Jak dążyć do prawdy (11) Część trzecia

Właśnie omawialiśmy kwestię tego, że „ludzie nie powinni być niewolnikami małżeństwa”, mówiąc wszystkim, by zrezygnowali ze swoich niedorzecznych poglądów na temat związku małżeńskiego. Chodzi o to, że niektórzy sądzą, iż muszą uratować swoje małżeństwo, i robią wszystko, byleby się ono nie rozpadło i nie zakończyło. Zawierają w tym celu kompromisy. Wolą poświęcić wiele własnych pozytywnych dążeń, żeby uratować swój związek, i ochoczo stają się niewolnikami swojego małżeństwa. Ci ludzie błędnie interpretują istnienie i definicję małżeństwa, a ich postawa wobec niego jest zła, powinni więc porzucić takie błędne myśli i poglądy, wyrwać się z tego wypaczonego rodzaju życia małżeńskiego, przyjąć poprawne podejście do małżeństwa i we właściwy sposób radzić sobie z problemami, jakie pojawiają się w małżeństwie – to trzecia ze spraw, które ludzie powinni porzucić w związku z małżeństwem. W następnej kolejności omówimy czwartą kwestię dotyczącą małżeństwa: Małżeństwo nie jest twoim przeznaczeniem. To też jest poważny problem. Ponieważ jest to temat, który omawiamy, jest to reprezentatywny aspekt tego, do jakich sytuacji dochodzi obecnie w małżeństwach ludzi. Występuje on we wszystkich kontekstach małżeństwa. Jest to także rodzaj postawy, jaką ludzie mają wobec małżeństwa lub swego rodzaju stan życia, dlatego powinniśmy tę kwestię omówić i wyjaśnić. Po ślubie niektóre kobiety myślą, że znalazły księcia z bajki. Uważają, że mogą polegać na tym mężczyźnie i zaufać mu, że może on być dla nich prawdziwym wsparciem na ich ścieżce życiowej, że nie zawiedzie ich w potrzebie. Niektórzy mężczyźni myślą, że znaleźli właściwą kobietę. Jest piękna i szczodra, delikatna i troskliwa, cnotliwa i wyrozumiała. Wierzą, że dzięki tej kobiecie będą wiedli stabilne życie oraz mieli spokojny i ciepły dom. Kiedy ludzie się pobierają, wszyscy myślą, że są szczęśliwi, że los się do nich uśmiechnął. Większość ludzi wierzy, że kiedy zawierają związek małżeński, ich partner jest symbolem wybranego przez nich przyszłego życia i że oczywiście ich małżeństwo jest przeznaczeniem, do którego dążą w tym życiu. Co to znaczy? Oznacza to, że każdy, kto bierze ślub, wierzy, iż małżeństwo jest jego przeznaczeniem, a gdy już takie małżeństwo zawrze, tak właśnie je traktuje. Co oznacza „przeznaczenie”? Oznacza oparcie, punkt zaczepienia. Ludzie powierzają swoje perspektywy, przyszłość i szczęście swemu małżeństwu, a także partnerowi, z którym zawarli związek małżeński, więc po ślubie myślą, że już nigdy niczego nie będą potrzebować ani o nic nie będą musieli się martwić. Dzieje się tak dlatego, że czują, iż już znaleźli swoje przeznaczenie, a tym przeznaczeniem jest zarówno ich partner, jak i dom, który wspólnie z nim tworzą. Odkąd znaleźli swoje przeznaczenie, nie muszą już do niczego dążyć ani mieć na nic nadziei. Oczywiście, sądząc po podejściu ludzi do małżeństwa i ich poglądach na nie, jest to korzystne dla trwałości samej struktury małżeństwa. W każdym razie, jeśli mężczyzna lub kobieta ma stałego partnera płci przeciwnej jako współmałżonka, nie będzie już flirtować ani mieć relacji miłosnych z płcią przeciwną. Jest to korzystne dla większości małżonków. Osiągnięte jest przynajmniej to, że w kontekście związków ich serca się uspokoją, będą zainteresowani jednym stałym partnerem płci przeciwnej i dzięki niemu ustatkują się w podstawowym środowisku życia – to dobrze. Jeśli jednak ktoś wstępujący w związek małżeński uważa swoje małżeństwo za przeznaczenie, podczas gdy wszystkie swoje dążenia, to, jak patrzy na życie, drogę, którą w nim podąża, i to, czego Bóg od niego wymaga, uważa za rzeczy dodatkowe, którymi może zajmować się w czasie wolnym, wtedy niezauważalne obranie małżeństwa za przeznaczenie nie jest czymś dobrym, ale wręcz przeciwnie, staje się przeszkodą, zawadą w dążeniu do właściwych celów życiowych, w ugruntowaniu właściwego poglądu na życie, a nawet w dążeniu do osiągnięcia zbawienia. Dzieje się tak dlatego, że gdy jakaś osoba wstępuje w związek małżeński, uważa swojego partnera za swoje przeznaczenie, nieuniknioną konieczność w tym życiu, za swoją dolę, i wierzy, że różne emocje partnera, jego szczęście i nieszczęście, mają związek z nią samą, a także że jej własne szczęście i nieszczęście oraz rozmaite jej emocje są powiązane z jej partnerem, tak więc życie, śmierć, szczęście i radość partnera są powiązane z jej własnym życiem, śmiercią, szczęściem i radością. Dlatego też przekonanie tych osób, że ich małżeństwo jest ich życiowym przeznaczeniem, sprawia, iż ich dążenie do posiadania właściwej ścieżki życia, do rzeczy pozytywnych i zbawienia, jest bardzo powolne i bierne. Jeśli współmałżonek osoby, która podąża za Bogiem, sam zdecyduje się nie podążać za Bogiem, a zamiast tego koncentrować się na sprawach ziemskich, wówczas będzie to miało bardzo poważny wpływ na osobę, która podąża za Bogiem. Na przykład żona uważa, że powinna wierzyć w Boga i dążyć do prawdy, oraz że powinna zrezygnować z pracy i wypełniać swoje obowiązki, ponosić koszty i poświęcać się w domu Bożym, podczas gdy jej mąż myśli tak: „Wiara w Boga jest w porządku, ale przecież musimy jakoś żyć. Jeśli oboje będziemy wypełniać obowiązki, kto będzie przynosił do domu pieniądze? Kto będzie nas utrzymywał? Kto będzie zarabiał na życie naszej rodziny?”. Ponieważ tak sądzi, decyduje się nie odchodzić z pracy i dalej dąży do ziemskich rzeczy. Nie mówi, że nie wierzy w Boga, nie twierdzi też, że jest przeciwko wierze. Natomiast żona, która wierzy w Boga, cały czas myśli tak: „Mój mąż jest moim przeznaczeniem. Jest mi dobrze tylko wtedy, kiedy dobrze jest jemu. Jesteśmy jak dwie połówki jabłka. Dzielimy ze sobą wszystkie radości i smutki. Żyjemy razem i umrzemy razem. Idę zawsze tam, gdzie on. Teraz nie możemy się dogadać co do wyboru naszej ścieżki i na naszym związku zaczęły się pojawiać pewne rysy. Jak możemy się pogodzić? Chcę podążać za Bogiem, ale mąż nie jest zainteresowany wiarą w Niego. Jeśli on nie wierzy w Boga, w mojej wierze nie będę w stanie poczynić postępów i stracę chęć podążania za Bogiem. Jest tak dlatego, że od samego początku myślałam o mężu jako o swoim niebie, swoim przeznaczeniu. Nie mogę go zostawić. Jeśli on nie będzie wierzyć w Boga, to żadne z nas nie będzie wierzyć w Boga, ale jeśli on będzie wierzyć, to wierzyć będziemy oboje. Jeśli zaś nie będzie wierzyć w Boga, to będę się czuła, jakby mi czegoś brakowało, jakby ktoś wyrwał mi duszę”. Cały czas ma obawy i odczuwa niepokój związany z tą sprawą. Często się modli, mając nadzieję, że jej mąż uwierzy w Boga. Ile jednak by się nie modliła, jej mąż pozostaje niewzruszony i nie wierzy w Boga. Jest zrozpaczona – co ma zrobić? Nic nie może zrobić, ale stara się z całych sił, a kiedy mąż jest w domu, namawia go na czytanie słów Boga. Jej mąż czyta słowa Boga i słucha bez niechęci, gdy czyta mu je ona, ale nie chce aktywnie zaangażować się w omówienia. Ponieważ są mężem i żoną, po prostu się z nią nie kłóci. Kiedy żona prosi męża, żeby nauczył się śpiewać hymny, on zgadza się i uczy się ich, ale potem nie mówi, czy nauczył się ich wszystkich ani czy mu się podobają. Kiedy prosi go, by chodził z nią na zgromadzenia, to okazjonalnie, gdy ma trochę wolnego czasu, pójdzie z nią na jakieś zgromadzenie, ale najczęściej zajęty jest pracą i zarabianiem pieniędzy. Nigdy nie wspomina o niczym, co ma związek z wiarą w Boga, nigdy sam nie wychodzi z inicjatywą, by wziąć udział w zgromadzeniu lub wypełnić jakiś obowiązek. Krótko mówiąc, ma do tego wszystkiego dość obojętny stosunek. Nie sprzeciwia się wierze w Boga, ale też jej nie popiera ani nie pokazuje, jaki jest jego stosunek do niej. Żona, która wierzy w Boga, bierze sobie to wszystko do serca, pamięta i mówi: „Skoro jesteśmy małżeństwem i stanowimy rodzinę, to jeśli ja wejdę do królestwa, on też musi to zrobić. Jeśli nie dołączy do mnie w wierze, nie będzie mógł wejść do królestwa ani osiągnąć zbawienia, a wtedy stracę ochotę do życia i będę pragnęła umrzeć”. Mimo że jeszcze nie umarła, w duchu ciągle się zamartwia, ten problem przynosi jej ból i udrękę. Myśli sobie tak: „Co zrobię, jeśli któregoś dnia nadejdą katastrofy, a on padnie ich ofiarą i umrze? Teraz panuje wielka epidemia. Zabiję się, jeśli on złapie wirusa. Nie mówi, że sprzeciwia się mojej wierze w Boga, ale co zrobię, jeśli pewnego dnia naprawdę powie, że nie chce, abym dłużej wierzyła w Boga?”. Obawia się, że kiedy przyjdzie taki czas, pójdzie za swoim mężem i zdecyduje się nie wierzyć w Boga, a tym samym Go zdradzi. Jest tak dlatego, że w głębi serca jej mąż jest jej duszą, jej życiem, jest nawet jej niebem, jest dla niej wszystkim. Mąż w jej sercu kocha ją najbardziej, a ona jest tą, która najbardziej kocha jego. Ale teraz staje w obliczu problemu: co będzie, jeśli mąż sprzeciwi się jej wierze w Boga i jej modlitwy nie pomogą? Bardzo się tym martwi. Kiedy musi wyjechać, aby pełnić swoje obowiązki poza domem, to chociaż pragnie wypełniać swoje obowiązki w domu Bożym, odczuwa niesamowitą udrękę, gdy słyszy, że musi w tym celu opuścić dom i wyjechać daleko, i że obowiązki te trwać będą przez długi czas. Dlaczego? Obawia się, że kiedy ona wyjedzie, nie będzie komu opiekować się jej mężem. Będzie za nim tęsknić i nieustannie się o niego niepokoić. Gdy nie będzie go obok, będzie ciągle o nim myśleć i się o niego martwić, a nawet straci całą ochotę do życia, straci nadzieję i kierunek w życiu. Boi się też, że nie będzie w stanie całym sercem wykonywać swoich obowiązków. Gdy tylko o tym pomyśli, czuje ból w sercu, i nie ma znaczenia, czy naprawdę się to wydarzy, czy nie. Tak więc w kościele nigdy nie ma odwagi poprosić o przydzielenie jej obowiązków w innym miejscu, ani też, gdy jest do wykonania jakaś praca, która wymaga długiego czasu i nocowania poza domem, nigdy sama się nie zgłasza i odmawia, kiedy ją proszą. Stara się jak może, dostarczając listy braciom i siostrom lub goszcząc ich czasami w swoim domu na zgromadzeniach, ale nigdy nie odważa się zostawić swojego męża na cały dzień. Jeśli zaistnieje jakaś wyjątkowa okoliczność i jej mąż musi udać się w podróż służbową czy po prostu musi udać się dokądś na kilka dni, będzie płakać całe dwa czy trzy dni przed wyjazdem męża. Będzie płakać tak długo, aż oczy będzie miała napuchnięte jak pomidory. Czemu płacze? Martwi się, że jej mąż zginie w katastrofie lotniczej i nikt nawet odnajdzie jego ciała. Co wtedy zrobi? Jak będzie żyć? Jak przetrwa każdy kolejny dzień? Jej niebo zniknie. Będzie się czuła tak, jakby ktoś ukradł jej serce. Samo rozważanie takiego scenariusza ją przeraża i dlatego płacze, gdy o tym myśli. Jej mąż nawet jeszcze nie wyjechał, a ona płacze już od dwóch czy trzech dni, i będzie płakać dopóty, dopóki mąż nie wróci do domu. Płacze tak dużo, że w końcu mąż zaczyna się irytować i mówi: „Co u licha się z nią dzieje? Przecież nie umarłem, a ona non stop płacze. Czyżby rzucała na mnie jakąś śmiertelną klątwę?”. Nic jednak nie może zrobić, a ona ciągle płacze, mówiąc przez łzy: „Po prostu nie chcę, żebyś wyjeżdżał, nie chcę stracić cię z oczu”. Opiera swój los i przeznaczenie na mężczyźnie, z którym zawarła związek małżeński, i choć takie postępowanie może być głupie czy dziecinne, tacy ludzie się zdarzają. Czy jest więcej takich mężczyzn czy kobiet? (Kobiet). Wydaje się, że takich kobiet jest więcej, kobiety bywają delikatniejsze. Niezależnie od tego, kto kogo zostawia, czy ta osoba, która zostaje, może dalej żyć? (Tak). Niezależnie od tego, kto kogo zostawia, czy jest to coś, co możesz wybrać? Czy jest to coś, co możesz kontrolować? (Nie). Nie, to nie jest coś, co możesz kontrolować, więc zatracasz się w głupich fantazjach, płaczesz, czujesz się zirytowana, zmartwiona i zaniepokojona – czy to wszystko ma jakikolwiek sens? (Nie ma żadnego). Takie osoby czują, że możliwość patrzenia na swojego partnera, trzymania go za rękę i życia z nim oznacza, iż mają wsparcie na całe życie, na przykład w postaci ukojenia i pocieszenia. Myślą, że nie będą się musieli martwić o to, co zjeść i w co się ubrać, że w ogóle nie będą miały żadnych zmartwień i że ich partner jest ich przeznaczeniem. Niewierzący mają takie powiedzenie: „Jeśli mam ciebie w tym życiu, to nie potrzebuję niczego więcej”. Oto, co ci ludzie w głębi serca czują wobec swojego małżeństwa i wobec swojego partnera; czują się szczęśliwi, gdy ich partner jest szczęśliwy, zaniepokojeni, gdy ich partner jest zaniepokojony, i cierpią, gdy cierpi ich partner. Jeśli ich partner umrze, oni też stracą ochotę do życia. A co zrobią, jeśli ich partner zakocha się w kimś innym i odejdzie? (Również stracą chęć do życia). Niektórzy tracą chęć do życia, więc popełniają samobójstwo, a inni tracą rozum. Powiedzcie Mi, o co w tym wszystkim chodzi? Kim trzeba być, żeby stracić rozum? Strata rozumu dowodzi, że jest się opętanym. Niektóre kobiety wierzą, że ich mąż jest ich życiowym przeznaczeniem i że kiedy już znajdą takiego człowieka, nigdy nie pokochają żadnego innego mężczyzny – jest to przypadek opisany w powiedzeniu „Jeśli mam go w tym życiu, to nie potrzebuję niczego więcej”. Jednak mąż sprawia jej zawód, zakochuje się w innej kobiecie i odchodzi, już jej nie chce. Jak to się kończy? Taka kobieta zaczyna nienawidzić absolutnie wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej. Kiedy widzi innego mężczyznę, ma ochotę na niego napluć, zwyzywać go i uderzyć. Zaczyna być skłonna do przemocy, a jej zdrowy rozsądek zostaje wypaczony. Są takie kobiety, które naprawdę tracą rozum. Oto są konsekwencje nieprawidłowego zrozumienia małżeństwa.

Ci ludzie postrzegają małżeństwo jako symbol swojej udanej pogoni za szczęściem, jak również jako życiowe przeznaczenie i cel, o którym od dawna marzyli, a który teraz osiągnęli. Małżeństwo jest dla nich ostatnim z życiowych celów, a ich dążenia związane z małżeństwem sprowadzają się do tego, by dzielić życie z partnerem, wspólnie się zestarzeć i wspólnie umrzeć. Aby potwierdzić pogląd i ideę, że ich małżeństwo jest ich przeznaczeniem, przekraczają granicę racjonalności i zakres ludzkich obowiązków. Do rzeczy wykraczających poza zakres czyichś obowiązków zaliczają się rzeczy skrajne, w wyniku których ktoś traci swoją integralność, godność i cele, do których dąży. Na przykład osoby takie często obserwują, z kim na co dzień spotyka się ich partner, co robi, kiedy wychodzi, czy miał kontakt z innymi osobami płci przeciwnej oraz czy utrzymywał z nimi jakieś zażyłe stosunki, które wykraczają poza zakres przyjaźni. Są też tacy ludzie, którzy dużo czasu poświęcają obserwowaniu i sprawdzaniu postawy ich partnera wobec nich, żeby się przekonać, czy wciąż o nich myśli i jeszcze ich kocha. Są kobiety, które po powrocie swoich mężów do domu wąchają ich ubrania, sprawdzają, czy nie ma na nich kobiecych włosów i czy na koszulach nie widać śladów szminki innych kobiet. Sprawdzają także telefony swoich mężów, żeby zobaczyć, czy nie ma tam jakichś nieznanych im numerów kobiet, a nawet sprawdzają, ile telefonów mają ich mężowie, do kogo wykonywali połączenia i czy to, co mówią, dzwoniąc codziennie, jest prawdą. Oto przykładowa scenka. Kobieta dzwoni do męża i pyta: „Gdzie jesteś? Co robisz?”. Mąż odpowiada: „Jestem w pracy, przeglądam dokumenty”. Na co ona: „Zrób zdjęcie tych dokumentów i prześlij mi”. Mąż robi to, o co go poprosiła, a ona na to: „Kto jest z tobą w biurze?”. Mąż odpowiada: „Jestem sam”. Na co ona: „Połącz się ze mną wideo, żebym zobaczyła, czy jesteś sam”. Mąż dzwoni do niej, a ona widzi coś, co wygląda jak postać kobiety wychodzącej z pokoju. Pyta więc: „Skłamałeś. Kim jest ta kobieta?”. On na to: „To tylko sprzątaczka”. „A, to w porządku”, mówi ona, i dopiero wtedy może się uspokoić. Takie kobiety często sprawdzają telefony swoich mężów, ich miejsce pobytu i to, co robią o każdej porze dnia. Mają wielkie oczekiwania względem swojego małżeństwa, ale też jeszcze większe poczucie niepewności. Zżera je rzecz jasna ogromne pragnienie, by posiadać swojego małżonka na własność i kontrolować go. Ponieważ są pewne, że ich współmałżonek jest ich przeznaczeniem i że jest jedyną osobą, z którą powinny spędzić całe życie, nie mogą dopuścić do tego, by w ich małżeństwie wydarzyły się jakieś wpadki, lub pojawiły się jakiekolwiek pęknięcia, jakieś niedoskonałości czy choćby najdrobniejsze problemy – nie mogą do tego dopuścić. Wkładają więc masę wysiłku w monitorowanie swojego współmałżonka, sondowanie go, wypytywanie o wszystkie jego ruchy i miejsce pobytu oraz kontrolowanie go. Nie mogą zdzierżyć zwłaszcza tego, gdy ich współmałżonek ma romans. Robią sceny, rzucają się na podłogę, płaczą, robią aferę i grożą samobójstwem. Niektóre z takich kobiet zabierają nawet te problemy na zgromadzenia, omawiając ze swoimi braćmi i siostrami możliwe strategie. Mówią tak: „Jest moją pierwszą miłością, mężczyzną, którego kocham najbardziej. Przez całe życie nie trzymałam nawet żadnego innego mężczyzny za rękę, nigdy żadnego nawet nie dotknęłam. Jest dla mnie jedynym mężczyzną, jest moim niebem i jest dla mnie tym jedynym w tym życiu. Odszedł z jakąś inną, a ja najzwyczajniej w świecie nie mogę przełknąć tego, co mi zrobił”. Ktoś jej mówi: „Jaki jest pożytek z tego, że nie możesz przełknąć tego, co ci zrobił? Czy możesz odwrócić to, co się stało? Wszyscy od dawna widzieli, że twój mąż ma takie skłonności”. Ona odpowiada: „Czy ma takie skłonności, czy nie, po prostu nie mogę pogodzić się z tym, co się stało. Czy ktoś z was może pomóc mi wymyślić, jak mogę go ukarać i sprawić, żeby ta kochanka nie zajęła mojego miejsca?”. Widzisz, jest tak zrozpaczona, że przychodzi na zgromadzenie ze swoimi problemami, żeby o nich rozmawiać. Czy na tym polegają omówienia? Jest to rzucanie niewłaściwych uwag, wyrzucanie z siebie negatywnych komunikatów i rozpowszechnianie negatywnych informacji. To twoja prywatna sprawa. To, czy wrócisz do domu, zamkniesz drzwi, pobijesz go i będziesz się z nim awanturować, to twoja sprawa, ale nie możesz przychodzić na zgromadzenia ze swoimi problemami i o nich rozmawiać. Jeśli na zgromadzeniu chcesz szukać prawdy, to możesz powiedzieć tak: „Przydarzyło mi się coś takiego, jak więc mam uwolnić się od tej sytuacji i nie czuć się ograniczana przez swojego męża? Co mam zrobić, żeby ta sprawa nie wpłynęła negatywnie na moją wiarę w Boga i na wypełnianie przeze mnie obowiązków?”. Dobrze, że szukasz prawdy, ale jeśli przychodzisz na zgromadzenie i opowiadasz o swoich prywatnych problemach, to powinnaś przestać. Dlaczego? Napotkałaś ten problem i znajdujesz się w obecnej sytuacji życiowej z powodu nieprawidłowego rozumienia małżeństwa. Potem chcesz omówić swoje małżeńskie spory i ich konsekwencje ze swoimi braćmi i siostrami, co nie tylko będzie miało negatywny wpływ na innych ludzi, ale też nie przyniesie korzyści tobie. Opowiadasz o swoich problemach małżeńskich, ale większość ludzi nie rozumie prawdy i nie ma odpowiedniej postawy, więc jedyne, co mogą zrobić, to omówić twoją sytuację i podrzucić ci parę pomysłów. Nie tylko nie mogą ci pomóc osiągnąć pozytywnego wejścia, wprost przeciwnie, tylko pogarszają sytuację i sprawiają, że problem staje się poważniejszy i bardziej skomplikowany. Większość ludzi ma zamęt w głowie i nie rozumie prawdy ani intencji Boga – czy tacy ludzie mogą udzielić ci skutecznej i wartościowej pomocy? Ktoś powie: „W myśl prawa zawsze będziesz jego żoną. Zło nigdy nie zwycięży nad sprawiedliwością”. Czy to jest prawda? (Nie). Ktoś inny powie: „Nie ustępuj jego kochance, a wtedy zobaczymy, czy będzie cię ona w stanie zastąpić”. Czy to jest prawda? (Nie). Czy jesteś szczęśliwa, czy zła, kiedy słyszysz, jak ludzie mówią takie rzeczy? Czy mówią te rzeczy, żeby pobudzić twoją zapalczywość, czy też po to, abyś zrozumiała prawdę i miała ścieżkę praktyki? Ktoś inny mówi: „Doskonale cię rozumiem. Dzisiaj już nie ma prawdziwych mężczyzn. Pieniądze zepsują każdego faceta”. Czy to jest prawda? (Nie). A potem ktoś inny mówi: „Nie musisz się na to godzić. Musisz uzmysłowić tej kochance, że nie dasz sobą pomiatać. Pokaż jej, kto tu rządzi. Idź tam, gdzie ona pracuje, zrób scenę i powiedz wszystkim o tym, że jest kochanką twojego męża. W myśl prawa jesteś jego żoną i wszyscy z pewnością staną po twojej stronie, a nie po jej. Każ jej spadać”. Czy to jest prawda? (Nie). Czy takie wypowiedzi nie są przykładami błędnego rozumienia, jakie ma większość ludzi? (Są). Ktoś inny wypowiada się nieco bardziej powściągliwie: „Spędziłaś z nim całe życie. Nie masz go już dość? Jeżeli chce być z kimś innym, to mu na to pozwól. Czy nie wystarczy, że przynosi pieniądze do domu, a ty masz co jeść i pić? Bądź szczęśliwa, a wtedy nie będziesz się tak nim przejmować. Czy nie wystarczy, że wraca do domu i traktuje go jako swój dom? Co cię tak w tym złości? W gruncie rzeczy wygrywasz na tej całej sytuacji”. Słowa te wydają się pokrzepiające, ale czy są prawdą? (Nie). Czy przyzwoita osoba powiedziałaby coś takiego? (Nie). Takie wypowiedzi mają na celu albo wzniecanie niezgody czy prowokowanie do konfrontacji, albo uspokojenie sytuacji i zawarcie kompromisu pozbawionego zasad. Czy znajduje się wśród nich choćby jedno słowo, które odzwierciedlałoby punkt widzenia, jaki żona powinna mieć w tej sprawie, pogląd, który byłby zarówno właściwy, jak i zgodny z prawdą? (Nie). Czy większość ludzi mówi podobne rzeczy? (Tak). Czego to dowodzi? (Że większość ludzi ma zamęt w głowie i rzuca pomysłami, które wcale nie pomagają). Większość ludzi ma zamęt w głowie, nie dążą oni do prawdy ani jej nie rozumieją. W każdym razie, nie rozumieją, czym jest prawda, ani nie rozumieją, jakie są wymagania Boga wobec człowieka. Mówiąc bardziej precyzyjnie, jeśli chodzi o małżeństwo, to ludzie po prostu nie rozumieją, jak, w kontekście słów Boga i Jego definicji małżeństwa, powinni radzić sobie z problemami, które powstają w małżeństwie, w sposób, który byłby zgodny z intencjami Boga, i nie popadać przy tym w zapalczywość.

Nieważne jaki problem napotkasz, czy jest on wielki, czy mały, musisz zawsze podchodzić do niego mając słowa Boga za swoją podstawę, a prawdę za kryterium. Jaka zatem jest pochodząca ze słów Boga podstawa odnośnie do problemów pojawiających się w małżeństwie? Jakie jest kryterium prawdy? Twój małżonek nie dochowuje wierności w małżeństwie i to jest jego problem. Ale ty nie możesz pozwolić na to, by jego problem wpływał na to, czy masz właściwą postawę i poczucie odpowiedzialności wobec małżeństwa. To on dopuścił się wykroczeń, ale nie możesz pozwolić, aby wpłynęły one na postawę, jaką powinnaś mieć wobec małżeństwa. Wierzysz, że jest on twoim przeznaczeniem, ale to tylko twoje myślenie, ponieważ w rzeczywistości wcale nim nie jest. Bóg nigdy nie wymagał ani nie zarządził, aby tak było. Po prostu uparcie trzymasz się wiary, że jest on twoim celem, twoją bratnią duszą, ale bierze się to z uczuć, z ludzkich pragnień, a dokładniej, z ludzkiej zapalczywości. Popełniasz błąd, uparcie trzymając się takiej wiary. Bez względu na to, w co wierzyłaś wcześniej, w każdym razie teraz powinnaś zmienić swoje podejście i zobaczyć, jakich właściwych myśli i postaw Bóg wymaga od ludzi. Co powinnaś zrobić, gdy odkryjesz niewierność swojego małżonka? Nie powinnaś kłócić się i awanturować, nie powinnaś robić scen i tarzać się po ziemi. Powinnaś zrozumieć, że kiedy coś takiego się stanie, ani świat się nie skończy, ani twoje marzenie o przeznaczeniu nie zostanie zniszczone, ani też oczywiście nie będzie to oznaczało, że twoje małżeństwo musi się zakończyć i rozpaść, a tym bardziej, że twoje małżeństwo już się rozpadło czy doszło do kresu drogi. Jest po prostu tak, że ponieważ wszyscy mają skażone skłonności i ponieważ na ludzi wpływają niegodziwe trendy i powszechne nikczemne praktyki świeckiego świata, przed którymi nie potrafią się bronić, ludzie nie mogą uniknąć pomyłek, niewierności, popełniania błędów w małżeństwie i sprawiania zawodu partnerowi. Jeśli spojrzycie na ten problem z tej perspektywy, to okazuje się, że nie jest to nic wielkiego. Na wszystkie małżeństwa wpływ wywiera ogólne środowisko świata zewnętrznego i niegodziwe trendy oraz powszechne praktyki społeczne. Jeśli dodamy do tego kontekst jednostki, czyli to, że ludzie odczuwają pragnienia seksualne, a ponadto wpływają na nich takie zjawiska jak portretowanie romansów między kobietami i mężczyznami w filmach i serialach telewizyjnych czy wszechobecna pornografia, to widzimy, że ludziom trudno jest przestrzegać zasad, których przestrzegać powinni. Innymi słowy, ludziom trudno jest utrzymać podstawowy kurs moralny. Granice pożądania seksualnego można łatwo przekroczyć; seksualne pożądanie samo w sobie nie jest skażone, ale ponieważ ludzie mają zepsute usposobienie i dlatego, że żyją w tego rodzaju ogólnym środowisku, łatwo popełniają błędy w kontekście relacji między mężczyznami i kobietami – jest to coś, co powinniście jasno zrozumieć. Nikt, kto ma skażone usposobienie, nie jest w stanie oprzeć się pokusie czy wabikowi w tego rodzaju ogólnym środowisku. Ludzkie pożądanie seksualne może się ujawnić w każdej chwili i miejscu, a ludzie będą wtedy dopuszczać się niewierności. Nie jest tak dlatego, że istnieje problem z samym pożądaniem seksualnym, lecz dlatego, że coś jest nie tak z samymi ludźmi. Ludzie będą realizować swoje pragnienia seksualne robiąc rzeczy, które sprawiają, że tracą oni moralność, etykę i prawość, czyli na przykład będą dopuszczać się zdrad, wdawać się w romanse, posiadać kochanków bądź kochanki i tak dalej. Jeśli więc jako osoba wierząca w Boga potrafisz spojrzeć na te rzeczy we właściwy sposób, to powinnaś podejść do nich racjonalnie. Jesteś skażoną istotą ludzką i on również jest skażoną istotą ludzką, więc nie możesz żądać, aby był taki jak ty i pozostał ci wierny tylko dlatego, że ty sama jesteś w stanie pozostać wierna waszemu małżeństwu, i żądasz, aby on na dobre powstrzymał się od niewierności. Kiedy wydarza się coś takiego, powinnaś podejść do tego w odpowiedni sposób. Dlaczego? Albowiem każdy wcześniej czy później znajdzie się w takim środowisku i spotka się z taką pokusą. Możesz pilnować swojego małżonka z czujnością jastrzębia, ale nie będzie to miało żadnego znaczenia – im bardziej będziesz go pilnować, tym szybciej cię zdradzi. Jest tak dlatego, że każdy ma zepsute usposobienie, każdy żyje w ogólnym środowisku tego nikczemnego społeczeństwa i bardzo niewielu ludzi nie jest rozwiązłych. Jeśli nie prowadzą bogatego życia seksualnego, to tylko dlatego, że nie pozwala im na to ich sytuacja bądź okoliczności. Niewiele jest rzeczy, w których ludzie są lepsi od zwierząt, ale zwierzęta przynajmniej odpowiadają na swoje instynkty seksualne w sposób naturalny, a u ludzi tak nie jest. Ludzie mogą świadomie wybrać rozwiązłość i kazirodztwo – tylko ludzie mogą to zrobić. Dlatego w ogólnym środowisku tego niegodziwego społeczeństwa nie tylko ci, którzy nie wierzą w Boga, ale w ogóle prawie wszyscy ludzie są zdolni do robienia takich rzeczy. Jest to fakt bezsporny. Od tego problemu nie da się uciec. Skoro więc coś takiego może przydarzyć się każdemu, dlaczego nie pozwolisz, aby przytrafiło się twojemu mężowi? W rzeczywistości jest to bardzo normalne zjawisko. Tylko dlatego, że jesteś z nim emocjonalnie związana, nie jesteś w stanie się pozbierać i znieść tego, że cię zostawia i porzuca. Gdyby coś takiego spotkało kogoś innego, po prostu uśmiechnęłabyś się gorzko i pomyślała tak: „To jest normalne. Czyż w społeczeństwie wszyscy nie są właśnie tacy?”. Jak idzie to powiedzenie? Coś o „cudzych ogródkach”? (Pilnie strzec własnego poletka, a jednocześnie zrywać owoce z cudzych ogródków). Są to wszystko popularne słowa i określenia dotyczące niegodziwych trendów tego świata. To dla mężczyzny powód do chluby. Jeśli jakiś mężczyzna nie potrafi pilnie strzec własnego poletka ani nie umie zrywać owoców z cudzych ogródków, to znaczy, że do niczego się nie nadaje i ludzie będą się z niego śmiać. Kiedy więc kobiecie przydarza się coś takiego, może zrobić scenę, tarzać się we łzach po podłodze, dać upust swojej porywczości, zrobić awanturę i przestać jeść, może też zechcieć umrzeć – powiesić się, popełnić samobójstwo. Niektóre kobiety wpadają w taką złość, że wręcz tracą rozum. Jest to w niezauważalny sposób powiązane z ich postawą wobec małżeństwa i rzecz jasna także z ideą, że „małżonek jest ich przeznaczeniem”. Taka kobieta wierzy, że rozbijając ich małżeństwo, jej mąż zawiódł jej zaufanie i zniszczył jej cudowną aspirację odnośnie do życiowego przeznaczenia. Zachowuje się ona w ten skrajny sposób dlatego, że to jej mąż jako pierwszy zniszczył równowagę w ich małżeństwie, jako pierwszy złamał reguły tym, że ją zostawił, złamał przysięgę małżeńską i zamienił jej cudowne marzenie w koszmar. Jeśli ludzie przyjmą właściwe rozumienie małżeństwa ustalone przez Boga, to będą się zachowywać nieco bardziej racjonalnie. Kiedy normalnym ludziom przydarzy się coś takiego, poczują się zranieni, będą płakać i cierpieć. Ale kiedy się uspokoją i pomyślą o słowach Boga, wezmą pod uwagę ogólne środowisko społeczne, a potem pomyślą o faktycznej sytuacji, że, mianowicie, każdy ma zepsute usposobienie, podejdą do sprawy racjonalnie i odpowiednio, no i raczej odpuszczą, niż będą się go trzymać jak pies kości. Co mam na myśli mówiąc „odpuścić”? Chodzi Mi o to, że skoro twój mąż zrobił coś takiego i był wobec ciebie niewierny, powinnaś to zaakceptować, usiąść z nim i porozmawiać. Zapytaj: „Jakie masz plany? Co teraz zrobimy? Czy powinniśmy kontynuować nasze małżeństwo, czy też zakończyć je i zdecydować się na życie osobno?”. Po prostu usiądźcie i porozmawiajcie. Nie ma potrzeby walczyć i się awanturować. Jeśli twój mąż będzie nalegał, żebyście się rozwiedli, to nie stanie się nic wielkiego. Niewierzący często mówią: „Tego kwiatu jest pół światu”, „Mężczyźni są jak autobusy – za chwilę będzie następny” czy też, jak leciało to powiedzenie? „Nie rezygnuj z całego lasu z powodu jednego drzewa”. A do tego to drzewo nie tylko jest brzydkie, ale jeszcze zbutwiałe od środka. Czy te powiedzenia są słuszne? Niewierzący pocieszają się za ich pomocą, ale czy mają one cokolwiek wspólnego z prawdą? (Nie). Jak zatem powinno się o tym myśleć? Gdy spotyka cię coś takiego, przede wszystkim nie powinnaś wpadać w zapalczywość. Musisz opanować gniew i powiedzieć: „Uspokójmy się i porozmawiajmy. Co planujesz zrobić?”. On odpowiada: „Chcę spróbować uratować nasz związek”. A ty na to: „W takim razie spróbujmy. Skończ z romansami, wypełniaj swoje obowiązki jako mąż, a będziemy mogli oddzielić to wszystko grubą kreską. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, rozstaniemy się i pójdziemy własnymi drogami. Być może Bóg postanowił, że nasze małżeństwo powinno się właśnie teraz skończyć. Jeśli tak, to zamierzam podporządkować się Jego postanowieniom. Ty możesz podążać drogą szeroką, a ja pójdę drogą wiary w Boga i nie będziemy na siebie oddziaływać. Nie będę się wtrącać w twoje życie, a ty nie będziesz mnie ograniczać. Mój los nie zależy od ciebie i nie jesteś moim przeznaczeniem. To Bóg decyduje o moim losie i moim przeznaczeniu. Który z etapów, jakie osiągnę w życiu, będzie moim ostatnim i będzie nadejściem mojego przeznaczenia – o to muszę spytać Boga, ponieważ tylko On to wie, On sprawuje zwierzchnią władzę i muszę podporządkować się Jego ustaleniom i postanowieniom. W każdym razie, jeśli nie zależy ci na dalszym trwaniu tego małżeństwa, to rozstaniemy się w pokoju. Chociaż nie posiadam żadnych szczególnych umiejętności, a nasza rodzina jest od ciebie zależna finansowo, dam radę żyć bez ciebie i będzie mi się żyło dobrze. Bóg nie pozwoli, aby nawet wróbel umarł z głodu, więc o ileż więcej uczyni dla mnie, żywego człowieka. Mam dwie ręce i dwie nogi, potrafię o siebie zadbać. Nie musisz się o mnie martwić. Jeśli Bóg zarządził, że przez resztę mojego życia będę sama bez ciebie u mego boku, to jestem skłonna się podporządkować i zaakceptować ten fakt bez słowa skargi”. Czy to dobre podejście? (Tak). To świetne podejście, prawda? Nie ma potrzeby się sprzeczać i kłócić, a tym bardziej non stop robić z tego aferę, tak że wszyscy się o tej sprawie dowiadują – nie ma takiej potrzeby. Małżeństwo nie jest sprawą innych ludzi, tylko twoją i twojego męża. Jeśli w małżeństwie dochodzi do jakiegoś konfliktu, to wasza dwójka musi sobie z tym poradzić i wziąć na siebie konsekwencje. Jako ktoś, kto wierzy w Boga, powinnaś podporządkować się Bożym planom i ustaleniom niezależnie od ostatecznego wyniku. Jeśli chodzi o małżeństwo, to rzecz jasna bez względu na to, jakie pojawiają się pęknięcia i jakie mogą być tego konsekwencje, czy małżeństwo przetrwa, czy nie, czy rozpoczynacie nowe życie w ramach swojego małżeństwa, czy też małżeństwo to kończy się tu i teraz, wasze małżeństwo nie jest twoim przeznaczeniem, podobnie jak nie jest nim twój małżonek. Po prostu mocą Bożych ustaleń pojawił się w twoim życiu i twojej egzystencji, by odegrać rolę towarzysza na twojej ścieżce życia. Jeśli może towarzyszyć ci aż do kresu drogi, dotrzeć z tobą do samego końca, to trudno o coś wspanialszego i powinnaś dziękować Bogu za Jego łaskę. Jeśli w trakcie małżeństwa pojawi się jakiś problem, jakieś rysy na waszym związku, albo jeśli stanie się coś, co nie będzie ci odpowiadać i, ostatecznie, twoje małżeństwo dobiegnie końca, nie oznacza to, że nie masz już przeznaczenia, że od teraz jesteś skazana na życie w mroku, że nie ma dla ciebie światła i nie masz żadnej przyszłości. Może się zdarzyć, że kres twojego małżeństwa będzie początkiem życia, które będzie jeszcze wspanialsze. Wszystko to jest w rękach Boga i Bóg to planuje i ustala. Może być tak, że koniec małżeństwa umożliwi ci głębsze wniknięcie w istotę małżeństwa i docenienie go, a także głębsze zrozumienie. Oczywiście może się też zdarzyć, że zakończenie małżeństwa będzie ważnym punktem zwrotnym w twoich celach życiowych i kierunku twojego życia, jak również na ścieżce, którą podążasz. Tym, co ci przyniesie, nie będą przygnębiające wspomnienia, a już na pewno nie te bolesne, ani też negatywne doświadczenia i rezultaty, lecz raczej doświadczenia pozytywne i aktywne, jakich nie miałabyś, gdybyś pozostała w związku małżeńskim. Gdyby twoje małżeństwo przetrwało, być może wiodłabyś to zwykłe, przeciętne i nudne życie aż do końca swoich dni. Jeśli jednak twoje małżeństwo kończy się i rozpada, to wcale nie musi oznaczać czegoś złego. Szczęście twojego małżeństwa i związane z nim obowiązki wcześniej cię ograniczały. Ograniczały cię również emocje lub sposób życia wynikający z troski o współmałżonka, opieki nad nim, dbania o niego, przejmowania się nim i martwienia się o niego. Jednakże począwszy od dnia, w którym twoje małżeństwo się kończy, całkowitej, kompletnej zmianie ulegają wszystkie okoliczności twojego życia, cele, jakie z nim wiążesz, i związane z nim dążenia. Trzeba uczciwie powiedzieć, że zmiany te wynikają z tego, iż twoje małżeństwo się skończyło. Może być tak, że ten rezultat, ta zmiana i to przejście będą tym, co Bóg zamierzył, abyś osiągnęła w małżeństwie, które dla ciebie ustanowił, że są tym, co Bóg chce, abyś osiągnęła, kiedy prowadzi cię ku zakończeniu twojego małżeństwa. Chociaż zostałaś skrzywdzona i wkroczyłaś na krętą ścieżkę, i chociaż w ramach małżeństwa poczyniłaś pewne niepotrzebne poświęcenia i kompromisy, tego, co ostatecznie otrzymasz, nie da się uzyskać w życiu małżeńskim. Dlatego w każdym przypadku trzeba się wyzbyć tej myśli i poglądu, że „małżeństwo jest twoim przeznaczeniem”. Niezależnie od tego, czy twoje małżeństwo dalej trwa lub staje w obliczu kryzysu, czy też twoje małżeństwo staje w obliczu rozpadu lub nawet już się zakończyło, niezależnie od sytuacji, małżeństwo samo w sobie nie jest twoim przeznaczeniem. Ludzie powinni to zrozumieć.

Ludzie nie powinni żywić myśli czy poglądu, że „małżeństwo jest czyimś przeznaczeniem”. Taka myśl czy pogląd stanowi poważne zagrożenie dla twojej wolności i dla twojego prawa wyboru własnej ścieżki życiowej. Co rozumiem przez „zagrożenie”? Dlaczego używam tego słowa? Chodzi mi o to, że kiedykolwiek dokonujesz takiego wyboru lub kiedy cokolwiek mówisz czy przyjmujesz jakikolwiek pogląd, jeśli wiąże się on z twoim szczęściem małżeńskim albo integralnością twojego małżeństwa, lub też jest związany z ideą, że twój partner jest twoim przeznaczeniem i twoim ostatecznym oparciem, to będziesz związana pod każdym względem, a nawet będziesz wyjątkowo uważna i ostrożna. W ten sposób ta myśl i ten pogląd niepostrzeżenie ograniczą, a nawet całkowicie zabiorą twoją wolną wolę, prawo do wyboru ścieżki życiowej, a także prawo do dążenia do rzeczy pozytywnych i do prawdy, a co za tym idzie, będziesz coraz rzadziej przychodzić przed oblicze Boga. Czego oznaką jest to, że coraz rzadziej przychodzisz przed oblicze Boga? Twoje nadzieje na osiągnięcie zbawienia będą stopniowo maleć, a okoliczności twojego życia staną się nędzne, żałosne, ponure i plugawe. Dlaczego? Ano dlatego, że zdefiniowałaś wszystkie swoje nadzieje, oczekiwania, cele i kierunek w życiu w kontekście partnera, z którym wstąpiłaś w związek małżeński, i uważasz, że jest on dla ciebie wszystkim. To właśnie dlatego, że uważasz swojego partnera za wszystko, pozbawia cię on wszelkich praw, zakłóca i utrudnia twoją wizję, pozbawia cię integralności i godności, normalnego myślenia i racjonalności, a przede wszystkim pozbawia cię prawa do wiary w Boga i podążania przez życie właściwą ścieżką, prawa do posiadania właściwego światopoglądu i prawa do dążenia do zbawienia. Jednocześnie twój współmałżonek kontroluje te twoje prawa i nimi zarządza, i dlatego właśnie mówię, że takie życie jest żałosne, plugawe i nikczemne. Kiedy tylko małżonek takiej osoby jest z czegoś odrobinę niezadowolony albo coś mu nie w smak, czy nawet kiedy powie, że trochę boli go serce, jest ona tak przerażona, że całymi dniami nie może spać ani jeść, a nawet przychodzi przed oblicze Boga, by modlić się cała zalana łzami – naprawdę się martwi, nigdy w życiu nie była niczym tak zdenerwowana i zaniepokojona. Gdy coś takiego się dzieje, czuje się ona tak, jakby miała za chwilę umrzeć. Dlaczego? Wierzy bowiem, że świat się zaraz zawali, że straci swoje główne wsparcie, a to oznacza, że będzie skończona. Nie wierzy, że życie i śmierć człowieka są w rękach Stwórcy, i strasznie się boi, że Bóg odbierze jej współmałżonka, sprawi, że straci partnera, straci wsparcie, straci niebo i straci duszę – jest to wyjątkowo buntowniczy sposób bycia. Bóg dał ci małżeństwo, ale gdy już masz swoje wsparcie i swojego partnera, całkowicie zapominasz o Bogu, już Go nie chcesz. Twój partner stał się twoim bogiem, twoim panem, jak również twoją podporą. Jest to zdradziecki i najbardziej buntowniczy czyn, jaki można popełnić przeciw Bogu. Są nawet takie osoby, które, gdy ich małżonek na coś się zezłości lub gdy zachoruje, wpadają w taką panikę, że przez wiele dni w ogóle nie przychodzą na zgromadzenia. Nie mówią nikomu, nie przekazują swoich obowiązków komuś innemu – po prostu znikają, jakby wyparowały. Życie i śmierć ich współmałżonka są tym, czym najbardziej się przejmują i na czym im najbardziej w życiu zależy. Nic nie może być od tego ważniejsze – jest to dla nich ważniejsze niż Bóg, Boże posłannictwo i ich obowiązek. Takie osoby tracą tożsamość, wartość i znaczenie, jakie powinny mieć jako istoty stworzone w oczach Boga, i Bóg się nimi brzydzi. Bóg dał ci partnera i ułożone życie tylko po to, byś mogła wieść lepsze życie i miała kogoś, kto się tobą zaopiekuje i będzie przy tobie, a nie po to, byś po zdobyciu małżonka zapomniała o Bogu i zapomniała o Jego słowach czy porzuciła swoje zobowiązanie do wypełniania obowiązków i swój życiowy cel dążenia do zbawienia, a żyła tylko dla swojego małżonka. Jeśli rzeczywiście postępujesz w ten sposób, jeśli naprawdę tak żyjesz, to mam nadzieję, że jak najszybciej to zmienisz. Bez względu na to, jak ważny jest ktoś dla ciebie, jak ważny jest dla twojego życia, twojej egzystencji czy twojej ścieżki życiowej, nie jest on twoim przeznaczeniem, ponieważ jest tylko skażoną istotą ludzką. Bóg wyznaczył ci obecnego małżonka i możesz wieść z nim wspólne życie. Ale gdyby nastrój Boga się zmienił i przydzieliłby ci On kogoś innego, mogłabyś wieść równie dobre życie, tak więc twój obecny małżonek nie jest tym jednym jedynym ani nie jest twoim przeznaczeniem. Tylko Bóg jest Jedynym, któremu powierzone jest twoje przeznaczenie, i tylko Bóg jest Jedynym, któremu powierzone jest przeznaczenie ludzkości. Jesteś w stanie przetrwać i żyć, kiedy opuścisz dom swoich rodziców, i rzecz jasna jesteś w stanie równie dobrze żyć, jeśli opuścisz swojego partnera. Twoi rodzice nie są twoim przeznaczeniem i nie jest nim też twój partner. Nie zapominaj o najważniejszych rzeczach w życiu tylko dlatego, że masz partnera, kogoś, komu zawierzasz swojego ducha, swoją duszę i swoje ciało. Jeśli zapomnisz o Bogu, zapomnisz o tym, co Bóg ci powierzył, zapomnisz o obowiązku, jaki powinna wykonywać istota stworzona, i zapomnisz o swojej tożsamości, to stracisz wszelkie sumienie i rozum. Bez względu na to, jak wygląda teraz twoje życie, czy jesteś zamężna, czy też nie, twoja tożsamość w oczach Stwórcy nigdy się nie zmieni. Nikt nie może być twoim przeznaczeniem, a ty nie możesz zawierzyć samej siebie żadnej osobie. Jedynie Bóg może dać ci odpowiednie przeznaczenie, tylko Bóg jest tym Jedynym, od którego zależy przetrwanie ludzkości, i zawsze tak będzie. Czy to jest jasne? (Tak).

Na tym zakończymy nasze omówienie tematu małżeństwa. Jeśli chcecie przedstawić swoje własne idee czy poglądy albo podzielić się swoimi odczuciami, proszę, zróbcie to teraz. (Kiedyś miałam takie poglądy i myśli, że małżeństwo jest przeznaczeniem danej osoby. Gdyby mój małżonek miał romans, wpadłabym w rozpacz i nie mogła dalej żyć. Od pewnych braci i sióstr słyszałam, że mieli podobne doświadczenia i przechodzenie przez takie coś było niezwykle bolesne. Jednakże dzisiaj, po wysłuchaniu Bożego omówienia, potrafię właściwie podejść do tej sprawy. Po pierwsze, Bóg powiedział, że w tym nikczemnym społeczeństwie, ludzie mogą zostać uwiedzeni przez innych ludzi, zdarzenia i rzeczy pochodzące ze świata zewnętrznego, i że bardzo łatwo jest im pobłądzić, więc teraz już to rozumiem. Po drugie, musimy też przyjąć właściwe podejście do naszych współmałżonków. Nasz małżeński partner nie jest naszym życiowym przeznaczeniem. Jedynie Bóg jest naszym przeznaczeniem i jedynie polegając na Bogu możemy naprawdę żyć. Mam poczucie, że teraz rozumiem to troszkę lepiej). Doskonale. Wszystkie nasze omówienia właściwych poglądów i postaw dotyczących prawdy mają na celu umożliwienie ludziom pozbycia się rozmaitych wypaczonych, niepoprawnych i negatywnych idei i zapatrywań; następnie omawiamy te ostatnie, aby ludzie, gdy spotkają się z podobną sytuacją, mogli uzbroić się w poprawne myśli i poglądy oraz mieli właściwą ścieżkę praktyki, tak żeby nie pobłądzili i nie byli już dłużej prowadzeni na manowce i kontrolowani przez szatana; omawiamy je też po to, by ludzie nie postępowali w sposób skrajny, aby przyjmowali wszystko od Boga, aby we wszystkim podporządkowywali się Bożym ustaleniom i aby byli prawdziwymi istotami stworzonymi. Jest to właściwy sposób życia. No dobrze, na tym zakończmy nasze dzisiejsze omówienie. Do widzenia!

4 lutego 2023 r.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Połącz się z nami w Messengerze