Czy „bycie wyrozumiałym dla innych” stanowi zasadę postępowania

24 czerwca 2025

Autorstwa Shen Si, Chiny

W grudniu 2023 roku wykonywałam obowiązki liderki zespołu i odpowiadałam za sprawdzanie artykułów zawierających świadectwa życiowych doświadczeń. W lutym 2024 roku przywódcy napisali do nas z prośbą o jak najszybsze przesłanie kazań na potrzeby głoszenia ewangelii i zarządzili, że będę odpowiedzialna za wykonanie tego zadania. Martwili się, że będę miała za dużo na głowie, i poprosili kilka sióstr, by pomogły mi sprawdzać artykuły zawierające świadectwa z doświadczenia. W tamtym czasie codziennie zajmowałam się redagowaniem kazań na potrzeby głoszenia ewangelii, przez co stale rosła liczba czekających na sprawdzenie artykułów ze świadectwami z doświadczenia, i zaczynałam się trochę niepokoić. Widziałam, że siostry są zajęte własnymi zadaniami, z których część nie była szczególnie pilna, ale żadna z nich nie zgłosiła się na ochotnika, by mi pomóc i wziąć na siebie obowiązek sprawdzania artykułów zawierających świadectwa z doświadczenia, toteż chciałam zwrócić im uwagę. Później przypomniałam sobie, że przecież przywódcy prosili je już, by mi pomagały, a mimo to żadna z nich nie pisnęła ani słowa. Pomyślałam sobie: „Żadna z nich nie chce tego robić, a jeżeli nadal będę wracać do tego tematu, czy nie pomyślą, że bezzasadnie na nie naciskam? Czy nie powiedzą, że moje człowieczeństwo jest złe, że jako liderka zespołu stawiam się na piedestale i wydaję rozkazy i przez to nie będą miały o mnie dobrego zdania? Trudno. Zostanę po godzinach i wszystkim zajmę się sama”. Tak więc pracowałam codziennie od świtu do zmierzchu, a gdy tylko skończyłam jeść, pędziłam do komputera, aby sprawdzać kazania na potrzeby głoszenia ewangelii i artykuły zawierające świadectwa z doświadczenia. Niekiedy nie miałam nawet czasu na ćwiczenia duchowe. Choć każdego dnia byłam tak zajęta, że nie miałam ani jednej wolnej chwili, moje zaległości w sprawdzaniu artykułów wciąż rosły. Ciało miałam bardzo zmęczone, a serce przepełnione urazą, ale nie śmiałam się odezwać, obawiając się, iż siostry będą miały o mnie negatywne zdanie i powiedzą, że postępuję w sposób ograniczony i małostkowy. Dlatego po prostu dalej pracowałam sama, mimo trudności. Pracowała wówczas ze mną siostra o imieniu Jia Liu, którą czasem upominałam, gdy okazywało się, że artykuły, za które odpowiadała, nie zostały sprawdzone na czas. Jia Liu zawsze zdawkowo przytakiwała, ale potem nic się nie zmieniało. Niekiedy nawet przerzucała pracę na mnie. Wiedziałam, że oddaje się ona cielesnym wygodom i nie bierze na siebie ciężaru obowiązków; chciałam zwrócić uwagę na jej problemy i jej pomóc. Jednakże później pomyślałam o tym, że szkoli się ona dopiero od niedawna, i bałam się, że powie, iż jestem wobec niej zbyt wymagająca i surowa, że codziennie bacznie ją obserwuję, jakbym była ciemiężycielką. Gdyby wyrobiła sobie o mnie złą opinię, utrudniłoby to naszą współpracę w przyszłości, dlatego wolałam już nic więcej nie mówić. Czułam, że jako liderka zespołu powinnam być wyrozumiała i wykonywać więcej pracy, więc jeśli ona czegoś nie zrobiła, ja się tym zajmowałam. Czasem widziałam, że niektóre siostry redagując kazania, wciąż popełniają pewne błędy w formatowaniu. Chciałam im powiedzieć, by w przyszłości były uważniejsze, ale potem pomyślałam: „Jeśli wspomnę o takiej drobnostce, czy nie powiedzą, że jestem małostkowa i pedantyczna?”. Dlatego o tym nie wspomniałam i za każdym razem, gdy sprawdzałam kazania i natrafiałam na błędy, po prostu sama je poprawiałam. Chociaż były to pomniejsze kwestie, poprawki i tak zajmowały mi trochę czasu. Byłam zdołowana i narzekałam, że siostry nie dźwigają brzemienia obowiązków. Nie tylko nie były w stanie pomóc mi w moich zadaniach, lecz wręcz nie potrafiły dobrze wykonać swojej podstawowej pracy, przez co musiałam martwić się również o ich zadania. Choć miałam takie myśli i nosiłam w sercu urazę, nigdy nie dałam im upustu, ponieważ chciałam, by moje siostry mówiły, że jestem gotowa dźwigać brzemię i że mam dobre człowieczeństwo. Ktoś stojący z boku stwierdziłby, że mimo trudności posuwam pracę do przodu.

W tamtym czasie, niezależnie od tego, jak bardzo się przykładałam, wciąż miałyśmy zaległości w sprawdzaniu artykułów, a w pracy ciągle pojawiały się błędy. Zadania, za które odpowiadały moje siostry, również nie posuwały się zbytnio do przodu, a to powodowało ogólne opóźnienie pracy. Kiedy przywódcy napisali do mnie i przycięli mnie, zwracając uwagę na te problemy, poczułam się bardzo pokrzywdzona i miałam wrażenie, że choć jestem zapracowana do tego stopnia, że mój mózg niemal się topi, to w wykonywanych przeze mnie obowiązkach wciąż pojawiają się błędy i uchybienia. Czułam, że zaraz się załamię, i nie wiedziałam już, jak wykonywać swoje obowiązki. Później przybyli przywódcy, którzy zwołali zgromadzenie, by zapoznać się z sytuacją. Jia Liu powiedziała, że rzeczywiście dźwigam brzemię obowiązków i myślę o wszystkich aspektach pracy, dzięki czemu o niektóre zadania w ogóle nie musiała się troszczyć. Słysząc to, poczułam odrobinę radości i uznałam, że moja ciężka praca nie poszła na marne. Wyglądało na to, że inni ludzie wciąż mieli o mnie dobre zdanie. Potem jednak pomyślałam o tym, iż siostra chwaliła mnie, mimo że narobiłam w pracy takiego bałaganu, i poczułam się trochę nieswojo.

Później zaczęłam zastanawiać się nad tym, w jakim stanie żyłam w tamtym okresie, i przeczytałam fragment słów Bożych, który odnosił się właśnie do tego mojego stanu. Byłam bardzo poruszona. Bóg mówi: „Omówmy sobie teraz kolejne powiedzenie dotyczące postępowania moralnego: »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« – co oznacza ta maksyma? Oznacza, że powinieneś bardzo dużo wymagać od siebie, a innych traktować pobłażliwie, by widzieli, jaki jesteś wspaniałomyślny i wielkoduszny. Czemu więc ludzie powinni tak postępować? Czemu ma to służyć? Czy jest wykonalne? Czy faktycznie jest to naturalny przejaw człowieczeństwa? Musisz tak dalece sprzeniewierzyć się samemu sobie, aby przyjąć taką postawę! Musisz być wolny od pragnień i żądań, wymagać od siebie tego, byś czuł mniejszą radość, byś trochę więcej cierpiał, płacił większą cenę i więcej pracował, tak aby inni nie musieli się przemęczać. A jeśli inni zrzędzą, narzekają lub kiepsko sobie radzą, nie możesz za dużo od nich wymagać – tylko tyle, ile trzeba. Ludzie wierzą, że to jest oznaka szlachetnej moralności – ale czemu brzmi Mi to fałszywie? Czy nie jest to fałszywe? (Jest). W normalnych okolicznościach naturalnym przejawem człowieczeństwa zwykłej osoby jest pobłażanie sobie i surowość względem innych. To jest fakt. Ludzie potrafią dostrzec problemy wszystkich innych: »Ta osoba jest arogancka! Tamta osoba jest zła! Ta jest samolubna! Tamta wykonuje obowiązki po łebkach! Ta osoba jest taka leniwa«, ale gdy chodzi o nich samych, myślą: »Jeśli jestem trochę leniwy, to nic takiego. Mam dobry charakter. Choć jestem leniwy, i tak radzę sobie lepiej od innych!«. Takie osoby czepiają się wad innych ludzi, ale dla siebie samych są pobłażliwe i wyrozumiałe, ilekroć to możliwe. Czy nie jest to naturalny przejaw ich człowieczeństwa? (Jest). Gdyby oczekiwać od kogoś, by sprostał maksymie »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych«, na jaką udrękę ten ktoś by się skazywał? Czy potrafiłby to znieść? Ilu ludzi by potrafiło temu sprostać? (Nikt). A dlaczego tak jest? (Ludzie są samolubni z natury. Postępują według zasady, która mówi »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«). W rzeczy samej, człowiek rodzi się samolubny, człowiek jest istotą samolubną, gorliwie hołdującą szatańskiej filozofii, która mówi: »Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego«. Ludzie myślą, że byłoby to dla nich katastrofalne i nienaturalne, gdyby nie byli samolubni i nie dbali o siebie, gdy coś im się przytrafia. W to ludzie wierzą i tak właśnie postępują. Jeśli oczekuje się od nich, by nie byli samolubni, by stawiali sobie samym surowe wymagania i by skłonni byli raczej sami stracić niż wykorzystać innych, i jeśli oczekuje się od ludzi, by, gdy ktoś ich wykorzystuje, z radością mówili: »Masz z tego korzyść, ale ja nie robię problemu. Jestem wyrozumiałą osobą, nie będę cię obmawiać ani nie spróbuję się zemścić, a jeśli chcesz jeszcze bardziej mnie wykorzystać, to proszę bardzo« – czy to jest realistyczne oczekiwanie? Ilu ludzi byłoby na coś takiego stać? Czy w ten sposób zazwyczaj postępuje zepsuta ludzkość? To oczywiste, że coś takiego jest anomalią. A dlaczego? Ponieważ ludzie z zepsutym usposobieniem, wyjątkowo samolubni i podli ludzie, podejmują wysiłki dla własnych interesów i poświęcanie uwagi innym zdecydowanie nie sprawi, że będą czuli się usatysfakcjonowani. Dlatego to zjawisko, gdy faktycznie ma miejsce, jest anomalią(Co to znaczy dążyć do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Słowa Boże doskonale to wszystko obnażyły. Wszyscy ludzie mają samolubną naturę, a kiedy coś im się przydarza, są wyrozumiali dla samych siebie i surowi wobec innych. To im świetnie wychodzi. Gdy zbytnio cierpią, czują się wykorzystywani, w ich sercach brakuje równowagi i zwyczajnie nie potrafią być surowi wobec siebie, a wyrozumiali dla innych. Jednakże w tamtym okresie stale się hamowałam i usiłowałam być kimś surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych. Czyż nie byłam zwykłą hipokrytką? Przypomniałam sobie, że w tamtym czasie byłam przytłoczona obowiązkami, a siostry, z którymi pracowałam, nie miały zbyt wiele do roboty. Jak najbardziej miałam możliwość, by rozsądnie rozdzielić pracę i poprosić siostry, aby pomogły mi dźwigać część brzemienia. Dzięki temu zyskałabym czas na jak najszybsze redagowanie kazań na potrzeby głoszenia ewangelii. Kiedy spostrzegłam, że żadna z nich nie chce wziąć na swoje barki większego brzemienia, w głębi serca miałam o nich negatywne zdanie i narzekałam, że są zbyt samolubne i nie biorą pod uwagę ogółu prac, lecz nigdy nie wypowiedziałam na głos swoich najskrytszych myśli ani otwarcie nie poprosiłam ich, by mi pomogły i wzięły na siebie część pracy. Bałam się, że jeśli cokolwiek powiem, siostry uznają, iż wykorzystuję swoją pozycję liderki zespołu do wydawania rozkazów i mam złe człowieczeństwo, więc zostawałam po godzinach, żeby wszystko zrobić sama. Kiedy odkryłam, że Jia Liu nie dźwiga brzemienia swoich obowiązków i nie traktuje poważnie moich upomnień, a wręcz przerzuca na mnie część zadań, moje serce wypełniło się pogardą i niechęcią i narzekałam, że ona uchyla się od pracy. Chciałam to z nią omówić i przeanalizować jej podejście do obowiązków, ale bałam się, że jeśli cokolwiek powiem, poczuje do mnie odrazę i stwierdzi, że nie jestem wyrozumiała, lecz nazbyt surowa. Dlatego stłumiłam urazę głęboko w sercu i wykonałam tę pracę sama, z własnej inicjatywy. Z pozoru wyglądało to tak, jakbym wzięła na siebie wiele zadań i nie sprzeczała się o drobne kwestie z siostrami, lecz ja w głębi serca czułam się pokrzywdzona i narzekałam, że są samolubne i zajmują się tylko swoimi zadaniami. Jednakże nigdy nie wyraziłam uczucia oporu tkwiącego w moim sercu. Dostrzegłam, jaką byłam hipokrytką! Żyłam zgodnie z szatańskimi myślami i ideami oraz uparcie brałam na siebie więcej pracy, niż mogłam wykonać, choć przecież wszystkiego i tak nie byłabym w stanie ogarnąć. Oprócz tego, że byłam wyczerpana, popełniałam błędy, wykonując swoje obowiązki, i niektóre artykuły nie były sprawdzane na czas, co opóźniało postępy w pracy. Gdy to zrozumiałam, chciałam odmienić swój niewłaściwy stan i przydzielić niektóre zadania siostrom. Omówiłam to też z Jia Liu, żeby zaczęła dźwigać brzemię swoich obowiązków, i upominałam ją, gdy robiła powolne postępy w pracy. Przestałam nieustannie udawać wielkoduszną. Po pewnym czasie Jia Liu zaczęła aktywniej wykonywać swoje obowiązki, a ja byłam w stanie na czas uporać się z zaległą pracą. Rezultaty wykonywanych przeze mnie obowiązków również były nieco lepsze niż wcześniej.

Później nad tym rozmyślałam: Było jasne, że nie potrafię być surowa wobec siebie, a wyrozumiała dla innych, dlaczego więc wciąż na siłę próbowałam? Przeczytałam słowa Boże: „Można z całą pewnością stwierdzić, że większość ludzi, którzy wymagają od siebie przestrzegania zasady moralnej, którą głosi maksyma »Bądź surowym wobec siebie, a wyrozumiały dla innych«, ma obsesję na punkcie statusu. Kierowani swoim zepsutym usposobieniem, nie potrafią się powstrzymać i gonią za prestiżem pośród ludzi, pozycją społeczną i statusem w oczach innych. Wszystko to wiąże się z ich pragnieniem statusu i dokonuje się pod przykrywką dobrego, moralnego postępowania. A skąd wzięły się te ich dążenia? Wynikają one wyłącznie z ich zepsutego usposobienia i przez nie właśnie są napędzane. Dlatego nie ma znaczenia, czy ktoś przestrzega zasady moralnej mówiącej, że należy być »surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych«, czy też nie, i czy robi to w sposób doskonały, gdyż absolutnie nie jest to w stanie zmienić istoty jego człowieczeństwa. Prowadzi to do wniosku, że nie może to też w żaden sposób zmienić jego spojrzenia na życie czy systemu wartości ani nie może kształtować jego postaw i perspektyw dotyczących ludzi, zdarzeń i rzeczy. Czyż nie tak właśnie jest? (Tak jest). Im bardziej ktoś jest w stanie być surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych, tym lepiej potrafi udawać, maskować się, wprowadzać innych w błąd swoim dobrym postępowaniem i miłymi słowami, tym bardziej taka osoba jest kłamliwa i niegodziwa ze swej natury. W im większym stopniu ktoś jest tego rodzaju osobą, tym głębsze staje się jego umiłowanie statusu i władzy i tym bardziej usilne staje się jego dążenie do tych rzeczy. Choćby na pozór jego postępowanie moralne zdawało się być nie wiem jak wzniosłe, godne pochwały oraz właściwe, i jak by nie było miłe dla oka, w każdej chwili na jaw może wyjść niewypowiedziane dążenie tkwiące w głębi jego serca, jak również jego naturoistota, a nawet jego ambicje. Stąd też, niezależnie od tego, jak dobre jest postępowanie moralne takich ludzi, nie jest ono w stanie zamaskować wrodzonej istoty ich człowieczeństwa, ich ambicji i pragnień. Nie może ukryć ich ohydnej naturoistoty, która nie miłuje tego, co pozytywne, która czuje niechęć do prawdy i jej nienawidzi. Jak pokazują te fakty, maksyma »Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych« jest nie tylko niedorzeczna – demaskuje też tych ambitnych ludzi, którzy usiłują wykorzystywać takie maksymy i sposoby zachowania jako przykrywkę dla swoich ambicji i pragnień, do których nie mogą się przyznać. Możecie to sobie porównać z niektórymi spośród antychrystów i złych ludzi w kościele. Aby ugruntować swój status i władzę w kościele oraz zyskać lepszą opinię pośród pozostałych jego członków, są oni w stanie cierpieć i płacić cenę przy wykonywaniu swoich obowiązków; mogą nawet wyrzec się pracy i rodziny oraz sprzedać wszystko, co mają, aby ponosić koszty dla Boga. W niektórych przypadkach cena, jaką płacą, i cierpienie, jakiego doświadczają, ponosząc koszty dla Boga, przekraczają granice tego, co przeciętny człowiek może znieść; tacy ludzie są w stanie ucieleśniać ducha skrajnego samozaparcia, aby podtrzymać swój status. Jednak bez względu na to, jak bardzo cierpią lub jaką cenę płacą, żaden z nich nie stoi na straży Bożego świadectwa czy interesów domu Bożego ani nie praktykuje zgodnie ze słowami Boga. Celem, do którego dążą, jest jedynie osiągnięcie statusu, władzy i Bożych nagród. Nic z tego, co robią, nie ma najmniejszego związku z prawdą. Niezależnie od tego, jak surowi są wobec siebie i jak wyrozumiali dla innych, jaki będzie ich ostateczny wynik? Co Bóg o nich pomyśli? Czy zdecyduje o ich losie na podstawie tych na pozór dobrych zachowań, jakie urzeczywistniają? Z pewnością nie. To ludzie postrzegają i osądzają innych na podstawie tych zachowań i zewnętrznych przejawów; a ponieważ nie potrafią przejrzeć ich istoty, w końcu zostają przez nich oszukani. Bóg jednak nigdy nie daje się zwieść człowiekowi i z pewnością nie pochwali ani nie zapamięta sobie moralnego postępowania ludzi, dlatego że potrafili być surowi wobec siebie i wyrozumiali dla innych. Zamiast tego potępi ich za ich ambicje i za to, jakie obierali ścieżki w pogoni za statusem(Co to znaczy dążyć do prawdy (6), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki demaskującym słowom Bożym zrozumiałam, że ludzie, którzy żyją zgodnie z tradycyjną wartością kulturową polegającą na byciu „surowym wobec siebie, a wyrozumiałym dla innych”, wykorzystują swoje dobre zachowanie do tego, by się hamować, maskować i robić przedstawienie, chcąc w ten sposób wyrobić sobie dobrą reputację w oczach innych. Robiłam dokładnie to samo. Stale sądziłam, że jako liderka zespołu muszę stanąć na wysokości zadania i dźwigać brzemię, odgrywać wiodącą rolę w zespole, robić rzeczy, których inni członkowie nie robili, i po prostu szeroko się uśmiechać i to znosić, niezależnie od tego, jak bardzo byłam zajęta. Jedynie w ten sposób mogłam zyskać podziw i pochwały od innych. Chcąc, by ludzie mówili, że mam dobre człowieczeństwo i jestem troskliwa, stawiałam sobie wysokie wymagania i bez względu na to, jak bardzo byłam zajęta czy zmęczona, nigdy otwarcie nie poprosiłam sióstr, by wzięły na swoje barki część moich obowiązków. Z tego samego powodu, kiedy odkryłam, że Jia Liu nie dźwiga brzemienia swoich obowiązków, nie omówiłam z nią tego ani nie pomogłam jej w porę, lecz sama przejęłam inicjatywę i zrobiłam, co było do zrobienia. W rezultacie powstały zaległości, gdyż moja zdolność do pracy była ograniczona, i opóźniło to realizację zadań. Z pozoru byłam bardzo życzliwa i wspaniałomyślna, nigdy nie wymagałam, by ludzie robili to czy tamto, ani nie spierałam się o szczegóły, lecz we wszystkich moich działaniach nie chodziło mi o to, by mieć wzgląd na intencje Boga i okazać miłość moim braciom i siostrom, lecz o to, by zyskać podziw i pochwały oraz zrobić dobre wrażenie na innych. Choć udało mi się podtrzymać swój status i wizerunek w oczach innych, ucierpiała na tym praca kościoła. Zaprzedawałam ją w zamian za własne korzyści. Wprowadzałam ludzi w błąd! Zrozumiałam, że naprawdę jestem zbyt fałszywa i nikczemna i że kroczę ścieżką antychrystów. Bóg ma wgląd w najgłębsze zakamarki ludzkich serc i choć potrafię wprowadzać ludzi w błąd, nie mogę uciec przed nadzorem Bożego spojrzenia. Wszystko, co czyniłam, zostało potępione przez Boga. Uświadomiwszy to sobie, trochę się przestraszyłam, więc szybko przyszłam przed oblicze Boga i pomodliłam się: „Dobry Boże, nie chcę żyć według szatańskich myśli i idei. Błagam Cię, abyś poprowadził mnie ku przeciwstawieniu się tej szatańskiej moralności i jej odrzuceniu”.

Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Musicie jasno zrozumieć, że żadne powiedzenie o postępowaniu moralnym nie jest prawdą, a tym bardziej nie może jej zastąpić. Nie są to nawet rzeczy pozytywne. Czym zatem są, ściśle mówiąc, takie powiedzenia? Można z całą pewnością stwierdzić, że powiedzenia te są heretyckimi przesądami, przy pomocy których szatan wprowadza ludzi w błąd. Nie są one same w sobie prawdorzeczywistością, którą ludzie powinni posiadać, ani nie są czymś pozytywnym, co powinno się urzeczywistniać w ramach normalnego człowieczeństwa. Te powiedzenia o postępowaniu moralnym to podróbki, preteksty, fałszerstwa i sztuczki – są to udawane zachowania, które wcale nie pochodzą z sumienia i rozumu człowieka ani z jego normalnego myślenia. Dlatego wszystkie powiedzenia tradycyjnej kultury dotyczące postępowania moralnego są niedorzecznymi, absurdalnymi herezjami i przesądami. Dzięki tym kilku omówieniom powiedzenia, które szatan wysuwa na temat postępowania moralnego, zostały dzisiaj w całości skazane na śmierć. Jeśli nie są to nawet rzeczy pozytywne, jak to jest, że ludzie mogą je przyjąć? Jak ludzie mogą kierować się tymi ideami i poglądami? Powodem jest to, że te powiedzenia o postępowaniu moralnym tak dobrze pasują do ludzkich wyobrażeń i pojęć. Budzą one podziw i aprobatę, więc ludzie przyjmują je do swoich serc i chociaż nie mogą wcielić ich w życie, to jednak wewnętrznie z zapałem je przyjmują i czczą. Szatan posługuje się zatem różnymi powiedzeniami na temat moralnego postępowania, aby zmylić ludzi, kontrolować ich serca i zachowanie, ponieważ w głębi duszy ludzie czczą cnotę i ślepo wierzą w różnego rodzaju powiedzenia o postępowaniu moralnym, wszyscy też chcieliby posługiwać się tymi powiedzeniami, aby udawać większą godność, szlachetność i dobroć, osiągając w ten sposób swój cel, jakim jest bycie wysoko cenionym i chwalonym. Wszystkie te różne powiedzenia o moralnym postępowaniu, w skrócie, wymagają, aby ludzie, robiąc pewnego rodzaju rzeczy, pokazali jakieś zachowanie lub charakter w dziedzinie moralnego postępowania. Te zachowania i typy charakteru wydają się całkiem szlachetne i budzą szacunek, więc wszyscy ludzie w swoich sercach usilnie do nich dążą. Ale nie wzięli pod uwagę, że te powiedzenia o moralnym postępowaniu wcale nie są zasadami postępowania, którymi powinien się kierować normalny człowiek; zamiast tego są to różne obłudne zachowania, które można udawać. Są to odchylenia od norm sumienia i rozumu, odstępstwa od woli zwykłego człowieczeństwa(Co to znaczy dążyć do prawdy (10), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Prawdozasady zawarte w słowach Bożych wskazują właściwy kierunek i cel, ku któremu ludzie winni podążać, a zarazem stanowią też ścieżkę, którą powinni kroczyć. Zawarte w słowach Bożych zasady nie tylko sprawiają, że ludzkie sumienie i rozum funkcjonują normalnie, lecz także, siłą rzeczy, dodają zasady prawdy do pewnej podstawy, jaką stanowi ludzkie sumienie i rozum. Są to standardy prawdy, do których poziomu ludzie posiadający sumienie i rozum są w stanie się wznieść i które potrafią spełnić. Kiedy ludzie przestrzegają tych zasad zawartych w słowach Bożych, tym, co zyskują, nie jest umocnienie swej moralności i prawości, ani ochrona własnej godności. Zamiast tego wkraczają wówczas na właściwą ścieżkę życia. Gdy ktoś przestrzega tych prawdozasad zawartych w słowach Bożych, nie tylko posiada sumienie i rozum normalnego człowieka, lecz – dzięki temu, że je posiada – zaczyna rozumieć więcej prawdozasad odnoszących się do tego, jak powinien postępować. Mówiąc nieco prościej, zaczyna rozumieć zasady postępowania, wiedzieć, którymi prawdozasadami się posłużyć wobec różnych ludzi i spraw, a także w swym zachowaniu i działaniu, i nie kieruje się już własnymi uczuciami, pragnieniami, ambicjami i skażonymi skłonnościami ani nie pozostaje pod ich wpływem. Postępując zaś w ten sposób, w pełni urzeczywistnia podobieństwo do normalnego człowieka(Co to znaczy dążyć do prawdy (10), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Dzięki demaskującym słowom Bożym zyskałam pewne zrozumienie moralnego postępowania przyjętego w tradycyjnej kulturze. Okazuje się, że moralne postępowanie jest niezgodne z prawdą i nie można go nawet nazwać czymś pozytywnym. Jest ono całkowicie wrogie prawdzie. Ja jednak byłam pod dużym wpływem moralnej zasady, za którą podążałam, mówiącej „Bądź surowy wobec siebie, a wyrozumiały dla innych”, i wyrządziło mi to wielką krzywdę. Sądziłam, że muszę być wspaniałomyślna w stosunku do innych i mieć bardziej na względzie ich dobro, że nie mogę utrudniać innym życia, nawet jeżeli sama cierpię, jestem wyczerpana lub pokrzywdzona – jedynie w ten sposób mogłam być osobą o szlachetnym charakterze moralnym. Ponieważ działałam pod dyktando tych błędnych przekonań, nie zwróciłam siostrom uwagi, że nie dźwigają brzemienia swoich obowiązków, choć to zauważyłam, nie omówiłam też ani nie przeanalizowałam problemów Jia Liu, a zamiast tego sama wykonywałam jej pracę. Jako że wzięłam na siebie zbyt wiele i nie miałam nieograniczonych zasobów energii, w pracy powstały zaległości, a artykuły nie były sprawdzane i przesyłane na czas. To utrudniało i zakłócało pracę. Zdawałam się być osobą wyrozumiałą, tolerancyjną wobec innych i taką, z którą można się łatwo dogadać. Jednak w rzeczywistości było to dobre zachowanie, którego pozory na siłę stwarzałam, by zyskać uznanie innych. Tak naprawdę był to sposób na oszukanie ludzi oraz zyskanie statusu i dobrego wizerunku w oczach innych kosztem pracy kościoła. Zrozumiałam, w jaki sposób owe szatańskie przekonania robiły ze mnie osobę coraz bardziej obłudną i fałszywą i jak spowodowały, że całkowicie zatraciłam zwykłe człowieczeństwo oraz prawość i godność, które powinnam posiadać. Dopiero teraz wyraźnie spostrzegłam, że Bóg potępiał wszystko, co czyniłam; było to niezgodne ze zwykłym człowieczeństwem, którego wymaga Bóg. Według zasad postępowania, jakiego wymaga Bóg, ludzie mają urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo, we wszystkim, co czynią, przede wszystkim chronić interesy domu Bożego i podchodzić do swoich obowiązków zgodnie z Bożymi wymaganiami. Choć byłam liderką zespołu, nie proszono mnie, bym wzięła wszystko na siebie, lecz bym rozsądnie rozdzieliła pracę stosownie do potencjału, postawy i nakładu pracy każdej osoby. Osobom o dużym potencjale można przydzielić więcej pracy, a tym o małym potencjale albo tym, które szkolą się od niedawna – mniej, aby zagwarantować, że każdy będzie w stanie wypełnić swoje obowiązki. Jeżeli odkryję u swoich braci i sióstr skażone skłonności lub braki, powinnam wypełnić swoją powinność, omawiając z nimi prawdę, by im pomóc. Jeśli i tak jej nie przyjmą, powinnam surowo ich przycinać, a nie po prostu pobłażać im i cały czas im przebaczać. To najlepsza pomoc, jaką mogę zaoferować braciom i siostrom. Być zdolnym do wyzbycia się własnych skaz i intencji, we wszystkim stawiać na pierwszym miejscu interesy domu Bożego i harmonijnie współpracować z braćmi i siostrami, dobrze wykonując swoje obowiązki – to jest prawdziwie dobre człowieczeństwo. Od tamtego momentu byłam gotowa porzucić ten rodzaj tradycyjnego moralnego postępowania, we wszystkim poszukiwać prawdozasad oraz postępować i wykonywać swoje obowiązki zgodnie z Bożymi wymaganiami.

W czerwcu 2024 roku w zespole nastąpił transfer personelu i dołączyły do niego dwie siostry. Jako że na ogół musiałam szkolić ludzi, moja praca postępowała naprzód bardzo powoli, było dużo zaległych artykułów, a i niektóre inne zadania nie zostały ukończone. Przyszło mi na myśl, żeby nowo przybyłym siostrom przydzielić więcej pracy i tym samym dopomóc im w szkoleniu. Obawiałam się jednak, że ponieważ są tu od niedawna, mogą poczuć dużą presję, gdy przydzielę im więcej obowiązków, i mogą też powiedzieć, że źle je traktuję jako liderka zespołu. Skończy się tym, że stracę w ich oczach. Potem pomyślałam, że byłoby mi zbyt trudno samej zająć się tymi wszystkimi zadaniami i że te dwie siostry są młode i mają duży potencjał. Teraz, gdy są lepiej zaznajomione z pracą, powinny wziąć na barki większe brzemię. Gdybym postępowała tak jak do tej pory i na każdym kroku podtrzymywała swój status i wizerunek w oczach innych, robiąc wszystko sama, to ludzie nie byliby w stanie się szkolić. To również opóźniłoby pracę. Przypomniałam sobie słowa Boże: „We wszystkim, co robisz, musisz sprawdzać, czy twoje intencje są właściwe. Jeśli jesteś w stanie postępować zgodnie z wymaganiami Boga, to twoja relacja z Nim jest normalna. Jest to kryterium minimalne. Przyjrzyj się swoim intencjom i jeśli znajdziesz takie, które są niewłaściwe, zdobądź się na to, by zbuntować się przeciwko nim i działać zgodnie ze słowami Boga; wtedy staniesz się kimś, kto jest prawy przed Bogiem, a to z kolei pokaże, że twoja relacja z Nim jest normalna i że wszystko, co robisz, robisz dla Boga, a nie dla siebie. We wszystkim, co robisz lub mówisz, musisz mieć odpowiednie nastawienie w sercu, być sprawiedliwym w działaniu i nie kierować się uczuciami ani nie postępować zgodnie z własną wolą. Są to zasady, których muszą przestrzegać wierzący w Boga(Jak wygląda twoja relacja z Bogiem? w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Intencją Boga jest, aby ludzie mieli słuszne zamiary we wszystkim, co czynią, i wykonywali swoje obowiązki zgodnie z Bożymi wymaganiami. Tylko wtedy mogą zyskać Bożą aprobatę. Musiałam skorygować swoje motywy działania i chronić pracę kościoła, przydzielając siostrom więcej obowiązków, by szybciej robiły postępy i wzięły na siebie pracę. Chociaż nie zostały przeszkolone w zakresie niektórych zadań, to jeśli wziąć pod uwagę ich postawę i potencjał, były w stanie je wykonać – jeśli tylko omówię z nimi zasady, nie powinno być z tym problemu. Następnie przydzieliłam im pewne zadania stosownie do ich postawy i poprosiłam, by nad nimi pracowały, nauczyłam je też wszystkiego, czego nie umiały zrobić. Po okresie szkolenia były także w stanie wziąć na swoje barki część pracy, a ja mogłam bardziej poświęcić się innym zadaniom. Po pewnym czasie problem zaległych artykułów został rozwiązany i praca mogła dalej przebiegać normalnie. Zrozumiałam, że kiedy praca jest zorganizowana w rozsądny sposób, stosownie do postawy i potencjału każdej osoby, przynosi to korzyść nie tylko samej pracy, lecz także pozwala braciom i siostrom wzrastać w życiu. Gdy zaczęłam w ten sposób praktykować, moje serce poczuło się o wiele bardziej wyzwolone i nie byłam już tak zmęczona jak wcześniej. Bogu niech będą dzięki!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze