Co kryje się za „miłością”

02 lutego 2022

Autorstwa Chen Yang, Chiny

Zanim zaczęłam wierzyć, myślałam: „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni”, „Nigdy nie uderzaj poniżej pasa”, i „Miłe słowo ociepli najzimniejszą zimę, ostre ochłodzi najcieplejsze lato”. Stosowałam się do tych słów. Nie wytykałam ludziom błędów, a w słowach i czynach zawsze brałam pod uwagę uczucia innych i wczuwałam się w ich problemy. Koledzy ze szkoły mnie lubili i cieszyło mnie, że dobrze dogaduję się ze wszystkimi. Takie podejście miałam nawet po tym, jak zaczęłam wierzyć. Nigdy nie wytykałam braciom i siostrom ich problemów, nawet jeśli ktoś szkodził kościołowi, żyjąc w swym zepsuciu. Ja i tak nic nie mówiłam. Czułam, że jako osoba tolerancyjna, wielkoduszna i życzliwa wobec innych, jestem dobrym człowiekiem. Tak było, zanim zostałam osądzona i skarcona przez Boga, i zrozumiałam, że za moją „życzliwością” kryły się złe intencje. Przekonałam się, że wcale nie jestem dobrym człowiekiem, tylko samolubną, podłą i cwaną osobą udającą dobrą. To dzięki Bożemu osądzeniu i skarceniu oraz poprowadzona Jego słowami nauczyłam się, jak być dobrym człowiekiem.

Zaczęło się w lipcu 2018 roku, kiedy byłam przywódczynią kościoła. Odkryłam, że siostra Liu, która pracowała przy produkcji filmów, była niedbała, ociągała się w pracy i nie miała poczucia obowiązku. Kiedyś natrafiłam na właściwe słowa Boga i omówiłam je na spotkaniu. Siostra Liu przyznała, że jest niedbała w pracy, i oświadczyła, że chce się zmienić, ale dalej była niechlujna jak zawsze. Wtedy pomyślałam, że jeśli nie zmieni nastawienia wobec swoich obowiązków, wpłynie to znacznie na wydajność pracy i nie pomoże również jej w wejściu w życie. Czułam, że powinnam ujawnić to i omówić jej zachowanie oraz naturę i konsekwencje takiego wykonywania obowiązków, aby dojrzała powagę problemu i na czas wprowadziła zmiany. Ale potem pomyślałam: „Jeśli wyjawię jej problem, czy ona to zaakceptuje? Czy nie powie, że czepiam się jej, bo brak mi życzliwości? Jeśli się do mnie zrazi i nastawi przeciwko mnie, będzie trudno z nią współpracować. Nieważne, nie powinnam być taka bezpośrednia. Tylko wspomnę o tym delikatnie, a ona sama zrozumie swój stan. Dzięki temu to nie będzie dla niej zbyt krępujące, a nasze relacje nie ucierpią za bardzo”. Więc tylko musnęłam problem, mówiąc: „Jeśli nie zajmiemy się swoim niedbalstwem, nie będziemy dobrze wypełniać obowiązków. Jest okazja do wypełnienia tego obowiązku, więc powinniśmy ją wykorzystać”. Dalej wykonywała swoje obowiązki niedbale, co nie tylko opóźniało naszą produkcję filmów, ale też miało zły wpływ na braci i siostry. Inni też zaczęli pracować wolno, nie spiesząc się, i nie chcieli się wysilić, żeby rozwiązać problem, na który natrafili. A kiedy później inna siostra przycięła ją i rozprawiła się z nią, nie żałowała ani się nie zmieniła. Trochę mnie to zdenerwowało i pomyślałam: „Siostra Liu jest niedbała i nie wprowadziła żadnych zmian. Niczego nie osiąga w pracy. Zgodnie z zasadami powinna zostać zwolniona, ale jeśli ją zwolnię tak po prostu, powie, że nie mam uczuć ani cierpliwości, że brak mi człowieczeństwa”. Przemyślałam to i postanowiłam nie zwalniać siostry Liu, tylko powierzyć jej inne obowiązki. Dzięki temu nie będzie miała o mnie złej opinii i będzie mnie miała za życzliwą osobę. Mając wymówkę, że zwolnienie siostry Liu sprawiłoby jej przykrość, powierzyłam jej pracę przy kręceniu materiału wideo do produkcji filmu. Ale ponieważ zupełnie nie zrozumiała, co robi źle stała się jeszcze bardziej niezdyscyplinowana i niedbała. Zaczęła nawet opuszczać się w wierze i modlitwach. Nie przykładała się do swoich obowiązków, więc jej materiał filmowy był chaotyczny i inni musieli go poprawiać. Pewnego razu niechcący wykasowała bardzo ważny fragment filmu.

Gdy moja przywódczyni o tym usłyszała, rozprawiła się ze mną za to, że nie wykonuję obowiązków zgodnie z zasadami, ani nie praktykuję prawdy, ale chronię własny wizerunek i status, co ostatecznie miało wpływ na pracę kościoła. Byłam zdruzgotana. To było przykre. Potem przeczytałam fragment słów Boga, dzięki którym zrozumiałam naturę takiego postępowania. Słowa Boga mówią: „Większość ludzi pragnie podążać za prawdą i ją praktykować, ale najczęściej mają jedynie postanowienie i chęć, by to zrobić – prawda nie stała się ich życiem. W efekcie, gdy takie osoby stykają się z siłami zła bądź niegodziwymi i złymi ludźmi, którzy czynią zło, albo z fałszywymi przywódcami i antychrystami, którzy w swoich działaniach naruszają zasady – wyrządzając w ten sposób szkody w dziele domu Bożego i krzywdząc tych wybranych przez Boga – tracą odwagę, by się przeciwstawić i zabrać głos. Co to znaczy, że nie masz odwagi? Czy to znaczy, że nie masz śmiałości bądź nie umiesz się wysłowić? A może twoje zrozumienie jest niepełne i dlatego nie masz odwagi, by zabrać głos? To żadne z powyższych – po prostu jesteś pod kontrolą różnych skażonych skłonności. Jedną z nich jest przebiegłość. Myślisz przede wszystkim o sobie, zastanawiając się: »Jeśli zabiorę głos, jak na tym skorzystam? Jeśli się odezwę i kogoś rozdrażnię, to jak się potem dogadamy?«. Czyż nie jest to właśnie sposób myślenia przesiąknięty przebiegłością? Czyż nie jest on efektem skłonności do przebiegłości? Inną cechą jest samolubne i podłe usposobienie. Myślisz: »Co szkoda dla interesów domu Bożego ma wspólnego ze mną? Dlaczego miałoby mnie to obchodzić? To nie ma ze mną nic wspólnego. Nawet jeśli to widzę i słyszę, że tak się dzieje, nie muszę nic robić. To nie moja odpowiedzialność – nie jestem przywódcą«. Takie rzeczy są w tobie, jakby wyrosły z twojego nieświadomego umysłu i jakby na stałe zajęły miejsce w twoim sercu – są to cechy zepsutego, szatańskiego usposobienia człowieka. To zepsute usposobienie kontroluje twoje myśli, wiąże ci nogi i ręce, a także kontroluje twoje usta. Kiedy w sercu chcesz coś powiedzieć, słowa docierają do twoich ust, ale ich nie wypowiadasz lub jeśli to robisz, mówisz wymijająco, zostawiając sobie pole do manewru – w ogóle nie mówisz jasno. Inni po wysłuchaniu ciebie nie czują nic, a to, co powiedziałeś, nie rozwiązuje problemu. Myślisz sobie: »No cóż, odezwałem się. Mam spokojne sumienie. Wypełniłem swoją odpowiedzialność«. Tak naprawdę w głębi serca wiesz, że nie powiedziałeś wszystkiego, co powinieneś, że to, co powiedziałeś, nie przyniosło skutku i że uszczerbek dla dzieła domu Bożego pozostaje. Nie wypełniłeś swego obowiązku, a mimo to jawnie twierdzisz, że go wypełniłeś lub że to, co się działo, było dla ciebie niejasne. Czy tak jest? I czy właśnie tak naprawdę myślisz? Czy w takim razie nie znajdujesz się pod całkowitą kontrolą swoich szatańskich skłonności?(„Tylko ci, którzy praktykują prawdę, są bogobojni” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Zawstydziłam się, kiedy słowa Boga obnażyły moje samolubne i przebiegłe usposobienie. Wiedziałam, że siostra Liu jest niedbała w swoich obowiązkach i się nie zmienia mimo wielokrotnych uwag, ale bałam się, że powie, iż jestem bez uczuć, więc tylko bardzo delikatnie wspomniałam o jej wadzie, by chronić swój status i wizerunek w jej oczach. W efekcie to wcale nie pomogło siostrze Liu, a nasza produkcja filmowa się opóźniła. Zgodnie z zasadami powinnam była ją zwolnić, ale chciałam wyjść na dobrą, życzliwą osobę, więc tego nie zrobiłam. Zamiast tego kazałam jej przygotować materiał filmowy, co poważnie zaszkodziło pracy kościoła. Zdałam sobie sprawę, że wolałam postawić braci i siostry w trudnej sytuacji i narazić na szwank interesy kościoła, aby zachować swoją pozycję w sercach innych. Czy byłam dobrą osobą? Byłam samolubna, podła, przebiegła i nikczemna. Jak miało to nie wzbudzić wstrętu Boga? Po tym zajściu szybko zwolniliśmy siostrę Liu z obowiązków i omówiliśmy z nią słowa Boga, obnażając jej zachowanie podczas pracy. Po jakimś czasie zdobyła trochę wiedzy o sobie dzięki szukaniu prawdy i mogła zmienić swój stan. Wróciła do swoich obowiązków i została wybrana na szefową zespołu. Kiedy się o tym dowiedziałam, bardzo się ucieszyłam, ale jednocześnie byłam zakłopotana i pełna żalu. Wcześniej dbałam jedynie o zachowanie twarzy i status, nie praktykowałam prawdy, co utrudniło siostrze poprawę i zaszkodziło pracy domu Boga. To było bardzo złe. Wtedy się dowiedziałam, że nie mogę sprawiać przyjemności ludziom kosztem braci i sióstr oraz pracy domu Boga. Ale kiedy nadszedł czas, by wcielić w życie prawdę, mnie wciąż powstrzymywało własne zepsucie.

W październiku 2020 roku uświadomiłam sobie, że siostra Lin, która pełniła misję podlewania, nie osiągała żadnych wyników, bo brakowało jej charakteru, więc miałam przenieść ją do innych zadań. Wtedy okazało się, że jest bardzo arogancka, a kiedy nie zgadzała się z innymi, zamiast poszukiwać zasad prawdy, chciała, aby wszyscy jej słuchali. Pomyślałam: „Jeśli jej aroganckie usposobienie się nie zmieni, ona nigdy nie będzie dobrze pracować z innymi i nie wykona dobrze żadnego zadania. To nie będzie korzystne ani dla niej, ani dla domu Boga. Powinnam porozmawiać z nią o jej problemie i omówić to najlepiej, jak potrafię”. Ale później, podczas rozmowy z nią, powiedziałam: „Odkąd cię poznałam, widzę, że masz problem z arogancją. Nie przyjmujesz sugestii innych i nie współpracujesz dobrze z innymi, a to się odbija na wynikach twojej pracy. Co ty o tym sądzisz?”. Jak tylko to powiedziałam, siostra Lin odparła ponuro: „Brak dobrej współpracy z innymi oznacza, że nie będę dobrze wypełniać żadnych obowiązków. Chcę zawiesić swoje obowiązki i zastanowić się nad sobą”. Słysząc to, pomyślałam: „Ona nie jest w zbyt dobrym stanie. Jeśli ujawnię i przeanalizuję jej problem, czy nie pomyśli, że jestem zbyt ostra i celowo ją atakuję? Może powiedzieć, że brak mi uczuć i życzliwości. Nim odejdzie, źle sobie o mnie pomyśli. Nie będę zbyt bezpośrednia, ale dodam jej trochę otuchy. Powiem krótko o jej problemie i to powinno wystarczyć. Może w czasie przemyśleń coś zrozumie i będzie mogła się zmienić. To nie pozostawi przykrych odczuć i ujrzy we mnie życzliwą i wyrozumiałą przywódczynię kościoła”. Więc zmieniłam ton i pocieszyłam ją, mówiąc: „Ta zmiana obowiązków to również miłość Boga. Będziesz mogła pracować nad sobą i jeśli zmienisz swoje aroganckie zachowanie, po pewnym czasie będziesz mogła wrócić do podlewania. Musimy właściwie do tego podejść”. Potem znalazłam słowa Boga, które zachęcają i pocieszają ludzi, i kiedy ich słuchała, obawa zniknęła z jej twarzy. Powiedziała, że odtąd chce dobrze pełnić swoje obowiązki i dążyć do poprawy.

Zastanawiałam się nad tym po powrocie do domu. Myślałam: „Kiedy tak ją pocieszałam, nie była źle nastawiona, ale czy naprawdę zrozumiała swoje zepsute usposobienie? Czy zmiana obowiązków zmotywuje ją, czy ją zmieni? Za kilka dni podejmie inne zadania. Jeśli te problemy wrócą, czy będą miały bezpośredni wpływ na jej wydajność?”. Nie czułam się pewnie, więc spytałam siostrę Fang, z którą pracowałam, co o tym sądzi. Powiedziała: „Zgadzam się z tobą, że siostra Lin nie rozumie swojego zepsutego usposobienia. Nie ma poczucia żalu i skruchy za szkody, jakie wyrządziła pracy kościoła. Gdy usłyszałaś, że nie chce dalej wykonywać swoich obowiązków, pocieszyłaś ją, ale nie omówiłaś jasno jej arogancji i źródła jej braku umiejętności dobrej współpracy z innymi. To jej nie pomoże w autorefleksji i wejściu”. Siostra Fang mówiła dalej: „Zdążyłam cię poznać i czuję, że jesteś jak niania”. Kiedy mnie tak nazwała, nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać. Zastanawiałam się jak mogła mnie tak nazwać. Widząc niezręczność, wytłumaczyła się pospiesznie: „Kiedy bracia lub siostry zaniedbują obowiązki z powodu zepsucia, ty ich uspokajasz, nie podając ani jednego faktu, by ich obnażyć. Pozwalasz, by nie ponieśli kary, a to wcale nie jest korzystne dla ich życia. Pracowałam z wieloma przywódcami kościołów, ale nie spotkałam nikogo takiego, jak ty…”. Ale to, co powiedziała, dokładnie określiło coś, z czym sama miałam problem, i przypomniało mi o czymś, co się wydarzyło wcześniej. Pewna siostra wytknęła mi to kiedyś, mówiąc: „Pracuję z tobą od jakiegoś czasu, ale nigdy nie wspomniałaś o moich problemach czy błędach. W tej kwestii właściwie wcale mi nie pomogłaś”. Oceny tych dwóch sióstr były bardzo bolesne i poczułam się winna. Pracowałam z innymi przez dłuższy czas, ale nigdy nie zrobiłam dla nich nic użytecznego. Czemu tak się bałam wytknąć błędy braci i sióstr? Pomodliłam się do Boga: „Boże, zwykle nie mam odwagi wytknąć komuś błędu, bo nie chcę go obrazić. W ten sposób ludzie niczego się nie nauczą. Boże, nie chcę być taką osobą, ale nie pojmuję źródła problemu. Proszę, spraw, abym poznała siebie i czegoś się nauczyła”.

Przeczytałam słowa Boga, obnażające antychrystów, rozwijających w sobie potem życzliwość. Bardzo mi to pomogło. Słowa Boga mówią: „Niektórzy przywódcy kościoła, widząc, że ich bracia i siostry wypełniają swoje obowiązki niedbale i zdawkowo, nie upominają ich, choć powinni. Widząc coś, co w oczywisty sposób szkodzi interesom domu Bożego, przymykają na to oko i nie zadają żadnych pytań, aby czasem kogoś nie urazić. Prawdziwym ich celem nie jest jednak okazywanie zrozumienia dla cudzych słabości. Zresztą wiedzą oni doskonale, jakie są ich zamiary: »Jeśli nadal będę tak postępował i nikogo do siebie nie zrażę, ludzie będą mnie uważali za dobrego przywódcę. Będą mieli o mnie wysokie mniemanie. Będą mnie doceniać i darzyć sympatią«. Choćby nie wiem jak miały ucierpieć interesy domu Bożego i bez względu na to, jak bardzo utrudnione zostanie wkroczenie w życie wybranego ludu Bożego lub jak wielkiemu zakłóceniu ulegnie życie jego kościoła, tacy ludzie trwają uparcie przy swej szatańskiej filozofii i nigdy nikogo nie urażają. W ich sercach ani na chwilę nie pojawiają się wyrzuty sumienia; co najwyżej mogą czasem wspomnieć mimochodem o jakimś problemie i na tym poprzestają. Nie rozmawiają we wspólnocie o prawdzie ani nie wskazują, w czym tkwi sedno cudzych problemów, a tym bardziej nie analizują wnikliwie stanu ducha innych. Nie prowadzą ludzi ku wkraczaniu w rzeczywistość prawdy i nigdy nie przekazują im, jaka jest wola Boża, ani nie mówią o często popełnianych grzechach albo o przejawach skażonego usposobienia. Nie rozwiązują praktycznych problemów takich jak te, a zamiast tego zawsze okazują pobłażliwość wobec cudzych słabości i negatywnego nastawienia, a nawet wobec niedbalstwa i niestaranności. Raz za razem pozwalają, by czyny i zachowania tych ludzi uchodziły im płazem i nie były nazywane po imieniu. A właśnie dlatego, że tak postępują, większość ludzi zaczyna z czasem myśleć: »Nasz przywódca jest dla nas jak matka. Ma dla naszych słabości nawet więcej zrozumienia niż Bóg. Być może jesteśmy ludźmi zbyt małego kalibru, by sprostać wymaganiom Boga, ale wystarczy, że potrafimy spełnić oczekiwania naszego przywódcy. Jest dla nas dobrym przywódcą. Jeśli nadejdzie dzień, kiedy zwierzchnik będzie chciał kimś go zastąpić, wówczas powinniśmy głośno protestować, przedstawiając nasze odmienne zdanie i pragnienia. Będziemy wówczas próbowali negocjować z naszym zwierzchnikiem«. (…) Gdy ci antychryści pracują w ten sposób wśród ludzi przez pewien czas, rozwija się w ludziach co do nich korzystne wrażenie, ludzie mają do nich zaufanie i zaczynają na nich polegać. Lecz jaki przyniesie to skutek? Ludzie nie będą w stanie zrozumieć prawdy i nie czynią żadnego postępu w swoim wejściu w życie. Przeciwnie, ludzie ci zaczynają ich uważać za źródło swego utrzymania, za zastępstwo Boga. Uzurpują sobie oni miejsce Boga w ludzkich sercach(„Usiłują pozyskać sobie ludzi” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Z tego, co ujawniały słowa Boga zrozumiałam, że antychryści nie obrażają ludzi ani nie obnażają ich zepsucia, więc mogą się im przypochlebiać i umacniać swoją pozycję w ich sercach. Czy to nie cała ja? Kiedy widziałam, że bracia lub siostry robią coś, co jest niezgodne z prawdą i co mogłoby zaszkodzić pracy domu Boga, nie śmiałam im wskazać sedna problemu, bojąc się, że zniszczę dobrą opinię, jaką o mnie mieli – osoby uprzejmej i rozsądnej. Dlatego zawsze krążyłam wokół sedna sprawy, wybaczając innym zepsucie i słabości. Wprowadzałam ludzi w błąd życzliwością i powierzchowną uprzejmością, aby zachować ich szacunek. To szkodziło wejściu w życie braci i sióstr oraz pracy domu Boga. Choć nie pomagałam innym, oni dobrze o mnie mówili. Czy to nie było podporządkowywanie braci i sióstr? Jaka jest różnica między moim działaniem a działaniem antychrysta? Przeraziłam się, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Bóg wyniósł mnie na pozycję przywódczyni, abym omawiała prawdę i rozwiązywała problemy ludzi i ich trudności w wejściu w życie, szukała prawdy i poznawała siebie w obliczu problemów, żałowała przed Bogiem, praktykowała prawdę i poddała się Bogu. Ale zamiast tego ja byłam jak przydrożny bandyta, stosujący podłe sztuczki, żeby zyskać pozycję i szacunek wśród innych. Czy nie tak postąpiłby antychryst? Walczyłam z Bogiem o Jego ludzi, czym bardzo obraziłam Jego usposobienie! Zobaczyłam, jak straszne są istota i konsekwencje tego, że się jest pochlebcą, i że jeśli się nie zmienię, zostanę wyeliminowana. Gdy to zrozumiałam, zwróciłam się do Boga z modlitwą: „O Boże, teraz widzę, że nie jestem dobrym człowiekiem, tylko kimś, kto chce być lubiany przez wszystkich. Zawsze staram się chronić wyobrażenie, jakie inni mają o mnie, oszukując i zwodząc braci i siostry. To jest dla Ciebie ohydne. Boże, chcę wyrazić skruchę, wyrzec się siebie i nie być pochlebczynią”.

Potem rozmawiałam z siostrą Fang o sprawie siostry Lin, z którą potem omówiłyśmy jej problem i pomogłyśmy jej. Rozmawiałyśmy o objawach jej arogancji i upieraniu się przy własnym zdaniu. Znalazłyśmy też słowa Boga, które rozprawiały się z groźnymi skutkami aroganckiego zachowania oraz o ścieżce wejścia i praktyki. Nie była na nas zła po omówieniu i nie była taka wrażliwa, jak myślałam. Powiedziała szczerze: „Macie całkowitą rację w kwestii moich problemów. W przyszłości popracuję nad moim aroganckim usposobieniem…”. Byłam szczęśliwa, że to powiedziała. Zrozumiałam, że traktowanie ludzi zgodnie z zasadami prawdy i stawianie ich przed Bogiem to prawdziwa miłość i uprzejmość. Zawsze myślałam, że pomaganie braciom i siostrom z miłości oznaczało przypominanie im, nakłanianie ich, wspieranie i wzmacnianie, bez mówienia wprost o ich zepsuciu. Myślałam, że ciężko im będzie przyjąć prawdę i wpadną w przygnębienie. Teraz wiem, że bycie życzliwą oznacza pomaganie innym w rozwiązywaniu problemów, zepsucia, i innych trudności zgodnie z prawdą i słowami Boga. Wspieranie i wzmacnianie to jedno podejście, a przycinanie i rozprawianie się z nimi to drugie. Na przykład czasem, kiedy ktoś jest bardzo głęboko zepsuty w jakimś aspekcie i nie zmienia się po wielu omówieniach, trzeba zbadać istotę, źródło i powagę konsekwencji zgodnie ze słowami Boga, aby taki ktoś stanął przed Bożym obliczem, zastanowił się i poznał siebie. A na koniec szczerze żałował. Tylko tak można osiągnąć wyniki. Moja tak zwana „miłość” do innych opierała się na przyziemnej filozofii i wynikała z moich prywatnych, podłych pobudek. Chciałam chronić własny wizerunek w oczach innych. Nie brałam odpowiedzialności za życie braci i sióstr – nie była to szczera miłość. Było mi wstyd, kiedy to zrozumiałam, i byłam gotowa poprawić moje złe postępowanie.

Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak trudno mi było powiedzieć jedno szczere słowo, kiedy widziałam u innych błędy i zepsucie, i musiałam praktykować prawdę, żeby je obnażyć. Tak, jakby moje usta były sklejone i nie mogłam ich otworzyć. Czasem miałam coś na końcu języka, ale zamiast tego mówiłam coś taktownego. Zawsze mówiłam coś, co nie było zgodne z rzeczywistością, i czułam odrazę, że to, co czułam, i to, co mówiłam, zupełnie do siebie nie pasowało. Byłam nieszczerze miła dla braci i sióstr, ale nie byłam w stanie praktykować prawdy. Później przeczytałam kilka fragmentów słów Boga, które wskazały mi źródło problemu. Bóg Wszechmogący mówi: „Wszyscy jesteście doskonale wykształceni. Wszyscy zwracacie uwagę na to, aby wyrażać się w sposób wyrafinowany i powściągliwy, a także na sam sposób wysławiania się. Jesteście taktowni i nauczyliście się nie narażać na szwank poczucia własnej wartości i godności innych. W swoich słowach i czynach pozostawiacie ludziom nieco swobody manewrowania. Robicie, co w waszej mocy, aby poczuli się spokojnie i pewnie. Nie eksponujecie ich skaz czy braków i staracie się ich nie ranić ani nie wprawiać w zakłopotanie. Taka jest główna zasada, zgodnie z którą postępuje większość ludzi. Ale jakaż jest to zasada? Jest pełna pobłażania, nierzetelności, przebiegłości i podstępu. Za uśmiechami na ludzkich twarzach kryje się mnóstwo złośliwości, podstępów i podłości. (…) A zatem, czy na słowach ludzi można polegać? Czy są one godne zaufania? Ludzie są bardzo zawodni i niegodni zaufania, a to dlatego, że ich życie, czyny i słowa, każdy ich uczynek i najskrytsza myśl opierają się na ich szatańskiej naturze, szatańskiej istocie i zepsutym usposobieniu szatana(„Sześć wskaźników rozwoju życiowego” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). „Nadal istnieje wiele trucizn szatańskich w życiu ludzi, w ich postępowaniu i zachowaniu; nie mają oni niemal w ogóle żadnej prawdy. Na przykład wszystkie ich filozofie życiowe, wszystkie ich życiowe maksymy i sposoby robienia różnych rzeczy są wypełnione truciznami wielkiego czerwonego smoka i pochodzą od szatana. A zatem wszystkie rzeczy, które przepływają przez kości i krew ludzi, pochodzą od szatana. Każdy człowiek, który osiąga sukces w świecie, ma swoje drogi i tajemnice sukcesu. Czy owe tajemnice nie przedstawiają doskonale jego natury? Ludzie ci dokonali w świecie wielkich rzeczy, a nikt nie może przejrzeć machinacji i intryg leżących za ich działaniami. Pokazuje to, że ich natura jest niezwykle podstępna i nikczemna. Ludzkość została głęboko skażona przez szatana. Szatańska trucizna płynie w krwi każdej osoby i widać, że natura człowieka jest zepsuta, zła i reakcyjna, wypełniona filozofiami szatana i zanurzona w nich – jest to w całej rozciągłości natura, która zdradza Boga. Dlatego ludzie opierają się Bogu i sprzeciwiają się Mu(„Jak poznać naturę człowieka” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). Ze słów Boga dowiedziałam się, że niechęć do ujawnienia zepsucia braci i sióstr wynikała z kontroli i szkodliwego działania szatańskich trucizn. Jest takie powiedzenie: „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Przemilczenie błędów dobrych przyjaciół prowadzi do długiej i dobrej przyjaźni”, „Nigdy nie uderzaj poniżej pasa”, „Miłe słowo ociepli najzimniejszą zimę, ostre ochłodzi najcieplejsze lato” i „Pomyśl zanim powiesz, a potem mów powściągliwie”, a ja żyłam według szatańskiej filozofii. Zawsze zachowywałam twarz i status. Kiedy zyskałam wiarę, żyłam zgodnie z prawami szatana, obchodziłam się z ludźmi delikatnie, nikogo nie urażając, myśląc, że w ten sposób zdobędę pozycję i zyskam miejsce w sercach innych. Kontrolowały mnie te trucizny szatana, a w obliczu problemów wciąż ważyłam zyski i straty, biorąc pod uwagę moją reputację i status. Gdy istniało ryzyko, że zaszkodzę swojemu wizerunkowi, odkładałam interesy domu Boga na bok i chroniłam własny interes. Próbowałam nie dopuścić, by inni byli niezadowoleni, przekonując ludzi, że jestem życzliwa i odpowiedzialna. Życie według szatańskiej filozofii było samolubne i przebiegłe. Mówiłam ludziom jedno, a czułam coś innego. Nie stanęłam przed Bogiem ze szczerym sercem i ani trochę nie byłam szczera wobec braci i sióstr. Zachowywałam się demonicznie. Wyrządzałam szkody innym i pracy domu Boga. Od lat wierzyłam i czytałam słowa Boże, ale nie praktykowałam zasad prawdy w moich relacjach i nie wspierałam pracy kościoła. Wcielałam w życie oszustwa i błędy szatana, gryząc rękę, która mnie karmiła, pławiąc się w bagnie z szatanem. Czyż nie byłam tą, która wierzy w Boga, ale Mu się opiera? Gdybym się nie zmieniła, zraziłabym Boga do siebie i została przez Niego ukarana. Uświadomiwszy to sobie postanowiłam, że nie będę żyć według szatańskiej filozofii, ale w obliczu problemów będę świadomie praktykować prawdę.

Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że siostra Zhao, pełniąca obowiązki gospodyni, poróżniła się z kilkoma osobami z powodu kilku błahostek. Kiedy ktoś zrobił coś, co jej się nie podobało, była nieprzyjemna, co blokowało innych. Wpływało to na obowiązki niektórych osób, więc potrzebowała natychmiastowego omówienia. Siostra Fang spytała, czy zechcę się tym zająć, a ja pomyślałam: „Znam siostrę Zhao od pięciu lat. Ma o mnie bardzo dobre zdanie, więc jeśli ujawnię, że jest arogancka i brak jej ludzkich uczuć, to czy będzie na mnie zła? Czy to nie zniszczy naszej relacji? Może siostra Fang powinna sama sobie poradzić”. Potem przypomniał mi się fragment słów Boga: „Musi istnieć kryterium »posiadania dobrego człowieczeństwa«. Nie polega ono na podążaniu ścieżką umiarkowania. Nie jest to trzymanie się zasad, dbanie o to, by nikogo nie obrazić, zjednywanie sobie innych, bycie gładkim, schludnym wobec wszystkich, tak, by każdy czuł się dobrze. Nie takie jest kryterium. Zatem jakie? Kryterium jest traktowanie Boga, innych ludzi i zdarzeń ze szczerym sercem, zdolność do podejmowania odpowiedzialności, a wszystko to w taki sposób, aby każdy mógł to w sposób oczywisty zobaczyć i odczuć. Ponadto Bóg bada serca ludzi i zna ich, każdego z osobna(„Oddaj szczere serce Bogu, by pozyskać prawdę” w księdze „Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych”). To, że ktoś jest dobrym człowiekiem, nie znaczy, że zawsze jest wyrozumiały i dogaduje się z wszystkimi, oznacza to zdolność do przyjęcia Bożej kontroli w słowach i czynach, zdolność praktykowania prawdy i uczciwość. To jest podejście do Boga i do braci i sióstr ze szczerym sercem. To jest prawdziwe człowieczeństwo. Pomyślałam: Czy traktowałam braci i siostry z miłością? Czy praktykowałam prawdę? Wiedziałam, że siostra Zhao nie zauważa własnego problemu, a złe stosunki z innymi są przykre. Jeśli udawałam, że tego nie widzę, byłam miła i jej dogadzałam, czyż nie postępowałam według śliskiego, cwanego szatańskiego usposobienia? Z tą myślą pomodliłam się do Boga: „O Boże, jestem pochlebczynią i brak mi człowieczeństwa. Widzę, że siostra żyje w zepsuciu jako zabawka szatana, ale przymykam oko. To nie jest prawdziwa miłość. Boże, chcę się zmienić i nie żyć dłużej z takim chytrym usposobieniem. Chcę się otworzyć i omówić to, by pomóc siostrze Zhao w problemie, który widzę. Proszę, poprowadź mnie”. W czasie omawiania przywołałam słowa Boga, które wskazywały, jak objawiają się jej arogancja i brak człowieczeństwa. Omówiłam niebezpieczne konsekwencje takiego zachowania. Zrozumiała, że jest arogancka i że zawsze chce zrobić wszystko po swojemu, co ograniczało braci i siostry. Powiedziała, że to omówienie bardzo jej pomogło. Jestem wdzięczna Bogu za to, że wyzwoliłam się z więzów zepsucia i za doświadczenie, że praktykowanie prawdy i życie według słów Bożych to jedyny sposób wyrażania miłości braciom i siostrom. To jedyny uczciwy sposób życia w spokoju ducha.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Połącz się z nami w Messengerze