Ścieżka ku porzuceniu pozorów

02 lutego 2022

Autorstwa Daisy, Korea Południowa

Na początku 2021 roku zostałam wybrana na liderkę zespołu i odpowiadałam za pracę kilku grup zajmujących się podlewaniem. W tamtym czasie sądziłam, że wybór na to stanowisko oznacza, że mam charakter i zdolności, że jestem lepsza od większości braci i sióstr w rozumieniu prawdy i wejściu w życie. Czułam, że muszę wyposażyć się w prawdę i włożyć serce w dobre spełnianie obowiązku, żeby udowodnić wszystkim, jak dobrze nadaję się do tej pracy.

Początkowo nie znałam się na tej pracy, więc gdy przytrafiały się rzeczy, których do końca nie rozumiałam, zwracałam się do przywódcy lub braci i sióstr. Ponieważ ta praca była dla mnie nowością, wierzyłam, że każdy zrozumie, iż nadal niektórych rzeczy nie wiem, a poszukiwania pomogą mi szybciej się rozwinąć. W ten sposób zrobię na wszystkich dobre wrażenie i pomyślą, że sumiennie szukam prawdy. Ale później niechętnie prosiłam o pomoc, mimo że miałam sporo problemów. Pełniłam już wtedy ten obowiązek przez pewien czas, więc co wszyscy by o mnie pomyśleli, gdybym ciągle o wszystko pytała? Że mam za mało charakteru, by rozwiązać proste problemy, i że nie nadaję się do pracy jako liderka zespołu? Przy kolejnych problemach, których nie mogłam w pełni zrozumieć, wciąż myślałam więc o tym, czy warto zadawać te pytania, czy to rozsądne. Obawiałam się, że wydam się zbyt prosta. Postanowiłam, że nie będę pytać o problemy, które nie wydają się skomplikowane, ale spróbuję sama sobie z nimi poradzić. W rezultacie problemy się mnożyły, a część nie została rozwiązana na czas. Przez to coraz bardziej się martwiłam, czy aby wszyscy nie pomyślą, że nie nadaję się na przywódczynię grupy. W czasie spotkań, zwłaszcza gdy obecny był mój przywódca, kiedy omawiałam słowa Boga, wciąż się martwiłam: „Czy moje omówienie jest praktyczne? Czy moje zrozumienie jest czyste?”. Obserwowałam reakcje po swoim omówieniu i jeśli ktoś rozwinął moją myśl, oznaczało to, że moje słowa kogoś poruszyły, że zawierały oświecenie, co pokazywało, że posiadam czyste zrozumienie słów Boga i podołam tej pracy. Ale kiedy nikt nie reagował, byłam bardzo przybita. Po jakimś czasie obowiązek zaczął mnie męczyć. W każde wypowiedziane słowo i w każdą wygłoszoną opinię wkładałam zbyt dużo pracy i nie potrafiłam się rozluźnić. Chciałam dobrze spełniać obowiązek, ale zawsze siedziałam jak na szpilkach, nie rozwijałam się i nie uczyłam.

Stanęłam przed Bogiem w modlitwie i poszukiwaniu i przeczytałam fragment Jego słów: „Sami ludzie są istotami stworzonymi. Czy istoty stworzone mogą osiągnąć wszechmoc? Czy mogą zdobyć się na doskonałość i nieskazitelność? Czy mogą osiągnąć biegłość we wszystkim, wszystko pojąć, wszystko przejrzeć i do wszystkiego być zdolnym? Nie mogą. Jednakże w ludziach tkwi zepsute usposobienie i śmiertelna słabość. Kiedy tylko zdobędą jakąś umiejętność lub wyuczą się jakiejś profesji, zaczynają czuć, że są niezwykle zdolni, że osiągnęli pozycję i wartość oraz że są profesjonalistami. Bez względu na to, jak są przeciętni, pragną zaprezentować się innym jako sławne lub wyjątkowe jednostki, zrobić z siebie lokalnych celebrytów i wywierać na ludziach wrażenie doskonałych i nieskazitelnych, pozbawionych choćby jednej wady; w oczach innych ludzi pragną stać się sławni, potężni, być jakimiś wielkimi postaciami, i pragną stać się mocarni, zdolni do wszystkiego, jakby nie było dla nich nic niemożliwego. Sądzą, że jeśli poproszą innych o pomoc, będą się wydawać niekompetentni, słabi i nie w pełni wartościowi, i że ludzie będą patrzeć na nich z góry. Z tego powodu zawsze starają się zachowywać pozory. Niektórzy ludzie, poproszeni o zrobienie czegoś, mówią, że umieją to zrobić, podczas gdy w rzeczywistości nie wiedzą jak. Potem w sekrecie sprawdzają to, próbując się nauczyć, ale po kilku dniach nauki nadal tego nie rozumieją, jak to zrobić. Zapytani, jak im idzie, odpowiadają: »Niedługo skończę!«. W sercach jednak myślą: »Do niczego jeszcze nie doszedłem, nie mam zielonego pojęcia, nie wiem, jak to zrobić. Nie mogę puścić pary z ust, muszę zachowywać pozory, nie mogę dopuścić do tego, by inni dostrzegli moje braki i moją ignorancję, nie mogę pozwolić, by patrzyli na mnie z góry!«. Co to jest za problem? To istne piekło, które wynika z próby zachowania twarzy za wszelką cenę. Cóż to jest za usposobienie? Arogancja takich ludzi nie zna granic, a oni sami zupełnie stracili rozum. Nie chcą być tacy sami jak wszyscy inni, nie chcą być zwykłymi, normalnymi ludźmi, tylko nadludźmi, wyjątkowymi jednostkami, szychami. To jest tak wielki problem! Jeśli zaś chodzi o słabości, niedociągnięcia, ignorancję, głupotę i brak zrozumienia w obrębie zwykłego człowieczeństwa, wszystko to skrzętnie osłaniają, nie pozwalając, by inni ludzie to zobaczyli, a potem dalej się maskują. (…) Czy waszym zdaniem tacy ludzie nie żyją przez cały czas z głową w chmurach? Czyż nie śnią oni na jawie? Sami nie wiedzą, kim tak naprawdę są, ani też nie mają pojęcia, jak urzeczywistniać zwykłe człowieczeństwo. Ani razu nie zachowywali się jak realnie myślące istoty ludzkie. Jeśli spędzasz dni z głową w chmurach, próbując jakoś przebrnąć, w ogóle nie stąpając twardo po ziemi i żyjąc cały czas w swojej wyobraźni, to jest to kłopot. Ścieżka, jaką wybierasz w życiu, nie jest właściwa(Pięć warunków, które należy spełnić, by wejść na właściwą ścieżkę wiary w Boga, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Po przemyśleniu tych słów poniekąd zrozumiałam mój stan. Miałam o sobie za wysokie mniemanie, wierząc, że wybór na liderkę zespołu oznaczał, że mam trochę charakteru i zdolności. Ponieważ myślałam o sobie w ten sposób, zaczęłam przejmować się opinią innych. Jak najszybciej chciałam udowodnić, że się nadaję. Kiedy więc przy wypełnianiu obowiązku pojawiały się kolejne problemy i trudności, nie mogłam po prostu o nich powiedzieć, bo bałam się, że ludzie mnie przejrzą i powiedzą, że brakuje mi charakteru i że nie nadaję się do tej pracy. Zaczęłam zachować pozory, siedząc cicho, gdy pojawiały się problemy, i próbując rozwiązywać je sama. Doprowadziło to do tego, że wiele problemów nie zostało rozwiązanych, co zarówno hamowało naszą pracę, jak i wpłynęło na mój stan. Przestałam jasno myśleć i peszyły mnie rzeczy, które wcześniej rozumiałam. Na spotkaniach nie byłam nawet pewna własnych omówień, bojąc się, że wszyscy mną wzgardzą, jeśli coś pójdzie nie tak. Ciągle czułam się jak w potrzasku. Zrozumiałam, że to wszystko wyłącznie moja wina. Byłam arogancka i nierozsądna, nie potrafiłam stawić czoła własnym wadom i ograniczeniom. Ciągle udawałam, żeby inni mieli o mnie dobre zdanie. Ten obowiązek był przecież szansą od kościoła, żebym się szkoliła, i w żadnej mierze nie oznaczał, że rozumiem prawdę ani że sprawdzę się w tej roli. Miałam jedynie pewną zdolność pojmowania prawdy, ale wielu rzeczy nie rozumiałam i nie znałam z autopsji. Nie było we mnie absolutnie nic wyjątkowego, ale miałam o sobie tak wysokie mniemanie, udając, że jestem znakomita, że rozumiem prawdę. Tak bardzo się przeliczyłam! Powinnam mocno stąpać po ziemi i wypełniać swój obowiązek, prosząc innych o pomoc, gdy czegoś nie rozumiem. Takie postępowanie było realistyczne i rozsądne.

Przeczytałam fragment słów Boga, które proponują pewne praktyczne rozwiązania. Bóg mówi: „Należy szukać prawdy, aby rozwiązać każdy pojawiający się problem, bez względu na to, jaki on jest, i w żadnym wypadku nie należy się ukrywać ani zakładać fałszywej maski wobec innych. Twoje wady, twoje braki, twoje przewiny, twoje zepsute skłonności – ujawniaj je wszystkie zupełnie otwarcie i rozmawiaj o nich we wspólnocie. Nie trzymaj ich w sobie. Nauka otwierania się jest pierwszym krokiem do wejścia w życie, a także pierwszą przeszkodą, najtrudniejszą do pokonania. Gdy już ją przezwyciężysz, wkroczenie w prawdę będzie łatwe. Co oznacza poczynienie tego kroku? Oznacza, że otwierasz swoje serce i pokazujesz wszystko, co masz, dobre i złe, pozytywne i negatywne; obnażasz się przed innymi i przed Bogiem; niczego nie ukrywasz przed Bogiem, niczego nie chowasz, niczego nie maskujesz, jesteś wolny od sztuczek i zwodzenia, i tak samo jesteś uczciwy i otwarty wobec innych ludzi. Tym sposobem żyjesz w świetle i nie tylko Bóg będzie mógł cię zlustrować, ale również inni ludzie będą mogli zobaczyć, że twoje postępowanie jest zgodne z zasadami i w znacznym stopniu przejrzyste. Nie musisz używać żadnych metod, aby chronić swoją reputację, wizerunek i status, nie potrzebujesz też ukrywać ani maskować swoich błędów. Nie musisz się angażować w te bezsensowne wysiłki. Jeśli potrafisz to wszystko odpuścić, staniesz się bardzo zrelaksowany, będziesz żył bez ograniczania i bez cierpienia, całkowicie w świetle(Część trzecia, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Przemyślałam to i zrozumiałam, że aby spełniać obowiązek swobodnie i bez obaw, muszę przede wszystkim nauczyć się przyznawać do własnych wad i przestać zachowywać pozory. Musiałam praktykować prawdę i być osobą uczciwą. Byłam zepsuta i prawie nie rozumiałam prawdy, więc było wiele spraw, których nie mogłam w pełni pojąć. To całkowicie normalne. Nie było potrzeby udawać i wszystko ukrywać, by podtrzymać swój wizerunek. Gdy mam jakieś pytania, powinnam przełknąć dumę i otwarcie poszukać pomocy i omówienia; tylko tak mogę osiągnąć spokój w pełnieniu obowiązku. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, zrobiło mi się lżej na sercu i skupiłam się na praktykowaniu w taki sposób. Gdy miałam jakiekolwiek wątpliwości, aktywnie szukałam porady, a wygłaszając swoją opinię, mówiłam tylko to, co myślę, i omawiałam tylko to, co wiem. Kiedy praktykowałam w ten sposób, stopniowo zaczęłam rozumieć pewne rzeczy, których wcześniej nie ogarniałam, i byłam w stanie znaleźć i naprawić błędy w mojej pracy. Zyskałam też lepsze rozumienie moich wad. W końcu zdałam sobie sprawę, że pokazywanie prawdziwej siebie to coś dobrego, że pomaga zrozumieć prawdozasady i odkryć swoje wady. Czułam się dzięki temu bardziej swobodnie i mogłam normalnie spełniać obowiązek.

Niebawem podlegające mi grupy zaczęły świetnie sobie radzić w życiu kościelnym, a bracia i siostry przychodzili do mnie omawiać swoje problemy. Niestety, bezwiednie znów zaczęłam skupiać się na opinii innych o mnie. Kiedyś na spotkaniu współpracowników moja przywódczyni wspomniała o kilku problemach w naszym kościele i zapytała o nasze zdanie. Myślałam: „Jest tu tylu braci i tyle sióstr, więc jeśli podzielę się jakąś wnikliwą uwagą, pokażę wszystkim moje kompetencje”. Myślałam długo i intensywnie, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wtedy przywódczyni zapytała mnie o zdanie. Wybąkałam coś, a potem przedstawiłam jakąś niejasną sugestię. Chwilę później dwie inne siostry wygłosiły swoje opinie, które były przeciwieństwem mojej. Ich wypowiedzi były dobrze uargumentowane i przywódczyni się z nimi zgodziła. Od razu poczułam się przybita. Nie dość, że nie poprawiłam swojego wizerunku, to jeszcze się skompromitowałam. Co przywódczyni o mnie pomyśli? Że nie umiem rozwiązać tak prostego problemu, że w ogóle się nie rozwinęłam? W kolejnych dniach w obu podległych mi grupach pojawiały się problemy. Nie rozumiałam ich, więc powinnam była od razu szukać pomocy. Ale uznałam, że za dużo pytań może sprawić wrażenie, iż nie nadaję się do tej pracy. Czy nie popsułabym dobrego wizerunku, który sobie zbudowałam? Z drugiej strony, nierozwiązane problemy zahamują naszą pracę, więc naprędce obmyśliłam strategię: podzielę pytania i każde z nich zadam innej osobie. W ten sposób rozwiążę problemy, ale nie będzie widać, że dużo pytam i nic nie wiem. Gdy zachowywałam pozory w ten sposób, mój stan stale się pogarszał. Nie mogłam trzeźwo myśleć i zaczęłam mieć kłopoty z wieloma rzeczami. Zastanowiłam się nad sobą i zrozumiałam, że skoro straciłam posiadany wcześniej wgląd w pewne rzeczy, to problemem musi być mój stan. Zwróciłam się do Boga w modlitwie: „Boże, ewidentnie mam problemy, ale nie mam odwagi być uczciwa i otwarcie przyznać się do swoich wad. Zawszę chcę udawać ważniejszą niż jestem. Czemu tak trudno mi spytać, gdy czegoś nie wiem? Jest tak, jakbym miała zasznurowane usta. Takie spełnianie obowiązku wyczerpuje. Proszę, pomóż mi, bym poznała swoje zepsucie i się zmieniła”.

Następnie przeczytałam kilka fragmentów słów Boga, które precyzyjnie obnażyły mój stan. Bóg Wszechmogący mówi: „Zepsute istoty ludzkie potrafią się dobrze maskować. Niezależnie od tego, co robią albo jakiemu zepsuciu dają wyraz, zawsze muszą się maskować. Jeśli coś idzie nie tak lub jeśli robią coś złego, chcą zrzucić winę na innych. Chcą zbierać pochwały za dobre rzeczy, a winą za złe rzeczy obarczać innych. Czy nie spotykamy się często z takim maskowaniem w prawdziwym życiu? Zbyt często. Popełnianie błędów czy maskowanie się: która z tych rzeczy ma związek z usposobieniem? Maskowanie się to kwestia usposobienia; wiąże się z aroganckim usposobieniem, niegodziwością i fałszem; jest to coś, co napawa Boga szczególnym obrzydzeniem. (…) Jeśli nie próbujesz stwarzać pozorów ani usprawiedliwiać się, jeśli potrafisz przyznać się do błędów, wszyscy powiedzą, że jesteś uczciwy i mądry. A co czyni cię mądrym? Każdy człowiek popełnia błędy, każdy ma jakieś wady i braki i w gruncie rzeczy wszyscy mają takie samo zepsute usposobienie. Nie myśl, że jesteś szlachetniejszy, doskonalszy i lepszy niż inni; to zupełnie niedorzeczne. Kiedy skażone usposobienie ludzi oraz istota i prawdziwe oblicze ludzkiego zepsucia staną się dla ciebie jasne, nie będziesz starał się tuszować swoich błędów ani nie będziesz stawiał pod ścianą innych, gdy popełnią błąd, lecz zmierzysz się z jednym i drugim we właściwy sposób. Tylko wtedy zyskasz wnikliwość i nie będziesz robił głupstw, a tym samym staniesz się człowiekiem mądrym. Ci, którzy nie są mądrzy, są głupimi ludźmi i wiecznie rozpamiętują swoje drobne potknięcia, podstępnie działając za kulisami. Kto na to patrzy, odczuwa wstręt. W gruncie rzeczy to, co robisz, jest od razu oczywiste dla innych ludzi, ty jednak wciąż bezczelnie udajesz. W oczach innych wygląda to jak występ klauna. Czy to nie jest głupie? To naprawdę głupie. Głupi ludzie nie mają żadnej mądrości. Bez względu na to, ile kazań usłyszą, i tak nie rozumieją prawdy ani nie widzą niczego takim, jakie jest naprawdę. Nigdy nie przestają się wywyższać, myśląc, że różnią się od wszystkich ludzi, że są bardziej szanowani; to arogancja i zarozumialstwo, to głupota. Głupcy ludzie nie mają duchowego zrozumienia, prawda? Sprawy, w których jesteś głupi i niemądry, to te, w których nie masz duchowego zrozumienia i w których trudno ci pojąć prawdę. Tak wygląda rzeczywistość w tej kwestii(Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). „Cóż to jest za usposobienie, gdy ludzie wiecznie stwarzają pozory, wciąż się wybielają, zawsze się wywyższają, by inni mieli o nich dobre zdanie i nie dostrzegali ich wad oraz niedociągnięć i gdy zawsze starają się pokazać innym ze swojej najlepszej strony? Jest to arogancja, fałsz, hipokryzja, jest to usposobienie szatana, jest to coś niegodziwego. Weźmy członków szatańskiego reżimu: bez względu na to, jak bardzo się kłócą, walczą czy zabijają pod osłoną nocy, nikomu nie wolno tego ujawniać ani zgłosić. Boją się, że ludzie dostrzegą ich demoniczne oblicze, i robią wszystko, co możliwe, aby to zatuszować. Publicznie ze wszystkich sił starają się wybielić, opowiadają, jak bardzo kochają ludzi, jacy są wspaniali, chwalebni i niezawodni. Taka jest natura szatana. Najwydatniejsza cecha natury szatana to podstępy i oszustwa. A jaki jest cel tych podstępów i oszustw? Zwodzenie ludzi, by nie mogli dostrzec jego istoty i prawdziwego oblicza, a tym samym osiągnięcie celu, jakim jest przedłużenie jego rządów. Zwykli ludzie mogą nie posiadać takiej władzy i statusu, ale oni również chcą, aby inni mieli o nich przychylne zdanie, aby wysoko ich cenili i przydawali im wysoki status w swoich sercach. To jest skażone usposobienie i jeśli ludzie nie rozumieją prawdy, nie są w stanie tego rozpoznać. Skażone usposobienie jest najtrudniejsze do rozpoznania ze wszystkich: łatwo jest zauważyć własne wady i niedociągnięcia, ale nie jest łatwo dostrzec w sobie skażone usposobienie. Ludzie, którzy nie znają siebie, nigdy nie mówią o własnych stanach zepsucia – zawsze uważają, że wszystko z nimi w porządku. Nawet sobie tego nie uświadamiając, zaczynają się popisywać: »W ciągu wszystkich moich lat wiary przeszedłem tak wiele prześladowań i przecierpiałem mnóstwo trudności. Czy wiecie, jak przez to wszystko przeszedłem?«. Czy to jest aroganckie usposobienie? Co ich motywuje do takiego wystawiania się na pokaz? (Chcą, by inni mieli o nich dobre zdanie). Jaka jest pobudka tego, by inni mieli o nich dobre zdanie? (Zdobycie statusu w umysłach tych ludzi). Kiedy masz status w czyimś umyśle, ta osoba, przebywając w twoim towarzystwie, poważa cię i rozmawia z tobą bardzo grzecznie. Zawsze jesteś dla nie autorytetem, daje ci we wszystkim pierwszeństwo, ustępuje ci, pochlebia ci i jest ci posłuszna. Zasięga twojej rady we wszystkich sprawach i pozwala ci podejmować decyzje. Tobie zaś sprawia to radość – czujesz się silniejszy i lepszy od wszystkich. Każdy lubi się tak czuć. Takie uczucie płynie z posiadania statusu w czyimś sercu; ludzie lubią się tym upajać. Dlatego ludzie rywalizują o status, wszyscy chcą mieć status w sercach innych, chcą być przez nich szanowani i uwielbiani. Gdyby nie czerpali z tego tak wielkiej przyjemności, nie zabiegaliby o status(Zasady, jakimi należy się kierować w zachowaniu, w: Słowo, t. 3, Rozmowy Chrystusa dni ostatecznych). Rozważyłam słowa Boga i zrozumiałam, że jeśli mielibyśmy wybrać między zachowywaniem pozorów i popełnianiem błędów, to zachowywanie pozorów jest problemem poważniejszym. Nikt nie jest doskonały, więc problemy i błędy w spełnianiu obowiązku są czymś zupełnie normalnym. Ale za maską pozorów kryje się szatańskie usposobienie do arogancji, przebiegłości i zła. Ciągłe ukrywanie swoich niedoskonałości i braków, a także pokazywanie się ludziom tylko z dobrej strony, by zyskać ich podziw, to coś, czego Bóg nienawidzi jeszcze bardziej. Mądry człowiek umie stawić czoła swoim niedociągnięciom, wyposażyć się w prawdę i uzupełnić swoje braki. W ten sposób może się rozwinąć. Ale głupi, nieokrzesani ludzie, którym brak samoświadomości, nigdy nie mogą zaakceptować własnych wad, a nawet zachowują pozory, co oznacza, że pewne problemy nie zostają rozwiązane, a oni nigdy nie wzrastają w życiu. Patrząc wstecz na moje zachowanie, zrozumiałam, że byłam jednym z aroganckich głupców, których Bóg obnaża. Kiedy zaczęłam osiągać pewne rezultaty w swoim obowiązku, poczułam, że jestem niezła i że nadaję się na liderkę zespołu. Do tego potrafiłam rozwiązywać problemy. Wskutek tego wywyższałam się i miałam o sobie wysokie mniemanie. Kiedy więc napotykałam trudności, którym nie potrafiłam sprostać, byłam ostrożna i niezdecydowana, bałam się, że powiem coś źle i zrujnuję swój wizerunek. Potem postanowiłam wygłaszać mniej opinii i zadawać mniej pytań. Pomocy szukałam tylko przy trudniejszych pytaniach, by pokazać swoje zdolności, nie chcąc, by wszyscy dostrzegli moje wady. Dopuszczałam się nawet manipulacji i dzieliłam pytania między ludzi, żeby mnie nie przejrzeli. Byłam naprawdę arogancka i przebiegła, pozbawiona samoświadomości. Zakładałam rozmaite maski, by ludzie mnie podziwiali. Byłam głupia, odpychająca dla Boga i obrzydliwa dla innych ludzi. Ukrywałam swoje wady, by chronić reputację i status, doprowadzając do tego, że problemy w mojej pracy pozostawały nierozwiązane. Wstrzymywałam pracę kościoła. Co ja sobie myślałam? Byłam tak bardzo nikczemna i zła. Dzięki udawaniu mogłam na krótką metę utrzymać stanowisko, ale Bóg wszystko nadzoruje, więc prędzej czy później zostałabym obnażona i odrzucona za oszukiwanie Go i za opóźnianie pracy kościoła. Pomyślałam o tym, że antychryści bardzo cenią sobie status i dla statusu stawiają własne interesy nad interesami kościoła. Czym różniłam się od antychrysta w moim usposobieniu i postrzeganiu dążenia? Czy status przyniósł mi jakiekolwiek korzyści? Sprawił, że nie chciałam przyznać się do swoich wad ani stawić im czoła, oraz że straciłam rozsądek. W obliczu problemów nie chciałam poszukiwać, ale udawałam i stawałam się coraz bardziej przebiegła. Skończyłabym na ścieżce antychrysta, a Bóg czułby do mnie odrazę i mnie odrzucił. To zakłóciłoby pracę kościoła, a mnie by zniszczyło. Wtedy zrozumiałam, jak groźne mogło być kroczenie tą ścieżką. To był znak, że nie mogę dalej pełnić mojego obowiązku w ten sposób.

Przeczytałam więcej słów Boga, które dały mi ścieżkę praktykowania, i poczułam się jeszcze bardziej wyzwolona. Bóg mówi: „Niektórzy ludzie są awansowani i przygotowywani przez Kościół, zyskując tym samym dobrą okazję, by zostać wyszkolonym. Jest to coś dobrego. Można powiedzieć, że zostali wywyższeni i obdarzeni łaską przez Boga. Jak zatem mają wykonywać swój obowiązek? Pierwszą zasadą, której powinni przestrzegać, jest zrozumienie prawdy – kiedy jej nie rozumieją prawdy, muszą jej poszukiwać, a jeśli po samodzielnych poszukiwaniach nadal jej nie rozumieją, mogą znaleźć kogoś, kto rozumie prawdę, aby z nim rozmawiać i wspólnie poszukiwać, dzięki czemu uda się rozwiązać problem szybko i na czas. Jeśli koncentrujesz się tylko na tym, by więcej czasu spędzać na samotnej lekturze słów Boga albo na przemyśliwaniu tych słów po to, aby zrozumieć prawdę i rozwiązać problem, trwa to zbyt długo; jak mówi przysłowie: »Woda, która jest daleko, nie ugasi palącego pragnienia«. Gdy chcesz czynić szybkie postępy, jeśli chodzi o prawdę, to musisz nauczyć się harmonijnie współpracować z innymi, zadawać więcej pytań i więcej poszukiwać. Tylko wtedy będziesz szybko wzrastać w życiu i będziesz w stanie migiem rozwiązywać problemy, bez żadnych opóźnień ani w jednym, ani w drugim. Ponieważ dopiero co cię awansowano i jesteś na okresie próbnym oraz nie pojmujesz prawdy lub nie posiadasz prawdorzeczywistości, ponieważ wciąż brakuje ci tej postawy, nie myśl, że ten awans oznacza, iż posiadłeś prawdorzeczywistość; tak nie jest. Stało się to tylko dlatego, że umiesz nieść brzemię pracy i posiadasz charakter przywódcy; dlatego wybrano cię, aby cię awansować i szkolić. Taki rozum powinieneś mieć(Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników (5), w: Słowo, t. 5, Zakres odpowiedzialności przywódców i pracowników). Przemyślałam to i zrozumiałam, że kościół awansuje i pielęgnuje ludzi po to, by dać im szansę praktykowania. W żadnym razie nie znaczy to, że rozumieją prawdę, potrafią rozwiązać każdy problem i nadają się do tego, by Bóg mógł się nimi posłużyć. W swojej praktyce zetkną się z różnymi prawdziwymi problemami, a jeśli będą szukać i omawiać, powoli zaczną rozumieć różne aspekty zasad. Dopiero wtedy będą potrafili rozwiązywać problemy i dobrze spełniać obowiązek. Wiedziałam, że muszę uczciwie stawić czoła swoim wadom i dowiedzieć się, kim jestem, poszukiwać więcej prawdy, częściej rozmawiać i dyskutować z innymi, gdy pojawiają się problemy, i dać z siebie wszystko. Nawet jeśli któregoś dnia miałoby się okazać, że nie mam odpowiedniego charakteru, że nie nadaję się do tej pracy, to przynajmniej będę wtedy miała czyste sumienie. Gdy to przemyślałam, poczułam prawdziwą ulgę. Nie mogłam już dłużej zachowywać pozorów, ale musiałam być szczera i odważnie stawić czoła swoim wadom i niedoskonałościom.

W późniejszych rozmowach ze swoim zespołem uczciwie dzieliłam się własnymi opiniami. Początkowo trochę się wahałam, obawiając się, że coś powiem źle i będzie to wyglądało tak, że mam płytkie zrozumienie i słaby charakter. Szczególnie w odniesieniu do problemów, których nie potrafiłam w pełni zrozumieć, opinie, jakimi się dzieliłam, nie były szczególnie jasne. Gdy kończyłam mówić, serce waliło mi jak młot i zastanawiałam się, czy wszyscy mnie przejrzeli. Ale potem przypominałam sobie, że taki jest mój poziom i że nie stanie się nic takiego, jeśli będą patrzeć na mnie z góry. Ważne jest, by być uczciwą osobą przed obliczem Boga. Wyrażanie moich myśli i uczestnictwo w dyskusjach są moim obowiązkiem. To jedyny sposób, by żyć w pokoju. Kiedy później miałam jakieś wątpliwości w pracy, otwarcie pytałam innych o ich opinie. Co jakiś czas wciąż martwiłam się, że ktoś mną wzgardzi, ale gdy uzmysławiałam sobie, że ukrywanie wad, by ochronić własną dumę, może zaszkodzić pracy kościoła, odwracałam się od tych impulsów i szukałam pomocy. Dzięki temu z czasem zaczęłam rozumieć rzeczy, których wcześniej nie rozumiałam, i czułam się spokojniejsza. Czasem moi bracia i siostry lepiej coś rozumieli, a ja zaczynałam się zastanawiać, czy wszyscy mają o mnie złe zdanie. Rozumiałam jednak, że to zły sposób patrzenia na tę sytuację. Musiałam uczyć się z zalet innych, by nadrobić swoje wady. Czyż nie jest to talent? Gdy tak na to patrzyłam, przestawałam być skołowana i z czasem czułam coraz większą swobodę. Dziękuję Bogu za Jego przewodnictwo, które pozwoliło mi doświadczyć, jak wyzwalająca jest uczciwość. Mam teraz więcej wiary, by wcielać słowa Boże w życie.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Walka, by być uczciwą osobą

Autorstwa Wei Zhong, Chiny Kilka lat temu otworzyłem warsztat naprawczy. Chciałem być uczciwym biznesmenem i zarobić pieniądze, by utrzymać...

Połącz się z nami w Messengerze