Gdy zaczęto mnie ścigać za wiarę w Boga

07 sierpnia 2025

Autorstwa Guang Chun, Chiny

W lipcu 2023 roku zaczęłam wykonywać obowiązki przywódczyni w kościele. W sierpniu umówiłam się na spotkanie z jednym z braci, ale dzień wcześniej został aresztowany. Gdy się o tym dowiedziałam, poczułam w sercu niepokój: „Gdyby w drodze na nasze spotkanie policja go śledziła, ja też zostałabym aresztowana. Niewiele brakowało!”. Zaczęłam się zastanawiać: „W dzisiejszych czasach policja jak szalona aresztuje wierzących w Boga. Jeśli dalej będę umawiać się z innymi na spotkania, aby omawiać pracę, w każdej chwili mogę zostać zatrzymana. Od teraz będę się z nimi komunikować za pośrednictwem listów z domu. W ten sposób będę mniej narażona na aresztowanie”. Dlatego odwołałam spotkania z braćmi i siostrami. Jakiś czas później zostałam wydana przez judasza, więc policja poznała moją tożsamość i dowiedziała się, że jestem przywódczynią. Wkrótce potem dostałam list od rodziny. Okazało się, że kilku policjantów przyszło do mojego domu, aby mnie aresztować. Mieli przy sobie moje zdjęcie. Gdy mój tata powiedział, że mnie nie ma, jeden z policjantów odparł: „Poproś córkę, żeby wróciła do domu i zgłosiła się na posterunek policji. Jeśli tego nie zrobi, wystawimy za nią list gończy!”. Gdy przeczytałam ten list, zrobiło mi się ciężko na sercu: „Policja wie, że jestem przywódczynią, ma moje zdjęcie i szukała mnie w domu. Jest nawet gotowa wystawić za mną list gończy! Jeśli zostanę aresztowana, z pewnością będą mnie torturować, żeby wymusić zeznania i wydusić ze mnie informacje o braciach i siostrach oraz funduszach kościoła. Jeśli nic nie powiem, to nawet jeśli nie pobiją mnie na śmierć, z pewnością zostanę trwale okaleczona! Jestem bardzo słabego zdrowia. Jak zniosę tortury KPCh? Jeśli nie wytrwam przy swoim świadectwie i zostanę judaszem, nie będę miała dobrego wyniku i chociaż wierzę w Boga, nie zostanę zbawiona”. Potem stanął mi przed oczami obraz torturowanych przez policję braci i sióstr i bardzo się przestraszyłam: „Wykonywanie obowiązków przywódczyni jest zbyt niebezpieczne. Gdybym była zwykłą wierzącą, nie stałabym się dla KPCh głównym celem aresztowania i nie musiałabym narażać się na ryzyko śmierci”. W tamtym czasie często się tym zamartwiałam i czułam lęk. Bardzo się bałam, że pewnego dnia wpadnę w ręce policji, i nie mogłam uspokoić serca, żeby wykonywać swoje obowiązki.

Pewnego wrześniowego poranka otrzymałam list od siostry, która dawniej udzielała mi gościny. Pisała w nim, że po tym, jak się od niej wyprowadziłam, pewnego dnia po godzinie 23:00 jej dom otoczyło ponad dziesięciu policjantów. Nie odważyła się otworzyć drzwi, więc policja użyła podnośnika nożycowego, aby dostać się do okna na drugim piętrze, i weszła przez nie, aby przeszukać dom. Sprawdzali go przez kilka godzin, ale niczego nie znaleźli. Gdy to przeczytałam, byłam w szoku. Mieszkałam tam zaledwie miesiąc wcześniej. Gdybym się stamtąd nie wyprowadziła, zostałabym aresztowana. Gdy wyobraziłam sobie grupę policjantów, którzy mnie zatrzymują, przeraziłam się i poczułam, że bycie przywódczynią jest zbyt ryzykowne. Nie mogłam przestać się skarżyć: „Byłoby lepiej, gdybym nie była przywódczynią. Policja by mnie wówczas nie ścigała. Obawiam się, że gdybym została aresztowana, nie przeżyłabym. Jestem jeszcze bardzo młoda, a w swojej wierze w Boga nadal nie zyskałam prawdy. Jeśli policja pobije mnie na śmierć, czy nie stracę szansy na zbawienie? Czy wszystkie koszty, które poniosłam przez te wszystkie lata wiary w Boga, nie pójdą na marne?”. W tamtym czasie nieustannie towarzyszył mi niepokój i strach. Chciałam, żeby ktoś przejął moje obowiązki. Myślałam, że dzięki temu nie będę ścigana i uniknę aresztowania przez KPCh. Jednak ludzie z kościoła, w tym liczni przywódcy i pracownicy, byli cały czas aresztowani. Gdybym teraz zrezygnowała, nie tylko wpłynęłoby to na pracę kościoła, ale popełniłabym także występek. Moje sumienie nie pozwoliło mi zrezygnować, ale nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnej energii. W tamtym czasie w kościele brakowało przywódców i pracowników, a ze strachu przed aresztowaniem niektórzy bracia i siostry byli słabi i zniechęceni. Niektóre elementy pracy utknęły w martwym punkcie. Chociaż dostrzegałam wszystkie te problemy w kościele, nie miałam głowy do tego, żeby je rozwiązać. Zamiast tego całymi dniami zadręczałam się myślą, że pewnego dnia wpadnę w ręce policji i będę cierpiała niekończące się męki. Czując lęk i bezradność, pomodliłam się do Boga: „Dobry Boże, gdy policja umieściła mnie na liście osób poszukiwanych i próbowała aresztować, nie chciałam już dłużej wykonywać obowiązków przywódczyni. Wiem, że okazuję w ten sposób brak lojalności wobec Ciebie, ale boję się, że zostanę aresztowana. Dobry Boże, oświeć mnie i poprowadź, żebym potrafiła się podporządkować”.

Potem otworzyłam się na temat swojego stanu przed jedną z sióstr, która znalazła dla mnie następujące dwa fragmenty słów Bożych. Bóg Wszechmogący mówi: „Gdy ludzie nie są w stanie dostrzec, zrozumieć i zaakceptować sytuacji, jakimi Bóg rozporządza, i Jego suwerennej władzy oraz się temu podporządkować oraz gdy napotykają różne trudności w codziennym życiu lub trudności te przekraczają granice wytrzymałości zwykłych ludzi, w ich podświadomości rodzą się zmartwienie, niepokój, a nawet udręka. Nie wiedzą, co przyniesie jutro i dzień następny, nie wiedzą, jak będzie wyglądać ich przyszłość, więc odczuwają udrękę, niepokój i zmartwienie w związku z różnymi rzeczami. Jaki jest kontekst, w którym rodzą się te negatywne emocje? Chodzi o to, że ludzie nie wierzą w suwerenną władzę Boga, to znaczy nie są w stanie uwierzyć w suwerenną władzę Boga ani jej dostrzec, nie mają też w głębi serca autentycznej wiary w Boga. Nawet gdyby ujrzeli na własne oczy fakty potwierdzające suwerenną władzę Boga, nie zrozumieliby jej ani by w nią nie uwierzyli. Nie wierzą, że Bóg sprawuje suwerenną władzę nad ich losem, nie wierzą, że ich życie jest w rękach Boga, więc w głębi serca nie mają zaufania do suwerennej władzy Boga i Jego zarządzeń, a wtedy pojawiają się skargi i ludzie nie potrafią się podporządkować(Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). „Jeśli ludzie dążą do prawdy, nie dadzą się złapać w pułapkę tych trudności i nie pogrążą się w negatywnych uczuciach udręki, niepokoju i zmartwienia. Z drugiej strony, jeśli ludzie nie dążą do prawdy, te trudności i tak są obecne – i jakie będą tego skutki? Uwikłasz się w nich tak bardzo, że nie będziesz potrafił od nich uciec, i jeśli nie będziesz w stanie się z nimi uporać, to ostatecznie stworzą one węzeł splątanych negatywnych uczuć w głębi twojego serca; wpłyną na twoje normalne życie i na normalne wykonywanie przez ciebie obowiązków, będziesz się czuł przytłoczony i zniewolony, bez żadnego wyjścia – z takimi skutkami będziesz się musiał zmierzyć(Jak dążyć do prawdy (3), w: Słowo, t. 6, O dążeniu do prawdy). Po przeczytaniu słów Bożych zrozumiałam, że żyję w niepokoju i lęku, ponieważ nie rozumiem suwerennej władzy Boga i nie potrafię się jej podporządkować. Gdy policja umieściła mnie na liście osób poszukiwanych, opanował mnie popłoch i strach, ponieważ bałam się, że jeśli zostanę aresztowana i pobita na śmierć, to stracę szansę na zbawienie. Aby się uratować, rozważałam rezygnację z obowiązków przywódczyni. Nie chciałam podporządkować się suwerennej władzy Boga, nie szukałam Jego intencji i nie zastanawiałam się nad sobą, żeby wyciągnąć z tego naukę i poznać samą siebie. Zdałam sobie sprawę, że jeśli będę tkwić w takim stanie, będzie to dla mnie bardzo niebezpieczne. Po przeczytaniu tych dwóch fragmentów słów Boga zrozumiałam Jego intencję. Musiałam szukać prawdy, aby poradzić sobie ze swoim stanem. Nie mogłam już dłużej kierować się negatywnymi uczuciami. Wpłynęłoby to na moje wejście w życie i moje obowiązki. Potem modliłam się do Boga, opowiadając Mu o swoim stanie i błagając Go, aby mnie prowadził.

Po modlitwie uspokoiłam swoje serce i wróciłam myślami do stanu, w jakim się znajdowałam. Przeczytałam następujące słowa Boże: „O czym, poza troską o własne bezpieczeństwo, myślą niektórzy antychryści? Mówią oni: »Obecne warunki nie są sprzyjające, więc mniej się pokazujmy i rzadziej głośmy ewangelię. Dzięki temu istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że nas schwytają i że dzieło kościoła zostanie zniszczone. Jeżeli nas nie złapią, nie staniemy się Judaszami, a wówczas mamy szansę na przetrwanie w przyszłości, prawda?«. Czyż nie brakuje antychrystów, którzy stosują takie wymówki, by wprowadzać w błąd braci i siostry? Niektórzy antychryści bardzo obawiają się śmierci i przez to wiodą podłą egzystencję; ponadto cenią sobie reputację i status i dlatego chętnie pełnią funkcje przywódcze. Choć wiedzą, że: »Niełatwo jest nieść na barkach obowiązki przywódcy: jeżeli wielki, czerwony smok dowie się, że objąłem tę funkcję, będzie o mnie głośno i mogę trafić na listę poszukiwanych, a gdy mnie złapią, moje życie znajdzie się w niebezpieczeństwie«, to ignorują owe zagrożenia, by pławić się w korzyściach płynących ze statusu. Pełniąc funkcję przywódcy, pławią się jedynie w swoich cielesnych potrzebach i nie angażują się w rzeczywistą pracę. Nie licząc prowadzenia korespondencji z innymi kościołami, nic więcej nie robią. Ich strach jest tak wielki, że ukrywają się w jakimś miejscu i z nikim się nie spotykają; trzymają się z dala, a bracia i siostry nie wiedzą nawet, kto jest ich przywódcą. Czyż błędem jest więc twierdzenie, że są oni przywódcami jedynie nominalnie? (Nie). Sprawując tę funkcję, nie angażują się w żadną faktyczną pracę; dbają jedynie o to, by się ukryć. Gdy zapytać ich »Jak to jest być przywódcą?«, odpowiedzą »Jestem niezwykle zajęty i ze względów bezpieczeństwa muszę wciąż się przeprowadzać. Te warunki są tak destabilizujące, że nie mogę skoncentrować się na mojej pracy«. Stale czują się tak, jakby śledziło ich wiele par oczu, i nie wiedzą, gdzie mogliby się bezpiecznie ukryć. Oprócz przebieranek i ukrywania się w różnych miejscach, by nie pozostawać zbyt długo w tej samej okolicy, na co dzień nie wykonują oni żadnej rzeczywistej pracy. Czy istnieją tacy przywódcy? (Tak). Jakimi zasadami się kierują? Takie osoby mówią: »Przebiegły królik ma trzy nory. Potrzebuje ich, by się ukryć i tym samym uchronić przed atakami drapieżników. Czy dopuszczalna jest sytuacja, w której na człowieka czyha niebezpieczeństwo i musi on uciekać, lecz nie ma gdzie się ukryć? Musimy uczyć się od królików! Zwierzęta stworzone przez Boga mają ową zdolność przetrwania, którą ludzie powinni od nich przejąć«. Objąwszy funkcję przywódcy, ludzie ci przyswoili sobie ową doktrynę, a wręcz uwierzyli, że pojęli prawdę. W istocie jednak są śmiertelnie przerażeni. Gdy tylko usłyszą o jakimś przywódcy, na którego doniesiono policji, gdyż mieszkał w niebezpiecznej okolicy, albo o innym przywódcy namierzonym przez szpiegów wielkiego czerwonego smoka przez to, że zbyt często opuszczał dom, by spełnić swój obowiązek, i kontaktował się ze zbyt wieloma ludźmi, i gdy dowiedzą się, że ci ludzie zostali aresztowani i skazani, natychmiast zaczynają się bać. Myślą: »Tylko nie to! Czy teraz i mnie aresztują? Niech to będzie dla mnie nauczka. Nie powinienem być zbyt aktywny. Jeśli mogę uniknąć wykonywania jakiejś pracy w kościele, to jej nie wykonam. Jeśli mogę uniknąć odsłaniania twarzy, to jej nie odsłonię. Ograniczę moją pracę do minimum, będę unikał wychodzenia z domu i kontaktów z innymi ludźmi oraz zadbam o to, by nikt nie dowiedział się, że jestem przywódcą. Któż w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na to, by przejmować się innymi? Już samo utrzymanie się przy życiu jest wyzwaniem!«. Taki człowiek od momentu objęcia funkcji przywódcy nie wykonuje żadnej pracy, a jedynie przenosi bagaże i się ukrywa. Żyje jak na szpilkach, w ciągłym strachu, że zostanie złapany i skazany. Powiedzmy na przykład, że usłyszy, jak ktoś mówi: »Jeżeli cię schwytają, zabiją cię! Gdybyś nie był przywódcą, a jedynie zwykłym wierzącym, być może wyszedłbyś na wolność po zapłaceniu niewielkiej grzywny, lecz los przywódców jest niepewny. To bardzo niebezpieczne! Byli tacy przywódcy i pracownicy, którzy, gdy ich schwytano, odmówili udzielenia jakichkolwiek informacji i zostali śmiertelnie pobici przez policję«. Wiadomość o tym, że ktoś został pobity na śmierć, potęguje jego strach i człowiek ten jeszcze bardziej boi się pracować. Codziennie myśli tylko o tym, jak nie dać się złapać, jak ukryć swoją twarz, jak nie zostać wyśledzonym i uniknąć kontaktu z braćmi i siostrami. Łamie sobie głowę, rozmyślając o tych sprawach, i zupełnie zapomina o swoich obowiązkach. Czy taki człowiek jest lojalny? Czy ludzie tego pokroju są w stanie podołać jakiejkolwiek pracy? (Nie). Oni są po prostu bojaźliwi i nie możemy z całą stanowczością scharakteryzować ich jako antychrystów wyłącznie na podstawie takiego zewnętrznego przejawu. Lecz jaka jest natura owego przejawu? Jego istotą jest bycie niedowiarkiem. Takie osoby nie wierzą, że Bóg może ochronić człowieka, a już z całą pewnością nie sądzą, by poświęcenie się Bogu i ponoszenie kosztów na Jego rzecz było poświęceniem się prawdzie i czymś, co Bóg aprobuje. W głębi serca nie boją się Boga; boją się jedynie szatana i niegodziwych partii politycznych. Nie wierzą w istnienie Boga, w to, że wszystko jest w Jego rękach, i z całą pewnością nie dowierzają, iż Bóg zaaprobuje to, że ktoś ponosi wszelkie koszty na Jego rzecz, na rzecz podążania Jego drogą i wypełniania Jego posłannictwa. Nie potrafią tego dostrzec. W co więc wierzą? Sądzą, że jeżeli wpadną w sidła wielkiego, czerwonego smoka, czeka ich marny koniec: mogą zostać skazani, a nawet stracić życie. W głębi serca obchodzi ich jedynie własne bezpieczeństwo, a nie dzieło kościoła. Czyż nie są niedowiarkami? (Zgadza się). Co mówi Biblia? »Kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je« (Mt 10:39). Czy oni wierzą w te słowa? (Nie wierzą w nie). Jeżeli zostaną poproszeni o spełnienie obowiązku wiążącego się z ryzykiem, będą chcieli się ukryć i nie dopuszczą do tego, by ktokolwiek ich zobaczył – zapragną być niewidzialni. Tak wielki jest ich strach. Nie wierzą, że Bóg jest podporą człowieka, że wszystko jest w Jego rękach, że jeśli coś naprawdę pójdzie nie tak lub jeśli zostaną schwytani, to znaczy, że Bóg na to pozwolił, a ludzkie serca winny być posłuszne. Oni nie mają takich serc, takiego zrozumienia i przygotowania. Czy naprawdę wierzą w Boga? (Nie, nie wierzą). Czyż istotą takiego zewnętrznego przejawu nie jest to, że są niedowiarkami? (Zgadza się). Tak właśnie jest. Ludzie tego pokroju są wyjątkowo bojaźliwi; straszliwie się lękają i obawiają fizycznego cierpienia, a także tego, że przydarzy im się coś złego. Czyni ich to lękliwymi niczym płochliwe ptaki i nie są oni w stanie dłużej wykonywać swojej pracy(Punkt dziewiąty (Część druga), w: Słowo, t. 4, Demaskowanie antychrystów). Bóg wyjawia, że antychryści biorą pod uwagę swoje bezpieczeństwo, gdy tylko w trakcie wykonywania obowiązków staną w obliczu zagrożenia. Nie są wobec nich lojalni i nie mają względu na interesy domu Bożego. Takie osoby nie mają w swoim sercu miejsca dla Boga i nie wierzą w Jego suwerenną władzę. Są niedowiarkami. Po przeczytaniu słów Bożych poczułam wstyd i smutek. Nie zdawałam sobie sprawy, że jestem tak samo samolubna i podła jak antychryst. Umówiłam się z jednym z braci na spotkanie, ale dzień wcześniej trafił w ręce policji. To, że udało mi się uniknąć aresztowania, zawdzięczałam Bożej ochronie. Nie podziękowałam jednak za to Bogu i nie wykonywałam właściwie swoich obowiązków. Myślałam tylko o tym, jak zadbać o swoje bezpieczeństwo, odkładając pracę kościoła na bok. Co więcej, gdy dowiedziałam się, że policja była u mnie w domu, aby mnie aresztować, i zamierzała wystawić za mną list gończy, a dom rodziny udzielającej mi wcześniej gościny został przeszukany, i zrozumiałam, że KPCh mobilizuje tak wielkie siły, aby mnie schwytać, naprawdę się przestraszyłam. Aby się uratować, zaczęłam bojaźliwie uchylać się od obowiązków przywódczyni. Biorąc pod uwagę, że kościół cierpi z powodu prześladowań i aresztowań ze strony KPCh, jako przywódczyni powinnam była chronić interesy kościoła i szybko zająć się następstwami. Ponadto rezultaty w ramach różnych elementów pracy kościoła były coraz gorsze, a bracia i siostry żyli w stanie zniechęcenia i lęku. Należało ich wspierać i udzielać im pomocy, omawiając z nimi prawdę. Choć należało wykonać całą tę pracę, aby uniknąć aresztowania, na każdym kroku dbałam o własne bezpieczeństwo i szukałam drogi ucieczki. Nie miałam serca do obowiązków, a problemy w kościele nie były na czas rozwiązywane. Jak mówi powiedzenie: „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. W normalnych czasach, gdy moje osobiste interesy nie były zagrożone, potrafiłam wykonywać swoje obowiązki, ale w sytuacji zagrożenia zachowywałam się jak struś i chowałam głowę w piasek, żeby się chronić. To była moja prawdziwa postawa. Choć wierzyłam w Boga i czytałam tak wiele Jego słów, w krytycznym momencie nie dałam żadnego świadectwa, że praktykuję prawdę, i nie miałam najmniejszego zamiaru chronić interesów kościoła. Byłam tak samo samolubna i podła jak antychryst. Poczułam smutek i wyrzuty sumienia. Nienawidziłam siebie za bycie taką egoistką. Naprawdę nie byłam godna wykonywania tak ważnych obowiązków! Modliłam się w duchu do Boga: „Dobry Boże, jestem taka samolubna! W krytycznym momencie nie wykazałam się żadną lojalnością. Dobry Boże, oświeć mnie i poprowadź, abym poznała siebie i potrafiła w zaistniałych okolicznościach wykonywać swoje obowiązki”.

Przypomniałam sobie następujące słowa Boże: „Wszyscy zepsuci ludzie żyją tylko dla siebie. Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego – to jest podsumowanie ludzkiej natury. Ludzie wierzą w Boga dla samych siebie; kiedy wyrzekają się czegoś i ponoszą koszty na rzecz Boga, czynią to, by uzyskać błogosławieństwa, a kiedy są wobec Niego lojalni, to dalej tylko po to, by otrzymać nagrodę. W sumie celem wszystkich ich działań jest zdobycie błogosławieństw, nagród i wejście do królestwa niebieskiego. W społeczeństwie ludzie pracują dla własnych korzyści, a w domu Bożym wykonują obowiązek, aby zdobyć błogosławieństwa. Rezygnuje się ze wszystkiego i jest się w stanie wytrzymać wiele cierpienia właśnie po to, aby uzyskać błogosławieństwa. Nie ma lepszego dowodu szatańskiej natury człowieka. Ludzie, których usposobienie zmieniło się, są inni; czują, że sens wywodzi się z życia według prawdy, że podstawą człowieczeństwa jest poddanie się Bogu, bojaźń Boża i wystrzeganie się zła, że przyjęcie Bożego posłannictwa jest w zupełności naturalną i uzasadnioną powinnością, że tylko ludzie wypełniający obowiązek istoty stworzonej godni są miana człowieka – i że jeśli nie są w stanie kochać Boga i odwdzięczyć Mu się za Jego miłość, to nie są godni miana człowieka. Uważają, że życie dla siebie jest puste i pozbawione znaczenia, że ludzie powinni żyć po to, aby zadowolić Boga, by dobrze wykonywać swoje obowiązki i prowadzić znaczące życie, tak żeby nawet wtedy, gdy przyjdzie czas umrzeć, czuć zadowolenie i niczego nie żałować – i by ich życie nie poszło na marne(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Ludzie wierzą w Boga, aby zostać pobłogosławionym, nagrodzonym, ukoronowanym. Czy nie ma go w sercu każdego człowieka? Jest, to fakt. Chociaż ludzie nieczęsto o tym mówią, a nawet ukrywają motywację i pragnienie otrzymania błogosławieństw, to jednak ta motywacja i pragnienie w głębi ludzkich serc zawsze były niewzruszone. Bez względu na to, jak wiele duchowych teorii ludzie rozumieją, jakie mają doświadczenie i wiedzę, jakie obowiązki mogą wykonać, jak wiele cierpienia znoszą lub jak wysoką cenę płacą, nigdy nie porzucają ukrytej głęboko w ich sercach motywacji do uzyskania błogosławieństw i zawsze w milczeniu trudzą się w służbie dla niej. Czyż nie jest to coś, co tkwi najgłębiej w ludzkich sercach? Jak czulibyście się bez tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw? Z jakim nastawieniem wykonywalibyście swoje obowiązki i podążali za Bogiem? Co by się stało z ludźmi, gdyby pozbyto się tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw, która kryje się w ich sercach? Jest możliwe, że wielu ludzi ogarnęłoby zniechęcenie, a inni staliby się zdemotywowani do wykonywania swoich obowiązków. Straciliby zainteresowanie swoją wiarą w Boga, tak jakby ich dusza zniknęła. Wyglądaliby tak, jakby wyrwano im serce. Dlatego właśnie mówię, że motywacja do błogosławieństw jest czymś głęboko ukrytym w ludzkich sercach(Sześć wskaźników rozwoju życiowego, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Ze słów Bożych zrozumiałam, że kiedy ludzie robią coś z myślą o własnych interesach, kierują się szatańskimi truciznami i traktują takie powiedzenia jak „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego” jak reguły przetrwania, robiąc wyłącznie to, co przynosi im korzyści. Byłam dokładnie taką osobą. Gdy zaczęłam wykonywać obowiązki przywódczyni, nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo. Wiedziałam, że pracując na tym stanowisku, zrozumiem więcej prawd i będę mogła zgromadzić wiele dobrych uczynków, więc bez wahania podjęłam się tych obowiązków. Jednak gdy zobaczyłam, że bracia i siostry są aresztowani, a potem trafiłam na policyjną listę osób ściganych, bałam się, że jeśli zostanę aresztowana i pobita na śmierć, stracę szansę na zbawienie. Zaczęłam więc kombinować, żeby ocalić własną skórę, i doszłam do wniosku, że wykonywanie obowiązków przywódczyni niesie ze sobą duże ryzyko. Skarżyłam się nawet, że kościół powierzył mi tak ważne zadanie, i chciałam je porzucić. Na każdym kroku brałam pod uwagę swoje przeznaczenie i nie okazywałam Bogu za grosz lojalności ani posłuszeństwa. Byłam taka samolubna! Gdybym nie została zdemaskowana, nadal bym wierzyła, że poprzez swoje wyrzeczenia i koszty ponoszone podczas wykonywania obowiązków okazuję lojalność wobec Boga. Teraz w końcu zdałam sobie sprawę, że za wszystkimi moimi dotychczasowymi wyrzeczeniami kryły się nieczyste intencje i motywy. Chodziło mi o to, żeby zyskać błogosławieństa, i próbowałam targować się z Bogiem. Budziło to w Bogu wstręt i nienawiść. W tamtym momencie zrozumiałam Bożą intencję. Doświadczenie sytuacji, kiedy policja próbowała nas aresztować, pomogło mi nie tylko wyraźnie dostrzec podłość wielkiego czerwonego smoka, ale także rozpoznać moją intencję otrzymania błogosławieństw, która przez wiele lat kryła się za moją wiarą w Boga. Z całego serca dziękowałam Bogu za to, że postawił mnie w tej sytuacji, i poczułam, że w ten właśnie sposób mnie zbawiał.

Pewnego wieczora rozmawiałam z jedną z sióstr o swoim stanie w tamtym czasie. Gdy wspomniałam, że boję się aresztowania i śmierci, siostra omówiła ze mną znaczenie śmierci. Przypomniałam sobie fragment słów Bożych i odnalazłam go, żeby przeczytać. Bóg Wszechmogący mówi: „Jak umarli uczniowie Pana Jezusa? Wśród uczniów byli tacy, którzy zostali ukamienowani, włóczeni końmi, ukrzyżowani głową w dół, rozerwani przez pięć koni – doświadczyli każdego rodzaju śmierci. Dlaczego ich zgładzono? Czy zostali zgodnie z prawem straceni za swoje zbrodnie? Nie. Głosili ewangelię Pańską, ale ludzie ze świata jej nie przyjęli, a zamiast tego potępiali ich, bili, besztali a nawet zabijali – oto dlaczego zginęli śmiercią męczeńską. (…) W gruncie rzeczy tak umarły i odeszły ich ciała; w ten sposób opuścili świat ludzi, ale to nie znaczy, że ich wynik również taki był. Bez względu na to, w jaki sposób umarli i odeszli, czy jak do tego doszło – nie oznacza to, że Bóg właśnie tak określił ostateczny wynik tych żywotów, tych istot stworzonych. Musisz to jasno zrozumieć. Było zupełnie odwrotnie: użyli właśnie tych środków, by potępić ten świat i dać świadectwo o czynach Boga. Te istoty stworzone wykorzystały to, co najcenniejsze – swoje życie, wykorzystały ostatnie chwile swojego życia, aby świadczyć o czynach Boga, świadczyć o wielkiej mocy Boga oraz oznajmić szatanowi i światu, że czyny Boże są słuszne, że Pan Jezus jest Bogiem, że On jest Panem i ciałem wcielonego Boga. Aż do ostatniej chwili życia nigdy nie zaparli się imienia Pana Jezusa. Czy nie była to forma osądu tego świata? Wykorzystali swoje życie, aby ogłosić światu i potwierdzić przed istotami ludzkimi, że Pan Jezus jest Panem, że Pan Jezus jest Chrystusem, że jest ciałem wcielonego Boga, że dzieło odkupienia całej ludzkości, którego On dokonał, pozwala tej ludzkości żyć dalej – ten fakt jest niezmienny na zawsze. W jakim stopniu ci, którzy zostali umęczeni za szerzenie ewangelii Pana Jezusa, wypełnili swój obowiązek? Czy w najwyższym stopniu? Jak się przejawił ten najwyższy stopień? (Ofiarowali swoje życie). Zgadza się, zapłacili cenę swojego życia. Rodzina, bogactwo i rzeczy materialne należące do tego życia są rzeczami zewnętrznymi; jedyną rzeczą związaną z wnętrzem człowieka jest samo życie. Dla każdego żyjącego człowieka życie jest rzeczą najcenniejszą, najbardziej wartościową i tak się złożyło, że ci ludzie mogli ofiarować to, co mieli najcenniejszego – własne życie – jako potwierdzenie i świadectwo miłości Boga do człowieka. Aż do śmierci nie wyparli się imienia Boga, nie wyparli się dzieła Bożego i wykorzystali ostatnie chwile swojego życia, aby nieść świadectwo o istnieniu tego faktu – czy to nie jest najwyższa forma świadectwa? To najlepszy sposób wypełnienia swojego obowiązku; na tym polega wypełnienie odpowiedzialności. Nie porzucili swojego obowiązku, kiedy szatan im groził i ich terroryzował, a nawet gdy na koniec zmusił ich, by zapłacili cenę życia. Tym właśnie jest wypełnienie swojego obowiązku w najwyższym stopniu(Głoszenie ewangelii jest powinnością, którą wszyscy wierzący są zobowiązani wypełniać, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozważając słowa Boże, zrozumiałam, że jeśli ktoś poświęca swoje życie, aby wytrwać przy świadectwie o Bogu, to nawet jeśli jego ciało zginie, jego dusza żyje dalej. Jeśli ktoś umiera wskutek prześladowań za dawanie świadectwa o Bogu, jest to cenne i znaczące, a Bóg to aprobuje. Ja jednak byłam przekonana, że jeśli KPCh swoimi prześladowaniami doprowadzi do mojej śmierci, nie będę mogła dostąpić zbawienia, więc żyłam w lęku i strachu, nie mając odwagi oddać życia, aby dobrze wykonywać swoje obowiązki. Tak naprawdę nie byłam autentycznie podporządkowana Bogu i nie niosłam żadnego świadectwa o praktykowaniu prawdy, a Bóg nie zdobył mojego szczerego serca. Nawet gdyby moje ciało żyło dalej, nigdy nie zyskałabym Jego aprobaty. W oczach Boga byłabym już martwa, a mój duch, moja dusza i moje ciało zostałyby ostatecznie zniszczone. Bałam się też, że jeśli umrę, nie zostanę zbawiona przez Boga, ponieważ nie rozumiałam Jego sprawiedliwego usposobienia. Myślałam o uczniach, którzy podążali za Panem Jezusem i byli prześladowani przez szatańskie reżimy za głoszenie ewangelii. Niektórzy z nich zostali rozerwani przez pięć koni, a niektórzy ukamienowani. Piotr został ostatecznie ukrzyżowany głową w dół dla Boga. Zapłacili swoim życiem, aby nieść donośne świadectwo o Bogu. Chociaż ich ciała umarły, ich dusze powróciły do Boga, a oni sami zyskali Jego aprobatę. To jest najcenniejsza i najbardziej znacząca rzecz. Gdy zrozumiałam znaczenie śmierci, moje serce poczuło się bardziej wyzwolone. Moje życie zostało mi dane przez Boga i musiałam wykonywać swoje obowiązki. Nie mogłam dalej żyć w tak egoistyczny sposób.

Pewnego dnia w trakcie ćwiczeń duchowych przeczytałam następujący fragment słów Bożych: „Szatan nigdy nie ośmielił się przekroczyć autorytetu Boga, a ponadto zawsze uważnie słuchał i wykonywał nakazy oraz szczególne rozkazy Boga, nigdy nie ośmielając się im przeciwstawiać i, oczywiście, nie ośmielając się swobodnie zmieniać żadnego z Bożych rozkazów. Takie są ograniczenia, które Bóg ustanowił dla szatana, i dlatego szatan nigdy nie odważył się przekroczyć tych granic. Czyż nie jest to moc boskiego autorytetu? Czyż nie jest to świadectwo Bożej władzy? Szatan ma o wiele bardziej klarowne pojęcie o tym, jak zachowywać się wobec Boga i jak Go postrzegać, niż ludzkość, a więc w sferze duchowej szatan bardzo wyraźnie dostrzega status i autorytet Boga oraz głęboko docenia potęgę boskiego autorytetu i zasady stojące za jego sprawowaniem. W ogóle nie ma odwagi, aby je przeoczyć lub naruszyć w jakikolwiek sposób, czy też zrobić coś, co przekroczy autorytet Boga. Nie śmie wzbudzić gniewu Bożego w jakikolwiek sposób. Chociaż szatan jest zły i arogancki z natury, nigdy nie odważył się przekroczyć granic ani limitów wyznaczonych mu przez Boga. Przez miliony lat ściśle przestrzegał tych granic, przestrzegał każdego rozkazu danego mu przez Boga i nigdy nie odważył się ich przekroczyć. Chociaż szatan jest podły, jest też o wiele mądrzejszy od zepsutej ludzkości; zna tożsamość Stwórcy i zna własne granice. Patrząc na »uległe« działania szatana, można dostrzec, że autorytet i moc Boga są edyktami niebiańskimi, których szatan nie może przekroczyć oraz że to właśnie dzięki wyjątkowości i autorytetowi Boga wszystkie rzeczy zmieniają się, a także rozmnażają w uporządkowany sposób; że ludzkość może żyć i rozmnażać się w porządku ustanowionym przez Boga, którego żadna osoba ani przedmiot nie są zdolne zakłócić czy też zmienić tego prawa – ponieważ wszystkie pochodzą z rąk Stwórcy oraz z zarządzenia i autorytetu Stwórcy(Sam Bóg, Jedyny I, w: Słowo, t. 2, O poznaniu Boga). Rozważając słowa Boże, zrozumiałam, że bez względu na to, jak nikczemny jest szatan, zawsze jest w rękach Boga. Bez Jego pozwolenia lub rozkazu szatan nie śmie zrobić nic, co by chciał uczynić. Na przykład, KPCh nieustannie aresztuje i prześladuje tych, którzy wierzą w Boga, i próbuje wykorzenić Jego kościoły, ale tak naprawdę również podlega kontroli Boga. Bez względu na to, jak wielkie ma ambicje i pragnienia lub jak pomysłowe metody stosuje, żeby krzywdzić ludzi, KPCh nie jest w stanie nic zrobić bez pozwolenia Boga. Pomyślałam o tym, że choć w tamtym czasie KPCh robiła wszystko, żeby mnie aresztować, za każdym razem się im wymykałam. Dzięki cudownym Bożym zarządzeniom wielokrotnie uniknęłam aresztowania. Teraz, dzięki autorytetowi i suwerennej władzy Boga, mogę bezpiecznie wykonywać swoje obowiązki. Jeśli On nie da na to zgody, bez względu na to, jak bardzo KPCh będzie się starała mnie aresztować, nigdy nie wpadnę w jej ręce. Bóg postanowił, że nie zostanę aresztowana i że jestem potrzebna do wykonywania pracy kościoła, więc musiałam włożyć całe serce w swoje obowiązki. Gdy to zrozumiałam, moje troski i lęki znacznie się zmniejszyły. Byłam gotowa podporządkować się Bożym rozporządzeniom i ustaleniom oraz polegać na Bogu, aby dobrze wykonywać pracę kościoła. Przygotowałam nowy plan pracy, którą miałam do wykonania. Pomyślałam o tym, jak wielu przywódców i pracowników zostało aresztowanych i że trzeba się zająć następstwami. Wielu braci i sióstr było słabych i zniechęconych. Nie wiedzieli, jak mają doświadczyć tej sytuacji. Potrzebowali przywódców i pracowników, którzy by z nimi rozmawiali i zapewniali im wsparcie. Musiałam wywiązać się ze swojej odpowiedzialności. Potem wkładałam całe serce w wykonywanie swoich obowiązków. Pracowałam z braćmi i siostrami. Po okresie wytężonych wysiłków, kościół wybrał nowych przywódców i pracowników, dzięki czemu wdrażanie różnych elementów pracy mogło być kontynuowane. Stan braci i sióstr również nieco się poprawił, a praca kościoła powoli zaczęła iść do przodu.

Po doświadczeniu tego, co ujawniła ta sytuacja, zrozumiałam, że moje podejście do wiary w Boga było błędne: moim celem było zyskanie błogosławieństw, była to próba targowania się z Bogiem. Podążałam niewłaściwą ścieżką. Jednocześnie wyraźnie dostrzegłam nikczemną naturę wielkiego czerwonego smoka i z głębi serca zaczęłam go nienawidzić. Ponadto zrozumiałam, że nie miałam prawdziwej wiary w Boga. W obliczu groźby aresztowania przestraszyłam się. Moja postawa była niedojrzała. Od teraz jestem gotowa polegać na Bogu, aby dobrze wykonywać swoje obowiązki. W komfortowych warunkach nie mogłabym tego zyskać. Doświadczyłam, że aranżując dla mnie te okoliczności, Bóg naprawdę mnie zbawiał. Dziękuję Bogu z całego serca!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Bóg jest taki sprawiedliwy

Autorstwa Zhang Lin, JaponiaWe wrześniu 2012 roku przewodziłem pracy kościoła i spotkałem moją przywódczynię, Yan Zhuo. Prosiła ona braci i...

Uwolniona z domowych kajdan

Autorstwa Cheng Shi, ChinyW czerwcu 2012 roku przyjęłam dzieło Boga Wszechmogącego w dniach ostatecznych. Dzięki lekturze słów Boga...

Bezwstydność popisywania się

Autorstwa Xinping, ChinyRok temu przeniosłam się do innego kościoła. Na początku trudno mi było się odnaleźć, ponieważ w swoim poprzednim...

Połącz się z nami w Messengerze