Jak zidentyfikować naturoistotę Pawła (Część druga)
Paweł słynie z jeszcze jednej sentencji – jak ona brzmi? („Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk” (Flp 1:21)). Paweł nie uznawał tożsamości Pana Jezusa Chrystusa, nie uznawał, że Pan Jezus Chrystus to Bóg wcielony żyjący na ziemi, ani nie uznawał faktu, że Pan Jezus Chrystus był wcieleniem Boga. Paweł samego siebie postrzegał jako Chrystusa. Czyż nie jest to odrażające? (Owszem). Jest to odrażające i istota tego problemu jest bardzo poważna. Kim dokładnie był Chrystus w oczach Pawła? Jaka była Jego tożsamość? Jak to możliwe, że Paweł miał taką obsesję na punkcie bycia Chrystusem? Jeśli w oczach Pawła Chrystus był zwykłym człowiekiem z zepsutym usposobieniem lub niewiele znaczącą osobą odgrywającą nieistotną rolę, kimś, kto nie miał władzy, szlachetnej tożsamości, ani zdolności czy umiejętności, którymi przewyższałby zwykłych ludzi, to czy Paweł chciałby być takim właśnie Chrystusem? (Nie chciałby). Na pewno nie chciałby. Uważał się za kogoś uczonego i nie chciał być zwykłym człowiekiem, chciał być nadczłowiekiem, wielkim człowiekiem, przewyższającym innych – jak miałby chcieć być takim Chrystusem, którego inni uważają za kogoś skromnego i niewiele znaczącego? Jaki więc status i jaką rolę przypisywał Chrystusowi Paweł w swoim sercu? Jaką tożsamość, jaki status, jaki autorytet, jaką władzę i jaką powierzchowność trzeba mieć, aby być Chrystusem? To ujawnia, jak Paweł wyobrażał sobie Chrystusa i co wiedział o Chrystusie, czyli jak definiował Chrystusa. Dlatego Paweł miał ambicję i pragnienie, by być Chrystusem. Istnieje pewien powód dla którego Paweł chciał być Chrystusem, i po części zostaje on ujawniony w jego listach. Przeanalizujmy kilka kwestii. Gdy Pan Jezus wykonywał swoje dzieło, robił rzeczy, które wskazywały na to, że miał tożsamość Chrystusa. Te rzeczy są symbolami i pojęciami charakterystycznymi, według Pawła, dla tożsamości Chrystusa. Jakie to były rzeczy? (Czynienie znaków i cudów). Właśnie. Chodzi tu o to, że Chrystus uzdrawiał ludzi, wypędzał demony oraz czynił znaki i cuda. Paweł przyznał, że Pan Jezus jest Chrystusem, ale tylko dlatego, że czynił On znaki i cuda. Toteż gdy Paweł głosił ewangelię Pana Jezusa, nigdy nie powoływał się na słowa Pana Jezusa ani na głoszoną przez Niego naukę. W oczach Pawła, niedowiarka, fakt, że Chrystus potrafił tak wiele powiedzieć, tak wiele głosić, dokonać tak wielkiego dzieła i pociągnąć za sobą tak wielu ludzi, przydawał swoistego honoru tożsamości i statusowi Pana Jezusa; miał On nieograniczoną chwałę i szlachetność, co sprawiało, że wyróżniał się wśród ludzi swoim wysokim statusem. Tak to postrzegał Paweł. Patrząc na to, co Pan Jezus Chrystus przejawiał i ujawniał, dokonując swojego dzieła, a także na Jego tożsamość i istotę, Paweł nie dostrzegał istoty Boga, prawdy, drogi i życia czy też cudowności i mądrości Boga. Co takiego widział Paweł? Mówiąc językiem współczesnym, widział blichtr sławy i chciał być fanem Pana Jezusa. Gdy Pan Jezus przemawiał i czynił swoje dzieło, tak wielu ludzi słuchało – jakże to musiało być wspaniałe! Tego Paweł od dawna wyczekiwał: pragnął, by ta chwila wreszcie nadeszła. Czekał na ten dzień, kiedy będzie mógł przemawiać bez końca tak jak Pan Jezus, który zwracał się do zasłuchanych, urzeczonych tłumów ludzi, podziwiających go i pragnących pójść za Nim. Imponujący sposób bycia Pana Jezusa rzucił Pawła na kolana; albo tak by się wydawało, bo tak naprawdę Paweł zazdrościł Panu Jezusowi tożsamości i sposobu bycia, które ludzie podziwiali, ubóstwiali i stawiali na piedestale. Tego właśnie Mu zazdrościł. Jak zatem sam Paweł mógłby to osiągnąć? Nie wierzył, że Pan Jezus Chrystus osiągnął to wszystko dzięki swojej istocie i tożsamości, lecz uważał, że było to zasługą przysługującego Mu tytułu. Toteż Paweł pragnął stać się wielką osobistością i odegrać rolę, która pozwoli mu nosić imię Chrystusa. Paweł podjął wielkie starania, żeby się w tę rolę wcielić, czyż nie? (Tak). Jakie to były starania? Przemawiał do ludzi, gdzie tylko mógł, a nawet czynił cuda. Ostatecznie wypowiedział słowa, którymi samego siebie zdefiniował i które zaspokajały jego wewnętrzne pragnienia i ambicje. Jakie były to słowa? („Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk”). Życie to Chrystus. To właśnie Paweł przede wszystkim chciał osiągnąć; być Chrystusem – oto jego najważniejsze pragnienie. Jak wiąże się ono z jego osobistymi dążeniami i ścieżką, którą kroczył? (Paweł czcił władzę i dążył do zdobycia podziwu wśród ludzi). To jest teoria; należałoby wspomnieć o faktach. Paweł przejawiał swoje pragnienie bycia Chrystusem w sposób praktyczny; Moja definicja jego osoby nie opiera się na jego pojedynczej wypowiedzi. Jego styl, metody i zasady działania wskazują, że wszystko, co robił, nakierowane było na ten cel – stać się Chrystusem. Taka jest źródłowa przyczyna tak wielu słów i działań Pawła, takie jest też ich sedno. Paweł chciał być Chrystusem, co miało wpływ na jego dążenia, ścieżkę życiową i wiarę. W jaki sposób przejawiał się ten wpływ? (Paweł się popisywał i niósł świadectwo o sobie samym w całej swojej pracy i w wygłaszanych przez siebie naukach). Po pierwsze, Paweł się popisywał na każdym kroku. Przemawiając do ludzi, podkreślał to, ile wycierpiał, w jaki sposób postępował i jakie miał intencje, a ludzie słysząc to, uznawali, że przypomina Chrystusa pod każdym względem, i rzeczywiście chcieli nazywać go Chrystusem. Taki był jego cel. Gdyby ludzie naprawdę nazwali go Chrystusem, czy by się temu sprzeciwił? Czy by zaprzeczył? (Nie). Nie ma mowy – upajałby się tym. To jeden z przejawów wpływu, jaki pragnienie Pawła wywierało na jego dążenia. Jakie są inne? (Pisał listy). Tak, pisał listy, aby pozostawić swoje słowa potomności na kolejne wieki. W swoich listach, w swojej pracy i w swoim pasterskim przewodzeniu kościołom ani razu nie wspomniał imienia Pana Jezusa Chrystusa, nie robił niczego w imieniu Pana Jezusa Chrystusa ani nie wywyższał Jego imienia. Jaki negatywny skutek miało to, że zawsze działał i przemawiał w taki sposób? Jak wpłynęło to na ludzi, którzy szli za Panem Jezusem? Zaparli się oni Pana Jezusa Chrystusa, którego miejsce zajął Paweł. Chciał, żeby ludzie mówili: „Kim jest Pan Jezus Chrystus? Nigdy o Nim nie słyszałem. My wierzymy w Pawła Chrystusa”. Wtedy byłby szczęśliwy. To był jego cel i jedna z rzeczy, do której dążył. Kolejnym przejawem tego wpływu był styl jego działalności; rozwodził się na temat pustych idei i bez końca mówił o jałowych teoriach, żeby ludzie widzieli, jaki jest zdolny i przekonujący, jak bardzo pomaga ludziom i że emanuje określoną aurą, jak gdyby sam Pan Jezus Chrystus ukazał się na nowo. Kolejny przejaw dostrzec można w tym, że Paweł nigdy nie wywyższał Pana Jezusa Chrystusa, nie wywyższał Jego imienia, ani nie niósł świadectwa o słowach i dziele Pana Jezusa Chrystusa ani o korzyściach, jakie te słowa i to dzieło niosą ludziom. Czy Paweł głosił kazania mówiące o tym, jak ludzie powinni okazywać skruchę? Nic z tych rzeczy. Paweł nigdy nie mówił o dziele, którego dokonał Pan Jezus Chrystus, o słowach, które wypowiedział, ani o prawdach, których nauczał ludzi – w głębi serca Paweł się tego wszystkiego zapierał. Nie tylko negował słowa, jakie wypowiedział Pan Jezus Chrystus, i prawdy, których nauczał, ale traktował własne słowa, działania i nauki jako prawdę. W ten sposób chciał zastąpić słowa Pana Jezusa i sprawić, by ludzie praktykowali i stosowali jego słowa tak, jakby były one prawdą. Skąd brały się te wszystkie przejawy i objawienia? (Z pragnienia bycia Chrystusem). Z jego intencji, pragnienia i ambicji, aby być Chrystusem. Wiązało się to ściśle z jego praktykowaniem i dążeniami. Taki jest szósty grzech Pawła. Czy jest to grzech poważny? (Tak). Tak naprawdę wszystkie jego grzechy są poważne. Wyczytać z nich można śmierć.
Teraz omówię siódmy grzech Pawła. Ten jest jeszcze poważniejszy. Zanim Paweł został powołany przez Pana, był wyznawcą judaizmu. Judaizm to wiara w Boga Jahwe. Jaką koncepcję Boga mają ci, którzy wierzą w Boga Jahwe? Koncepcja ta obejmuje wszystko to, czego doświadczyli ich przodkowie, gdy Bóg Jahwe wyprowadził ich z Egiptu do dobrej krainy zwanej Kanaan: gdy Bóg Jahwe ukazał się Mojżeszowi, gdy zesłał dziesięć plag na Egipt, gdy za pomocą słupów obłoku i ognia prowadził Izraelitów, gdy przekazał im swoje prawa i tak dalej. Czy ówcześni wyznawcy judaizmu myśleli, że to wszystko fantazje, wyobrażenia i legendy, czy też uważali to za fakty? W tamtym czasie wybrańcy Boga i ci, którzy byli prawdziwymi wyznawcami, wierzyli i uznawali, że Bóg w niebie istnieje i jest realny. Myśleli: „Fakt, że Bóg stworzył ludzkość, jest prawdą. Bez względu na to, jak dawno się to zdarzyło, fakt ten pozostaje prawdą. Nie tylko musimy wierzyć w jego prawdziwość, ale musimy mieć co do niego pewność i rozgłaszać ten fakt. To jest nasza odpowiedzialność i nasz obowiązek”. Jednak inna grupa, do której należeli niedowiarkowie, mieli poczucie, że to wszystko są prawdopodobnie jedynie legendy. Nikt nie próbował weryfikować tych opowieści i ustalić, czy były one prawdą, czy też fikcją, więc ci ludzie tylko na poły w nie wierzyli. Gdy potrzebowali Boga, mieli nadzieję, że istnieje i może dać im to, do czego dążą, o co się modlą i czego pragną; gdy modlili się o coś do Boga, liczyli na to, że On istnieje. Czyniąc tak, traktowali Boga jak psychologiczną podporę. Nie dostrzegali faktu, że Bóg zbawia człowieka, ani nie akceptowali prawd wyrażonych przez Boga. Nie była to prawdziwa wiara w Boga; ci ludzie byli już niedowiarkami. Po czym można było poznać ludzi najgorszego pokroju? Służyli Bogu w kościele, składali Mu ofiary, wypełniali rytuały i wierzyli we wszelkiego rodzaju legendy. Jednak nie mieli Boga w sercu, a ten Bóg ulepiony z ich pojęć i wyobrażeń był niejasny i pusty. W co tak naprawdę wierzyli tacy ludzie? W materializm. Wierzyli jedynie w to, co mogli zobaczyć. Nie istniało dla nich to, o czym mówiły legendy, wszystkie te niejasne kwestie i wszystko to, co przynależy do sfery duchowej, a czego nie mogli dotknąć, zobaczyć i usłyszeć. Niektórzy mówią: „Czy zatem wierzą w istnienie rzeczy, których nie są w stanie zobaczyć gołym okiem, jak na przykład mikroorganizmów?”. Oczywiście, że wierzą. Bezwzględnie wierzą w naukę, elektrony, mikrobiologię i chemię. Niedowiarkowie uważają te rzeczy za najprawdziwsze w świecie. Są materialistami do szpiku kości. Mówimy o tym, żeby poddać analizie trzy rodzaje ludzi: prawdziwych wierzących, na poły wierzących i materialistów, którzy w ogóle nie wierzą w istnienie Boga. Niektórzy mówią: „Czy Bóg rzeczywiście istnieje? Gdzie On jest? Jak wygląda? Podobno znajduje się w trzecim niebie. Jak wysoko jest położone to trzecie niebo? Jak daleko jest do niego i jaką przestrzeń zajmuje? Ludzie mówią też, że jest takie niebo wyłożone złotymi cegłami i płytkami z jadeitu, a ściany są tam też ze złota. Jak mogłoby istnieć tak cudowne miejsce? To nonsens! Podobno w Wieku Prawa Bóg przekazał ludowi wybranemu swoje prawa i tablice z zapisanymi na nich prawami wciąż istnieją. To pewnie tylko legenda, której klasa panująca używa, by kontrolować masy”. Czy ludzie należący do tej grupy mają prawdziwą wiarę w Boga? (Nie mają). Nie wierzą w to, że Bóg rzeczywiście istnieje, ani w to, że stworzył ludzi i prowadzi ludzkość aż do dziś. Czemu zatem ci ludzie nadal służą w kościele? (Bo traktują służenie Bogu jak pracę i źródło utrzymania). Zgadza się. Jest to dla nich tylko praca i źródło utrzymania. Jakim rodzajem człowieka był więc Paweł? (Trzecim rodzajem). Wiąże się to z jego naturoistotą. Paweł lubił rozprawiać na temat pustych teorii. Lubił rzeczy puste i niejasne, a także rzeczy z dziedziny fantazji. Lubił rzeczy głębokie i trudne do uchwycenia, których nie sposób wyłożyć w konkretnych słowach. Lubił dzielić włos na czworo, był uprzedzony i uparty oraz miał wypaczone rozumienie. Taki ktoś nie jest człowiekiem i takim kimś był Paweł. Patrząc na usposobienie i naturoistotę Pawła, jego preferencje, nadzieje, dążenia i aspiracje, można powiedzieć, że choć służył w kościele i był uczniem sławnego nauczyciela, to zdobyta wiedza była dla niego jedynie narzędziem do zaspokajania ambicji, pragnień i próżności, do zdobycia źródła utrzymania, statusu i pozycji w społeczeństwie. Jeśli spojrzeć na naturoistotę i dążenia Pawła, jak bardzo wierzył on w Jahwe? Jego wiara nie była obietnicą, tylko pustosłowiem. Był niedowiarkiem, ateistą i materialistą. Niektórzy pytają: „Jeśli Paweł był niedowiarkiem, to czemu został apostołem Pana Jezusa Chrystusa i głosił ewangelię Wieku Łaski?”. Powiedzcie Mi, jak był on w stanie podążać tą ścieżką? Co go do tego skłoniło? Co to był za punkt zwrotny, który sprawił, że Paweł podjął tę rolę i, choć był niedowiarkiem, był w stanie wkroczyć na taką ścieżkę? O co mi chodzi, gdy mówię „punkt zwrotny”? O moment, gdy Paweł został powalony na ziemię w drodze do Damaszku – to był punkt zwrotny w jego życiu. Doświadczył tak naprawdę dwóch punktów zwrotnych: pierwszego wtedy, gdy od niewiary w Boga przeszedł do wiary w Boga, bo Pan Jezus, którego wcześniej prześladował, ukazał mu się na drodze do Damaszku. Paweł zawołał: „Kim jesteś, Panie?”. W głębi serca nie wierzył, że ten Pan i Bóg istnieje, ale mimowolnie zakrzyknął: „Kim jesteś, Panie?”. Co odpowiedział na to Pan Jezus? („Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz” (Dz 9:5)). W momencie, gdy Jezus wypowiedział te słowa, Paweł zyskał pewność co do jednego: oto ukazał się Pan, którego wcześniej nigdy nie widział, którego nie byłby w stanie sobie zobrazować i który był potężniejszy, niż Paweł zdołałby sobie wyobrazić. Co przekonało Pawła o takiej potędze Pana? Gdy Paweł najmniej się tego spodziewał, Jezus, którego wcale za Boga nie uważał, ukazał się oto przed jego oczami. Jak potężny jest Pan Jezus? O wielkości Jego potęgi przekonało Pawła światło, którego go oślepiło. Czy zatem mogło go to przekonać, że Pan Jezus jest Bogiem? (Nie). Dlaczego nie? (Bo Paweł wcale nie wierzył, że Bóg istnieje). Zgadza się, Paweł w ogóle nie wierzył w samo istnienie Boga. Wy wszyscy macie dobrze ugruntowaną wiarę w waszych sercach, więc gdyby ukazał ci się Bóg – nawet gdyby to był tylko Jego głos lub gdyby był do ciebie odwrócony plecami – i gdyby do ciebie przemówił po imieniu, byłbyś przekonany co do następującego faktu: „To jest Bóg, w którego wierzę. Ujrzałem Go i usłyszałem. Bóg się do mnie zbliżył”. Byłbyś o tym przekonany, ponieważ masz wiarę w swoim sercu, marzyłeś o takiej chwili i nie boisz się. Ale czy tak właśnie myślał Paweł? (Nie). On nigdy nie miał wiary w sercu. Jaka była jego pierwsza reakcja? (Strach). Przeraził się, bo ta istota była w stanie go powalić na ziemię i zabić! To zmroziło mu krew w żyłach bardziej niż piekło, którego nie był w stanie zobaczyć. Zgroza całkowicie go sparaliżowała. W jego sercu nie było wcale wiary w Boga – można powiedzieć, że nie miał pojęcia o Bogu. Toteż gdy Pan Jezus wykonywał swoje dzieło, czy to czyniąc cuda i znaki, czy to głosząc swoje nauczanie, to bez względu na to, jak wielu ludzi za Nim szło, jak wielkie wrażenie wywoływał i jakie tłumy gromadził, w oczach Pawła Pan Jezus nie był niczym więcej niż zwykły człowiek. Paweł patrzył z góry na Pana Jezusa i nie miał dla Niego ani krzty uznania. Tymczasem teraz ten zwykły Syn Człowieczy, którym Paweł gardził, stał naprzeciw niego, już bez oblekającej go cielesnej powłoki zwykłego człowieka, a Jego głos był potężny i towarzyszył Mu słup światła! Paweł wiedział, że może minąć milion lat, a on tej chwili nie zapomni. Światło było oślepiające! W jaki sposób Bóg powalił Pawła na ziemię? Gdy Bóg zbliżył się niego, Paweł od razu został oślepiony i upadł. Co się tam wydarzyło? Czy padł na ziemię świadomie z własnej woli, czy też był na to przygotowany? (Nie, po prostu nie mógł tego znieść). Ciało człowieka to tylko ciało, nie jest w stanie czegoś takiego znieść. Gdy Bóg naprawdę zbliża się do ciebie, nie przychodzi w zwykłym fizycznym ciele, jakie miał Pan Jezus – miłym i przystępnym, pokornym i zwyczajnym, z krwi i kości, jak u osoby, która niczym się w twoich oczach nie wyróżnia i o której zaraz zapominasz. Gdy Bóg naprawdę się do ciebie zbliży, nie będziesz w stanie tego wytrzymać, nawet jeśli nie powali cię na ziemię! W głębi serca Paweł od razu pomyślał: „Stanął przede mną Pan Jezus, którego kiedyś prześladowałem i którym pogardzałem. To światło jest takie potężne!”. Czy Bóg nakazał mu, by się pokłonił? Czy Bóg powiedział mu: „Powinieneś oddać mi pokłon”? (Nie powiedział tego). Czemu więc Paweł leżał twarzą do ziemi? (Był przerażony). Nie. Ludzkość została stworzona przez Boga i ludzie są istotami tak nikłymi i słabymi, że gdy światło Boga dotknie ich ciała, mogą jedynie paść na ziemię. Bóg jest zbyt wielki i zbyt silny jak na ludzkie nerwy i możliwości. Paweł nie uznawał Pana Jezusa za Boga ani za Pana, czemu więc miałby oddać Mu pokłon z własnej woli? Padł od razu na twarz; był kompletnie obezwładniony i sparaliżowany. Jego wcześniejsza duma, arogancja, pyszałkowatość, zarozumiałość i zadufanie w sobie wyparowały w jednej chwili. Bóg zresztą wcale nie ukazał się Pawłowi we własnej realnej postaci; było to tylko Jego światło – a gdy Paweł je ujrzał, taki był tego rezultat; do takiego właśnie stanu Paweł został doprowadzony. I to był punkt zwrotny w jego życiu. Gdyby nie wiązał się z tym punktem zwrotnym żaden szczególny kontekst lub gdyby nie był to żaden szczególny przypadek, to dla zwykłej osoby z człowieczeństwem i sumieniem, która dąży do prawdy i do pozytywnych rzeczy, byłoby to czymś dobrym, bo gdy komuś ukazuje się Bóg, wpływa to na dążenia nadające kierunek całemu życiu tej osoby. Wnioskując z tego, co zostało zapisane w Biblii, na przestrzeni stuleci rzadkością było, żeby ktoś usłyszał głos Boga. Hiob słyszał Boga przemawiającego do niego z wichru po tym, jak poddał go próbie. Hiob całe życie dążył do podporządkowania się zarządzeniom Boga i zrozumienia Jego suwerennej władzy, ale ujrzał Boga dopiero, gdy skończył siedemdziesiąt lat; Hiob doświadczył jedynie suwerennej władzy Boga, ale miał wiarę. Gdy na własne uszy usłyszał głos Boga, czyż nie był to wielki punkt zwrotny w jego wierze? (Owszem). Ten punkt zwrotny był wywyższeniem, poprzez które Hiob jeszcze bardziej umocnił się w wierze. Przekonał się jeszcze dobitniej, że dzieło, jakie czyni w ludziach Bóg, w którego wierzył i któremu się podporządkował, jest dobre i słuszne i że ludzie powinni się Bogu poddać. Nie był to mały punkt zwrotny, jakiego zwykli ludzie doświadczają, gdy ich wiara wątpiąca stopniowo przeradza się w wiarę prawdziwą, wolną od wątpliwości. Było to wywyższenie, poprzez które wiara Hioba wzniosła się na nowy poziom. Jeśli chodzi o Pawła, jaki punkt zwrotny w jego życiu powinien był pociągnąć za sobą fakt, że ukazał mu się Bóg i powalił go na ziemię? Z pewnością nie wywyższenie, bo przecież Paweł do tego momentu nie wierzył wcale w Boga, więc nie można tego nazwać wywyższeniem. Jak więc to zdarzenie na niego wpłynęło? To znów wiąże się z jego dążeniami. Odpowiedzcie. (Aby zachować swoje życie, Paweł chciał trudzić się głosząc ewangelię, aby odpokutować za swoje grzechy). Zgadza się. Bał się śmierci, ale był też przebiegły. Gdy dowiedział się, że Jezus, którego prześladował, jest Bogiem, przeraził się nie na żarty i pomyślał: „Co mam zrobić? Mogę jedynie słuchać nakazów Pana, bo inaczej umrę!”. W tamtym momencie przyjął zadanie wyznaczone mu przez Boga i zaczął trudzić się głosząc ewangelię, by odpokutować za grzechy. Myślał: „Jeśli będę z powodzeniem głosił ewangelię i Pan Jezus będzie ze mnie zadowolony, to być może zasłużę na koronę i nagrodę!”. Taki był w głębi serca wyrachowany. Uznał, że znalazł w końcu lepszą okazję, by uzyskać błogosławieństwa. Paweł przyjął od Pana posłannictwo, by zadośćuczynić za grzechy i ocalić swoje życie; taka intencja i taki cel przyświecały jego wierze w Pana i przyjęciu Go. Odkąd spotkał Pana Jezusa na drodze do Damaszku i został powalony na ziemię, rozpoczął nowy rozdział swoich dążeń i wiary w Boga. Czy ten nowy rozdział był pozytywny, czy też negatywny? (Negatywny). Nie uznał sprawiedliwości Boga i przyjął zadanie wyznaczone mu przez Pana Jezusa w sposób transakcyjny, który był jeszcze bardziej podstępny, haniebny i szachrajski, a uczynił to tylko dlatego, że został powalony na ziemię i odczuwał lęk przed majestatem Bożym. Tym bardziej jest to odrażające. Jednak nie to jest głównym tematem Mojego dzisiejszego omówienia. Punkt zwrotny w życiu Pawła po spotkaniu z wielkim światłem Bożym i różne przejawy jego zachowania wskazują jasno, jaką ścieżką kroczył i co jego naturoistota mówiła o tym, jakiego rodzaju był osobą. Jest to jasne jak słońce.
W momencie, gdy został powalony na ziemię, Paweł uwierzył, że Pan Jezus Chrystus istnieje i że jest Bogiem. Ten Bóg, w którego wierzył, zmienił się w jednej chwili z Boga w niebie w Pana Jezusa Chrystusa – w Boga na ziemi. Począwszy od tej chwili Paweł nie mógł już odrzucić zadania powierzonego mu przez Pana Jezusa i zaczął niezłomnie trudzić się dla Boga wcielonego – Pana Jezusa. Oczywiście celem jego trudów było po części odpokutowanie za swoje grzechy, a po części zaspokojenie swojego pragnienia błogosławieństw i uzyskanie pożądanego przeznaczenia. Gdy Paweł powiedział „z woli Boga”, czy mówiąc „Bóg” miał na myśli Jahwe, czy Jezusa? Był nieco zdezorientowany i pomyślał: „Wierzę w Jahwe, czemu więc zostałem powalony na ziemię przez Jezusa? Dlaczego Jahwe nie powstrzymał Jezusa? Który z Nich tak naprawdę jest Bogiem?”. Nie potrafił tego rozgryźć. W każdym razie nigdy nie uznał Pana Jezusa za swojego Boga. Nawet jeśli uznawał Go swymi słowami, to w sercu nosił wątpliwość. Z czasem stopniowo powrócił do przekonania, że „tylko Jahwe jest Bogiem”, więc we wszystkich swoich późniejszych listach, gdy pisał „z woli Boga”, miał prawdopodobnie na myśli Boga Jahwe. Paweł nigdy jasno nie stwierdził, że Pan Jezus to Jahwe, zawsze postrzegał Pana Jezusa jako Syna Bożego, mówił o Nim jako o Synu i nigdy nie powiedział, że „Syn i Ojciec są jednym”, więc dowodzi to, że Paweł nigdy nie uznał Pana Jezusa za jedynego prawdziwego Boga; miał co do tego wątpliwości i tylko na poły w to wierzył. W świetle tego, jak postrzegał Boga i jaką miał metodę dążenia, Paweł nie był kimś, kto dąży do prawdy. Nigdy nie pojął tajemnicy wcielenia i nigdy nie uznał Pana Jezusa za jedynego prawdziwego Boga. Nietrudno na tej podstawie dostrzec, że Paweł oddawał cześć władzy oraz był człowiekiem przebiegłbym i obłudnym. Co o jego wierze mówi nam to, że czcił nikczemność, władzę i status? Czy miał prawdziwą wiarę? (Nie). Nie posiadał prawdziwej wiary, czy zatem Bóg, którego zdefiniował w swoim sercu, rzeczywiście istniał? (Nie). Czemu więc nadal podróżował, poświęcał się i wykonywał dzieło dla Pana Jezusa Chrystusa? (Kierowało nim pragnienie otrzymania błogosławieństw). (Obawiał się kary). Wracamy znów do tego samego punktu. Bał się, że zostanie ukarany, i miał w ciele cierń, którego nie był w stanie usunąć, więc musiał podróżować i pracować, żeby ten cierń nie zadawał mu bólu, którego nie potrafiłby znieść. Te przejawy, jego słowa, jego reakcja na to, co się stało w drodze do Damaszku, i zmiana, jaka w nim zaszła po tym, jak został powalony na ziemię, pokazują, że nie nosił w sercu wiary; można z dużą dozą pewności założyć, że był niedowiarkiem i ateistą. Jego punkt widzenia można streścić następująco: „Kto ma władzę, w tego będę wierzył. Kto ma władzę i potrafi mnie sobie podporządkować, temu będę służył ze wszystkich sił. Kto obdarzy mnie koroną i przeznaczeniem oraz zaspokoi moje pragnienie błogosławieństw, za tym pójdę. Pójdę aż do końca”. Kim był Bóg w jego sercu? Każdy mógł być jego Bogiem, byle był potężniejszy od niego samego i był w stanie go ujarzmić. Czy nie taka była naturoistota Pawła? (Taka była). Kim był ten, który powalił go na drodze do Damaszku i w którego ostatecznie uwierzył? (Pan Jezus Chrystus). Paweł przywoływał imię Pana Jezusa Chrystusa, ale tak naprawdę wierzył w tego Boga, który istniał w jego sercu. Gdzie jest jego Bóg? Gdybyś go zapytał: „Gdzie jest twój Bóg? W niebie? Pośród wszystkich istot stworzonych? Czy to On sprawuje suwerenną władzę nad całą ludzkością?”, odpowiedziałby: „Nie, mój Bóg jest na drodze do Damaszku”. To właśnie był jego Bóg. Czy Paweł był w stanie zaprzestać prześladowań Pana Jezusa Chrystusa i zacząć dla Niego pracować, ponosić koszty, a nawet poświęcić swoje życie, bo zmieniła się jego wiara? Czy to dlatego był w stanie dokonać tak radykalnej zmiany w swoim życiu? Czy obudziło się w nim sumienie? (Nie). Jaka zatem była tego przyczyna? Co się zmieniło? Jego psychologiczna podpora. Wcześniej było nią niebo, coś pustego i mętnego. Gdyby miał ją zastąpić Jezus Chrystus, Paweł uznałby Go za zbyt nieistotnego – Jezus był zwykłym człowiekiem. Nie mógł być podporą psychologiczną, a Paweł jeszcze mniej cenił słynne osobistości religijne. Paweł szukał kogoś, na kim mógłby się oprzeć, kto potrafiłby go sobie podporządkować i sprawić, że zostanie błogosławiony. Uważał, że ten, którego spotkał na drodze do Damaszku, jest najpotężniejszy i że to w niego powinien wierzyć. Jego podpora psychologiczna zmieniła się wraz z jego wiarą. Czy zatem Paweł prawdziwie wierzył w Boga, czy też nie? (Nie). Podsumujmy w jednym zdaniu, co wpływało na dążenia Pawła i na ścieżkę, którą podążał. (Jego podpora psychologiczna). Jak zatem zdefiniować siódmy grzech Pawła? Pod każdym względem wiara Pawła była podporą psychologiczną; była pusta i mętna. Był na wskroś niedowiarkiem i ateistą. Czemu taki ateista i niedowiarek jak on nie porzucił świata religijnego? Po pierwsze, w jego mętnej wyobraźni obecna była idea przeznaczenia. Po drugie, chciał mieć swoje źródło utrzymania. Sława, zysk, status i źródło utrzymania – do tego dążył, a idea przeznaczenia po śmierci była mu pocieszeniem. Te właśnie rzeczy stanowią sedno i podstawę tego, do czego tacy ludzie dążą i co przejawiają, a także ścieżki, którą kroczą. Kim zatem był Paweł z tego punktu widzenia? (Niedowiarkiem. Wierzył w niejasnego Boga). (Ateistą). Nie miniemy się z prawdą, jeśli powiemy, że był ateistą, niedowiarkiem i oportunistą przyczajonym w łonie chrześcijaństwa. Jeśli nazwiesz go faryzeuszem, czyż nie będzie to niedopowiedzenie? Jeśli przyjrzysz się listom Pawła i znajdziesz tam słowa „z woli Boga”, możesz założyć, że Paweł postrzegał Boga w niebie jako najwyższego i że ludzie kierowani swoimi pojęciami, ignorancją i niezrozumieniem Boga podzielili Go na trzy poziomy: Ojca, Syna i Ducha Świętego, że wynika to tylko z ludzkiej głupoty i nie jest wcale poważnym problemem, bo przecież cały świat religijny też w ten sposób myśli. Czy jednak po naszej analizie można stwierdzić, że tak się sprawy mają? (Nie). Paweł nie uznawał nawet istnienia Boga. To ateista i niedowiarek, który powinien trafić do tego samego worka co ateiści i niewierzący.
Zakończyłem podsumowanie siedmiu grzechów Pawła. Opiszcie Mi je w skrócie. (Pierwszy grzech – Paweł traktował dążenie do korony sprawiedliwości i do błogosławieństw jako właściwe cele; drugi grzech – Paweł jako prawdę traktował własne wyobrażenia i rzeczy, które uważał za słuszne w ramach swoich pojęć, oraz głosił je wszędzie, wprowadzając ludzi w błąd; trzeci grzech – Paweł traktował swoje zdolności i swoją wiedzę na podobieństwo życia; czwarty grzech – Paweł zaprzeczał tożsamości i istocie Pana Jezusa Chrystusa oraz zaprzeczał dziełu odkupienia, którego dokonał Pan Jezus; piąty grzech – Paweł mówił: „Odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” oraz podburzał ludzi i wprowadzał ich w błąd, sprawiając, że próbowali na Boga naciskać, buntowali się przeciwko Niemu i sprzeciwiali Mu; szósty grzech – Paweł wierzył, że dla niego życie to Chrystus. Zarazem negował prawdy wyrażone przez Pana Jezusa, zastępował Jego słowa swoimi słowami i nakazywał ludziom, by je praktykowali i stosowali; siódmy grzech – Paweł traktował wiarę w Boga jako podporę psychologiczną, był na wskroś ateistą i niedowiarkiem). Nasza analiza tych problemów Pawła jest tak szczegółowa, że każdy, kto czci Pawła, musi się ocknąć. To ma znaczenie. Która z tych skłonności i istot przejawianych przez Pawła i jego osobistych metod dążenia ma ewidentne powiązanie z wami? (Wszystkie). Pierwszy grzech to traktowanie dążenia do korony sprawiedliwości i do błogosławieństw jako właściwych celów. Dlaczego mówię, że to błąd i że ludzie powinni się zreflektować i zmienić? Gdy Paweł dążył do korony sprawiedliwości, do błogosławieństw i do tego, by wejść do królestwa niebieskiego, uznawał dążenie do tych korzyści za coś właściwego. Jakie tego przejawy odpowiadają temu stanowi w waszym realnym życiu? (Czasem zabiegam o ważną pracę i chcę wnieść swój wkład w działalność domu Bożego. Myślę, że dzięki tym dążeniom Bóg mnie ostatecznie udoskonali. Traktuję swoją pracę i wykonywane przeze mnie obowiązki jako listę osiągnięć). To jest jeden aspekt. Traktowanie wykonywanych obowiązków jako listy osiągnięć jest równoznaczne z dążeniem do korony sprawiedliwości; jest to tego samego rodzaju dążenie i analogiczny stan. Pracujesz i cierpisz, by to osiągnąć. Takie jest źródło i taka jest motywacja twojego cierpienia. Gdyby to właśnie tobą nie kierowało, nie miałbyś energii; byłbyś jak balon, z którego uszło powietrze. Czy ktoś chce coś dodać? (Traktowanie moich dotychczasowych wyrzeczeń, kosztów, cierpień, czasu spędzonego za kratkami i tym podobnych rzeczy jako osobistego kapitału i uprawnienia do uzyskania błogosławieństw). To jest zaledwie opis. Jaki stan leży tu u podłoża? Jaka sytuacja sprawia, że popadasz w ten stan? Nie myślałbyś w taki sposób bez powodu. Nie ma możliwości, żebyś stale tak myślał, jedząc, śpiąc lub wykonując rozmaite codzienne czynności. Musisz wiedzieć, jakie okoliczności i sytuacje wtrącają cię w ten stan. Powiedz Mi. (Gdy dość dobrze radzę sobie z obowiązkami, myślę wtedy, że podróżuję, poświęcam się, trudzę się i robię dla Boga bardzo dużo. Tak jak Paweł, mam poczucie, że w dobrej walce wystąpiłem i wniosłem swój wkład. Wtedy moje ambicje i pragnienia biorą górę). Twoje ambicje i pragnienia nie wzięły się znikąd, były skryte w twoim sercu od początku, a teraz się wreszcie objawiają wypływając na powierzchnię. Gdy to się dzieje, nie jesteś już pokorny, nie przebierasz w słowach i stajesz się zarozumiały. Błędne przekonania Pawła kierowały wszystkim, co robił. Ponieważ podstawa jego wiary w Boga była błędna, źródło, z którego płynęły jego działania, też musiało być błędne. On jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, myślał, że postępuje słusznie, więc parł dalej w niewłaściwym kierunku. Dlatego efekty jego dążeń były przeciwne do zamierzonych; nie dały dobrych rezultatów i Paweł nie zyskał prawdy. Ludzie dziś są tacy sami. Jeśli przekonania i kierunek leżące u podłoża twoich dążeń są błędne, ale ty uznajesz je za właściwe metody dążenia, to cóż ostatecznie zyskasz? Albo się rozczarujesz, albo rozbuchasz swoją naturę. Na przykład, jeśli Bóg błogosławi ci w szczególny sposób albo obdarza czymś tylko ciebie, pomyślisz: „Patrzcie, Bóg jest mi życzliwy. To dowodzi, że aprobuje wszystko, co uczyniłem. Zaakceptował to. Moje poświęcenie i wysiłki nie poszły na marne. Bóg nie traktuje ludzi niesprawiedliwie”. Tak właśnie rozumiesz, że Bóg nie traktuje ludzi niesprawiedliwie i tak też pojmujesz Jego błogosławieństwa i akceptację, ale jest to pojmowanie błędne i wypaczone. Kluczowe jest przeobrażenie tych błędnych i wypaczonych intencji, przekonań i dążeń w prawidłowe i czyste myśli i poglądy. Tylko postępując zgodnie z prawidłowymi myślami i poglądami, praktykujesz prawdę i tylko w ten sposób możesz prawdę zyskać. To jest kwestia zasadnicza.
Dzięki częstemu słuchaniu kazań ludzie zaczynają się nad sobą zastanawiać i spoglądać na samych siebie przez pryzmat słów Bożych. Zaczynają dostrzegać swoje problemy związane z wypełnianiem obowiązków oraz są w stanie wykryć w sobie nieprawidłowe stany, skrajne pragnienia i przejawy zepsucia. Zaczynają się w tym wszystkim rozeznawać. Jedyny problem jest taki, że gdy już uświadomią sobie swój niewłaściwy stan lub swoje przejawy zepsucia, nie potrafią tego zahamować i nie szukają prawdy, by się z tym uporać. Czasem żyją według szatańskich filozofii, nikogo nie obrażając, i myślą, że całkiem dobrze im idzie. Nie zmienili się jednak wcale w żaden realny sposób; przepuszczali czas przez palce i w efekcie nie mają świadectwa płynącego z doświadczenia, choć wierzą w Boga już od dekady; jest im wstyd. Zasadniczy problem, który należy teraz rozwiązać, dotyczy sposobu zmiany niewłaściwego kierunku twoich dążeń. Wiesz doskonale, że ścieżka dążenia do prawdy jest właściwa, ale upierasz się przy pogoni za sławą, zyskiem i statusem. Co można z tym problemem zrobić, byś mógł wkroczyć na ścieżkę dążenia do prawdy? To jest realny problem, z którym wierzący muszą się uporać. Powinniście często omawiać sposoby, w jakie doświadczacie dzieła Boga, i zwracać uwagę na to, kto ma pochodzące z doświadczenia świadectwo dążenia do prawdy i czyje takie świadectwo jest dobre, a następnie przyjąć to i naśladować, by móc wynieść z tego korzyść i wyzwolić się z więzów skażonego usposobienia. Nie jest łatwo podążać ścieżką dążenia do prawdy – trzeba zrozumieć siebie, a nie tylko swoje wykroczenia; najważniejsze jest zrozumienie własnego zepsutego usposobienia, własnych błędnych upodobań i dążeń, a także ich możliwych konsekwencji. To jest rzecz najistotniejsza. Większość ludzi goni za sławą, zyskiem i statusem. Każdego dnia myślą o tym, jak mogliby zostać przywódcami, jak sprawić, by inni ich podziwiali, jak mogą się przed innymi popisać i jak zapewnić sobie dostojne życie. Jeśli ludzie nie potrafią się nad tym zastanowić, nie widzą jasno istoty takiego życia i brną przed siebie, aż – kto wie ile lat później – dochodzą do ślepej uliczki, potykają się i w końcu przytomnieją; czy to nie opóźni istotnej kwestii ich rozwoju w życiu? Tylko widząc jasno swoje zepsute usposobienie i ścieżkę, którą obrali, ludzie mogą wejść na ścieżkę dążenia do prawdy. Jeśli to właśnie chcą osiągnąć, czyż nie muszą samych siebie zrozumieć? Niektórzy w ogóle nie znają siebie samych, ale z krystaliczną jasnością dostrzegają problemy innych osób i mają wnikliwe rozeznanie. Kiedy więc analizują innych, dlaczego nie użyją ich jako lustra, aby przyjrzeć się sobie samym? Jeśli stale mówisz, że inni są aroganccy, zadufani w sobie, kłamliwi i nie podporządkowują się prawdzie, ale nie widzisz, że jesteś taki sam, to bardzo niedobrze. Jeśli nigdy nie dostrzegasz własnych problemów i bez względu na to, ile kazań o prawdzie wysłuchasz, i mimo że rozumiesz to, co słyszysz, nie porównujesz samego siebie do owych słów, a także nie chcesz zgłębiać własnego stanu i nie potrafisz z powagą potraktować swoich problemów ani ich rozwiązać, to w ogóle nie wkroczysz w życie. Jeśli ludzie cały czas są niezdolni wkroczyć w prawdorzeczywistość, czyż nie będą odczuwali pustki w sercach? Nie będą czuli tego dzieła, jakiego dokonał w nich Bóg, jakby utracili zdolność percepcji. Oczy będą mieć zawsze zasnute mgłą, a ich dążenia nigdy nie będą miały właściwego celu ani kierunku. Będą się po prostu kierować własnymi preferencjami i podążać własną ścieżką. Tak jak Paweł – będą przykładać wagę do nagród i korony zamiast do akceptacji i praktykowania prawdy. Jeśli masz stale mętlik w głowie i nie kroczysz właściwą ścieżką dążenia, to nic ci nie dały te lata słuchania kazań i prawdziwa droga nie zakorzeniła się w twoim sercu. Choć być może umiesz rozprawiać o wielu doktrynach, nie pomoże ci to wyrwać się z negatywnego stanu ani wyzbyć się zepsutego usposobienia. Gdy napotkasz jakąś trudność, doktryna, którą rozumiesz, nie pomoże ci owej trudności przezwyciężyć, ani gładko przez nią przebrnąć, nie pomoże ci zmienić czy poprawić swojego stanu, nie obudzi twojego sumienia, nie da ci wolności i wyzwolenia ani nie uwolni cię od ograniczeń. Nigdy jak dotąd nie byłeś w takim stanie, co dowodzi, że na fundamentalnym poziomie nie wkroczyłeś w prawdorzeczywistość. Jeśli chcesz wkroczyć w prawdorzeczywistość, pojąć słowa Boże, dojść do prawdziwej wiary w Boga, poznać Boga i mieć pewność, że Bóg istnieje, to musisz swój wewnętrzny stan zestawić ze słowami Bożymi, a następnie znaleźć ścieżkę praktykowania i wejścia w słowach Bożych. Niektórzy czytają słowa Boże i chcą przez ich pryzmat spojrzeć na samych siebie, ale choć bardzo się starają, nie są w stanie tego osiągnąć. Na przykład, gdy Bóg demaskuje nazbyt aroganckie usposobienie człowieka, ci ludzie myślą: „Jestem bardzo pokorny i trzymam się zawsze z tyłu. Nie jestem arogancki”. Czym jest ta arogancja, o której mówi Bóg? Jest to rodzaj usposobienia, a nie przejaw wyniosłej osobowości albo mówienie tubalnym głosem lub w sposób wyjątkowo zarozumiały. Chodzi tu raczej o coś w twoim usposobieniu, o to, że jesteś nieprzejednany, wszystkim pogardzasz i o nic nie dbasz. Jesteś arogancki, zarozumiały, zadufany w sobie, zawsze masz przeświadczenie, że dasz sobie radę, i nikogo nie słuchasz. Nawet jeśli słyszysz słowa prawdy, nic cię one nie obchodzą i postrzegasz prawdę jako coś nieistotnego. Myślisz, że to nie problem, kiedy przejawiasz zepsute usposobienie, a nawet myślisz, że nikt ci nie może dorównać, że jesteś lepszy od wszystkich, a także wymagasz, by inni cię słuchali. Tak opisać można osobę arogancką i zadufaną w sobie. Tacy ludzie nie wkroczyli ani w życie, ani w prawdorzeczywistość.
Jak należy oceniać to, czy ktoś posiada prawdorzeczywistość? Oczywiście oceny takiej należy dokonać zgodnie ze słowami Bożymi. Po pierwsze, zastanów się, czy rzeczywiście rozumiesz samego siebie i swoje zepsute usposobienie. Na przykład, czy masz aroganckie usposobienie? Czy przejawiasz aroganckie usposobienie w swoim postępowaniu? Jeśli nie wiesz, to znaczy, że nie rozumiesz samego siebie. Jeśli ktoś nie widzi jasno własnego stanu, w ogóle nie rozumie zepsucia, które przejawia, nie opiera swoich słów i czynów na prawdzie, nie rozeznaje się w sytuacjach, które napotyka, i na ślepo stosuje reguły w każdej sprawie, ale nie wie, czy postępuje dobrze, czy źle, to jest to ktoś, kto nie ma żadnego zrozumienia prawdy. Jeśli pojmujesz prawdę, będziesz w stanie zrozumieć samego siebie, będziesz wiedział, że masz aroganckie usposobienie, będziesz znał swój prawdziwy stan, okażesz skruchę i zmienisz się oraz będziesz wiedział, jak praktykować prawdę. Jeśli jednak nie dążysz do prawdy, nie rozumiesz praktycznej strony prawdy słów Bożych, nie zastanawiasz się nad demaskowanymi przez Boga skażonymi istotami ludzi i nie porównujesz z nimi siebie samego, to zawsze już będziesz kimś, kto ma mętlik w głowie. Tylko prawda da ci rozeznanie i nauczy cię odróżniać dobro od zła, czarne od białego; tylko prawda uczyni cię bystrym i racjonalnym, da ci mądrość i zdolność jasnego rozróżniania między tym, co pozytywne, a tym, co negatywne. Jeśli nie potrafisz jasno odróżniać od siebie tych rzeczy, to zawsze będziesz miał mętlik w głowie; będziesz już zawsze w stanie zamętu, nieświadomości i zagubienia. Tacy ludzie nie mają jak zrozumieć prawdy i bez względu na to, ile lat wierzą w Boga, wciąż są niezdolni wkroczyć w prawdorzeczywistość. Jeśli ich trudzenie się nie spełnia standardu, to pozostaje tylko ich wyeliminować. Na przykład, bardzo znana osoba coś robi i większość ludzi postrzega to jako dobry uczynek, ale ktoś, kto rozumie prawdę i ma rozeznanie, dostrzeże złe intencje skrywające się za tym uczynkiem, fałszywą dobroć, szachrajstwa i oszustwo, za które odpowiadać może tylko zła osoba lub król diabłów. Co uzasadnia taką ocenę? Istota tego „dobrego uczynku” została ustalona w oparciu o prawdę. Nieważne, co mówią inni, tylko używając prawdy jako kryterium oceny, można jasno dostrzec sedno sprawy: jeśli uczynek jest dobry, to jest dobry; jeśli jest zły, to jest zły. Ocena na podstawie słów Bożych zawsze jest bezwzględnie słuszna. Jeśli jednak nie rozumiesz prawdy, to zrodzą się w tobie pewne pojęcia i powiesz: „Czemu ten ktoś jest demaskowany i potępiany za dobry uczynek? To niesprawiedliwe!”. Takiej dokonasz oceny. Kryterium twojej oceny nie jest prawda, ale wyobrażenia w twojej głowie. Jeśli stale postrzegasz rzeczywistość przez pryzmat ludzkich pojęć i wyobrażeń, nigdy nie zobaczysz jasno istoty problemów; pozory będą cię wprowadzać w błąd. Gdy nie posiadasz prawdy, twoja percepcja jest stale mglista, mętna i niejasna, choć masz przeświadczenie, że posiadasz wnikliwy wgląd. Jest to brak samowiedzy. Na przykład, jeśli Bóg mówi, że ktoś jest zły i należy go ukarać, a ty mówisz, że to dobra osoba, która ma na swoim koncie dobre uczynki, czy twoje słowa nie są całkowitym przeciwieństwem słów Bożych? Tak się dzieje, gdy ludzie nie rozumieją prawdy i brak im rozeznania. Niektórzy wierzą w Boga przez wiele lat, a i tak nie pojmują prawdy. W żadnej sprawie nie są skrupulatni i wielu spraw nie widzą jasno. Łatwo dają się wprowadzić w błąd fałszywym przywódcom i antychrystom; bez względu na sytuację, jeśli pojawia się zła osoba powodująca zakłócenia, ci ludzie są zagubieni i mówią dokładnie to, co by powiedziała ta zła osoba, choć nie zdają sobie z tego sprawy. Przytomnieją dopiero wtedy, gdy ta zła osoba zostaje zdemaskowana. Ludzie tacy mają przyćmiony umysł i istotę osoby otumanionej. Nie ma w nich za grosz charakteru; nie pojmują prawdy i można ich w każdej chwili wprowadzić w błąd, więc nie ma dla nich sposobu wejścia w prawdorzeczywistość. W każdym kościele są tacy ludzie – gdy fałszywy przywódca wykonuje swoje dzieło, idą za nim. Kiedy antychryst wprowadza ludzi w błąd, oni za nim podążają. Pójdą za przywódcą, kimkolwiek by on był; są jak żona, która we wszystkim słucha się męża. Jeśli przywódca jest dobrym człowiekiem, oni podążają za dobrym człowiekiem; jeśli jest złą osobą, podążają za złą osobą. Nie mają własnych opinii ani przekonań. Nie należy więc oczekiwać, by tacy ludzie mogli zrozumieć prawdę lub wkroczyć w rzeczywistość. Jeśli są w stanie trudzić się choćby w niewielkim stopniu, to już dobrze. Duch Święty działa w ludziach, którzy miłują prawdę, przy czym wszystkie osoby kochające prawdę posiadają charakter i potrafią przynajmniej zrozumieć słowa Boże oraz kazania i omówienia w domu Bożym. Bez względu na to, ile herezji i błędów świat religijny szerzy i rozsiewa, i bez względu na to, jak nikczemna siła antychrystów szkaluje, potępia i prześladuje Kościół, ludzie, którzy miłują prawdę, pozostają niezłomnie przekonani, że słowa Boga są prawdą, i wierzą, że kazania, omówienia i płynące z doświadczenia świadectwo domu Bożego są w zgodzie z prawdą i są realnymi świadectwami. Tym właśnie jest zdolność pojmowania. Jeśli zdajesz sobie sprawę, że wszystkie słowa Boga są prawdą i życiorzeczywistością, które ludzie powinni posiadać, ta świadomość dowodzi, że rozumiesz już część prawdy. Jeśli pojmujesz, że wszystkie prawdy wyrażone przez Boga są pozytywne i są prawdorzeczywistością, oraz masz pewność, że tak jest, i na sto procent uznajesz, że tak rzeczywiście jest, to znaczy, że rozumiesz dzieło Boże. Nie jest łatwo pojąć prawdę; osiągnąć mogą to jedynie ludzie oświeceni przez Ducha Świętego. Ci, którzy rzeczywiście pojmują prawdę, w głębi serca uznają, że wszystko, co uczynił Bóg, jest pozytywne, jest prawdą i jest czymś bardzo cennym dla ludzkości. Ludzie, którzy rzeczywiście pojmują prawdę, widzą jasno, że wszystko w świecie niewierzących jest negatywne i sprzeciwia się prawdzie. Choć ich teorie mogą brzmieć dobrze, tak naprawdę krzywdzą one ludzi wprowadzając ich w błąd. Wszystko, co czyni Bóg, jest pozytywne, jest prawdą i zbawieniem dla ludzi. Wszystko, co czynią szatan i diabły, jest negatywne, błędne i niedorzeczne – wszystko to wprowadza ludzi w błąd i ich krzywdzi, będąc całkowitym przeciwieństwem tego, co czyni Bóg. Jeśli masz co do tego jasność, to znaczy, że posiadasz rozeznanie. Jeśli potrafisz dążyć do prawdy, przyjąć sąd i karcenie poprzez słowa Boże, zrozumieć siebie dzięki słowom Bożym i spojrzeć na siebie w ich świetle, dostrzec prawdziwie własne zepsucie, wyzbyć się skażonego usposobienia, jakie przejawiasz w sytuacjach, w których stawia cię Bóg, i jesteś w stanie zrozumieć nie tylko siebie, ale umiesz rozeznać się co do innych ludzi, widzisz, kto prawdziwie wierzy w Boga, a kto jest niedowiarkiem, kto jest fałszywym przywódcą, kto antychrystem i kto wprowadza ludzi w błąd – jeśli potrafisz prawidłowo ocenić to wszystko – to znaczy, że pojmujesz prawdę i w pewnym stopniu posiadasz rzeczywistość. Załóżmy na przykład, że twoi krewni lub rodzice wierzą w Boga i zostają usunięci z kościoła z powodu złych uczynków, wywoływania niepokoju lub nieakceptowania prawdy. Ty jednak nie masz co do nich rozeznania, nie wiesz, dlaczego zostali usunięci, jesteś tym bardzo przygnębiony i cały czas narzekasz, że w domu Bożym nie ma miłości i sprawiedliwości wobec ludzi. Powinieneś pomodlić się do Boga i poszukać prawdy, a następnie na podstawie słów Boga ocenić, jakimi ludźmi są ci krewni. Jeśli rzeczywiście zrozumiesz prawdę, będziesz w stanie trafnie ich ocenić, a tym samym przekonasz się, że wszystko, co Bóg czyni, jest słuszne, i że jest On Bogiem sprawiedliwym. Wówczas nie będziesz się skarżyć, będziesz w stanie podporządkować się Bożym zarządzeniom i nie będziesz próbował bronić swoich krewnych czy rodziców. Nie chodzi tu o to, byś zerwał swoje więzi z bliskimi, tylko o to, byś określił, jakimi są ludźmi, zyskał co do nich rozeznanie i zrozumiał, dlaczego zostali wyeliminowani. Jeśli stanie się to dla ciebie naprawdę jasne w twoim sercu, a twoje poglądy będą prawidłowe i zgodne z prawdą, to będziesz w stanie stanąć po tej samej stronie co Bóg, a twoje poglądy na tę sprawę będą w pełni zgodne ze słowami Boga. Jeśli nie jesteś w stanie zaakceptować prawdy ani patrzeć na ludzi zgodnie ze słowami Bożymi i oceniając ludzi nadal opowiadasz się po stronie cielesnych związków i perspektyw, to nigdy nie będziesz w stanie odrzucić tej cielesnej relacji i nadal będziesz traktować tych ludzi jak swoich krewnych, bliższych nawet niż twoich bracia i siostry w kościele, a w takim przypadku zaistnieje w tej kwestii sprzeczność – czy nawet konflikt – między słowami Boga a twoimi poglądami na temat twojej rodziny. W takich okolicznościach byłoby niemożliwe, abyś stanął po stronie Boga; wyrobiłbyś sobie pojęcia na temat Boga i błędnie byś Go rozumiał. Toteż jeśli ludzie mają osiągnąć zgodność z Bogiem, to przede wszystkim ich poglądy na różne sprawy muszą być zgodne ze słowami Bożymi; muszą oni umieć patrzeć na ludzi i sprawy w oparciu o słowa Boże, zaakceptować to, że słowa Boże są prawdą, oraz odłożyć na bok tradycyjne ludzkie pojęcia. Niezależnie od tego, z jaką osobą czy sprawą się mierzysz, musisz być w stanie zachować te same perspektywy i poglądy, co Bóg, i muszą one być w harmonii z prawdą. W ten sposób twoje poglądy oraz podejście do ludzi nie będą wrogie Bogu, a ty będziesz zdolny do podporządkowania się Bogu i do zgodności z Nim. Tacy ludzie nie byliby w stanie nigdy przeciwstawić Bogu; są to właśnie ci, których Bóg pragnie pozyskać.
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.