Dni przemocy i tortur

17 lutego 2025

Autorstwa Chen Xinjie, Chiny

Około 11 przed południem któregoś letniego dnia w 2006 roku przebywałam w domu goszczącej mnie siostry Zhao Guilan i słuchałam hymnów ze słowami Boga, kiedy nagle do pokoju wtargnęła policja i zabrała mnie, moją gospodynię i jej 6-letnią córkę na komisariat.

Gdy tylko weszliśmy do budynku, kilka funkcjonariuszek siłą zerwało z nas ubranie. Kiedy zostałam w samej bieliźnie, instynktownie próbowałam uniknąć tego, by dalej mnie rozbierały. Któraś z funkcjonariuszek przyskoczyła do mnie, zdarła ze mnie całą bieliznę, wymacała ją bardzo dokładnie, a następnie porozdzierała na kawałki podczas inspekcji. Po przeprowadzeniu rewizji osobistej zabrano nas do jakiegoś gabinetu. Tam policjanci przeglądali notes, który przy mnie znaleźli. Widząc, że jest tam dużo numerów telefonów, doszli do wniosku, że prawdopodobnie jestem przywódczynią, więc powiedzieli, że zgłoszą moją sprawę do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Naczelnik wydziału o nazwisku Zhu zapytał mnie: „Kiedy zaczęłaś wierzyć w Boga Wszechmogącego? Jaką sprawujesz funkcję w kościele?”. Nic nie odpowiedziałam, więc ze złością złapał mnie mocno za szczękę i podniósł mi głowę – ściskał tak mocno, że w ogóle nie mogłam się ruszyć. Z obscenicznym uśmieszkiem powiedział: „Nie wyglądasz źle, jesteś ładna i młoda. Mogłabyś robić, co tylko byś chciała, ale chcesz wierzyć w Boga!”. Pozostali funkcjonariusze stali z boku i chichotali. Byłam zbulwersowana i oburzona. Myślałam: „I to ma być »Policja Ludowa«? To banda zbirów, to zwierzęta!”. Naczelnik Zhu w kółko pytał mnie o moje dane osobowe i o to, kto jest przywódcą kościoła. Gdy nie odpowiadałam, jeden z funkcjonariuszy zaczął mnie bardzo mocno bić. Od uderzeń zakręciło mi się w głowie i obraz zamazał mi się przed oczami; raz za razem upadałam na ziemię, a on z powrotem podciągał mnie do góry, żeby bić dalej. Krzyczał przy tym: „Rząd Centralny już dawno temu zadekretował, że zabijanie was nie jest przestępstwem. Nic się nie stanie, jak pobijemy was na śmierć! Jeśli umrzesz, możemy po prostu wywieźć twoje zwłoki na wzgórza i zakopać. Nikt się nie dowie!”. Gdy zobaczyłam jego okrutny, złowrogi wzrok, ogarnęła mnie panika i padł na mnie strach – bałam się, że naprawdę pobiją mnie na śmierć. Bez końca wołałam w duchu do Boga, prosząc Go, by czuwał nad moim sercem. Właśnie wtedy przyszły mi na myśl pewne słowa Boga: „Potężni mogą się zdawać z zewnątrz przewrotnymi, lecz nie obawiajcie się, ponieważ jest to skutek waszej słabej wiary. Jeśli tylko wasza wiara będzie wzrastać, nic nie będzie zbyt trudne(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 75, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). To prawda. Bóg ma władzę nad wszystkim, więc bez względu na to, jak okrutni i brutalni byli ci policjanci, również i oni znajdowali się w rękach Boga. Gdyby Bóg nie pozwolił mi umrzeć, nawet szatan nie mógłby odebrać mi życia. Nawet gdyby policja naprawdę pobiła mnie na śmierć, moja dusza nadal byłaby w rękach Boga. Boże słowa dały mi wiarę i siłę, dzięki czemu byłam w stanie powoli się uspokoić.

Nie uzyskawszy odpowiedzi, na którą liczył, naczelnik Zhu wrzasnął z wściekłością: „Widzę, że nic nie powiesz po dobroci. Już ja ci gębę dziś otworzę. Nikt mi się nie wywinie – wczoraj i przedwczoraj zawiesiłem na bramie dwóch innych i wisieli, aż zdechli”. Potem podeszło kilku funkcjonariuszy, skuło mi ręce kajdankami i zawiesiło na żelaznej bramie, tak że nogi zwisały mi tuż nad ziemią, a cały ciężar ciała opierał się na nadgarstkach. Kiedy skończyli, wciągnęli do pomieszczenia Guilan. Całą twarz miała spuchniętą od uderzeń, a jej włosy były w kompletnym nieładzie. Ją też zawiesili na żelaznej bramie. Gdy naczelnik Zhu zobaczył nasze pełne bólu spojrzenia, wyszczerzył się w uśmiechu i powiedział: „Bawcie się dobrze”, po czym odwrócił się i wyszedł. W miarę upływu czasu spowodowany przez kajdanki nacisk na nadgarstki sprawiał mi coraz więcej bólu i czułam, jakby ktoś wyrywał mi ręce ze stawów. Przeszywający ból sprawiał, że cała byłam zlana potem. Już po chwili moje ubranie było zupełnie przemoczone. Próbując złagodzić ból, zacisnęłam pięści i ze wszystkich starałam się oprzeć pięty o kraty żelaznej bramy, ale cały czas się ześlizgiwałam. Moje serce waliło i oddychałam z trudem. Czułam się, jakbym miała się zaraz udusić. Na myśl o słowach naczelnika Zhu, że w ciągu ostatnich kilku dni zmarły powieszone w ten sposób dwie osoby ogarnęło mnie przerażenie; bałam się, że naprawdę dokonam tam żywota. Ciągle modliłam się do Boga: „Boże, już prawie nie mogę tego znieść. Dłużej już nie wytrzymam – proszę, uratuj mnie…”. Po modlitwie przypomniałam sobie hymn złożony ze słów Boga, zatytułowany Dąż do miłowania Boga niezależnie od tego, jak wielkie jest twoje cierpienie. Bóg mówi: „W dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być wierni Bogu i być na łasce Bożych rozporządzeń; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem(Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga natychmiast dały mi wiarę i siłę. Moje życie i śmierć były w rękach Boga i nie umrę, jeśli Bóg na to nie pozwoli. Nawet jeśli zostało mi tylko jedno tchnienie, musiałam być oddana Bogu i wytrwać w świadectwie o Nim. Tak więc modliłam się i polegałam na Bogu, i zanim się zorientowałam, byłam w stanie powoli się uspokoić i bolało mnie dużo mniej. Odwracając głowę, zobaczyłam bardzo stanowczy wyraz twarzy Guilan i w duchu podziękowałam Bogu. Wiedziałam, że wytrwałyśmy do tej pory wyłącznie dzięki sile i wierze, które dał nam Bóg.

Policjanci ściągnęli nas około 4 nad ranem. Miałyśmy zdrętwiałe, pozbawione czucia ręce i nogi, więc ledwo żywe po prostu osunęłyśmy się na podłogę. Widząc nasz ból, naczelnik Zhu zapytał mnie, bardzo z siebie zadowolony: „Przemyślałaś to? Wiszenie na kajdankach nie jest szczególnie przyjemne, co?”. Zignorowałam go. Wyglądał na bardzo pewnego siebie, zakładając, że nie zniosę tortur i na pewno wydam moich braci i siostry. Nie wiedział jednak, że im bardziej nas prześladowali, tym wyraźniej widziałam, jacy byli źli i barbarzyńscy, tym wyraźniej dostrzegałam, że Partia Komunistyczna jest wrogim Bogu demonem, i utwierdzałam się w przekonaniu, że muszę wytrwać w moim świadectwie i upokorzyć szatana. Przesłuchanie trwało do kolejnego popołudnia. Wtedy naczelnik Zhu odebrał telefon i usłyszałam, jak mówi: „Z tą kobietą nic nie działa – ani marchewka, ani kij. Zajmuję się tym od dziesiątek lat, ale nigdy nie trafiłem na podobną twardzielkę!”. Po odłożeniu słuchawki zaczął mnie wyzywać i wrzeszczeć: „Wy, wierzący w Boga Wszechmogącego, jesteście twardzi jak skała! Założę się, że potrafię zmusić cię do mówienia. Zabierzemy cię dzisiaj gdzie indziej, tam już tak łatwo ci nie pójdzie. Mam swoje sposoby, żebyś zaczęła śpiewać!”. Następnie on i inny funkcjonariusz udali się do pokoju obok. Bardzo niewyraźnie słyszałam, jak powiedział: „Zabierz ją do jamy z wężami i wrzuć tam nago. Wtedy zacznie gadać!”. Słysząc o „jamie z wężami”, zadygotałam. Byłam przerażona. Myśl o pełzających wszędzie wężach przyprawiała mnie o gęsią skórkę, więc szybko pomodliłam się do Boga, prosząc Go, aby dodał mi odwagi, tak żebym nigdy nie stała się judaszem i nie zdradziła Go, nawet gdyby wrzucili mnie do jamy pełnej węży. Po modlitwie przypomniałam sobie, jak Daniel został wrzucony do jaskini lwów; nie zagryzły go, bo Bóg na to nie pozwolił. Czyż i ja nie byłam całkowicie w rękach Boga? Te myśli pozwoliły mi powoli się uspokoić. Później naczelnik Zhu odebrał telefon, powiedział, że ma pilną sprawę do załatwienia, a następnie szybko wyszedł w towarzystwie innego funkcjonariusza. Zaraz potem do funkcjonariusza, który miał mnie pilnować, zadzwonił ktoś z rodziny z wiadomością, że jego syn miał jakiś wypadek i jest w stanie krytycznym. Policjant przykuł mnie kajdankami do żelaznego krzesła i wyszedł w pośpiechu. Wiedziałam ponad wszelką wątpliwość, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy i otworzył przede mną drogę wyjścia. Odmówiłam kolejną modlitwę: „Boże, widziałam Twoje cudowne czyny i dziękuję Ci!”.

Widząc, że przesłuchanie nie przyniosło żadnych rezultatów, policjanci rozzłościli się tak bardzo, że nie pozwolili mi spać. Byłam bardzo śpiąca, ale gdy tylko zamykałam oczy, któryś policjant szarpał mnie z całej siły za ramiona, cały czas krzycząc: „Chcesz się przespać? Chcesz się przespać?”. Straszyli mnie tak wciąż na nowo i nie pozwalali zasnąć. Policja torturowała mnie przez cztery dni i cztery noce, nie dając mi jedzenia ani wody i nie pozwalając na sen. Byłam potwornie osłabiona torturami, miałam kłujące bóle brzucha, z trudem oddychałam. Całe moje ciało było skrajnie wyczerpane. Ale bez względu na metodę przesłuchań, nic im nie powiedziałam. Kiedy naczelnik Zhu zobaczył, że żadna z ich technik nie działa, trzasnął drzwiami i wyszedł w złości. Kiedy wrócił, przyniósł ze sobą trzy czy cztery zapisane kartki. Rzucił je na stół i kazał mi podpisać zeznanie oraz zostawić odcisk kciuka. Powiedziałam: „Nie podpiszę, bo to nie są moje słowa”. Dał sygnał pozostałym funkcjonariuszom i kilku z nich podbiegło do mnie. Niektórzy ciągnęli mnie za ramiona, a pozostali naprawdę mocno ściskali moje nadgarstki, zmuszając mnie do rozwarcia pięści, a następnie przyłożyli moją dłoń do papieru, zostawiając cały jej odcisk pod tym fałszywym zeznaniem. Naczelnik Zhu podniósł je i powiedział bardzo zadowolony: „Hm! Nadal próbujesz się opierać? Myślisz, że milczenie ujdzie ci na sucho? I tak mogę sprawić, że zostaniesz uznana za winną i pójdziesz siedzieć na osiem do dziesięciu!”.

Tego wieczoru policjanci zabrali mnie do opuszczonej fabryki i kazali zdjąć buty i skarpetki, więc zostałam boso. Potem dwóch stanęło po obu moich stronach, chwycili mnie pod ramiona i poprowadzili mnie przez nieoświetlony korytarz, a im dalej szliśmy, tym było tam ciemniej. Włosy stawały mi dęba. Przeprowadzili mnie przez trzy żelazne bramy, a potem wrzucili do jakiegoś pomieszczenia. Zobaczyłam w kącie skutego ciężkimi łańcuchami człowieka, ręce i nogi miał szeroko rozpostarte na boki i cicho jęczał. Ze ścian zwisało mnóstwo grubych łańcuchów, w pomieszczeniu były też paralizatory i żelazne pręty. Miałam wrażenie, że znalazłam się w piekle. Byłam przerażona i czułam, że tym razem na pewno tam umrę. Nieprzerwanie modliłam się do Boga. Wtedy któryś funkcjonariusz powiedział groźnie: „Jeszcze nie jest za późno, żeby się przyznać. Będziesz mówić czy nie?”. Odpowiedziałam: „Nie złamałam żadnego prawa. Nie mam się do czego przyznawać”. Uśmiechnął się zimno i szyderczo, machnął ręką, a potem dwóch innych funkcjonariuszy rzuciło się na mnie jak wilki i szybko przycisnęli mnie do podłogi. Walczyłam wściekle, ale uklękli mocno na moich nogach i zdarli ze mnie koszulę i spodnie, podczas gdy ja desperacko próbowałam się im oprzeć. Zerwali ze mnie całe ubranie i w końcu zostawili mnie leżącą nago twarzą do ziemi na podłodze. Potem z całej siły uklękli na moich udach i wykręcili mi ręce za plecami, tak że nie mogłam się ruszyć. Inny funkcjonariusz wziął paralizator i zaczął mnie nim razić jak szalony po całej talii, plecach i pośladkach. Po każdym porażeniu byłam spuchnięta i zdrętwiała, a ból był taki, jakby wwiercali się prosto w moje kości. Cała się trzęsłam spazmatycznie, a moje stopy uderzały o ziemię. Im bardziej się wyrywałam, tym mocniej mnie trzymali. Jeden z funkcjonariuszy wykorzystał sytuację, by obmacywać mi pośladki, śmiejąc się wrednie i rzucając wulgarne komentarze. Inny policjant, raz za razem rażąc mnie paralizatorem, krzyczał: „Masz w końcu zamiar mówić? Założę się, że mogę cię do tego zmusić!”. Porazili mnie tak prądem pięć lub sześć razy, po czym odwrócili mnie, znów uklękli na moich udach i dalej razili mnie paralizatorem w klatkę piersiową, brzuch i pachwinę. Kiedy prąd przeszył mój brzuch, poczułam się tak, jakby mój żołądek i jelita zbiły się w jednolitą masę – ból był potworny. Gdy razili mnie w klatkę piersiową, miałam wrażenie, że moje serce się kurczy, i nie mogłam oddychać. Gdy paralizator trafiał w pachwinę, czułam się tak, jakby garść ostrych gwoździ wbijała się w moje ciało i straciłam oddech. Słowa po prostu nie są w stanie oddać takiego bólu.

Po tym wszystkim straciłam przytomność. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim ochlapali mnie zimną wodą, żeby mnie ocucić, a potem dalej razili mnie prądem. Jeden z funkcjonariuszy posunął się do tego, że szczypał mnie w sutki, ciągnął mnie za nie, a potem mocno naciskał, i tak w kółko przez cztery lub pięć minut. Czułam, jakby miał mi je wykręcić – to był naprawdę przeszywający ból. W tym samym czasie inny funkcjonariusz raził mnie prądem w piersi. Z każdym porażeniem czułam, jakby mi odrywano ciało z piersi, jakby moje serce za chwilę miało przestać bić. Byłam cała zlana potem i nie mogłam przestać się trząść. Razili mnie tak raz za razem, bawiąc się mną i cały czas rzucając odrażające komentarze. Miałam wrażenie, że są złymi duchami i diabłami z piekła rodem, które specjalizują się w torturowaniu ludzi dla własnej rozrywki. Później ból zrobił się tak nieznośny, że straciłam kontrolę nad pęcherzem, a potem znowu zemdlałam. Nie wiem ile czasu minęło, ale potem ponownie ocucili mnie lodowatą wodą i dalej razili mnie w klatkę piersiową, brzuch i pachwinę. Miałam wrażenie, że od całego tego rażenia prądem moje ciało płonie. Jeden z funkcjonariuszy krzyczał, rażąc mnie paralizatorem: „Gdzie jest teraz ten twój Bóg? Niech przyjdzie cię uratować! To ja jestem twoim bogiem!”.

Co chwila traciłam od tego przytomność, a oni za każdym razem oblewali mnie wodą, żeby mnie ocucić. W końcu nie miałam nawet siły, by walczyć czy w ogóle się poruszać. Leżałam na podłodze na wpół martwa, czując niesamowity smutek, złość i ból. Nie miałam pojęcia, jak długo jeszcze będą mnie dręczyć i maltretować. Naprawdę nie byłam już w stanie tego znieść i chciałam odgryźć sobie język i się zabić, aby szybciej uwolnić się od tego cierpienia. Właśnie wtedy, gdy byłam bliska załamania, na myśl przyszedł mi ten hymn: „Szatan sponiewierał mnie niewiarygodnie. Ujrzałem twarz diabła. Nie zapomnę o wiekach nienawiści. Lepiej jest umrzeć niż pokłonić się szatanowi! Bóg stał się ciałem, by zbawić człowieka – znosił męki i upokorzenia. Dostałem tyle Bożej miłości, jakże miałbym spocząć, nie odwdzięczywszy się za nią? Jako istota ludzka muszę wytrwać i oddać życie świadcząc o Bogu. Moje ciało można złamać, lecz moje serce rośnie w siłę. Okażę Bogu lojalność aż do śmierci, niczego nie żałując. Podporządkuję się, choćby to oznaczało śmierć, żeby choć raz zadowolić Boga”. Pomyślałam o tym, jak Bóg stał się ciałem i zniósł wielkie upokorzenie tylko po to, aby zbawić ludzkość, jak dzieli się swoimi słowami, aby nas podlewać i dodawać nam sił. Bóg zapłacił za nas tak wysoką cenę i od czasu mojego aresztowania zawsze był przy mnie, prowadząc mnie i chroniąc. Cieszyłam się tak wielką łaską od Boga, ale co kiedykolwiek dla Niego zrobiłam? Święci na przestrzeni wieków potrafili się poświęcić i przelać własną krew, stać się męczennikami dla Boga, tymczasem ja, doświadczywszy odrobiny cierpienia, od razu pragnęłam od niego uciec poprzez śmierć. Byłam takim tchórzem! Czy tak miało wyglądać świadczenie o Bogu? Czy nie byłam pośmiewiskiem szatana? Na tę myśl pomodliłam się w duchu: „Boże, bez względu na to, jak szatan będzie mnie torturował, nigdy mu się nie poddam. Będę żyć dla Ciebie”.

Później raz za razem razili mnie prądem, ale ja zacisnęłam zęby i milczałam jak głaz. Kiedy rażona paralizatorem po raz ostatni straciłam przytomność, znalazłam się w miejscu, z którego w oddali widziałam górę w kształcie dzioba orła, otoczoną drzewami, bambusami, kwiatami i trawą, które były suche i martwe. Tylko góra była zielona. Widziałam wielu ludzi o suchych, popękanych ustach wspinających się w stronę góry, a niektórzy z nich po drodze umierali z pragnienia. Mnie też ogromnie chciało się pić, a kiedy dotarłam do podnóża góry, usłyszałam dochodzący z niej szum wody. Rzuciłam się do wspinaczki i gdy wycieńczona znalazłam się w połowie drogi na szczyt, byłam w stanie podnieść głowę i napić się wody, która skapywała z dzioba orła. Smakowała tak słodko! Pijąc, usłyszałam śpiew. Odwróciłam głowę i zobaczyłam dwa rzędy ludzi ubranych na biało, którzy śpiewali hymn. Wyglądali jak anioły. Oto słowa śpiewanej przez nich pieśni: „W dziele dni ostatecznych wymaga się od nas najgłębszej wiary i miłości. Najdrobniejszy przejaw nieostrożności może spowodować potknięcie, bo ten etap dzieła różni się od wszystkich poprzednich: tym, co Bóg doskonali, jest ludzka wiara, która jest niewidzialna i niematerialna. Bóg przeobraża słowa w wiarę, miłość i życie. Ludzie muszą osiągnąć punkt, w którym po wytrzymaniu setek uszlachetnień posiadają wiarę większą niż Hiob. Muszą znieść niewiarygodne cierpienie i wszelkiego rodzaju męki, nie opuszczając nigdy Boga. Kiedy są podporządkowani aż do śmierci i mają wielką wiarę w Boga, wtedy ten etap dzieła Bożego jest zakończony(Ścieżka… (8), w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dźwięk pieśni odbijał się echem w dolinie – był czysty, melodyjny i piękny. Gdy słuchałam tego hymnu, odczuwałam wielką radość i natchnienie. Potem nagle się ocknęłam. Nadal czułam wielki ból, ale w moim sercu panował spokój. Zobaczyłam funkcjonariusza odpoczywającego na krześle, był wyczerpany i ciężko oddychał. Inny policjant powiedział: „Jestem pod wrażeniem. Ta kobieta jest z żelaza – nic jej nie zabije”. Kiedy to usłyszałam, podziękowałam Bogu i oddałam Mu chwałę. To Bóg mnie oświecał i prowadził, pozwalając mi doznać tej wizji, dając mi siłę i prowadząc mnie przez ten trudny czas. Moja wiara w Boga się umocniła. Później jeden z funkcjonariuszy rzucił mi koszulę i spodnie, i wyszedł przygnębiony. Od tego rażenia prądem byłam osłabiona i tak obolała, że nie byłam w stanie usiąść. Z wielkim wysiłkiem udało mi się ubrać, leżąc na podłodze, ale nigdzie nie było mojej bielizny, a moje ubranie było podarte. Ledwo mogłam się nim zakryć. Czułam się tak, jakby od tego rażenia prądem zeszła mi warstwa skóry, a przylegające do nagiego ciała ubranie sprawiało mi wielki ból. Rany, które odniosłam w wyniku rażenia prądem, goiły się przez ponad rok i pozostawiły po sobie trwałe ślady. Od tego czasu często mam mimowolne skurcze całego ciała, nie jestem w stanie rozewrzeć szczęk i całe moje ciało napina się mocno. Jeśli dzieje się to w nocy, nie jestem w stanie się wyspać, a następnego dnia jestem wyczerpana i pozbawiona energii.

Piątego dnia policja zabrała mnie do aresztu śledczego. Po pięciu dniach bez jedzenia i picia moje gardło było tak wysuszone, że nie byłam w stanie przełykać. Inne więźniarki przyniosły kulę zimnego, wyschniętego ryżu, rozwarły mi usta pałeczkami i wpychały mi go do gardła, krzycząc: „No już, przełykaj. Jak nie będziesz połykać, to zobaczysz!”. Czułam się, jakbym łykała gwoździe – gardło bolało mnie tak bardzo, że łzy spływały mi po twarzy. Tego rodzaju poniżanie i zastraszanie było tam na porządku dziennym. Któregoś dnia najstarsza stażem więźniarka wzięła skądś nożyczki, przygwoździła mnie do stołka i zapytała kilka innych osadzonych, jak mnie ostrzyc. Jedna z nich powiedziała: „Jest religijna, więc ostrzyż ją na czarownicę!”. Tamta od razu obcięła mi warkocze, a pozostałe wybuchnęły śmiechem na widok moich włosów w takim nieładzie. Jedna z nich rzuciła: „Zrób jej fryzurę na zakonnicę!”. Najstarsza stażem więźniarka ścięła mi dużą część włosów aż do skóry, a pozostałe znowu wybuchnęły śmiechem. Czułam się okropnie upokorzona i nie mogłam powstrzymać łez. Po tym, jak wsiałam na kajdankach i byłam rażona prądem, nie byłam w stanie podnieść rąk i nóg a każda próba chodzenia powodowała potworny ból. Ale i tak musiałam wykonywać ze wszystkimi osadzonymi codzienne ćwiczenia, polegające na podnoszeniu nóg wysoko i tupaniu nimi głośno o podłogę. Te ćwiczenia za każdym razem sprawiały mi wielki ból. Byłam osłabiona i pozbawiona sił i nie nadążałam za rytmem, więc najstarsza stażem więźniarka szczypała mnie, pozostawiając sińce. Szczególnie nieprzyjemnie było, gdy miałam okres. Nie było papieru toaletowego, nie miałam bielizny, a ta więźniarka dała mi tylko jeden strój więzienny, więc spodnie miałam poplamione krwią i nie mogłam ich zmienić. Tkanina munduru była przy tym bardzo szorstka, więc po zaschnięciu krwi twardniała. Rany w pachwinie po rażeniu prądem nie zagoiły się, więc chodzenie powodowało wielki ból, więc za każdym razem, gdy wykonywaliśmy ćwiczenia, ubranie ocierało się o te rany i czułam się, jakby ktoś dźgał mnie nożem. Najgorsze było to, że bez papieru toaletowego zostawało mi tylko mycie zimną wodą. Zanim zaczęłam wierzyć, miałam problemy krwotoczne i bałam się, że mogą nawrócić z powodu zimnej wody. W tamtych dniach czułam, że naprawdę nie dam rady tego wytrzymać. Nie wiedziałam, kiedy to wszystko się skończy, a nie chciałam zostać ani chwili dłużej w tym więzieniu demonów. Kiedy moje cierpienie wydawało mi się nie do zniesienia, znowu pomyślałam o śmierci. Zdawszy sobie sprawę, że moje serce oddala się od Boga, zmówiłam modlitwę, prosząc Go, aby pomógł mi przezwyciężyć moją sytuację. Pewnego dnia przypomniałam sobie ten fragment Bożych słów: „Gdy stajesz wobec cierpienia, musisz umieć odłożyć na bok troskę o swoje ciało i nie uskarżać się na Boga. Kiedy zaś Bóg ukryje się przed tobą, musisz potrafić mieć wiarę, aby za Nim podążać i podtrzymywać swą dotychczasową miłość do Niego, nie dopuszczając do tego, by się zachwiała lub osłabła. Bez względu na to, co Bóg uczyni, musisz pozwolić Mu rozporządzać sobą wedle Jego woli i być gotowym raczej przekląć własne ciało niż zacząć się na Niego uskarżać. Gdy zaś stajesz wobec prób, musisz być gotów znieść ból rezygnacji z tego, co kochasz, być gotów na gorzkie łzy, by zadowolić Boga. Tylko taka postawa oznacza prawdziwą miłość i wiarę(Ci, którzy mają zostać udoskonaleni, muszą przejść oczyszczenie, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Dzięki słowom Boga zrozumiałam, że pozwala mi On doświadczać prześladowań ze strony wielkiego, czerwonego smoka, aby sprawdzić, czy mam prawdziwą wiarę w Niego. Przypomnieli mi się Hiob i Piotr. Hiob był atakowany i torturowany przez szatana – na całym jego ciele pojawiły się wrzody i w potwornym cierpieniu siedział w kupie popiołu i drapał się po ciele skorupami. Mimo to nie obwiniał Boga, ale wysławiał Jego imię. Piotr został ukrzyżowany głową w dół dla Boga i był w stanie podporządkować się aż do śmierci, dając donośne świadectwo. Obaj nieśli świadectwo o Bogu pośród swoich cierpień. W porównaniu z nimi naprawdę miałam za mało wiary. Im dłużej o tym myślałam, tym bardziej było mi wstyd, więc w duchu zmówiłam modlitwę: „Boże, bez względu na cierpienie, chcę iść za Tobą! Im bardziej wielki, czerwony smok mnie torturuje, tym bardziej chcę na Tobie polegać, wytrwać w swoim świadectwie i upokorzyć szatana!”.

Któregoś kolejnego dnia policja wezwała mojego męża. Widząc, że na skutek brutalnych tortur prawie nie wyglądam jak człowiek, zaczął płakać i powiedział: „Jak możesz znosić takie tortury? Naczelnik Zhu powiedział, że jeśli tylko powiesz im, co wiesz, możemy wrócić do domu”. Widząc, że nadal nie chcę mówić, Zhu zadzwonił do mojej córki. Łkając, powiedziała: „Mamo, gdzie jesteś? Nauczyciele i inne dzieci w szkole mówią, że jestem córką przywódczyni sekty. Wszyscy mnie dręczą i ignorują. Codziennie chowam się w kącie klasy i płaczę…”. Odepchnęłam telefon od ucha, bo naprawdę nie mogłam dłużej tego słuchać. Czułam się, jakby nóż wwiercał się w moje serce, i nie potrafiłam przestać płakać. Naczelnik Zhu wykorzystał tę okazję, aby powiedzieć: „Po prostu porozmawiaj z nami. Zdradź nam jeden adres domu, w którym są przechowywane pieniądze kościoła, tylko jeden, a będziesz mogła wrócić do rodziny”. W tamtej chwili odczuwałam pewną słabość. Pomyślałam, że nic nie mówiąc, wciągam w to wszystko męża i córkę, więc może mogłabym podzielić się jakimiś informacjami, które nie są zbyt ważne. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie jest to zgodne z Bożą intencją, więc szybko zmówiłam modlitwę, prosząc Boga, aby czuwał nad moim sercem, abym mogła przezwyciężyć tę pokusę szatana. Potem pomyślałam o czymś, co powiedział Bóg: „W każdym czasie Mój lud powinien uważać na przebiegłe knowania szatana, strzegąc dla Mnie bramy Mojego domu, (…) aby uniknąć wpadnięcia w pułapkę szatana, kiedy byłoby już za późno na żale(Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 3, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Oświecenie płynące z Bożych słów przyszło w samą porę. Nagle zdałam sobie sprawę, że szatan próbuje wykorzystać moją miłość do rodziny, aby mnie zaatakować i skłonić do zdradzenia Boga. Nie mogłam dać się nabrać na jego sztuczkę – nie mogłam wydać braci i sióstr dla mojej rodziny. A potem przypomniałam sobie jeszcze inny fragment słów Boga: „Musisz cierpieć trudy dla prawdy, musisz poświęcić się prawdzie, musisz znosić upokorzenie dla prawdy, a żeby posiąść więcej prawdy, musisz doświadczyć więcej cierpienia. To właśnie powinieneś czynić. Nie wolno ci rezygnować z prawdy na rzecz uciech harmonijnego życia rodzinnego i nie wolno ci utracić godności i rzetelności pielęgnowanych przez okres całego życia dla chwilowej przyjemności. Powinieneś dążyć do wszystkiego, co jest piękne i dobre, i powinieneś iść w życiu ścieżką, która ma większe znaczenie(Doświadczenia Piotra: jego znajomość karcenia i sądu, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Kiedy rozważałam słowa Boga, miałam ogromne poczucie winy i wyrzuty sumienia. Pomyślałam o Hiobie, który był kuszony przez szatana, stracił dzieci i cały swój majątek, a mimo to i tak nie obwiniał Boga. Zachował wiarę w Niego i niósł o Nim wspaniałe i donośne świadectwo. Tymczasem w obliczu pokus, na jakie wystawiali mnie policjanci, ja byłam gotowa wydać braci i siostry i zdradzić Boga, aby chronić interesy mojej rodziny. Naprawdę brakowało mi sumienia; byłam samolubna i nikczemna oraz raniłam Boga. Za każdym razem, gdy byłam w niebezpieczeństwie, Bóg mnie prowadził i chronił, dając mi wiarę i siłę swoimi słowami. Jego miłość do mnie jest bardzo realna, więc teraz, gdy nadszedł czas, abym dokonała wyboru, nie mogę wydać innych członków kościoła kierując się miłością do męża i córki. Los każdego człowieka w życiu jest z góry przesądzony przez Boga, a los mojego męża i córki był w rękach Boga – szatan nie może o nich decydować. Wiedziałam, że wszystko powinnam powierzyć Bogu. Kiedy pomyślałam o tym w ten sposób, to, z czym borykała się moja rodzina, przestało mnie niepokoić, i byłam zdecydowana przeciwstawić się ciału i wytrwać w świadectwie o Bogu.

W 28 dniu po zatrzymaniu policja wysłała mnie i Guilan do aresztu, zamykając nas z prostytutkami, które nabawiły się chorób przenoszonych drogą płciową. Do te celi nawet policjanci nie chcieli się zbliżać. Niektóre osadzone miały rany na całym ciele i gnijącą skórę, inne z kolei miały ropiejące i nieznośnie bolesne wrzody na genitaliach; przykrywały się brudnymi prześcieradłami i kiwały na betonowych łóżkach. Żadne leki nie były dostępne, więc aby złagodzić ból, mogły tylko używać soli i pasty do zębów. Zdarzało się, że z bielizny, którą wyprały i suszyły na zewnątrz, przez szwy wyskakiwały wszy łonowe. Pomyślałam sobie: „To nie jest miejsce dla ludzi, to jest umieralnia! Jak mam dalej żyć, jeśli złapię tutaj AIDS albo jakąś inną chorobę weneryczną?”. Byłam dość wystraszona, więc pomodliłam się do Boga, aby mnie chronił i prowadził. Potem przyszły mi na myśl pewne Jego słowa: „Nic, co dzieje się we wszechświecie, nie dokonuje się bez Mojej ostatecznej decyzji. Czy istnieje coś, co nie byłoby w Moich rękach?(Słowa Boże dla całego wszechświata, rozdz. 1, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Tak, wszystko jest w rękach Boga, i jeśli On na to nie pozwoli, mieszkając z tymi kobietami nie nabawię się żadnej infekcji; gdybym naprawdę miała się czymś zarazić, znaczyłoby to, że miałam tego doświadczyć. Te myśli stłumiły mój strach i byłam w stanie spokojnie stawić czoła sytuacji. Przez następne pół roku, chociaż spałam i jadłam razem z innymi więźniarkami, dzięki Bożej opiece nie złapałam żadnej infekcji.

Podczas mojego pobytu w areszcie policja wyznaczyła dwoje szpiegów, aby podstępem zbliżyli się do mnie i wyciągnęli informacje o kościele. Niedługo po umieszczeniu w areszcie inna więźniarka usiłowała wkraść się w moje łaski, mówiąc, że też chce być wierząca. Zapewniała, że naprawdę podziwia tych, którzy są przywódcami lub pracownikami kościoła, po czym zapytała mnie, czy jestem przywódczynią. W tym momencie natychmiast obudziła się moja czujność i pospiesznie zmieniłam temat. Potem za każdym razem, gdy wspominała coś o wierze w Boga, zmieniałam temat rozmowy, żeby nic ze mnie nie wydobyła. Niebawem opuściła areszt. Niedługo potem, gdy pewnego dnia przechodziłam obok cel dla mężczyzn, jeden z więźniów rzucił mi kartkę. Było na niej napisane, że został aresztowany za dzielenie się ewangelią i skazany na 1,5 roku. Wyraził też nadzieję, że będziemy mogli sobie nawzajem pomóc, i napisał, że chce, abym odpowiedziała na jego list. Zastanawiałam się, czy naprawdę jest wierzący. Kiedy wahałam się, czy odpowiedzieć na jego list, czy nie, nagle przypomniał mi się fragment słów Boga: „Musicie czuwać i cały czas wyczekiwać oraz więcej modlić się do Mnie. Musicie rozpoznać liczne podstępy i przebiegłe intrygi szatana, rozpoznać duchy, poznać ludzi oraz potrafić rozróżniać wszystkie rodzaje ludzi, zdarzeń i rzeczy(Wypowiedzi Chrystusa na początku, rozdz. 17, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Słowa Boga natychmiast mnie obudziły. Czy to może być jedna z intryg szatana? Sama naprawdę nie byłam wtedy w stanie tego stwierdzić, więc w kółko modliłam się do Boga, prosząc Go, aby mi to objawił. Mniej więcej tydzień później, kiedy wszyscy więźniowie zebrali się na dziedzińcu, przypadkiem dostrzegłam tego człowieka. Zdezorientował mnie widok jego nieogolonej głowy – wszyscy więźniowie płci męskiej muszą ogolić głowy, kiedy zostają skazani, więc dlaczego on wciąż ma włosy? Gdy się nad tym zastanawiałam, siedząca obok mnie więźniarka klepnęła mnie, wskazując na niego, i powiedziała bardzo zadowolonym tonem: „Ten facet jest funkcjonariuszem policji, jakiś czas temu zapłacił za moje usługi”. Zdałam sobie wtedy sprawę, że to policjant, który próbuje się do mnie zbliżyć, żeby wydobyć ze mnie przyznanie się do winy. Zobaczyłam, że wielki, czerwony smok naprawdę knuje rozmaite intrygi – jest tak podły i odrażający! W duchu dziękowałam Bogu za Jego opiekę, która raz za razem pozwalała mi przejrzeć intrygi szatana i sprawiała, że nie wpadłam w jego sidła.

W styczniu 2007 roku policja wysłała mnie do obozu pracy wraz z Guilan i trzema innymi osobami skazanymi za przestępstwa narkotykowe. Nigdy nie zapomnę upokorzenia, jakiego doznałam tamtego dnia. Kiedy dotarliśmy na miejsce, było południe i padał lekki śnieg; setki innych więźniów ustawiały się na dziedzińcu obozu pracy w kolejce do posiłku. Funkcjonariusze podeszli do nas z ponurym wyrazem twarzy i powiedzieli przestępcom narkotykowym, żeby poszli po jedzenie, tak że zostałyśmy tylko Guilan i ja. Następnie kazali nam rozebrać się do naga. Zastanawiałam się, czy zamierzają nas przeszukać na oczach wszystkich innych więźniów. Kiedy nie chciałam się rozebrać, kilku funkcjonariuszy rzuciło się na nas i siłą ściągnęło ze mnie i z Guilan całe ubranie. Rozebranie się do naga przed tymi wszystkimi ludźmi było dla mnie jeszcze gorsze, niż gdyby mnie tam zabili. Pożerały nas wzrokiem całe rzędy oczu, a ja spuściłam głowę, zakryłam rękami klatkę piersiową i przykucnęłam. Funkcjonariusz podciągnął mnie z powrotem do pozycji stojącej i krzyknął, żebym założyła ręce za głowę, stanęła z rozstawionymi nogami twarzą do wszystkich więźniów i robiła przysiady. Guilan kazali robić to samo i widziałam, że drży na całym ciele. Była już tak wychudzona, że wyglądała jak kościotrup, a na ciele miała blizny – ją również musieli brutalnie torturować. Policjanci wskazywali na nas i krzyczeli do pozostałych: „Te dwie wierzą w Boga Wszechmogącego. Jeśli ktokolwiek z was zostanie wierzącym, skończy tak jak one!”. Wywołało to wiele ożywienia wśród więźniów, a niektórzy z nich mówili kpiąco: „Dlaczego twój Bóg nie przychodzi cię uratować?”. Musiałyśmy tak robić przysiady przed setkami ludzi przez jakieś 10 minut. Nigdy wcześniej nie doznałam takiego upokorzenia i nie mogłam przestać płakać. Gdyby była tam jakaś ściana, chciałabym walić w nią głową, żeby zakończyć swoje życie. Wtedy przypomniałam sobie jeden z kościelnych hymnów: „Szatan, król demonów, jest niesamowicie okrutny, prawdziwie bezwstydny i godny pogardy. Wyraźnie widzę demoniczne oblicze szatana i moje serce jeszcze bardziej kocha Chrystusa. Nigdy nie będę przedłużał niegodziwej egzystencji, klękając przed szatanem i zdradzając Boga. Zniosę wszelkie trudy i ból, przetrwam najciemniejsze noce. Aby przynieść pocieszenie sercu Boga, będę niósł zwycięskie świadectwo” (Podążaj za Barankiem i śpiewaj nowe pieśni, Powstawanie pośród ciemności i opresji). Rozważając słowa tego hymnu, pomyślałam o ukrzyżowaniu Pana Jezusa – rzymscy żołnierze bili Go, upokarzali i pluli Mu w twarz. Bóg jest święty, więc nie powinien znosić tego rodzaju cierpienia, ale by zbawić ludzkość, doznał największego bólu i upokorzenia, a na koniec został za nas przybity do krzyża. Wytrzymał niewiarygodne poniżenie i cierpienie. Tymczasem ja, skażona istota ludzka, kiedy zostałam upokorzona, chciałam umrzeć i nie miałam żadnego świadectwa. Byłam poniżana przez demony i szatana za to, że szłam za Bogiem – było to prześladowanie w imię sprawiedliwości i było czymś chwalebnym! Im bardziej Partia Komunistyczna mnie poniżała i prześladowała, tym wyraźniej widziałam, jak jest nikczemna i niegodziwa, i tym bardziej mogłam ją odrzucić, zbuntować się przeciwko niej i wytrwać w postanowieniu, by niewzruszenie nieść świadectwo o Bogu.

Później kilkoro strażników więziennych zaprowadziło nas do klatki schodowej, a dwie więźniarki zbiegły po schodach i zaczęły nas bić i kopać. Chwyciły mnie za włosy i uderzyły moją głową o ścianę, aż zadzwoniło mi w uszach. Chwilę potem przestałam słyszeć cokolwiek i miałam wrażenie, jakby pękła mi czaszka. Z oczu, nosa, ust i uszu Guilan sączyła się krew. Gdy więźniarki skończyły nas bić, zaciągnęły nas na balkon i za karę kazały stać bez ruchu. Padał wtedy gęsty śnieg, wiał zimny wiatr, a temperatury w nocy spadały do siedmiu, ośmiu stopni poniżej zera. Miałyśmy na sobie tylko długą bieliznę, więc trzęsłyśmy się z zimna. W pewnym momencie już naprawdę nie byłam w stanie wytrzymać i chciałam zmienić pozycję, lekko przesuwając stopy, na co więźniarki podeszły do mnie, jakby miały zamiar mnie uderzyć. Następnego dnia całe moje ciało bolało z zimna i wydawało mi się, że moje serce tego nie wytrzyma. Pojawiły się też ostre bóle w stopach. To uczucie było gorsze niż sama śmierć, a każda minuta była trudna do zniesienia. Kiedy ból stał się skrajny, naprawdę chciałam skoczyć z balkonu i skończyć ze sobą. Ale od razu zdałam sobie sprawę, że takie myślenie nie jest zgodne z Bożą intencją, więc pospiesznie zawołałam do Niego: „Boże, już prawie nie mogę wytrzymać. Naprawdę nie jestem w stanie dłużej tego znosić – proszę, daj mi wiarę, abym mogła przetrwać to cierpienie”. Po modlitwie pomyślałam o pewnym hymnie złożonym ze słów Boga, zatytułowanym „Dąż do miłowania Boga niezależnie od tego, jak wielkie jest twoje cierpienie”: „W dniach ostatecznych musicie dawać świadectwo o Bogu. Bez względu na to, jak wielkie jest wasze cierpienie, powinniście iść do samego końca; nawet wydając ostatnie tchnienie nadal musicie być wierni Bogu i być na łasce Bożych rozporządzeń; tylko to jest prawdziwym umiłowaniem Boga, tylko to jest mocnym i donośnym świadectwem(Tylko doświadczając bolesnych prób, możesz poznać piękno Boga, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło). Zrozumiałam, że Bóg zawsze mnie prowadzi, troszczy się o mnie i czuwa nade mną. Myśląc o udręce i upokorzeniu, których doświadczyłam, zdałam sobie sprawę, że gdyby nie Boże przewodnictwo, gdyby nie wiara i siła pochodzące z Jego słów, nie przetrwałabym tego, jak te demony się nade mną znęcały. Bóg pokazał mi, jak przetrwać do tego dnia, i miał nadzieję, że będę potrafiła nieść o Nim świadectwo przed szatanem. A jednak teraz, aby oszczędzić sobie odrobiny fizycznego cierpienia, chciałam ze sobą skończyć. Byłam taka słaba. Czy to miało być świadczenie o Bogu? Czy śmierć nie oznaczałaby, że padłam ofiarą intryg szatana? Nie mogłam umrzeć, musiałam trwać niewzruszenie w swoim świadectwie i upokorzyć szatana. Kiedy pomyślałam o tym w ten sposób, zanim się zorientowałam, nie czułam już zimna, a po całym moim ciele rozlało się ciepło.

Tamta więźniarka kazała nam tak stać aż do popołudnia trzeciego dnia. Zarówno nogi Guilan, jak i moje były niewiarygodnie spuchnięte i miałam wrażenie, jakby zakrzepła w nich krew. Na skórze nóg powychodziły mi naczynia krwionośne, a stopy bardzo mnie bolały, ale mimo to dziękowałam Bogu. W tę mroźną, śnieżną pogodę Guilan i ja stałyśmy na balkonie przez dwa dni i dwie noce bez jedzenia i picia, ale nie zamarzłyśmy na śmierć ani nawet nie przeziębiłyśmy się. To była Boża ochrona.

W czasie pobytu w obozie pracy musiałam każdego dnia ciężko pracować przez kilkanaście godzin, a czasem nawet niemal 22 godziny. Najstarsza stażem więźniarka często mnie biła i karała za niewykonywanie powierzonych mi zadań. Ale Bóg nadal mnie oświecał i prowadził, pozwalając mi przetrwać półtora roku piekielnego, więziennego życia. Bóg był przy mnie przez cały czas, czuwał nade mną i chronił mnie. Byłam wielokrotnie torturowana i upokarzana do tego stopnia, że chciałam ze sobą skończyć, lecz słowa Boże dodały mi wiary i siły, przeprowadzając mnie przez każdą zawieruchę. Bóg dał mi to życie! Doświadczając ucisku ze strony wielkiego, czerwonego smoka, nauczyłam się, że naprawdę możemy polegać tylko na Bogu; tylko On naprawdę kocha ludzkość i tylko On może nas ocalić od szatańskiego skażenia i zniszczenia oraz poprowadzić do życia w świetle. Dziękuję Bogu!

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Powiązane treści

Tortury wycierpiane za kratami

Autorstwa Chen Hao, ChinyKtóregoś poranka w listopadzie 2004 roku poszedłem do domu pewnej starszej siostry, aby wziąć udział w...

Tortury w pokoju przesłuchań

Autorstwa Xiao Min, Chiny Urodziłam się w biednej, zacofanej wsi, a moje dzieciństwo było trudne i ubogie. Gdy tylko wyszłam za mąż,...

Zamieść odpowiedź

Połącz się z nami w Messengerze