Tylko pozbywając się własnych pojęć, możesz wkroczyć na właściwą ścieżkę wiary w Boga (3) Część pierwsza

Dziś zajmiemy się dalszym omawianiem kwestii pojęć i wyobrażeń. Już dwukrotnie omawialiśmy to zagadnienie, a dziś uczynimy to ponownie, by je podsumować. Jeżeli chodzi o sprawy, które już omówiliśmy, to po naszym spotkaniu powinniście sami porozmawiać ze sobą na ich temat, a następnie je przemyśleć i stopniowo ich doświadczać. Takich kwestii nie da się w pełni zrozumieć w zaledwie dzień czy dwa; jest to możliwe jedynie na drodze stopniowego życiowego doświadczania i odczuwania. To, co jesteście teraz w stanie sobie przypomnieć, stanowi jedynie odtworzenie tego, czego nauczyliście się na pamięć. Jedzenie i picie Bożych słów wymaga doświadczenia; dopiero po pewnym czasie spędzonym na przeżywaniu prawdziwego życia można je naprawdę pojąć i docenić. Ludzkie pojęcia to przede wszystkim ich wyobrażenia o Bogu i Bożym dziele. Owe dwa rodzaje pojęć najbardziej wpływają na ludzkie dążenia, na sposób, w jaki ludzie postrzegają pewne sprawy, na ich pojmowanie Boga i stosunek do Niego, a jeszcze bardziej na ścieżkę wiary, którą podążają, oraz na kierunek i cele, jakie obierają w swoim życiu. Czy na podstawie naszych dwóch poprzednich rozmów jesteście teraz w stanie dokładnie określić, czym są pojęcia? Pewnym typem pojęć są na przykład wyobrażenia na temat wiary w Boga. Wyobrażenia te przejawiają się przede wszystkim w pewnych zewnętrznych zachowaniach w mowie i sposobie postępowania człowieka, a także w drobnych kwestiach związanych z jego codziennym życiem, takich jak jedzenie, ubiór, mieszkanie czy środki transportu. To jest ten najbardziej podstawowy poziom. Idąc o krok dalej: istnieją pewne pojęcia związane z tym, do czego człowiek dąży i jaką ścieżką kroczy w swej wierze w Boga, a także pewne ludzkie żądania, wyobrażenia i błędne mniemania związane z Bożym dziełem. Czego dotyczą owe błędne mniemania? Dlaczego tak je określamy? Błędne mniemanie zdecydowanie nie stanowi uzasadnionego przekonania. Przeciwnie: nie znajduje ono pokrycia w faktach, jest niespójne z prawdą, niezgodne i sprzeczne z Bożym dziełem i usposobieniem; albo też jest ono czymś związanym z ludzką wolą, czymś zrodzonym z ludzkich pojęć, wyobrażeń i wiedzy, co nie ma nic wspólnego z samym Bogiem ani z Jego dziełem. Powstawanie tego typu wyobrażeń, błędnych mniemań i żądań oznacza, iż ludzkie pojęcia o Bogu i Bożym dziele osiągnęły apogeum. Co wówczas dzieje się z relacją pomiędzy ludźmi a Bogiem? (Powstaje pomiędzy nimi bariera). Pomiędzy ludźmi a Bogiem tworzy się bariera – czy to poważny problem? (Tak). Taka bariera świadczy o tym, iż problem ludzkich pojęć i wyobrażeń stał się bardzo poważny. Gdy pomiędzy ludźmi i Bogiem wyrasta mur, oznacza to, iż ludzie są niezadowoleni z pewnych rzeczy uczynionych przez Boga, nie chcą już pokładać w Nim ufności, traktować Go jak Boga i okazywać Mu posłuszeństwa. Zaczynają kwestionować Bożą sprawiedliwość i Boże usposobienie. Z jakimi zewnętrznymi przejawami mamy zaraz potem do czynienia? (Z oporem). Jeżeli ludzie nie szukają prawdy, to tego rodzaju błędne mniemanie nie tylko tworzy barierę w ich sercach, lecz także automatycznie prowadzi do oporu – wobec prawdy, Bożych słów i Bożej władzy. To, co uczynił Bóg, przestaje ich zadowalać i mówią: „To, co czynisz, nie jest słuszne; nie aprobuję tego i się z tym nie zgadzam!”. Ukryte przesłanie brzmi: „Nie mogę się podporządkować – to mój wybór. Pragnę zgłosić zdanie odrębne, wyrazić odmienną opinię, która różni się od słów Boga, od prawdy i od Bożych wymagań”. Co to za zachowanie? (Ludzie ci głośno protestują). Po oporze następuje protest i sprzeciw – to eskalacja. Gdy do głosu dochodzi skażone usposobienie, już jedno pojęcie może wytworzyć barierę oraz błędne mniemania, które odgrodzą człowieka od Boga. Jeżeli ten problem nie zostanie szybko rozwiązany na drodze poszukiwania prawdy, wówczas bariera urośnie, przekształcając się w gruby mur. Wtedy nie dostrzegasz już Boga ani Jego prawdziwego istnienia, nie mówiąc już o Jego boskiej istocie. Zaczynasz wątpić, czy Bóg wcielony rzeczywiście jest Bogiem, jedzenie i picie słowa Bożego już cię nie zajmują i nie chcesz modlić się do Boga. Tym samym coraz bardziej się od Niego oddalasz. Z jakiego powodu ludzie przejawiają takie zachowania? Otóż czują, że to, co uczynił Bóg, zraniło ich serca, uchybiło ich godności i upokorzyło ich jako ludzi. Czy tak jest w istocie? (Nie). W takim razie z czego to wynika? (Z tego, że pragnienia ludzi nie zostały zaspokojone, a sytuacja, w której się znaleźli, zaszkodziła ich interesom). Powodem jest to, że ludzie mają skażone usposobienie; gdy ich wygórowane pragnienia nie są natychmiast zaspokajane, zaczynają stawiać opór Bogu i są skrajnie niezadowoleni z tego, iż działa On w sposób niezgodny z ich pojęciami. Nie uznają oni ani nie przyjmują do wiadomości, iż to, co czyni Bóg, jest prawdą, miłością Bożą i służy ludzkiemu zbawieniu. Rozwijają oni w sobie pojęcia i błędne mniemania na temat tego, co uczynił Bóg, a to oznacza, że ich skażone usposobienie sprawuje nad nimi kontrolę. Jakie są, po powstaniu takich barier, zewnętrzne przejawy wszelkiego typu skażonych skłonności ujawnianych przez ludzi, którzy kierują się w życiu swoimi pojęciami? Oni niczego nie poszukują ani nie oczekują, nie okazują posłuszeństwa, a już na pewno nie boją się Boga ani nie okazują skruchy. Zaczynają od analizowania i osądzania, po czym potępiają, a na koniec stawiają opór. Czyż takie zachowania nie są zupełnym przeciwieństwem pozytywnych zewnętrznych przejawów, takich jak poszukiwanie, oczekiwanie, podporządkowywanie się, akceptacja i okazywanie skruchy? (Zgadza się). W takim razie wszystkie wspomniane wcześniej zachowania stanowią odwrotność tych pozytywów. Ujawniają one skażone usposobienie, które sprawuje kontrolę nad czynami i myślami owych ludzi, a także nad ich postawą, zamiarami i poglądami dotyczącymi wydawania osądów na temat ludzi, wydarzeń i spraw. Skoro ludzie poświęcą się badaniu, analizowaniu, osądzaniu, potępianiu i stawianiu oporu, to jaki będzie ich kolejny krok? (Sprzeciw). Wówczas pojawia się sprzeciw. Jakie są niektóre z zewnętrznych przejawów sprzeciwu? (Negatywność i zaniechanie obowiązków). Jednym z przejawów jest negatywność; odpuszczają sobie oni pracę w negatywny sposób i porzucają swoje obowiązki. Co jeszcze? (Szerzenie pojęć). (Wydawanie osądów). Wydawanie osądów czy szerzenie pojęć – wszystko to są zewnętrzne przejawy głośnego protestu i sprzeciwu wobec Boga. Co jeszcze? (Ludzie ci mogą zdradzić Boga i prawdziwą drogę). To najpoważniejszy ze wszystkich przejawów; gdy ktoś dochodzi do tego etapu, jego diabelska natura w pełni wychodzi na jaw, zupełnie negując i zdradzając Boga; taki człowiek w każdej chwili może się od Niego odwrócić.

Jakie zewnętrzne przejawy zachowań stanowiących protest i sprzeciw wobec Boga przed chwilą wymieniliście? (Odpuszczanie sobie w pracy w negatywny sposób i zaniechanie obowiązków). (Osądzanie Boga). Osądzanie Boga oraz Jego dzieła. (Następnie zaś dochodzi do szerzenia pojęć, a w końcu do zdradzenia Boga). Przeanalizujmy to bardziej szczegółowo. Czy szerzenie pojęć wiąże się ze skargami? (Tak). Czasem szerzenie pojęć przeplata się ze skargami, takimi jak: „To, co czyni Bóg, nie jest sprawiedliwe”, „Wierzę w Boga, a nie w ludzi” i „Wierzę, że Bóg jest sprawiedliwy”. W słowach tych pobrzmiewają nuty skargi. Odpuszczanie sobie w pracy w sposób negatywny, szerzenie pojęć i osądzanie Boga to bardzo poważne zachowania, lecz najpoważniejszym z nich jest zdrada. Cztery powyższe przykłady są dość oczywiste i stosunkowo poważne; zachowania te z natury stanowią bezpośredni opór wobec Boga. Jakie zewnętrzne przejawy owych zachowań przychodzą wam do głowy? Które z nich zaobserwowaliście? Które przydarzyły się wam samym? (Istnieje jeszcze podżeganie: by dać upust swemu rozczarowaniu Bogiem, niektórzy podżegają innych ludzi do tego, by Mu się sprzeciwili). To jest zewnętrzny przejaw szerzenia pojęć. Czy mowa tu też o tych, którzy na pozór wydają się podporządkowani, lecz modląc się, stwierdzają: „Niechże Bóg to ujawni; to, co czynię, jest słuszne. Wszystko zostanie objawione w swoim czasie; wiem, że Bóg jest sprawiedliwy”? Może i słowa te brzmią słusznie, a nawet są uzasadnione, lecz kryje się za nimi nieposłuszeństwo oraz rozczarowanie Bogiem. Są przejawem umysłowego sprzeciwu, odpuszczania sobie w negatywny sposób i negatywnego oporu. Czy są jeszcze inne aspekty? (W przypadku negatywnego odpuszczania sobie mamy również do czynienia z popadaniem w rozpacz i załamywaniem rąk z powodu frustracji, z wiarą owych ludzi w to, że tacy właśnie są, że taka jest ich natura; uważają oni, iż nikt nie może ich uratować, więc skoro Bóg chce ich zniszczyć, to niechże tak będzie). Jest to forma milczącego sprzeciwu; faktyczny stan tych ludzi to negatywność, przekonanie, iż Boże czyny są niezrozumiałe i że człowiek tak naprawdę nie jest w stanie ich pojąć, a zatem bez względu na to, co Bóg chce uczynić, należy Mu na to pozwolić. Na pozór wydaje się, iż tacy ludzie poddali się planowym działaniom i ustaleniom Boga, lecz tak naprawdę w głębi serca stawiają im stanowczy opór, są bardzo niezadowoleni i nieposłuszni. Uznali oni już, że wszystko to jest dziełem Boga i nie wysuwają żadnych dalszych żądań – dlaczego zatem twierdzimy, że ich odczucia są wyrazem sprzeciwu? Dlaczego tak to definiujemy? Rzeczywiście, oni w swojej świadomości też wcale nie chcą potępić owych działań ani stwierdzić: „To, co uczynił Bóg, jest złe; nie przyjmuję tego. Mogę podporządkować się innym Bożym czynom, lecz nie temu. Tak czy inaczej, to sprawi, że odpuszczę sobie w pracy w negatywny sposób”. Na poziomie podświadomości ich stan wcale taki nie jest, nie zdają oni sobie z tego sprawy; w głębi serca są po prostu nieco zbuntowani, niezadowoleni bądź zgorszeni. Niektórzy z nich są wręcz skłonni świadomie potępić Boże czyny jako coś niewłaściwego, lecz tak naprawdę w głębi serca, z perspektywy swoich subiektywnych pragnień, nie chcą tego uczynić, gdyż to właśnie w Boga wierzą. Dlaczego zatem twierdzimy, że takie zachowanie jest wyrazem sprzeciwu, że dowodzi odpuszczania sobie i zawiera w sobie znamiona negatywności? Negatywność sama w sobie stanowi formę oporu i sprzeciwu, ma ona też kilka zewnętrznych przejawów. Przede wszystkim, gdy ludzie popadają w takie stany jak rozpacz czy odpuszczanie sobie w negatywny sposób, to czyż w głębi serca zdają sobie sprawę z tego, że są one złe? (Tak). Każdy może to sobie uświadomić, z wyjątkiem tych, którzy wierzą zaledwie od dwóch lub trzech lat i rzadko słuchają kazań – ci bowiem nie pojmują owych kwestii. Jeżeli jednak dana osoba wierzy w Boga od co najmniej trzech lat, często słucha kazań i pojmuje prawdę, to może mieć tę świadomość. Gdy ludzie zdadzą sobie sprawę, że owe stany są niewłaściwe, to co powinni uczynić, by uniknąć przyjmowania postawy wyrażającej sprzeciw? Po pierwsze: muszą poszukiwać. Czego? Odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego Bóg zarządził sprawami w taki sposób, dlaczego przydarzyły im się takie sytuacje, jakie są Boże zamiary i co takiego powinni uczynić. To są rzeczy pozytywne, zewnętrzne przejawy, jakie powinny występować u ludzi. Co jeszcze należy uczynić? (Akceptuj to, co się dzieje, okazuj posłuszeństwo i porzuć własne koncepcje). Czy łatwo jest porzucić własne koncepcje? (Nie). Jeżeli uważasz, że to ty masz rację, to nie będziesz w stanie ich porzucić. Aby to zrobić, musisz poczynić pewne kroki. Jakiego rodzaju praktykowanie najlepiej się do tego nadaje? (Modlitwa). Jeżeli na twoją modlitwę składa się jedynie kilka pustych zdań i odmawiasz ją mechanicznie, to ów problem nie zostanie rozwiązany. Modlisz się tymi słowami: „Boże, pragnę Ci się podporządkować; proszę, zaplanuj i zorganizuj moje otoczenie tak, abym mógł to uczynić. Jeżeli nadal nie będę potrafił – skarć mnie”. Czy wypowiedzenie kilku pustych zdań odmieni twój zły stan? Nie odmieni go ani na jotę. Aby dokonać zwrotu, potrzebna ci będzie metoda praktykowania. Jak zatem praktykować, by odmienić taki stan rzeczy? (Należy czynnie poszukiwać Bożych intencji, uznawać w duchu, że to Bóg ma rację, a my się mylimy, i umieć przeczyć samemu sobie). Oto dwie metody praktykowania: czynne poszukiwanie Bożych intencji i wewnętrzne uznanie, że to Bóg ma rację, a my się mylimy. Obie metody są dość dobre, wyrażają słuszne rzeczy, lecz jedna z nich jest praktyczniejsza. Która? A która z nich jest pustą gadaniną? (Praktyczne jest czynne poszukiwanie Bożych intencji). Często Bóg nie powie ci wprost o swoich zamiarach. Nie opromieni cię też nagle blaskiem zrozumienia ani nie doprowadzi do tego, że będziesz jeść i pić Jego właściwe słowa – te, które powinieneś pojąć. Wszystkie te metody są dla ludzi zbyt nierealne. Czy więc owo podejście polegające na czynnym poszukiwaniu Bożych intencji w waszym przypadku mogłoby się okazać skuteczne? Skuteczna metoda to najlepsza metoda; najbardziej realistyczna i najpraktyczniejsza. Nieskuteczna metoda, bez względu na to, jak dobrze brzmi, jest natomiast czysto teoretyczna i ogranicza się jedynie do słów, wcale nie przynosząc rezultatów. Zatem która z tych metod jest praktyczna? (Druga: uznanie, iż to Bóg jest prawdą, a my jesteśmy w błędzie). Zgadza się: przyznawanie się do błędów świadczy o posiadaniu rozumu. Niektóre osoby twierdzą, iż nie zdają sobie sprawy z tego, że się mylą. W takiej sytuacji powinieneś zachować się rozumnie oraz wiedzieć, jak odpuścić i zaprzeczyć samemu sobie. Niektórzy mówią: „Sądziłem, że mam rację, i nadal tak uważam. Ponadto wielu ludzi to aprobuje i zgadza się ze mną, ja zaś w ogóle nie czuję w sercu wyrzutów. Co więcej, moje intencje są słuszne – jakże więc mógłbym się mylić?”. Jest wiele powodów, przez które nie możesz odpuścić i zaprzeczyć samemu sobie. Co powinieneś uczynić w takiej sytuacji? Nieważne, jakie masz powody, by sądzić, że racja jest po twojej stronie – jeśli twoje przekonanie jest sprzeczne z Bogiem i prawdą, to po prostu się mylisz. Niezależnie od tego, jak posłuszna jest twoja postawa czy w jaki sposób modlisz się do Boga w swoim sercu – nawet jeżeli werbalnie przyznajesz się do błędu, lecz w głębi duszy wciąż walczysz z Bogiem i trwasz w stanie zniechęcenia, to istota tego wszystkiego nadal sprowadza się do sprzeciwu wobec Boga. Świadczy to o tym, iż wciąż nie zdajesz sobie sprawy, że się mylisz – nie akceptujesz tego faktu. Ludzie, którzy wyrobili sobie błędne mniemania i pojęcia na temat Boga, muszą najpierw uznać, że to On jest prawdą, że oni sami prawdy nie posiadają i że z pewnością się mylą. Czy jest to tylko formalność? (Nie). Czy praktykując w tak powierzchowny sposób, jakby było to tylko formalnością, można uświadomić sobie własne błędy? Nigdy. Poznanie samego siebie wymaga szeregu kroków. Przede wszystkim musisz określić, czy twoje czyny są zgodne z prawdą i zasadami. Nie zaczynaj od własnych intencji; zdarzają się sytuacje, w których są one słuszne, błędne są natomiast praktykowane przez ciebie zasady. Czy takie sytuacje zdarzają się często? (Tak). Dlaczego twierdzę, że twoje zasady praktykowania są błędne? Być może poszukiwałeś, lecz w ogóle nie rozumiesz, czym są zasady; a może wcale nie poszukiwałeś i w swoim postępowaniu polegałeś wyłącznie na dobrych intencjach i entuzjazmie, na swoich wyobrażeniach i doświadczeniu, w wyniku czego popełniłeś błąd. Potrafisz to sobie wyobrazić? Nie jesteś w stanie tego przewidzieć i popełniłeś błąd – czyż nie zostałeś wówczas ujawniony? Jeżeli po tym, jak zostałeś ujawniony, nadal rywalizujesz z Bogiem, to gdzie leży błąd? (Polega on na tym, że nie przyznaję racji Bogu, lecz upieram się, że to ja mam słuszność). Na tym właśnie polega twój błąd. Twoją największą pomyłką nie było to, że uczyniłeś coś złego i naruszyłeś zasady, powodując tym samym straty czy inne konsekwencje, lecz to, że zrobiwszy coś złego, nadal upierasz się przy swoim sposobie rozumowania, nie potrafiąc przyznać się do błędu. Nadal sprzeciwiasz się Bogu, kierując się własnymi pojęciami i wyobrażeniami, negując Jego dzieło i wyrażone przez Niego prawdy – to twoja największa i najpoważniejsza pomyłka. Dlaczego taki stan człowieka jest nazywany sprzeciwem wobec Boga? (Ponieważ człowiek nie przyznaje się, że to, co czyni, jest złe). Bez względu na to, czy ludzie przyznają, że to, co czyni Bóg, jest słuszne, i że słuszna jest jego władza, ani czy uznają znaczenie tego wszystkiego – jeżeli nie potrafią najpierw przyznać, że są w błędzie, to ich stan sprowadza się do sprzeciwu wobec Boga. Co należy uczynić, by go skorygować? Przede wszystkim człowiek musi sobie zaprzeczyć. Ludziom wcale nie wydaje się praktyczne to, co przed chwilą powiedzieliśmy o tym, że w pierwszej kolejności należy poszukiwać Bożych intencji. Niektórzy mówią: „Skoro to nie jest aż tak praktyczne, to czy koniecznie trzeba poszukiwać? Przecież niektóre kwestie, których można poszukiwać i które można pojąć, wcale tego nie wymagają – mogę po prostu pominąć ten krok”. Czy to zadziała? (Nie). Czy człowiek, który postępuje w ten sposób, nie pozbawia się szansy na zbawienie? Sposób pojmowania takich ludzi jest zniekształcony. Poszukiwanie intencji Boga jest czymś dość trudnym i nie można ot tak tego osiągnąć; bardziej realistycznym rozwiązaniem jest to, by najpierw porzucić swoje przekonania, wiedząc, iż nasze działania są niewłaściwe i niezgodne z prawdą, a następnie poszukiwać prawdozasad. Oto jakie kroki należy poczynić. Mogą one wydawać się proste, a jednak wcielenie ich w życie nastręcza wielu kłopotów, gdyż ludzie mają skażone skłonności, a także wszelkiego typu wyobrażenia, żądania i pragnienia, wszystko to zaś przeszkadza im w zanegowaniu samych siebie i porzuceniu własnych przekonań. To nie są proste sprawy. Nie będziemy zagłębiać się w to zagadnienie; porozmawiajmy dalej o problemie pojęć, którym zajmowaliśmy się podczas naszych dwóch ostatnich omówień.

Przed chwilą nasze omówienie koncentrowało się przede wszystkim na tym, w jaki sposób pojęcia mogą prowadzić do błędnych mniemań na temat Boga, co z kolei skutkuje powstaniem bariery pomiędzy Nim a ludźmi – bariery, przez którą rośnie opór człowieka wobec Boga. Jaka jest natura owego oporu? (To sprzeciw). Jest to sprzeciw, buntowniczość. Zatem to, że w ludziach pojawia się sprzeciw wobec Boga i protestują oni przeciwko Niemu, nie bierze się znikąd, lecz ma głębokie korzenie. Przypomina to sytuację, w której człowiek nagle odkrywa, że zapadł na poważną chorobę, i zastanawia się, jak to się stało, że rozwinęła się ona tak szybko. W rzeczywistości schorzenie było już od dawna obecne w jego organizmie, zapuściło tam korzenie – nie pojawiło się ono w dniu, w którym je zdiagnozowano, wtedy jedynie odkryto jego obecność. Co chcę przez to powiedzieć? Czy ludzie, gdy po raz pierwszy zaczynają wierzyć w Boga, są w stanie przewidzieć w sobie zdolność do buntowania się i protestowania przeciwko Niemu czy też do sprzeciwiania Mu się? Absolutnie nie. Czy to, by na koniec wystąpić przeciwko Bogu i sprzeciwić Mu się, stanowi pierwotny zamiar ludzi pokładających w Nim wiarę? Czy ktokolwiek kiedykolwiek powiedział: „Nie wierzę w Boga dla błogosławieństw; ja chcę jedynie, zobaczywszy Go, zaprotestować przeciwko Niemu i sprzeciwić Mu się, tak by dorobić się wielkiej sławy i sprawić, by moje życie było warte zachodu”. Czy ktoś kiedykolwiek miał takie plany? (Nie). Nikt nigdy nie snuł takich planów, nawet ludzie skrajnie nierozsądni, głupi czy źli. Wszyscy ludzie pragną szczerze wierzyć w Boga, być dobrzy, słuchać Bożych słów i czynić wszystko to, co Bóg im nakazuje. Choć nie są oni w stanie okazać Bogu absolutnego podporządkowania, mogą przynajmniej spełnić minimalne stawiane przez Niego wymagania i zadowolić Go na miarę swoich możliwości. Jakże szczytne jest ich pragnienie – jak więc doszło do tego, że protestują przeciwko Bogu i sprzeciwiają Mu się? Ludzie odczuwają ową niechęć i sami nie wiedzą, skąd ona się wzięła. Czują się źle i są zmartwieni z powodu owego protestu oraz sprzeciwu wobec Boga, i myślą tak: „Jak ludzie mogli tak postąpić? Nawet jeżeli inni zachowują się w taki sposób, to ja nie powinienem”. Właśnie tak rzekł Piotr: „Choćby się wszyscy zgorszyli z twojego powodu, ja się nigdy nie zgorszę” (Mt 26:33). Słowa Piotra płynęły prosto z serca, lecz w swoim postępowaniu nie był on w stanie sprostać własnym pragnieniom i aspiracjom. Słabość człowieka jest czymś, czego on sam nie jest w stanie przewidzieć. Gdy coś naprawdę mu się przydarza, jego skażenie zostaje obnażone. Naturoistota i skażone usposobienie mogą narzucać człowiekowi pewne myśli i zachowania oraz sprawować nad nim kontrolę. Wraz ze skażonym usposobieniem mogą zrodzić się rozmaite pojęcia, a także różne pragnienia i żądania prowadzące do wszelkiego rodzaju buntowniczych zachowań. To zaś bezpośrednio wpływa na relację człowieka z Bogiem, na jego wejście w życie i przemianę usposobienia. Nie takie są intencje człowieka, gdy po raz pierwszy zaczyna wierzyć w Boga, nie tego w głębi serca pragnie i nie to ma nadzieję uczynić. Oto jakie są konsekwencje ludzkich pojęć dotyczących Boga. Jeżeli człowiekowi nie uda się pozbyć owych pojęć, to jego plany, los i przeznaczenie mogą stanąć pod znakiem zapytania.

Aby pozbyć się błędnych mniemań o Bogu, należy odrzucić własne pojęcia związane z Nim samym, z Jego dziełem, istotą i usposobieniem. By pozbyć się owych pojęć, człowiek musi je najpierw dostrzec, poznać i zrozumieć. Czym więc dokładnie są owe pojęcia? To sprowadza nas z powrotem do głównego tematu. Musimy zacząć od kilku praktycznych przykładów, aby odnieść się do owych pojęć i zachowań ludzi, uwidaczniając tym samym Boże intencje w owych konkretnych przypadkach, pozwalając człowiekowi zajrzeć w głąb Bożego serca i dostrzec, jakie jest Jego usposobienie i istota oraz w jaki sposób traktuje On ludzi, jak oni wyobrażają sobie, że powinien ich traktować, a także umożliwiając im dokonanie rozróżnienia, objaśnienie i zestawienie owych dwóch perspektyw. To zaś może pomóc w zrozumieniu i zaakceptowaniu sposobu, w jaki Bóg obchodzi się z nimi i sprawuje nad nimi władzę, a także w pojmowaniu i przyjęciu Bożej istoty i Bożego usposobienia. Gdy ludzie dokładnie zrozumieją, w jaki sposób Bóg sprawuje nad nimi władzę i na czym polega Jego dzieło, nie będą już snuć pojęć na Jego temat. Zniknie także bariera oddzielająca ich od Boga, a w ich sercach nie zrodzą się już skierowane przeciwko Niemu stany sprzeciwu i protestu. Podobne problemy wiążące się z buntowniczością i oporem wobec Boga można szybko rozwiązać dzięki lekturze Bożych słów i omawianiu prawdy. Bez względu na to, do którego aspektu owych pojęć się odnosimy, zawsze trzeba zacząć od lektury Bożych słów i omówienia prawdy. Wszystko musi być powiązane z prawdą, wszystko jej dotyczy. Czym zatem są owe ludzkie pojęcia? Zacznijmy od rozważań na temat Bożego dzieła, podczas których posłużymy się konkretnymi przykładami po to, by objaśnić zasady leżące u jego podstaw. Omówimy także reguły i metody, jakie Bóg stosuje, obchodząc się z ludźmi i władając nimi. Przykłady mogą odnosić się do metody leżącej u podstaw Bożego dzieła albo metody, za pomocą której Bóg klasyfikuje daną osobę i wyznacza jej wynik; mogą też dotyczyć Bożego usposobienia i Bożej istoty. Czy sądzicie, iż właściwym byłoby, gdybyśmy przy pomocy pustosłowia próbowali objaśnić te kwestie; omawiali to, jaki jest Bóg, czego dokonał i jak obchodził się z ludźmi w ciągu sześciu tysięcy lat czynienia swego dzieła? Czy byłoby wam łatwo to przyswoić? A czy łatwo byłoby to pojąć, gdybyśmy rozmawiali chociażby o tym, jak Bóg działał przez sześć tysięcy lat, jak w drugiej fazie swego dzieła dokonywał go w Judei, czy też o tym, jak obchodził się On wówczas z narodem żydowskim i w jaki sposób, biorąc to pod uwagę, należy przyglądać się Bożemu usposobieniu? (Nie byłoby to łatwe). Czy łatwiej byłoby to zrozumieć, gdybyśmy porozmawiali na przykład o tym, w jaki sposób Bóg rządzi światem: jak obchodzi się z ludźmi należącymi do różnych grup etnicznych, co myśli, w jaki sposób wytycza im terytoria i dlaczego umieszcza ich na różnych obszarach, zwłaszcza zaś o tym, dlaczego niektóre dobre osoby trafiają w gorsze miejsca, podczas gdy te złe – w lepsze, a także o tym, jakimi zasadami kieruje się Bóg, tak wszystkim rozporządzając, i gdybyśmy przez ten pryzmat przyjrzeli się Bożym metodom rządzenia ludzkością? (Nie byłoby to łatwiejsze). Czyż tematy te nie są dość odległe od przemian usposobienia, jakich doświadczają ludzie, i od ich codziennego wchodzenia w życie? Czyż nie są dość abstrakcyjne? (Są). Dlaczego twierdzimy, że tematy te są odległe i abstrakcyjne? Ponieważ w prawdziwym życiu samo zrozumienie prawd powiązanych z wizjami, jak choćby szczegółowe informacje o tym, jak Bóg włada ludzkością i jak ją prowadzi, zdaje się być nieco odległe od problemów, z jakimi borykamy się w naszym codziennym życiu, i nie ma dla nas większego znaczenia. Aby odnieść się do realnych problemów, trzeba zacząć od przykładów czegoś, co możecie sami usłyszeć, ujrzeć i odczuć w swoim własnym życiu, i stąd wyprowadzić dalsze rozważania. Nieważne, jakie opowiadam historie, z jakimi ludźmi i wydarzeniami są one związane ani czy odnoszą się do czegoś, co robiłeś w przeszłości – ostatecznie służą one temu, by pomóc ci zrozumieć prawdy powiązane z omawianym dziś tematem. Każda opowiedziana historia czemuś służy, każda odnosi się do konkretnej wartości, jaką ma przekazać, oraz do prawdy, którą wyraża.

Przejdźmy zatem do naszych historii. Oto pierwszy przypadek. Dawno temu pewien kościół przysłał butelkę syropu na kaszel, wyjaśniając: „Bóg stale przemawia do nas i naucza, a czasami, gdy mówi zbyt dużo, kaszle. Chcąc sprawić, by Boże nauczanie było płynniejsze, a kaszel mniej dokuczliwy, wysyłamy ten oto syrop”. Gdy butelka syropu dotarła na miejsce, pewien mężczyzna ujrzał ją i rzekł: „Podobno to syrop na kaszel, ale kto wie, jak naprawdę działa. Nie możemy tak po prostu dać go Bogu do wypicia – może okazać się szkodliwy. To jest lekarstwo, a każde lekarstwo zawiera toksyny. Spożycie go może mieć skutki uboczne!”. Ci, którzy usłyszeli to, co mówił, pomyśleli: „Człowiek ten jest bardzo ostrożny. W takim razie nie możemy podać syropu Bogu”. W owym czasie lekarstwo nie było mi potrzebne, więc pomyślałem, że zachowam je na później, i na tym sprawa się skończyła. Ale czy to już koniec tej historii? Nie, historia owego leku tego dnia dopiero się rozpoczęła. Pewnego razu ktoś odkrył, że ów człowiek sam pił ten syrop na kaszel, a gdy doszło do odkrycia, w butelce została już tylko połowa leku. Łatwo zgadnąć, co wydarzyło się później: człowiek ten wypił wszystko. Oto cała historia. Zastanówcie się, co to ma wspólnego z pojęciami, o których dzisiaj rozmawiamy. Po pierwsze, odpowiedzcie na pytanie, czy ta historia wami wstrząsnęła, czy was poruszyła? (Tak). Jakie są wasze przemyślenia po jej wysłuchaniu? Co was w niej poruszyło? Z reguły ludzie, których poruszyła ta historia, myślą: „Ależ to była ofiara złożona Bogu! Jak ktoś mógł go wypić?”. To pierwsza rzecz, która sprawia, że są poruszeni. Drugą ich myślą jest: „Ten człowiek pił i pił, nie mogę uwierzyć, że wypił wszystko!”. Poza tym, że jesteście poruszeni, co jeszcze przychodzi wam do głowy? Jaka waszym zdaniem mogłaby być Boża reakcja, biorąc pod uwagę to, co uczynił ów człowiek – wszystkie jego postępki, czyli każdy najdrobniejszy element tej historii. Jak postąpiłby Bóg? Co powinien uczynić? W jaki sposób powinien potraktować tego człowieka? Czy nie stąd właśnie biorą się ludzkie pojęcia? Odłóżmy na bok istotę tego, co tak was poruszyło, i porozmawiajmy o tym, czy samo to poruszenie może przynieść wam jakąkolwiek korzyść. Gdy ludzie są poruszeni, odczuwają jedynie pewien dyskomfort sumienia, lecz nie są w stanie wyraźnie wypowiedzieć się na temat tego, co się wydarzyło. Może się również zdarzyć, że będą potępiać i ganić bohatera historii ze względów etycznych czy moralnych, z uwagi na teorie teologiczne lub słowa i doktryny – jednak wszystko to nie jest tożsame z prawdą. Jeżeli chcemy dotrzeć do prawdy, to musimy pozbyć się problemów, jakimi są zarówno ludzkie pojęcia powstałe w związku z samym wydarzeniem, jak i oczekiwania w kwestii tego, co Bóg powinien uczynić. Najważniejsze w tej historii są ludzkie pojęcia i myśli związane z tym, jak Bóg powinien postąpić w opisanej sytuacji. Nie koncentruj się jedynie na swojej reakcji emocjonalnej; to, że coś cię porusza, nie rozwiąże problemu twojej buntowniczości. Może się zdarzyć, że pewnego dnia i ty odnajdziesz pośród ofiar składanych Bogu coś, co szczególnie ci się spodoba lub coś, czego bardzo potrzebujesz, i poczujesz pokusę, by zagarnąć to dla siebie – taka sytuacja w ogóle by cię nie poruszyła. Twoje obecne poruszenie jest jedynie kwestią sumienia, wynikiem moralnych standardów, jakimi kieruje się ludzkość; nie jest to element prawdy. Jeżeli potrafisz pozbyć się pojęć narosłych w związku z ową sytuacją, to zrozumiesz zawartą w niej prawdę. Pozbędziesz się wszelkich pojęć i błędnych mniemań, jakie w takich sprawach i sytuacjach żywisz względem Boga, zrozumiesz prawdę i rzeczywiście coś zyskasz. Zastanów się teraz, jakiego rodzaju pojęcia ludzie mogą sobie wyrobić w tej sytuacji. Które z nich mogą doprowadzić do błędnych mniemań o Bogu, do formowania się bariery między Nim a tobą, a nawet do sprzeciwu wobec Niego? Właśnie to powinniśmy omówić. Powiedz: czy kiedy to się wydarzyło, ów człowiek miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia? (Nie). Skąd masz pewność? (Przecież wypił cały syrop na kaszel). Stosunkowo łatwo to przeanalizować, czyż nie? Od pierwszego do ostatniego łyku nie powściągnął się i nie przestał pić. Gdyby tylko posmakował syropu i na tym poprzestał, oznaczałoby to, że dręczą go wyrzuty sumienia: istotnie, powstrzymałby się i nie pił dalej. On jednak tego nie uczynił i wypił calusieńką butelkę. Gdyby syropu było więcej, piłby dalej. To pokazuje, iż nie odczuwał on żadnych wyrzutów sumienia – tak to wygląda z człowieczej perspektywy. A jak na tę sprawę patrzy Bóg? Właśnie to powinniście zrozumieć. Przyglądając się temu, w jaki sposób Bóg odnosi się do owej sytuacji, jak ją ocenia i charakteryzuje, jesteście w stanie dostrzec usposobienie i istotę Boga, a także rozeznać się w zasadach i metodach Jego postępowania. Jednocześnie przy tej okazji mogą się ujawnić pewne ludzkie pojęcia, które każą ludziom powiedzieć: „A więc taki jest stosunek Boga do ludzi; to tak Bóg z nimi postępuje. Wcześniej nie przyszło mi to do głowy”. Fakt, iż do tej pory nie przeszło ci to przez myśl, ujawnia istnienie bariery pomiędzy tobą a Bogiem, to, że jesteś zdolny do wytworzenia w sobie błędnych mniemań na Jego temat, oraz to, że masz pewne wyobrażenia o tym, jak Bóg postępuje i co czyni w tym względzie. Jak zatem Bóg postąpił w obliczu tej sytuacji? Bohater historii powiedział: „To jest lekarstwo, a każde lekarstwo zawiera toksyny. Nie możemy tak po prostu dać go Bogu do wypicia – spożycie go może mieć skutki uboczne”. Jaka intencja czy jaki cel kryły się za jego słowami? Czy słowa te były zgodne z prawdą, czy fałszywe? Nie, nie były one zgodne z prawdą, lecz podstępne, fałszywe i nieszczere. Późniejsze czyny owego człowieka oraz wszystko to, co ujawnił, jasno pokazały, co działo się w jego sercu. Czy Bóg uczynił cokolwiek w związku z jego fałszywymi słowami i czynami? (Nie). Skąd wiemy, że nic nie uczynił? Kiedy ów człowiek wypowiadał te słowa, nie był szczery, lecz fałszywy. Bóg jedynie przyglądał się temu z boku, nie czyniąc ani pozytywnego dzieła, którym byłoby przewodnictwo, ani tego negatywnego, polegającego na czynieniu wymówek. Czasem ludzie odczuwają wyrzuty sumienia – to oznacza, iż Bóg czyni w nich dzieło. Czy również ów człowiek tak się wówczas czuł? (Nie). Nie tylko nie odczuwał on wyrzutów sumienia, lecz także wypowiadał się w górnolotny sposób. Bóg nie czynił mu wymówek – On po prostu go obserwował. Dlaczego? Czy obserwował go po to, by zobaczyć, jak rozwinie się sytuacja? (Nie). Niekoniecznie. Czyż Bóg nie rozumie człowieka już w momencie, gdy ten staje w obliczu jakiejś sytuacji, jeszcze zanim człowiek podejmie decyzję o tym, co należy uczynić, lub czegokolwiek dokona? (Tak). Bóg pojmuje nie tylko to, jacy ludzie są na pozór, lecz także dostrzega to, co znajduje się w ich wnętrzu: to, czy ich serce jest dobre, czy złe, szczere czy fałszywe; to, jaka jest rzeczywista postawa ludzi wobec Boga, czy mają Go w sercu, czy żywią prawdziwą wiarę – Bóg wie to wszystko zawczasu; ma na to niezbite dowody i stale prowadzi obserwacje. Co uczynił Bóg, usłyszawszy tego człowieka? Po pierwsze, nie czynił mu wyrzutów; po drugie, nie oświecił go ani nie uświadomił mu, iż ów lek stanowił ofiarę – tej zaś ludzie nie powinni nierozważnie ruszać. Czy Bóg musi powiedzieć to ludziom wprost, tak by mieli tę świadomość? (Nie). Owa świadomość powinna cechować zwykłe człowieczeństwo. Niektórzy mogą mówić: „Są tacy, którzy po prostu tego nie wiedzą. Ty byś im nie powiedział? Czy nie jest tak, że gdy po prostu im to powiesz, to będą wiedzieli? Niewiedza zwalnia z grzechu: teraz tego nie wiedzą, lecz gdyby wiedzieli, nie popełniliby takiego błędu, nieprawdaż? Czy to by ich nie chroniło?”. Czy Bóg tak postąpił? (Nie). Dlaczego? Z jednej strony bohater tej historii powinien był wiedzieć, że „jest to ofiara przeznaczona dla Boga – tej zaś ludzie nie powinni ruszać”. Z drugiej jednak strony, jeżeli tego nie wiedział, to dlaczego Bóg mu tego nie wyjaśnił? Dlaczego mu tego nie uświadomił, powstrzymując tym samym przed owym czynem i jego konsekwencjami? Czy gdyby Bóg mu to powiedział, nie ukazałoby to lepiej szczerości Jego intencji zbawienia ludzi? Czy nie ujawniłoby to wyraźniej Bożej miłości? Dlaczego zatem Bóg tego nie uczynił? (Ponieważ chciał ujawnić owego człowieka). Tak, Bóg pragnął go ujawnić. To nie przypadek, że stajesz w obliczu pewnych sytuacji. Dana sytuacja może prowadzić cię do zbawienia lub do zniszczenia. W takich chwilach Bóg obserwuje, milczy, nie aranżuje specjalnych warunków, by ci coś podpowiedzieć, ani nie oświeca cię słowami w rodzaju: „Nie wolno ci tego czynić; konsekwencje byłyby niewyobrażalne” lub „Takie postępowanie jest pozbawione rozumu i człowieczeństwa”. Ludzie nie mają takiej świadomości. Jej brak jest w pewnym sensie spowodowany tym, iż Bóg nie udzielił im w odpowiednim momencie żadnej podpowiedzi – Bóg nie zareagował. Inne pytanie brzmi: czy jeżeli dany człowiek ma sumienie i pewną dozę człowieczeństwa, to Bóg jest w stanie na tym fundamencie podjąć jakiekolwiek działanie? (Tak). Zgadza się. Bóg obdarzyłby takiego człowieka ową łaską. Dlaczego więc zignorował tę konkretną sytuację? Jednym z powodów jest to, iż wspomnianemu człowiekowi brakowało sumienia i rozumu, nie miał on godności ani zwykłego człowieczeństwa, i nie odznaczał się prawością. Wcale też do tego nie dążył; nie miał Boga w sercu i nie był prawdziwym wierzącym. Dlatego Bóg pragnął go ujawnić poprzez tę sytuację. Czasem podobne ujawnienie jest formą zbawienia, a czasem nie – Bóg celowo działa w ten sposób. Jeżeli masz sumienie i rozum, to bycie ujawnionym przez Boga stanowi próbę oraz formę zbawienia. Jeżeli zaś nie masz ani sumienia, ani rozumu, to Bóg, ujawniając cię, tym samym eliminuje cię i niszczy. Co więc, z dzisiejszej perspektywy, oznaczało dla Boga ujawnienie owego człowieka? Oznaczało bycie wyeliminowanym; to nie było błogosławieństwo, lecz przekleństwo. Niektórzy mówią: „Ten człowiek popełnił tak wielki błąd, że aż wstyd. Czy w momencie, w którym zaczął potajemnie pić ów syrop, Bóg nie mógł stworzyć odpowiednich warunków, które skłoniłyby go do zaprzestania tego procederu? W efekcie nie popełniłby przecież wspomnianego błędu i nie zostałby wyeliminowany”. Czy Bóg tak właśnie postąpił? (Nie). Co zatem uczynił? (Pozwolił, by sytuacja rozwijała się własnym torem). Bóg pozwolił, by sprawy toczyły się własnym torem – jest to jedna z Jego zasad. Czy po tym, jak ów mężczyzna otworzył butelkę syropu, pomiędzy pierwszym a ostatnim łykiem nastąpiła w nim jakakolwiek przemiana natury? (Nie). Dlaczego? (Ów człowiek taki właśnie jest w swej istocie). Cała ta sytuacja ujawniła jego człowieczeństwo, dążenia oraz wiarę.

W czasach Starego Testamentu Ezaw sprzedał swoje pierworództwo za miskę soczewicy. Nie miał pojęcia o tym, co tak naprawdę jest ważne i wartościowe, pytał więc: „Czemu niby to prawo pierworództwa jest takie istotne? Nic się nie stanie, jeśli je przehandluję; wciąż będę żyw, czyż nie?”. Właśnie taka myśl pojawiła się w jego sercu. Być może nawet podszedł do problemu dość realistycznie, lecz utracił Boże błogosławieństwo, a to niesie za sobą niewyobrażalne konsekwencje. Obecnie w kościele jest wielu ludzi, którzy nie dążą do prawdy. Nie podchodzą oni poważnie do Bożych obietnic i błogosławieństw. Czyż nie jest to w swej naturze tożsame z utratą pierworództwa? A może to nawet coś poważniejszego? Ludzie mają tylko jedną szansę na Boże zbawienie; jeżeli z niej nie skorzystają, to będzie po wszystkim. Pewien człowiek został nawet ostatecznie wyeliminowany jedynie z powodu butelki syropu, takie coś przehandlował za wynik w postaci zniszczenia – to się po prostu w głowie nie mieści! W rzeczywistości nie ma w tym nic nieprzeniknionego. Dlaczego tak mówię? To zdarzenie może wydawać się nieistotne. Gdyby doszło do niego pośród ludzi, nie zostałoby uznane za poważne. To tak, jak w przypadku popełnienia przestępstwa, na przykład kradzieży czy uszkodzenia ciała; co najwyżej poniesiesz karę po śmierci, a następnie odrodzisz się w ludzkiej postaci po kilku cyklach reinkarnacji. Nie miałoby to dużego znaczenia. A czy sytuacja, którą teraz opisuję, jest równie prosta? (Nie). Dlaczego twierdzimy, że nie jest prosta? Dlaczego zasługuje na omówienie? Zacznijmy od owej butelki syropu. Właściwie syrop na kaszel sam w sobie nie miał wielkiej wartości, lecz w momencie, gdy ofiarowano go Bogu, jego istota uległa zmianie: od tej pory stanowił ofiarę. Niektórzy mówią: „Ofiary są święte; nie należą do ludzi – ludzie nie powinni ich ruszać”. Te słowa również są słuszne. Czym jest ofiara? Jest to coś, co człowiek poświęca Bogu – nazywamy to ofiarą niezależnie od tego, co to dokładnie jest. Ofiary należą do Boga, a zatem nie należą już do człowieka. Nieważne, co zostaje złożone Bogu w ofierze – czy są to pieniądze, czy dobra materialne – i jaka jest jej wartość, należy ona w całości do Boga i człowiek nie może nią dysponować ani jej używać. Jak zatem należy postrzegać ofiary składane Bogu? One należą do Boga i tylko Bóg może nimi rozporządzać, nikt też bez Jego zgody nie ma prawa ich tknąć ani snuć wobec nich planów. Niektórzy pytają: „Skoro Bóg czegoś nie używa, to dlaczego my nie możemy? Czy nie byłoby szkoda, gdyby to się po pewnym czasie zmarnowało?”. Nie, nawet wtedy ludziom nie wolno tego tknąć – taka jest zasada. Ofiary składane Bogu należą do Niego, a nie do człowieka; bez względu na to, czy są duże, czy małe, wartościowe, czy też nie – kiedy już człowiek je złoży, ich istota ulega zmianie, i nie ma znaczenia, czy Bóg ich pragnie. Gdy dany przedmiot zostaje złożony jako ofiara, staje się własnością Stwórcy i jedynie On może nim dysponować. O czym świadczy sposób, w jaki człowiek obchodzi się z ofiarami? O jego stosunku do Boga. Jeżeli postawa danej osoby wobec Boga jest impertynencka, pełna pogardy i lekceważenia, to z pewnością tak samo osoba ta zachowa się względem wszystkich rzeczy należących do Boga. Niektórzy mówią: „Zdarza się, że złożone w ofierze przedmioty leżą odłogiem. Czy nie należą one zatem do tego, kto wszedł w ich posiadanie? Nie wiem, czy o tym słyszeliście, ale obowiązuje zasada »znalezione nie kradzione«; każdy, kto położy rękę na tych rzeczach, staje się ich właścicielem”. Co sądzisz o takim założeniu? Dość wyraźnie widać, że jest ono błędne. A jaki jest stosunek Boga do składanych Mu ofiar? Bez względu na to, co otrzymuje On w ofierze i czy ją przyjmuje – w momencie, w którym dany przedmiot zostaje uznany za ofiarę, każdy, kto ma wobec niego jakiekolwiek plany, może „wejść na minę”. Co to znaczy? (To znaczy, że ktoś taki obraża Boże usposobienie). Zgadza się. Wszyscy znacie tę zasadę, dlaczego więc nie dostrzegacie istoty sprawy? Czego ludzie dowiadują się dzięki tej sprawie? Tego, że usposobienie Boga nie toleruje żadnych wykroczeń ze strony ludzi i że nie powinni oni majstrować przy rzeczach, które do Niego należą. Weźmy ofiary składane Bogu: gdyby ktoś je sobie przywłaszczył lub zmarnował i roztrwonił, ryzykowałby, że obrazi Boże usposobienie i zostanie ukarany. Boży gniew rządzi się określonymi zasadami; nie jest tak, jak ludzie to sobie wyobrażają, a mianowicie, że Bóg rzuca się na każdego, kto popełni błąd. Jego gniew wzbiera przede wszystkim wtedy, gdy ktoś obraża Go w odniesieniu do zasadniczych, najważniejszych kwestii. Zwłaszcza gdy chodzi o podejście do Bożego wcielenia i ofiar Jemu składanych, ludzie muszą wykazać się ostrożnością i bogobojnym sercem – jedynie w ten sposób zyskają pewność, że nie obrażą Bożego usposobienia.

Część ludzi pokłada wiarę w Bogu, jest zdolna ponieść koszty na Jego rzecz i zapłacić cenę, uzyskując tym samym dobre wyniki we wszystkich aspektach, z wyjątkiem jednego. Widząc obfitość zasobów domu Bożego i wiedząc, że wybrańcy Boga składają Mu w ofierze nie tylko pieniądze, lecz także żywność, odzież i rozmaite lekarstwa, taki człowiek myśli: „Wybrańcy Boga ofiarowują Mu tak wiele rzeczy, że On sam nie jest w stanie z nich skorzystać. Nawet przedmioty, które mogłyby posłużyć do głoszenia ewangelii, będą leżały odłogiem. Co więc należy z nimi uczynić? A może przywódcy i pracownicy również powinni mieć do nich dostęp?”. Ów człowiek zaczyna się niepokoić i odczuwać wzburzenie, sprawa ta zaczyna mu ciążyć, a w głowie pojawiają się takie myśli: „Teraz, gdy jestem odpowiedzialny za owe ofiary, powinienem z nich skorzystać. Czyż w przeciwnym razie wszystkie one nie przepadną, gdy świat zostanie unicestwiony? Sprawiedliwe jest rozdzielanie ich pomiędzy przywódców i pracowników. Wszyscy mieszkańcy domu Bożego są równi; skoro poświęciliśmy się Bogu, to Jego rzeczy należą do nas, a nasze do Niego. Nic wielkiego się nie stanie, jeżeli spożytkuję niektóre z ofiar złożonych Bogu – i tak stanowią one cząstkę Bożego błogosławieństwa. Nie muszę się krępować, mogę po prostu ich użyć”. Takie myśli sprawiają, że ów człowiek ulega pokusie. Jego pragnienia coraz bardziej się rozdymają; zaczyna on pożądać ofiar i przywłaszczać je sobie, nie czując w sercu żadnych wyrzutów. Sądzi, iż nikt się o tym nie dowie, i dodaje sobie otuchy takimi słowami: „Poniosłem koszty na rzecz Boga, a skorzystanie z kilku złożonych ofiar to nic takiego. Nawet jeżeli Bóg się o tym dowie, wybaczy mi. Użyję teraz tylko kilku z nich”. W efekcie człowiek ten przystępuje do kradzieży ofiar, obrażając tym samym Boże usposobienie. Z pozoru znajduje dla siebie wiele wymówek, takich jak: „Jeżeli rzeczy te nie zostaną wykorzystane, to po pewnym czasie się zmarnują! Bóg sam nie jest w stanie ich spożytkować, ale jest ich też za mało, by rozdzielić je równo między wszystkich. Dlaczego ja nie miałbym się tym zająć? I co jeśli nie uda się wydać wszystkich tych pieniędzy przed końcem świata? Każdy z nas powinien dostać swoją część – to również świadczy o Bożej miłości i łasce! Choć Bóg nic takiego nie powiedział i nie istnieje taka zasada, dlaczego nie mielibyśmy być zapobiegawczy? Takie postępowanie jest zgodne z zasadami!”. Ów człowiek wymyśla przeróżne górnolotnie brzmiące powody, a następnie przystępuje do działania. Lecz gdy już zacznie to czynić, sprawy wymykają mu się spod kontroli i odczuwa w sercu coraz mniej wyrzutów. Być może czuje się wręcz usprawiedliwiony i myśli: „Skoro Bóg tego nie potrzebuje, to powinienem z tego korzystać. Przecież to żaden problem”. W tym momencie sprawy przybierają zły obrót. Jak sądzicie: czy ta kwestia ma duże znaczenie? Czy to poważna sprawa? (Tak). Dlaczego twierdzimy, że sprawa jest poważna? Czy warto ją omawiać? (Tak). Co sprawia, iż jest ona warta omówienia? (To, że wiąże się z Bożym usposobieniem, a także wynikiem i przeznaczeniem człowieka). To istotny problem, a jego natura jest poważna. Przed czym zatem powinienem was przestrzec? Niech nigdy nie przyjdzie wam do głowy, by położyć rękę na ofiarach. Niektórzy mówią: „To nie w porządku; przecież ofiary składane przez braci i siostry mają służyć domowi Bożemu, kościołowi. To czyni je wspólną własnością wszystkich”. Czy te słowa są słuszne? Jakie jest ich źródło? Takie teorie biorą się z ludzkiej chciwości. Z czym jeszcze wiąże się ów problem? Jest jeszcze jedna kwestia, której do tej pory nie poruszyliśmy. Co to takiego? Niektórzy myślą tak: „Dom Boży to jedna wielka rodzina. By było tak jak w dobrej rodzinie, musi tu panować miłość i tolerancja; ludzie powinni dzielić się jedzeniem, piciem i innymi dobrami; rzeczy te należy zaś rozdzielić równo między wszystkich. Dla przykładu: każdy powinien otrzymać ubranie; odzież należy bowiem rozdzielić równo między wszystkich. Bóg nie okazuje nikomu specjalnych względów; jeżeli kogoś nie stać nawet na skarpetki, a Bóg ma kilka dodatkowych par, to powinien pomóc takiemu człowiekowi i podarować mu jedną z nich. Co więcej, owe ofiary zostały złożone przez braci i siostry; Bóg ma ich już tak wiele, czyż więc nie należałoby rozdać ich ubogim? Czy nie byłoby to wyrazem Bożej miłości?”. Czy ludzie myślą w ten sposób? Czyż to wszystko nie są ludzkie pojęcia? Ludzie z przekonaniem roszczą sobie prawo do Bożej własności, eufemistycznie nazywając to Bożą łaską, Bożymi błogosławieństwami czy wielką miłością Boga. Stale chcą równo dzielić się wszystkim z Bogiem i cały czas dążą do egalitaryzmu. Sądzą, iż symbolizuje to jedność wszechświata, człowieczą harmonię i egzystencję przynoszącą spełnienie, i uważają, że właśnie do takiego stanu rzeczy należy doprowadzić. Czyż to nie są ludzkie pojęcia? W domu Bożym uważa się zwłaszcza, że nikt nie powinien chodzić głodny. Jeżeli człowiek odczuwa głód, to powinnością Boga jest wspomóc go swoimi ofiarami; nie może ignorować tej sprawy. Czy owa podkreślana przez ludzi „powinność” nie jest pewnego rodzaju pojęciem? Czyż nie jest to żądanie wysuwane przez ludzi wobec Boga? Niektórzy, po tym, jak uwierzyli w Boga, mówią: „Tyle lat wierzyłem w Boga i nic nie zyskałem; moja rodzina nadal żyje w ubóstwie. Tak nie powinno być; Bóg powinien być dla mnie łaskawy, powinien mi błogosławić, abym mógł mocniej Go wielbić”. Jako że twoja rodzina jest uboga, nie dążysz do prawdy; liczysz na poprawę swego nędznego położenia na drodze wiary w Boga i wykorzystujesz wysławianie Go jako pretekst, by się z Nim targować. Wszystko to są ludzkie pojęcia i wyobrażenia; wygórowane człowiecze pragnienia. Czy tak motywowana wiara nie jest formą targowania się z Bogiem? Czy ci, którzy się z Nim targują, mają sumienie i rozum? Czy tacy ludzie okazują Bogu posłuszeństwo? Absolutnie nie. Brak im sumienia i rozumu, nie przyjmują prawdy; są wzgardzeni przez Boga, nierozsądni i niezdolni do tego, by dostąpić Bożego zbawienia.

Obecnie zdarzały się różne rzadkie katastrofy, a według Biblii w przyszłości będą jeszcze większe. Jak więc zyskać Bożą ochronę podczas wielkiej katastrofy? Skontaktuj się z nami, a pomożemy Ci znaleźć drogę.

Połącz się z nami w Messengerze