Wyrządziłam sobie krzywdę kamuflażem i podstępem
We wrześniu 2021 roku kościół dał mi możliwość udziału w realizacji nowego projektu wideo – projektu, który zapowiadał się na dość trudny. Wiedziałam, że nie znam zasad i brakuje mi umiejętności zawodowych. Dlatego pilnie się uczyłam, a gdy uczestniczyłam w zgromadzeniach i omawiałam problemy, zawsze zabierałam głos w nadziei, że inni dostrzegą mój potencjał i uznają, że warto mnie rozwijać. Jednak wkrótce zaczęły się pojawiać kolejne problemy.
Gdy któregoś dnia rozmawialiśmy o produkcji wideoklipu, zwróciłam uwagę na coś, co uznałam za problem. Jednak wszyscy pozostali, kierując się w swojej ocenie zasadami, uznali, że nie mam racji. To mnie zniechęciło i poczułam, że do niczego się nie nadaję. Innym razem, gdy przyszła mi do głowy sugestia dotyczącą wideoklipu, długo o niej myślałam, zanim wyraziłam swoją opinię. I tym razem się myliłam. Potem żałowałam, że się odezwałam, myśląc: „Gdybym wiedziała, że ludzie tak zareagują, siedziałabym cicho!”. Kiedy wcześniej zajmowałam się prostymi projektami, zyskiwałam aprobatę moich braci i sióstr niemal zawsze, gdy zgłaszałam sugestię lub wyrażałam opinię. Ale teraz nie potrafiłam nawet jasno dostrzec problemów i ciągle popełniałam błędy. Czy bracia i siostry mogliby uznać, że nie mam potencjału? Gdyby dalej tak to wyglądało, czy zaczęliby kwestionować moją przydatność do tej pracy? Pomyślałam, że w przyszłości będę musiała zachować większą ostrożność przy zgłaszaniu sugestii lub wyrażaniu opinii, a jeśli nie będę czegoś pewna, lepiej nic nie mówić i w miarę możliwości unikać popełniania błędów, żeby inni nie zobaczyli prawdy o tym, że sobie nie radzę. Ale wówczas spełniły się moje najgorsze obawy. Pewnego dnia przemawiałam na zgromadzeniu, gdy nagle przerwał mi lider zespołu. Powiedział, że zboczyłam z tematu i że moje omówienie powinno koncentrować się na słowach Boga. Zarumieniłam się ze wstydu i chciałam po prostu zapaść się pod ziemię. Do końca zgromadzenia siedziałam ze spuszczoną głową, wyglądając jak zwiędły kwiat. Czułam wstyd, upokorzenie i zobojętnienie. Od początku nie dorównywałam innym pod względem umiejętności zawodowych, a moje postrzeganie było dość powierzchowne. Ale teraz nie potrafiłam nawet wyrazić najważniejszych myśli, gdy zabierałam głos. Co wszyscy o mnie pomyślą, skoro w tak krótkim czasie wyszło na jaw tak wiele moich ułomności? Czy uznają mnie za osobę małego formatu? Od tego momentu, ilekroć rozmawialiśmy o wspólnej pracy, czułam niepokój i denerwowałam się. Chciałam zgłaszać sugestie, ale gdy wpadł mi do głowy jakiś pomysł, po namyśle uznawałam, że się nie odezwę, ze strachu, że jeśli popełnię błąd, wszyscy zobaczą, że nie spełniam oczekiwań. Zdecydowałam, że lepiej nic nie mówić, niż powiedzieć coś źle. Kiedy więc toczyła się rozmowa o problemach, w ogóle przestałam się odzywać. Czasem podziwiałam tych, którzy zawsze otwarcie wyrażali każdą myśl, jaka przyszła im do głowy. Ja jednak wciąż nie mogłam się na to zdobyć – nie miałam w sobie dość odwagi. Wiedziałam, że to jest złe. Czułam się nieswojo i martwiło mnie to, ale nie wiedziałam, co robić. Jakiś czas potem jedna z przywódczyń naszego kościoła została zwolniona. Gdy wyżsi przywódcy zdemaskowali jej postępowanie, wspomnieli, że zawsze starała się ukryć swoje wady i nigdy się nie otwierała, gdy wykonywała swój obowiązek. Ich słowa coś we mnie poruszyły, nie mogłam przestać myśleć o własnych działaniach. Ostatnio byłam zamknięta w sobie, zachowywałam swoje pomysły i poglądy dla siebie ze strachu, że ludzie mnie przejrzą. Wówczas uświadomiłam sobie, jak niebezpieczny jest mój stan, i zrozumiałam, że muszę szukać prawdy i niezwłocznie rozwiązać problem.
Szukając jej, przeczytałam fragment słów Boga: „Popełnianie błędów czy maskowanie się: która z tych rzeczy ma związek z usposobieniem? Maskowanie się to kwestia usposobienia; wiąże się z aroganckim usposobieniem, niegodziwością i fałszem; jest to coś, co napawa Boga szczególnym obrzydzeniem. (…) Jeśli popełniwszy błąd jesteś w stanie prawidłowo to potraktować, potrafisz wszystkim wokół pozwolić, by o tym mówili, by tę sytuację komentowali i zyskiwali rozeznanie, jeśli jesteś w stanie się otworzyć i dokonać szczegółowej analizy błędu, jaką opinię inni sobie wyrobią? Powiedzą, że jesteś szczerą osobą, bo masz serce otwarte dla Boga. W twoich działaniach i twoim postępowaniu będą w stanie dostrzec twoje serce. Jeśli jednak będziesz próbował się maskować i oszukać wszystkich wokół, ludzie będą mieć cię za nic, powiedzą, żeś jest głupiec i ktoś nieroztropny. Jeśli nie próbujesz stwarzać pozorów ani usprawiedliwiać się, jeśli potrafisz przyznać się do błędów, wszyscy powiedzą, że jesteś uczciwy i mądry. A co czyni cię mądrym? Każdy człowiek popełnia błędy, każdy ma jakieś wady i braki i w gruncie rzeczy wszyscy mają takie samo zepsute usposobienie. Nie myśl, że jesteś szlachetniejszy, doskonalszy i lepszy niż inni; to zupełnie niedorzeczne. Kiedy skażone usposobienie ludzi oraz istota i prawdziwe oblicze ludzkiego zepsucia staną się dla ciebie jasne, nie będziesz starał się tuszować swoich błędów ani nie będziesz stawiał pod ścianą innych, gdy popełnią błąd, lecz zmierzysz się z jednym i drugim we właściwy sposób. Tylko wtedy zyskasz wnikliwość i nie będziesz robił głupstw, a tym samym staniesz się człowiekiem mądrym. Ci, którzy nie są mądrzy, są głupimi ludźmi i wiecznie rozpamiętują swoje drobne potknięcia, podstępnie działając za kulisami. Kto na to patrzy, odczuwa wstręt. W gruncie rzeczy to, co robisz, jest od razu oczywiste dla innych ludzi, ty jednak wciąż bezczelnie udajesz. W oczach innych wygląda to jak występ klauna. Czy to nie jest głupie? To naprawdę głupie. Głupi ludzie nie mają żadnej mądrości. Bez względu na to, ile kazań usłyszą, i tak nie rozumieją prawdy ani nie widzą niczego takim, jakie jest naprawdę. Nigdy nie przestają się wywyższać, myśląc, że różnią się od wszystkich ludzi, że są bardziej szanowani; to arogancja i zarozumialstwo, to głupota. Głupcy ludzie nie mają duchowego zrozumienia, prawda? Sprawy, w których jesteś głupi i niemądry, to te, w których nie masz duchowego zrozumienia i w których trudno ci pojąć prawdę. Tak wygląda rzeczywistość w tej kwestii” (Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Lektura słów Bożych skłoniła mnie do reflekcji nad własnym stanem. Na początku sądziłam, że wybranie mnie do udziału w nowym projekcie oznacza, że mój potencjał i umiejętności dobrze rokują i że warto mnie rozwijać. Dlatego wyrażałam swoje opinie i brałam aktywny udział w omówieniach i dyskusjach, mając nadzieję na zyskanie powszechnej aprobaty. Jednak kiedy zauważyłam, że ciągle zdradzam się z własnymi problemami, poczułam zażenowanie. Ludzie widzieli, jaka naprawdę jestem, a ja nie mogłam tego zaakceptować. Myślałam, że moje błędy dowodzą mojej nieudolności i tego, że się nie nadaję do tej pracy. Zamknęłam się w sobie i zakamuflowałam, mając nadzieję, że inni nie zobaczą, jak nieudolna jestem. Moje usposobienie było tak aroganckie i fałszywe! W rzeczywistości fakt, że przydzielono mi ten obowiązek, nie dowodził, że się nie nadaję. Kościół po prostu dawał mi okazję do praktyki. Tak naprawdę miałam wciąż wiele braków i wad, musiałam się uczyć i rozwijać, wykonując swój obowiązek. Ale nie podchodziłam do tych problemów właściwie. Nie zastanawiałam się nad przyczynami swoich błędów, nie szukałam prawdozasad, by zrekompensować swoje braki. Zamiast tego usiłowałam znaleźć sposób na ukrycie swoich problemów, by inni mnie nie przejrzeli. Jak mogłam być tak fałszywą ignorantką? Później przeczytałam więcej słów Bożych: „Kiedy ludzie wykonują swój obowiązek lub pracę wobec Boga ich serca muszą być czyste: Takie serce musi być jak miska świeżej wody – kryształowo czysta, niczym nieskażona. Zatem jakie podejście jest właściwe? Niezależnie od tego, czym się aktualnie zajmujesz, możesz omówić z innymi to, co leży ci na sercu, czy jakieś swoje przemyślenia. Jeśli ktoś ci powie, że nie uda się czegoś zrobić tak jak to planujesz i zaproponuje inny sposób, a ty uznasz, że jest to całkiem dobry sposób, to zrezygnuj ze swojego planu i postępuj zgodnie z jego sugestiami. W ten sposób każdy zobaczy, że potrafisz przyjąć propozycje innych, wybrać właściwą ścieżkę, postępować zgodnie z zasadami, w sposób przejrzysty i klarowny. W twoim sercu nie ma mroku, a twoje czyny i słowa są szczere, wynikają z uczciwości. Nazywasz rzeczy po imieniu. Jeśli tak, to tak; jeśli nie, to nie. Żadnego zwodzenia, żadnych tajemnic, po prostu bardzo przejrzysta osoba. Czy to nie jest rodzaj postawy? To postawa wobec ludzi, wydarzeń i rzeczy, która odzwierciedla usposobienie danej osoby” (Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Bóg lubi uczciwych ludzi. Powinnam wypełniać swój obowiązek uczciwie. Niezależnie od tego, co robię lub mówię, powinnam być szczera i otwarta, mówić to, co myślę, a jeśli pojawią się problemy, powinnam umieć się do nich przyznać, zająć się nimi i odpowiednio je rozwiązać. Dlatego po kolei przeanalizowałam swoje poprzednie błędy. Szukałam przyczyn swoich niepowodzeń, próbowałam zrozumieć związane z tym zasady. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że popełnianie błędów pozwala nam odkryć nasze słabości i niezwłocznie je zrekompensować, a to jest czymś dobrym. Tymczasem ja zawsze przejmowałam się swoim wizerunkiem i statusem, zamykałam się w sobie, zakładałam maskę, nie mówiłam tego, co myślę, i bałam się obnażenia swoich wad. Postępując w ten sposób, nigdy nie nadrobiłabym swoich braków, a moje postępy byłyby powolne. Czyż nie pakowałam się w tarapaty? Zrozumiawszy to, zaczęłam świadomie korygować swoje nastawienie. Omawiając zadania z innymi braćmi i siostrami lub zgłaszając sugestie dotyczące wideoklipów, swobodnie wyrażałam swój punkt widzenia, nie zastanawiając się, jak zostanie odebrany. Chociaż nie wszystkie moje pomysły i opinie były trafione, dzięki korektom i wskazówkom moich braci i sióstr, zaczęłam rozumieć niektóre z obowiązujących zasad. Stopniowo czułam się coraz mniej skrępowana i spokojniejsza, było mi lżej na sercu.
Po pewnym czasie mieliśmy wdrożyć nową technologię, aby poprawić jakość obrazu. Nie znałam tej technologii, ale omawiając niezbędne umiejętności i ucząc się wraz z innymi, stopniowo zaczęłam ją rozumieć. Kiedy patrzyłam, jak jedna siostra, z którą pracowałam, dzieli się swoimi pomysłami i sugestiami, jak logiczna i dobrze uzasadniona jest jej analiza i jak przełożony często pyta ją o zdanie na różne tematy, czułam zawiść. Ja wciąż byłam nikim. Zastanawiałam się, kiedy wszyscy w końcu dowiedzą się, kim jestem. Czasem podczas dyskusji związanych z pracą zastanawiałam się, jak dobierać słowa, żeby zrobić na innych dobre wrażenie, żeby wiedzieli, że nie jestem całkowitą ignorantką w omawianej sprawie. Pewnego dnia omawialiśmy plan produkcji wideoklipu, gdy zauważyłam problem. Aby wypowiedzieć się zwięźle i na temat oraz pokazać, że coś jednak wiem o nowej technologii, chciałam właściwie dobrać słowa. Jednak im bardziej się nad tym głowiłam, tym mniej wiedziałam, co powiedzieć. Ostatecznie to moja współpracowniczka poruszyła tę kwestię zamiast mnie. Później wymyśliłam rozwiązanie. Moja współpracowniczka i ja mogłybyśmy wcześniej omawiać to, co chcemy powiedzieć. Potem ja pierwsza przedstawiłabym innym swój punkt widzenia na spotkaniu. W ten sposób mogłabym lepiej ubrać swoje myśli w słowa i czułabym, że jestem częścią naszego zespołu. Problem polegał na tym, że gdy brałam udział w dyskusjach sama, nadal nie miałam odwagi, by zabrać głos. Zamiast tego czekałam, aż wszyscy inni skończą wyrażać swoje opinie, po czym mówiłam „dobrze”, udając, że zrozumiałam, o czym była mowa. Doszłam do momentu, w którym podczas dyskusji przestawałam się angażować. Przysłuchując się innym, czasem traciłam koncentrację, a nawet przysypiałam.
Pewnego dnia moja współpracowniczka podeszła do mnie i stwierdziła, że nie wykonuję swoich obowiązków tak aktywnie, jak kiedyś. Zapytała mnie, czy jestem w jakimś szczególnym stanie, a ja otwarcie opowiedziałam jej o tym, co ostatnio przejawiałam. Wykorzystała swoje doświadczenie, aby mi pomóc, i przesłała mi fragment słów Bożych: „Antychryści są przekonani, że jeśli będą mówić zbyt dużo, nieustannie wyrażając swoje poglądy i rozmawiając z innymi, wszyscy ich przejrzą; pomyślą sobie, że antychryści są pozbawieni głębi, są zwykłymi ludźmi, i nie będą darzyć ich szacunkiem. Co dla antychrysta oznacza utrata szacunku? Oznacza utratę cenionego statusu w sercach innych, to, że antychryst będzie się ludziom wydawać człowiekiem przeciętnym, niedouczonym i zwyczajnym. Tego antychryści mają nadzieję nie zobaczyć. Dlatego też, gdy widzą w kościele kogoś, kto zawsze otwarcie przyznaje do swojego negatywnego nastawienia, buntu przeciwko Bogu, błędów, które wczoraj popełnił, lub nieznośnego bólu, jaki odczuwa dzisiaj z powodu swojej nieuczciwości, antychryści uważają go za głupiego i naiwnego, ponieważ sami nigdy nie przyznają się do takich rzeczy, skrzętnie ukrywając to, co naprawdę myślą. Niektórzy ludzie rzadko się odzywają, bo mają mały potencjał lub prosty umysł, brak złożonych myślni, ale to, że antychryści nieczęsto zabierają głos, ma inną przyczynę; chodzi tu o problem z usposobieniem. Rzadko zabierają głos podczas spotkań z innymi i niechętnie wyrażają swoje poglądy na różne tematy. Dlaczego nie wyrażają swoich poglądów? Po pierwsze, z pewnością brakuje im prawdy i nie potrafią widzieć pewnych spraw wyraźnie. Jeśli się odezwą, mogą popełnić jakiś błąd i zostać przejrzani na wylot. Boją się, że ktoś spojrzy na nich z góry, więc milczą i pozorują głębię, przez co innym trudno jest ich ocenić, bo przecież wyglądają na tak mądrych i dystyngowanych. Dzięki tej fasadzie ludzie nie ośmielają się lekceważyć antychrysta, a widząc spokój i opanowanie, jakie okazuje na zewnątrz, darzą go jeszcze większym szacunkiem i nie ośmielają się go urazić. Na tym polega przebiegłość i nikczemność antychrystów. Antychryści nie wyrażają ochoczo swoich poglądów, ponieważ większość z nich jest niezgodna z prawdą, stanowiąc tylko ludzkie pojęcia i wyobrażenia, które nie zasługują na upublicznienie. Tak więc konsekwentnie milczą. (…) Znają swoje własne ograniczenia, więc nie chcą, żeby ich przejrzano; kryje się za tym jednak też paskudna intencja – pragną być podziwiani. Czyż właśnie to nie jest najbardziej obrzydliwe?” (Punkt szósty, w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Kiedyś, gdy czytałam słowa Boga demasujące skłonności antychrystów, niemal nigdy nie patrzyłam na siebie przez pryzmat Jego słów. Sądziłam, że nie mam żadnego statusu, nie mówiąc już o wygórowanych pragnieniach. Ale teraz, spoglądając na siebie w świetle słów Bożych, zauważyłam, że antychryści często wzbraniają się przed wyrażaniem swoich poglądów, aby ukryć własne braki, i milczą, aby stwarzać pozory głębi własnych myśli. Zachowują się tak, aby każdy wokół nich był przekonany, że rozumieją oni prawdę, i patrzył na nich z podziwem. Czyż nie tak właśnie postępowałam? Prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia o tej nowej technologii. Jednak aby zachować twarz i zapewnić sobie mocną pozycję w grupie, nigdy otwarcie nie mówiłam o swoich wadach i brakach. Udawałam, że rozumiem pewne rzeczy, ale nie miałam odwagi, by wyrazić swoje opinie w obecności wszystkich, ze strachu, że popełnię błąd, a oni zobaczą, że jestem dyletantką. Posuwałam się nawet do tego, że tuszowałam swoje braki, pośpiesznie zgłaszając na spotkaniach sugestie, które wcześniej omówiłam ze współpracowniczką. To nie tylko dawało mi poczucie, że wnoszę swój wkład, ale także ukrywało przed innymi, jak niskie są moje standardy. Byłam taka fałszywa! Myśląc o tym, przypomniałam sobie, że wiele osób mówiło, iż nie jestem zbyt rozmowna. Kiedyś uważałam, że to kwestia mojej osobowości. Tylko dzięki temu, co obnażyły słowa Boże, zdałam sobie sprawę, że milczę, aby nie dać się przejrzeć. Zachowywałam się tak już wcześniej, gdy wykonywałam swój obowiązek. Czasem odkrywałam jakieś problemy, ale nic nie mówiłam, jeśli nie były dla mnie jasne. Zamiast tego czekałam, aż dokładnie zrozumiem problem, żeby potem metodycznie i logicznie przedstawić swój punkt widzenia. Dzięki temu z czasem wszyscy zaczęli myśleć, że potrafię dostrzegać problemy, a od czasu do czasu słyszałam, jak chwalili mnie za inteligencję i duży potencjał. To sprawiało, że byłam z siebie bardzo zadowolona. Kiedy widziałam, jak szczere są niektóre moje siostry, które mówiły to, co myślały, i przyznawały, że czegoś nie rozumieją, gardziłam nimi. Myślałam, że mówią bez zastanowienia i że inni od razu zauważą, jakie są nieudolne. Wiedziałam, że ja tak nie potrafię. Gdy wszystko to zrozumiałam, wiedziałam już, że mam usposobienie antychrysta i że problem jest poważny. Udawałam kogoś innego, aby zdobyć status i zabłysnąć w oczach innych ludzi. Zbyt wielką wagę przykładałam do statusu i miałam o sobie przesadnie wysokie mniemanie. Przez cały czas chciałam być chodzącym ideałem, a nie po prostu zwyczajną osobą. To było naprawdę aroganckie i nieracjonalne z mojej strony. Myślałam o swoim udziale w skomplikowanych projektach wideo. Nie tylko miałam szansę rozwijać umiejętności zawodowe, ale także przy okazji zrozumieć więcej zasad. To było wspaniałe! Ale zamiast ciężko pracować, aby zdobyć nowe umiejętności i nauczyć się zasad z moimi braćmi i siostrami, spędzałam dni, zaniedbując mój obowiązek. Moja logika była pokrętna, martwiłam się o pochwały lub ich brak, robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby chronić własny wizerunek. Byłam taka niemądra! Wierzyłam w Boga od tylu lat, ale wciąż nie wiedziałam, do czego powinnam dążyć. Nierozważnie marnowałam mnóstwo cennego czasu i ostatecznie nic na tym nie zyskałam. Nie dość, że nie wykonywałam dobrze swojego obowiązku, to jeszcze Bóg mną pogardzał i budziłam w nim odrazę. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam. Wstydziłam się siebie. Modliłam się więc do Boga, gotowa okazać skruchę.
Potem odnalazłam ścieżkę praktyki opartą na słowach Bożych. Bóg mówi: „W jaki sposób jawią się ich słowa i czyny? Zwykły człowiek potrafi mówić prosto z serca. Powie on wszystko, co ma w sercu, bez odrobiny fałszu czy przebiegłości. Jeżeli ktoś taki jest w stanie zrozumieć napotkaną sprawę, to będzie postępował zgodnie ze swoim sumieniem i rozumem. Jeżeli zaś dobrze tego nie pojmuje, to będzie popełniać błędy i ponosić porażki, żywić błędne przekonania i pojęcia oraz mieć własne wyobrażenia, a także będzie zaślepiony iluzjami, jakie ma przed oczyma. Takie są zewnętrzne cechy zwykłego człowieczeństwa. Czyż spełniają one Boże wymagania? Nie. Ludzie nie są w stanie spełnić Bożych wymagań, jeżeli nie posiadają prawdy. Owe zewnętrzne oznaki zwykłego człowieczeństwa przynależą zwykłemu, skażonemu człowiekowi. Są to rzeczy, z którymi człowiek się urodził, które są mu wrodzone. Musisz sobie pozwolić na okazywanie owych zewnętrznych oznak i objawień. Przyzwalając sobie na to, musisz zrozumieć, że takie są naturalne instynkty człowieka, jego charakter i wrodzona natura. Co powinieneś zrobić, kiedy już to zrozumiesz? Powinieneś właściwie do tego podejść. Lecz jak wcielić w życie takie podejście? Odbywa się to poprzez czytanie większej ilości Bożych słów, dalsze zaopatrywanie się w prawdę, częstsze zanoszenie przed oblicze Boga kwestii, których nie rozumiesz, co do których masz rozmaite wyobrażenia i na temat których wydajesz być może błędne osądy – po to, by częściej się nad nimi zastanawiać i poszukiwać prawdy w celu rozwiązania wszystkich swoich problemów. (…) Nie będąc nadczłowiekiem ani kimś wielkim, nie jesteś w stanie przeniknąć ani zrozumieć wszystkich rzeczy. Niemożliwym jest, abyś jednym spojrzeniem przeniknął świat, ludzkość i wszystko, co się wokół ciebie dzieje. Jesteś zwykłym człowiekiem. Musisz zaznać wielu porażek, okresów zagubienia, popełnić wiele błędów w ocenie i odstępstw. Może to w pełni ujawnić twoje zepsute usposobienie, twoje słabości i braki, twoją ignorancję i głupotę, umożliwiając ci ponowne zbadanie i poznanie siebie oraz zyskanie wiedzy o wszechmocy, o pełnej mądrości Boga oraz o Jego usposobieniu. Uzyskasz od Niego to, co pozytywne, zrozumiesz prawdę i wejdziesz w rzeczywistość. Wiele rzeczy w twoim doświadczeniu nie potoczy się tak, jak sobie tego życzysz, i poczujesz się wobec tego bezsilny. W tych sprawach musisz poszukiwać i czekać; musisz uzyskać od Boga odpowiedź na każdą sprawę i zrozumieć z Jego słów ukrytą istotę każdej sprawy oraz istotę każdego rodzaju osoby. Tak zachowuje się zwykły, normalny człowiek. Musisz nauczyć się mówić: »Nie potrafię«, »To mnie przerasta«, »Nie jestem zdolny tego przeniknąć«, »Nie doświadczyłem tego«, »Nic nie wiem«, »Dlaczego jestem taki słaby? Dlaczego jestem do niczego?«, »Mam taki słaby charakter«, »Jestem taki odrętwiały i otępiały«, »Taki ze mnie ignorant, że minie kilka dni, zanim to zrozumiem i zdołam się tym zająć«, »Muszę to z kimś przedyskutować«. Musisz nauczyć się praktykować w ten sposób. Jest to zewnętrzna oznaka tego, że przyznajesz się do bycia zwykłą osobą i że pragniesz nią być” (Docenianie słów Boga jest fundamentem wiary w Niego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Zastanawiając się nad słowami Boga, zrozumiałam, że jestem zwyczajną osobą o przeciętnym potencjale, niewielkim doświadczeniu i nikłym zrozumieniu prawdozasad. W konfrontacji z nową technologią i nowymi wyzwaniami czasem nie potrafiłam ich zrozumieć lub popełniałam błędy – ale to normalne. Musiałam przyznać się do własnych wad i braków, zaakceptować je i szukać prawdozasad, aby rozwiązać problem. Tylko w ten sposób mogłabym stale się rozwijać. Gdy to wszystko zrozumiałam, mój umysł doznał oświecenia. Byłam gotowa praktykować zgodnie z wymaganiami Boga, przestać udawać i oszukiwać, chciałam postępować właściwie i wykonywać swój obowiązek, twardo stąpając po ziemi.
Pewnego razu rozmawialiśmy z naszym przełożonym o tym, jak poprawić nagranie wideo. Kiedy wszyscy przedstawili swoje sugestie, znalazłam jeszcze jeden problem, ale nie byłam pewna, czy mam rację, i miałam pewne obawy. Zastanawiałam się: „Powinnam o tym wspomnieć, czy nie? Jeśli poruszę kwestię, która nie okaże się problemem, wyjdę na tępą ignorantkę”. W tej samej chwili zdałam sobie sprawę, że próbuję się kamuflować, aby ratować twarz. Dlatego pomodliłam się do Boga, prosząc Go o siłę, by zwalczyć złą intencję, a następnie podzieliłam się z innymi moimi opiniami. Przełożony i pozostałe siostry również wyrazili swoje opinie. Chociaż sprawa, którą poruszyłam, okazała się nieistotna, dzięki naszej dyskusji lepiej zrozumiałam zasady. Z czasem rozmowy i dyskusje dotyczące pracy budziły we mnie coraz mniej obaw i niepokoju. Od czasu do czasu zauważałam problemy, ale nie byłam pewna, jak je rozwiązać. Dlatego szczerze mówiłam o nich innym, a każdy mógł się zastanowić, jak im wspólnie zaradzić. Niekiedy proponowałam rozwiązanie, ale w toku dyskusji uznano, że nie jest właściwe. W takich chwilach przyznawałam, że się myliłam, rozmawiałam z innymi o tym, jak rozwiązać problem, aby uzyskać lepsze wyniki. … Taka praktyka sprawiała, że moje serce było spokojniejsze i bardziej odprężone, a ja mogłam wykonać małą część swojego obowiązku. To osobiste doświadczenie nauczyło mnie, że takie postępowanie i wykonywanie obowiązku daje mi poczucie spokoju, swobody i wyzwolenia!