Przywódca kościoła to nie funkcjonariusz

02 lutego 2022

Jestem Mathieu. Trzy lata temu przyjąłem dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. W 2020 roku zostałem przywódcą kościoła. Wiedziałem, że to duża odpowiedzialność i czułem lekki stres, lecz byłem też bardzo dumny. Sądziłem, że dostałem ten obowiązek, bo miałem lepszy charakter niż inni. Traktowałem swój obowiązek poważnie, robiąc co w mojej mocy, by przez omówienia pomóc innym w ich problemach. Z czasem poczułem, że umiem rozwiązać wiele problemów, więc gdziekolwiek była potrzeba omówień, pośpiesznie to robiłem bez wahania. Chciałem wszystkim udowodnić, że jestem doskonałym liderem i łatwo rozwiązuję problemy.

Potem niektórzy antychryści zaczęli szerzyć pogłoski w kościele. Głosili kłamstwa Partii Komunistycznej, bluźnili Bogu na spotkaniach, przekręcali i przeinaczali fakty, osądzając dzieło domu Bożego. Chcieli odciągnąć ludzi od Boga. Prowadziłem spotkania i omówienia, na ile mogłem, a czułem się jak dowódca, prowadzący wojska przeciw wrogim frakcjom! Chciałem udowodnić, że umiem wszystkich ochronić, by zobaczyli, że dużo udźwignę i jestem odpowiedzialny. Lecz naprawdę czułem się słaby. Sam nie wiedziałem, jak obalić błędne pojęcia antychrystów, a miały też wpływ na mnie. Nie chciałem jednak okazać słabości przed innymi. Chciałem okazać się silnym, sądząc, że taki ma być przywódca. Nigdy nie mówiłem o swoim stanie, bo myślałem, że jeśli jako lider okażę słabość, stracę pozory siły. Co by o mnie pomyśleli? Że tylko głoszę doktrynę, a brak mi rzeczywistości prawdy? Sądziłem, że jako przywódca kościoła mam być twardy, jak prezydent czy dowódca wojskowy. Nikt nie mógł zobaczyć mojej słabości! Na spotkaniach mówiłem, że „dogłębnie” rozumiem słowa Boga i swoje doświadczenie, by bracia i siostry z moją pomocą mogli skuteczniej ewangelizować. Lecz swoje porażki i zepsucie pomijałem, szybko przechodząc do tego, co zrobiłem dobrze. Gdy na spotkaniu czułem się senny, nie przyznawałem się, a gdy rzeczywiście miałem problem, mówiłem, że szybko poradzę sobie ze swoją słabością. Mówiłem o tym, jak podlewam nowych wierzących i jak daję im okazje do nauki, by pokazać swoje dobre uczynki. Lubiłem opowiadać o swoich ofiarach dla Boga, jak dla obowiązku zarywałem noce, licząc, że wszyscy będą mnie podziwiać. Siostra Marinette bardzo mnie podziwiała, bo zawsze jej pomagałem słowami Boga odpowiednimi do jej stanu. Byłem bardzo zadowolony, gdy wyrażała swój podziw. Bracia i siostry szkolący się do podlewania też mnie podziwiali, a raz jedna siostra powiedziała, że dzięki moim naukom lepiej wypełnia swoje obowiązki. Nakarmiła moją próżność. Nie powiedziałem jej, że moja pomoc to wyłącznie przewodnictwo Boga, i oświecenie od Niego, więc chwała jest Jemu należna. Niektórzy bracia i siostry mówili „Amen” po moich omówieniach, „Mathieu ma rację”, albo „Jestem wdzięczny za omówienia Mathieu”. Czasem mówili do mnie pełni podziwu i pytali mnie o zdanie odnośnie swoich obowiązków, jak choćby: „Mathieu, czy tak jest dobrze?”. Czułem, że zajmuję ważne miejsce w ich sercach. Widząc, jak bardzo mnie podziwiają, czułem się trochę nieswojo, lecz podobał mi się ich podziw. Uszczęśliwiał mnie. Pewnego dnia obejrzałem świadectwo „Krzywda wyrządzona przez popisywanie się”. Poruszyło mnie ono. Pewna siostra zawsze się wywyższała, pełniąc obowiązki liderki. Obraziła usposobienie Boga, a On ją zdyscyplinował chorobą. Jej zachowanie obrzydziło Boga. Gdy obejrzałem ten film, łzy popłynęły mi po twarzy i zrozumiałem, że popisując się dla podziwu innych, sprzeciwiałem się Bogu. Kroczyłem ścieżką antychrysta. Nie byłem świadomy, że popisywanie się to tak poważny problem. Powtarzałem sobie: „Wznieciłem Boży gniew”. Czułem strach i nie wiedziałem, co robić.

Potem przeczytałem słowa Boga, które pomogły mi zrozumieć moje zepsucie. Brzmią one: „Wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie samych, afiszowanie się ze swoją wielkością i wspaniałością – oto, do czego zdolny jest skażony rodzaj ludzki. W taki właśnie sposób ludzie instynktownie reagują, gdy rządzi nimi ich szatańska natura, i jest to cecha wspólna całej skażonej ludzkości. Jak zatem ludzie zazwyczaj wywyższają się i niosą świadectwo o sobie samych? W jaki sposób osiągają ten cel? Jeden ze sposobów to świadczenie o tym, jak dużo wycierpieli, jak wiele wykonali pracy i jak ogromne ponieśli koszty dla Boga. Mówią o tych rzeczach jak o swego rodzaju osobistym kapitale, to znaczy wykorzystują je jak kapitał, dzięki któremu mogą się wywyższyć, który zapewnia im wyższą, trwalszą i pewniejszą pozycję w ludzkich umysłach, tak aby więcej osób darzyło ich szacunkiem, ceniło i podziwiało, a nawet czciło, ubóstwiało i podążało za nimi. Taki jest ostateczny skutek ich działań. Czy wszystko, co robią, by skutek ten osiągnąć – całe to wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie – jest rozsądne? Z pewnością nie. Wszystkie te rzeczy przekraczają granice racjonalnego zachowania. Ludzie ci nie mają wstydu: bez zażenowania niosą świadectwo o tym, co uczynili dla Boga i jak wiele dla Niego wycierpieli. Obnoszą się wręcz ze swymi darami, talentami, doświadczeniem i niezwykłymi umiejętnościami, albo sprytnymi technikami postępowania i środkami, jakich używają, aby manipulować ludźmi. Ich metodą na to, by się wywyższać i nieść o sobie świadectwo, jest afiszowanie się ze swoją wielkością, przy jednoczesnym lekceważeniu innych. Maskują się ponadto i kamuflują, ukrywając przed ludźmi swe słabości, wady i braki, tak aby ci widzieli wciąż jedynie ich wspaniałość. Nie mają nawet śmiałości powiedzieć innym, że odczuwają zniechęcenie; brak im odwagi, aby się przed nimi otworzyć i porozmawiać we wspólnocie, a jeśli zrobią coś złego, ze wszystkich sił starają się to ukryć i zataić. Nigdy zaś nie wspominają o szkodach, jakie poczynili domowi Bożemu podczas wypełniania swego obowiązku. Kiedy jednak wnieśli jakąś pomniejszą zasługę lub osiągnęli drobny sukces, niezwłocznie zaczynają się z tym afiszować. Nie mogą się wprost doczekać, by obwieścić całemu światu, jacy są zdolni, jak wspaniały mają charakter, jacy są wyjątkowi i o ile lepsi od zwykłych ludzi. Czyż nie jest to jeden ze sposobów wywyższania się i niesienia świadectwa o sobie samych? A czy wywyższanie się i niesienie świadectwa o sobie samym mieści się w racjonalnych granicach zwykłego człowieczeństwa? Nie, nie mieści się. Kiedy zatem ludzie tak właśnie postępują, jakie ujawniają zazwyczaj usposobienie? Jednym z głównych przejawów jest aroganckie usposobienie, za którym podąża zakłamanie, które każe im robić wszystko, co tylko możliwe, by sprawić, aby inni mieli o nich wysokie mniemanie. Ich opowieści są zupełnie hermetyczne: ich słowa zawierają aż nadto wyraźne motywacje i intencje, lecz znaleźli sposób na to, by ukryć fakt, że się popisują, i w rezultacie tego, co mówią, słuchacze i tak mają poczucie, że są oni lepsi od innych, nikt nie może się z nimi równać i wszyscy inni ustępują im pod każdym względem. A czyż nie osiągają oni tego skutku podstępnymi sposobami? Jakiego rodzaju usposobienie kryje się za takimi środkami? Czy daje się tu zauważyć jakieś oznaki niegodziwości? Jest to pewien rodzaj niegodziwego usposobienia(„Wywyższają siebie i świadczą o sobie” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowa Boga były jak cios w serce. Widziałem bardzo wyraźnie, co się we mnie kryje. Chciałem, by inni widzieli we mnie silną i doskonałą osobę. Gdy omawiałem swoje doświadczenie, chwaliłem się swoimi „heroicznymi” czynami, mówiłem o sukcesach, lecz rzadko o porażkach. Gdy miałem jakieś problemy, byłem w kiepskim a nawet najgorszym stanie, mówiłem: „Jest okej. Przechodzę próbę, lecz z Bożą pomocą sobie poradzę”. Jednak tak naprawdę cierpiałem. Mówiłem tylko o tym, jak cierpię dla obowiązku, popisując się swoją odpowiedzialnością. Lecz sprawy miały się inaczej. Gdy w swoim obowiązku się poświęcałem, to głównie dla prestiżu. Podziw ze strony innych owładnął moje serce i wiedziałem, że to nic dobrego. Lecz i tak nie robiłem nic, by to powstrzymać. Nie kazałem ludziom przestać mnie podziwiać, bo pragnąłem ich podziwu i pochwał, a nawet zająć miejsce Boga w ich sercach. Czyż nie byłem tak arogancki jak archanioł? Nie prowadziłem innych do Boga, a wyłącznie do siebie. Gdy pojąłem, że mogę zająć miejsce Boga w sercach braci i sióstr, drżałem ze strachu i czułem, że On nie znosi mojego zachowania. W związku z tym modliłem się do Niego: „Boże, popisywałem się, chcąc, by inni widzieli we mnie kogoś na wyższym poziomie, kogoś, kto rozwiąże każdy ich problem. Przejmuję Twoją chwałę. Chcę się przed Tobą ukorzyć”. Byłem pełen żalu. Potem napisałem list z przeprosinami, ujawniając swoje prawdziwe ja i samolubstwo, i wysłałem go do każdej grupy. Jednoznacznie zakazałem im też mnie podziwiać. Znałem kilka osób, które szczególnie mnie podziwiały, więc im posłałem osobne wiadomości z dokładną analizą siebie. Kilka dni później siostra Marinette powiedziała mi szczerze, że już wcześniej mnie podziwiała i że zajmowałem ważne miejsce w jej sercu. Słuchałem tego ze wstydem i czułem, że to dowód na moje złe czyny. Wtedy dostrzegłem swoją brzydotę. Popisywałem się, by zdobyć podziw innych. Całkiem straciłem rozum. To ma być pełnienie obowiązku? Bóg wyniósł mnie na przywódcę i tak Mu odpłacałem? Czułem wstyd, jak nigdy dotąd. Lecz i tak nie szukałem prawdy, by uleczyć swoje skażenie, więc wkrótce wszystko wróciło.

Na spotkaniu online, w którym uczestniczyli też inni przywódcy, czułem, że omówienia braci i sióstr są zbyt uproszczone, co mnie irytowało. Sądziłem, że omówienia są płytkie, a inni przywódcy nie mówią nic wzniosłego. Chciałem im pokazać dobre omówienie, podzielić się ze wszystkimi własnym zrozumieniem, by mogli się sporo nauczyć dzięki moim słowom. Chciałem im pokazać drogę. Przygotowałem więc w głowie to, co chciałem powiedzieć. Chciałem powiedzieć coś bardziej pouczającego, by się wybić z tłumu i podzielić ważnym omówieniem. Zastanawiałem się nad doborem najlepiej pasujących słów. Chciałem udowodnić, że lepiej to rozumiem, by inni docenili moją wiedzę. Użyłem wielu przykładów i metafor, by wiedzieli, że umiem omawiać szczegółowo. Gdy skończyłem, byłem bardzo szczęśliwy, słysząc od wszystkich „Amen”. Potem spojrzałem na czat, by sprawdzić, czy bracia i siostry powiedzieli coś miłego o moich słowach. Przed samym końcem brat Ze’en dodał coś od siebie i nie cytował słów Boga, co zwykle robimy, opierając na nich swoje omówienia, lecz odniósł się do moich słów i stwierdził, że powinniśmy kierować się moim omówieniem. Oparł swoje rozumienie całkowicie na moim omówieniu. Dostrzegłem, że znów się wywyższam, pragnąc uwielbienia od innych. Wtedy poczułem się bardzo nieswojo. Przypomniałem sobie słowa Boga, które niedawno omawialiśmy. Brzmią one: „Jeśli bracia i siostry mają być zdolni do zwierzania się sobie, pomagania sobie nawzajem i troszczenia się o siebie, to każda osoba musi mówić o własnych prawdziwych doświadczeniach. Jeśli nic nie mówisz o swoich prawdziwych doświadczeniach, a jedynie przytaczasz klarowne słowa doktryny, powtarzasz chwytliwe slogany i banały na temat wiary w Boga, w ogóle się nie otwierasz i nie pokazujesz, co masz w sercu, to nie jesteś osobą uczciwą i nie jesteś zdolny być uczciwą osobą(„Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „Kiedy niesiecie o Bogu świadectwo, powinniście przede wszystkim mówić więcej o tym, jak Bóg sądzi i karci ludzi, jakim próbom ich poddaje, aby ich oczyszczać i zmieniać ludzi usposobienie. Powinniście także mówić o tym, ile znieśliście, ile ujawniono w was buntu i zepsucia, jak wiele znieśliście oraz jak w końcu zostaliście podbici przez Boga; mów o tym, ile posiadacie prawdziwej wiedzy na temat Bożego dzieła, jak powinniście nieść o Nim świadectwo i jak powinniście się Mu odpłacić za Jego miłość. Włóżcie w swoje słowa treść i ujmujcie ją w prosty sposób. Nie mówcie o pustych teoriach. Mówcie w sposób przyziemny, mówcie z serca. Tak powinno wyglądać wasze doświadczenie. Nie uzbrajajcie się w pozornie głębokie, puste teorie, by się popisywać. Wygląda to dość arogancko i nierozsądnie. Powinniście mówić więcej o realnych rzeczach z własnego, rzeczywistego doświadczenia, które są prawdziwe i z serca – to właśnie przynosi najwięcej korzyści innym i to jest najbardziej odpowiednie dla ich oczu(„Jedynie dążąc do prawdy, można uzyskać zmianę usposobienia” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „Jeśli nie dążysz do prawdy i zawsze starasz się zjednywać sobie ludzi, chcesz spełniać własne ambicje i pragnienia, zaspokajać swoją żądzę statusu, to kroczysz ścieżką antychrystów. Czy w ścieżce antychrystów cokolwiek jest w harmonii z prawdą? (Nie). A co w niej jest sprzeczne z prawdą? Z myślą o czym działają ci ludzie? (Z myślą o statusie). Co przejawia się w ludziach, którzy działają z myślą o statusie? Niektórzy mówią: »Oni zawsze cytują doktryny, nigdy nie omawiają rzeczywistości prawdy, zawsze mówią z myślą o sobie, nigdy nie wywyższają Boga i nie niosą o Nim świadectwa. Ludzie, u których przejawiają się takie rzeczy, działają z myślą o statusie«. Dlaczego mówią słowami doktryny? Dlaczego nie wychwalają Boga i o Nim nie świadczą? Bo w sercach mają tylko status i pozycję – Bóg jest tam całkowicie nieobecny. Tacy ludzie ubóstwiają status i władzę, pozycja ma dla nich olbrzymie znaczenie, pozycja i status stały się ich życiem; Bóg jest nieobecny w ich sercach, nie mają bojaźni Bożej, a tym bardziej nie są Mu posłuszni; wynoszą jedynie siebie, świadczą o sobie i popisują się, by zyskać podziw innych. Toteż często wychwalają siebie, chełpią się tym, co zrobili, ile wycierpieli, jak zadowolili Boga, jaką cierpliwość okazywali, gdy się z nimi rozprawiano – a wszystko po to, by zdobyć współczucie i podziw innych osób. Wszyscy ci ludzie należą do tego samego rodzaju co antychryści, idą ścieżką Pawła. A jaki jest ich ostateczny koniec? (Stają się antychrystami i są wyeliminowani)” („Aby pokonać własne złe skłonności, należy mieć konkretną ścieżkę praktyki” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Dzięki nim zrozumiałem, że muszę się otworzyć i podzielić swoim doświadczeniem, mówić szczerze, a unikać pustych i bezużytecznych słów, by się popisać. Prawdziwy przywódca dzieli się swoim doświadczeniem i rozumieniem słów Boga, prowadzić innych do zrozumienia prawdy i przyprowadzić ich przed Boga. Antychryst używa pustych słów, by się pochwalić, dla podziwu i pochwał, by zagarnąć innych dla siebie. A ja właśnie głosiłem puste teorie, nie dając ludziom ścieżki praktyki. Nie rozwiązywałem prawdziwych problemów. Nie chciałem im pomóc zrozumieć prawdy ani wejść w rzeczywistość słów Boga – chciałem jedynie ich podziwu. Konsekwencje popisywania się były oczywiste. Inni mnie podziwiali i nie nieśli świadectwa o słowach Boga, a tylko kierowali się moimi omówieniami. W kółko mówili tylko „Dzięki omówieniu Mathieu” czy „Tak, jak powiedział brat Mathieu”. Paweł zawsze był pretensjonalny i nie niósł świadectwa o słowach Pan Jezusa. Przez co wierzący nieśli świadectwo o słowach Pawła przez 2000 lat. Czyż nie robiłem tego samego co Paweł, krocząc tą samą ścieżką antychrysta przeciw Bogu? Bardzo się bałem i nie mogłem siebie znieść. Modliłem się tak: „Boże, popełniam ten sam błąd. Twoje słowa wskazały mi drogę, lecz wciąż podążam za szatanem i zaspokajam swoją próżność. Znów odgrywam rolę szatana. Proszę, pomóż mi i zbaw mnie!”.

Przygotowując się do jednego ze spotkań, znalazłem ten fragment: „Jakie jest największe tabu w służbie człowieka dla Boga? Czy wiecie? Niektórzy ludzie, którzy służą jako przywódcy, zawsze chcą się wyróżnić, bić wszystkich na głowę i wymyślać jakieś nowe sztuczki, aby Bóg dostrzegł, jak bardzo są zdolni. Nie koncentrują się jednak na rozumieniu prawdy i wejściu w rzeczywistość słów Boga; zawsze usiłują się popisywać. Czyż właśnie to nie ujawnia ich aroganckiej natury? (…) Służąc Bogu, ludzie pragną czynić ogromne postępy, dokonywać wielkich rzeczy, wypowiadać ważkie słowa, wykonywać wielkie dzieło, organizować tłumne spotkania i być wspaniałymi przywódcami. Jeśli zawsze będziesz mieć takie wygórowane ambicje, to naruszysz Boże dekrety administracyjne; ludzie, którzy to uczynią, nie pożyją długo. Jeśli nie zachowujecie się należycie, jeśli nie jesteście pobożni i rozważni w swojej służbie Bogu, to wcześniej czy później obrazicie Jego usposobienie(„Bez prawdy łatwo można obrazić Boga” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Słowa Boga mnie sparaliżowały. Dzięki temu objawieniu dostrzegłem swoją chorą chęć osiągnięcia wielkości. Chciałem prowadzić spotkania, by wykazać się elokwencją. Uwielbiałem się popisywać i nie przegapiałem na to okazji. Chciałem, by inni mówili z podziwem: „Brat Mathieu organizuje świetne spotkania! Nie ma lepszego przywódcy niż on!”. Przez te pragnienia biegałem z jednego spotkania na kolejne, by rozwiązywać na nich problemy. Kochałem ten rodzaj przywództwa. Lecz przeczytawszy: „Jeśli zawsze będziesz mieć takie wygórowane ambicje, to naruszysz Boże dekrety administracyjne; ludzie, którzy to uczynią, nie pożyją długo”. Zadrżałem i poczułem strach w głębi serca. Sądziłem, że cieszę Boga, lecz pojąłem, że Go obrzydzam. Sam sobą też się brzydziłem. Chciałem zrobić coś wspaniałego, głosić coś wzniosłego. Nie motywowało mnie niesienie świadectwa o Bogu czy praktykowanie prawdy i nie brałem na siebie ciężaru życia braci i sióstr. Chciałem się wywyższyć i zająć szczególne miejsce w sercach innych. To wykroczenie przeciw Bożym przykazaniom, które mówią: „Człowiek nie powinien się wyolbrzymiać ani wywyższać. Powinien czcić i wywyższać Boga”. „Ludzie wierzący w Boga powinni być posłuszni Bogu i czcić Go. Nie wywyższaj się ani nie podziwiaj nikogo; nie stawiaj Boga na pierwszym miejscu, ludzi, których podziwiasz, na drugim, a siebie na trzecim. Nikt nie powinien zajmować miejsca w twoim sercu i nie powinieneś uważać ludzi – szczególnie tych, których czcisz – za równych Bogu, na poziomie odpowiadającym Bogu. Jest to nie do przyjęcia dla Boga(Dziesięć dekretów administracyjnych, które muszą być przestrzegane przez wybranych ludzi Boga w Wieku Królestwa, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Moje samouwielbienie nie tylko złamało przykazania, lecz co gorsza, sprowadziłem innych na złą ścieżkę oporu wobec Boga, bo podziwiali osobę. Konsekwencje są poważne, a Bóg na pewno by się rozgniewał. Byłem przerażony. Sądziłem, że Bóg mi nie wybaczy obrażenia Jego usposobienia. Ogarnęła mnie rozpacz. Modliłem się: „Boże, bardzo cierpię. Nie wiedziałem, że wzbudzam Twój gniew i chcę odpokutować. Proszę, pomóż mi zrozumieć Twoją wolę”.

Pogrążony w strachu, przeczytałem ten fragment słów Boga: „Dzisiaj Bóg was sądzi, karci i potępia, lecz musisz zdawać sobie sprawę, że sednem tego potępienia jest umożliwienie ci poznania samego siebie. Bóg potępia, przeklina, sądzi i karci, żebyś ty mógł poznać siebie, żeby twoje usposobienie mogło ulec zmianie oraz, co więcej, żebyś mógł poznać swoją wartość i zrozumieć, że wszystkie Boże czyny są sprawiedliwe i zgodne z Jego usposobieniem oraz wymogami Jego dzieła, że działa on zgodnie ze swoim planem zbawienia człowieka oraz że jest sprawiedliwym Bogiem, który kocha, zbawia, sądzi i karci człowieka. Jeśli wiesz tylko tyle, że twój status jest niski, że jesteś zepsuty i nieposłuszny, ale nie wiesz o tym, że Bóg pragnie ukazać zbawienie poprzez sąd i karcenie, które wykonuje w tobie dzisiaj, wówczas nie masz możliwości, by zyskać doświadczenie, a już na pewno nie jesteś zdolny do tego, by dalej iść naprzód. Bóg nie przybył po to, by zabijać lub niszczyć, tylko by sądzić, przeklinać, karcić i zbawiać. Dopóki Jego sześciotysiącletni plan zarządzania nie zostanie zrealizowany – zanim ujawni wynik każdej kategorii człowieka – dzieło Boga na ziemi będzie służyć zbawieniu; jego celem jest wyłącznie uczynienie tych, którzy Go kochają, pełnymi – dogłębnie – oraz sprawienie, by poddali się Jego panowaniu(Powinieneś odłożyć na bok błogosławieństwa, jakie daje status, i zrozumieć Bożą wolę zbawienia człowieka, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Po ich lekturze poczułem spokój. Sądziłem, że obraziłem Boga w niewybaczalny sposób, lecz tak nie było. Bóg mnie dyscyplinował, lecz mnie nie nienawidził. Chciał, bym się zmienił. Dostrzegłem sprawiedliwość, tolerancję i przebaczenie Boga. Wiedziałem, że tym razem muszę szukać prawdy i uleczyć swoje zepsucie.

Przeczytałem inny fragment słów Boga: „Jako uczciwa istota musisz najpierw obnażyć swoje serce, aby wszyscy mogli w nie wejrzeć, zobaczyć twoje wszystkie myśli i ujrzeć twoją prawdziwą twarz; nie wolno ci się ukrywać ani przedstawiać się w atrakcyjnej formie. Tylko wtedy ludzie zaufają ci i będą cię uważać za uczciwego. Jest to najbardziej fundamentalna praktyka i warunek wstępny bycia uczciwą osobą. Ciągle udajesz, ciągle stwarzasz pozory świętości, cnotliwości, wielkości i wysokich standardów moralnych. Nie pozwalasz ludziom dostrzec swojego zepsucia i swoich braków. Przedstawiasz ludziom fałszywy wizerunek, aby myśleli, że jesteś uczciwy, wspaniały, gotowy do poświęceń, bezstronny i bezinteresowny. Jest to oszustwo. Nie ukrywaj się pod przebraniem i nie przedstawiaj się w atrakcyjnej formie; zamiast tego obnaż siebie i swoje serce, aby inni mogli je zobaczyć. Jeśli potrafisz obnażyć swoje serce przed innymi i jeśli potrafisz obnażyć swoje myśli i plany – zarówno te pozytywne, jak i negatywne – to czyż nie jesteś uczciwy? Jeśli potrafisz obnażyć się tak, by inni zobaczyli cię takiego, jakim jesteś, Bóg także cię zobaczy i powie: »Obnażyłeś się przed innymi tak, aby mogli zobaczyć cię takiego, jakim jesteś, a zatem z pewnością jesteś też uczciwy wobec Mnie«. Jeśli obnażasz się jedynie przed Bogiem kiedy jesteś z dala od innych ludzi, i zawsze udajesz w ich towarzystwie, że jesteś wspaniały i cnotliwy lub sprawiedliwy i bezinteresowny, to co pomyśli i co powie Bóg? Bóg powie: »Jesteś naprawdę nieuczciwy, jesteś pełen hipokryzji i małostkowości oraz nie jesteś uczciwą osobą«. W ten właśnie sposób Bóg cię potępi. Jeśli pragniesz być uczciwą osobą, to niezależnie od tego, czy stoisz przed Bogiem, czy przed innymi ludźmi, powinieneś być w stanie jasno i otwarcie przedstawić to, co się w tobie przejawia i jakie słowa rodzą się w twoim sercu. Czy łatwo to osiągnąć? Wymaga to czasu; wewnętrznej bitwy i ciągłej praktyki. Krok po kroku, nasze serca się otworzą i będziemy w stanie się obnażyć(„Najbardziej fundamentalna praktyka bycia uczciwą osobą” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Dzięki niemu zrozumiałem, czego Bóg ode mnie oczekiwał. Chciał, bym był uczciwą osobą. Musiałem nauczyć się ujawniać innym swoje zepsucie i szczere myśli, by widzieli moje słabości i trudności. Ciągłe wywyższanie się, bez wyjawiania niepowodzeń i słabości, a budowanie fałszywego obrazu siebie dzięki omówieniom, to kłamstwo. To nieuczciwe wobec innych i Boga. Wtedy zrozumiałem, że muszę być uczciwą osobą. Zrozumiałem też nieco lepiej swoje błędne poglądy. Sądziłem, że przywódca powinien być bohaterem bez słabości, jak jakiś dyrektor ze świata, na wyższym szczeblu i lepszy od innych. Lecz Bóg nie tego chce. On chce prostych, uczciwych ludzi. Tacy ludzie umieją mówić o swoich wadach, kochają i praktykują prawdę. Skupiają się na wejściu w życie braci i sióstr i dążą do zasad prawdy, a nie do spełnienia swoich ambicji. Pamiętam słowa Pana Jezusa: „Ale wy nie nazywajcie się Rabbi. Jeden bowiem jest wasz Mistrz, Chrystus, a wy wszyscy jesteście braćmi. (…) Niech też was nie nazywają mistrzami, gdyż jeden jest wasz Mistrz, Chrystus. Ale kto z was jest największy, będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony(Mt 23:8-12). Będąc przywódcą, cały czas udawałem i liczyłem, że ludzie będą mnie wielbić. Pojąłem, że byłem bardzo daleko od tego, czego wymaga Bóg. Przywódca ma grać rolę sługi, sługi z ogromną odpowiedzialnością. Zawsze ma pamiętać o swojej odpowiedzialności, czyli o podlewaniu i wspieraniu innych, o szukaniu prawdy, dzięki której rozwiążą problemy. Przywódca to nie oficer ani niczyj przełożony. Bóg jest jedynym Stwórcą, a ludzie są stworzeniami, bez względu na swoją pozycję. Wszyscy powinniśmy czcić Stwórcę. Wtedy zrozumiałem swoją rolę i odpowiedzialność – mam dalej być istotą stworzoną i właściwie pełnić swój obowiązek. Od tamtej chwili zmieniłem swój sposób myślenia i dążyłem do bycia szczerym. Gdy zauważałem, że się wywyższam, otwierałem się i demaskowałem swoje zepsucie i wady. Czasem było to bolesne, lecz ukazało mi, jak nieszczery byłem. Pogrywałem sobie z innymi i ich zwodziłem. Coraz lepiej widziałem swoje prawdziwe ja i prawdziwą postawę. Pojąłem, że jestem niczym. W swoich omówieniach wywyższałem się, a doktrynami zachęcałem ludzi i pomagałem im. Teraz zacząłem ujawniać swój prawdziwy stan braciom i siostrom, być szczerym. Miałem te same trudności, co oni, to samo zepsucie, co oni – choć byłem liderem, byłem taki jak oni. Różniły nas obowiązki. Dzięki temu nie czułem się mądrzejszy od innych, lecz mogłem się uczyć na ich doświadczeniach i zyskać oświecenie dzięki ich omówieniom. Wcześniej ledwie słuchałem omówień innych, arogancko zakładając, że to ja zapewniam oświecenie. Dzięki słowom Boga nawiązałem bliższą relację z innymi, lepiej ich rozumiałem i widziałem ich prawdziwy stan. Dostrzegałem, że dzięki Bożym ustaleniom wiele od nich zyskiwałem, gdy im pomagałem. Dzięki wspólnym omówieniom wiele się od nich nauczyłem. Nie byłem już tak wyniosły i zarozumiały. Zacząłem traktować innych jak równych sobie, bardziej rozsądnie i normalnie, a czasem zapominałem o swojej funkcji przywódcy podczas omówień. Jestem wdzięczny Bogu za tę przemianę.

Czasem mam chęć się popisać, co pokazuje, jak bardzo szatan mnie zdeprawował. Nie jest to coś przemijającego, mam to we krwi i w kościach. Bez wsparcia prawdą, bez sądu i karcenia od Boga, trzymałbym braci i siostry pod swoją kontrolą, a z Nim wciąż bym walczył. To fakt. To niebezpieczne, gdy się nie zmieniamy. Jedynie prawda pomogła mi uwolnić się od szatańskiego usposobienia. Gdyby nie to, zostałbym antychrystem i byłbym potępiony. Dzięki przewodnictwu Boga zmieniłem perspektywę i teraz mam czystsze rozumienie obowiązków przywódcy. Co ważniejsze, Bóg wybawia mnie od bycia pod kontrolą szatańskiego usposobienia. Dziękujmy Bogu Wszechmogącemu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze