Już nie uchylam się od obowiązków

29 września 2023

Autorstwa Gracie, Hiszpania

W sierpniu zeszłego roku przywódczyni zaproponowała, że powierzy mi pieczę nad pracą kilku kościołów, i spytała, czy chcę spróbować. Serce skoczyło mi do gardła. Takie obowiązki oznaczają nie tylko rozwiązywanie trudności, jakie bracia i siostry mają z wejściem w życie, ale również pomoc przy wykonywaniu zadań. To duża odpowiedzialność. Gdybym sobie słabo radziła i praca zostałaby opóźniona lub gdyby powstałe zakłócenia zaszkodziły interesom kościoła, rozprawiono by się ze mną, a nawet zwolniono lub wyrzucono. Nie mogłabym wtedy zyskać dobrego wyniku ani przeznaczenia. Dwie osoby, które ostatnio piastowały tę funkcję, zostały zwolnione. Nie znałam tej pracy i miałam gorszy od nich charakter, więc stanęłabym przed wieloma problemami. Wolałam wykonywać jeden obowiązek i nie brać na siebie takiej odpowiedzialności. Chciałam odmówić, ale czułam, że to byłoby nierozsądne i że powinnam się podporządkować, więc niechętnie się zgodziłam. Tej nocy nie mogłam zasnąć. Byłam zestresowana. Bez przerwy myślałam o tym, że odpowiadając za pracę kościołów, będę mieć więcej pomocy i przewodnictwa, że szybciej zrobię postępy. Ale to była taka wielka odpowiedzialność. Jeśli sobie nie poradzę, zostanę wyrzucona. Bezpieczniej byłoby się tego nie podejmować. Namyśliłam się i nazajutrz powiedziałam przywódczyni: „Moja postawa jest słaba, nie nadaję się do tego zadania i boję się, że opóźnię pracę, więc lepiej, by ktoś inny się tego podjął”. Przywódczyni powiedziała, że powinnam się zastanowić, dlaczego uchylam się od tych obowiązków. Po tej rozmowie uklękłam i pomodliłam się: „Boże, boję się wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Z obawy, że mnie wyrzucą, jeśli nie dam rady, wolę mieć się na baczności i tkwić w niezrozumieniu. Boże, poprowadź mnie tak, bym zrozumiała Twoją wolę”. Potem przeczytałam słowa Boga: „Niektórzy podczas wykonywania obowiązków często są w stanie zniechęcenia i bierności lub oporu i niezrozumienia. Ciągle się boją, że zostaną zdemaskowani i wyrzuceni, ograniczają ich własna przyszłość i przeznaczenie. Czy nie jest to wyrazem dziecinnej postawy? (Tak). Niektórzy ludzie zawsze mówią, że boją się, iż nie wykonają dobrze swojego obowiązku. Nie wgłębiając się w szczegóły, można uznać, że są raczej lojalni. Czego tak naprawdę w głębi duszy się obawiają? Boją się, że jeśli nie wykonają dobrze swoich obowiązków, zostaną wyrzuceni i nie będą mieli ostatecznego przeznaczenia. Niektórzy mówią, że boją się zostać posługującymi. Kiedy inni to słyszą, myślą, że tamci nie chcą zostać posługującymi, lecz chcą po prostu dobrze wykonywać swoje obowiązki jako członkowie ludu Bożego. Sprawiają wrażenie zdeterminowanych. W rzeczywistości ci ludzie, którzy boją się zostać posługującymi, w głębi duszy myślą: »Jeśli zostanę posługującym, to w końcu i tak zginę i nie będę miał ostatecznego przeznaczenia, nie będę też miał udziału w królestwie niebieskim«. To wynika z ich słów: wciąż martwią się o swój wynik i o ostateczne przeznaczenie. Jeśli Bóg mówi o nich, że są posługującymi, wkładają nieco mniej wysiłku w wykonywanie swoich obowiązków. Jeżeli Bóg mówi, że należą do Jego ludu i są przez Niego chwaleni, to wkładają nieco więcej wysiłku w wykonywanie swoich obowiązków. W czym tkwi problem? Problemem jest to, że wykonując swoje obowiązki w domu Bożym, nie postępują zgodnie z zasadą prawdy. Zawsze mają wzgląd na własne perspektywy oraz los i zawsze ogranicza ich określenie »posługujący«. W rezultacie nie mogą dobrze wykonywać swoich obowiązków i nie mają siły praktykować prawdy. Wciąż żyją w stanie zniechęcenia i szukają znaczenia ukrytego w słowach Boga, aby się upewnić, czy są ludem Bożym, czy posługującymi. Jeśli są ludem Bożym, mogą dobrze wypełniać swoje obowiązki. Jeśli są posługującymi, pracują niedbale i po łebkach, za ich sprawą dzieje się wiele złych rzeczy, podlegają kontroli i nie mogą się od niej wyzwolić. Czasami, gdy ktoś ostro się z nimi rozprawi, mówią sobie: »Nie ma dla mnie nadziei, taki już jestem. Po prostu zrobię tyle, ile mogę«. I z tymi pasywnymi, negatywnymi i zdegenerowanymi myślami opierają się i niechętnie wypełniają swój obowiązek. Czy są w stanie wypełnić go dobrze?(Jedynie praktykując prawdę i okazując posłuszeństwo Bogu można osiągnąć zmianę usposobienia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i dokładają wysiłków dla Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są Mu wierni, to po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie znieść wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu na to, że natura człowieka jest szatańska(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Słowa Boga opisywały mój stan. W obliczu obowiązków powiedziałam, że mam słabą postawę i boję się porażki i opóźnienia pracy, ale tak naprawdę chodziło mi o osobiste interesy. Wiedząc, że inni pełniący te obowiązki zostali wyrzuceni, czułam, że wiążą się one z dużym ryzykiem. Gdybym sobie nie radziła, gdybym zakłóciła i opóźniła pracę kościoła, popełniłabym wykroczenie, zostałabym zwolniona, a być może i wyrzucona. W ten sposób straciłabym swoje przeznaczenie. Wymówiłam się więc, by ochronić swoją przyszłość i swoje przeznaczenie, mówiąc górnolotnie, że boję się opóźnić pracę kościoła. Nie chciałam brać na siebie tak dużej odpowiedzialności, tylko po prostu pełnić obowiązki i zyskać dobre przeznaczenie. Ulegałam truciznom szatana takim jak: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” oraz „Unikaj błędów, nie szukaj wielkich zasług”. We wszystkim myślałam przede wszystkim o sobie. Mogłam pełnić obowiązki, ale tylko korzystne dla mnie, chciałam za niewielką cenę zyskać Boże błogosławieństwo. Targowałam się z Bogiem, byłam samolubna i podła.

Potem przeczytałam więcej słów Boga: „Przyjemność sprawiają mi ci, którzy nie żywią wobec innych podejrzeń, i bardzo lubię także tych, którzy chętnie akceptują prawdę; tym dwóm rodzajom ludzi okazuję wielką troskę, gdyż w Moich oczach są oni uczciwymi ludźmi. Jeśli jesteś zwodniczy, twoje serce będzie cechować powściągliwość i podejrzliwość wobec wszystkich ludzi i wszystkich spraw. Z tego powodu twoja wiara we Mnie zbudowana jest na fundamencie podejrzliwości. Nigdy nie uznam takiej wiary. Nie mając prawdziwej wiary, będziesz jeszcze bardziej pozbawiony prawdziwej miłości. A jeśli jesteś w stanie wątpić w Boga i snuć na Jego temat dowolne domysły, to bez wątpienia jesteś najbardziej podstępnym z ludzi. Snujesz domysły na temat tego, czy Bóg może być podobny do człowieka: niewybaczalnie grzeszny, małostkowy, wyzuty z bezstronności i rozsądku, pozbawiony poczucia sprawiedliwości, oddany nikczemnym taktykom, zdradliwy i przebiegły, zamiłowany w złu i ciemności, i tak dalej. Czyż ludzie nie dlatego myślą w ten sposób, ponieważ nie mają najmniejszej wiedzy o Bogu? Taka wiara jest niczym innym jak grzechem! Są nawet tacy, którzy uważają, że to właśnie lizusi i pochlebcy Mi się podobają, a ci, którym brakuje tych umiejętności, będą niemile widziani i stracą swoje miejsce w domu Bożym. Czy tylko tego dowiedzieliście się przez te wszystkie lata? Czy to właśnie zyskaliście? A wasza wiedza o Mnie nie kończy się na tym niezrozumieniu; jeszcze gorsze jest wasze bluźnierstwo przeciwko Duchowi Bożemu i oczernianie Nieba. Dlatego powiadam, że taka wiara, jak wasza, spowoduje jedynie, że będziecie oddalać się ode Mnie i nasili się wasz opór w stosunku do Mnie(Jak poznać Boga na ziemi, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Myśląc o słowach Boga i zastanawiając się nad sobą, doszłam do wniosku, że jestem z natury podstępna. Myślałam, że ryzyko będzie większe z powodu dużej odpowiedzialności, więc gdybym poniosła porażkę, to by mnie zdemaskowano, a może nawet wydalono z kościoła. Traktowałam dom Boży na sposób świecki, a Boga jako świeckiego króla. Czułam, że pełnić obowiązki znaczy stąpać po cienkim lodzie, że drobna nieostrożność doprowadzi mnie do upadku. Tak jakby Bóg arbitralnie bawił się ludźmi, jakby narzucał mi ważne obowiązki, by mnie potem zdemaskować i wyrzucić, by wepchnąć mnie w otchłań płomieni. Nie wierzyłam w Bożą sprawiedliwość, miałam się przed Nim na baczności i źle Go pojmowałam. To było bluźniercze! Tak naprawdę dom Boży traktuje ludzi zgodnie z zasadami. Znałam siostrę Brendę, przywódczynię kościoła, osobę wierzącą od lat, która, choć przejawiała niedostatki charakteru, odpowiedzianie pełniła obowiązki. Gdy ją przycinano i rozprawiano się z nią, przyjmowała to i dążyła do zmiany. Kościół powierzył jej ważną pracę. Raz, gdy awansowała kogoś na lidera zespołu, okazało się, że ta osoba jest podstępna i nie wykonuje praktycznej pracy, co poważnie zakłóciło pracę kościoła. Jej przywódczyni surowo się z nią rozprawiła za to, że awansowała tę osobę bez oglądania się na zasady i nie nadzorowała jej pracy. Tak czyni fałszywy przywódca. Ale przywódczyni jej za to nie zwolniła. Cierpliwie omówiła z nią całą sprawę, odnosząc się do zasad prawdy, pomogła jej dostrzec błędy i jej własne wady. Była też nowo wybrana przywódczyni, siostra Lila, nie była zbyt doświadczona, ale miała dobry charakter i sporo rozumiała, potrafiła wiele osiągnąć, pełniąc obowiązki. Tylko że nie znała zasad i nie miała rozeznania co do poszczególnych osób, więc kogoś prawie wydaliła jako antychrysta, choć ta osoba była tylko arogancka. Dowiedziawszy się o tym, przywódczyni nie zwolniła jej, tylko się z nią rozprawiła i uzmysłowiła jej powagę problemu, omówiła odpowiednie zasady prawdy i pomogła jej zyskać rozeznanie. Widziałam, że przywódcy nie są zwalniani i wyrzucani, bo przejawiają zepsucie lub popełniają błędy w pracy. Inni pomagają im, rozmawiają lub rozprawiają się z nimi, żeby pojęli prawdę i zasady. O ile posiadają charakter, potrafią przyjąć prawdę i niosą brzemię obowiązków, to choćby mieli na koncie porażki i wykroczenia, kościół daje im szansę na skruchę i nie spisuje ich od razu na straty. Są nadal rozwijani i szkoleni w obowiązkach. Niektórzy nie nadają się do określonych zadań, bo brak im charakteru, ale kościół ich nie odrzuca. Są im powierzane obowiązki odpowiadające ich charakterowi i postawie. Ale ci, co są przebiegli, pełniąc obowiązki, i nie dążą do prawdy, zostaną zdemaskowani i wyrzuceni, nawet jeśli nie wykonują ważnej pracy. Niektórzy z kolei nie okazują skruchy po zwolnieniu, ale narzekają, wygłaszają osądy i szerzą swoje wyobrażenia, zakłócając życie kościoła. Takich ludzi wyrywa się jak chwasty i wyrzuca. Widać było, że usposobienie Boga jest sprawiedliwe i że dom Boży traktuje ludzi zgodnie z zasadami. Są w tym Boża miłość i Boże zbawienie. Wierzyłam w Boga, nie znając Go, oddawałam się spekulacjom na Jego temat. Sądziłam, że mnie zdemaskują i wyrzucą, jeśli wezmę odpowiedzialność za te kościoły. Moje myślenie było niedorzeczne, było zupełnym wypaczeniem woli Boga. To błędne pojmowanie Boga i bluźnierstwo przeciw Niemu, negowanie Jego sprawiedliwości. Bez sądu poprzez słowa Boże nie dostrzegłabym, jak poważny mam problem, żyłabym dalej w tym stanie sprzeciwu wobec Boga.

Pewnego dnia przeczytałam inny fragment słów Bożych. „Nie ma żadnej korelacji między obowiązkiem człowieka a tym, czy będzie on pobłogosławiony, czy przeklęty. Obowiązek to coś, co człowiek powinien wypełnić; jest to jego powołanie zesłane mu z nieba, a jego wykonywanie nie powinno zależeć od rekompensaty czy rozmaitych warunków bądź przyczyn. Tylko wtedy bowiem jest to wykonywanie swojego obowiązku. Być pobłogosławionym oznacza zostać udoskonalonym i cieszyć się Bożymi błogosławieństwami, doświadczywszy sądu. Bycie przeklętym oznacza, że usposobienie danej osoby nie ulega zmianie po tym, jak doświadczyła ona karcenia i sądu. Wówczas nie doświadcza ona również doskonalenia, lecz otrzymuje karę. Jednakże bez względu na to, czy zostaną pobłogosławione, czy przeklęte, istoty stworzone winny wypełniać swój obowiązek, robiąc to, co do nich należy i to, co są w stanie zrobić. Każda osoba, – osoba, która podąża za Bogiem – winna zrobić przynajmniej tyle. Nie powinieneś spełniać swojego obowiązku tylko dla uzyskania błogosławieństwa i nie powinieneś odmawiać działania z obawy przed tym, że zostaniesz przeklęty. Pozwólcie, że coś wam powiem: wypełnianie swego obowiązku przez człowieka oznacza, że robi on to, co należy. Jeśli zaś nie jest w stanie swego obowiązku wypełnić, wówczas jest to jego buntowniczość(Różnica pomiędzy służbą Boga wcielonego a obowiązkiem człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Rozmyślając nad słowami Boga, zrozumiałam, że to, jakie ktoś pełni obowiązki, nie daje mu błogosławieństwa ani nie skazuje na katastrofę. Obowiązki to zadanie powierzone ludziom przez Boga, to naturalne, że je wykonują. Gdy kogoś zwalniają i wyrzucają, to dlatego, że nie dążył do prawdy w swojej wierze lub nie poddał się Bogu, tylko w szale pełnił obowiązki, czynił zło i sprzeciwiał się Bogu. Dlatego odprawiono tych dwoje ludzi, którym wcześniej powierzono nadzór. Jednego z nich zwolniono, bo nie miał dobrego człowieczeństwa i w ogóle nie akceptował prawdy. Ponadto podsycał spory, tworzył frakcje i dręczył innych, poważnie zakłócając pracę kościoła. Kościół wziął pod uwagę jego naturę i istotę, a także złe uczynki. Druga osoba miała aroganckie usposobienie, wywyższała się i popisywała. Korzystała na swoim statusie i nie wykonywała praktycznej pracy. To w dużym stopniu opóźniło pracę kościoła, więc ją zwolniono. Doszło do tego nie dlatego, że szkodziły im ich obowiązki, ale dlatego, że nie wykonywali praktycznej pracy i szli złą ścieżką. Nie patrzyłam na powody i okolicznoości ich zwolenienia, nie rozumiałam faktów. Sądziłam, że ich zdemaskowano i wyrzucono, bo mieli trudne obowiązki, błędnie myślałam, że skoro mój charakter był gorszy niż ich, to na pewno mnie jeszcze szybciej wyrzucą, jeśli przyjmę te ważne obowiązki. Co za niedorzeczność!

Potem przeczytałam więcej słów Boga: „Każdy z was powinien wypełniać swoje obowiązki najlepiej, jak potrafi, z otwartym i szczerym sercem, i powinien być gotów zapłacić każdą konieczną cenę. Jak sami powiedzieliście, gdy nadejdzie ten dzień, Bóg nie zaniedba nikogo, kto cierpiał lub zapłacił jakąś cenę ze względu na Niego. Przekonania tego warto się trzymać i słusznym jest, byście nigdy o tym nie zapomnieli. Tylko wówczas będę mógł być o was spokojny. W innym wypadku na zawsze pozostaniecie ludźmi, o których nie mogę być spokojny i już zawsze będę żywił do was niechęć. Jeśli wszyscy zdołacie pójść za głosem sumienia i oddacie Mi się w pełni, nie szczędząc wysiłków dla Mojego dzieła i poświęcając całą swoją energię Mojemu dziełu ewangelii – czyż Moje serce nie będzie wówczas często tryskać radością z waszego powodu? Będę mógł wówczas być o was zupełnie spokojny, prawda? Jaka szkoda, że stać was tylko na spełnienie żałośnie małej części Moich oczekiwań. A skoro tak jest, jakże macie czelność domagać się ode Mnie tego, na czym tak wam zależy?(O przeznaczeniu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga pokazały mi, że On doskonali ludzi poprzez ich obowiązki, nie ma znaczenia, czy są one ważne i czy wiążą się z ryzykiem i odpowiedzialnością, musimy się podporządkować i wkładać w nie całe serce. Im więcej problemów wyjdzie podczas pracy, tym więcej korzyści dla nas, bo możemy się zreflektować i dostrzec własne zepsucie. Dzięki temu możemy szukać prawdy, uczyć się zasad i stopniowo wkraczać w rzeczywistość prawdy. To osiągamy, pełniąc obowiązki. Jeśli odmawiamy przyjęcia obowiązków, bojąc się wziąć odpowiedzialność, nasze zepsucie i wady nie wyjdą na jaw. Nie będziemy w stanie zrozumieć naszych błędnych perspektyw i naszej szatańskiej natury, nie wyzbędziemy się ich poprzez szukanie prawdy. Możemy mieć wiarę aż do końca, ale nie zyskamy prawdy, nie zmienimy usposobienia i nie zostaniemy zbawieni ani udoskonaleni. Tak ważne obowiązki związane z odpowiedzialnością za kilka kościołów dawały mi szansę, by się szkolić. Nieważne, czy popełnię błędy, czy mnie będą przycinać i się ze mną rozprawią, to była dobra okazja, bym poznała siebie i weszła w rzeczywistość prawdy. Poczułam ulgę, gdy to do mnie dotarło, i zgodziłam się wziąć na siebie te obowiązki. Później przywódczyni często sprawdzała, jak sobie radzę, i dzięki jej przewodnictwu i pomocy stopniowo przyswoiłam sobie zasady i prawdy oraz wyraźniej dostrzegłam swoje braki. Raz nie zajęłam się nadzorem pewnego zadania i nie omówiłam go, jak należało, co spowodowało problemy w pracy i straty. Bałam się, że się ze mną rozprawią lub że przywódczyni będzie mnie obwiniać, ale wiedziałam, że nie mogę ukrywać faktów. Musiałam zgłosić ten problem i przyjąć to, jak kościół ze mną postąpi. Przywódczyni mnie wysłuchała i nie rozprawiła się ze mną, tylko omówiła niektóre zasady prawdy, bym zrozumiała, co zrobiłam źle, i pojęła zasady i szczegóły tego, jak dobrze pełnić obowiązki. Choć popełniałam błędy w pracy i miałam problemy, a czasami surowo mnie przycinano i się ze mną rozprawiano, nie zostałam zwolniona ani wyrzucona za te błędy, czego się wcześniej obawiałam. Doświadczyłam tego, że pełnienie tych obowiązków pomogło mi nadrobić braki, to była Boża miłość!

Wkrótce stanęłam w obliczu nowej próby. Przywódczyni powierzyła mi zadanie związane ze sposobem wydawania datków. Zestresowało mnie to bardzo i pomyślałam, że jeśli coś pójdzie nie tak i powstaną poważne straty, to trafię prosto do piekła i nie będę w stanie osiągnąć dobrego wyniku ani przeznaczenia! Stwierdziłam, że powinnam odmówić. Ale to właśnie ja nadawałam się najlepiej do tego zadania, więc gdybym odmówiła, to opóźniłoby pracę kościoła. Nie wiedziałam, co zrobić. Byłam w rozterce. Chciałam znaleźć jakąś wymówkę, ale czułam się winna. Dotarło do mnie, że znów zaślepiają mnie moja przyszłość i mój los, więc od razu się pomodliłam: „Boże, znów boję się wziąć odpowiedzialność i uchylam się od obowiązków. O Boże, nie mogę być taka samolubna i interesowna. Pomóż mi się podporządkować”. Przeczytałam potem fragment słów Boga. „Dziś nie stawia się wam dodatkowych wymagań, należy jedynie wywiązywać się z obowiązku człowieka i z tego, co powinni czynić wszyscy ludzie. Jeżeli nie jesteście w stanie nawet wykonywać swoich obowiązków ani robić tego dobrze, to czy nie sprowadzacie na siebie kłopotów? Czy nie flirtujecie ze śmiercią? Jak moglibyście jeszcze oczekiwać, że macie przyszłość i perspektywy? Dzieło Boże jest wykonywane dla ludzkości, a współpraca człowieka jest oferowana ze względu na Boże zarządzanie. Gdy Bóg uczyni wszystko co miał czynić, od człowieka wymaga się, by oddał się praktykowaniu i współpracował z Bogiem. W dziele Boga człowiek nie powinien szczędzić wysiłków, powinien zaofiarować swoją lojalność oraz nie powinien zatracać się w licznych pojęciach ani siedzieć biernie i czekać na śmierć. Bóg potrafi poświęcić się dla człowieka, dlaczego więc człowiek nie może ofiarować swojej lojalności Bogu? Bóg ma w stosunku do człowieka niepodzielne serce i umysł, dlaczego więc człowiek nie mógłby ofiarować nieco współpracy? Bóg działa na rzecz ludzkości, więc dlaczego człowiek nie miałby wykonywać pewnej części swych obowiązków na rzecz Bożego zarządzania? Boże dzieło zaszło tak daleko, jednak wciąż patrzycie, ale nie działacie, słyszycie, ale nie ruszacie do dzieła. Czyż tacy ludzie nie są przedmiotem potępienia? Bóg już poświęcił człowiekowi wszystko, co mógł, dlaczego więc dzisiaj człowiek nie jest zdolny do rzetelnego wypełniania swoich obowiązków? Dla Boga, Jego dzieło ma najwyższe znaczenie, a Jego dzieło zarządzania jest sprawą najwyższej wagi. Wprowadzanie w życie Bożych słów i spełnianie Bożych wymagań są najważniejszą powinnością człowieka. Wszyscy powinniście to zrozumieć(Dzieło Boga i praktykowanie przez człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki tym słowom zrozumiałam, że Bóg wymaga ode mnie, bym wzięła na siebie odpowiedzialność za te obowiązki. Taka była moja powinność. Gdybym odmówiła, żeby chronić swoją przyszłość i swoje przeznaczenie, straciłabym wartość życia istoty stworzonej, a taka wiara nie może zyskać aprobaty u Boga. Z Bożej łaski mogłam pełnić obowiązki w kościele, ale nie dbałam o wolę Boga i chciałam wbrew sumieniu nie przyjąć obowiązków. Nie zasługiwałam, by żyć w obecności Boga. Ta myśl obudziła we mnie poczucie winy, chciałam porzucić własne interesy i podjąć się zadania. Na początku doświadczyłam trudności w tej pracy. Nikt nie wiedział, jak do niej podejść, i nie było widać żadnych postępów. Też nie miałam dobrego rozwiązania i niepokoiłam się, więc modliłam się do Boga, rozmawiałam i szukałam wyjścia z braćmi i siostrami. Dzięki harmonijnej współpracy i przewodnictu Boga udało nam się szybko znaleźć sposób na pracę i zrobiliśmy postępy. Wielokrotnie dziękowałam za to Bogu.

To doświadczenie umocniło moją wiarę w Boga i zrozumiałam, że jakiekolwiek obowiązki pełnię, powinnam brać na siebie tę powinność, nie mogę odmawiać ze strachu przed odpowiedzialnością. To byłby brak człowieczeństwa. Doświadczyłam też, że to z łaski Bożej możemy pełnić obowiązki, i o ile mamy właściwe pobudki, dźwigamy brzemię, skupiamy się na szukaniu prawdy i stosujemy zasady, to zyskamy więcej dzieła Ducha Świętego i coraz lepiej będziemy pełnić obowiązki.

Koniec wszelkich rzeczy jest blisko. Czy chcecie wiedzieć, jak Pan wynagrodzi dobro i ukarze zło i ustali wynik człowieka, kiedy On powróci? Zapraszamy do kontaktu z nami, aby pomóc Ci znaleźć odpowiedź.

Powiązane treści

Żegnaj, ugodowcu!

Autorstwa Li Fei, Hiszpania Jeśli chodzi o ludzi ugodowych, to zanim uwierzyłam w Boga, sądziłam, że są wspaniali. Mają łagodne...

Połącz się z nami w Messengerze