Dlaczego nie można osiągnąć zmiany usposobienia i zbawienia bez poznania samego siebie
Ważne słowa Boga:
Zmiana usposobienia człowieka rozpoczyna się od wiedzy o jego istocie i poprzez zmiany w jego myśleniu, naturze i mentalnym światopoglądzie – czyli poprzez fundamentalne zmiany. Tylko w ten sposób można osiągnąć rzeczywiste zmiany w usposobieniu człowieka. Zepsute usposobienie człowieka jest skutkiem zatrucia i zdeptania człowieka przez szatana, ohydnego wypaczenia, jakiego szatan dokonał w jego myśleniu, moralności, poglądach i rozsądku. Dokładnie z powodu zepsucia przez szatana tych fundamentalnych rzeczy w człowieku, zupełnie niepodobnych do pierwotnego dzieła Boga, człowiek sprzeciwia się Bogu i nie rozumie prawdy. Dlatego też zmiana usposobienia człowieka powinna rozpocząć się od zmian w jego myśleniu, poglądach i rozumieniu, które zmienią jego wiedzę o Bogu i o prawdzie. Ludzie urodzeni w świecie najbardziej zepsutym ze wszystkich są nawet bardziej nieświadomi, czym jest Bóg albo co to znaczy wierzyć w Boga. Im bardziej ludzie są zepsuci, tym mniej wiedzą o istnieniu Boga i tym uboższy jest ich rozsądek oraz poglądy. Źródłem sprzeciwu i buntu człowieka wobec Boga jest zepsucie przez szatana. Z powodu zepsucia przez szatana sumienie człowieka stało się odrętwiałe, on sam stał się niemoralny, jego myśli zwyrodniały, a światopogląd mentalny uwstecznił się. Zanim człowiek został zepsuty przez szatana, w sposób naturalny podążał z Bogiem i był posłuszny Jego słowom, kiedy je usłyszał. W sposób naturalny posiadał zdrowy rozsądek i sumienie oraz zwykłe człowieczeństwo. Zepsucie przez szatana spowodowało, że pierwotny rozsądek człowieka, jego sumienie i człowieczeństwo stały się mętne oraz upośledzone przez szatana. W efekcie człowiek utracił swoje posłuszeństwo wobec Boga i miłość do Niego. Rozsądek człowieka stał się niezrównoważony, a jego usposobienie podobne do zwierzęcego, więc jego buntowniczość wobec Boga upowszechnia się i umacnia. Jednakże człowiek nie wie o tym i nie dostrzega tego, jedynie sprzeciwia się i ślepo buntuje. Usposobienie człowieka ujawnia się w wyrażeniach jego rozsądku, poglądów i sumienia, a ponieważ jego rozsądek i poglądy są niezdrowe, jego sumienie stało się całkowicie głuche i dlatego ma on buntownicze usposobienie wobec Boga. Jeżeli rozsądek i poglądy człowieka nie mogą się zmienić, to nie ma mowy o zmianach w jego usposobieniu, a także o przestrzeganiu woli Bożej. Jeśli rozsądek człowieka jest niezdrowy, to nie może on służyć Bogu ani być przez Niego użyty. „Normalny rozsądek” odnosi się do posłuszeństwa i wierności Bogu, do pragnienia Boga, do posiadania absolutnego stosunku wobec Niego i do posiadania sumienia zwróconego w Jego kierunku. Odnosi się do bycia w jedności z Bogiem w sercu i umyśle oraz do unikania rozmyślnego sprzeciwiania się Mu. Posiadanie niezrównoważonego rozsądku jest czym innym. Ponieważ człowiek został zepsuty przez szatana, wymyślił pojęcia na temat Boga i brak w nim lojalności wobec Niego i pragnienia Go, nie wspominając już o sumieniu zwróconym w kierunku Boga. Człowiek świadomie przeciwstawia się Bogu i Go osądza, a nawet obrzuca Go inwektywami za Jego plecami. Człowiek osądza Boga za Jego plecami, mimo wyraźnej wiedzy, że Bóg jest Bogiem. Człowiek nie ma zamiaru być posłusznym wobec Boga, jedynie ślepo stawia Bogu żądania i kieruje ku Niemu prośby. Tacy ludzie – z niezrównoważonym rozsądkiem – nie potrafią dostrzec własnego ohydnego zachowania czy żałować własnej buntowniczości. Kiedy ludzie potrafią poznać siebie, wówczas odzyskują nieco rozsądku. Im bardziej buntowniczy przeciwko Bogu są ludzie, którzy nie znają siebie samych, tym bardziej niezdrowy mają rozsądek.
(Posiadanie nieprzemienionego usposobienia to pozostawanie w nieprzyjaźni z Bogiem, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)
Wszystko, co jest w naszych sercach, sprzeciwia się Bogu. Obejmuje to rzeczy, o których myślimy, że są dobre, a nawet te, które już uznaliśmy za pozytywne. Wymieniliśmy je jako prawdy, jako elementy zwykłego człowieczeństwa i jako coś pozytywnego. Jednakże z Bożej perspektywy, są to rzeczy, których On nienawidzi. Przepaść między tym, co myślimy, a prawdą wypowiedzianą przez Boga jest niezmierna. Dlatego też musimy poznać siebie samych. Począwszy od naszych poglądów, punktów widzenia i działań, a skończywszy na kulturowym wykształceniu, jakie otrzymaliśmy, każda rzecz jest warta zagłębienia i dokładnej analizy. Pewne z tych rzeczy pochodzą ze środowiska społecznego, niektóre z rodziny, inne ze szkolnego wykształcenia, a jeszcze inne z książek. Niektóre pochodzą też z naszych wyobrażeń i pojęć. Są one najbardziej przerażające, ponieważ wiążą i kontrolują nasze słowa i działania, dominują nasze umysły i kierują naszymi motywacjami, intencjami i celami w tym, co robimy. Jeśli nie wyciągniemy tych rzeczy na powierzchnię, wewnętrznie nigdy w pełni nie zaakceptujemy słów Boga, nigdy bez zastrzeżeń nie przyjmiemy Bożych wymagań i nie będziemy wcielać ich w życie. Dopóki pielęgnujesz swoje własne idee, poglądy i przekonania, które uważasz za właściwe, nigdy w pełni i bez zastrzeżeń nie przyjmiesz Bożych słów, ani nie będziesz ich praktykował w oryginalnej formie. Z pewnością będziesz jedynie je wcielać w życie po wcześniejszym przetworzeniu ich przez własny umysł. W taki sposób będziesz postępował i tak będziesz pomagał innym. Nawet jeśli będziesz rozważał wraz z innymi słowa Boże, zawsze wmieszają się w to twoje własne zanieczyszczenia, a ty będziesz sądził, że tym właśnie jest praktykowanie prawdy, że pojąłeś prawdę i że posiadłeś ją całą. Czyż stan człowieka nie jest żałosny? Czyż nie jest to przerażające? Słowo lub dwa nie wystarczą, aby opowiedzieć o tych sprawach w całości lub aby je wyjaśnić. Oczywiście jest jeszcze wiele innych rzeczy w życiu, jak na przykład ponad sto trucizn szatana, o których była mowa wcześniej. Zrozumiałeś te słowa, ale jak w odniesieniu do nich oceniasz siebie? Czy kiedykolwiek poddałeś się autorefleksji? Czy nie masz również udziału w tych truciznach? One także odzwierciedlają to, jak myślisz, czyż nie? Czy robiąc coś, nie polegasz również na tych truciznach? Musisz zagłębić się w swoje osobiste doświadczenia i ocenić je w odniesieniu do tych słów. Jeżeli tylko pobieżnie przeczytamy lub przejrzymy listę trucizn szatana, a następnie odłożymy ją na bok, bezmyślnie czytając słowa Boga, nie potrafiąc połączyć ich z rzeczywistością ani dostrzec naszych prawdziwych stanów i jedynie trzymając się litery i zasad słów Boga w naszej praktyce, zakładając, że praktykujemy prawdę – czy to jest aż takie proste? Ludzie są żywymi istotami: wszyscy mają myśli, a artefakty zawarte w ich myślach zakorzeniają się w ich sercach. Kiedy człowiek podejmuje działanie, te artefakty z pewnością wypłyną na powierzchnię, ponieważ stały się już życiem tej osoby. Dlatego w każdej rzeczy, którą robisz, jest punkt widzenia i zasada, która rządzi tym, jak to robisz, która kieruje twoim kursem. Działając, będziesz wiedział, czy takie rzeczy istnieją w tobie, czy nie. Teraz, oczywiście, gdy badasz swoje myśli i poglądy, czujesz, że nic nie jest wrogie Bogu; czujesz, że jesteś uczciwy i lojalny, niezwykle chętny do spełniania swojego obowiązku, zdolny do poświęceń i ponoszenia kosztów dla Boga, i że w każdej dziedzinie jesteś całkiem mocny. A jednak, gdyby Bóg miał sprawdzić twój zapał, kazał ci podjąć się jakiegoś zadania albo gdyby Bóg sprawił, że coś ci się przytrafi, jak byś sobie z tym poradził? W takiej chwili twoje myśli i poglądy wypłynęłyby nieubłaganie na zewnątrz, jakby puściły wszystkie tamy; byłyby poza twoją kontrolą, wymknęłyby ci się z ręki – i jakkolwiek byś ich nienawidził, i tak wypłynęłyby na zewnątrz, natłok rzeczy przeciwnych Bogu. Kiedy mówisz: „Dlaczego nie mogłem z tym nic zrobić? Nie chcę opierać się Bogu, więc dlaczego miałbym to robić? Nie chcę wydawać sądu o Bogu i nie chcę mieć pojęć o tym, co On robi, więc jak mógłbym mieć takie pojęcia?” – wtedy właśnie powinieneś starać się poznać siebie, zbadać, co jest takiego w twoim wnętrzu, co opiera się Bogu i co w tobie jest wrogie i przeciwne wobec dzieła, które On obecnie wykonuje.
Fragment rozdziału „Możesz poznać siebie tylko rozpoznając swoje błędne poglądy” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”
Istnieją w człowieku pewne stany; jeśli ten człowiek ich nie zrozumie i nie poczuje, że są błędne, to – bez względu na to, jak jest gorliwy i entuzjastyczny – może kiedyś upaść. W końcu tylko mniejszość ludzi może osiągnąć prawdę. Zrozumienie prawdy nie jest prostą sprawą. Potrzeba dużo czasu, aby zrozumieć nawet jej niewielką część, dużo czasu, aby zdobyć trochę wiedzy opartej na doświadczeniu, aby osiągnąć trochę czystego zrozumienia czy zdobyć odrobinę światła. Jeśli nie usuniesz z siebie całej nieczystości, ta odrobina światła może w każdej chwili zostać zagłuszona. Główna trudność człowieka polega na tym, że każdy ma w sobie jakieś wyobrażenia, poglądy, pragnienia i puste ideały, których sam nie jest w stanie odkryć. Te rzeczy stale towarzyszą ludziom jako wewnętrzne zafałszowania. Jest to naprawdę bardzo niebezpieczne i ludzie mogą w każdej chwili się na to skarżyć. W ludzkim wnętrzu jest tak wiele zafałszowań. Chociaż ludzie mogą mieć dobre ambicje, pragną dążyć do prawdy i gorąco wierzyć w Boga, to jednak nie są w stanie tego osiągnąć. Takich sytuacji często doświadcza każdy człowiek: trafia na jakąś drobną sprawę, a inni myślą, że powinien łatwo z niej zrezygnować. Dlaczego nie potrafi tego zrobić? Dlaczego ci, którzy mają już pewne doświadczenie, którzy innym wydają się dosyć silni i mają czysty umysł, upadają, kiedy natrafią na taką drobną sprawę, i to upadają tak szybko? Człowiek często jest zdany na kaprysy losu; jak mógłby je przewidzieć? We wnętrzu każdej osoby są sprawy, do których chciałaby ona dążyć i je osiągać; każdy ma swoje własne preferencje. Najczęściej ludzie sami nie potrafią tego dostrzec, albo uważają, że te rzeczy są w porządku, że nie ma w nich nic złego. A potem, pewnego dnia, przychodzi taka sytuacja i upadają; mają negatywne nastawienie, stają się słabi i nie mogą się podnieść. Być może sami nie wiedzą, w czym tkwi problem – czują się usprawiedliwieni, sądząc, że to Bóg wyrządził im krzywdę. Jeżeli ludzie nie rozumieją samych siebie, to nigdy nie będą w stanie zobaczyć, na czym polegają ich własne trudności, w jakich dziedzinach mogą ponieść porażkę i upaść. Są godni politowania. Dlatego ludzie, którzy nie rozumieją samych siebie mogą w każdej chwili upaść, zawieść i zmarnować sobie życie.
Fragment rozdziału „Tylko przez zrozumienie własnego stanu możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”
Oto jaki jest obecny stan istnienia większości ludzi, obecny etap ich postawy: przyznają, że ich sposoby działania są wadliwe, że są złymi ludźmi, że są diabłami, szatanami. Rzadko jednak przyznają, że ich charakter jest marny, a rozumienie wypaczone oraz które obszary ich natury i istoty odpowiadają temu, co ujawnił Bóg. Brakuje w tym prawdziwego samopoznania. A czy ci, którzy w gruncie rzeczy nie znają siebie, mogą przyznać, że są zepsuci? (Nie). Nie jest łatwym zadaniem sprawić, by ludzie uznali własne zepsucie. Z reguły ludzie po zrobieniu czegoś złego uznają, że popełnili błąd, ale jeśli ich zapytasz, czy rozumieją własne skażone usposobienie, powiedzą, że te dwie sprawy nie mają ze sobą żadnego związku. Utrzymują, że to tylko chwilowe potknięcie, że nie przemyśleli sprawy, działali pod wpływem impulsu i nie było to zamierzone. Twierdzenie, że to było chwilowe potknięcie lub coś niezamierzonego, oraz podawanie innych obiektywnych powodów, często służy jako tarcza i wymówka, by nie przyjmować do wiadomości własnego skażonego usposobienia. Czy to jest prawdziwe uznanie własnego zepsucia? Jeśli ciągle szukasz wymówek lub wyjścia awaryjnego w obliczu ujawnianych przez siebie skażonych skłonności, to nie jesteś w stanie prawdziwie stawić czoła własnemu zepsutemu usposobieniu ani naprawdę przyjąć go do wiadomości, a tym bardziej nie jesteś w stanie go poznać. (…) Coś ci się przytrafia i ujawniasz skażone usposobienie, ale choćby wszyscy ci powtarzali, jak bardzo złe jest to, co zrobiłeś lub jak bardzo poważne są tego konsekwencje, ty jedynie przyznajesz, że popełniłeś błąd, i nie robisz nic więcej. Nie jesteś skłonny uznać, że jest to konsekwencja wynikająca z ujawnienia twojego zepsutego usposobienia. Jesteś gotów jedynie naprawić błąd, ale w żadnym razie nie jesteś gotów uznać istnienia swojego skażonego usposobienia. Toteż kiedy znów natrafiasz na ten sam problem, to chociaż twoje zachowanie i podejście są już inne, twoje usposobienie pozostaje zupełnie niezmienione. Na tym polega trudność zmiany usposobienia człowieka. Jeśli przyjmiesz do wiadomości, że przyczyną tego, co ujawniłeś, było twoje zepsute usposobienie, że to przez nie robiłeś, co chciałeś, sam stanowiłeś dla siebie prawo, nie współpracowałeś dobrze z innymi i byłeś wyniosły, jeśli przyznasz, że było to spowodowane aroganckim usposobieniem, jakie korzyści odniesiesz? W przyszłości ujawnisz te fakty i włożysz wysiłek w skorygowanie skażonych skłonności, które się w tobie przejawią. A jakie będą konsekwencje, jeśli ograniczysz się do przyznania, że zrobiłeś coś złego? Skupisz się tylko na swoim sposobie działania i w to włożysz wysiłek; skorygujesz sposób, w jaki coś robisz, i na zewnątrz będzie się wydawało, że robisz to właściwie. Zaciemnisz to, co zostało ujawnione w twoim usposobieniu. Postępując tak, będziesz się stawał coraz bardziej przebiegły, a twoje metody oszukiwania innych będą coraz bardziej zaawansowane. Pomyślisz: „Tym razem wszyscy widzieli, jak popełniłem błąd, bo nie byłem wystarczająco ostrożny; mówiłem zbyt stanowczo, pozwoliłem im dostrzec moje słabe punkty i znaleźć coś, czego mogli użyć przeciwko mnie. Nie popełnię ponownie tego samego błędu – będę mówił bardziej niejasno, zostawię sobie większe pole manewru”. Zmieniłeś sposób działania i ukryłeś swoje usposobienie, przez co stałeś się bardziej śliski i podstępny, bardziej podobny do faryzeusza. Skupiasz się na swoich sposobach działania i mówienia i nad nimi pracujesz; na powierzchni wszystko wydaje się idealne, nie widać żadnych niedoskonałości, nie ma się do czego przyczepić. Jednak w twoim wewnętrznym usposobieniu nie zaszła nawet najmniejsza zmiana. Jeśli tego nie przyjmiesz do wiadomości i nie zaakceptujesz, twoje zepsute usposobienie w żaden sposób nie będzie mogło się zmienić.
Fragment Bożego omówienia
Czy łatwo jest uporać się ze skażonym usposobieniem? Problem ten dotyczy natury-istoty danej osoby. Ludzie mają zakorzenioną w sobie tę istotę, do której trzeba dokopywać się po kawałku. Trzeba wykorzenić ją z każdego stanu, z intencji kryjących się w każdym wypowiadanym słowie. Musi się poddać ją drobiazgowej analizie i pojąć na podstawie wypowiadanych słów. Kiedy coraz wyraźniej ją sobie uświadamiasz, a twój duch staje się coraz bardziej przenikliwy, możesz wreszcie osiągnąć zmianę. Pozbycie się skażonego usposobienia wymaga uwagi i pilności. Musisz być bardzo uważny i krok po kroku badać swe intencje i stany. Jeśli ciągle będziesz tak właśnie postępował, nadejdzie dzień, kiedy nagle zdasz sobie sprawę z tego, w jaki sposób zazwyczaj się wypowiadasz: „To jest złe i nie jest przejawem zwykłego człowieczeństwa. Mój sposób wypowiadania się stoi w sprzeczności z prawdą i muszę go zmienić”. Począwszy od dnia, w którym zyskasz tę świadomość, będziesz coraz wyraźniej czuł, jak poważną sprawą jest złe usposobienie. Co zatem powinieneś wówczas zrobić? Bez przerwy badaj intencje, jakie kryją się w tym właśnie sposobie wypowiadania się, a poprzez proces nieustannego ich odkrywania coraz lepiej będziesz potrafił szczerze i trafnie stwierdzić, że masz tego rodzaju istotę i usposobienie. Kiedy nadejdzie dzień, w którym będziesz umiał szczerze przyznać się przed samym sobą, że masz złe usposobienie, będziesz wreszcie w stanie je znienawidzić i poczuć do niego odrazę. Kiedy ktoś, kto sądzi, że jest dobrym człowiekiem, postępuje w sposób prawy i słuszny, jest prostoduszny i godzien czci oraz obdarzony jest poczuciem sprawiedliwości, zda sobie sprawę, iż jego natura-istota jest arogancka, zatwardziała, zakłamana, niegodziwa i pozbawiona umiłowania prawdy, dopiero wtedy będzie w stanie poznać swoje właściwe miejsce i będzie wiedział, czym dokładnie jest. Jeśli tylko niechętnie uzna, czy niefrasobliwie przyzna, że ma takie przejawy i stany, nie będzie potrafił wzbudzić w sobie szczerej nienawiści. Nienawiść taką można zacząć odczuwać dopiero wtedy, gdy rozpozna w swoich czynach, że ma takie właśnie usposobienie i istotę. (…)
Dopiero wtedy, gdy ludzie będą potrafili rozpoznać różne stany, wywoływane przez różne skłonności, w ich usposobieniu zacznie zachodzić zmiana. Jeśli nie będą umieli rozpoznawać tych stanów, jeśli nie będą potrafili ich sobie przyswoić i odnieść do samych siebie, to czy ich usposobienie może się zmienić? (Nie). Zmiana usposobienia zaczyna się od rozpoznawania różnych stanów, wywoływanych przez różne skłonności. Jeśli ktoś nie zaczął jeszcze sobie tego uświadamiać, jeśli nie wkroczył w ten aspekt rzeczywistości, to zmiana w jego usposobieniu w ogóle nie wchodzi w grę. Skoro nie może być mowy o takiej zmianie, jaką rolę pełni większość ludzi w trakcie wykonywania swego obowiązku? Mają oni się starać i zajmować rozmaitymi zadaniami. Wypełniają wprawdzie swój obowiązek, lecz większość z nich tylko markuje pracę. Czasem, kiedy są w dobrym nastroju, wkładają w swą pracę więcej wysiłku, a kiedy indziej, gdy nie są w tak dobrym humorze – mniej. Gdy już po fakcie się nad tym zastanawiają, trochę tego żałują, więc przez chwilę poświęcają wykonywaniu swego obowiązku nieco więcej energii i mają poczucie, że okazali skruchę. W rzeczywistości nie jest to prawdziwa zmiana ani szczera skrucha. Prawdziwa skrucha zaczyna się od zmiany swego postępowania. Jeśli w twym zachowaniu nastąpiła zmiana, potrafisz wyrzec się samego siebie i nie postępować już w ten sposób, twoje uczynki zdają się być zgodne z zasadami i krok po kroku udaje ci się kierować zasadami zarówno w mowie, jak i w czynie, to jest to początek zmiany usposobienia.
Fragment rozdziału „Dopiero gdy poznasz samego siebie, będziesz mógł dążyć do prawdy” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”
Im lepiej potrafisz odkrywać własne skażenie, im bardziej skuteczne staje się to odkrywanie i im bardziej potrafisz poznawać własną istotę, tym większa szansa, że zostaniesz ocalony i tym bliższy będziesz zbawienia. Im bardziej zaś niezdolny jesteś do tego, by dostrzegać własne problemy, im bardziej myślisz, że jesteś dobrym człowiekiem i wspaniałą osobą, tym bardziej oddalasz się od ścieżki wiodącej do zbawienia i wciąż znajdujesz się w wielkim niebezpieczeństwie. Każdy, kto spędza cały dzień na popisywaniu się, ostentacyjnie obnosząc się ze swymi talentami, powtarzając, jaki jest elokwentny i rozsądny, jak pojmuje prawdę, potrafi ją praktykować i jest w stanie ponosić ofiary – jest człowiekiem szczególnie lichej postawy. Jakiego rodzaju osoba ma większe szanse na zbawienie i jest w stanie kroczyć ścieżką wiodącą do zbawienia? Taka, która naprawdę zna swe skażone usposobienie. Im głębsza jest jej wiedza, tym bliżej jej do zbawienia. Znać swe skażone usposobienie, wiedzieć, że jest się niczym, że jest się bezużytecznym, że jest się wcieleniem szatana – jeśli naprawdę zna się swą istotę, to wówczas nie jest to poważny problem. Jest to coś dobrego, a nie złego. Czy jest bowiem ktoś, kto popada w coraz większe zniechęcenie, w miarę jak coraz lepiej poznaje samego siebie, myśląc sobie: „To koniec, spadł na mnie Boży osąd i karcenie, oto moja kara i zapłata, Bóg już mnie nie chce i nie ma dla mnie nadziei na zbawienie”? Czy ci ludzie będą żywić tego rodzaju złudzenia? Tak naprawdę, im bardziej ludzie zdadzą sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia, tym większa będzie dla nich nadzieja. Nie powinni więc popadać w zniechęcenie ani się poddawać. Samowiedza jest czymś dobrym – jest to ścieżka, którą musi się obrać, by móc podążać ku zbawieniu. Jeśli jesteś całkowicie nieświadomy własnego skażonego usposobienia i istoty, która w różnoraki sposób sprzeciwia się Bogu, i jeśli wciąż nie postanowiłeś się zmienić, to jesteś w tarapatach. Tacy ludzie są już odrętwiali, są martwi. Czy umarłych można przywrócić do życia? Oni są już martwi i nie jest to możliwe.
Fragment rozdziału „Dopiero gdy poznasz samego siebie, będziesz mógł dążyć do prawdy” w księdze „Zapisy wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”
Pośród tych, którzy poszukują życia, Paweł był kimś, kto nie znał swojej własnej istoty. W żadnym wypadku nie był pokorny ani posłuszny, ani też nie znał swojej istoty, która sprzeciwiała się Bogu. Tak więc był kimś, kto nie doznał szczegółowych doświadczeń i kimś, kto nie wprowadzał prawdy w życie. Piotr był inny. Znał swoje niedoskonałości, słabości i swoje zepsute usposobienie stworzenia Bożego, a więc miał ścieżkę praktyki, poprzez którą należało zmienić swoje usposobienie. Nie był jednym z tych, którzy posiadali tylko doktrynę, ale nie posiadali rzeczywistości. Ci, którzy się zmieniają, to nowi ludzie, którzy zostali zbawieni. Są tymi, którzy są wykwalifikowani w dążeniu do prawdy. Ludzie, którzy się nie zmieniają, należą do tych naturalnie przestarzałych; są tymi, którzy nie zostali zbawieni, tj. tymi, którzy są wzgardzani i odrzucani przez Boga. Nie zostaną oni zapamiętani przez Boga, niezależnie od wielkości ich dzieła. Kiedy porównujesz to ze swoim własnym dążeniem, oczywistym powinno być, czy ostatecznie jesteś taką osobą jak Piotr, czy taką jak Paweł. Jeżeli w tym, czego szukasz, nadal nie ma prawdy, i nawet dzisiaj jesteś dalej arogancki i zuchwały jak Paweł, a także wciąż tak wygadany i chełpliwy jak on, bez wątpienia jesteś zwyrodnialcem, który poniesie porażkę. Jeżeli szukasz tego, co Piotr, jeżeli szukasz praktyk i prawdziwych zmian, a nie jesteś arogancki ani nieposłuszny, lecz dążysz do spełnienia swojego obowiązku, wówczas będziesz stworzeniem Bożym, które może odnieść zwycięstwo. Paweł nie znał swojej własnej istoty ani zepsucia, tym bardziej nie wiedział o swoim nieposłuszeństwie. Nigdy nie wspomniał o swoim nikczemnym oporze wobec Chrystusa ani nigdy zbytnio nie przepełniał go żal. Przedstawił jedynie krótkie wytłumaczenie, a głęboko w sercu nie podporządkował się w pełni Bogu. Mimo że upadł na drodze do Damaszku, nie spojrzał głęboko w siebie. Zadowolił się jedynie dalszą pracą i nie traktował poznania siebie ani zmiany swojego starego usposobienia jako jednych z najbardziej zasadniczych kwestii. Aby pocieszyć samego siebie i wybaczyć sobie samemu swe przeszłe grzechy, zadowalał się jedynie wypowiadaniem prawdy, zaopatrywaniem innych, co miało uspokoić jego sumienie, oraz tym, że nie prześladował już uczniów Jezusa. Cel, do którego dążył, ograniczał się jedynie do przyszłej korony i przemijającego dzieła; cel, do którego dążył, to obfita łaska. Nie szukał wystarczającej prawdy ani nie starał się czynić głębszych postępów ku prawdzie, której wcześniej nie rozumiał. Można zatem powiedzieć, że jego wiedza o sobie samym była fałszywa i że nie przyjął karcenia ani sądu. Fakt, że był zdolny do pracy, nie oznacza, że posiadał wiedzę o własnej naturze lub istocie. Jego uwaga skupiała się wyłącznie na zewnętrznych praktykach. Ponadto to, do czego dążył, nie było zmianą, lecz wiedzą. Jego dzieło było całkowicie wynikiem pojawienia się Jezusa na drodze do Damaszku. Nie było czymś, co pierwotnie postanowił, ani nie było też dziełem, które pojawiło się po przyjęciu przez niego przycinania swojego starego usposobienia. Niezależnie od tego, jak pracował, jego stare usposobienie nie zmieniało się, a więc jego dzieło nie pokutowało za przeszłe grzechy, lecz jedynie odgrywało pewną rolę wśród kościołów tamtych czasów. W przypadku kogoś takiego, kogo stare usposobienie nie zmieniło się – a więc, kto nie uzyskał zbawienia, a nawet w jeszcze większym stopniu brakowało mu prawdy – całkowicie niemożliwe było, aby stał się jednym z tych, których akceptuje Pan Jezus.
(Sukces i porażka zależą od ścieżki, którą idzie człowiek, w: Słowo, t. 1, Pojawienie się Boga i Jego dzieło)
Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.