby się zrelaksować. Ponieważ jednak pilnie trzeba było zrobić mnóstwo pracy, czułam się pokrzywdzona i miałam wrażenie, że wykonywanie tego obowiązku odbiera mi wolność. Pewnego razu przełożona zauważyła, że praca oczyszczania kościoła idzie jak po grudzie i że nie złożono kilku dokumentów dotyczących usunięcia ludzi, więc mnie przycięła, mówiąc, że nie dźwigam ciężaru obowiązku, jaki na mnie spoczywa. Chciałam wtedy wdać się z nią w dyskusję, ale wiedziałam, że ma rację, przycinając mnie, i że powinnam to przyjąć i się podporządkować. Potem udałam się do kościoła, żeby zebrać oceny, i po kilku tygodniach wytężonych wysiłków miałam wszystkie dokumenty uporządkowane. Zaraz potem musiałam szybko sprawdzić i zrealizować kilka innych zadań. W tamtym czasie często uwijałam się jak w ukropie od świtu do zmierzchu. Stale byłam straszliwie spięta i wymęczona. Pomyślałam: „Kiedy w końcu będę mogła porządnie odpocząć? Taka gonitwa w pracy każdego dnia jest naprawdę frustrująca”. Gdy wcześniej zajmowałam się tekstami, nie byłam tak obciążona. Li Xin była obok i dźwigała ze mną to brzemię, żaden stres mi nie dokuczał. Tęskniłam za tamtymi czasami. Odkąd zostałam przywódczynią, dwoiłam się i troiłam każdego dnia, więc opanowała mnie frustracja i nie chciałam już wykonywać tego obowiązku. Czułam jednak, że takie myślenie to przejaw braku rozumu. Bracia i siostry na pewno pomyślą, że nie radzę sobie ze stresem lub nie potrafię znosić cierpień. Nic nie mogłam zrobić; musiałam dalej współpracować.
Potem Partia Komunistyczna dokonała aresztowań wśród członków kościoła, co wywołało problemy. Moja współpracowniczka i ja byłyśmy zawalone pracą, więc zapomniałam o podlewaniu, które mi podlegało. Pomyślałam: „Muszę znaleźć czas, żeby zapytać podlewających, jak im idzie”. Potem jednak pomyślałam o tym, jak bardzo jestem zajęta rozwiązywaniem problemów, które wynikły z aresztowań. Nie od razu przecież uda się zdecydowanie poprawić wyniki podlewania, a do tego miałam jeszcze inne sprawy na głowie. Lepiej było najpierw się z nimi uporać, a dopiero potem sprawdzić postępy w pracy podlewania. Przełożona przysłała mi list, w którym przypominała mi, że nie mogę zaniedbywać innych zadań tylko dlatego, że muszę uporać się z następstwami aresztowań. Przedstawiła też szczegółowy plan dotyczący podlewania. Mimowolnie poczułam opór i pomyślałam: „Podlega mi już tak dużo pracy, a ona ma teraz jeszcze dodatkowe wymagania. Nie znajdę czasu, żeby się tym wszystkim zająć! Czemu nikt nie zauważa, jakich doświadczam trudności? Mam tylko dwie ręce i dwie nogi; jak mam tyle pracy wykonywać jednocześnie?”. Czułam się trochę poirytowana i sfrustrowana, nie chciałam patrzeć na listy od przełożonej. Ale całą tą pracą i tak trzeba było się zająć. Gdyby nowi wierzący się wycofali przez to, że nie zostali podlani na czas, to byłby występek. Nie skończyłoby się na przycięciu, mogłabym zostać zwolniona. Potem poszłam zapoznać się z postępami podlewania i problemami nowych wierzących, ale wcale nie czułam chęci, żeby się aktywnie zaangażować, więc powierzchownie i rutynowo skontrolowałam pracę, żebym tylko miała co odpisać przełożonej. Mogło się wtedy wydawać, że jestem cały czas zabiegana, tymczasem ja z ogromną niechęcią odhaczałam tylko kolejne zadania. Podczas wykonywania pracy zawsze czegoś brakowało i konieczne były poprawki i przeróbki. Każdy dzień przynosił mi przygnębienie i wyczerpanie, a wyniki były coraz gorsze. Siostra, z którą pracowałam, powiedziała, że brak mi poczucia obowiązku, a ja poczułam się skrzywdzona i pomyślałam: „Kieruję całą tą pracą i haruję co dzień od świtu do nocy. Jak możesz mówić, że brak mi poczucia obowiązku i że nie jestem sumienna? Za dużo ode mnie wymagasz!”. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się pokrzywdzona i uznałam, że nie jestem już w stanie wykonywać tego obowiązku. Zamiast tak cierpieć mogłam przecież zrezygnować i zająć się obowiązkiem, który nie jest obciążający; wtedy nie byłabym taka sfrustrowana. Przygniatało mnie zniechęcenie. Pewnej nocy stanęłam przed Bogiem i pomodliłam się: „Boże, bardzo cierpię i chyba już więcej nie zniosę. Nie wiem, jaką naukę powinnam z tego wynieść. Proszę, oświeć mnie i poprowadź, bym mogła zrozumieć swój problem”.
Po modlitwie przeczytałam fragment słów Bożych: „Co to znaczy nie móc robić tego, co się komu podoba? Oznacza to niemożność postępowania zgodnie z każdym pragnieniem, które przyjdzie komuś do głowy. Ludzie ci oczekują, że zarówno w pracy, jak i w życiu będą mogli robić co chcą, kiedy chcą i jak chcą. Jednak z różnych powodów, wśród których można wymienić między innymi prawa, środowisko życia lub też reguły, systemy, postanowienia i środki dyscyplinujące obowiązujące w danej grupie, ludzie nie są w stanie postępować zgodnie z własnymi życzeniami i wyobrażeniami. W rezultacie w głębi serca czują się sfrustrowani. Mówiąc wprost, frustracja ta pojawia się dlatego, że ludzie czują się rozgoryczeni, a niektórzy nawet mają poczucie krzywdy. Szczerze mówiąc, niezdolność do robienia tego, na co się ma ochotę, oznacza niemożność działania zgodnie z własną wolą – oznacza, że z różnych powodów oraz przez ograniczenia rozmaitych obiektywnych środowisk i warunków nie można postępować samowolnie czy pozwalać sobie na wszystko. Przykładowo, niektórzy ludzie zawsze są niedbali i wynajdują sposoby na obijanie się podczas wykonywania swoich obowiązków. Czasami praca kościoła wymaga pośpiechu, ale oni po prostu chcą robić to, na co mają ochotę. Jeśli nie czują się zbyt dobrze fizycznie lub przez kilka dni są w złym nastroju, nie będą chcieli znosić trudności i płacić ceny za pracę w kościele. Są szczególnie leniwi i żądni wygody. Kiedy brakuje im motywacji, ich ciała stają się ociężałe i nie chce się im ruszać, ale boją się, że przywódcy ich przytną, a bracia i siostry nazwą ich leniami, więc nie pozostaje im nic innego, jak tylko niechętnie wykonywać pracę wraz ze wszystkimi innymi. Będą się jednak czuli bardzo nieszczęśliwi, będą czuli niechęć i będą się ociągać. Poczują się skrzywdzeni, rozgoryczeni, zirytowani i wyczerpani. Chcą działać zgodnie z własną wolą, ale nie odważą się odstąpić od wymagań i przepisów domu Bożego ani przeciwstawić się im. W rezultacie z czasem zaczyna się w nich pojawiać pewne uczucie – frustracja. Kiedy to uczucie frustracji się w nich zakorzeni, zaczną stopniowo wydawać się apatyczni i słabi. Nie będą już mieć jasnego zrozumienia tego, co robią, ale nadal każdego dnia będą niczym maszyny wykonywać polecenia tak jak im się każe. Chociaż na pozór będą nadal realizować swoje zadania bez przerwy, bez zatrzymywania się, bez oddalania się od miejsca wypełniania obowiązków, to jednak w głębi serca będą się czuć sfrustrowani i myśleć, że ich życie jest wyczerpujące i pełne krzywdy” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Widząc, co demaskują słowa Boże, zrozumiałam, że stale czułam się sfrustrowana i cierpiałam, wykonując swój obowiązek, bo tak naprawdę nie chciałam, żeby narzucano mi ograniczenia, i chciałam robić, co mi się podoba. Ilekroć znajdowałam się w sytuacji, która mi się nie podobała, gdy nie mogłam postępować tak, jak chciałam, wszędzie natykając się na ograniczenia, odczuwałam frustrację. Gdy zaczęłam zajmować się tekstami, przywódczyni nie miała wobec mnie dużych wymagań, a do tego Li Xin służyła mi radą i pomocą, gdy uczyłam się fachu. Gdy pojawiały się trudności, Li Xin od razu ze mną rozmawiała i pomagała mi. Ponadto ta praca była dość łatwa i przyjemna oraz całkiem bezstresowa, więc lubiłam w taki sposób wykonywać swój obowiązek. Ale odkąd powierzono mi obowiązki przywódcze, podlegało mi dużo pracy i musiałam zajmować się przeróżnymi zadaniami w kościele i stale je monitorować. Musiałam się angażować w każdą sprawę i praktycznie się z nią uporać. Potem, gdy doszło do aresztowań, musiałam uporać się następstwami i miałam jeszcze więcej na głowie. Aby zmniejszyć stres, chciałam zająć się pracą podlewania później, ale przełożona ani trochę nie odpuszczała jej doglądania. To pokrzyżowało mój plan i moje ciało musiało cierpieć jeszcze bardziej, więc nie byłam w stanie się podporządkować. Ale bałam się, że inni by powiedzieli, że nie potrafię znosić cierpień, gdybym nie wykonała pracy, a jeszcze bardziej bałam się, że nowi wierzący nie zostaną dobrze podlani i na mnie spadnie odpowiedzialność. Dlatego, chcąc nie chcąc, podporządkowałam się. Ale nadal czułam się sfrustrowana i robiłam wszystko w roztargnieniu. Pobieżnie i po łebkach wykonywałam swój obowiązek, robiąc to, czego ode mnie żądano. W rezultacie zakłóciłam i zaburzyłam pracę. Moja współpracowniczka mnie skrytykowała, a ja zrobiłam się jeszcze bardziej urażona i uparta. Chciałam nawet wziąć na siebie winę i zrezygnować z obowiązku! Byłam taka bezrozumna! Potem dotarło do mnie, że mam poważny problem, i nie śmiałam już być taka nieustępliwa.
Później przeczytałam te słowa Boże: „Jak nazywa się w społeczeństwie ludzi, którzy nie wykonują odpowiedniej dla siebie pracy? Próżniakami, głupcami, obibokami, chuliganami, zbirami i wałkoniami – tak właśnie się ich nazywa. Nie chcą uczyć się żadnych nowych umiejętności ani kompetencji, nie chcą robić poważnej kariery ani znaleźć pracy, aby poradzić sobie w życiu. Są w społeczeństwie próżniakami i obibokami. Przenikają do kościoła, a potem chcą dostać coś za darmo i zdobyć swoją porcję błogosławieństw. Są oportunistami. Ci oportuniści nigdy nie są chętni do wykonywania swoich obowiązków. Jeśli sprawy choć odrobinę nie idą po ich myśli, czują się sfrustrowani. Pragną w życiu swobody, nie chcą wykonywać żadnej pracy, a mimo to nadal chcą dobrze jeść i nosić ładne ubrania, jeść, co chcą, i spać, kiedy chcą. Myślą, że kiedy nadejdzie taki dzień, na pewno będzie cudownie. Nie chcą znosić choćby odrobiny trudów i pragną nurzać się w przyjemnościach. Ci ludzie nawet samo życie uważają za wyczerpujące; wiążą ich negatywne uczucia. Często czują się zmęczeni i zdezorientowani, ponieważ nie mogą robić tego, co im się podoba. Nie chcą wykonywać odpowiedniej dla siebie pracy, ani zajmować się sprawami, którymi zajmować się powinni. Nie chcą trzymać się swojej pracy ani wykonać jej starannie od początku do końca, traktując ją jako swój zawód i obowiązek, powinność i odpowiedzialność; nie chcą jej ukończyć ani osiągnąć rezultatów, nie chcą wykonać jej na jak najlepszym poziomie. Nigdy nie myśleli w ten sposób. Chcą po prostu robić wszystko po łebkach i wykorzystywać swoje obowiązki jako sposób na utrzymanie. Kiedy spotykają się z niewielką presją lub jakąś formą kontroli lub gdy oczekuje się od nich spełnienia nieco wyższego standardu bądź wzięcia na siebie jakiejś odpowiedzialności, czują się nieswojo i są sfrustrowani. Budzą się w nich te negatywne uczucia, życie jest dla nich wyczerpujące i są nieszczęśliwi. Jednym z podstawowych powodów, dla których życie jest dla nich wyczerpujące, jest ich brak rozumu. Ich rozum jest upośledzony, całe dnie spędzają na fantazjowaniu, żyjąc we śnie, w chmurach, zawsze wyobrażając sobie najbardziej nieprawdopodobne rzeczy. Dlatego tak trudno jest im uwolnić się od frustracji. Nie są zainteresowani prawdą, są niedowiarkami. Jedyne, co możemy zrobić, to poprosić ich, aby opuścili dom Boży, wrócili do świata i znaleźli tam dla siebie miejsce, które zapewni im spokój i komfort” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Ten fragment słów Bożych bardzo mnie poruszył. Bóg ujawnił, że główną przyczyną frustracji jest to, że ktoś chce folgować swojemu ciału, nie chce dać się kontrolować ani nie chce nawet trochę cierpieć. Gdy taki ktoś nie jest w stanie zaspokoić pragnień cielesnych, czuje frustrację i ból. Nigdy nie myśli o zajęciu się pracą i wypełnianiu obowiązku, stale chce tylko próżnować w kościele. Ludzie, którzy rzeczywiście dążą do prawdy i zajmują się powierzoną im pracą, postrzegają swój obowiązek jako odpowiedzialność i powinność. Aby dobrze wykonywać swój obowiązek, nie myślą zbytnio o tym, że ich ciało cierpi lub że doznają stresu. Wiedzą, że ich życie będzie mieć wartość i znaczenie tylko wtedy, gdy będą dobrze wykonywać obowiązek, a ponieważ dążą do czegoś pozytywnego, nie czują frustracji ani bólu. Bogu podobają się tacy ludzie i On takim ludziom błogosławi. Miałam świadomość, że powierzenie mi obowiązków przywódczych było szczególną łaską Bożą. Jednak odkąd podlegało mi więcej pracy i musiałam zajmować się większą liczbą zadań, a przy tym przełożona wszystko sprawdzała i nadzorowała, miałam mniej okazji, by cieszyć się wygodami. Dlatego uważałam, że ten obowiązek jest zbyt ciężki i frustrujący, a ja chciałam codziennie się relaksować, wolna od stresu. Myślałam o łotrach, gangsterach, obibokach i łajdakach żyjących w społeczeństwie. Oni nigdy nie myślą o tym, co właściwe, dryfują i oszukują ludzi, by zdobyć coś do jedzenia i picia, gdzie tylko mogą, oraz obijają się w pracy. Tacy ludzie żyją nieuczciwie i niegodnie, wszędzie spotykają się z pogardliwymi spojrzeniami. To ludzie najpodlejszego rodzaju. Tymczasem ja stale szukałam cielesnych wygód, wykonując obowiązek, i nie myślałam o tym, żeby przeć do przodu. Unikałam cierpienia jak ognia i w istocie byłam kimś, kto nie zajmuje się powierzoną mu pracą i chce tylko najeść się za darmo w domu Bożym. Choć bycie przywódcą bywa męczące, to przecież przywódca co dzień styka się z wieloma ludźmi i sprawami oraz ma więcej okazji do praktykowania. Na przykład, aby wykonywać pracę oczyszczania kościoła, trzeba być wyposażonym w prawdę dotyczącą rozeznania w ludziach. Jeśli chodzi o podlewanie, to trzeba posiadać prawdę wizji, by podlewać i wspierać nowych wierzących, którzy nie mają stabilnych fundamentów. Ponadto realizacja pracy w innych obszarach wiąże się z określonymi prawdozasadami. Nie da się tego wszystkiego zyskać, wykonując prosty obowiązek. Ja jednak nie doceniałam tych okazji, aby posiąść prawdę, jakie dał mi Bóg, i stale myślałam, że jestem strasznie zajęta i przemęczona obowiązkami przywódczyni i nie mogę żyć tak, jak chcę. Gdy przełożona nadzorowała moją pracę, opierałam się i niedbale wykonywałam pracę oraz spowalniałam postępy. Nie zastanowiłam się nad sobą, ulegałam frustracji i chciałam nawet porzucić swój obowiązek. Nie miałam ani krzty sumienia i rozumu! Bardzo mnie przygnębiły i zmartwiły te słowa Boże: „Nie są zainteresowani prawdą, są niedowiarkami. Jedyne, co możemy zrobić, to poprosić ich, aby opuścili dom Boży, wrócili do świata i znaleźli tam dla siebie miejsce, które zapewni im spokój i komfort”. Poczułam się tak, jakby Bóg mówił mi te demaskujące słowa prosto w twarz. Bóg określa takich ludzi jako niedowiarków, gardzi nimi i czuje do nich wstręt. Gdybym nie zmieniła swojego nastawienia do obowiązku, prędzej czy później Bóg by mnie zdemaskował i wyeliminował. Gdy to sobie uświadomiłam, trochę się przestraszyłam i w głębi serca cicho pomodliłam się do Boga: „Boże, nie chcę w to dalej brnąć. Chcę być kimś, kto ma zwykłe człowieczeństwo i zdrowy rozum oraz zajmuje się powierzoną mu pracą. Proszę, poprowadź mnie, bym lepiej zrozumiała samą siebie”.
Podczas poszukiwań przeczytałam ten fragment słów Bożych: „Co wywołuje frustrację u ludzi? Z pewnością nie wynika ona ze zmęczenia fizycznego, więc co ją powoduje? Jeśli ludzie nieustannie poszukują fizycznego komfortu i szczęścia, jeśli stale do nich dążą, a nie chcą cierpieć, to nawet odrobina fizycznego cierpienia, nieco większego niż doświadczają inni lub poczucie lekkiego przepracowania, wywołałyby w nich frustrację. To jedna z przyczyn frustracji. Jeśli ludzie nie uznają niewielkiego cierpienia fizycznego za problem i nie zabiegają o fizyczny komfort, a zamiast tego dążą do prawdy i starają się wypełniać swoje obowiązki tak, aby zadowolić Boga, wtedy często nie będą odczuwać fizycznego cierpienia. Nawet jeśli od czasu do czasu czują się nieco przepracowani, zmęczeni lub wyczerpani, po zaśnięciu budzą się w lepszym nastroju i kontynuują swoją pracę. Skupią się na swoich obowiązkach i swojej pracy; nie uznają odrobiny fizycznego zmęczenia za coś istotnego. Kiedy jednak w myśleniu ludzi pojawia się problem i nieustannie dążą oni do wygody fizycznej, to ilekroć ich fizyczne ciała doznają jakiejś krzywdy lub nie mogą znaleźć spełnienia, pojawią się u nich pewne negatywne uczucia. (…) Często odczuwają frustrację w takich sprawach i nie chcą przyjąć pomocy od braci i sióstr ani być nadzorowani przez przywódców. Jeśli popełnią błąd, nie pozwolą na to, by inni ich przycięli. Nie chcą być w żaden sposób ograniczani. Myślą tak: »Wierzę w Boga po to, abym mógł znaleźć szczęście, więc dlaczego miałbym sobie utrudniać życie? Dlaczego moje życie miałoby być takie wyczerpujące? Ludzie powinni żyć szczęśliwie. Nie powinni zwracać tak wielkiej uwagi na te przepisy i systemy. Jaki jest pożytek z ciągłego ich przestrzegania? Teraz, w tej chwili, zamierzam robić, co chcę. Żaden z was nie powinien mieć na ten temat nic do powiedzenia«. Osoby tego rodzaju są szczególnie samowolne i rozpuszczone: nie ścierpią żadnych ograniczeń, nie chcą czuć się powstrzymywane w jakimkolwiek środowisku pracy. Nie chcą przestrzegać przepisów i zasad domu Bożego, nie chcą zaakceptować zasad, których ludzie powinni się trzymać w swoim postępowaniu, a nawet nie chcą przestrzegać tego, co podpowiadają im sumienie i rozum. Chcą robić to, co im się podoba, co ich uszczęśliwia, co przyniesie im korzyść i zapewni im komfort. Uważają, że podporządkowanie się tym ograniczeniom byłoby pogwałceniem ich woli, że byłoby swego rodzaju krzywdzeniem samych siebie, że byłoby to dla nich zbyt trudne i że ludzie nie powinni tak żyć. Ich zdaniem, ludzie powinni żyć wolni i swobodni, całkowicie folgując swojemu ciału i pragnieniom, a także realizując swoje ideały i życzenia. Uważają, że powinni pobłażać wszystkim swoim pomysłom, mówić i robić, co chcą, i iść, dokąd chcą, bez konieczności rozważania konsekwencji lub uczuć innych ludzi. Nie życzą sobie zwłaszcza konieczności rozważania własnej odpowiedzialności i zobowiązań ani obowiązków, które wierzący powinni wypełniać, czy prawdorzeczywistości, których powinni przestrzegać i które winni urzeczywistniać, ani też ścieżki życia, którą powinni podążać. Ta grupa ludzi zawsze chce robić w społeczeństwie i wśród innych ludzi to, co im się podoba, ale bez względu na to, dokąd się udają, nigdy nie mogą tego osiągnąć. Wierzą, że dom Boży kładzie nacisk na prawa człowieka, daje ludziom całkowitą wolność, że zależy mu na człowieczeństwie, na tolerancji i wyrozumiałości wobec ludzi. Myślą, że po przyjściu do domu Bożego powinni móc swobodnie pobłażać swojemu ciału i pragnieniom, ale ponieważ dom Boży ma dekrety i przepisy administracyjne, nadal nie mogą robić tego, co im się podoba. Dlatego nie mogą się wyzbyć tych negatywnych, przepełnionych frustracją uczuć nawet po dołączeniu do domu Bożego. Nie żyją po to, aby wypełniać jakiekolwiek obowiązki, realizować jakiekolwiek misje lub stać się prawdziwą osobą. Ich wiara w Boga nie służy wypełnianiu obowiązku istoty stworzonej, realizowaniu powierzonej im misji i osiągnięciu zbawienia. Bez względu na otaczających ich ludzi, środowiska, w których się znajdują, czy wykonywany zawód, ich ostatecznym celem jest odnalezienie i zaspokojenie siebie. Wszystko, co robią, obraca się wokół tego celu, a samozadowolenie jest ich dozgonnym pragnieniem i przedmiotem ich dążenia” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Wcześniej myślałam, że moja frustracja wynikała z przeciążenia obowiązkami przywódczymi, stresu i trudności. Demaskujące słowa Boże w końcu pokazały mi, że moją frustrację powoduje problem związany z tym, jak myślę o swoich dążeniach i jaką mam o nich opinię. Wykonując swój obowiązek, zawsze chciałam robić, co mi się podoba. Gdy odczuwałam stres, napotykałam trudności lub nie mogłam zaspokoić ciała, ulegałam frustracji. Było tak, bo wpływały na mnie trucizny, które wpoił mi szatan, na przykład: „Żyj każdym dniem dla przyjemności, bo życie jest krótkie” i „Nie troszcz się dzisiaj o dzień jutrzejszy”. Myślałam, że ludzie powinni samych siebie dobrze traktować. Pamiętam z czasów szkolnych, że gdy zbliżały się egzaminy wstępne do liceum, dano nam kilka dni wolnych na powtórzenie lekcji. Inni uczniowie czuli presję czasu i chcieli dobrze wykorzystać te kilka dni przed egzaminami, ale ja nie chciałam się nadwyrężać, uważając, że nie było aż tak ważne, jakie wyniki uzyskam i że nie było potrzeby, żebym się przemęczała. Spędziłam ten czas, spotykając się z przyjaciółmi i nie czując żadnego stresu w związku z egzaminami. Gdy zaczęła się moja kariera zawodowa, też podejmowałam decyzje, kierując się preferencjami ciała. Jedna firma stawiała pracownikom wysokie wymagania, a mnie to frustrowało i ograniczało, więc złożyłam wypowiedzenie i odeszłam. Myślałam, że tak trzeba żyć, łatwo i swobodnie. Gdy uwierzyłam w Boga, takie samo podejście przyjęłam w swoich dążeniach, chciałam wykonywać obowiązek bezstresowy i relaksujący. Gdy miałam dużo na głowie i pojawiał się stres, budziły się we mnie frustracja i opór, wykonywałam obowiązek niedbale i po łebkach. Nie miałam wcale człowieczeństwa. Wiedziałam aż nazbyt dobrze, że teraz Partia Komunistyczna zaciekle prześladuje i aresztuje wybrańców Boga. Biorąc pod uwagę niedojrzałą postawę nowych wierzących, przełożona uznała, że musimy podwoić wysiłki związane z ich podlewaniem i wspieraniem, by mogli jak najszybciej zapuścić korzenie na prawdziwej drodze. Sprawdzając podlewanie i prowadząc ściślejszy nadzór, przełożona brała odpowiedzialność za życie nowych wierzących i miała wzgląd na intencję Boga. Tak właśnie powinien postępować przywódca. Ale ponieważ moje ciało musiało cierpieć i płacić większą cenę, opierałam się i narzekałam, nie traktując podlewania z należytą powagą. Zaszkodziło to życiu niektórych nowych wierzących, bo nie zostali podlani na czas. Ludzie, którzy miłują prawdę i mają poczucie odpowiedzialności, jeśli chodzi o misję powierzoną im przez Boga, myślą przede wszystkim o tym, jak mieć wzgląd na intencję Boga i spełniać Jego żądania. Bez względu na ogrom trudności i stresu oni są w stanie stawić im czoła w sposób pełen zapału, realizując każde zadanie odpowiedzialnie i z powagą. W porównaniu z nimi wykonywałam obowiązki przywódcze, nie biorąc na siebie odpowiedzialności i realizując zadania w sposób rutynowy. Skoro tak traktowałam obowiązek, to nie byłam godna zaufania i nie dbałam wcale o swoją uczciwość i godność. Gdybym dalej nie okazywała Bogu skruchy, w znacznym stopniu opóźniłabym pracę kościoła i Bóg by mnie potępił i wyeliminował! Gdybym nie została zdemaskowana, nie dostrzegłabym błędnych przekonań na temat swoich dążeń, jakie towarzyszyły mi przez te wszystkie lata, i myślałabym, że taki sposób dążenia jest całkiem łatwy i swobodny. W istocie byłam głupia i niedorzeczna.
Potem znalazłam ścieżkę praktyki w słowach Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Wszyscy, którzy naprawdę wierzą w Boga, to ludzie podejmujący odpowiednią dla nich pracę, ochoczo wykonujący swoje obowiązki, zdolni do wzięcia na siebie określonego zadania i wykonania go dobrze, zgodnie ze swoim potencjałem i przepisami domu Bożego. Oczywiście, przystosowanie się do takiego życia początkowo może być trudne. Możesz czuć się wyczerpany fizycznie i psychicznie. Jednakże, jeśli naprawdę jesteś zdecydowany na współpracę i chcesz stać się normalnym i dobrym człowiekiem oraz dostąpić zbawienia, to musisz zapłacić pewną cenę i pozwolić, aby Bóg cię zdyscyplinował. Kiedy odczuwasz pragnienie bycia samowolnym, musisz się przeciwko niemu zbuntować i uwolnić się od niego, aby twoja samowola i egoistyczne pragnienia stawały się stopniowo coraz słabsze. Musisz szukać Bożej pomocy w kluczowych sprawach, w decydujących momentach i przy najważniejszych zadaniach. Jeśli posiadasz determinację, powinieneś prosić Boga, aby cię skarcił, zdyscyplinował i oświecił, tak abyś mógł zrozumieć prawdę, dzięki czemu uzyskasz lepsze wyniki. Jeśli naprawdę masz determinację, modlisz się do Boga w Jego obecności i usilnie Go błagasz, Bóg podejmie działanie. Odmieni twój stan i twoje myśli. Jeśli Duch Święty wykona trochę dzieła, odrobinę cię poruszy i oświeci, twoje serce się odmieni, a twój stan ulegnie przemianie. Kiedy nastąpi ta przemiana, poczujesz, że takie życie jest wolne od frustracji. Twój stan i twoje uczucia, wśród których dominowała frustracja, przekształcą się i złagodnieją – będą inne niż wcześniej. Poczujesz, że takie życie nie jest męczące. Wykonywanie obowiązków w domu Bożym będzie przynosić ci radość. Poczujesz, że dobrze jest żyć, zachowywać się i wykonywać swój obowiązek w ten sposób, znosić trudy i płacić cenę, przestrzegać reguł i postępować zgodnie z zasadami. Poczujesz, że normalni ludzie powinni wieść właśnie takie życie. Kiedy będziesz żyć zgodnie z prawdą i dobrze wypełniać swój obowiązek, poczujesz w swoim sercu opanowanie i spokój, i będziesz miał poczucie, że twoje życie ma sens” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Słowa Boże pokazały mi, że Bogu podobają się ludzie, którzy prawdziwie w Niego wierzą i zajmują się powierzoną im pracą. Bez względu na to, jakich trudności i jakiego stresu doświadczają, oni traktują swoje zadania i obowiązki jak ludzie dorośli, akceptują je, podporządkowują się i nie próbują się uchylać, postępują zgodnie z zasadami i wymaganiami domu Bożego. Gdy nie są w stanie tak postępować, modlą się, polegają na Bogu i poszukują prawdy. Przez wzgląd na ich dążenia i cenę, jaką płacą, Bóg ich oświeci i poprowadzi. To są ludzie, których życie ma wartość. W porównaniu z tym ja, gdy przy wykonywaniu obowiązku, gdy miałam najmniejsze choćby trudności lub odczuwałam stres, wpadałam we frustrację, nie szukałam intencji Boga i chciałam nawet uchylić się od obowiązku. Z całą pewnością nie byłam kimś, kto ma wzgląd na intencję Boga. Wcześniej, gdy wykonywałam prostszy obowiązek i niewiele ode mnie wymagano, było tak, bo moja postawa była niedojrzała i dopiero zaczęłam szkolenie. Teraz wykonywałam obowiązki przywódcze i na moich barkach spoczywało cięższe brzemię, więc to naturalne, że wymagano ode mnie więcej. To tak jak z dzieckiem, które jest już na tyle duże, że może pomagać w obowiązkach domowych, i od którego rodzice więcej wymagają. Jeśli takie dziecko boi się cierpienia i nie wykonuje swoich obowiązków, to znaczy, że brak mu człowieczeństwa, a jego rodzice z pewnością nie będą darzyć go sympatią. Bóg wyróżnił mnie, powierzając mi tak ważny obowiązek i kładąc na moje barki cięższe brzemię. Jego intencją było to, bym zrozumiała więcej prawd i szybciej rozwijała się w życiu, bym do swoich zadań podchodziła jak osoba dorosła, a także bym była kimś posiadającym sumienie i rozum. Gdy pojęłam intencję Boga, poczułam się o wiele bardziej wyzwolona. Nie mogłam już dalej być niegodną Bożej troskliwości. Choć miałam więcej pracy i czułam większy stres, musiałam zmienić nastawienie do swojego obowiązku i bardziej się przykładać do prawdozasad, częściej szukać pomocy u siostry, z którą pracowałam, i u przełożonej, gdy czegoś nie rozumiałam, i jednocześnie stopniowo nadrabiać swoje braki i spełniać żądania Boga.
We wrześniu Komunistyczna Partia nasiliła aresztowania i mogliśmy pracować jedynie w ukryciu, za kulisami. Mimo to musiałam zmagać się z różnymi problemami, które bracia i siostry codziennie zgłaszali i które usiłowali rozwiązać, a poza tym miałam na głowie pracę, którą przełożona poleciła nam pilnie wykonać. Ograniczenia, jakie wynikały z tych okoliczności, miały wpływ na to, jak realizowaliśmy różne zadania i rozwiązywaliśmy problemy. Każdego dnia przygniatały mnie te sprawy i czułam się obciążona psychicznie. Ponadto przełożona przysyłała nam listy, żeby sprawdzić postępy realizacji różnych zadań. Znów poczułam wewnętrzny opór i pomyślałam: „Nadzór pracy przez przełożoną jest zbyt szczegółowy i zbyt częsty. Na początku myślałam, że działanie za kulisami pozwoli mi trochę odpocząć, ale obciążenie pracą wcale nie zmalało, a wręcz przeciwnie. Teraz nie mam wcale okazji, żeby pofolgować ciału. Będę strasznie sfrustrowana, jeśli dalej będę musiała wykonywać swój obowiązek w taki sposób!”. Dotarło do mnie, że znów popadam w niewłaściwy stan, i szybko stanęłam przed Bogiem, wołając do Niego i prosząc, by chronił moje serce. Potem przeczytałam słowa Boże: „Jako dorosły musisz wziąć na swoje barki te rzeczy – bez narzekania i oporu, a zwłaszcza bez prób unikania ich lub odrzucania. (…) Czy to w społeczeństwie, czy w domu Bożym, wszędzie jest pod tym względem tak samo. To jest odpowiedzialność, którą powinieneś wziąć na siebie, ciężkie brzemię, które powinien nieść dorosły, coś, co powinien wziąć na swoje barki – nie wolno ci tego unikać. Jeśli cały czas próbujesz uciec lub odrzucić to wszystko, wtedy ujawni się twoja frustracja i zawsze będziesz przez nią zniewolony. Jeśli jednak potrafisz właściwie zrozumieć i zaakceptować to wszystko oraz postrzegać to jako niezbędną część swojego życia i egzystencji, to te problemy nie powinny być przyczyną pojawienia się u ciebie negatywnych uczuć” (Jak dążyć do prawdy (5), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy I). Po przeczytaniu słów Bożych wiedziałam, że wcale nie jest łatwo i prosto być kimś, kto potrafi wziąć na siebie zadania i postępować odpowiedzialnie; gdybym stale chciała unikać takich okoliczności, to dalej tkwiłabym w sidłach frustracji. Przełożona nadzorowała pracę, abym mogła dobrze wykonywać swój obowiązek. Ponieważ miałam skażone skłonności i często wykonywałam swój obowiązek niedbale, tylko ze względu na nadzór ze strony przełożonej nie śmiałam dalej ulegać tym skłonnościom i robić tego, co mi się podoba. To mi pomagało lepiej wykonywać obowiązek. Pomyślałam, że nie mogę wciąż wpadać we frustrację jak dawniej. Musiałam zmienić nastawienie i właściwie podejść do nadzoru ze strony przełożonej. Gdy zaczęłam tak myśleć, mój stan stopniowo zaczął się poprawiać. Potem wykonywałam zadania normalnie, robiąc, co w mojej mocy, by wnieść w nie swój wkład. Gdy nie potrafiłam czegoś osiągnąć, od razu pisałam do przełożonej, szukając rozwiązania. Dziś, choć nadal borykam się z trudnościami i stresem, to nie odczuwam już frustracji ani bólu; wręcz przeciwnie, udało mi się wyrobić w sobie poczucie odpowiedzialności. To przewodnictwo słów Bożych pozwoliło mi uwolnić się od frustracji i wziąć na siebie zadania jak osoba dorosła. Bogu niech będą dzięki!
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.