Trzymanie się swego miejsca w pełnieniu obowiązku przynosi spokój
Autorstwa Jiang Ling, Hiszpania
W miarę jak szerzy się ewangelia o królestwie, coraz więcej ludzi bada i przyjmuje dzieło Boże w dniach ostatecznych, a nasi bracia i siostry bardzo zajęci są głoszeniem dobrej nowiny i podlewaniem nowych wyznawców. Widząc, że niektórzy z braci i sióstr z mojego otoczenia zostali przeniesieni do głoszenia ewangelii, byłam bardzo podekscytowana. Bóg ukazał się i działał w ciele przez trzydzieści lat. Jego dzieło zbliża się do końca, zaczęły się wielkie katastrofy, i dziś właśnie jest kluczowy moment na to, by głosić ewangelię o królestwie. Jej szerzenie jest najwspanialszym z dobrych uczynków, więc gdybym i ja mogła tym właśnie się zajmować, i sprowadzać więcej ludzi przed oblicze Boga, byłoby wspaniale. Bóg z pewnością zapamiętałby to i by mi błogosławił. Wyczekiwałam więc dnia, gdy głoszenie ewangelii stanie się również i moim obowiązkiem. I choć wiedziałam, że jestem najdłużej w naszym zespole, i pełnię funkcję jego przywódczyni, przez co takie przeniesienie było mało prawdopodobne, i tak wyczekiwałam dnia, kiedy będę mogła szerzyć ewangelię.
Na jednym ze spotkań słyszałam, jak bracia i siostry, którzy głosili dobrą nowinę, rozmawiali we wspólnocie o tym, jak zdają się na Boga, by krok po kroku sprowadzać przed Jego oblicze nowo nawróconych i jak dostrzegają przy tym przejawy Bożego prowadzenia i zyskują więcej ufności w Boga. Gdy o tym usłyszałam, bardzo im zazdrościłam. Oni głosili dobrą nowinę, aby pozyskać ludzi, i wnosili swój wkład w dzieło kościoła, ale co ze mną? Ja spędzałam całe dnie obrabiając zdjęcia, i nawet nie wiedziałam, jaką rolę odgrywa moja praca w szerzeniu ewangelii. Nie mogłam więc przestać się martwić, że nie wnoszę zbyt wielkiego wkładu w dzieło domu Bożego. Gdyby nadal tak miało być, to trudno było stwierdzić, czy zdołam przetrwać, gdy dzieło Boże dobiegnie końca. Ale ciągle byłam zajęta obrabianiem zdjęć, więc nigdy nie miałam na to czasu. Myślałam sobie: „Skoro nie mogę szerzyć dobrej nowiny, mogę przynajmniej zrobić więcej zdjęć, którymi moi bracia i siostry będą się posługiwać przy głoszeniu ewangelii. W ten sposób także i ja będę mieć swój wkład w owoce dzieła ewangelizacji”. Tak naprawdę, by osiągnąć pożądany efekt, przy niektórych zdjęciach wystarczała jedna wersja, ale ja zawsze chciałam stworzyć dodatkową wersję, co oznaczało, że wykończenie zdjęć zabierało mi zawsze więcej czasu, a to opóźniało postępy w pracy. A w tamtym czasie nie byłam zanadto zainteresowana kierowaniem swoim zespołem, mającym uczyć się umiejętności zawodowych. Docierało do mnie niewyraźnie, że to niewłaściwa postawa, i czułam się trochę winna, ale nie zastanawiałam się nad sobą. Byłam kompletnie zaskoczona, gdy wiele zdjęć, które przygotowałam z myślą o głoszeniu ewangelii, zostało przez przypadek skasowanych i przepadło. Byłam wówczas bardzo zdenerwowana. Właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że dzieje się ze mną coś złego, zaczęłam więc się modlić, aby dociec, o co chodzi: „Boże, nie wiem, dlaczego tak się stało. Czy zrobiłam coś wbrew Twojej woli? Proszę, pokieruj mną, abym mogła się nad sobą zastanowić i poznać samą siebie”.
Na jednym ze spotkań przeczytałam taki oto fragment słowa Bożego: „W miarę jak Mój dzień się zbliża, ich pragnienie stale się wzmaga. A im większa katastrofa, tym bardziej sprawia, że stają się bezradni, nie wiedząc, od czego zacząć, aby sprawić Mi radość i uniknąć utraty błogosławieństw, do których tęsknili od dawna. Tacy ludzie są chętni do działania, aby służyć jako straż przednia, gdy tylko Moja ręka rozpoczyna dzieło. Myślą tylko o tym, by przedostać się na samo czoło oddziałów, żywiąc głęboką obawę, że ich nie dostrzegę. Robią i mówią to, co uważają za słuszne, kompletnie nie wiedząc, że ich uczynki i postępowanie nigdy nie miały nic wspólnego z prawdą i jedynie zakłócają Mój plan i kolidują z nim. Być może włożyli wielki wysiłek i szczerze pragnęli wytrwać mimo trudności, ale nic, co robią, nie ma ze Mną nic wspólnego, ponieważ nigdy nie widziałem, żeby ich uczynki pochodziły z dobrych pobudek, a tym bardziej nie widziałem, żeby składali cokolwiek na Moim ołtarzu. Takie są czyny, których dokonali przed Moim obliczem przez te wszystkie lata” („Powinniście zważać na wasze uczynki” w księdze „Słowo ukazuje się w ciele”). Rozważałam słowa Boże i zastanawiałam się nad tym, w jakim byłam ostatnio stanie. Zrozumiałam, że kiedy bracia i siostry z mojego otoczenia szli głosić dobrą nowinę, zaczęłam się ekscytować, ponieważ uważałam, że szerzenie ewangelii i sprowadzanie ludzi przed oblicze Boga jest tym, co Bóg najbardziej ceni, i że pełnienie tego właśnie obowiązku ma największą wartość. Ja jednak obrabiałam tylko zdjęcia, skromnie i bez rozgłosu, i nie sposób było jednoznacznie stwierdzić, na ile były one użyteczne przy głoszeniu ewangelii, więc się martwiłam, że jeśli nadal będę wykonywać ten obowiązek, nie zyskam zbyt wielu zasług ani dobrego przeznaczenia. Przypisywałam różną wartość poszczególnym obowiązkom, sądząc, że praca ewangelizacyjna jest więcej warta i daje większą szansę na to, że zostanie się pobłogosławionym, podczas gdy mój bieżący obowiązek był bezwartościowy i nie dawał większej nadziei na błogosławieństwa. Kiedy widziałam, z jakim entuzjazmem wszyscy szerzą ewangelię i podlewają nowych wyznawców, robiłam się zazdrosna i niespokojna. Chciałam sama dopisać się do zespołu ewangelizacyjnego, wepchnąć się do pierwszego szeregu, i wnosić wielki wkład w jego pracę, ponieważ sądziłam, że jeśli tak zrobię, Bóg z pewnością będzie mi błogosławił. Kiedy widziałam, że nie ma większej nadziei na to, bym mogła zająć się ewangelizacją, chciałam zrobić więcej zdjęć dla braci i sióstr szerzących dobrą nowinę, aby zwiększyć wartość pełnionego przeze mnie obowiązku, zupełnie nie dbając o to, że opóźnia to postępy w pracy. Dopiero później zrozumiałam, że wszystko, co robiłam, powodowane było moim pragnieniem uzyskania błogosławieństw. Nie robiłam tego przez wzgląd na wolę Bożą, ani żeby ponosić koszty dla Boga. Zdałam sobie również sprawę, że poprzez te usunięte zdjęcia Bóg posłużył się moim środowiskiem, by mi przypomnieć, abym się nad sobą zastanowiła i okazała skruchę, nim będzie za późno. Kiedy to sobie uświadomiłam, zrobiło mi się lżej na sercu, więc pomodliłam się do Boga, aby Mu powiedzieć, że chcę być posłuszna i z zadowoleniem wypełniać swój obowiązek.
Niedługo potem kolejni bracia i siostry z naszego zespołu poszli głosić ewangelię, i zostało nas tylko kilkoro. Natychmiast popadłam w zniechęcenie. Zaczęłam myśleć, że mój obowiązek jest zupełnie zbędny i pobawiony znaczenia. Myślałam sobie: „Jaki sens ma spędzanie mnóstwa czasu i wkładanie takiego wysiłku w przygotowywanie zdjęć i zdobywanie takich umiejętności? Pewnego dnia mogę ich już w ogóle nie potrzebować. Inni mają szansę głosić dobrą nowinę, nieść świadectwo o dziele Bożym, i sprowadzać ludzi przed oblicze Boga. Oto praca, która ma znaczenie i sens. Kiedy wreszcie będę mogła przestać obrabiać zdjęcia?”. Potem czułam się zgnębiona i przytłoczona. Ociągałam się ze spełnianiem swych codziennych obowiązków i nic mnie nie interesowało. Kiedy nakłaniałam swój zespół do uczenia się niezbędnych umiejętności, zachowywałam tylko pozory. Kiedy rankiem dzwonił budzik, czułam się rozleniwiona i nie chciało mi się wstać. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem w kiepskim stanie, i zapytałam samą siebie: „Ten obowiązek zawsze sprawiał mi radość, więc dlaczego teraz jestem nim taka znużona? Dlaczego cały czas chcę głosić ewangelię?”. Stanęłam przed Bogiem, aby zastanowić się nad sobą.
Pewnego dnia przeczytałam ten oto fragment słowa Bożego: „Przekonanie, że celem wiary w Boga jest uzyskanie błogosławieństw. Czy nie ma go w sercu każdego człowieka? Jest, to fakt. Chociaż ludzie nieczęsto o tym mówią, a nawet ukrywają motywację i pragnienie otrzymania błogosławieństw, to jednak ta motywacja i pragnienie w głębi ludzkich serc zawsze były niewzruszone. Bez względu na to, jak wiele duchowych teorii ludzie rozumieją, jakie mają doświadczenie i wiedzę, jakie obowiązki mogą wykonać, jak wiele cierpienia znoszą lub jak wysoką cenę płacą, nigdy nie porzucają motywacji do uzyskania błogosławieństw ukrytej głęboko w ich sercach i zawsze w milczeniu pracują w służbie dla niej. Czyż nie jest to coś, co tkwi najgłębiej w człowieku? Jak czulibyście się bez tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw? Z jakim nastawieniem wykonywalibyście swoje obowiązki? Co by się stało, gdyby pozbyto się tej motywacji do otrzymywania błogosławieństw, która kryje się w ludzkich sercach? Być może wielu ludzi ogarnęłoby zniechęcenie, a niektórzy staliby się zdemotywowani do wykonywania swoich obowiązków. Straciliby zainteresowanie swoją wiarą w Boga, tak jakby ich dusza zniknęła. Wyglądaliby tak, jakby wyrwano im duszę. Dlatego właśnie mówię, że motywacja do błogosławieństw tkwi w ludziach najgłębiej. Być może gdy wypełniali swoje obowiązki lub żyli życiem kościoła, czuli, że mogą porzucić swoje rodziny i z radością ponosić koszty dla Boga, i że teraz poznali swoją motywację do otrzymania błogosławieństw, odłożyli ją na bok i nie są już nią kierowani ani przez nią ograniczani. Wtedy pomyśleliby, że nie mają już motywacji, aby być błogosławionymi, ale Bóg uważa inaczej. Ludzie patrzą na sprawy tylko powierzchownie. Gdy nie są poddawani próbom, czują się dobrze sami ze sobą. O ile nie opuszczają kościoła, nie wypierają się imienia Bożego i nie przestają poświęcać się dla Boga, o tyle uważają, że się zmienili. Czują, że w wypełnianiu swoich obowiązków nie kierują się już osobistym entuzjazmem ani chwilowymi impulsami. Zamiast tego wierzą, że mogą dążyć do prawdy, nieustannie jej szukać i praktykować ją podczas wykonywania swoich obowiązków, dzięki czemu ich zepsute usposobienie może zostać oczyszczone, a oni sami mogą osiągnąć jakąś prawdziwą zmianę. Jednak kiedy dzieją się rzeczy, które są bezpośrednio związane z czyimś przeznaczeniem i końcem, zachowanie ludzi całkowicie ujawnia całą ich prawdę” („Sześć wskaźników rozwoju życiowego” w księdze „Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Słowo Boże objawiało mój prawdziwy stan. Przypomniało mi się, jak zaczynałam obrabiać zdjęcia i dowiedziałam się, jak ważne są profesjonalne umiejętności. Chcąc dobrze wykonywać swój obowiązek, skupiłam się wtedy na ich zdobywaniu. Potem zostałam przywódczynią zespołu. Chociaż wiedziałam, że będę musiała jeszcze ciężej pracować i znosić więcej cierpień, nigdy się od tego nie uchylałam. Sądziłam, że wnoszenie swojego wkładu poprzez pełnienie ważnych obowiązków zostanie pobłogosławione przez Boga, i że im wyższą zapłacę cenę, tym więcej otrzymam. Kiedy widziałam, że w naszym zespole jest coraz mniej ludzi, zaczęłam podejrzewać, że tego rodzaju obowiązek musi być mało istotny i że pewnie nie mam przed sobą żadnych perspektyw rozwoju w dziedzinie obrabiania zdjęć, więc naprawdę już nie chciałam pełnić tego obowiązku. Nawet gdybym mogła przy jego wykonywaniu w pełni wykorzystać swoje atuty, nie chciałam go wypełniać. Znacznie bardziej interesowało mnie szerzenie ewangelii. W tym czasie prawie wcale nie myślałam o swoich zadaniach, co sprawiało, że byłam znacznie mniej efektywna w pracy. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że w mojej wierze w Boga to pragnienie błogosławieństw nigdy się nie zmieniło. Chciałam wykorzystać swój obowiązek i wnosić swój wkład w zamian za piękne przeznaczenie. W ciągu ostatnich kilku lat, kiedy wierzyłam w Boga, doświadczyłam wielu różnych środowisk, i sądziłam, że moje dążenia w wierze w Boga uległy zmianie. Teraz, myślałam, naprawdę zaczęłam ponosić koszty dla Boga, ale fakty obnażyły fałsz tkwiący w mej wierze w Boga oraz moją rzeczywistą postawę. Kiedy mój obowiązek nie był w stanie spełnić mego pragnienia błogosławieństw, zwróciłam się przeciwko niemu, opierałam się przed wypełnianiem go i przestałam się weń angażować. Jak mogłabym stwierdzić, że mam sumienie, albo choć odrobinę człowieczeństwa? Kiedy o tym myślałam, czułam się winna i wielce skruszona. Ze łzami w oczach modliłam się: „Boże, jestem taka nieposłuszna! Dziękuję, że posłużyłeś się tym środowiskiem, aby mnie ujawnić i pozwolić mi dostrzec moje błędne dążenia w wierze w Boga. Nie chcę już w swej wierze dążyć do uzyskania błogosławieństw. Bez względu na to, jaki będę pełnić obowiązek, chcę jedynie podporządkować się Twoim zarządzeniom i ustaleniom, więc proszę, tak mną pokieruj, abym mogła lepiej poznać samą siebie”.
Następnego dnia podczas modlitwy przeczytałam pewien fragment słowa Bożego. Bóg mówi: „W dniach ostatecznych Bóg przychodzi wcielony, aby czynić dzieło, wyraża wiele prawd, wyjawia ludzkości wszystkie tajemnice Bożego planu zarządzania i dostarcza wszystkich prawd, które ludzie muszą zrozumieć i w które muszą wkroczyć, aby zostać zbawionymi. Te prawdy i te słowa Boga są skarbami dla wszystkich, którzy kochają rzeczy pozytywne. Prawdy te są zepsutej ludzkości potrzebne, są dla niej bezcennymi skarbami. Każda część Bożego słowa, wymagań i woli to rzeczy, które ludzie powinni zrozumieć i pojąć, to rzeczy, których ludzie muszą przestrzegać, aby osiągnąć zbawienie, to prawdy, które istoty ludzkie muszą zdobyć. Jednak antychryści traktują te słowa jak teorie i slogany, są na nie głusi, a nawet gardzą nimi i zaprzeczają im. Antychryści uważają to, co najcenniejsze wśród ludzkości, za kłamstwa szarlatanów. Wierzą, że na świecie nie ma Zbawiciela, a tym bardziej prawdy czy rzeczy pozytywnych. Sądzą, że wszystko, co piękne lub pożyteczne, musi być zdobyte ludzkimi rękami i zagarnięte w ludzkiej walce. Antychryści uważają, że ludzie pozbawieni ambicji i marzeń nigdy nie osiągną sukcesu, ale ich serca są przepełnione chorobą i nienawiścią do prawdy wyrażonej przez Boga. Prawdy wyrażone przez Boga uważają za teorie i slogany, natomiast władzę, interesy, ambicje i pragnienia uważają za rzeczy słuszne, w które należy się angażować i do których należy dążyć. Służbę wykonywaną za pomocą swoich darów wykorzystują również jako środek do ubicia targu z Bogiem, starając się wejść do królestwa niebieskiego, otrzymać korony i cieszyć się większymi błogosławieństwami. Czy to nie jest złe? Jak oni interpretują wolę Bożą? Mówią: »Bóg określa, kto jest szefem, na podstawie tego, kto najwięcej dla Niego poświęca i cierpi, kto płaci najwyższą cenę. Określa, kto może wejść do królestwa i kto otrzyma korony, widząc, kto potrafi się angażować i mówić elokwentnie oraz kto ma ducha bandyty i potrafi zagarnąć rzeczy siłą. Jak powiedział Paweł: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8)«. Podążają za słowami Pawła i wierzą, że są one prawdziwe, ale ignorują Boże wymagania i wypowiedzi skierowane do ludzkości, myśląc: »Te rzeczy są nieistotne. Liczy się tylko to, że gdy stoczę swoją walkę i ukończę swój bieg, na końcu czeka na mnie korona. To jest prawda. Czy nie o to właśnie chodzi Bogu? Bóg wypowiedział wiele tysięcy słów i wygłosił niezliczoną ilość kazań. Chce powiedzieć ludziom, że jeśli chcecie mieć korony i nagrody, to musicie walczyć, zmagać się i je zdobyć«. Czyż nie taka jest logika antychrystów? W głębi serca antychryści tak właśnie postrzegają dzieło Boże i tak właśnie interpretują Boże słowo i plan zarządzania. Ich usposobienie jest złe, prawda? Przekręcają wolę Bożą, prawdę i wszystkie pozytywne rzeczy. Uważają Boży plan zbawienia ludzkości za nic innego jak transakcję, a obowiązek, którego wypełnienia Stwórca wymaga od ludzkości, za nic innego jak wywłaszczenie, agresję, oszustwo i transakcję. Czyż nie jest to złe usposobienie antychrystów? Antychryści wierzą, że otrzymać błogosławieństwo i wejść do królestwa niebieskiego mogą tylko na drodze transakcji, i że jest to sprawiedliwe, rozsądne i jak najbardziej uzasadnione. Czyż nie jest to logika zła? Czyż nie jest to szatańska logika? Antychryści zawsze mają takie poglądy i postawy w swoich sercach, co dowodzi, że usposobienie antychrystów jest złe” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część siódma)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Objawienie zawarte w słowie Bożym poruszyło me serce. Bóg wyraża prawdę, by zaopatrywać i zbawić ludzi. To właśnie jest wspaniałe zbawienie, jakim Bóg obdarza ludzkość, i ludzie winni miłować słowa Boże i stosować się do nich. Jednakże antychryści mają złe usposobienie i nigdy nie biorą na poważnie wyrażanej przez Boga prawdy. Zamiast tego przedkładają własny interes ponad wszystko inne. Biorą rzeczy pozytywne, takie jak wyrażanie przez Boga prawdy z myślą o zbawieniu ludzi, i wypaczają je oraz przeinaczają w transakcje pomiędzy ludźmi a Bogiem, myśląc, że ten, kto wykonuje więcej pracy i więcej cierpi, otrzyma od Boga większe błogosławieństwa. Ponoszą ofiary i koszty dla Boga, aby móc poprosić Go o zapłatę i osiągnąć swój cel, jakim jest zostanie pobłogosławionym. Kiedy w taki właśnie sposób wykonują swe obowiązki, oszukują i wykorzystują Boga, a także manipulują prawdą, i zostają wzgardzeni i potępieni przez Boga. Zdałam sobie sprawę, że moje motywacje i zapatrywania na moje dążenia w wierze w Boga i przy pełnieniu obowiązku były takie same jak u antychrystów. Postrzegałam Boże dzieło zbawienia ludzi jako transakcję i sądziłam, że moja wiara w Boga i pełnienie obowiązku winny być wynagradzane czymś w rodzaju pensji, jakby ten, kto więcej pracuje i wnosi większy wkład zasługiwał na największe wawrzyny i błogosławieństwa, ten zaś, kto pracuje mniej i mniej wnosi, nie miał większej nadziei na zbawienie. Dlatego też chciałam szerzyć ewangelię, nawet jeśli miałoby to być wyczerpujące albo trudne, a gdy moje pragnienia nie zostały spełnione, zaczęłam zaniedbywać się w pracy. W jaki zatem sposób moje dążenia, myśli i zapatrywania różniły się od dążeń i poglądów antychrystów oraz niewierzących? Wierzyłam w Boga, ale praktykowałam w myśl zasady „Każdy myśli tylko o sobie, a diabeł łapie ostatniego”, „Za darmo nie kiwnij nawet palcem”, i innych tego rodzaju szatańskich doktryn. We wszystkim zaś posługiwałam się własnym interesem, oceniając swój obowiązek i moje podejście do niego. Ciągle chciałam pełnić ważniejsze obowiązki, abym mogła bardziej się wyróżnić, i żeby wszyscy widzieli moje starania, ponieważ sądziłam, że w ten sposób będę mogła zyskać dobre przeznaczenie w mojej wierze. Moje poglądy na ludzkie dążenia i wszystkie moje działania były tak niegodziwe i złe! Jakże miałoby to być praktykowanie prawdy i wypełnianie obowiązku? Zaprzeczałam jedynie prawdzie i sprzeciwiałam się Bogu. Pomyślałam o Pawle, który w zamian za swe wysiłki chciał otrzymać koronę. Choć głosił ewangelię w całej Europie, wiele wycierpiał i zapłacił wysoką cenę, nie ponosił kosztów dla Boga ze szczerego serca, tylko pragnął nagród i chciał wejść do królestwa Bożego, i dlatego powiedział: „Dobrą walkę stoczyłem, bieg ukończyłem, wiarę zachowałem. Odtąd odłożona jest dla mnie korona sprawiedliwości” (2Tm 4:7-8). W słowach Pawła zawarte były groźby i wymagania pod adresem Boga. Paweł chciał w ten sposób powiedzieć, że jeśli Bóg nie da mu korony i go nie nagrodzi, okaże się niesprawiedliwy. Paweł wierzył w Boga przez wiele lat, a chociaż dużo podróżował i wiele wycierpiał, jego czyny i działania były wbrew Bogu, więc został przez Niego potępiony i przeklęty. Dopiero potem zdałam sobie sprawę, że dążenie do uzyskania bogosławieństw w mojej wierze w Boga to ślepa uliczka. Takie dążenia są wrogie Bogu i ostatecznie zostaną przez Niego ukarane. Podziękowałam również Bogu za to środowisko, które dało mi okazję do tego, by się nad sobą zastanowić. Inaczej nigdy bym sobie nie uświadomiła, że w mojej wierze w Boga tkwi fałsz, ani jak złe są moje dążenia, i jak bardzo są one dla Boga nienawistne i odrażające.
Potem przeczytałam dwa fragmenty słowa Bożego: „Jako istota stworzona, stając przed obliczem Stwórcy powinieneś wypełniać swój obowiązek. Tak właśnie należy czynić i to jest odpowiedzialność, która na tobie spoczywa. Na podstawie tego, że istoty stworzone wykonują swoje obowiązki, Stwórca dokonuje wielkiego dzieła pośród rodzaju ludzkiego. Wykonuje kolejny etap dzieła pośród ludzkości. A jakie jest to dzieło? Bóg zaopatruje rodzaj ludzki w prawdę, pozwalając ludziom pozyskać od Niego prawdę przy wykonywaniu obowiązków, a tym samym odrzucić swe skażone usposobienia i zostać obmytymi. W ten sposób ludzie zaczynają wypełniać wolę Bożą i wkraczają na właściwą ścieżkę życia, a na koniec potrafią bać się Boga i wystrzegać się zła, zyskać pełne zbawienie i uniknąć cierpień zsyłanych przez szatana. To właśnie jest skutek, jaki Bóg pragnie, aby ludzkość ostatecznie osiągnęła poprzez wypełnianie swego obowiązku. Dlatego też, spełnianie swojego obowiązku nie ma na celu tego, żebyś jasno zrozumiał jedną sprawę, zrozumiał nieco prawdy, ani nie jest po to, abyś zaledwie cieszył się łaską i błogosławieństwami, które otrzymujesz przez spełnianie obowiązku istoty stworzonej. Jest to po to, aby umożliwić ci bycie obmytymi zbawionym, a w ostatecznym rozrachunku byś miał szansę żyć w blasku oblicza Stwórcy” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część siódma)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). „Istoty stworzone powinny wykonywać swój obowiązek, by uzyskać aprobatę Stwórcy. Istoty stworzone powinny żyć pod panowaniem Stwórcy. Powinny przyjmować wszystko, w co zaopatruje je Bóg, wszystko, co od Niego pochodzi, i powinny wypełniać swoje zobowiązania i powinności – to jest wyświęcone w niebie i potwierdzone na ziemi; to Boży dekret. Widać z tego, że wykonywanie przez ludzkość obowiązku istoty stworzonej jest rzeczą bardziej sprawiedliwą, piękną i szlachetną niż cokolwiek innego, co robi się podczas życia w ludzkim świecie; dla rodzaju ludzkiego nic nie jest bardziej znaczące ani wartościowe ani nic nie wnosi większego sensu i wartości do życia istoty stworzonej niż wypełnianie obowiązku istoty stworzonej. Czyż nie jest tak? Bowiem dla istoty stworzonej zdolność wykonywania obowiązku istoty stworzonej, zdolność zadowolenia Stwórcy, jest najwspanialszą rzeczą, jaka istnieje pośród rodzaju ludzkiego, czymś, co ludzkość powinna wysławiać. Wszystko, co Stwórca powierzył istotom stworzonym, powinno być przez nie bezwarunkowo przyjęte; dla ludzkości jest to coś błogosławionego i chwalebnego, a dla całego rodzaju ludzkiego, który wykonuje obowiązek istoty stworzonej, nic nie może być bardziej cudowne ani godne upamiętnienia – jest to czymś pozytywnym. A jeśli chodzi o to, jak Stwórca traktuje tych, którzy wykonują obowiązek istoty stworzonej, i co im obiecuje, jest to sprawa Stwórcy, a nie sprawa stworzonej ludzkości. Mówiąc jasno i wprost, to zależy od Boga i człowiek nie ma prawa się wtrącać. Dostaniesz to, co Bóg ci da, a jeśli nic ci nie da, to nie masz nic do gadania. Kiedy istota stworzona przyjmuje Boże zadanie i współpracuje ze Stwórcą, by wykonywać swój obowiązek i robić to, co może zrobić, nie jest to transakcja ani handel; istotom stworzonym nie wolno próbować wykorzystywać żadnej postawy ani rzeczy do wymiany na Boże błogosławieństwa lub obietnice” („Wypełniają obowiązki tylko po to, by się wyróżnić, zaspokoić swoje interesy i ambicje; nigdy nie zważają na interesy domu Bożego, a nawet poświęcają je dla osobistej chwały (Część siódma)” w księdze „Demaskowanie antychrystów”). Słowo Boże sprawiło, że poczułam się winna i skruszona. Oto z całego bezkresnego morza ludzkich istot Bóg wybrał właśnie mnie i obdarzył mnie prawdą, pokazał mi, jak wieść życie pełne sensu i znaczenia, jak należy postępować i jaką ścieżkę winnam obrać w życiu. Jako istota stworzona, korzystałam z obfitego podlewania i zaopatrywania słowem Bożym, więc powinnam być wdzięczna, i bez reszty oddać swe serce Bogu, bez żadnych warunków wypełniać swój obowiązek, by ponosić koszty dla Boga, dążyć w pełnieniu swego obowiązku do zmiany mojego życiowego usposobienia, i starać się być kimś, kto naprawdę boi się Boga i jest Mu posłuszny. Takie właśnie sumienie i rozsądek winien mieć człowiek i taką ścieżkę winien obrać w życiu. W późniejszym okresie stopniowo się uspokoiłam i nie myślałam już bez przerwy tylko o pracy ewangelizacyjnej. Byłam w stanie skupić się na swej bieżącej pracy, jak również na poszukiwaniu prawdy we wszystkim, co przynosił każdy kolejny dzień. Kiedy praktykowałam w ten sposób, czułam się znacznie spokojniejsza i bezpieczna.
W czasie jednego ze spotkań rozmawiałam we wspólnocie o moim niedawnym stanie i pojmowaniu, a jedna z sióstr przesłała mi jeden fragment słów Bożych. „W ostatecznym rozrachunku to, czy ludzie są w stanie osiągnąć zbawienie, nie zależy od tego, jaki wypełniają obowiązek, lecz od tego, czy rozumieją i zyskują prawdę, i od tego, czy potrafią koniec końców podporządkować się Bogu, zdać się na Jego ustalenia i kwalifikować się, by być istotą stworzoną. Bóg jest sprawiedliwy i święty, i to jest standard, którego używa do mierzenia całego rodzaju ludzkiego. Ten standard jest niezmienny i musisz o tym pamiętać. Zapisz ten standard w swoim umyśle i nie myśl o znalezieniu jakiejś innej ścieżki, by dążyć do jakiejś nierealnej rzeczy. Wymagania i standardy, które Bóg ma dla wszystkich, którzy chcą osiągnąć zbawienie, pozostają na zawsze niezmienne; pozostają takie same, niezależnie od tego, kim jesteś. Możesz osiągnąć zbawienie tylko przez wiarę w Boga zgodną z Jego wymaganiami i standardami. Jeśli znajdziesz inną drogę, by dążyć do rzeczy, które są niejasne, i wyobrażasz sobie, że uda ci się dzięki szczęściu, to jesteś kimś, kto sprzeciwia się Bogu i zdradza Go, i z pewnością zostaniesz przeklęty i ukarany przez Boga” („Wypowiedzi Chrystusa dni ostatecznych”). Gdy rozważałam słowa Boga, zrobiło mi się jeszcze lżej na sercu. Bóg nie rozstrzyga o końcu danej osoby w opariu o to, jaki wypełnia ona obowiązek, jak dużo wykonuje pracy, albo jak wielki jest jej wkład. Koniec ten zależy raczej od tego, jaką ścieżkę ktoś obiera w wypełnianiu swego obowiązku, czy dąży do prawdy i ją rozumie, czy potrafi być posłuszny Bogu, i czy jest w stanie zmienić swe życiowe usposobienie. Bóg traktuje każdego sprawiedliwie. Bez względu na to, jaki wykonujesz obowiązek, musisz skupić się na dążeniu do prawdy. Jeśli tego nie robisz, to niezależnie od tego, jak ważny jest twój obowiązek, będzie on daremny.
Potem przeczytałam jeszcze dwa fragmenty słów Bożych, i moje serce jeszcze bardziej się rozpromieniło. Bóg mówi: „Dzieło głoszenia ewangelii to konkretna i skomplikowana praca, na którą składa się wiele odrębnych zadań. Każde z nich musi być wykonane dobrze i szybko, a jest to zlecenie Boże. Trzeba to robić dobrze i coraz skuteczniej, aby było zgodne z wolą Bożą. Wszystkie inne zajęcia profesjonalne, takie jak film, praca z tekstem, muzyka, sztuka i tłumaczenia, istnieją po to, by wspierać i wspomagać pracę ewangelizacyjną. Praca ewangelizacyjna jest pierwszą linią frontu wszelkiej pracy. Dlatego ci, którzy wykonują różne obowiązki, muszą dobrze wykonywać swoją pracę i osiągać wyniki wymagane przez Boga. W ten sposób będą mieli udział w dziele szerzenia ewangelii, ponieważ wszystkie te zadania istnieją w służbie szerzenia ewangelii. Cała praca musi koncentrować się na dziele szerzenia ewangelii i zapewniać jej niekończące się zaopatrzenie. Obecnie wszystkie materiały, dzieła, filmy i teledyski potrzebne do szerzenia ewangelii powstają dzięki zakulisowemu wysiłkowi wielu wybranych przez Boga ludzi. Wszystko, co ci ludzie robią za kulisami, stanowi potężne wsparcie dla dzieła szerzenia ewangelii” („Rozpoznawanie fałszywych przywódców”). „W dziele szerzenia ewangelii królestwa wszystkie prace domu Bożego rządzą się ściśle określonymi zasadami i przebiegają w uporządkowany sposób. Praca nad szerzeniem ewangelii jest zadaniem kluczowym, długotrwałym i żmudnym. Dlatego ci, którzy podejmują się pracy ewangelizacyjnej, bez względu na to, czy są przełożonymi, czy zwykłymi ludźmi, którzy szerzą ewangelię, powinni w swoich sercach uświadomić sobie znaczenie tej pracy. Chociaż pracujecie na pierwszej linii ewangelii i wypełniacie swoje obowiązki, to na waszych tyłach, czyli za kulisami, wielu braci i sióstr wykonuje różnego rodzaju prace pomocnicze i to oni są siłą, która wspiera dzieło szerzenia ewangelii. Co mam przez to na myśli? Cała praca w domu Bożym koncentruje się na szerzeniu ewangelii, a obowiązki wykonywane przez wszystkich wybrańców Bożych służą szerzeniu ewangelii. Bez względu na to, jakie obowiązki wykonuje każdy z nich, wszystkie one są związane z szerzeniem ewangelii. Każdy brat i siostra, którzy wykonują jakieś obowiązki, mają swój udział w pracy ewangelicznej, a każdy rodzaj pracy jest ściśle z nią związany. Krótko mówiąc, każdy rodzaj pracy, łącznie z samą pracą ewangelizacyjną, jest wykonywany po to, aby nieść świadectwo o dziele Bożym. Nie ma pracy, która by tego nie dotyczyła, a każdy rodzaj pracy jest ściśle związany z tą najważniejszą, jaką jest świadczenie o Bogu. Takie są fakty” („Rozpoznawanie fałszywych przywódców”). Dzięki słowom Bożym zrozumiałam, że o tym, jaki obowiązek ludzie wykonują, w jakim czasie, i w jakiej formie, decyduje Bóg i On to ustala. Nasze obowiązki są Bożym posłannictwem dla nas i misją daną nam od Boga. Każdy obowiązek, niezależnie od tego, jaką ma postać, jest niezbędny do szerzenia Bożej ewangelii o królestwie, i jest ściśle związany z dziełem ewangelizacji. W oczach Boga nie ma żadnej różnicy między przyziemnym a wzniosłym obowiązkiem. Ponieważ dzieło ma różnorakie potrzeby, ludzie zaś mają różnorakie atuty, przydziela im się różne obowiązki, tak, aby każdy miał swoją rolę do spełnienia. Powinnam dobrze wykonywać swój obowiązek, w sposób trzeźwy i praktyczny, i wnosić swój wkład w szerzenie ewangelii o królestwie. Potem poświęciłam się nauce umiejętności zawodowych, dzialąc się tym, czego się nauczyłam, z moimi braćmi i siostrami, i nakłaniałam wszystkich do wspólnej nauki. Po pewnym czasie czułam, że zrobiłam postępy, i byłam bardzo wdzięczna Bogu!
Dzięki temu doświadczeniu zyskałam trochę wiedzy o własnej motywacji w wierze, którą było dążenie do uzyskania błogosławieństw. Teraz już rozumiem, że w wierze w Boga najważniejsze jest dążenie do prawdy, i że muszę zająć miejsce istoty stworzonej, dobrze wykonywać swój obowiązek, i nie robić różnych rzeczy jedynie w zamian za błogosławieństwa. Pragnę jedynie być posłuszna Bożym zarządzeniom i ustaleniom, dobrze wykonywać swój obowiązek, i ze szczerego serca odpłacić Bogu za Jego miłość.