Co się dzieje, gdy nigdy nie wątpisz w ludzi, których zatrudniasz
W zeszłym roku nadzorowałam podlewanie i ewangelizację w kościele. Dopiero zaczynałam, więc nie znałam szczegółów tej pracy i polegałam na liderach zespołów. Uznałam, że znają się na swojej pracy i wszystko robią lepiej ode mnie, więc powinnam się od nich uczyć, w szczególności od siostry Lily, która ma dobry charakter i jest zdolna. Zawsze przewodniczyła dyskusjom podczas spotkań, a jej grupa radziła sobie z ewangelizacją nieco lepiej od innych. Podziwiałam ją i jej ufałam. Rozumiałam ogólne aspekty jej pracy, ale nigdy nie zastanawiałam się nad szczegółami. W pełni jej ufałam. Bracia i siostry przypomnieli mi wtedy, że co tydzień powinnam sprawdzać pracę Lily. Zgodziłam się na to, ale pomyślałam: „Lily potrafi być czasem uparta, ale dobrze sobie radzi z każdym aspektem pracy i ma ogromny talent, więc pewnie nie będzie miała dużych problemów. Jeśli będę ciągle pytała o jej pracę, uzna, że jej nie ufam”. Nie posłuchałam więc sugestii braci i sióstr. Pewnego dnia dwie siostry oznajmiły mi, że Lily nie wykonuje swoich zadań, że często nie sprawdza pracy zespołu ani nie próbuje rozwiązywać problemów i trudności braci i sióstr. Gdy czasami się angażowała, nie było to pomocne. Efektywność prac ewangelizacyjnych spadała. Nie mogłam w to uwierzyć. Lily nie wykonywała swoich zadań? Mówiła mi, że sprawdza, jak radzi sobie zespół i za każdym razem twierdziła, że nie ma żadnych problemów. Dlaczego więc inni mówili, że nie sprawdza ich pracy? Pomyślałam wtedy: „Zespół Lily radzi sobie dobrze. Może te siostry nie wiedzą wszystkiego. Nie mogę polegać tylko na ich opinii. Poza tym, te siostry same mają problemy. Nawet jeśli Lily ma trudności, to jest to normalne. Nie ma ludzi idealnych”. Nie poświęciłam tym skargom wiele uwagi. Na osobności przypomniałam krótko Lily, żeby w przyszłości sprawdzała, jak radzi sobie zespół i zakończyłam ten temat. Ku mojemu zaskoczeniu, wkrótce pojawił się poważny problem z pracą Lily.
Ponownie zgłoszono przywódczyni, że Lily nie wykonuje swoich zadań. Nawet w obliczu trudności nie kontrolowała prac ewangelizacyjnych i opieszale komunikowała się z zespołem, gdy zgłaszano jej problemy. Nigdy też nie doprowadzała spraw do końca – snuła plany podczas spotkań, ale nie pracowała potem nad nimi, przez co ich nie realizowano, a to wpływało bezpośrednio na efekty ewangelizacji. Znowu nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Wiedziałam, że Lily ma problemy z wypełnianiem obowiązku, ale nie sądziłam, że są tak poważne. Miała dobry charakter i proaktywne podejście do obowiązku. Jak więc mogła nie wykonywać swoich zadań? Nie wierzyłam w to. Przywódczyni omówiła z nią jej problemy. Sądziłam, że po tym zastanowi się nad sobą i wyciągnie wnioski, lecz ku memu zaskoczeniu nie zrobiła tego i okazała całkowity brak akceptacji i posłuszeństwa. Oznajmiła, że nie nadaje się na liderkę i zaproponowała, że ustąpi ze stanowiska. Nie wykonywała swoich zadań i nie akceptowała rozprawiania się z nią. W końcu uznano, że zgodnie z zasadami nie nadaje się na liderkę zespołu i została przeniesiona. Poczułam się wtedy okropnie. Jak mogłam nie dostrzec, że liderka zespołu nie wykonuje swoich zadań? Modliłam się: „Boże, byłam ślepa. Oświeć mnie, proszę, i pomóż znaleźć przyczynę mojej porażki”.
Podczas ćwiczeń duchowych natknęłam się na taki fragment słów Boga. Bóg Wszechmogący mówi: „Fałszywi przywódcy nie będą kontrolować nadzorujących, którzy nie wykonują rzeczywistej pracy lub zaniedbują swoje obowiązki. Myślą, że wystarczy wybrać nadzorującego i wszystko będzie dobrze; potem nadzorujący zajmie się wszystkimi sprawami związanymi z pracą, a przywódca jedynie zorganizuje zebranie raz na jakiś czas, ale nie będzie musiał pilnować pracy ani pytać o postępy, będzie mógł się trzymać z boku. Jeśli ktoś zgłosi problem z nadzorującym, fałszywy przywódca powie: »To tylko drobny problem, wszystko jest w porządku. Dacie sobie radę sami, nie proście mnie«. Osoba zgłaszająca problem mówi: »Ten nadzorujący to leniwy żarłok. Nic nie robi, tylko je, zapewnia sobie rozrywki i jest leniwy do szpiku kości. Nie chce znosić nawet odrobiny trudności w wypełnianiu swoich obowiązków, przez cały czas znajduje sposoby, by oszukiwać i wymyśla wymówki, aby wymigać się od pracy i obowiązków. Nie nadaje się na nadzorującego«. Fałszywy przywódca odpowie: »Był w porządku, kiedy został wybrany na nadzorującego. To, co mówisz, nie jest prawdą, a nawet jeśli jest, to tylko tymczasowe przejawy«. Fałszywy przywódca nie próbuje dowiedzieć się więcej o sytuacji nadzorującego, ale rozsądza sprawę i podejmuje decyzje na podstawie wcześniejszego wrażenia o danej osobie. Bez względu na to, kto zgłasza problemy z nadzorującym, fałszywy przywódca je ignoruje. Przełożony stracił grunt pod nogami, nie jest wystarczająco kompetentny, aby dokończyć swoją pracę, i niemal już wszystko zepsuł – ale fałszywego przywódcy to nie obchodzi. Złe jest już to, że gdy ktoś zgłasza problemy przełożonego, fałszywy przywódca przymyka oko. Co jednak jest najbardziej godne pogardy? Kiedy ludzie mówią im o naprawdę poważnych problemach, jakie ma przełożony, fałszywi przywódcy nie próbują ich rozwiązać, a nawet wymyślają wszelkiego rodzaju wymówki: »Znam tego przełożonego, on szczerze wierzy w Boga, nigdy nie miałby żadnych problemów. Nawet gdyby je miał, Bóg by go ochronił i zdyscyplinował. Jeśli popełnia jakieś błędy, to jest to sprawa między nim a Bogiem – nie musimy się tym przejmować«. Tak działają fałszywi przywódcy: zgodnie z własnymi pojęciami i wyobrażeniami. Udają, że rozumieją prawdę i mają wiarę – w wyniku czego w pracy kościoła powstaje bałagan, a nawet zostaje ona wstrzymana, a oni przez cały czas udają ignorancję. Czy to nie zwykłe gryzipiórki? Fałszywi przywódcy nie są w stanie wykonywać rzeczywistej pracy, nie traktują też pracy liderów grup i przełożonych z jakąkolwiek powagą. To, jak postrzegają ludzi, opiera się wyłącznie na ich własnych wrażeniach i wyobrażeniach. Widząc, że ktoś przez jakiś czas dobrze sobie radzi, wierzą, że ta osoba już zawsze będzie dobra, że się nie zmieni; nie wierzą nikomu, kto mówi, że jest z tą osobą jakiś problem, nie reagują, gdy ktoś wskazuje na jakąś związaną z nią rzecz. (…) Fałszywi przywódcy mają też zasadniczą wadę: w oparciu o własne wyobrażenia pochopnie obdarzają innych zaufaniem. Czy nie jest to spowodowane niezrozumieniem prawdy? W jaki sposób słowo Boże obnaża istotę zepsucia rodzaju ludzkiego? Dlaczego mieliby ufać ludziom, skoro Bóg im nie ufa? Zamiast sądzić ludzi po pozorach, Bóg nieustannie obserwuje ich serca – dlaczego więc fałszywi przywódcy mieliby być tak beztroscy, gdy oceniają innych i obdarzają ich zaufaniem? Czy fałszywi przywódcy nie są zbyt zadufani w sobie? Myślą tak: »Nie pomyliłem się, kiedy zwróciłem uwagę na tę osobę. Nic tu nie może pójść nie tak; z pewnością nie jest to ktoś, kto robi zamieszanie, lubi się zabawić i nie znosi ciężkiej pracy. To absolutnie godna zaufania osoba, na której można polegać. Nie zmieni się; gdyby się zmieniła, to by oznaczało, że pomyliłem się co do niej, czyż nie?«. Cóż to za logika? Czy jesteś jakimś ekspertem? Czy masz rentgen w oczach? Czy to twoja specjalność? Mógłbyś mieszkać z tą osobą przez rok czy dwa, ale czy byłbyś w stanie dostrzec, kim naprawdę jest, bez odpowiedniego otoczenia, które ujawniłoby jej naturę i istotę? Gdyby Bóg jej nie obnażył, mógłbyś żyć obok niej przez trzy czy nawet pięć lat i nadal nie potrafiłbyś dostrzec jej prawdziwej natury i istoty. Tym bardziej odnosi się to do sytuacji, gdy rzadko kogoś widujesz, rzadko przebywasz w jego towarzystwie. Ślepo ufasz takiej osobie na podstawie przelotnego wrażenia albo czyjejś pozytywnej opinii i ośmielasz się powierzyć takim ludziom dzieło kościoła. Czy twoje zachowanie nie jest w najwyższym stopniu ślepe, czy nie działasz impulsywnie? I czy fałszywi przywódcy, działając w taki sposób, nie są skrajnie nieodpowiedzialni?” (Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Rozmyślając nad słowami Boga, zrozumiałam, że ludzie mają skażone usposobienie i dopóki nie osiągną prawdy i nie zmienią usposobienia, nie można na nich polegać ani im ufać. Jednak fałszywi przywódcy nie rozumieją prawdy, nie potrafią rozeznawać natury ludzkiej i beztrosko ufają innym, nie nadzorując ich ani nie sprawdzając ich pracy przez dłuższy czas. Są bardzo aroganccy i nieodpowiedzialni. Ja też tak postępowałam. Nie nadzorowałam i nie kontrolowałam pracy Lily tylko dlatego, że za bardzo jej ufałam. Wiedziałam, że ma dobry charakter oraz doświadczenie i wyniki w ewangelizacji, więc w pełni jej ufałam i ją podziwiałam, nie zaprzątając sobie głowy nadzorowaniem jej. Gdy inni zgłaszali mi jej problemy, nie poświęcałam im uwagi i sądziłam, że to oni mają problemy. W efekcie, w pracy pojawiły się poważne problemy. Nie postrzegałam osób i rzeczy poprzez słowa Boga, tylko ufałam własnym oczom, jakbym była ekspertką z niezwykłą wiedzą. Byłam strasznie zarozumiała. Właściwie nie można w pełni ufać skażonym osobom – nikt nie wie, co i kiedy sam zrobi. Fakt, że ktoś niekiedy odnosi sukcesy i wykonuje swoje zadania nie oznacza, że można mu w pełni zaufać. Ludzie mają skażone usposobienie, więc mogą umyślnie łamać zasady w ramach swojego obowiązku, zaniedbywać i lekceważyć pracę i jej szkodzić. Znałam Lily od niedawna i właściwie jej nie rozumiałam, ale zaufałam jej, sądząc, że jest dobra we wszystkim i nie potrzebuje nadzoru. Byłam arogancka i ślepa. Nie sądziłam, że Lily może być taką egoistką. Była liderką zespołu, ale zależało jej tylko na samodzielnym nawracaniu innych i ignorowała pracę zespołu. Kiedy inni mieli problemy, nie omawiała ich, by je rozwiązać. Nie wykonywała żadnych zadań liderki. Uważałam ją za utalentowaną pracownicę z dobrym charakterem, zdolną do wykonywania zadań, więc darzyłam ją szacunkiem. Dopiero wtedy zrozumiałam, że to nie jest prawdą. Lily była z natury egoistką, dbała tylko o swoją pracę i nie stała na straży ogólnego interesu kościoła. Nadawała się do głoszenia ewangelii, ale nie do bycia liderką zespołu. Ślepo jej ufałam i nie sprawdzałam jej pracy, przez co nie dostrzegłam w porę odchyleń i niedopatrzeń. W efekcie doszło do opóźnień w ewangelizacji. Superwizorce się tego nie wybacza. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej czułam się winna. Modliłam się, pragnąc prawdziwej refleksji i zmiany niewłaściwego stanu i poglądów.
Natknęłam się później na ten fragment słów Boga. „Można bezpiecznie powiedzieć, że większość ludzi uważa zdanie »Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz, i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz« za prawdę; ta prawda zwodzi ich i więzi. Są przez nią niepokojeni i pozostają pod jej wpływem, kiedy wybierają kogoś lub mianują; pozwalają nawet, by dyktowała ich działania. W rezultacie wielu przywódców i pracowników ciągle napotyka trudności i czuje obawy przy nadzorowaniu pracy kościoła oraz awansowaniu i mianowaniu ludzi. Ostatecznie wszystko, co mogą zrobić, to pocieszyć się słowami »Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz, i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz«. Ilekroć sprawdzają pracę lub pytają o nią, myślą: »„Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz”. Powinienem ufać moim braciom i siostrom, a poza tym przecież Duch Święty wszystkich obserwuje, więc nie powinienem przez cały czas wątpić i monitorować innych«. Pozostają pod wpływem tego zdania, prawda? Jakie są konsekwencje wpływu tego powiedzenia? Przede wszystkim jeśli ktoś podpisuje się pod stwierdzeniem »Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz«, to czy będzie sprawdzał pracę innych i nią kierował? Czy będzie nadzorował i na bieżąco monitorował cudzą pracę? Jeśli taki człowiek ufa wszystkim, którym zleca zadania, nigdy nie sprawdza, jak pracują ani nie udziela im wskazówek, to czy wiernie wypełnia swój obowiązek? Czy może kompetentnie realizować dzieło kościoła i wykonywać to, co powierzył mu Bóg? Czy jest wierny zadaniu, które On mu powierzył? Po drugie, nie jest to po prostu potknięcie w przestrzeganiu słowa Bożego i wykonywaniu twoich obowiązków, lecz przyjmowanie szatańskich planów i filozofii życiowych za prawdę oraz podążanie za nimi i ich praktykowanie. Jesteś posłuszny szatanowi i żyjesz według szatańskiej filozofii, czyż nie? Czynienie tego oznacza, że nie jesteś osobą posłuszną Bogu, a tym bardziej osobą, która przestrzega Bożych słów. Jesteś otumaniony. Odłożenie Bożych słów na bok, a zamiast nich przyjęcie szatańskiego powiedzenia i praktykowanie go jako prawdy jest zdradą prawdy i Boga! Pracujesz w domu Bożym, ale działasz zgodnie z szatańską logiką oraz filozofią życiową, jakim więc jesteś człowiekiem? Jesteś kimś, kto buntuje się przeciwko Bogu i przynosi Bogu ogromny wstyd. Jaka jest istota tego aktu? Otwarte potępienie Boga i otwarte zaprzeczenie prawdzie. Czy nie taka jest tego istota? Mało, że nie podążasz za wolą Bożą, to jeszcze pozwalasz, by fałsz szatana i szatańskie filozofie życiowe szerzyły się w kościele. Czyniąc tak, stajesz się wspólnikiem szatana i ułatwiasz mu działanie w kościele. Istota tego problemu jest poważna, prawda?” (Aneks pierwszy: Czym jest prawda, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że powiedzenie: „Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz” nie jest pozytywne ani nie jest prawdą. To szatańska filozofia. Ufałam Lily i nie nadzorowałam jej pracy głównie dlatego, że kierowałam się tą filozofią i za bardzo jej ufałam. Gdy chciałam sprawdzać jej pracę, martwiłam się, że przez moją skrupulatność uzna, że jej nie ufam. Wypełniała przecież obowiązek od dawna i była doświadczona. Na wielu płaszczyznach była lepsza ode mnie i osiągała satysfakcjonujące wyniki. Jakie problemy mogłaby mieć? Sądziłam, że nie muszę kontrolować drobiazgów i skoro zleciłam jej pracę, to mogę jej zaufać, że nie będzie problemów. Byłam pod wpływem tej szatańskiej filozofii życia, więc nie nadzorowałam Lily ani jej nie sprawdzałam. Nawet gdy ktoś zgłaszał mi problemy, nie wierzyłam mu i nie sprawdzałam doniesień. Ucierpiały przez to prace ewangelizacyjne. Wyrządzone przeze mnie szkody były nieodwracalne. Bóg wymaga, aby przywódcy i pracownicy nadzorowali i sprawdzali pracę, żebyśmy mogli sprawnie wychwytywać i rozwiązywać problemy i odstępstwa. Działa to na korzyść naszych obowiązków i pracy kościoła. Jednak ja kierowałam się szatańską filozofią: „Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz” i nie kontrolowałam ani nie sprawdzałam osób, którym powierzałam zadania. No i im nie pomagałam. Zaniedbywałam swój obowiązek i nie wypełniałam zadań – tak się zachowują fałszywi przywódcy. Miałam liderkę zespołu, która nie wypełniała swoich zadań względem pracowników. Nie pomogło to pracy kościoła, a wręcz ją poważnie zakłóciło. Czyniłam zło. Dopiero wtedy zrozumiałam, że szatański pogląd, by nie wątpić w ludzi, których się zatrudnia, jest niezwykle szkodliwy. Kierując się takim podejściem, opóźniamy pracę kościoła. Im dłużej to analizowałam, tym większą czułam skruchę. Modliłam się więc: „Nie chcę dłużej traktować ludzi i swojego obowiązku według szatańskiej filozofii. Jestem gotowa wypełniać swój obowiązek zgodnie z wymaganiami Boga. Nie chcę robić niczego, czego będę żałowała”.
Przeczytałam potem ten fragment słów Boga i odnalazłam ścieżkę praktyki. Bóg Wszechmogący mówi: „Czy uważasz, że powiedzenie »Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz, i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz« jest słuszne? Czy to zdanie jest prawdą? Dlaczego ktoś miałby używać tego powiedzenia w pracy domu Bożego i przy wypełnianiu swojego obowiązku? Jaki jest tutaj problem? Są to wyraźnie słowa niewierzących, słowa pochodzące od szatana – dlaczego zatem traktują je jak prawdę? Dlaczego nie potrafią rozstrzygnąć, czy są słuszne, czy nie? Są to oczywiście słowa człowieka, słowa zepsutej ludzkości, po prostu nie są one prawdą, są całkowicie sprzeczne ze słowami Boga i nie powinny służyć ludziom jako kryterium zachowania, postępowania i czczenia Boga. Jak zatem należy potraktować to powiedzenie? Jeśli naprawdę potrafisz różnicować, jakiego kryterium powinieneś użyć zamiast tego, aby mogło służyć jako praktyczna zasada? Tym kryterium powinno być »wykonywanie swojego obowiązku całym sercem, całą duszą i całym umysłem«. Wkładanie w swoje działania całego serca, całej duszy i całego umysłu to bycie wolnym od ograniczeń narzucanych przez innych, to bycie jednego serca i jednego umysłu, i nic ponad to. To twoje zadanie i twój obowiązek, które należy wykonać dobrze, jak jest to nakazane w niebiosach i przyjęte na ziemi. Niezależnie od problemów, jakie napotykasz, powinieneś postępować zgodnie z zasadami. Rób, co należy: jeśli niezbędne jest przycinanie i rozprawianie się – zastosuj je. A jeśli należy kogoś zwolnić – niech tak się stanie. Postępuj zgodnie ze słowami Boga i z prawdą. Czyż właśnie to nie jest zasadą? Czy nie stanowi to odwrotności powiedzenia »Nie wątp w ludzi, których zatrudniasz, i nie zatrudniaj ludzi, w których wątpisz«? Co to znaczy, aby nie wątpić w ludzi, których się zatrudnia i nie zatrudniać ludzi, w których się wątpi? Oznacza to, że jeśli kogoś zatrudniłeś, nie powinieneś w niego wątpić. Powinieneś puścić cugle, nie nadzorować go i pozwolić mu działać wedle własnego uznania. Jeśli zaś w niego wątpisz, to nie powinieneś go zatrudniać. Czyż nie takie jest znaczenie tego powiedzenia? Takie podejście jest całkowicie błędne. Ludzkość została głęboko skażona przez szatana. Każda osoba ma szatańskie usposobienie i jest w stanie zbuntować się przeciw Bogu i stawić Mu opór. Można by rzec, że na nikim nie można polegać. Nawet, jeśli ktoś przyrzeka na wszelkie świętości, nie ma to sensu, gdyż ludzi ogranicza skażone usposobienie i nie są w stanie kontrolować swoich działań. Muszą przyjąć osąd i karcenie przez Boga, zanim rozwiążą problem swojego skażonego usposobienia i gruntownie rozwiążą problem stawiania oporu Bogu i zdradzania Go – czyli zanim zniszczą korzenie ludzkiego grzechu. Nie można polegać na osobach, które nie zostały przez Boga osądzone i obmyte i nie osiągnęły zbawienia. Nie są one godne zaufania. Dlatego też, gdy kogoś zatrudniasz, musisz tę osobę nadzorować, kierować nią, przycinać ją i rozprawiać się z nią oraz często rozmawiać z nią o prawdzie. Tylko wtedy będziesz w stanie dostrzec, czy nadal można ją zatrudniać. Godne zatrudnienia są tylko te osoby, które potrafią przyjąć prawdę, zaakceptować przycinanie i rozprawianie się, lojalnie wypełniać swój obowiązek i osiągać ciągły postęp w swoim życiu” (Aneks pierwszy: Czym jest prawda, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Czytając słowa Boga odnalazłam ścieżkę praktyki. Bóg prosi, byśmy wkładali w obowiązki całe swoje serce. W ramach nadzorowanej pracy – niezależnie czy znam pracownika, czy nie, ani co o nim myślę – powinnam wypełniać obowiązek według zasad, które Bóg ustalił dla przywódców i pracowników. Powinnam robić to, czego się ode mnie oczekuje, nadzorować pracę wszystkich, rozumieć ją, wynajdywać i sprawnie rozwiązywać problemy oraz rozprawiać się z osobami z poważnymi problemami i je przycinać. Takie są zasady mojego obowiązku i jedyny sposób, by go należycie wykonywać. Gdy to sobie uświadomiłam, sporo spraw się wyjaśniło i odnalazłam drogę wypełniania obowiązku.
Po tym wszystkim kościół powierzył Lily podlewanie nowicjuszy i była z tego zadowolona. Pomyślałam wtedy: „Pewnie wyciągnie wnioski ze zwolnienia i należycie wykona swój obowiązek”. Wkrótce jednak wielu z jej nowicjuszy nie uczestniczyło w spotkaniach. Wydało mi się to dziwne, więc zapytałam ją, dlaczego tak się dzieje. Tłumaczyła się, że nie ma czasu sprawdzać, jak sobie radzą. Zmartwiłam się, gdy to usłyszałam. Sądziłam, że po zwolnieniu, dokona autorefleksji i wykona swoje zadania, ale okazało się, że się mylę. Nie powinnam postrzegać ludzi przez pryzmat własnych wyobrażeń. Jako superwizorka musiałam nadzorować, sprawdzać i kierować pracami, wypełniając swoje zadania. Przypomniałam sobie słowa Boga: „Wkładanie w swoje działania całego serca, całej duszy i całego umysłu to bycie wolnym od ograniczeń narzucanych przez innych, to bycie jednego serca i jednego umysłu, i nic ponad to. To twoje zadanie i twój obowiązek, które należy wykonać dobrze, jak jest to nakazane w niebiosach i przyjęte na ziemi. Niezależnie od problemów, jakie napotykasz, powinieneś postępować zgodnie z zasadami. Rób, co należy: jeśli niezbędne jest przycinanie i rozprawianie się – zastosuj je. A jeśli należy kogoś zwolnić – niech tak się stanie. Postępuj zgodnie ze słowami Boga i z prawdą” (Aneks pierwszy: Czym jest prawda, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Zgadza się. Musiałam wypełniać swój obowiązek według słów i wymagań Boga. Wskazałam i ujawniłam Lily wszystkie jej problemy i szczegółowo omówiłam jej beztroskie podejście do obowiązku i jego niebezpieczne konsekwencje. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jakie ma problemy. Później od czasu do czasu sprawdzałam pracę Lily i jeśli dostrzegłam problemy, rozmawiałam z nią, by je rozwiązać. Dzięki temu zaczęła osiągać znacznie lepsze wyniki w podlewaniu. Ucieszyło mnie to i zrozumiałam, jak postrzeganie spraw i postępowanie według słów Boga daje najlepsze wyniki. Poczułam ulgę i spokój.